Był kiedyś tak dzień, bardzo słoneczny i przyjemny. W biednej dzielnicy Rapsodii rozległ się płacz dziecka, usłyszała go kobieta w obdartych ciuchach, choć nie miała praktycznie nic, szybko odnalazła dziecko i nie mogła tak zostawić małej dziewczynki, którą ktoś zostawił na pastwę losu. Wzięła ją na ręce i spojrzała dziecince w oczy, które okazały się niezwykle błękitne. Kobieta sprawdziła, czy wokół nie ma kogoś, kto mógł porzucić tu bezbronnego maluszka, ale pustka, o tej porze każdy zaszył się gdzieś by znaleźć schron przed upałem.
- No już, nie płacz - powiedziała cichym, łagodnym głosem do maleństwa, główka dziewczynki zakryta była częściowo przez kocyk, w tym momencie coś pod nim się poruszyło. Zaciekawiona biedaczka musiała to sprawdzić. Odkryła coś niespodziewanego, uszy, ale nie ludzkie, takie jak u gryzonia, dokładniej jak u szczurka lub myszki. Natychmiast to zakryła.
- Czym ty jesteś? - spojrzała na małą.
Kobieta oczywiście nie otrzymała odpowiedzi. Sama postanowiła ją znaleźć. Jako że potrafiła czytać aury, poczuła jej zapach. Już wiedziała, iż to mała zmiennokształtna. Tylko musiała się więcej dowiedzieć, w tym momencie cieszyła się, iż nim straciła wszystko, zdołała jeszcze nauczyć się czytać. Poszła więc do starej biblioteki. W czasie drogi dziecko zasnęło, a kobieta pilnowała, by nikt nie zobaczył jej nietypowych uszek.
Szybko tam przybyły, dobrze, że bibliotekarz był przyjacielem biedaczki i pozwolił na wejście z dziecinką.
- Czego szukasz Esterko? - spytał starzec pogodny głosem i uśmiechnął się wyciągając nos znad stronic grubej księgi.
- Cóż... Jest może jakaś księga czy coś o... niespotykanych zmiennokształtnych? - spytała trochę niepewnie.
- Oczywiście - podszedł do jednego z regałów i wyciągnął to, o co prosiła kobieta, jako że był nieco zakręconym staruszkiem dopiero teraz bardziej zainteresował się maleństwem - To twoje dziecko? Jak ma na imię?
- Oh, nie jest moje, znalazłam je porzucone i nie mogłam przejść obojętnie...
- Jak zwykle taka sama Esti, może je przypilnować w czasie gdy będziesz czytać? - zapytał uśmiechając się tak szeroko, iż aż zamknął oczy.
- Oh, em dobrze tylko nie odkrywaj jej, biedna jest trochę zmarznięta - powiedziała kobieta nie chcąc by ktokolwiek dowiedział się o tym, że mała nie jest człowiekiem.
Sama zaś poszła czytać, jednak wciąż miała na widoku staruszka. Przewracała strony widząc zapisy o tygrysołakach, smokołakach i wielu innych, dopiero pod koniec książki znalazła krótką notatkę będącą legendą o myszołakach. Co ciekawe zapis mówił jasno, że ponoć jest to bardzo nieliczny i mało komu znany gatunek. Estera dowiedziała się również, iż takie istoty ponoć nie żyją zbyt długo, a zważywszy na mnóstwo niebezpieczeństw, wiele umierało przed czasem, przed założeniem rodziny, brzmiało to niczym okrutna klątwa. Księga miała już wiele lat co potwierdzały dziury zrobione w niej przez mole, no ale zawsze to jakaś, nie do końca pewna ale jakaś informacja. Szkoda tylko że tu i ówdze jakieś poboczne zapiski zostały rozmazane lub w zbyt poniszczone by je odczytać. W tym momencie kobieta spojrzała na dziewczynkę, a w jej głowie rozbrzmiewało jedno pytanie.
- Skoro myszołaki wymarły to, co ty tu robisz malutka? - myślała i czytała dalej.
Gdy skończyła, poszła po malutką. Bibliotekarz przysnął na krześle, tuląc maleństwo. Niespodziewanie mała wydała z siebie dźwięk podobny do mysiego pisku, tylko znacznie głośniejszy i się rozpłakała.
- CO...CO TO? - obudził się staruszek.
- Eee... HIIC! - Esti udała, że ten pisk to było jej czknięcie - Przepraszam, chyba złapała mnie czkawka, pójdę już z małą.
- E, dobrze... CZEKAJ! Nie wiem, jak ma na imię?
- Hmm... Nefertiti - powiedziała, nie przyznała się, iż ledwo co wymyśliła.
- Do zobaczenia Esti! Do zobaczenia Nef!
- PIIII! - pisnęła radośnie dziewczynka, jej matka natychmiast udała to, co przed chwilą.
- Rety, pamiętaj, by napić się czegoś i utopić czkawkę! - krzyknął jeszcze i już ich nie było.
Estera nie miała domu, ale wiedziała, iż malutka musi go mieć, rozpoczęła więc szukanie kogokolwiek, kto przyjąłby do siebie dziewczynkę lub przynajmniej poratował i dał coś do jedzenia. Poszukiwania trwały dniami i nocami, ale ciężko było znaleźć kogokolwiek, a jak się ktoś znalazł to po pewnym czasie gdy odkrył długi mysi ogon i uszy oddawał dziecko Esterze.
Kobieta pewnego dnia wyruszyła do bogatszej dzielnicy i tam szukała szczęścia. Pech chciał, iż trafiła pewnego dnia na jakieś zamieszanie i znalazła się w centrum bójki, porządnie oberwała ale zdołała uchronić dziecko. Zainteresowała się nią pewna młoda szlachcianka, wymknęła się z domu i zawołała kobietę, która z trudem ale podeszła do dziewczyny. Estera cała była zakrwawiona, za mocne odniosła obrażenia, by się z tego wygrzebać.
- Zajmij się Nefertiti...proszę - powiedziała do dziewczynki i przekazała jej do rąk maleństwo, nim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, biedaczka upadła na ziemie i wyzionęła ducha.
- Proszę pani! - krzyknęła przerażona szlachcianka, jednak w tym momencie przyszedł jeden za służących jej rodziców i zabrał ją i małą do domu.
W domu dziewczyny rodzicom nie spodobało się, że wyszła choć miała zakaz, a sprawę pogorszyło jeszcze dziecko. Choć Elizabeth przysięgała z całych sił, iż będzie się zajmować maleństwem, chcieli je oddać. Na szczęście Eliza dzięki swej upartości i dobrym sercu przekonała mamę i tatę, by mogła z nimi zamieszkać jeszcze Nefertiti. W teorii sama miała zajmować się swoją nową siostrzyczką, natomiast w praktyce zadanie spadło na służących. Pani Alexandra miała dziecko ubrać ale gdy odwinęła kocyk zaczęła krzyczeć na cały głos, iż wszyscy domownicy się zbiegli.
- Ona ma ma ogon, jak u myszy. - stwierdził tato.
- I te paskudne uszy! - krzyknęła matka z odrazą.
- Okropieństwo! Mutant - zawołała służąca.
- Ale super! - zawołała Eliza ku zdziwieniu wszystkich - No co? Jest wyjątkowa i niezwykła, już ją uwielbiam!
Rodzice tylko westchnęli, przecież nie cofną obietnicy.
Mijały lata, myszołaczka rosła bardzo szybko, Eliza uczyła ją mówić i wszystkiego, co sama potrafiła. Dziewczynki stały się nierozłączne. Gdy do Elizabeth przychodzili przyjaciele, zawsze przedstawiała im swoją siostrzyczkę i broniła jej, gdy się nabijali z młodej zmiennokształtnej lub straszyli, przynosząc koty. Ostatecznie jednak ją zaakceptowali, czego nie można powiedzieć w stosunku do rodziców. Zawsze traktowali ją jak szkodnika, zwierzę. Nefer w końcu się tym zainteresowała.
- Eli, powiedz mi dlaczego mama i tata mnie nie lubią? Dlaczego patrzą krzywo. jak chce z nimi pogadać?
-...-Eliza przytuliła Nef - Dobrze, wszystko ci wytłumaczę, otóż parę lat temu... - zaczęła opowiadać całe zdarzenie. a zmiennokształtna co jakiś czas poruszyła to lewym, to prawym uszkiem nasłuchując.
Pod koniec zaskoczona wszystkim myszołaczka przytuliła Elizę i niemal nic nie mówiła przez parę dni.
- Nefi? - spytała Eliza,wchodząc do pokoju i niosąc talerz z ciastkami - Chcesz może? Przed chwilą to zwędziłam - zachichotała.
- Mhm - odezwała się w końcu.
- Już ci lepiej? - uradowała się dziewczyna.
- Tak, tylko ciekawi mnie czym jestem teraz...
- Pół myszką! Nie przejmuj się mała, zjedzmy coś, a potem pobawimy się na dworze.
- No dobrze... Ja zjem więcej ciastek!
- Ja!
Dziewczynki rozpoczęły więc konkurs i już miały zabawę, choć nef była drobniejsza, to wygrała ku zaskoczeniu starszej. Potem nieco przejedzone pobiegły na zewnątrz do ogrodu. Bawiły się w chowanego. W pewnym momencie stało się coś dziwnego, Nef nagle stała się malutka, niewiele wyższa od myszy. Dobrze, że Eliza podglądała przy liczeniu czasu na schowanie się siostry. Natychmiast podbiegła i odszukała ją w trawie.
- Jak to zrobiłaś?
- Nie wiem! - krzyknęła wystraszona.
- Co? Mówisz za cicho.
- NIE WIEM!
- Hmm, a umiesz zmienić się mysz?
- MYSZ? TAK CAŁKIEM?!
- Tak.
- CHYBA NIE!
- Spróbuj! Może jesteś zmiennokształtną?
- MYSZOŁAKIEM? TO JAKIŚ ŻART! - krzyknęła i się zaśmiała.
- No ale spróbuj, co ci zależy - uśmiechnęła się Eliza i położyła na trawie, patrząc na siostrzyczkę.
Nefertiti westchnęła i o dziwo jej się udało. Miała szare futerko i popiskiwała wystraszona. Elizabeth wystawiła rękę, by na nią weszła, posłuchała jej bo bała się zostać tu w takim stanie. Siedzenie u kogoś na ręce, gdy ten biegnie, było koszmarnym doświadczeniem.
- MAMO! MAMO! SPÓJRZ! NEFER POTRAFI SIĘ ZMIENIAĆ W MYSZ!
- AIII! ZABIERZ TEGO SZKODNIKA! - krzyknęła wystraszona i zniesmaczona matka.
- Ale to Nefertiti!
W tym momencie przyszedł ojciec.
- Nie strasz matki Elizabeth.
Jakież było zaskoczenie, gdy z myszy nagle zrobiła się miniaturowa wersja nefertiti. Po chwili zaczęła rosnąć dość szybko, a że wciąż siedziała na ręce siostry, obie się przewróciły.
- Mówiłam!
- Uff, udało mi się wrócić... - westchnęła Nef.
Po paru dniach Nef zdecydowała się coś dowiedzieć o tym, kim jest, idąc wiem podobnym tokiem myślenia do tego, tej kobiety co ją pierwsza znalazła, wyruszyła do biblioteki. Poprosiła o książkę o myszołakach ale dostałą to samo co wtedy tamta. Dziadek przyglądał jej się wnikliwie, miała na sobie pelerynę z kapturem, dzięki czemu jej uszy i ogon pozostawały w ukryciu. Dziewczyna trochę się naczytała ale nie znalazła odpowiedzi, kim jest, zapisków na ten temat okazało się bardzo mało, tylko w tej jednej księdze. Dodatkowo zmartwiło ją to, że będzie żyć tak krótko. Tego dnia postanowiła sobie, iż znajdzie coś, co pozwoli jej, by mogła pozostać dłużej na tym świecie.
Gdy oddawała książkę, starzec spojrzał jej w oczy.
- Czy ja cię nie widziałem gdzieś? Jak ty się zwiesz dziecino?
- Nefertiti, proszę pana.
- Ha! Wiedziałem! Moja droga Esti cię znalazła i tu przyszła z tobą, w życiu nie zapomnę tych twoich oczęt!
- Może chodziło o jakąś inną...?
- Esti wymyślała własne imiona, nie ma drugiej Nefertiti, na pewno! Ale urosłaś! Ściągnij no kaptur, niech cię zobaczę!
- Em, ale... no dobra - ściągnęła ale bibliotekarz co pewnie miał już nie ten wzrok nie zauważył pewnej charakterystycznej cechy.
- No piękna jesteś, no! Kto by pomyślał ze z takich maleństw takie śliczności wyrastają - zaśmiał się pogodnie.
- Tak, dziękuję... Muszę już iść... - powiedziała nieco zawstydzona i poszła do domu.
W czasie drogi spostrzegła na ulicy dwie myszy, jedna ruda, druga biała. Podeszła do nich i nie zważając na to, że mogą nie zrozumieć, się przywitała. Ku jej zdziwieniu oba obróciły pyszczki w jej stronę i odpowiedziały. Stała moment w osłupieniu, gryzonie to wykorzystały i wspięły się na jej ramiona. Dziewczyna delikatnie je pogłaskała. I od tej pory już nie opuściły myszołaczki nawet na krok.
Gdy dotarła do domu, znalazła tylko ślad po pożarze, gdzieś w stosie desek wyłapała wzrokiem ciało matki i ojca, nie odnalazła zaś tego siostry co dało jej pewną nadzieję ale i tak teraz została sama. Jej celem stało się odnalezienie siostry i czegoś, co pozwoli jej żyć co najmniej tak długo, jak człowiek by miała czas na poszukiwania. Jej życie całkiem się zmieniło, musiała kraść, by żyć i do tego ukrywać się przed ludźmi, Eliza nieraz jej opowiadała o niezwykłych stworzeniach, jak to kończyły w cyrkach. Myszołaczka nie zamierzała tak skończyć, rozpoczęła więc samotną wędrówkę, przynajmniej póki co.