Co robiła samotna krydiana w mieście takim jak Trijou, pełnym demonów i diabłów?
Dla sławy i bogactwa mogła zrobić wszystko, właśnie dlatego zdecydowała, że zostanie matką dla przyszłej księżniczki. Nigdy nie miała oporów moralnych przed… czymkolwiek. Myślała tylko o sobie, Phelippe był tylko narzędziem dla jej celu, tak samo dziecko. Erisse wiedziała, że nie będzie w stanie okazać miłości swojej córce. Dlatego zalecenie trzymania emocjonalnego dystansu od potomka było jej całkiem na rękę.
W najciemniejszą noc roku, gdy nastąpiło całkowite zaćmienie księżyca na świat przyszła Vienna. Jej ciemna skóra i włosy ginęły w mroku, jedynie w jej oczach odnaleźć można było księżycowy blask. W tym momencie dziewczynka otrzymała również specyficzny dar, o którym miała się przekonać w miarę dorastania.
Phelippe, jej ojciec był bardzo troskliwy i swym uczuciem nadrabiał chłód i bierność biologicznej matki. Dziewczynka miała więc wszystko, czego zapragnęła i rozwijała się prawidłowo. Problematyczny był jedynie jej trudny charakter. Vienna już od maleńkości nie była zbyt uczuciowa i zdecydowanie brakowało jej empatii. Potrafiła ona przerazić niejednego dorosłego. Na dodatek z czasem objawił się jej dar otrzymany w noc narodzin. Kontrolowała ona cienie, a wszelkie świece w jej obecności jakby przygasały. Co gorsze, biedny Phelippe z przerażeniem zaobserwował, iż cień samej dziewczynki żyje jakby własnym życiem. Natomiast mała naturianka była w pełni tego świadoma i czasem prowadziła swego rodzaju konwersacje z ów bytem.
Mimo to ojciec starał się skupić głównie na edukacji dziewczyny, co na szczęście nie było zbytnim wyzwaniem. Młoda krydiana szybko się uczyła i była bardzo ambitna. Łatwo przychodziło jej zapamiętywanie nowych treści. Najbardziej natomiast upodobała sobie wszelkie nauki magiczne, w tym alchemię. Już jako kilkulatka potrafiła stworzyć truciznę paraliżującą napastnika lub wyczarować proste iluzje.
Phelippe był pewien, że dziewczyna właśnie tym zabłyśnie przed królową. Jednakże dzień, w którym Dearbháil wybierała przyszłe księżniczki, przebiegł zupełnie nieoczekiwanie w przypadku mrocznej naturianki.
Na początku gdzieś zniknęła i nikt nie mógł jej znaleźć, przez co władczyni zmuszona była czekać. Dosłownie w ostatniej chwili, gdy cierpliwość pokusy zaczęła się wyczerpywać, w drzwiach stanęła Vienna. Miała ona zawieszony na plecach łuk prawie tak duży, jak ona sama, natomiast jej odświętna, ciemnoniebieska suknia ociekała krwią. W swych drobnych rączkach trzymała amatorsko odciętą głowę diabła. Wyciągnęła ją w stronę pokusy, jakby chciała wręczyć jej podarek.
Reakcje na ów zdarzenie były skrajne. Phelippe z przerażeniem spoglądał to na dziewczynkę, to na królową. Nie miał bladego pojęcia, jak młoda mogła tego dokonać. Dorosła krydiana natomiast zdobyła się jedynie na uniesienie brwi w geście zaskoczenia i grymas niezadowolenia. Erisse była niemal pewna, że czymś takim jej córka przekreśliła swoje szanse na życie w zamku.
W przeciwieństwie do oczekiwań wszystkich obecnych, władczyni po wstępnym szoku wpadła w euforyczny wręcz zachwyt. W ten sposób Vienna zapewniła sobie pewną przyszłość.
***
W międzyczasie naturianka dorastała pod opieką Phelippe i swojej biologicznej matki w bogatszej dzielnicy Trijou. Mieli oni do dyspozycji całkiem duże mieszkanie z tarasem. Jej niezwykła uroda godna pokusy przykuwała uwagę wszystkich wokół, podbijała serca młodych i starszych chłopców. Jednakże każde z nich zostało brutalnie złamane po bliższym poznaniu. Vienna nie chciała miłości, nie potrzebowała tego do szczęścia. Skupiała się na nauce i samorozwoju, unikając rówieśników, jeśli nie mieli jej oni nic wartościowego do zaoferowania. Dużo czasu spędzała w bibliotece i ćwiczyła zaklęcia z dziedziny iluzji.
Bardzo często wykorzystywała je w praktyce, strasząc niczego nieświadomych przechodniów, lub kogokolwiek kto znalazł się w pobliżu w niewłaściwym momencie. Uczyła się również swojego daru, potrafiła ona kontrolować cienie, zmieniła ich długość i kształty, z czasem coraz lepiej i sprawniej. Zwykle wykorzystywała to, aby móc wychodzić za dnia lub straszyć niewinnych ludzi. Ponadto czasem widziano ją przeprowadzającą długie, publiczne dyskusje z jej własnym cieniem. Większości ludzi uważała ją za szaloną i przerażającą. Co nie było wcale dalekie od prawdy.
Naturianka nie miała w sobie empatii, a jej uczucia były bardzo słabe. Nieustannie więc szukała jakichkolwiek bodźców, które sprawiłby, że mogłaby w końcu coś poczuć. Lubiła mieszać w ludzkich relacjach, niszczyć więzi i wywoływać burze. Zerowe poczucie winy czyniło to dla niej zwyczajną rozrywką.
Ponadto zupełnie nie obchodziło ją co ludzie o niej myślą i mówią, a plotek było całkiem dużo. Niektórzy powiadali, że jest ona jakąś niebywale okrutną istotą piekielną, inni, że złym duchem, rodzajem demona, który przybył siać chaos i zniszczenie. Szeptali nawet, że pożera dusza. Wszystko to było sprowadzone do absurdalnego wręcz poziomu wyolbrzymienia, ale Vienna nie zamierzała wyprowadzać ludzi z błędu. Wyjątkowo bawił ją taki rozwój sytuacji.
Była jedynie nastoletnią naturianką, a niektóre diabły potrafiły się jej obawiać ze względu na najzwyklejsze bzdury opowiadane z ust do ust. Nie były to najbystrzejsze istoty.
***
Był jeszcze jeden moment w życiu Vienny, gdy królowa odwiedziła ją po raz kolejny, aby sprawdzić, co słychać o przyszłej księżniczki. Phelippe z przejęciem opowiadał o jej talencie do alchemii, a młoda krydiana z chęcią dopowiadała jakie trucizny jest w stanie przygotować z pamięci. Już następnego dnia królowa wysłała jej wszelkie potrzebne składniki, których mogła używać do rozwoju swoich zdolności i tworzenia nowych specyfików. Niektóre były rzadkie i bardzo drogie. Vienna nie zamierzała zmarnować ani jednego.
Tworzyła nowe całkiem nowe i coraz bardziej skomplikowane substancje. Nocami natomiast wychodziła, aby przetestować ich działanie. Na początku wybierała zwierzęta, z czasem jednak swoje zatrute strzałki coraz częściej kierowała ku niczego nieświadomym przechodniom. Nie miała wyrzutów sumienia ani żalu. Wszyscy ci ludzie byli jej obojętni. Byli jedynie obiektami do testów jej specyfików. Jej uczucia był na tyle nikłe, że próżno było dopatrywać się w niej choćby krzty empatii. Nie myślała o innych bezinteresownie. Jeśli ktoś był dla niej ważny, było to jednoznaczne z byciem użytecznym.
Mimo to miała całkiem spokojne życie, mogła robić, co chciała i każdy bał się jej cokolwiek wytknąć, bo przecież była została wybrana na córkę władczyni. Natomiast mroczne plotki, które wokół niej wyrosły sprawiały wręcz, że była nietykalna. Vienna zdawała sobie z tego sprawa i coraz częściej sprawdzała, jak daleko może się posunąć.
Ofiar stale przybywało, a czas płynął nieubłaganie. Krydiana z niecierpliwością wyczekiwała dnia przeprowadzki do pałacu. Jej życie już było całkiem dobre, a miało być tylko lepiej. Aczkolwiek irytował ją fakt, że nie będzie tam sama. Phelippe wspominał raz czy dwa o dwóch siostrach, które będzie mieć. Vienna oczywiście od początku rozumiała, iż będą one dla niej niczym innym niż rywalkami w drodze po koronę Trijou.
Natomiast rozstanie z biologiczną matką czy opuszczenie jej dotychczasowego domu w ogóle jej nie ruszyło. Naturianka zdecydowanie nie była osobą sentymentalną więc gdy nadszedł czas na zmiany była w pełni gotowa i bez mrugnięcia okiem wyruszyła do pałacu.