Wszystko zaczęło się niecały wiek temu, na dalekiej północy w okolicach Varilli. Mieszkała tam para młodych ragarian. Oboje nie widzieli za sobą świata, choć nie znali się zbyt długo. Niestety on pochodził ze szlacheckiego rodu Zeruko, a ona wręcz przeciwnie, nie była wprawdzie chłopką, ale zwykłą mieszczanką. Nie podobało się to rodzinie mężczyzny, zwłaszcza że mieli już wybraną dla niego idealną partnerkę. Była piękna, majętna i dobrze ułożona, ale tez dość niezależna, co kompletnie odrzucało od niej Hiohe. Wolał swoją Keyshę, delikatną i podatną na każde jego słowo. Zadecydował więc, że opuszczą rodzinne strony i rozpoczną nowe życie. Kobieta nie była pewna co do tego, żal jej było opuszczać rodzinę, ale on jej obiecał, że będą tu czasem przyjeżdżać, więc się zgodziła.
Przebyli długą i wyczerpującą podróż przez Góry Thargorn, Lodowe Pustkowia i Mroczną Puszczę, aż dotarli do Rododendroni, gdzie postanowili się osiedlić. Hiohe miał spory zapas pieniędzy, dzięki któremu udało im się zakupić nieduży domek na obrzeżach. Następnie wszystko potoczyło się dość szybko, Keysha zaszła w ciąże, on znalazł pracę w straży. Początkowo wszystko się im układało, problemy nadeszły, gdy urodziła się Jily. Hiohe zaczął się zmieniać, był coraz bardziej nerwowy, coraz częściej krzyczał na kobietę i córkę. Keysha jednak wszystko mu wybaczała, nie chciała zostać sama z dzieckiem. Sytuacja nieco się zmieniła, gdy w ich domu pojawiło się kolejne dziecko, tym razem syn. Mężczyzna był tym niezwykle uradowany. Jednakże wiadomość o trzeciej ciąży wszystko zepsuła. Rozwścieczony mężczyzna uderzył kobietę w twarz zaraz po tej nowinie. To było pierwszy raz, gdy podniósł na nią rękę. Pierwszy z wielu kolejnych razy. Dzieciom również się obrywało, nawet tym najmłodszym czworaczkom, a później kolejnej parze bliźniąt Whili i niepełnosprawnemu Enziemu. Dlatego, gdy ich matka spodziewała się siódmego dziecka, próbowała to w jakiś sposób ukryć. Jednak Hiohe po paru miesiącach odkrył prawdę i w swej złości zrzucił ją ze schodów.
Przerażona Keysha czuła, że mogło się to źle skończyć, dlatego od tego wypadku całymi dniami błagała Matkę Naturę, Pana, Prasmoka i kogo tylko znała, żeby dziecko urodziło się zdrowe. W tym czasie najstarsza córka zajmowała się domem, a gdy ojciec był w pracy, za męskie zajęcia odpowiadał Riwe. O ile pierworodna była dla swojego rodzeństwa błogosławieństwem, to on poszedł w ślady ojca i zwykle, gdy rodzice nie patrzyli, męczył swoich młodszych braci i siostry. Mimo wszystko pozostawał on ulubieńcem Hiohe, który zawsze przymykał oko na jego zachowanie i skargi płynące od reszty jego dzieci.
Wkrótce nadszedł czas porodu, zaczął się w środku nocy, matka bardzo się bała. Na początku o to, czy maluch w ogóle przeżyje. Odczuła jednak wielką ulgę, słysząc płacz dziecka, choć wciąż obawiała się o jego stan, w końcu miała już jednego chorego synka. Ze strachem spojrzała na swojego potomka i bardzo się zdziwiła. Wyglądał zdrowo, ale… inaczej. Jego błękitna skóra usiana była białymi kropeczkami swą wielkością przypominającymi liczne piegi. Jednak to było coś innego, były białe i lśniły niczym gwiazdy na nocnym niebie. Po pierwszym szoku dotarło do niej, że poza jego nietypowym wyglądem wszystko wydaje się w porządku.
Szczęśliwa i wzruszona matka podziękowała wszelkim bóstwom, do których się modliła, po czym przytuliła swojego nowo narodzonego synka, uznając go za wielki dar.
[ 0 – 7 lat]
Z czasem dzieciaki podrosły, ojciec często wyżywał się na niepełnosprawnym Enzim, który już w wieku sześciu lat już nie był w stanie chodzić. Był słaby, chorowity i miał również trudności z mówieniem. Nie miał szans, by jakkolwiek bronić się przed ojcem. Dlatego, gdy Nhato trochę podrósł, choć był rok młodszy, zacząć się za nim wstawiać. Przez taką postawę sam nieraz dotkliwie obrywał. Na domiar złego najstarszy brat Riwe, jak tylko ojciec odpuszczał, sam zaczynał ich katować. Młody ragarianin nigdy jednak nie odpuszczał, zawsze stał twardo przy bezbronnym braciszku, choć kończyło się na licznych siniakach. Jily również starała się jakoś pomagać rodzeństwu, ale ich rodzina była duża, a ona jedna, pozostałe siostry wciąż były dość małe, a matka zastraszona przez Hiohe nie robiła nic, by zaradzić tej sytuacji.
W miarę jak Nhato dorastał, zaczął odkrywać swoje magiczne zdolności, które coraz częściej objawiały się wybuchami magicznej energii, które w większości przypadków bywały dość destrukcyjne. Ojciec wpadał przez to w szał, miał coraz bardziej dość Enziego i Nhato. Twierdził, że oboje przysparzają im tylko problemów. Najstarsza córka coraz bardziej obawiała się o życie chłopców, ojciec z każdym dniem stawał się coraz gorszy i zdolny do wszystkiego. Dlatego pewnej nocy poszła ich obudzić i niewiele wyjaśniając, kazała im się ubierać. Oczywiście pomogła im przy tym, byle jak najszybciej niezauważenie wyjść z domu. Następnie pożyczyła wierzchowca ojca i zabrała chłopców aż do sierocińca w okolicy Rapsodii.
Droga trwała kilka dni, Jily wiedziała, że mocno oberwie za zabranie konia i tak długą nieobecność. Wolała jednak wziąć to na siebie, byle dać braciom szansę na lepsze życie. Gdy w końcu dotarła, pierwsze promyki słońca zaczynały grzać ziemię. Była bardzo zmęczona, przybita, ale jednocześnie szczęśliwa, że tuż przed nią malował się niewielki budynek, który miał być nowym domem dla Nhato i Enziego. Nie chciała się z nimi rozstawać, ale musiała to zrobić dla ich dobra. Najpierw jednak posadziła chłopców na murku i zwróciła się do młodszego.
- Zaopiekuj się nim, tu będzie wam lepiej… Wiesz, jaki jest ojciec – poprosiła ze łzami w oczach, z trudem się uśmiechając, po czym mocno przytuliła braci i zastukała do drzwi. Nie czekając, wsiadła na ogiera i czym prędzej ruszyła w las, nie chcąc przedłużać trudnego pożegnania.
Niebieskoskóry patrzył, jak zniknęła pomiędzy drzewami i wymamrotał jeszcze jej imię, nie wiedząc, co teraz będzie. Rozumiał jednak, że to było pożegnanie, całkiem się rozkleił. Enzi w tym czasie patrzył bez słowa przed siebie, jakby cała ta sytuacja jeszcze do niego nie dotarła.
Gdy kobieta zarządzająca sierocińcem otworzyła drzwi, była zaskoczona widokiem dwójki ragarian, ale jednocześnie strasznie poruszona ich smutkiem, przytuliła chłopców i bez cienia wątpliwości zabrała dzieciaki do środka.
Wśród podopiecznych oprócz nich było też kilku innych ragarian i nie-ludzi więc nie wyróżniali się aż tak. Jednakże Nhato całą swoją uwagę poświęcał bratu i był ślepy na wszelkie próby nawiązania przyjaźni. Nikomu nie ufał, dostał od siostry jedno zadanie i zamierzał wykonać je najlepiej, jak potrafił. Na nic też obietnice opiekunek, że zajmą się jego bratem same, on musiał być obok w każdej chwili. Głównie tłumaczył się tym, że przecież Enzi niewiele mówi, a on go rozumie bez słów. I tak w istocie było, bracia byli bardzo blisko.
Niestety zaledwie po kilku miesiącach jego ukochany braciszek poważnie zachorował. Na początku wyglądało to na zwykłe przeziębienie, ale było coraz gorzej. Z każdym dniem był słabszy, coraz mniej mówił, jadł, aż zupełnie stracił apetyt. Był tak słaby, że ledwo podnosił ręce. Trwało to niecały tydzień, po czym opuścił świat żywych na zawsze. Nhato nie potrafił tego zaakceptować, wszystkie emocje, które w sobie dusił, wypłynęły na zewnątrz, krzyczał, płakał, a jego magiczna energia siała spustoszenie wśród ścian sierocińca. Przestał, dopiero gdy stracił wszelkie siły, po prostu padł na ziemię i zasnął wykończony.
[7 – 14 lat]
Od tej pory chłopak zamknął się w sobie, z nikim nie rozmawiał, niewiele jadł. Opiekunki bardzo się o niego martwiły, ale ich wszelkie próby, żeby jakoś pomóc młodemu, były bezskuteczne. Tak było przez dłuższy czas, dopóki w sierocińcu nie zjawił się Hakk. Młody ragarianin, nieśmiały i wystraszony. Wystarczyło parę dni, by Nhato stał się jego starszym bratem, pokochał go jak Enziego, albo nawet bardziej. Bardzo przypominał on niebieskoskóremu zmarłego brata, przez co był strasznie nadopiekuńczy. Początkowo do tego stopnia, że udało mu się odstraszyć potencjalnych rodziców adopcyjnych. Tam, gdzie Hakk, musiał być on. Nie mógł go stracić.
Również ich rówieśnicy zaczęli się go obawiać i zwykle go unikali. Wystarczyło, że ktoś choćby przypadkiem zrobił jakąś przykrość młodemu, to starszy ragarianin w swej złości uwalniał mimowolnie swoją magię, którą szerzył szereg zniszczeń. Zdarzyło się nawet, że kilkoro dzieci ucierpiało, dlatego opiekunki dla dobra reszty uznały, że musi odejść. Chłopak, choć niechętnie pozbierał swoje rzeczy i spakował też Hakka, po czym oboje ruszyli szukać swojej drogi w życiu.
Początek był ciężki, poza bezpiecznymi czterema ścianami czekało na nich mnóstwo niebezpieczeństw. Musieli zatroszczyć się sami o jedzenie, spanie i ubrania, co nie było łatwe przy braku pieniędzy. Dlatego Nhato nieraz zwyczajnie kradł, spali po stodołach. W tym okresie ragarianie bardzo często pakowali się w tarapaty. Nie raz musieli uciekać, wielokrotnie też Nhato stawał w obronie Hakka, przez co nieraz mocno obrywał. Jednak dzięki temu nauczył się bić. Nie chciał używać swoich mocy, bo to ona sprawiała same problemy, próbował się od niej odciąć, ale mimo wszystko, co jakiś czas przychodził dzień, że miał w sobie zbyt wiele magicznej energii i musiała ona znaleźć ujście. Co zwykle zmuszało ich do szukania sobie innego miejsca.
Wędrując tak po świecie, dotarli aż w okolice Twierdzy Czarodziejów. Szczęśliwym zrządzeniem losu trafili na profesora z akademii, którego zaciekawił przypadek Nhato. W zamian za zgodę na jego przebadanie zaoferował im tymczasowy dom na uczelni. Oczywiście zgodzili się bez wahania. Zbliżała się zima, to był trudny czas dla bezdomnej pary dzieciaków, więc nie mogli odrzucić takiej okazji.
Od tej pory zawsze po zajęciach mężczyzna prowadził badania nad starszym chłopcem, nawet pozwalając młodszemu na przebywanie w pobliżu. Natomiast gdy bracia mieli wolne, zwykle zajmowali się drobnymi pomocami, jak porządkowanie biblioteki i zbiorów ksiąg. Dla Nhato cała ta sytuacja była wręcz idealna, nigdy w życiu nie naczytał się tak wiele, dużo się wtedy nauczył. Choć zamierzał odciąć się od swoich mocy, jakaś jego cząstka mu na to nie pozwoliła, a wręcz pchała do poszerzania wiedzy.
Na dodatek profesorowi udało się stworzyć magiczną runę na ciele ragarianina, dzięki której był w końcu w stanie kontrolować źródło swojej mocy. Miała ona kształt czteroramiennej gwiazdy i wystarczyło odpowiednie zaklęcie, by zaczęła lub przestała działać. Dzięki temu mógł ukradkiem chodzić na zajęcia bez strachu przed przyłapaniem. Zdobył nawet gruby notatnik, w którym zapisywał wszystkie ważne treści z zajęć.
Pewnego dnia jednak profesor podczas swoich badań nad Nhato, chcąc jeszcze bardziej zgłębić jego nieokiełznaną magię, posunął się za daleko. Był zafascynowany tym, jak bardzo magiczny jest ten biedny chłopak. Mężczyzna wmawiał sobie i młodemu, że pomoże mu się pozbyć problemu, częściowo biorąc go na siebie. W rzeczywistości pchały go do tego bardziej egoistyczne pobudki, jednak nie chciał skrzywdzić chłopaka. Niebieskoskóry zdążył już zrozumieć, że jego talent magiczny może być użyteczny, dlatego nie chciał się zgodzić, ale i tak to zrobił. Potrzebował kilku chwil do namysłu co dalej. Miał przeczucie, że jak odmówi on oraz Hakk stracą dom nad głową. Jeśli się podda, również go stracą, może tylko trochę później, ale wtedy nie będzie miał zbytnio jak chronić brata. Nie posiadał żadnej broni, a w walce na pięści również nie był najlepszy, szczególnie, ze względu na jego młody wiek. Gdy mężczyzna opracowywał dość skomplikowane zaklęcie, które miało na celu przeniesienie mocy chłopaka do specjalnie przygotowanego wcześniej pierścienia, który widniał już na jego palcu. Nhato wpadł na pewien pomysł i liczył, że zadziała. Profesor zajął się rysowaniem specjalnego kręgu na podłodze i z wielką dokładnością wyrysowywał w nim specyficzne znaki. Tymczasem ragarianin wyszeptał zaklęcie odpowiadające za dezaktywowanie runy na jego ciele. Wystarczyło zaczekać. Cały rytuał był nieco skomplikowany więc gdy mężczyzna przeszedł do ostatecznego rzucenia zaklęcia, energia Nhato zdążyła uwolnić się niemalże ze zdwojoną siłą. Praktycznie wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu, wylądowało w powietrzu i zaczęło latać w każdą stronę świata. Wokół widać było również wyładowania magiczne. Profesor przerażony konsekwencjami, desperacko próbował to jakoś przerwać, przemówić do Nhato, żeby spróbował to opanować, ale gdy tylko go dotknął, niemal momentalnie padł na ziemię. Ragarianin po części podświadomie pozbawił go energii życiowej. Na dodatek w tym momencie ze względu na niedokończony rytuał pierścień wchłonął część mocy profesora, nim ten wydał ostatnie tchnienie. Dopiero po dobrych kilku minutach wszystko się uspokoiło. Ragarianin był kompletnie wyczerpany, ale skrycie zadowolony z efektu.
Dopiero gdy trochę ochłonął, przypomniał sobie o wypowiedzeniu zaklęcia związanego z runą. Kolejne zamieszanie nie było wskazane. Zaraz po tym zaczął szukać Hakka, co nie trwało zbyt długo. Młodemu na szczęście nic się nie stało, zdążył znaleźć sobie kryjówke w stojącej w kącie szafie. Nhato odetchnął z ulgą, gdy zobaczył go całego, jednak serce zaczęło mu bić szybciej, gdy usłyszał liczne kroki na korytarzu. Na pewno zmierzali zobaczyć, co się stało. Ragarianin przeanalizował sytuacje i nie wyglądało to dobrze, w obawie przed więzieniem za zabójstwo, choć nieumyślne, postanowił uciec. Nie mógł przecież ryzykować, że zostawi brata samego. Po drodze do wyjścia przypadkiem kopnął pierścień. Zatrzymał się na moment i spojrzał raz jeszcze na ciało profesora, a następnie na Hakka. Zrozumiał w tym momencie, że nigdy nie uwolni się od swojej mocy i tak naprawdę wcale tego nie chce. To, co się przed chwilą wydarzyło, było bardziej niebezpieczne niż to, co się działo, zanim jeszcze otrzymał magiczną runę. Dlatego podniósł pierścień, założył go na palec, po czym jak najszybciej oboje uciekli tylnym wyjściem.
[ 14 – 18 lat]
Od tej pory znowu musieli żyć jak wcześniej, każdego dnia kradnąc jedzenie, szukając miejsc do spania i wciąż uciekając. Byli już prawie dorośli więc coraz mniej osób traktowało ich ulgowo. Z czasem Nhato usiłując cokolwiek zarobić, wplątał się do grupy przemytników. Nie chcąc narażać brata, kazał mu zwykle zostawać w jakichś kryjówkach, stodołach, szopach. Byle był bezpieczny. Drażniło go trochę, że nie może go mieć cały czas obok, ale musiał się z tym pogodzić, jeśli miał zapewnić im jakiekolwiek szanse na normalne życie.
Jednakże im dłużej starszy ragarianin współpracował z ludźmi spod ciemnej gwiazdy, tym bardziej szansę na tę zwykłą, szarą codzienność przeciętnego obywatela zanikały. Mimo to chłopak się nie poddawał. Robił wszystko, co mu kazali, wykorzystywał przy tym swoje moce. Zaimponował tym dowódcy i wkrótce stał się jego prawą ręką. Tymczasem ludzi należących do szajki stale przybywało, już nie tylko zajmowali się przemytem i okazjonalnymi kradzieżami. Zarządzający całą grupą zawierali coraz częściej bardzo wpływowe znajomości i dogadywali się w różnych sprawach, w ramach odpowiedniej zapłaty. Byli coraz bardziej rozpoznawalni, jednak ten, kto próbował rozbić ich działalność przestępczą, był szybko uciszany, na zawsze. Najwyżsi szczeblem niemalże dosłownie pływali w złocie i byli praktycznie nietykalni. Nhato, choć był ceniony, wciąż pozostawał gdzieś w cieniu. Cały czas jednak planował jakoś to zmienić.
Udało mu się to dopiero po kilku latach. Wtedy nadarzyła się niezwykła okazja. Szefowi całej grupy urodziła się córka, więc postanowił on spędzić trochę czasu w domu ze swoją żoną i pierworodną. Nie chcąc straszyć dziecka i swojej kobiety wokół nie było tak dużej ochrony, jak zwykle.
Późnym wieczorem, korzystając ze swoich mocy, Nhato zdołał dostać się do środka i gdy tylko stanął przez zaskoczonym dowódcą, odebrał mu całą energię życiową, a następnie zrobił to samo z jego żoną. Przy dziecku się zawahał. Postanowił oszczędzić dziewczynkę i podrzucić ją komuś pod drzwi. Nim jednak wyszedł z domu, zabrał dowódcy sztylet i wbił w jego martwe ciało, następnie zrobił to samo z kobietą. Wiele osób wiedziało, co potrafi zrobić i nie chciał ryzykować przyłapania, upozorował więc zwykłe, niemagiczne morderstwo.
Teraz musiał po cichu wyjść, nie budząc dziecka, co było dość trudne, bo ledwo przekroczył próg i mała natychmiast zaczęła płakać, czym zwrócił uwagę ochroniarzy. Nhato czym prędzej wsiadł na jednego z pasących się za domem koni i ruszył przed siebie. Obawiał się bardzo, że ktoś go rozpoznał, ale czasu nie mógł już cofnąć. Był gotowy na wszystko. Podrzucił dziecko pod losowe domostwo, gdy już nikt go nie ścigał. Puścił wtedy ogiera wolno, a sam zaczął wracać na piechotę inną drogą.
W tym okresie on i Hakk wciąż pomieszkiwali w bardzo różnych miejscach, czasem nocowali u innych ludzi z grupy, innym ponownie lądowali na sianie. Ostatnio jednak zadomowili się trochę u przyjaciela Nhato, który zajmował się głównie sprowadzaniem nielegalnych towarów. Gdy ragarianin wszedł do mieszkania, wszyscy spali, nawet gdy otworzył drzwi do pokoju jego i brata, które postanowiły obwieścić głośnym skrzypnięciem, że ktoś wchodzi. Niebieskoskóry zignorował to i położył się na łóżku, cały drżąc z emocji. Spojrzał na chrapiącego obok brata i się uśmiechnął, przynajmniej on się wyśpi tej nocy.
[18 - 34 lat]
Nhato wprost nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nikt nawet nie myślał go podejrzewać. Miejsce dowódcy zajął jego zastępca i nawet zamieszkał on w jego wielkim domu. Ragarianin widząc to i czując się pewnie po udanej, poprzedniej akcji postanowił wyeliminować także i jego. W międzyczasie oczywiście wszystkie zlecenia wykonywał perfekcyjnie, szybko i unikając kłopotów. Czasem jednak chcąc odpocząć od swojej dość trudnej codzienności, chodził do karczmy napić się czegoś mocniejszego. Mniej więcej w tym okresie spotkał tam niezwykłą kobietę. Myląc go z kimś innym, przywaliła mu w twarz. Nie przeszkodziło mu to jednak w zauroczeniu się nią. Miała na imię Enki i była naprawdę piękna. Jej zachowanie było dość kontrowersyjne, ale w pewien sposób imponowała ona Nhato swoją zadziornością.
Od tej pory spotykali się co jakiś czas. Nawet zostali parą, choć oboje nie mówili sobie zbyt wiele, co robią, gdy nie są razem, to nie było dla nich ważne. Naprawdę się kochali. Ragarianin miał dzięki niej jeszcze więcej motywacji do osiągnięcia swojego celu. I w końcu mu się udało. Mimo młodego wieku miał on niezłą smykałkę do interesów oraz zarządzania ludźmi, co szybko zostało zauważone. Miał być jednak tylko tymczasowo u władzy, póki nie znajdą kogoś lepszego, ale Nhato dbał o to, by żaden z kandydatów ostatecznie nie był w stanie zająć jego miejsca. Ostatecznie dom dawnego dowódcy stał się jego. Mimo naprawdę wielu spraw na głowie wszystko zaczęło się układać. Po raz pierwszy w jego życiu. On i Hakk wreszcie mieli swoje miejsce w świecie.
Wkrótce dołączyła do nich również Enki, już jako żona ragarianina, a niewiele później ich piękna córeczka, Yona. Dziecko było dużą zmianą w ich życiu. Początkowo jakoś sobie radzili, można było ich nawet określić szczęśliwą rodziną.
W miarę upływu lat jednak Nhato był coraz bardziej zajęty pracą, interesami i rozwiązywaniem problemów swojej grupy. Natomiast Enki była coraz bardziej agresywna w stosunku do niego, a nawet córki. Raz nawet próbowała podnieść rękę na Hakka, ale Nhato jej na to nie pozwolił, po raz pierwszy wtedy oboje się pobili prawie na śmierć i życie. Niebieskoskóry wygrał i od tej pory ragarianka nigdy już nie próbowała skrzywdzić jego brata, a nawet starannie unikała go w miarę możliwości.
Nhato nigdy jednak nie stanął w ten sposób w obronie Yony, ciągle brakowało mu dla niej czasu, a jeśli jakiś miał, to poświęcał go albo Hakkowi, albo kłótniom z Enki. Dziewczynką zajmował się więc głównie Hakk. Dzięki niemu starszy ragarianin miał jednak moment refleksji nad swoimi działaniami i w swym geniuszu postanowił posłać córkę do szkoły magii.
Chciał, aby miała szansę na inną przyszłość niż jego przeszłość, dlatego nie liczył się z jej zdaniem co do tego pomysłu. Za każdym razem, gdy stamtąd uciekała, zawracał ją tam, ledwo wróciła. Czasami nawet osobiście. Z czasem coraz częściej uciekała również z domu. Nhato jednak akurat tego zbytnio nie zauważał.
Nie pamiętał nawet o piętnastych urodzinach swojej córki, widział jednak, jak bardzo jego małżeństwo się rozpada. Chciał to naprawić. Wybrał się więc osobiście do miasta i zakupił smoka hasuyen specjalnie dla swej żony oraz cudowny, wielki bukiet róż. Niestety, gdy stanął przed kobietą, nie zdążył nawet porządnie wręczyć jej prezentów, bo praktycznie od razu dostał w twarz. Zrozumiał wtedy, że to koniec, nie było już szans na poprawę. Zdjął obrączkę i zerwał z Enki, a następnie kazał jej odejść. Nie mógł jednak uwierzyć, że ona bez słowa, bez emocji niemalże jakby miała serce z kamienia, po prostu weźmie swoje rzeczy i ruszy do wyjścia. Wybuchła więc kolejna awantura, jeszcze groźniejsza niż ta przed laty. Hakk tymczasem widząc, co się dzieje, zabrał Yone z dala od rodziców i pomógł jej się spakować, po czym wyprowadził ją tylnymi drzwiami.
Gdyby zrobił to zaledwie chwilę później, dziewczyna mogłaby ucierpieć, ponieważ rozzłoszczony, pełny emocji Nhato uciekł się aż do dezaktywacji runy i użycia magii przeciw swojej byłej już żonie. Cały dom rozświetliło białe światło i dało się słyszeć wyładowania energii. Nie trwało to długo, zaledwie parę sekund, a po nich wszystko było poprzewracane i w rozsypce, Enki leżała na podłodze, a Nhato stał kawałek przed nią. Oboje zmachani, zdenerwowani prawdopodobnie walczyliby dalej, gdyby nie przyszedł Hakk i nie zawiadomił ich, do czego zmusili biedną Yonę. Ragarianka przez chwilę wydawała na przejętą, ale potem wzruszyła ramionami i otarła krew z nosa. Nhato natomiast nie okazał tego zbytnio, ale dotknęło go to dość mocno. Kazał Enki odejść i nigdy nie wracać, a ona wyszła. Tak po prostu. Wtedy widział ją po raz ostatni, jak odchodzi, zostawiając go samego, zostawiając ich córkę bez cienia smutku. W tym momencie niebieskoskóry zdał sobie sprawę, że walczył nie o tę kobietę i przez to stracił córkę. Został tylko on i Hakk. Prawie tak jak kiedyś.
[34 - 36 lat]
Po tych wszystkich wydarzeniach Nhato całkiem się poddał w kwestii swojej rodziny, miał Hakka, to wystarczało, jak zawsze. Skupił się więc na pracy, szło mu naprawdę dobrze i był coraz bogatszy. Poza tym wciąż zgłębiał tajniki magii, nie pozwalając poczuciu winy dojść do głosu, zastępując niesforne myśli różnymi zaklęciami, rytuałami i ciekawostkami. Jednakże żyjąc tak, przez następne dwa lata w końcu nie wytrzymał. Wstał od biurka zawalonego notatkami i zwrócił się do brata.
- Musimy znaleźć moją córkę – stwierdził stanowczo.