Dokładnie trzydzieści lat temu Matka Natura powołała do życia pewną morską maie. Przez pierwsze lata swojego istnienia naturianka była dość mocno zagubiona. Nie przybierała nawet fizycznej formy, stale manifestując się jako szarawy dym. Mimo to była dość ciekawa świata i chętnie obserwowała życie w nadmorskiej Rubidii. Początkowo z oddali, ale z każdym dniem ten dystans się zmniejszał, a odwaga maie i pewność siebie coraz bardziej rosła. Poznawała w ten sposób ludzkie zwyczaje i zachowania. W końcu doszło nawet do tego, że od czasu do czasu zaczęła robić ludziom niegroźne psikusy. Przy drobnej pomocy magii powietrza to coś przewróciła, to czymś poruszyła w dzień, gdy wiatru wcale nie było. Była niczym duch i bardzo jej się to podobało. Czerpała ogromną satysfakcję z widoku przerażonych twarzy, było to dla niej zwyczajnie zabawne.
Pewnego dnia obserwując odpływające statki, postanowiła dla odmiany potowarzyszyć żeglarzom, opuszczając przybrzeżne okolice. W swej dymnej postaci maie przemieszczała po pokładzie niemal niezauważona oraz obserwowała sytuacje z góry, pozwalając by wiatr, niósł ją również między żagle. Przyglądała się ludziom, którzy szykowali statek do drogi. Przez myśl jej przemknęło, że może to już czas określić swoją fizyczną postać i zaznać życia, jakiego jeszcze nie znała. Jej niematerialna dymna forma jakby mimowolnie to wyrażała, przybierając kształt szarawej, ludzkiej sylwetki. Czasami ktoś przechodzący obok spojrzał w stronę tego tajemniczego dymu zaniepokojony, ale większość ją ignorowała, uznając to za przewidzenia. Zwłaszcza że szybko znikała im z oczu, chcąc zobaczyć niczym niezmąconą pracę na statku.
Maie mogła do woli obserwować bezkres oceanu i delikatnie spienione fale, których grzbiety skrzyły się w popołudniowym słońcu. Niespodziewanie spostrzegła wyskakujące z wody delfiny, a chwilę później również syrenę, którą przez ułamek sekundy widziała tuż pod taflą wody. Zaskoczyło ją to i zafascynowało. Nigdy wcześniej takiej istoty nie widziała, choć podświadomie czuła, że jest ona podobna w pewien sposób do niej. Podekscytowana maie już zaczęła planować zwiedzanie morskich głębin, by poznać te piękne istoty, gdy na pokładzie podniósł się gwar. Niechętnie odwróciła wzrok tafli wody i spostrzegła, jak mężczyźni wyciągają wielką sieć, której zanurzenie zapewne musiała wcześniej przegapić.
W sieci była naturianka, podobna do tej, co widziała przed chwilą, ale jej ogon miał inny kolor łusek. Początkowo maie przyjęła, że to pewnie przypadek i zaraz ją wypuszczą, ale mężczyźni, choć wyciągnęli ją z siatki, to po chwili przywiązali do jednego z masztów. Gdyby możliwe było już wtedy ujrzeć wyraz twarzy Merci, byłaby ona bardzo rozczarowana i zdegustowana. Nie mogła tak zostawić biedaczki, zwłaszcza że była naturianką jak ona. Tylko musiała najpierw przybrać jakąś postać, a to nie było łatwe, zwłaszcza, że nigdy tego nie robiła. Jeszcze nie była na to gotowa, nie miała planu. Czuła sporą presję, którą potęgował fakt, że marynarze już toczyli rozmowy, jakie to stosy ruenów za nią dostaną.
Nie zdążyła podjąć decyzji ani zrobić cokolwiek, co mogłoby pomóc, bo chwilę później, całym statkiem wstrząsnęło. Obok pojawił się inny okręt, o którego burtę się otarli. Maie nie mogła uwierzyć, że nie spostrzegła go wcześniej, ani też nie zauważyła narastającej paniki wśród załogi. Czarna bandera jednoznacznie wskazywała na piratów, którzy z łatwością przeskoczyli na drugi pokład i napadli na marynarzy, rabując co tylko mogli. Merci nie widziała wcześniej czegoś takiego. Może jedynie słyszała w portowych karczmach, jak starcy opowiadali o chwalebnych morskich bitwach, w których uczestniczyli. Do tej pory naturianka trzymała się głównie portu i brzegu, dlatego wprost nie mogła oderwać wzroku od zaistniałej sytuacji. W końcu widziała coś takiego na własne oczy, choć może to nie najlepsze określenie zważywszy na brak fizycznej postaci. W każdym razie podobało jej się.
Niespodziewanie spostrzegła, jak jeden z piratów zmierzając pod pokład, po drodze rozciął więzy syreny i pomógł jej wrócić do wody. Młody mężczyzna miał charakterystyczną bliznę idącą w poprzek twarzy. Ten moment, jak i ten człowiek pozostał w pamięci maie na zawsze. Nie wiedziała, dlaczego to zrobił, w końcu słyszała same złe rzeczy na temat ludzi zajmujących się piractwem. Jednakże przypomniała sobie, jak kiedyś ktoś coś mówił, że kobieta na statku przynosi pecha, więc uznała, to za powód ratunku, a raczej pozbycia się problemu.
Minęło trochę czasu, maie już nie tylko towarzyszyła marynarzom, ale również badała morskie głębiny. Dzięki temu coraz lepiej poznawała to środowisko. Poznawała też zwyczaje i zachowania syren oraz trytonów. Wszystko to było dla niej niesamowite, zdecydowanie bardziej niż codzienność mieszkańców powierzchni. Zwierzęta również były jakieś takie ciekawsze, szczególnie rekiny. Słyszała o nich wiele złego, prawdopodobnie dlatego tak bardzo przypadły jej do gustu. Ludzie się ich bali.
Jakiś czas później, po kolejnych kilku obserwacjach i długich przemyśleniach, maie w końcu zdecydowała się przyjąć fizyczną postać. Ukryła się w grocie na plaży z dala od ludzkich domostw i portu, żeby nikt jej nie mógł przeszkodzić. Nie zamierzała dzielić wyglądu z ludźmi, których po prostu znienawidziła. Wiele razy widziała, jak łowią znacznie więcej, niż potrzebują, jak łapią rzadkie gatunki w celu zapewnienia sobie prymitywnej rozrywki lub zaimponowania przed innymi, incydenty z syrenami również się zdarzały. To przelało czarę goryczy. Maie za wszelką cenę chciała chronić mieszkańców głębin przed ludźmi. Zainspirowana swoimi morskimi ulubieńcami, czyli rekinami, postanowiła na nich wzorować swoją postać. Również chciała budzić taką samą grozę jak one.
Po pierwszej przemianie w jej życiu była zadowolona z efektu, nawet nadała sobie w tym ważnym dla niej momencie imię, wprawdzie sama go nie wymyśliła, tylko przyjęła, zasłyszawszy pewną rozmowę w porcie. Dwie kobiety narzekały wtedy jak to z jakąś Mercedes same problemy i niezwykle przypadło to do gustu naturiance.
Nie zamierzała ona w końcu ułatwić ludziom życia, wręcz przeciwnie. Dopiero teraz naprawdę mogła pokazać, na co ją stać. Niemal rutynowo rozcinała rybackie sieci przed łowami, a gdy napotkała jaką łódź podpływała do niej, wystawiając na powierzchnie swoją rekinią płetwę, strasząc w ten sposób biednych rybaków. Z czasem poszła nawet o krok dalej i na swoją zwierzęcą postać wybrała rekina, dzięki czemu mogła im niszczyć te łodzie, uniemożliwiając dalsze połowy.
Szczególnie drażniło ją, gdy ludzie próbowali polować jedynie dla rozrywki lub korzyści majątkowych. Maie była skłonna zaakceptować tylko niektórych rybaków, którzy łowili wyłącznie po to, by wyżywić siebie i własną rodzinę. Reszcie skutecznie utrudniała pracę, ale poza tym w żaden sposób fizycznie ich nie krzywdziła. Jednakże w przypadku pozostałych naturianka była skłonna nawet do brutalnego zabójstwa. Pierwszy raz zrobiła to w wieku kilkunastu lat. Inny statek, inni marynarze oraz tryton zamiast syreny, ale byli wobec niego bardzo brutalni. To było jeszcze dziecko, Mercedes puściły nerwy. Weszła na pokład, wywołując niemałe zaskoczenie i zaczęła walczyć. Udało jej się podciąć kilka gardeł, a innych wrzucić do wody. Tam mogła się już nimi rozprawić jako rekin. Nie mieli szans. Maie do dziś pamięta, jak potem dryfowała, leżąc na deskach całkowicie pustej łajby. Patrzyła wtedy w niebo i myślała o tym, co się stało. Była zadowolona, że uratowała młodego, choć trochę nią to wstrząsnęło.
Za każdym kolejnym razem stawało się to łatwiejsze, im więcej razy musiała to zrobić, tym bardziej nienawidziła ludzi, powoli tracąc jakiekolwiek resztki szacunku do nich i ich żyć. Nie miała już najmniejszych wyrzutów sumienia, czuła się z tym na tyle dobrze, że mogłaby to porównać do niezłej zabawy. Nie oszczędzała niemal nikogo, niekiedy nawet dogadywała się z piratami, podpowiadając im, gdzie powinni popłynąć. Przez wydarzenia z jej wczesnego dzieciństwa, jeśli można to tak nazwać w przypadku maie, odczuwał swego rodzaju sympatie w stosunku do korsarzy. Skupiali się oni głównie na kwestiach rabunkowych, zostawiając morską faunę w spokoju, poza tym maie uwielbiała oglądać takie napady. W zamian czerpała z tego również inne korzyści, nauczyła się walczyć, posługiwać bronią, a nawet czytać i pisać. Kilka razy miała szczęście trafić na takich, co to pisali jakieś swoje dzienniki. Mercedes nie interesowała ich treść, ale zawsze chciała móc rozumieć i czytać te wszystkie dziwne znaczki, a lekcje z prawdziwymi nauczycielami nie były możliwe, z oczywistych względów.
Ludzie bardzo szybko zaczęli plotkować o przerażającej bestii, przeklętej syrenie, o rekinie wielkości smoka czy innych jeszcze niestworzonych stworach byle nie wyszło, że „zwykły” rekin zdołał zatopić im statki. Mercedes słuchała tych opowieści bardzo chętnie, przesiadując w karczmie odziana w płaszcz z kapturem, aby nie wzbudzać paniki ani nie musieć co chwilę zmieniać postaci. Uwielbiała to, za każdym razem, gdy wracała na ląd, musiała odwiedzić karczmę. To było zabawne uczucie tak słuchać o samej sobie.
Jednocześnie pod wodą też było o niej głośno, jednak w tym wypadku mówiono o niej raczej pozytywnie i tam nie musiała się aż tak ukrywać. Choć również wolała nie przebywać wśród tłumów. Nie była głupia, wiedziała, że morderstwa są jednak sprawą kontrowersyjną.
Pewnego dnia, przemierzając dno oceanu, miała jednak pecha natknąć się na Kasjanę, syrenę, której kiedyś pomogła. Dziewczyna uparcie chciała się odwdzięczyć. Merci nie bardzo wiedziała, co mogłaby chcieć, więc rozkładała ręce i próbowała ją zbyć. Nie dawało to jednak żadnego rezultatu. Młoda była zbyt zachwycona swoją wybawczynią i nie chciała się od niej odczepić. Przynajmniej na ląd za nią nie szła. Mercedes nie była pewna czy nie mogła, czy po prostu nie chciała zamieniać ogona na nogi. Była też opcja, że nie wie o takiej zdolności, a maie ceniąc sobie chwilę samotności, nie zamierzała jej uświadamiać.
Syrenka, choć naiwna i zdaniem maie nieco głupiutka miała ogromną wiedzę na temat morskiej fauny i flory. Na dodatek była straszną gadułą i co chwilę o opowiadała o tym wszystkim swojej bohaterce. Merci, wprawdzie chętnie o tym słuchała, ale miała swoje limity. Na szczęście dość szybko znalazła sposób by choć trochę odseparować od siebie niebieskołuską, dała jej misję, aby badała liczebność różnych gatunków i ewentualnie jakby ktoś potrzebował pomocy, dawała jej znać. Dziewczyna przystała na propozycje i od tego czasu widywała ją znacznie rzadziej.
Poza drobnymi uciążliwościami pokroju Kasji, Mercedes żyło się naprawdę dobrze, ostatnimi czasy nawet zapuszczała się coraz dalej w otwarty ocean. Czasami bezczelnie wchodziła na statki jako pasażer na gapę i pod osłoną nocy zupełnie zmieniała im kurs, nawet tym pirackim. Niekiedy bez powodu, innym razem, żeby się przepłynąć w kierunku, który jej akurat odpowiadał. Dzięki temu przez te wszystkie lata nauczyła się już co nieco o żegludze, choć sama okrętu ani nawet łodzi nie posiadała.
Pewnego dnia jednak jej nocne wejście na przypadkowo spotkany okręt nie zakończyło się najlepiej. Została przyłapana, to oczywiście już się zdarzało, ale tym razem nie uciekła od razu zaskoczona widokiem mężczyzny. Nigdy nie zapomniałaby tej twarzy to ten sam pirat z blizną. Nie był on zaskoczony jej widokiem, wręcz przeciwnie, wypowiedział coś pod nosem i w tym momencie naturianka niemalże oberwała kulą ognia. Korzystając z jej zaskoczenia i zdezorientowania, mag uciekł się do użycia szabli. Mercedes zaczęła z nim walczyć, odpierając każdy cios. Nie rozumiała, dlaczego ją zaatakował, jednakże słysząc, jak między ciosami coś tam gadał o nagrodzie, połączyła fakty. Ktoś musiał zaoferować jakąś nagrodę za jej głowę albo za złapanie jej. Naturianka starała się również użyć swojej mocy, ale mężczyzna był szybki i mogła jedynie skupić się na unikaniu obrażeń.
Napastnik zdołał zostawić na jej ciele kilka zadrapań, maie nie przejmowała się nimi, dopóki nie odkryła, że nie może się zregenerować. To ją poważnie zmartwiło i uznała, że nie będzie sprawdzać, jak silny jest mężczyzna. Postanowiła uciec.
Po potyczce najbardziej irytowały ją dwie szramy na czole, układające się w literę X. Mercedes przypominały o porażce, czego bardzo nie lubiła, więc od tej pory zaczęła je zakrywać, przewiązując sobie wokół głowy czerwoną opaskę, która również pomagała jej zapanować nad grzywką opadającą na oczy.
Nie było to niestety jednorazowe spotkanie, w późniejszych latach jeszcze kilka razy wpadła na tego upartego czarodzieja i za każdym razem musiała uciekać. Na dodatek było coraz więcej wielkich bohaterów, którzy koniecznie chcieli ją zabić. Jednakże w większości byli zupełnie bezradni przy konfrontacji z maie w porównaniu z tamtym mężczyzną.
Przez to wtedy dłuższy czas spędzała na dnie niż na powierzchni. Co niestety wiązało się z częstszymi spotkaniami z Kasjaną. Nigdy tego nie przyzna, ale nawet ją trochę polubiła, dzięki niej mogła pomagać mieszkańcom oceanu również w inny, mniej brutalny sposób, korzystając ze swoich zdolności.
Z czasem jednak ścigający ją mag jakby zapadł się pod ziemię, więc maie znowu częściej wychodziła na ląd. Wszak znała już całkiem sporą część oceanu, przynajmniej w jej mniemaniu, bo kilka razy dotarła nawet za Archipeag Farrahin. Nigdy jednak nie zapuszczała się w głąb kontynentu, a jej najdłuższe lądowe wędrówki były głównie wzdłuż przybrzeża, po czym i tak zawsze wracała do Rubidii. Nie lubiła przebywać wśród ludzi, ale chciała się coś dowiedzieć o swoim największym wrogu. Niestety jedyne co ustaliła, to jego imię — Sperat i to, że ponoć zaginął na morzu. Dla Merci była to dobra wiadomość, w końcu mogła być spokojna, tylko czy na pewno?