Przed kilkoma wiekami w czeluściach Piekła do życia został powołany pewien łowca dusz. Nie był wyjątkowy, zły do szpiku i oddany Księciu Ciemności. Niemalże natychmiast został on wysłany na nieznaną wyspę gdzieś na Oceanie Jadeitów, daleko od stałego lądu. Lokalni mieszkańcy nazywali ją Kitnu, wbrew pozorom nie było to miejsce zamieszkane przez niecywilizowane plemiona. Żyli tutaj wykształceni ludzi i czarodzieje. Każdy z nich władał magią, było to niemalże tak powszechne, jak umiejętność pisania i czytania. Ponadto na tej zapomnianej przez świat wyspie znajdował się ogromny, pilnie strzeżony skarbiec pełen potężnych artefaktów. Stanowiło to wielką pokusę, dlatego włodarze ów drobnego miasta największy nacisk stawiali na ochronę skarbów i często przymykali oko na szerzący się występek. Stanowiło to wręcz idealne środowisko do działania dla piekielnego. Młody Dante z wyjątkową łatwością sprowadzał ludzi na złą drogę. Przez wiele lat czuł się bezkarnie, nikt go o nic nie podejrzewał. Niestety wraz z upływem czasu młodego piekielnego po części zgubiła bezczelna wręcz pewność siebie. Pod osłoną nocy spacerował po plaży, w swojej prawdziwej postaci nie podejrzewając, iż ktokolwiek mógłby go na tym przyłapać, a tym bardziej mieć odwagę stanąć z nim do pojedynku.
Niestety pech chciał, iż na jego drodze stanął jeden z potężniejszych magów, tych, którzy własnoręcznie zajmowali się tworzeniem artefaktów. Natychmiast doszło między nimi do spięcia. Dante potrafił walczyć wręcz, ale zupełnie nie był gotowy do pojedynku magicznego. Przegrał niemalże na starcie, zanim jeszcze starszy mężczyzna zdołał pokazać większość swoich popisowych sztuczek. Łowca dusz przeczuwał, iż są to jego ostatnie chwile życia.
Jednakże ku jego zaskoczeniu czarodziej, imieniem Gandlin postanowił go oszczędzić. W zamian jednakże zażądał, aby Dante przynosił mu dusze. Potrzebował ich jako potężnego źródła zasilania dla swoich tworów. Piekielny nie miał zbytniego wyboru, przystał na propozycję.
***
Piekielny wciąż mógł robić to, co chciał, nie mógł jednak zapominać o umowie z pradawnym. Co jakiś czas nawet pracował nad artefaktami wraz z czarodziejem. Dzięki temu wiele dowiedział się o wyspie. Był tutaj aktywny wulkan, do którego aktywnie składano ofiary z ludzi, co zapewniało mieszkańcom bezpieczeństwo i powstrzymywało nagłą erupcję. Przynajmniej tak wierzono. Z czasem między Dante i Gandlinem pojawiła się więź i zaufanie. Mężczyzna postanowił nauczyć piekielnego jak porządnie używać magii. Pradawny traktował młodego piekielnego niczym własnego syna, którego nigdy się nie doczekał. Dante również zaczął patrzeć na świat inaczej, już nie wszystko było czarne i białe. Ponadto znalazł tu wielu znajomych, których szczerze polubił, co utrudniało mu wykonywanie jego pierwotnego zadania. Nie chciał przecież rujnować życia, tym na których mu zależało. Dlatego postanowił skupić się na tych, którzy działali na szkodę społeczności. Łowca dusz podstępnie zatruwał serca tych ludzi, a następnie zabijał z zimną krwią. Część dusz trafiała do piekła, a część zabierał on dla siebie, aby przekazać je czarodziejowi. Miał do tego specjalny przedmiot, który więził ów duszę, zaraz po tym, gdy opuszczała martwe ciało. Oczywiście był on stworzony przez Gandlina.
W miarę upływu lat o wyspie zaczęły krążyć legendy, które najszerzej rozniosły się w okolicach Maurii. Bogate wampirze rody zapragnęły przetrzymywanych tu skarbów dla siebie. Nie trzeba było zbyt długo czekać, na to, aby Kitnu została odnaleziona. Nieumarli początkowo sprawiali wrażenie przyjaznych, jednakże chodziło im tylko o jedno.
Dante nieszczególnie się tym interesował. Traktował ich jak zwykłych intruzów, których dusze może zagarnąć. W ten sposób zupełnie przypadkowo udało mu się udaremnić kradzież artefaktów, które w nieodpowiednich rękach mogłyby stanowić zagrożenie dla świata. Nie umknęło to uwadze lokalnego społeczeństwa. Piekielny mimowolnie stał się tutejszym bohaterem. Ponadto został mianowany oficjalnym strażnikiem ów skarbów. Otrzymał wtedy złoty wieniec laurowy, który na wyspie był symbolem wielkich zasług i zazwyczaj nosili go jedynie rządzący z rzadkimi wyjątkami.
Piekielny początkowo zdezorientowany całym procederem szybko odnalazł się w nowej roli i nawet to polubił. W międzyczasie nie zaprzestał również pomocy swojemu mentorowi, aczkolwiek praca dla Piekła zaczęła schodzić na dalszy plan.
***
Piekielny w miarę upływu lat czuł się jak w domu, fascynowały go tutejsze tradycje i wierzenia, szczególnie składanie ofiar do wulkanu. Zazwyczaj wybierano ludzi, którzy działali na niekorzyść społeczności, najczęściej starszych przestępców bez szans na duchową przemianę. Ponoć mędrcy decydujący nad ofiarą przy pomocy magicznych kart mieli się kontaktować z tutejszym bóstwem ognia, który następnie typował, kogo pochłonie wrząca lawa. Zaciekawiony Dante postanowił zasięgnąć więcej informacji i gdy tylko miał dzień wolny wyruszył na wycieczkę pod płonącą górę. Gdy zwiedzał korytarze u jej podnóży, odkrył pradawne znaki w Czarnej Mowie, mówiące o portalu do Piekła. Wtedy też zrozumiał, iż nie ma żadnego bóstwa, a jest to jedno z miejsc, które regularnie dostarcza nowe dusze tam na dół. Piekielny nie miał nic przeciwko, w końcu zazwyczaj trafiali tam ludzie, którzy ewidentnie na to zasługiwali, więc postanowił zachować to odkrycie dla siebie.
Jakiś czas później, jak każdej pełni nadeszła noc ofiarna. Było to ogromne wydarzenie, niemalże wszyscy mieszkańcy zbierali się na placu targowym, aby zobaczyć, kto zostanie nieszczęśnikiem wrzuconym do wulkanu. Hucznemu widowisku towarzyszyły liczne stragany, a nawet muzyka i tańce. Nikt się nie smucił, ludzie celebrowali życie wielu ponad śmierć jednostki. Oczywiście Dante również regularnie uczęszczał na ów wydarzenie. Jednakże nie był on zwyczajnym obserwatorem, jako strażnik artefaktów miał nieco większe prawa i mógł stać w towarzystwie wielkich mędrców, a nawet jako jeden z pierwszych dowiadywał się, kim będzie wybraniec. Miał wszak za zadanie przeszukać ów człowieka lub czarodzieja, czy nie posiada on jakichś artefaktów, które mogłyby zaburzyć całą ceremonię.
Dlatego też tak jak zwykle łowca dusz wraz z czcigodnymi poszedł do lochów znajdujących się pod głównym placem, aby przeszukać daną osobę. Robił to już wiele razy. Po przeszukaniu ofiara zostawała związana i przeniesiona na specjalny wóz, do którego zaprzęgnięte były dwa pegazy. Następnie woźnica wyruszał w drogę ponad wulkan, aby zrzucić do niego wybrańca. Tym razem widok ofiary zupełnie zaskoczył Dante. Za kratkami siedziała zaledwie kilkuletnia dziewczynka.
Piekielny wbrew swojej piekielnej naturze nie mógł się z tym pogodzić i postanowił jej pomóc. Za bardzo związał się z wyspą i mieszkańcami, aby pozwolić na zabicie niewinnego dziecka, nawet jeśli kiedyś sam zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Poza tym, skoro już wiedział o portalu do Piekła w wulkanie, to pewny siebie uznał, iż nikogo nie spotka żadna kara boska w postaci erupcji.
Chwile przed rozpoczęciem ceremonii, Dante zabrał dziewczynkę z celi i korzystając z zamieszania, wykradł jednego z wierzchowców w stajni, aby uciec jak najdalej i jak najszybciej. W ostateczności mógłby użyć własnych skrzydeł, aczkolwiek wolał nie ujawniać swojej prawdziwej formy.
Niedoszła ofiara została podrzucona na jeden ze statków, które wyruszały na stały ląd. Dzięki temu dziewczynka mogła mieć szansę na długie i szczęśliwe życie w Alaranii. Dante był z siebie zadowolony, nie mógł jednak wiedzieć, iż w tym samym czasie wyznaczono zupełnie inną ofiarę. Mimo kilku dobrych lat na wyspie Dante wciąż nie znał wszystkich tradycji, szczególnie tych rzadszych. Na jego nieszczęście tej nocy miało być zaćmienie księżyca, które według wierzeń pozwalało ponownie wyznaczyć ofiarę, co mogło albo utwierdzić w przekonaniu, iż wybrano prawidłową osobę albo dać drugą szansę pierwotnemu skazańcowi, jeśli zostanie wskazany ktoś inny. Niewielu wiedziało o tej zasadzie, a starszyzna chętnie to wykorzystywała do manipulowania wiernymi.
Dlatego w czasie, gdy łowca dusz myślał, iż ratuje dziewczynkę, wybrano jej starszą siostrę.
***
Ciekawy sytuacji Dante ruszył w drogę powrotną na targowisko. Jednakże już po chwili dotarło do niego, że coś musiało pójść nie tak. Ziemia zadrżała, a płonąca góra wydała niepokojące dźwięki. Piekielny zdał sobie sprawę, że Piekło prawdopodobnie nie jest zadowolone z braku umówionej ofiary. Nie sądził jednak, iż w ramach kary tak po prostu, bez żadnego ostrzeżenia obudzą wulkan. Piekielny w pierwszej kolejności ruszył do swojego mentora, licząc na jakąkolwiek pomoc. Gdy wpadł do domu, zastał go przykry widok. Gandlin leżał na podłodze bez ruchu, a jego ciało było już dość chłodne. Czarodziej opuścił ten świat, zanim w ogóle wyruszył na comiesięczną ceremonię.
Spanikowany piekielny nie szybko rozważył inne rozwiązanie i ruszył w stronę skarbca z artefaktami, nie był na tyle potężny, aby uratować całą wyspę bez jakiegokolwiek wsparcia. Coś jednak musiał zrobić. Jednocześnie czuł ogromne poczucie winy, które wszak wcześniej było mu całkiem obce. Na dodatek nie miał nawet chwili, aby zapłakać nad czarodziejem, który był mu niczym ojciec przez ostatnie lata.
Piekielny postanowił wykorzystać fakt, że jako strażnik miał dostęp do pilnie strzeżonego pomieszczenia z artefaktami. Wbiegł więc do niego i nikt nie śmiał go powstrzymać. Zwłaszcza że po drodze natknął się może na trójkę ludzi, uciekających w popłochu. Trudno się im zresztą dziwić, ziemia drżała, a wulkan zaczął wypluwać z siebie drobne skały, które już zaczynały siać spustoszenie. Dante pod ogromną presją czasu przeglądał przedmioty i ich właściwości, niektóre znał z opowiadań Gandlina, inne jednak musiał przestudiować, co zajmowało tak cenny w tym momencie czas.
W końcu znalazł artefakt, który w teorii mógłby pomóc, aczkolwiek rozwiązanie było, lekko mówiąc ryzykowne. Ów przedmiot nazywano okiem eugony, miał on postać niewielkiej kamiennej rzeźby oka trzymanego przez dwa drapieżne węże. Dante wziął go i wyszedł ze skarbca, aby spojrzeć na dymiący wulkan, który właśnie zaczął pluć lawą. Z oddali słychać było liczne wrzaski przerażenia, odgłosy pęknięć i huk od spadających na wyspę kamieni wulkanicznych.
Piekielny westchnął ciężko, wiedząc, że nie ma już wyboru. Niechętnie odczytał inskrypcje, a artefakt niemal natychmiast zalśnił jasnym blaskiem Przez wyspę przeszła magiczna fala, która sprawiła, iż wszyscy mieszkańcy w ciągu kilku sekund zmieniali się w kamienne posągi. Miało to pozwolić im przetrwać erupcje wulkanu, lawa nie mogła zniszczyć spetryfikowanych ciał. Dante zdążył jeszcze wyciągnąć rękę z artefaktem ku górze, jakby licząc, iż pewnego dnia na wyspę przybędzie ktoś, kto odczyni urok, a to, w jakiej pozie zastygnie, wskaże ów podróżnikowi, co spowodowało ów stan rzeczy.
***
Mijały lata, dziesięciolecia, całe wieki. Wszyscy, którzy słyszeli o wyspie na stałym lądzie, uznali, iż została kompletnie zniszczona po wybuchu wulkanu. Nikt więc jej nie odwiedzał, a z czasem ludzie zapomnieli o istnieniu Kitnu. Nieliczni mieszkańcy, którym udało się opuścić Kitnu przed katastrofą, dawno zostawili ten rozdział w przeszłości, godząc się z tym, że ich dawny dom został kompletnie zniszczony.
Tymczasem Kitnu pełna kamiennych posągów coraz bardziej skrywała się przed światem. Roślinność wdzierała się do zniszczonych domów, a kamienną skórę mieszkańców pokrywał mech. Liczne zwierzęta zadomowiły się w zgliszczach zapomnianej cywilizacji, jakby natura w akompaniamencie przejmującej ciszy odbierała to, co do niej należało.
Nie był to jednak koniec historii Dante.
Pewnego dnia na zamrożonym w czasie lądzie przechadzała się pewna wiewiórka. Skakała po drzewach, które wyrosły wśród ruin świątyń i domostw. W pewnym momencie postanowiła przycupnąć na skamieniałej dłoni piekielnego i odsapnąć. Gdy nabrała wystarczająco sił, odskoczyła z takim impetem, iż trzymany przez łowcę dusz artefakt spadł na ziemię. Poobijał się na tyle mocno, że powstało w nim pęknięcie, z którego jakby uleciała cząstka magii i uderzyła prosto w skamieniałego łowcę dusz.
Twarda skorupa okrywająca ciało Dante jak na zawołanie zaczęła się kruszyć i powoli odpadać. W przeciągu kilku chwil odsłoniętą już twarz mężczyzny musnęły promienie słońca i otworzył on oczy. Po raz pierwszy od kilku wieków.