Nad Alaranią właśnie wschodziło słońce i to dokładnie, gdy pierwsze jego promienie pokryły Równinę Berenar, w Lesie Abbadur spadła cząstka energii, w którą tchnięte zostało życie. Nikt tego nie widział, samotna istota w postaci niematerialnego, różowego blasku po raz pierwszy spojrzała na świat. Kompletnie zagubiona i niepewna świata lewitowała wśród gęstwin do czasu, gdy nie napotkała młodej sarenki wciąż upstrzonej białymi kropkami. Nie wiedziała nic, nie umiała mówić, czy żyć, w klasycznym rozumieniu tego określenia. Mimo to instynktownie przybrała postać niewinnej istoty i wtedy uderzył ją szereg nowych zmysłów. Wtedy właśnie zdała sobie sprawę ze swojego istnienia.
Pragnęła doświadczyć go jeszcze bardziej, biegła wśród drzew i co jakiś czas zmieniała postać na kolejne nieznane jej zwierzę, a czasem nawet roślinę. Poznawała różne perspektywy i ciągle chciała więcej. Nie musiała liczyć czasu, noce i dnie mijały, a ona była wolna i niezależna. To był prawdziwe, czyste i niewinne szczęście.
Pewnego dnia udało jej się wyjść poza granice lasu i dotrzeć do miasta Nurii. Był to dzień, w którym jej życie zmieniło się na zawsze.
Ludzie byli czymś zupełnie innym od zwierząt i roślin. Naturianka nie potrafiła wtedy sprecyzować czym dokładniej, ale zachwycali ją swoim wyglądem, tym jak mówią, jak chodzą. Stale gdzieś pędzili, tymczasem ona w postaci niepozornego kota mogła przemykać wśród nich niemal niezauważona i obserwować ich dokładnie. Jedni mieli uszy spiczaste, inni trochę podobne do zwierząt. Czasem mieli ogony lub skrzydła. Fascynowała ją ta różnorodność i szereg barw.
Dlatego, gdy już wystarczająco się napatrzyła, postanowiła stworzyć swoją własną materialną postać. Inspirowała się różnymi ludźmi, niemalże każdy element ciała był zapożyczony od obcych jej przechodniów. Mimo to wyszła jej całkiem urocza postać młodej kobiety o fioletowych oczach i długich do ziemi, blond włosach. Zapomniała niestety o ubraniach, czym zwróciła na siebie naprawdę sporą uwagę.
Jeden z mężczyzn widząc wszystkich gapiów, okrył ją swoim płaszczem i zabrał do siebie. Był naprawdę miły. Spędziła z nim wtedy bardzo dużo czasu, nauczył ją wielu rzeczy, w tym tych najbardziej podstawowych jak choćby języka i czytania. Miał na imię Heathore.
***
Czarodziej był daleki od ideału, ale naiwna Kiara nie mogła o tym wiedzieć. Zwłaszcza że na początku wykazywał do niej ogromną cierpliwość i pozwolił jej ze sobą zamieszkać. Być może dlatego maie wkrótce poznała smak pierwszego w życiu zauroczenia drugą osobą. Miłość jeszcze bardziej przysłoniła jej oczy. Nie zauważyła, nawet kiedy zaczął podnosić do niej głos i obrażać, a nawet atakować fizycznie. Ciągle przypisywała to złym dniom i trudnym czasom. Zawsze była dla niego, chciała jakoś pomóc. Nie wiedziała, że w tym wszystkim zatraca samą siebie. Zabronił jej przyjmować inne formy, co tak kochała, miała pozostać w tej jednej i udawać człowieka. Nie mogła nigdzie sama wychodzić, on musiał być obok. Uważał, że magią powinni władać tylko czarodzieje, ewentualnie mężczyźni innych ras dlatego również tej przyjemności pozbawił Kiare.
Naturianka strasznie tęskniła za wolnością i lasem, ale bała się przeciwstawić, bo gdy choćby spróbowała, cierpiała dwa razy mocniej. Całe jej ciało pokrywały siniaki i strupy. Często miała podbite oczy lub złamane kończyny. Leczyła się przy pomocy swojej energii tylko, będąc samą w domu sama na dłużej. Niestety Kiara miała taką przypadłość, że używała swoich mocy nawet podświadomie. Niemalże zawsze, gdy spała wokół powstawała iluzja przedstawiająca to, co akurat śniła. Jeśli pradawny to zauważał, zwykle budził ją wtedy mocnym uderzeniem w twarz.
Kiara jednak uważała, za najgorsze te noce, gdy pradawny umyślnie ignorował jej potrzebę bliskości czy chociażby zwykłej rozmowy. Męczyło ją poczucie winy, miała wrażenie, że zrobiła coś bardzo źle.
Mijały całe lata, a dziewczyna słyszała coraz więcej zakazów i nakazów, coraz mniej miłych słów. Na dodatek pradawny ciągle gdzieś wychodził, zostawiając ją samą, w swoim ponurym, nieco przydużym mieszkaniu. Maie powoli zaczynała wierzyć, że zasłużyła na takie traktowanie.
I choć wiedziała, że wystarczy przybrać niematerialną formę, by uciec, nie mogła tego zrobić. Bała się go i jednocześnie, jakkolwiek absurdalne to by nie było, nie chciała zranić. Dochodził do tego również lęk przed tym, czy po powrocie do lasu umiałaby żyć jak dawniej i czy jeśli zostałaby wśród ludzi, nie spotkałby ją jeszcze gorszy los niż obecny. Heathore zawsze ją tym straszył, a ona mu wierzyła.
***
Wybawieniem Kiary okazał się rytuał, który miał być przekleństwem.
Pradawny wrócił pewnego dnia bardzo podminowany, w nerwach spakował kilka drobiazgów, po czym chwycił maie za dłoń i bez wyjaśnienia wyciągnął z mieszkania. Naturianka nic nie powiedziała, robiła, co chciał, choć bardzo bolał ją nadgarstek od zbyt mocnego uścisku.
Heathore zabrał ją na polanę za miastem i zaczął szykować jakiś krąg na trawie, używając do tego różnych specyfików. Następnie nakazał Kiarze stanąć w środku.
- Dość tych przemian, będziesz człowiekiem, tak jak zawsze chciałaś – poinformował ją, zaczynając rytuał.
Jego słowa odbiły się echem w głowie jasnowłosej. Nie chciała tego, nigdy nie chciała. Kochała swoje umiejętności, kochała czuć wiatr w skrzydłach pod postacią ptaka, skakanie po drzewach jako drobna wiewiórka czy choćby przemykanie jako kot niepostrzeżenie wśród ludzi. Serce biło jej jak oszalałe, poczuła jak jej stopy, odrywają się od ziemi. Czarodziej inkantował, a ona nie wiedziała co zrobić.
Z jej gardła wydobył się głośny krzyk, a sama maie w stresie zaczęła zmieniać formy jedną po drugiej. Każde zwierzę, jakie widziała, w pewnym momencie nawet nie umiała przestać. Czarodziej krzyczał, ktoś w oddali zaczął iść w ich stronę, a może biec?
Częste przemiany mocno ją osłabiały, powoi traciła kontakt z rzeczywistością. Ostatnie co pamiętała to, że pradawny padł na ziemię i ona też. Została człowiekiem? Udało mu się?
Miała wrażenie, jakby minęły lata, otwarcie oczu wymagało sporego wysiłku, ale jakoś to zrobiła i ujrzała nad sobą dwie zmartwione kobiety. Czemu tak na nią patrzyły? I gdzie Heathore, nie lubił, gdy rozmawiała z kimś bez jego zgody.
- Heathore…? – wydusiła, zachrypniętym głosem, usiłując się rozejrzeć.
Kobiety pomogły jej wstać i teraz mogła je w pełni zobaczyć. Były takie inne, wyjątkowe. Uśmiechnęła się na ich widok, nigdy nie widziała takich „ludzi”. Bardzo chciała je poznać, ale nie mogła, musiała wrócić do domu. Może mężczyzna już tam czekał.
Została jednak powstrzymana. Nowe koleżanki wyjaśniły jej wszystko, co się wydarzyło. Czarodziej był jednocześnie z każdą z nich, oszukiwał i znęcał się nad nimi. Kiara mimo zranionego serca wciąż próbowała go jakoś bronić. Przestała w momencie, gdy zwierzonidka przyznała, że pradawny nie żyje.
Maie poczuła ogromną ulgę, jednakże wyrzuty sumienie sprawiły, że zaczęła płakać. Wokół niej zaś powstawały liczne iluzje przedstawiające dobre i złe wspomnienia związane z jej dawnym ukochanym.
***
Zarówno Nikephoros, jak i Vanshika podobnie do Kiary straciły tego dnia praktycznie wszystko. Nie mogły wrócić do domów, które nie należały do nich. Heathore był dość znany i jego zaginięcie z pewnością nie zostanie tajemnicą na długo. Chciały jednak zabrać najważniejsze rzeczy z ich dawnych domostw, co nie było łatwym zadaniem. Nawet mimo ogromnej różnorodności ras w mieście przykuwały uwagę jak mało kto. Jedna była nimfa, druga arachnidą, natomiast trzecia bliżej nieokreślonym dziwadłem z bardzo rzucającym się w oczy ogonem niczym u skorpiona. Ludzie szeptali, patrząc im w oczy i często wymawiali imię ich byłego ukochanego. Strażnicy miejscy również patrzyli na nie krzywo, ale jeszcze nie mieli podstaw do aresztowań, więc nikt im nie przeszkodził.
Rozdzieliły się w przy centrum, ponieważ mieszkanie, w którym żyła Kiara było w przeciwnym kierunku do pozostałych. Po zapewnieniach, że da sobie radę, pożegnała się i ruszyła przed siebie żwawym krokiem, chcąc uniknąć większych konfrontacji z ludźmi. Nie miała jeszcze planu co zrobić, wrócić do natury czy zostać wśród ludzi, obie opcje były zarówno tak kuszące, jak odrzucające.
Skupiła się więc na tym, co ma zrobić w tej chwili. Weszła do mieszkania i zaczęła zbierać część swoich ubrań i niezbyt liczną biżuterię. Heathore kupował jej drogie prezenty tylko na pokaz, chcąc publicznie kreować się na idealnego partnera. Poza tym maie wzięła swoje notatki i rysunki, skrzętnie skrywane pod jedną z desek w podłodze wraz z materiałami w postaci kałamarza, pióra i kilku rysików. Mężczyzna kupił je dla niej, by miała na czym ćwiczyć pismo, ale Kiara skrycie wykorzystywała część z tych rzeczy głównie dla własnej rozrywki.
Blondynka z trudem patrzyła na puste pokoje i wspominała. Przechodziła po nich jeszcze kilka razy, za każdym razem niemalże na palcach jakby w obawie, że on wciąż tu gdzieś jest albo zaraz wróci. Nie wiedziała, ile czasu zmarnowała w ten sposób, ale w końcu wyszła. Sama, bez pytania, czy może.
W momencie wyjścia z budynku przyczepił się do niej jakiś facet, cała wzdrygnęła, gdy chwycił ją za ramię. Ten dotyk, silny i zdecydowany tak bardzo przypomniał jej dawną miłość i największy koszmar jej życia, że serce niemalże stanęło w miejscu. Po chwili przyszedł również drugi.
Coś do niej mówili, ale ona nie słuchała, stała tak niczym zwierzę zagonione w ciemny kąt bez drogi ucieczki. Chyba chcieli ją okraść, widzieli spory bagaż i liczyli na pieniądze.
Trafili jednak na bardzo zły moment. Kiara nie chciała być znów ofiarą, nigdy więcej. W jej głowie pojawiło się mgliste wspomnienie instynktów, które czuła przybierając zwierzęce formy. Nawet nie wiedziała, kiedy kolec na końcu jej ogona wbił się w bok mężczyzny. Wystarczyło zaledwie parę sekund, by padł on trupem. Drugi na ten widok ostrożnie cofnął się o kilka kroków, po czym pobiegł zawiadomić strażników.
Kiara była w mocnym szoku. Nigdy nikogo nie zabiła, a teraz zrobiła to praktycznie podświadomie. Nawet nie podejrzewała, że jej nowa postać może być tak niebezpieczna. Nie docierało to do niej, po prostu wstała i odeszła od leżącego na ziemi mężczyzny. Nie miała pojęcia, gdzie idzie, byle przed siebie i dalej od tego miejsca. W pewnej chwili jednak ktoś krzyknął i wskazał ją placem. Nawet nie wiedziała, kiedy strażnicy zaczęli ją gonić, a ona uciekała co sił w nogach. Próbowała lecieć, ale jej skrzydła były zbyt małe, by dać jej jakąkolwiek przewagę.
W końcu udało jej się zgubić pościg, skręcając niespodziewanie w jedną z uliczkę. Mimo to wciąż uciekała co sił w nogach, aż wyszła poza granicę miasta, wbiegając do lasu. Była w swoim prawdziwym domu. Padła na kolana i wtulając się w jedno drzew, zaczęła płakać, pozwalając sobie w końcu na oczyszczenie z emocji.
Po chwili jednak zobaczyła, że nie jest tutaj wcale sama. Nikephoros i Vanshika również tu były, najwyraźniej ten dzień nie był łaskawy dla żadnej z nich.
***
Wszystkie trzy kobiety zostały mocno skrzywdzone przez los i tego samego mężczyznę. Naturalne więc było, że posiadając wspólnego wroga, nawiązała się między nimi nić przyjaźni. Pradawny już nie żył, ale pragnienie zemsty i ochrony innych dziewczyn przed tym, co je spotkało, wciąż było silne.
Najpierw obserwowały z bezpiecznych odległości, pod osłoną nocy lub skryte gdzieś na szarym końcu tłumów. Gdy już odnalazły ofiarę, cel był prosty. Zabić.
Kiara mimo nienawiści do takich ludzi miała z tym spory problem. Paraliżował ją strach, a na dodatek nie była zbyt silna fizycznie. Aby użyć jadu, musiała podejść naprawdę blisko, a tego wolała unikać. Jej sokoli wzrok pozwalałby na atak z dużej odległości. Potrzebowała jednak odpowiedniej broni.
Jej nowe towarzyszki szybko pośpieszyły z rozwiązanie i zaproponowały łuk, który był idealnym wręcz rozwiązaniem tego problemu. Przemieniona szybko pojęła jak z niego korzystać i naprawdę polubiła strzelać, choćby dla samych ćwiczeń.
Pierwsze zabójstwo, tym razem umyślne dało Kiarze coś, czego nigdy nie miała. Mogła decydować o czymś ważnym, była w tym momencie panią życia i śmierci. Ponadto brak konsekwencji był niezwykłą pokusą, wystarczyła dobra kryjówka z widokiem na cel i nikt nie mógłby odkryć, że to ona za tym stoi.
Po wszystkim nie była pewna co myśleć o tym i o samej sobie, te nowe emocje, choć wysoce niepokojące, momentalnie uzależniały. Jednej rzeczy była pewna, będzie chciała to powtórzyć.