Qiu była przypadkiem, zarówno szczęśliwym, jak i nieszczęśliwym. Podobnie całe jej życie.
Matka dziewczynki pochodziła z wielodzietnej rodziny ragarian. Ojciec natomiast był morskim elfem, który poznał Erydie w efekcie niezwykłego zrządzenia losu.
Na wybrzeżu Morza Cienia często urządzano polowanie na przedstawicieli jego rasy. Tamtego dnia miał pecha trafić na ów łowców i musiał uciekać. Biegł ile sił w nogach, więc nie zdołał ominąć zauważonego w ostatniej chwili portalu, do którego dosłownie wpadł. Przeniósł go on w sam środek domostwa jego przyszłej ukochanej, co był dość nietuzinkowym zjawiskiem. Aczkolwiek pomogło mu to zgubić pościg.
Mimo nieufności pozwolił ragarianinom sobie pomóc. Był ranny i wycieńczony, nawet jeśli zamierzał od razu wracać do domu, potrzebował czasu na zregenerowanie sił. Nordycka rodzina pozytywnie go zaskoczyło, opatrzyli go, zaoferowali ciepły posiłek i nikt nie uważał go za potwora zatapiającego statki. Szczególnie Erydia go urzekła, była najstarszą córką pani domu i to właśnie ona spędziła z nim najwięcej czasu, doglądając, czy na pewno ma wszystko, czego potrzebuje.
Pojawienie się morskiego elfa był czymś nieoczekiwanym, ale dało rodzinie pewien rodzaj odskoczni od bólu po porzuceniu najmłodszego dziecka niespełna rok temu. Qive dość szybko poznał tę historię, o złej wróżbie i próbie jej zapobiegnięcia. Erydia nieraz wspominała, jak bardzo chciałaby odszukać swojego braciszka Hakka i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Niestety jako pierworodna była niczym dodatkowy rodzic i musiała zajmować się pozostałym rodzeństwem, jednocześnie będąc wsparciem dla matki i ojca w innych sprawach.
Morski elf był dość małomówny, ale potrafił dobrze słuchać. Ragarianka miała wreszcie kogoś spoza rodziny, komu mogła zdradzić swoje troski i zmartwienia. Spiczastouchy stał się dla niej olbrzymim wsparciem i jego pobyt w tym domu stale się wydłużał.
Ponadto pokochał Erydię i nie widział już życia bez niej, dziewczyna również odwzajemniała te uczucia.
Niedługo później ragarianka zaszła w ciąże i w całym domu zagościła ogromna radość i niecierpliwe wyczekiwanie nowego członka rodziny. Rodzeństwo ciągle rozważało jak dziecko będzie wyglądać. Zgadywali czy odziedziczy tylko rogi, a może tylko ogon. Obstawiali kolor skóry i włosów, a im ciekawsze kombinacje wymyślali, tym bardziej dłużył się czas.
Dlatego, gdy na świat przyszła mała Qiuzi wszyscy byli wyjątkowo podekscytowani. Poza karnacją nie przypominała zbytnio ragarianki. Zdecydowanie wdała się w ojca, przez co najmłodsze rodzeństwo świeżo upieczonej matki w pierwszej było nieco rozczarowane. Nie przeszkadzało im to jednak zbyt długo i momentalnie pokochali małą Qiu.
Gdy dziewczynka miała już trzy latka, ojciec coraz bardziej tęsknił za morzem i pragnął, by jego dziecko też mogło je poznać. Postanowił wyprowadzić się wraz z Erydią gdzieś bliżej wybrzeża w cieplejsze rejony Alaranii. Ragarianka na początku była dość niechętna, nie chciała opuszczać rodzinnych stron i swoich najbliższych. Z czasem jednaka zrozumiała, że będzie to bliższe naturze Qiu, więc ostatecznie się zgodziła.
Spakowali cały swój dobytek i zagadali przyjezdnego handlarza, który zgodził się ich ze sobą zabrać gdzieś na południe. Nie mieli zbyt obszernych bagaży, wzięli tylko to, co najpotrzebniejsze. Erydię trochę przerażała perspektywa zaczynania życia od zera, ale była w stanie zaryzykować dla dobra swojej córki.
Niestety gdzieś w samym środku Dzikich Ostępów najechali na kamień, który rozwalił jedno z kół wozu. Handlarz nie chcąc pozwolić sobie na zwłokę, szczególnie w takim miejscu od razu zabrał się za naprawę. Morski elf instynktownie postanowił mu pomóc. Ragarianka zaś pilnowała dziecka, ale wystarczył zaledwie parosekundowy moment nieuwagi, przypadkowy portal i Qiu zniknęła.
Rodzice wołali za swoją córką, zdzierając sobie gardła, panika narastała, biegali wszędzie, sprawdzali każdy krzak. Niestety zarówno po magicznym przejściu i dziewczynce nie było nawet śladu.
~~~
Przynajmniej nie w tym lesie. Półelfka wylądowała bardzo daleko od swojej rodziny. Była kompletnie zagubiona, najpierw próbowała wołać mamę i tatę. Nikt jednak nie odpowiadał. Wystraszona dziewczynka usiadła na ziemi i zaczęła płakać.
Niestety nikt nie przychodził, nikt jej nie słyszał. W końcu spiczatoucha po prostu położyła się na trawie i zasnęła ze zmęczenia. Dopiero w środku nocy obudziły ją krople chłodnego deszczu, będące jej wybawieniem. Gdy otworzyła oczy, spostrzegła powoli zbliżającego się do niej wygłodniałego wilka. Przerażona wstała, ale nie wiedziała co zrobić, więc mocno zamknęła oczy i zaczęła głośno zawodzić. Wyobrażała sobie, że to tylko zły sen i zaraz przyjdzie jej mama.
Niestety nikt nie przychodził, nikt jej nie przytulił ani stąd nie zabrał. Ostrożnie otworzyła jedno oczko i zauważyła drapieżnika pędzącego prosto na nią. Dziewczynka nie była w stanie biec, po prostu skuliła się instynktownie i czekała na najgorsze. Bardzo bała się momentu, gdy wilk ją ugryzie. Raz drapnął ją kot i nie było to miłe. Jednakże te zębiska były zdecydowanie większe niż pazurki niesfornego futrzaka.
Jednakże ku jej zdziwieniu jedyne co poczuła to dotyk jego ciężkiej łapy na plecach i silny powiew wiatru, który odepchnął od niej drapieżnika w ostatniej chwili.
Qiu rozejrzała się wokół zaskoczona dziwnym zjawiskiem i z przerażeniem odkryła, iż nie był to wiatr, a ogromny (jak dla niej) smok. Znów zaczęła płakać, cała drżała ze strachu i zakrywała oczy.
Nie był to jednak pradawny, a samotny ajagar arkadyjski. Nie zważając na zawodzenie młodej, chwycił ją w swoje szpony i odleciał. Szpiczastoucha nie miała już siły i widząc wysokość, na jakiej się znajduje, po prostu mocno chwyciła się łap łuskowatej istoty i mocno zacisnęła usta, w oczekiwaniu aż znów będzie na ziemi.
Po dość krótkim locie wylądowali na plaży tuż przy jaskini z widokiem na Morze Cienia. I właśnie tam ajagar zabrał dziewczynkę. We wnętrzu groty pod jedną ze ścian widniało puste gniazdko otoczone wyrwanymi prosto z ziemi krzakami pełnymi jagód. Tuż za nimi natomiast leżały skorupki rozbitych jajek. Skrzydlaty gad był w istocie samicą, która musiała stracić swój miot w nie do końca jasnych okolicznościach. Prawdopodobnie płacz dziecka połączony z instynktem macierzyńskim sprowadził ją do morskiej elfki.
Dziewczynka bardzo się bała, ale była też głodna. Bardzo niepewnie skubnęła jedną z jagód i nie spuszczając smoczycy z oczu, wzięła do buzi. Gdy nie zauważyła negatywnych reakcji, zaczęła bez opanowania skubać kolejne, aż zaczął boleć ją brzuch. Położyła się więc w gnieździe tak, aby zminimalizować dyskomfort, a że wciąż trwała noc szybko zmorzył ją sen.
~~~
Kolejne lata Qiu spędziła w zupełnej izolacji od istot rozumnych. Nigdy nie nauczyła się do końca mówić dlatego bez ćwiczeń i osłuchania z ludzką mową całkowicie o niej zapominała. Jedynie jej imię pozostało w pamięci, a raczej jedynie jego skrócona forma. Obraz rodziców zastąpiła Rar, czyli samica ajagara, która się nią opiekowała. Dziewczyna nazywała ją tak, imitując dźwięk jej ryku.
Spiczastoucha naśladowała ją w praktycznie każdym ruchu. Piła to, co ona, jadła to samo. Nawet próbowała, dosatecznie mocno machając rękami, unieść się w powietrze, ale po kilku bolesnych, nieudanych próbach uznała to za niezbyt możliwe. Szybko odrzuciła również ubrania, które i tak tylko jej przeszkadzały.
Mimo izolacji od społeczeństwa rozwój dziewczynki przebiegał całkiem dobrze, ciągle uczyła się czegoś nowego, głównie na własnych błędach i z zaskakująco wnikliwych obserwacji.
Gdy nieco podrosła i był pełna najróżniejszych, dzikich pomysłów przy pomocy naostrzonego kamienia spiłowała sobie zęby tak, aby były bardziej ostre i podobne do tych Rar. „Smoczyca” zawsze ją broniła przed wszelkim niebezpieczeństwem, ale Qiu wiedziała, że prędzej czy później musi się usamodzielnić. Nie miała pazurów ani skrzydeł więc wytwarzała prymitywne broni, których używała do polowań lub samoobrony.
Jako morski elf miała dość mocno rozwinięty zmysł artystyczny. Wszystkie narzędzia, które konstruowała, bogato zdobiła, biorąc inspirację z otaczającej jej natury. Również jej włosy można było nazwać definicją artystycznego nieładu.
Dziewczyna nigdy ich nie ścinała, więc sięgały aż do ziemi. Dlatego często związywała je w coś, co można przyrównać po części do nieumiejętnie zrobionych warkoczy. Często wtykała w nie różne liście, kwiaty czy nawet gałązki uznając to za całkiem ładne.
Oczywiście w wolnych chwilach korzystała również z bliskości morza, do którego tak bardzo ją ciągnęło. Raz nawet tak długo siedziała pod wodą, że jej łuskowata opiekunka postanowiła ją wyłowić, mimo iż Qiu nic nie groziło, wciąż miała spory zapas powietrza w płucach. Zrozumiała jednak, że mimo swoich możliwości lepiej będzie nie pozostawać pod wodą zbyt długo by nie straszyć Rar.
Dziewczynie wprawdzie brakowało elementarnej wiedzy, ale nadrabiała sprytem i kreatywnością. Musiała sobie w końcu jakoś radzić, zwłaszcza że z poprzedniego życia nie pozostało jej już nic poza imieniem.