~Historia Isolde ~<br><br>Jej rodzina była zwyczajna, jedna z wielu w Niebie. Jej rodzice, Blane i Fiona byli przykładnymi Aniołami, zawsze stawiali służbę na pierwszym miejscu, nawet przed córkami. Zresztą Isolde niewiele to obchodziło, zapatrzona była, jak w obrazek, w starszą o 5 lat siostrę – Keirę. Imponowała jej niemal wszystkim od umiejętności i wiedzę po sposób bycia i radzenie sobie na misjach. Dlatego też Isolde od najmłodszych lat szła krok w krok po ścieżce wydeptanej przez starszą siostrę, łapiąc te same książki, tą samą broń, ćwicząc tą samą magię. Jakkolwiek matka nie starała się jej ukształtować na Uzdrowicielkę, Isolde chłonęła wszystko co mogła, w zastraszającym tempie i z ogromnymi sukcesami, lecz zaraz biegła z zakasaną spódnicą do ojca, prosząc o nauki walki. Chociaż poległa przy próbach ogarnięcia umysłem bardziej skomplikowanej taktyki i zasad maszyn oblężniczych, okazała się jednak mistrzynią w walce sztyletami. Podczas dłuższej nieobecności siostry, która wyruszyła na misję na Ziemię, Isolde poświęcała ćwiczeniom walki każdą wolną chwilę, zmuszając nawet ojca do ustąpienia jej pola i zwrócenia się do przyjaciela z prośbą o trenowanie córki. Chłonna wiedzy młoda Anielica w oczekiwaniu na własny przydział, poświęcała całe dnie nauce magii Życia, lecząc powracające z Misji Anioły, magii Wody, dbając o powierzony jej sad i potajemnie trenując walkę wodnym biczem oraz magii Struktury, sięgając poza granice narzucone przez kształty. Nocami wymykała się by ćwiczyć uniki, walkę wręcz, walkę sztyletami i strzelanie z łuku. W końcu ukochała sobie jednak sztylety i wbrew karcącym spojrzeniom matki, nie rozstawała się z nimi na krok.<br><br>Gdy po dłuższym czasie Keira wróciła z misji, była wzburzona i nie zwracając na siostrę uwagi popędziła do Pana. Ignorując kompletnie oburzenie rodziców, Isolde wstawiła się za siostrą i zażegnała chwilowo konflikt, nie zdając sobie jednak sprawy, że zwątpienie siostry sięga głębiej. Za swoją niesubordynację została skarcona, lecz jej czas i tak już nadszedł i parę miesięcy po tym jak jej siostra wróciła do swoich zadań, Isolde została przydzielona do swojej pierwszej misji i zeszła na Ziemię. <br><br>Pierwszym co ją uderzyło na Ziemi była różnorodność i chaos. Oszołomiona zupełnie innym światem, aklimatyzowała się powoli, ucząc się ludzi, ich zwyczajów, zasad, myśli, sposobów postępowania. Otoczyła szczególną opieką przydzielonego jej Łowczego, jego syna, małą rudowłosą półelficzkę, a później nawet zaprzyjaźnionego z dziewczynką wilkora. Napawała się nowym światem, w którym kusiła ją i nęciła jedna jedyna rzecz – wolna wola. Obserwacja ludzi była dla niej niczym zgłębianie nowych tajników magii. Dostrzegała złożoność ich umysłów i powódek, dała się zaskakiwać ich siłą i wytrwałością, pozwoliła ponieść się ich emocjom.. i to ją zgubiło. Kilkudziesięcioletnia, lecz wciąż młoda i naiwna, zapałała szczerą miłością do tej prostej rodzinki i gdy przyszedł rozkaz z Nieba, by unicestwić Łowczego, serce zamarło jej z grozy. Stała wówczas niewidoczna w niewielkiej izdebce, przyglądając się jak powierzony jej opiece mężczyzna pozostawia swoje dzieci, córkę pod opieką syna, by wyruszyć na dłuższe polowanie, z którego miał nie wrócić. Na jej liczne pytania kierowane ku Niebu, uzyskiwała niesatysfakcjonujące odpowiedzi: taka jest wola Nieba, taki jego los, taka jego ścieżka. Posłusznie pozostała na miejscu, opiekując się osieroconymi dziećmi, przepełniona już zwątpieniem, które nigdy miało jej nie opuścić. Zbuntowała się przy drugim rozkazie. Syn miał umrzeć. Isolde, która obserwowała jak dorasta, otaczała go opieką i chroniła ode złego wpadła w otępienie i zwątpienie. Gdy rozkaz nie został wykonany, wysłano trzech Aniołów w celu zakończenia misji i sprowadzenia zbuntowanej Anielicy przed oblicze Pana. Przekonana o swojej bezsilności, otoczona przez trzech dorosłych, doświadczonych Aniołów, gotowych interweniować w razie potrzeby, czekała. Otępiała patrzyła jak dziewczynka odbiega w las, obserwowała jak chłopak krząta się po izbie, później obraca w kierunku wyjścia zaniepokojony hałasem. Patrzyła jak mija ją mężczyzna i zamknęła oczy, odcinając się od tego, co się działo przed nią, wbrew niej, pomimo jej. Dopiero, gdy usłyszała odgłos bezwładnie upadającego na ziemię ciała, przez zaciśnięte powieki popłynęły łzy. Otworzyła oczy i jak w amoku patrzyła na rozlewającą się po podłodze czerwień. Czując dłoń na swoim ramieniu i słysząc słowa, których nie chciała rozumieć, wyjęła sztylety i wyrżnęła w pień otaczających ją doświadczonych anielskich wojowników. Skalana ich krwią, nie odezwała się słowem, patrząc jak rudowłosa dziewczynka biegnie do izby i przypada do martwego brata krzycząc przeraźliwie. Isolde pochyliła się do dziecka i dotknęła je, a półelficzka zamieniła się w kota, który oszołomiony zaczął miotać się po izbie. W lesie znalazła wilkora dziewczynki i jego również dotknęła, obdarowując go inteligencją, niezwykłą siłą oraz wiążąc jego życie, z życiem półelficzki. Wyczerpana psychicznie i fizycznie, odeszła.<br><br>Karą za nieposłuszeństwo jest unicestwienie. Wiedziała o tym i nie dbała o to. I tak nie chciała żyć ze świadomością tego, na co pozwoliła i czego sama się dopuściła. Posłusznie powróciła do Nieba i bez słowa stawiła się przed obliczem rodziców. Ci jednak, kierowani chwilowym zwątpieniem i miłością do córki, zaniechali swojego obowiązku. Matka dotknęła jej, ze łzami w oczach i przeklęła ją, by ta zapomniała o wszystkim co jej się przydarzyło, o wszystkim czym była. Ukryła jej skrzydła i osłabiła moce, a odbierając pamięć ukryła przed Panem. Po czym zrzuciła ją na Ziemię.<br><br>~Historia Avellany~<br><br>Ocknęła się w miękkim łóżku, w niewielkiej, acz eleganckiej komnacie. Z przerażenia odebrało jej mowę, a łzy same popłynęły po policzkach. Za wszelką cenę próbowała sobie bowiem przypomnieć, gdzie jest i jak się tu znalazła, gdy dotarło do niej, że nie ma pojęcia nawet kim jest ani jak się nazywa. Zapłakała w końcu głośno, kryjąc twarz w jedwabnych poduszkach. W tej samej chwili drzwi się otworzyły, a stojąca w nich młoda dziewczyna z tacą i fartuszkiem, krzyknęła piskliwie, upuściła tacę i wybiegła z pokoju. Dopiero dzięki temu, dziewczyna oprzytomniała nieco i otarła łzy z twarzy, akurat na to, by wyglądać w miarę przyzwoicie, gdy w drzwiach pojawiła się starsza kobieta o surowym spojrzeniu, lecz przyjemnym, słabym uśmiechu na twarzy. Zaraz klasnęła w dłonie i po komnacie zaczęły krzątać się młode dziewczyny, szykując dla gościa Pani skromny posiłek i odzież. W międzyczasie hrabina Maria Lucia, jak kazała się nazywać, opowiedziała dziewczynie, skąd się tutaj wzięła, a przynajmniej tyle, ile wiedziała sama.<br><br>Nazwali ją tutaj Avellaną i dziewczyna bez słowa sprzeciwu przystała na to imię, nie znając w końcu własnego. Hrabina wytłumaczyła jej, że w jej ojczystym języku to słowo oznacza orzech, po czym z uśmiechem wskazała jej lustro. Avellana zerknęła we wskazanym kierunku i napotkała własne spojrzenie orzechowych oczu, oraz twarz dość ładną, chociaż teraz nieco przestraszoną, okoloną gęstymi, falowanymi, brązowymi włosami.<br><br>Maria Lucia opowiedziała dziewczynie, o tym, jak przez ostatnie kilka dni była nieprzytomna. To wówczas została znaleziona przez polującego hrabiego ze świtą, gdy leżała nieprzytomna pośrodku lasu. Mężczyźni zarówno z troski i ciekawości, jak i urzeczeni jej urodą, zabrali dziewczynę (na oko siedemnastoletnią) do miasteczka i oddali pod opiekę żonie hrabiego. Była to kobieta niezwykle dumna, lecz o dobrym sercu i bezzwłocznie otoczyła młodą dziewczynę opieką. Jej dwórki przez kilka dni czuwały przy niej, lecz nawet lekarz, wezwany przez hrabinę, nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego dziewczyna się nie budzi. Dlatego teraz zadowolona hrabina nakazała dziewczynę nakarmić, umyć, odziać w suknie i wdrożyć ją do pracy na dworze. Oznajmiła jej, że jeśli nie ma nic przeciwko pracy, może u nich zostać, jak długo zechce, a jeśli będzie chciała odejść, nikt jej nie będzie zatrzymywał. Wciąż oszołomiona najnowszymi wiadomościami Avellana z radością przyjęła gościnę u hrabiny i z chęcią rzuciła się w wir pracy i nauki, byle tylko nie myśleć o swojej przeszłości, której nie znała, a po której wyraźnie czuła pustkę w sercu. Jedyne co miała, to nowe imię i dwa sztylety, z którymi została znaleziona, a którymi, ku własnemu zdziwieniu, posługiwała się mistrzowsko, jakby stanowiły przedłużenie jej rąk.<br><br>Przez kilka lat Avellana pozostała na dworze u hrabiego i hrabiny. W mig nauczyła się etykiety oraz odkryła swój talent do tańca i śpiewu. Ukrywała skrzętnie wszelkie dowody na władanie magią, które odkrywała w sobie. Inaczej nie dało się bowiem wytłumaczyć tego, z jaką łatwością zdarzało jej się niekiedy naginać świat do własnych oczekiwań. Otoczona opieką przez starą Bonę, chłonęła całą wiedzę o roślinach, wywarach, naparach, truciznach i odtrutkach, jakie ta zechciała jej zdradzić. A zielarka, widząc bystry umysł i dobre serce dziewczyny, przekazywała jej całą wiedzę, jaką sama posiadała. Pokazała jej, jak ziołami leczyć, ale też jak przysparzać chorób. Odkryła przed nią tajniki anatomii ludzkiego ciała, wskazując możliwe przypadłości, z którymi może się spotkać. Avellana z wdzięcznością i bez słowa sprzeciwu stosowała się do wszystkich wskazań Bony, będąc świadoma jej ogromnej wiedzy, a także czując podświadomie, że jej czas jest bliski. Gdy na starą zielarkę nadszedł czas, Avell pożegnała ją czule, podziękowała wylewnie hrabinie i hrabiemu za okazane serce i oświadczyła, że i na nią nadszedł czas. <br><br>Opuściła dworek, wzbogacona o bezcenną wiedzę, mały zapas ziółek Bony i ciekawość świata i własnej historii. Podświadomie czuła, że czeka ją coś więcej, lecz musi sama temu wyjść naprzeciw i zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Czuła też na barkach ogromny ciężar, lecz nie potrafiła jeszcze rozpoznać jego przyczyny. Błądziła więc po Alaranii, przepełniona swobodą i przekonana o ogromie możliwości, jakie na nią czekają.