Na wschodnim skraju Jesiennego Lasu, za rzeką Helwen, podgórskie tereny zamieszkiwało plemię Purasangui. Żyli oni w zgodzie z Matką Naturą, a także odprawiali liczne obrzędy ku czci Pana. Być może z tego powodu to właśnie naturianie oraz niebianie najczęściej odwiedzali ich skromną wioskę. Ludzie z plemienia byli bardzo pokojowi i gościnni więc każdy mógł liczyć na ciepłe przyjęcie. Strudzonych przybyszy zawsze witała szamanka, będąca również przywódczynią tej społeczności. Purasangui od samego początku utrzymywało matriarchalny system władzy, czym często zaskakiwało podróżnych.
Równie ciekawą kwestią by fakt, że rola przywódcy nie była dziedziczna. Gdy obecna szamanka zmierzała ku końcowi swojej ziemskiej tułaczki, nadchodził czas na zmianę rządów. W wiosce rodziła się wtedy dziewczynka o biało-czarnych włosach. Plemię wierzyło, iż jest to symbol wewnętrznej harmonii między dobrem i złem. Nigdy nie wiadomo było, której rodzinie przypadnie ten, zaszczyt dlatego każda brzemienna była traktowana niczym wcielenie samej bogini.
Gdy na świat przychodziła przyszła szamanka, cała uwaga skupiała się na niej. Otrzymywała najlepszą możliwą opiekę, a jej rówieśniczki, które przyszły na świat w podobnym czasie zazwyczaj zostawały kapłankami.
Podobnie było z Polą. Jej los został przypieczętowany w momencie narodzin. Od najmłodszych lat była szkolona w sztuce szamańskiej i przekazywano jej wiedze na temat Pana oraz Matki Natury. Dziewczynka chętnie się uczyła, a wolnych chwilach spędzała czas z innymi dziećmi.
Gdy osiągnęła wiek dziesięciu lat, nadszedł ten moment, w którym młode szamanki otrzymywały specjalne, magiczne tatuaże, które nie tylko odróżniały je od reszty, ale również miały uniemożliwić jakąkolwiek kontrolę nad umysłem. Początkowo Pola była bardzo podekscytowana.
Skocznym krokiem weszła do górskiej jaskini, w której od lat odprawiano rytuał inicjacji, była zachwycona mistycyzmem tego miejsca. Wokół kamiennego stołu ustawiono świece, a przy nich wymalowano liczne runy. Od razu wskoczyła na stół, stara szamanka prowadziła za sobą podwładne kapłanki wraz z ich spadkobierczyniami. Pola musiała chwilę poczekać, ponieważ w przeciwieństwie do niej reszta szła spokojnym, godnym krokiem.
Zniecierpliwiona dziewczynka ukradkiem ziewnęła i czekała, aż kobiety w końcu do niej dotrą. Korzystając z wolnej chwili, po raz któryś przyglądała się tatuażom przywódczyni plemienia. Niestety teraz większość ciała zakrywała specjalna szata, ale widać było, iż, dłonie, jak i cała twarz była pokryta plamami bieli i czerwieni. Dziewczynka rozważała, czy będzie mogła wybrać kolory. Do tej pory nikt nic jej nie chciał powiedzieć o tym rytuale. Zbywali ją tylko słowami „dowiesz się, gdy przyjdzie czas”.
W końcu wszyscy dotarli na miejsce. Jaśmina, bo tak miała na imię stara szamanka, nakazała Poli zdjąć szaty i położyć się na kamiennym stole. Dziewczynka wykonała polecenie dość nieśmiało. Zakrywała się rękami, ale już po chwili kapłanki zaczęły rzucać zaklęcie, które uniemożliwiło jej jakikolwiek ruch. Młoda szamanka była nieco zdezorientowana, a serce zabiło jej szybciej. Przecież wiedzieli, że marzyła o tym dniu i nie chciała nigdzie uciekać. Było jednak za późno na protesty, nie mogła poruszyć ustami, choć w głowie narastały kolejne pytania.
Starsza kobieta uśmiechnęła się do niej poczciwie i zaczęła przygotowywać narzędzia do tatuowania. Tłumaczyła przy tym symbolikę ów barw oraz ich genezę. Przestrzegła również Pole, że proces może być dość bolesny.
- Bolesny? – pomyślała zatrwożona dziewczynka, ale nic nie mogła zrobić. Teraz rozumiała, dlaczego nic jej wcześniej nie mówili, nie chcieli, aby się bała.
Kapłanki stojące w kręgu wokół nich zaczęły wyśpiewywać melodię, która była tak naprawdę inkantacją. Wtórowały im inne dziewczynki przygotowujące się do roli kapłanek. Natomiast Jaśmina stała w środku tuż obok Poli. Pierwsze ukłucie igły było nieprzyjemne, ale każde kolejne było jeszcze gorsze. Dziewczynka nie chciała przynieść wstydu swoim rodzicom, więc w miarę możliwości zacisnęła zęby. Nie wydała żadnego dźwięki, ale nie była w stanie opanować łez bóli spływających po jej policzkach strumieniami. Jaśmina co jakiś czas je ocierała i zapewniała dziewczynkę, że jest naprawdę dzielna.
Młoda szamanka miała wrażenie, że to wszystko trwa w nieskończoność i rozważała, czy przypadkiem nie trafiła do piekła. Nie był to jeden drobny tatuaż, starsza kobieta skrupulatnie tatuowała niemalże każdy fragment jej ciała. Nie oszczędziła nawet twarzy. Pola nie mogła już wytrzymać bólu i zemdlała, co okazało się dla niej zbawienne, ponieważ nie odzyskała świadomości aż do końca całego procesu.
Obudziła się dopiero jakiś czas po rytuale. Leżała w łóżku w swojej chacie, a nad nią czuwali jej rodzice oraz sama Jaśmina. Ból po tatuowaniu był znikomy, najgorsze miała za sobą. Spojrzała na swoje dłonie i nie mogła znaleźć choćby fragmentu, którego nie pokrywał biały lub czerwony tusz. Ucieszyła się, że udało jej się to przetrwać i już oficjalnie mogła być uznawana za szamankę.
***
Pola szybko dorosła, w międzyczasie wciąż pobierała nauki od swojej mentorki i nie tylko. Najzdolniejszy wojownik Purasangui uczył dziewczynę sztuki walki wręcz. Mimo pokojowego nastawienia plemienia samoobrona była bardzo istotna ze względu na duże ryzyko ataków piekielnych, które zdarzały się raz na jakiś czas. Broni używano rzadko, dlatego duży nacisk kładziono na samowystarczalność, aby nawet gdy magia zawiedzie wciąż móc stanąć w obronie siebie i słabszych.
Stara szamanka niebawem zmarła, na szczęście Pola był już w pełni gotowa do przejęcia jej obowiązków. Pogrzeb Jaśminy połączony był z ceremonią przekazania władzy w plemieniu. Całość miała bardzo poważny i podniosły charakter. Nie tylko ludzie wioski przyszli pożegnać Jaśminę i powitać nową szamankę, ale również miejscowi naturianie oraz zaprzyjaźnieni niebianie.
Dziewczyna wciąż czuła smutek po odejściu swojej mentorki, ale jednocześnie cieszył ją fakt, że nadeszła jej kolej. Chciała być równie dobrą przywódczynią, jak jej poprzedniczka. Podczas oficjalnej mowy przyrzekła robić wszystko, co w jej mocy, by służyć swojemu plemieniu i nieść pomoc tam, gdzie jest ona potrzebna.
Niestety zaledwie parę lat po przejęciu na siebie obowiązków kapłanki zdarzyła się okropna tragedia. Jej ukochaną wioskę zaatakował oddział upadłych aniołów. Wszystko stanęło w ogniu, a zewsząd słychać było krzyki przerażenia. Pola przebywała wtedy w lesie, zbierając składniki potrzebne w różnych obrzędach. Gdy zauważyła dym, natychmiast pobiegła do swojego ludu.
Jej oczom ukazał się okropny obrazek, czarnoskrzydli byli wszędzie. Dzieci płakały, a matki robiły wszystko by je uratować. Mężczyźni walczyli, a kapłanki błagały Matkę Naturę i Niebiosa o pomoc.
Pola od razu padła na kolana i zaczęła tworzyć krąg do rytuału, chciała stworzyć magiczną barierę, która wygoniłaby stąd piekielnych. Niestety stres nie wpływał dobrze na delikatne struktury tego typu magii. Źle narysowała runę, nie wymówiła słów inkantacji w odpowiedni sposób. Nie było czasu na kolejne próby, na jej oczach zabijano jej ludzi. Odpuściła czary i ruszyła do czynnej walki. Udało jej się powalić na ziemię jednego z upadłych, dzięki czemu zdobyła chwilę czasu, aby pomóc kilkuletnim bliźniaczkom wyjść z płonącej chaty. Osłoniła je własnym ciałem przed ogniem, choć kosztowało ją to kilka bolesnych oparzeń. Wygoniła dzieciaki do lasu, by tam znaleźli schronienie. Pomogła jeszcze kilku osobom, gdy niespodziewanie Matka Natura w swej wielkiej dobroci zesłała im ulewny deszcz. Płomienie powoli zanikały, ale piekielni nie odpuszczali. Wciąż wyszukiwali pozostałych i zabijali ich bez skrupułów. Inni natomiast rabowali święte przedmioty, zapasy i co tylko mogli. Kilka kapłanek skryło się za ścianą jednego z domostw i zaczęło wspólnie wypowiadać inkantacje, która miała uratować wszystkich pozostałych. Niestety spostrzegł je jeden z piekielnych.
- Nie! – krzyknęła Pola, w ostatniej chwili stając między nim a kobietami.
Szamanka wiedziała, że nie ma szans, ale stanęła do walki wręcz z uskrzydlonym wojownikiem, który na dodatek, w przeciwieństwie do niej, miał broń. Jej postawa zainspirowała kapłanki, które mimo lęku kontynuowały swój rytuał, wierząc, że zdążą go ukończyć. Pola grała na czas, unikała ciosów miecza, była bardziej defensywna niż ofensywna.
Nie każdy unik był dobry, kilka razy poczuła jak ostrze dotkliwie ją rani. Mimo to nie przestawała walczyć, była zdeterminowana i podnosiła się po każdym upadku, dopóki sama śmierć jej na to nie pozwoli.
Dzięki zawziętości Poli kapłanki były już na ostatnim etapie rzucania zaklęcia. Niestety od drugiej strony zmierzał w ich kierunku kolejny upadły. Wyglądał nieco inaczej od reszty, jego postawa i mundur wskazywały, iż jest to dowódca tej całej zgrai. Gdy tylko szamanka go zobaczyła, ostatkiem sił odepchnęła swojego obecnego przeciwnika i mocny kopniakiem sprawiła, aby nie podniósł się z ziemi zbyt szybko.
Następnie co sił w nogach pobiegła w stronę tamtego. Był tak blisko, wyciągnął już nawet swój miecz. Kapłanki zadrżały i mimo niechybnej śmierci kontynuowały, nie próbując nawet uciekać. Pola w ostatniej chwili wskoczyła między nie, a oprawcę. Osłoniła kobiety własnym ciałem, pozwalając, by to w nią trafił miecz upadłego. Piekielny przez chwilę stał w bezruchu zaskoczony tak nagłym zwrotem akcji.
- Nie przestawajcie! – Pola krzyknęła ostatkiem sił ze łzami w oczach i spojrzała na ostrze wbite tak głęboko, że przeszło na wylot.
Przebito jej serce, czarnoskrzydły zabrał swój miecz, przez co dziewczyna od razu padła na ziemię bezwładnie niczym lalka. Nim ostatecznie zamknęła oczy, ujrzała twarz swojego mordercy. Wykorzystała ten krótki moment, aby w tej ostatniej chwili swojego życia posłać mu triumfalny uśmiech, nim wydała swoje ostatnie tchnienie.
W tym samym momencie kobiety zdołały skończyć inkantacje. Sprawiła ona, że wszyscy żywi członkowie plemienia zniknęli, prawdopodobnie przenosząc się w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
+++
Pola obudziła się w Planach Niebiańskich. Nie rozumiała, co się dzieje, blask błękitnego nieba lekko ją przytłoczył. Natomiast wyjątkowo miękka trawa przypominała bardziej jedwabny koc niż prawdziwą roślinność. Niedaleko stała marmurowa fontanna w połowie opleciona przez dziką różę w fazie kwitnienia. Dziewczyna czuła ogromne pragnienie więc czym prędzej wstała, planując skorzystać ze świeżej wody. Zaskoczył ją jednak ciężar, który poczuła na plecach. Odwróciła się lekko na bok i dostrzegła skrzydło, po drugiej stronie to samo. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to jej skrzydła. Poruszyła nimi lekko. Zdecydowanie należały do niej.
- Jestem aniołem? Ale… - szamanka nie rozumiała. Słyszała o aniołach ducha, uczyła się o nich, ale nigdy nie uważała, że mogłaby być godna dostąpienia takiego zaszczytu.
Kolejną niespodzianką był fakt, że jej skórę wciąż pokrywała biała i czerwona barwa. Była pewna, że powinny zniknąć podobnie jak wszelkie rany i niedoskonałości, a jednak pozostały i pozwoliły jej zachować częściowo wolną wolę.
Niebianka podeszła do fontanny i zaczęła łapczywie pić wodę, następnie przepłukała również swoją twarz dla orzeźwienia. Powoli przypominała sobie ostatnie momenty w Alaranii. Na początku zmartwiła się o los Purasangui, ale potem zdała sobie sprawę, że słyszała ostatnie słowa inkantacji rzucanej przez kapłanki, więc musiały zdążyć. Odetchnęła z ulgą.
Zapragnęła do nich wrócić, ale nie wiedziała, jak mogłaby to zrobić. Nagle przyłożyła dłoń do serca, czuła, że biło, a jednak zobaczyła w myślach te czerwone oczy jej mordercy i miała wrażenie, jakby tamten ból znów stał się rzeczywisty.
- Widzę, że się już obudziłaś – odezwał się głos gdzieś zza jej pleców.
Pola wzdrygnęła się i odskoczyła wciąż gotowa do walki. Niebianin posłał jej przyjacielski uśmiech i rozłożył ręce w taki sposób, by pokazać, iż nie ma złych zamiarów. Gdy szamanka się uspokoiła, podszedł do niej i powitał ją ciepłym uściskiem.
Następnie wyjaśnił dokładnie, dlaczego tu trafiła i co dalej z nią będzie. Przez to, że wciąż posiadała częściowo wolną wolę, miała być potraktowana jak anioł światła i otrzymać specjalną misję. Anielica oczywiście się z tym zgodziła.
W tym momencie poczuła przenikającą ją potęgę Najwyższego i w jakiś niewytłumaczalny sposób od razu wiedziała, że jej celem będzie walka z piekielnym oraz przepędzanie złych duchów opętujących niewinne istoty. Niebianka przyjęła to z entuzjazmem. Zamierzała zacząć od tamtych upadłych, którzy zabili tak wielu jej ludzi. Poza tym nie chciała dopuścić, by tamten upadły znów zaatakował niewinnych. Bez dłuższego namysłu poprosiła, aby przeniesiono ją na kontynent.
Jednakże Najwyższy zażądał, aby najpierw podszkoliła swoje umiejętności i dopiero potem pozwoli jej zacząć działać. Pola przyjęła to z pokorą i już od następnego dnia zaczęła ćwiczyć. Trenowała sztuki walki z najlepszymi wojownikami, poszerzała wiedzę magiczną z uzdolnionymi, niebiańskimi magami. Natomiast sztuki latania uczył ją ten sam anioł, który powitał ją w Planach. Pola oczywiście mimo porażek czy upadków nigdy nie traciła zapału. Jej motywacją był powrót do Alaranii i odnalezienie tamtych morderców.
W ten sposób po kilku latach codziennych treningów była gotowa, by zacząć swoją misję. Otworzono dla niej przejście i wystarczyło tylko zrobić dwa kroki, by wrócić do żywych. Pola czuła się nieco dziwnie, lęk i ekscytacja mieszały się wzajemnie, ale nie zdołały powstrzymać anielicy. Bez chwili zawahania wskoczyła do portalu, choć nie wiedziała nawet, gdzie dokładnie wyląduje.