Życie Eriki od zawsze było pełne mroku, nawet jeszcze zanim została wampirem.
Wojna między lodowymi elfami i krasnoludami była zacięta. Dziewczyna do dziś pamięta drastyczne obrazy. Śmierć ojca oraz samobójstwo zrozpaczonej matki pozostawiły trwały ślad na psychice dziewczyny.
Mimo to nawet wtedy miała nadzieję i wiarę w lepszy czas. Żadne stracone życie, brutalne i trudne szkolenia bojowe nie mogły złamać jej hartu ducha. Chciała walczyć o lepszą przyszłość dla swoich dzieci, choć sama wciąż miała ledwo naście lat na karku.
Pozbawiona czyjegokolwiek wsparcia, sama nim była, dla tych słabszych i bardziej bezbronnych.
Raz nawet zaryzykowała własne życie, wskakując do przerębla w celu uratowania chłopaka, który w wyniku nieuwagi wpadł do wody i nie był w stanie znaleźć wyjścia.
Po udanej akcji ratunkowej od razu zabrała go do swojego domu, aby oboje mogli się rozgrzać.
Gdy tak siedzieli opatuleni kocami, wyznał jej, iż ścigają go łowcy smoków. Er oczywiście nie uwierzyła, przecież chłopak wyglądał jak zwyczajny elf, a nie ogromny jaszczur. Mimo to przytaknęła mu. Uznała, że to efekt uderzenia głową o twardy lód.
Następnie poszła do kuchni przynieść coś gorącego do picia. Jednakże, gdy wróciła zastała jedynie otwarte okno i leżącą na fotelu pomiętą narzutę. Od razu wyjrzała na zewnątrz, ale jedyne co mogła dostrzec to tajemniczy kształt hen wysoko na tle błękitnego nieba.
***
Lata później, zaprawiona już w boju dziewczyna zaczynała mieć zadatki na jednego z lepszych wojowników. Inne elfy doceniały jej determinację. Nigdy również nie zostawiała rannych towarzyszy broni ze swojego oddziału. Zawsze mogli na nią liczyć. Dziewczyna szybko awansowała na coraz wyższe stopnie.
Niestety powoli zatracała się w walce, zapominając o swoim wielkim marzeniu, które od samego początku było jej motywacją. Wizja pokoju z każdym dniem była tylko bardziej rozmyta.
Jakiś czas później nabrała ona całkiem nowych barw, gdy do osady przybył zaginiony lata temu wojownik, ponownie rozbudził on w Erice nadzieję na lepsze jutro. Został on bowiem przyprowadzony przez jednego z krasnoludów pod osłoną nocy.
Spiczastoucha ich przyłapała, ale z zaskoczenia nie wszczęła alarmu, tak jak powinna. Gdy dotarło do niej, kogo właśnie widzi, postanowiła jednak posłuchać głosu serca i ten jeden raz zaryzykować. Nie miała przecież powodów, aby nie ufać słowom osławionego Konkordiusza. W końcu zasłynął on z wielu wygranych bitew i swej lojalności. Parę lat temu uznano go za zaginionego, jego powrót z pewnością mógł polepszyć nastroje wśród pozostałych elfów. Udowodnić im, że nie wszystko stracone.
Tymczasem towarzyszący mu niziołek określił się jako posłaniec, co z pełnym przekonaniem potwierdził osławiony wojownik. Wedle jego słów tak naprawdę wszyscy pragnęli tego samego, pokoju, sojuszu albo przynajmniej bezterminowego zawieszenia broni. Byleby zakończyć ten krąg bezsensownych śmierci. Nordowie mieli nawet ustalone neutralne miejsce, gdzie ów rozmowy pokojowe można by przeprowadzić.
Erika skuszona pięknym kłamstwem zaufała im. Pozwoliła nordowi odejść i zobowiązała się do przekazania ów informacji swojemu dowódcy. Zawsze podejmowała słuszne decyzje i miała za sobą liczne zwycięskie bitwy. Nie było powdów, aby nie wierzyć w słuszność czy prawdziwość słów dziewczyny. Nikt jednak nie wiedział, jak bardzo zaślepiła ją wizja szczęśliwego zakończenia.
***
We wcześniej wspomniane miejsce wyruszyło sporo żołnierzy, dla bezpieczeństwa jednak pozostawali rozproszeni w różnych sektorach. Erika była podekscytowana, kroczyła na koniu tuż obok swojego dowódcy pełna nadziei w oczach.
Nie spotkali niestety żadnych krasnoludów. Zamiast tego zaatakował ich wielki, ziejący ogniem smok, który spopielił praktycznie wszystkich i z jakiegoś powodu zostawił tylko dziewczynę przy życiu.
Widok tych czarnych, zwęglonych ciał ludzi, z którymi jeszcze przed chwilą rozmawiała, z którymi walczyła ramię w ramię, był jeszcze gorszy niż te wszystkie, jakich doświadczyła dotychczas.
Dopiero gdy pierwszy szok minął, z trudem znalazła w sobie siły, by złapać jednego ze trzech ocalałych i wyjątkowo mocno spłoszonych wierzchowców. Jakimś cudem jednak zdołała tego dokonać, a następnie ruszyła czym prędzej do domu, aby przekazać tragiczne wieści i ostrzec swoich ludzi przed czyhającym w okolicy smokiem.
W osadzie jednak czekała ją kolejna okrutna niespodzianka. Konkordiusz równie zmachany, jak ona wskazał ją palcem i obarczył winą, za umyślne posłanie tak wielu żołnierzy na śmierć.
Erika próbowała się bronić, nie miała zamiaru do tego doprowadzić, niemniej, jednak gdyby nie przekonała dowódcy do tej wyprawy, nie trafiliby na dzikiego smoka. Gdyby tylko nie zaufała tak łatwo temu mężczyźnie.
Elfka wykrzyczała, że sam przecież potwierdził wiarygodność informacji. Nikt jej nie uwierzył, ktoś stwierdził nawet, że jej zazdrosna o pozycję wielkiego wojownika. Jej słowo nie miało szansy przebicia.
Została skazana na wygnanie i wtedy jej świat roztrzaskał się na kawałki niczym upadające lustro zwiastujące lata nieszczęść.
***
Dziewczyna błąkała się poza osadą, coraz bardziej wierząc, że cała wina spoczywa tylko na jej barkach i to właśnie ona sama jest odpowiedzialna za te wszystkie stracone życia.
Wtedy też na śnieżnym pustkowiu spostrzegła nadlatującego smoka. Instynktownie padła na ziemię i czekała na zabójczą falę ognia. Pradawny jednak musiał jej nie zauważyć. Natomiast ona bardzo dobrze widziała, jak ląduje i przybiera ludzką postać, a następnie przy pomocy jakichś czarów zmienia swój wygląd tak, aby przypominać Konkordiusza.
Po chwili pojawił się również tamten krasnolud. Er podeszła bliżej, aby podsłuchać ich rozmowę i nagle wszystko stało się jasne. Pradawny ją oszukał tylko dlatego, aby otrzymać od nordów jakiś głupi magiczny artefakt. Tyle ofiar dla jakieś głupiej zabawki.
Lodowa elfka nie wiedziała, co ów rzecz robi, mężczyźni o tym nie rozmawiali, ale była pewna, że z pewnością nie było warte tylu straconych żyć.
Musiała zaryzykować i wbrew prawu wrócić do domu, aby wszystkich ostrzec. Za wszelką cenę.
***
Gdy wróciła, słońce powoli zmierzało ku zachodowi. Większość osób siedziała w swoich domach lub leczyło rany po bitwach. Er szukała Konkordiusza, a raczej tego, który go udawał.
W ich wiosce rządził stary mag i wielki mędrzec o sędziwym już wieku. Drzwi do jego domu były uchylone na tyle, że do środka wdzierał się śnieg. Przykuło to uwagę Eriki, więc postanowiła zajrzeć, czy wszystko w porządku. I wtedy właśnie dziewczyna odnalazła oszusta.
Próbował on ukraść zaklęty kostur Awita. Podczas gdy niczego nieświadomy czarownik spał tuż obok.
- Stój! – krzyknęła w momencie, gdy ten sięgał po laskę.
Smok rzucił jej krzywe spojrzenie zdenerwowany, że w ogóle wróciła. Niestety wybudziło to ze snu starszego mężczyznę.
- Nie zbliżaj się! – krzyknął nagle pradawny – Jak ci nie wstyd, po tym wszystkim wrócić tu i okradać naszego drogiego maga?
Po raz kolejny Erika stanęła na straconej pozycji. Znów nie miała nikogo po swojej stronie i znowu została niesłusznie oskarżona. Nie pomogły tłumaczenia, nie chcieli jej słuchać. Na dodatek Awit zarządził dla niej jeszcze surowszą karę niż wcześniej. Zesłał na nią klątwę i przeniósł na przeciwny kraniec Alaranii tak, aby w najbliższym czasie nie mogła już wrócić.
***
Lodowa elfka wylądowała w Górach Księżycowych. Jej serce przepełniał żal i poczucie niesprawiedliwości. Równie szybko pojawiła się zupełna bezradność wobec nowej sytuacji. Nie znała miejsca, do którego trafiła, więc po prostu ruszyła przed siebie, szukając jakiegokolwiek miasta albo chociażby wsi gdzie mogłaby zdobyć jakieś informacje o swoim położeniu. W ten sposób wkrótce dotarła do Ilargii. Została w niej na następne kilka lat, wiodąc życie nędznika, bez krztyny motywacji, aby cokolwiek zmienić. Odległość od domu była druzgocąca, a nikogo tutaj nie znała. Nie mogła liczyć na żadną pomoc.
Dziewczyna była bez grosza, musiała żebrać lub kraść, by nie umrzeć z głodu. Własny kąt i dach nad głową brzmiały niczym coś zupełnie odrealnionego. Mimo kiepskiego okresu Erika łatwo wpadała w szał, gdy ktoś choćby lekko ją zirytował. Prowadziło to do częstych bójek. Elfka nie potrafiła odnaleźć w sobie spokoju. Zamiast próbować zjednywać sobie ludzi, stale tylko szukała guza. Męczyła ją bezsenność, a jeśli jednak zdołała zasnąć, to widziała wspomnienia koszmarnych wydarzeń z tamtych dni, miesięcy, lat. Zupełnie jakby wszelkie dobre wspomnienia zniknęły gdzieś w odmętach pamięci na rzecz ciągłego przywoływania tych najgorszych.
Wszystko to odmieniła pewna rozmowa. Lodowa elfka siedziała pod oknem knajpy i żebrała jak co wieczór. Ze środka dotarły do niej słowa jakiegoś mężczyzny wspominającego o fatalnej sytuacji na Lodowej Północy. Ponoć tropili jakiegoś smoka, ale nie mogli go znaleźć, mimo iż informacje były jak najbardziej wiarygodne.
Dziewczyna ukradkiem zajrzała przez okno i spostrzegła grupę parszywych typów. Jeden brzydszy od drugiego. Każdy jednak, choć w różnych miejscach, miał taki sam tatuaż – czarnego smoka.
- Mówię ci Iosue. Mają tam leże, już kolejny raz jest zlecenie, ale cwane bestie dobrze wiedzą jak się przed nami ukryć — mężczyzna przerwał na chwilę, aby wziąć kilka łyków złotego trunku — To nie byle ajagar co to podejść można jak zwierza. Ci potrafią się wmieszać między ludzi, a gdy osiągną swój cel i posiądą wszelkie bogactwa wtedy gorsze to niźli czorty z piekieł samych…
Erika wtedy zrozumiała, w jak wielkim niebezpieczeństwie są jej ludzie. Musiała wrócić, miała nawet plan. Wystarczyło wykorzystać siłę klątwy, aby zmusić pradawnego do gadania. Dziewczyna była trochę zażenowana, że nie wpadła na to szybciej.
Nie tracąc już ani chwili, opuściła miasto bez mrugnięcia okiem. Wyniosła stąd jedynie kilku nowych wrogów, nie miała więc żadnego przywiązania do tego miejsca.
Wędrówka miała być długa i trudna. Aby mieć jakiekolwiek pieniądze, została najemnikiem i chwytała się każdej pierwszej, lepszej roboty we wsiach i miastach, które mijała. Z każdym dniem była bliżej domu, ale zlecenia mocno ją hamowały, bez nich jednak nie miałaby nawet co jeść.
Z początku było ciężko, dopiero z czasem zdołała zarobić na konia, który zdecydowanie ułatwił jej wędrówkę i pozwolił, choć odrobinę nadrobić stracony czas. Poznała wtedy bardzo liczne krainy i niezliczoną ilość osób, ras i stworów.
Po raz pierwszy zobaczyła wody Oceanu, płynęła statkiem i zdobywała coraz większą rozpoznawalność w świecie najemników.
Niestety przeszłość nie potrafiła odpuścić. Jednym z ostatnich przystanków przed Lodową Północą była Mauria. Tam też trafiła na rozpoczynającą się wojnę. Mogła albo uciec, albo wspomóc oddziały żywych przeciw nieumarłym.
Miała teraz ważniejszą misję, więc uciekła prosto w swoje strony. Stęskniona za domem z uśmiechem powitała okowy mrozu, gdy tylko weszła do Śnieżnego Lasu.
Jednakże, gdy dotarła do swojej osady zastała jedynie zgliszcza. Gdzieś spod grubej już warstwy śniegu wystawały zamarznięte kończyny, lekko przykryte świeżym śniegiem i wyciągnięte ku niebu w błagalnym geście. Wszystkie domy były w ruinie, zburzone i spalone. Gdzieniegdzie tylko stały jeszcze resztki ścian i fundamentów. Przejmujący wiatr zdawał się nieść tylko krzyki agonii wypełniające to miejsce jeszcze nie tak dawno temu.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku Eriki, która ruszyła w głąb pobojowiska, szukając czegokolwiek, życia, odpowiedzi czy może nawet sposobu, aby cofnąć czas. Poczucie winy ciągnęło ja ku ziemi, gdyby od razu zawróciła, gdyby nie czekała w tamtym mieście tych kilku lat, może wszystko byłoby inaczej.
W miejscu, gdzie kiedyś stał jej dom, również została jedynie sterta gruzów, a kawałek dalej dostrzegła ona dziwną wydmę ze śniegu. Gdy tam podeszła z przerażeniem odkryła swoich braci. Oboje skryci pod ich starym kocem leżeli obok siebie, młodszy miał paskudnie złamaną nogę z wyraźnie wystającą kością, drugi natomiast sądząc po ciemnej plamie na koszuli, również nie skończył zbyt dobrze. Ich ciała całkowicie zamarzły.
Erika padła na kolana i zaczęła szlochać. Nie miała nikogo oprócz nich. Jej krzyk mógł nieść się aż do Mrocznych Dolin, tak wielką odczuwała rozpacz.
Gdy nie miała już więcej siły opłakiwać swych zmarłych, otarła rękawem twarz i spojrzała na bransoletki, które mieli na ręce. W ich rodzinie każde dziecko otrzymywało zaraz po narodzinach bransoletę w postaci gęsto plecionego rzemyka, na którym wieszano fragment kryształu górskiego z wygrawerowanym imieniem właściciela. Dziewczyna zdjęła im je i wtedy spostrzegła również jeszcze jedną, trzecią. Należała do najstarszego brata, którego nigdy nie zdołała poznać. Po chwili wahania ją również zabrała. To było wszystko, co jej zostało.
***
Erika wróciła do Maurii. Nie chciała popełnić po raz kolejny tego samego błędu i zamierzała pomóc żywym odbić miasto ze szponów nieumarłych. Walki były zdecydowanie bardziej krwawe i zawzięte niż te, które doświadczyła na Północy. Mimo to pozostawała wyjątkowo zdeterminowana. Nie miała nic do stracenia, więc była wyjątkowo niebezpieczna.
Musiała jednak trzymać dystans od swoich towarzyszy broni, jej klątwa wywoływała nadmierną szczerość, która szybko doprowadzała do mniejszych i większych sporów. Nikt nie pomyślał nawet, aby podejrzewać ją o bycie przyczyną tych sytuacji, co było Erice na rękę. Wiedziała, że jeśli ktoś by ją o to spytał, klątwa również jej nie pozwoliłaby skłamać.
Czasami miła wrażenie jakby jeszcze raz przechodziła to samo co kiedyś. Bardzo szybko otrzymała własny oddział i awansowała na wyższe szczeble, stając się coraz bardziej decyzyjną osobą. Taki rozwój sytuacji nie umknął również uwadze wroga.
Na początku były próby przekupstwa, później porwania, jedna nawet udana, ale jej ludzie zdołali ją w porę odbić. Erika uparcie pozostawała lojalna. Nieumarli jednak wciąż próbowali. Wysyłali swoich ludzi na przeszpiegi, aby zdobyć jak najwięcej informacji. Co w niedługim czasie przyniosło efekty.
Dziewczyna w któryś ze spokojniejszych dni przy rozmowie jednym z bliższych jej żołnierzy wspomniała o swoich braciach i tym jednym, którego nie znała.
W szeregach nieumarłych był wampir, który doskonale znał się na magii iluzji i postanowił to wykorzystać. Stworzył on obraz jego osoby i pewnego wieczoru wysłał swój twór do namiotu Eriki.
Z początku gotowa do ataku dziewczyna powoli odpuszczała w miarę jak magia umysłu i pustki mąciły jej w głowie i oczach. Budziły pragnienie przynależności i tęsknotę za rodziną. Nic więc dziwnego, że zdołała uwierzyć w to jakże słodkie kłamstwo. Jej najstarszy brat jednak żyje i mimo przeciwności losu mogła go spotkać. Jedynym problemem był fakt, że został on wampirem. Erika musiała podjąć decyzję, którą stronę wybrać.
Zaślepiona czarami i własnym zranionym sercem ostatecznie wybrała nieumarłych i na własne życzenie stała się jedną z nich.
Myślała, że teraz będzie szczęśliwa, niestety konfrontacja ze swoim dawnym oddziałem była dość bolesna. Została okrzyknięta zdrajczynią, nie wiedziała, czy na pewno dobrze robi, ale czuła, że nie mogłaby przecież stanąć przeciw własnej rodzinie. Dlatego od teraz walczyła ramię w ramię z nieumarłymi, mając obok siebie swojego brata Efrema. Szybko nawiązała również bliską relację z Gabrielem, był on wampirem odpornym na jej klątwę i odpowiedzialnym za stworzenie tej iluzji. Ponadto to właśnie on ją przemienił i stale kręcił się obok. Pilnował, aby zaklęcie działało, a kłamstwo nie wyszło na jaw, przynajmniej aż do zakończenia wojny.
***
Wygrali nieumarli. Mauria od teraz należała do nich. Tej nocy wszyscy świętowali i planowali rozbudowę miasta lub obowiązujące nieumarłych mieszkańców nowe prawa. Inni tańczyli, śpiewali czy też upajali się krwią swoich wrogów podaną w bogato zdobionych kielichach. Erika trzymała właśnie taki i z nostalgią w oczach spoglądała na szkarłatną ciecz.
Z zamyślenia wyrwał ją Gabriel. Próbował zagadywać i nawet flirtować. Wszyscy wokół wiedzieli, że zakochał się w dziewczynie, odkąd pierwszy raz ją zobaczył, jednakże ona sama nie miała o tym bladego pojęcia i uważała go jedynie za przyjaciela.
Mimo to on stale próbował jej wyznać miłość, ale ciągle coś nie wychodziło, ktoś przeszkadzał albo były pytania o Efrema. Wampir pragnął powiedzieć jej prawdę, ale wiedział, że wtedy najprawdopodobniej straci ją na zawsze. Brnął więc w to dalej, choć wiedział, że nie będzie im pisane szczęśliwe zakończenie.
Ku zdziwieniu wszystkich, również samej Eriki ich relacja rozwinęła się całkiem szybko i zaledwie po paru latach zostali małżeństwem.
Jako że wojna była już tylko wspomnieniem oboje pełnili służbę w powoli formującej się straży miejskiej. Od czasu do czasu wybuchały drobne powstania i próby odbicia miasta przez żywych, ale bardzo szybko je tłumiono. Ludzie próbowali wszcząć bunt w coraz mniejszych grupach, aż wreszcie odpuścili raz na zawsze.
Nastały czasy pokoju i Erika mogła zacząć cieszyć się życiem. Niestety nie było to takie łatwe. Wszystkie te drastyczne widoki i zabici ludzie, nieraz ci, z którymi wcześniej walczyła, stale powracali w koszmarach, a także na jawie w natrętnych wspomnieniach zawsze, wtedy gdy choć przez chwilę poczuła się szczęśliwa.
- Gdzie jest Efrem, nie mogę go znaleźć? – zagadała kiedyś do Gabriela, gdy ten wszedł do ich rezydencji.
- Czy to ważne?
- Muszę z nim pogadać. Teraz.
- Pogadaj ze mną – zaproponował wampir z czułym uśmiechem.
- Nie, chce pogadać z moim bratem – Erika pozostawała uparta.
Zaledwie kilka chwil później zwyczajna rozmowa przybrała formę ostrej kłótni. Gabriel coraz rzadziej tworzył iluzję brata swojej ukochanej. Nie chciał tego robić, ale ona ciągle o niego dopytywała. W końcu nieumarły w nerwach wykrzyczał.
- To nigdy nie był twój brat! To tylko cholerna iluzja!
Fioletowowłosa zamarła. Cały jej świat właśnie legł w gruzach. Wysłuchała wyjaśnień swojego męża, po czym bez słowa ściągnęła obrączkę i wyszła z mieszkania, a następnie na stałe opuściła Maurie. Dopiero za jej murami, gdy już nikt nie mógł jej dostrzec, padła na ziemię i gorzko zapłakała.
***
Erika wróciła do swojego najemniczego fachu. Życie bez walki nie było dla niej. Teraz jednak działała zupełnie sama i unikała wszelkich bliższych relacji jak ognia. Pewnego dnia po raz kolejny natknęła się na łowców smoków. Na myśl o tych przebrzydłych bestiach zacisnęła pięść i zęby. Zdała sobie sprawę, iż wszystkie jej nieszczęścia zapoczątkował jeden z nich.
W tym momencie w wampirzycy zrodziło się pragnienie zemsty. Dołączyła do tych ludzi głównie, aby zdobyć użyteczne informacje o tych potworach.
Determinacja nieumarłej szybko zyskała sławę, gdy w swych podróżach po całej Alaranii regularnie uszczuplała smoczą populację. Obiecała sobie, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie tamtego jednego smoka.