„Ciemność mi nie wrogiem, ciemność mi siłą!” <br>Luna <br><br>Początek: <br><br>- Czyż Szepczący las nie jest piękny? - spytała kobieta o bladej cerze, wpatrując się w zachodzące słońce swymi cyjanowymi oczami. <br>- Ależ tak, dobrze, że się tu przenieśliśmy, kochanie. - Ciemnowłosy mężczyzna odgarnął jej włosy i pomasował po brzuchu. - To będzie chłopiec. <br>- Dziewczynka! - zachichotała białowłosa. <br>Mężczyzna był mocno umięśniony, jego czarne włosy targał wiatr, a w słońcu widać było gdzieniegdzie odcień granatu. Jednak wyraz jego twarzy nie był groźny, tylko zmęczony. Ona patrzyła na horyzont jakby z nadzieją w sercu. Podeszła do nich około 10-letnia dziewczynka. <br>- Mamo, tato… Czemu musieliśmy się przenieść? <br>Dorośli popatrzyli na siebie ze smutkiem. <br>- Cienie - odpowiedzieli równocześnie. <br>- To ostatnie zaklęcie zamiast stworzyć coś, co miało nas chronić przed czarną magią, po prostu dało przejście do tego świata bytom mroku. <br>- Znowu… ścigały nas już w pierwszym domu, miałam nadzieję, że tu będzie bezpiecznie. A okazuje się, że będzie ich jeszcze więcej -posmutniała dziewczynka. <br>- Tylko, jeśli będziemy używać magii, wyczują to i nas znajdą, a teraz idź już spać, Sendio. Coś wymyślimy - powiedziała jej matka.<br>Gdy mała poszła do prymitywnie zbudowanego szałasu, dorośli usiedli na kamieniu obok siebie. Nastała chwila milczenia i bezcelowe wpatrywanie się w horyzont, na którym już niemal nie widać było słońca. <br>- Dziś ja stanę na warcie. Śpij dobrze, Nuri. - Przytulił swą ukochaną. <br>- Uważaj na siebie, Nokturn. - Obdarowała go całusem i poszła spać. <br>Noc była cichutka, drzewa szumiały przy najlżejszym podmuchu wiatru. Gwiazdy na niebie migotały, ukazując swój tajemniczy, magiczny blask. Zdawało się, że czas stanął w miejscu. Było tak pięknie. Niestety, były to tylko pozory. Nokturn zmagał się z myślami. Czuł też niewyobrażalny ciężar na sercu, ciężar sekretu, który ukrywał nawet przed własną żoną. Skierował wzrok ku srebrzystemu Księżycowi. <br>- Oby to nie przeszło na maleństwo… - Zawiał wiatr, zza bujnej czupryny opadającej na twarz mężczyzny widać było, iż jego oczy stały się zupełnie czarne. Gdy tylko nastała ciemność, temperatura gwałtownie spadła. To było charakterystyczne. Mężczyzna wiedział już, że ktoś nadchodzi. Ktoś, kogo wolałby nie spotkać. Wiatr ustał, Księżyc zasłoniły czarne chmury. Tuż przed Nokturnem zjawiło się coś w rodzaju czarnej mgły, z której wyłoniła się postać. Ciemna peleryna z kapturem całkowicie zasłaniającym twarz, tylko tyle było widać na pierwszy rzut oka. Potem dało się dostrzec również, iż osoba lewituje lekko nad ziemią. Nic nie mówiła. Czekała jakby na coś. Mężczyzna zacisnął pięści. Wstał z kamienia i rzucił gniewne spojrzenie tajemniczemu przybyszowi. <br>- A więc znów się spotykamy. Jak mnie znalazłeś? - powiedział do tajemniczej osoby, widać było, że starał się opanować emocje. Czekał teraz na jakąkolwiek reakcję nieznajomego. Niecierpliwił się, a rozmówca milczał chwilę jeszcze. <br>- Kiedy do nas powrócisz, Nokturnie? Król jest zawiedziony, że przed nami uciekasz. – Głos był typowo męski, jednakże mówienie półszeptem trochę to zniekształcało. <br>- NIGDY!!! - krzyknął, po czym rzucił się na przybysza, chcąc go udusić, ale jedyne, co uchwycił, to płaszcz, pusty. Widać było niematerialną ciemną sylwetkę, cień. Rozległ się cichy drwiący śmiech. <br>- Jesteś jednym z nas. Zawsze byłeś. Nie uciekniesz przed swoją naturą. - Po tych słowach byt mroku znikł, rozpływając się w powietrzu. <br>Chłód w jednej chwili zmienił się w przyjemne ciepło, Księżyc znów był widoczny. Zmartwiony Nokturn spojrzał na szałas, gdzie spały dwie, a właściwie trzy najważniejsze dla niego osoby. Czuł, że może skrzywdzić tę najmłodszą osóbkę. Podszedł do kilku kamieni, odsunął je i wyciągnął spod nich miecz z symbolem księżyca na rękojeści. Uniósł go w górę, by padło nań księżycowe światło. Przyglądając mu się dokładnie, westchnął smutno. <br>- Jestem czarodziejem, nie cieniem - rzucił miecz z niebywałą siłą o ziemię, co spowodowało jego złamanie. Po tym wrócił na kamień i pilnował wszystkiego. Po jego twarzy można było łatwo rozpoznać, że coś go gryzie. <br>Nastał wyczekiwany dzień. Nokturn wszedł do szałasu w celu zbudzenia Nuri i Sendii. Obie spokojnie spały. Delikatnie chwycił je za ramiona i spokojny głosem przemówił:<br>- Pobudka, słońce już wstało. <br>Dziewczyny wstały w wyjątkowo dobrym humorze. Mała pobiegła pobawić się w lesie. Natomiast dorosła czarodziejka, widząc, że coś dręczy jej ukochanego, podeszła do niego i uściskała. <br>- Powiedz, co jest nie tak? <br>- Nuri, to nic. - Odwrócił od niej wzrok. <br>- Nokturn?<br>- Jest dobrze, poszukam małej. - Obdarował ją uśmiechem.<br>Bez słowa poszedł w las. Nie był gotowy wyjaśnić. Nie dziś, nie teraz. Gdy wystarczająco się oddalił, kopnął w jedno z drzew z całej siły, zostawił w nim ślad. Chodził tak po lesie już dobry czas. Złapał się za głowę. <br>- Co ja robię? Ja muszę jej powiedzieć, nie dam rady tego ukrywać. <br>Gdy wrócił do miejsca nocowania, zastał okropny widok. Zapłakana Sendia trzymała swoją mała siostrzyczkę, klęcząc obok nieżyjącej już matki. Promienie południowego słońca coś przysłoniło. Było zaćmienie. Wziął na ręce maleństwo o błękitnych oczkach. <br>- Luna… - Spojrzał na czarny księżyc i słońce nakładające się na siebie. <br>- To nie był tylko przykry wypadek… - pomyślał. <br>- Jak przyszłaś… to... czy Nuri... mama... <br>- P... powiedziała, bym p...pilnowała swojej... s…siostrzyczki… - Głos Sendi bardzo drżał, jak zresztą ona cała. <br>- Rozumiem. - Zamyślił się chwilę, z trudem opanowując emocje. - Musimy stąd odejść. <br>Urządzili pogrzeb Nuri. Wszystko odbywało się w ciszy. Nawet maleńka nie krzyczała, zupełnie jakby udzieliły jej się emocje ojca i siostry. Nawet niebo stało się pochmurne, a blask złotego słońca nikły. <br>W dodatku zaczęło padać. Musieli się schronić. Gdy szli przez Szepczący Las, nikogo nie cieszyły egzotyczne ciekawskie i przyjazne istoty. Ani różnobarwne rośliny. To wszystko było teraz nieważne. Rozglądając się za schronieniem, ujrzeli jaskinię. Rzucili na siebie spojrzenia, nie wypowiadając ani słowa, i skierowali się tam. Sendia poszła po większe liście, by zrobić posłania. Gdy jedno było gotowe, Nokturn położył tam Lunę owiniętą w jego własny płaszcz. Gdy wszystko było skończone, starsza córka też usnęła. Natomiast ojciec patrzył się na krople deszczu. <br>- Nuri, moje światełko. Zgasłaś. Co teraz? Nawet nie zdążyłem ci powiedzieć - westchnął posępnie i przyjrzał się swoim córeczkom. - Ze mną nie są takie bezpieczne. <br>Między drzewami dało się zaobserwować ciemne sylwetki. Zdawały się obserwować całą trójkę i powoli ich otaczać. <br>-Co za duchy?-przyglądał się temu. <br>-Cienieee-opowiedziały mu chórem głosy. <br>-Mogłem się domyślić. Najgorsze umarlaki jakie może spotkać czarodziej. <br>Jeden z cieni podszedł do Nokturna. Ten Byt mroku wyglądał nieco, inaczej. Miał na głowie coś w rodzaju cienistej korony. Czekał aż przemówi żywy. <br>-No proszę. Król Bytów mroku, a raczej złych duchów, które marzą o niszczenia cudzego życia!-krzyknął zirytowany. <br>-Synu, nie krzycz, chyba nie chcesz, by twoje dzieci dowiedziały się kim jesteś. <br>-Po pierwsze nie jestem twoim synem tylko, jeśli już wychowankiem. Po drugie one się dowiedzą, gdy przyjdzie na to czas. <br>-Jedna nawet szybciej niż powinna- powiedział drwiącym głosem król- klątwa sprawi, że do nas dołączy. Jest małą dziewczynką, jest słaba. <br>-Nie prawda. Będzie silna. Silniejsza od mnie i od ciebie nawet! <br>-Czyli poradzą sobie bez ciebie. <br>Czarodziej otworzył oczy szerzej nie do końca wiedząc co też ma to oznaczać. <br>-Nie rozumiem. <br>-Za długo czekałem na mego syna. Czas byś powrócił. A, jeśli odmówisz, nie damy, im nawet szansy.-wskazał na dziewczynki. <br>-Nie! Daj mi trochę czasu. Nie mogę ich zostawić teraz. Potem przysięgam, że powrócę. <br>Król cieni uśmiechnął się widząc, iż wygrywa. <br>-Dobrze. Będę czekał na ciebie i twoją moc, synu.-po tych słowach on i reszta Bytów Mroku zniknęła. <br>Nokturn westchnął ciężko. Mijały dni, miesiące, lata. Dziewczynki rosły bardzo szybko. Ledwo co Luna uczyła się chodzić a teraz wraz z niemal dorosłą siostrą wspinały się po drzewach. Siostry bardzo się kochały. Wszystko robiły razem. Ich ojciec obserwował to z uśmiechem, ale i smutkiem. Wiedział, iż niedługo nadejdzie czas rozłąki. One musiały wiedzieć szybciej. I tym razem czarodziej chciał zdążyć wyznać prawdę. Dziewczynki wróciły do jaskini po wspólnej zabawie i ujrzały smutnego ojca. <br>-Co się stało tatusiu?-spytała Luna. <br>-Usiądźcie, musze wam coś powiedzieć. <br>Siostry z niepokojem spojrzały na siebie. Wiedziały, że to raczej nie będzie nic miłego. Ale grzecznie usiadły i czekały na to, co miały usłyszeć. <br>- Dawno, dawno temu spotkała się grupa złych zjaw. Najpotężniejszy z nich postanowił założyć stowarzyszenie Bytów Mroku. Do niego przyłączało się coraz więcej złych duchów. A założyciel powoli stawał się królem wędrownego plemienia cieni. Chcieli być coraz silniejsi. Próbowali kraść magie czarodziejom i czarodziejkom. <br>Przerwał na chwile, by złapać dech. Teraz miał powiedzieć o tym co on i one mają z tym wspólnego. <br>-Pewnego dnia, Król Cieni znalazł w Mrocznej Puszczy dziecko. Mały czarodziej. Miał w sobie silną magie. Dlatego też władca postanowił go wychować, by służył swą mocą jego poddanym i jemu samemu. Nadał mu imię-w tym momencie zawahał się- Nokturn. <br>Sendia i Luna patrzyły na ojca z szeroko otwartymi oczami. Nie dowierzały, ale chciały słuchać dalej. <br>-Na początku traktowałem go jak ojca. Czyniłem straszne rzeczy chcąc być jak on. Na szczęście przejrzałem na oczy. Uciekłem, wkrótce poznałem Nuri. Nie miałem sił, by wyznać jej prawdę przez tyle lat. I nie zdążyłem-przerwał na chwile, by opanować emocje- Rzuciliśmy zaklęcie ochronne przed cieniami. Przynajmniej tak nam się wydawało. Ja władam czarną magią, więc przez przypadek otworzyliśmy portal, z którego wyszło więcej złych duchów. Wasza matka nie wiedziała dokładnie dlaczego tak się ich boje. A ja po prostu nie chciałem wracać do przeszłości. Jest jeszcze klątwa… <br>-Klątwa?!-wystraszyły się dziewczynki. <br>-Tak. To polega na tym, że jeśli zrobię coś złego, to sprawi, to mi przyjemność i będę chciał więcej i więcej. <br>-To straszne-stwierdziła Sendia. <br>-Tak. A najgorsze, że jedna z was odziedziczyła to po mnie. <br>-CO?!-krzyknęły przerażone i spojrzały ze strachem na siebie. <br>-Kto?-spytała Luna. <br>-Ty…-westchnął. <br>Mała czarodziejka milczała. Była w szoku. Na domiar złego pojawiły się dobrze znane sylwetki Cieni. Było ich coraz więcej. <br>-Kocham was-uściskał swoje córki-i skierował się do króla bytów mroku. <br>-No proszę. Dotrzymałeś słowa. Witaj wśród swoich. <br>Nokturn ze smutkiem spoglądał na dziewczynki. <br>-Nie martw się. Księżniczki sobie poradzą. A ty mój drogi synu zostajesz współkrólem. <br>-Nie chce. Ale obiecałem wrócić. Żegnaj Sendio. Żegnaj Luno.-po tych słowach ich ojciec i cienie zniknęli. <br>Siostry stały bez słowa, bez ruchu. Obie drżały ze strachu. Zostały same, wiedziały to i czuły. Gdy trochę się uspokoiły wróciły do jaskini. Usiadły tam i patrzyły w niebo powoli pokrywające się szarymi chmurami idealnie wpasowującymi się w ich nastroje. Mijały dni, smutne i w milczeniu. Sendia powoli dochodziła do siebie, wiedziała, że musi się zająć jej 10-letnią siostrzyczką. Minął może z tydzień. Luna poszła się przejść w głąb lasu. Wspinała się na najwyższe drzewa, siedziała na ich gałęziach. Siedziała tak do późna w nocy. Spała coraz dłużej w ciągu dnia. Jej tryb życia zmieniał się na nocny mimo prób zaradzenia tego przez Sendie. Gdy pewnej nocy dziewczyny poszły na spacer coś ich zaatakowało. Ciężko nawet określić co. Wciągnęło starszą do swojej jamy i słuch po niej zaginął. Czarodziejka odtąd nie miała już nic. Wyruszyła przed siebie w nieznany szlak. <br><br>Zmiana: <br><br>Idąc w ciemną nocą, w której nawet gwiazdy się skryły czarodziejka przybyła do Mrocznych Dolin. Na swej drodze spotkała jakiegoś maga. Miał złowrogi wyraz twarzy. Jego skóra bardzo blada kontrastowała się z czarnymi oczami i włosami. Ubrany był w brązowy stary płaszcz a w prawej dłoni dzierżył berło. <br>-Co tu robisz sama dziewczynko?-zagadał. Jednakże odpowiedziało mu milczenie. Przyjrzał się, więc lepiej dziewczynce. <br>-Widzę żeś bardzo przygnębiona. Chodź ze mną.-uśmiechnął się zachęcająco. <br>Luna nie mają nic do stracenia poszła za tajemniczym magiem. Zaprowadził ją do Starego Dworu. Gdy tylko przekroczyła próg zauważyła inne dzieci z nogami skutymi ciężkimi łańcuchami. Wystraszyła się, ale nie było odwrotu drzwi się zamknęły. U niej też pojawiły się łańcuchy w magiczny sposób. A zły czarodziej uśmiechnął się. <br>-Czego chcesz?!-krzyknęła. <br>-Potrzebuje magii, więc zbieram…rekrutów i zmuszam ich do nauki ,a gdy już są potężni zabieram, im to.-powiedział wprost co zszokowało Lunę.Jednak, nim zaprotestowała pomyślała chwile. Była to dla niej okazji do nauki czarów, a gdy umiałaby już na tyle dużo, że mag chciałby wcielić swój plan w życie uciekłaby. Postanowiła, więc bez słowa iść za czarodziejem. <br>Teraz Księżniczka żyła tu. Nikt nie wiedział kim jest, mało mówiła. Słuchała się jednak mężczyzny, bo wiedziała, że ma okazje nauczyć się czarować. Mimo, iż brakowało jej ciepła, które dawał jej ojciec i siostra jakoś żyła. Znosiła nawet magiczne, alchemiczne eksperymenty, które były wykonywane na niej i innych. Niektóre kończyły się sukcesem inne porażką dlatego też czarodziejka miała wiele blizn. Pewnego razu chcąc nagrodzić Księżniczkę Nocy za lojalność stworzył jej piękne granatowo-czarne skrzydła. Jednak na początku były dla niej strasznie ciężkie, nie umiała latać, więc nie traktowała tego jako prezentu tylko bardziej jak kare. Kolejne co uczynił nieco szalony czarodziej to to, iż stworzył eliksir przez, który na czole Luny pojawił się róg jednorożca. Nie była tym zachwycona. Mimo to przyzwyczaiła się i dużo się uczyła. Najróżniejszych rodzajów magii, ale głównie tej mrocznej, coś ją do niej przyciągało. Możliwe, że to z powodu, iż wdała się w ojca. <br>Tego dnia nie mogła spać. Czuła, że ktoś ją obserwował. Jednak w końcu zmorzył ją sen, a gdy wieczorem się zbudziła ujrzała, że na jej łóżku leży diadem z symbolem księżyca oraz mała karteczka. <br>-„Dla Księżniczki Nocy, od taty.”-przeczytała na głos i bez zastanowienia założyła. Uradowało ją to, że jej ojciec o niej pamięta. Gdy tylko całkiem się rozbudziła biegnąć do biblioteki przewróciła innego czarodzieja w jej wieku. Wtedy klątwa się uaktywniła. Poczuła niewyobrażalną radość z zadania bólu, choćby przypadkowego. Musiała po prostu musiała zadać jeszcze cios w brzuch. Chłopak zwijał się z bólu. Oczy Luny stały się całkiem czarne jednak widać było białą źrenice o kształcie księżyca w nowiu. Skrzydła straciły granatowy odcień i całkowicie zrobiły się czarne. Pobiegła przed siebie zostawiając poszkodowanego samego. Robiła krzywdę innym śmiejąc się przy tym. Najgorsze było to, że całkiem straciła świadome myślenie. I, gdy obudziła się w łóżku w środku dnia uznała te nikłe wspomnienia jako zwykły koszmar. Gdy poszła po książki i zauważyła te wrogie i wystraszone spojrzenia innych już wiedziała, że to nie sen. Opracowała, więc plan ucieczki. Unikając pułapek i magicznych strażników stworzonych przez czarodzieja dostała się po drzwi wyjściowe. Gdy tylko przyszedł ktoś nowy rozłożyła skrzydła i wyleciała. W swojej torbie miała kilka książek, które sobie przywłaszczyła. Leciała wysoko, choć niezbyt szybko, bo nie umiałam jeszcze aż tak dobrze latać. Udało jej się dotrzeć do Mrocznej Puszczy. Wiedziała, że niebezpiecznie być blisko Starego Dworu, ale tu raczej nikt nie przychodził, a ona nie chciała też nikogo skrzywdzić. <br>Spacerując przez gęstwinę drzew ujrzała na ziemi nietoperza z rannym skrzydłem. Użyła magii życia, by mu pomoc. Chodź nie była w niej aż tak dobra udało jej się. Zwierzak usiadł jej na ramieniu. Minęło kilka dni a on nadal nie chciał opuścić Luny. Nadała mu, więc imię Tenebris. Od tej pory byli najlepszymi przyjaciółmi. Gdy dziewczynie było smutno i brakowało jej siostry, nietoperz jak tylko mógł ją pocieszał. <br>Czas mijał, Luna stawała się coraz starsza, czytała książki, bawiła się z nietoperzem, jednak czasem opanowywało ją uczucie smutku i straty. Potrafiła patrzeć się, wtedy całą noc w księżyc, niemal w ogóle nie ukazując oznak życia. Kiedyś do Mrocznej Puszczy zawędrowali ludzie z Maurii, ciężko stwierdzić czego szukali. Ale klątwa od razu dała o sobie znać. Błękit oczu Luny zmienił się w mroczną czerń z białym półksiężycem. Czarodziejka próbowała to opanować, ale, im bardziej się starała tym szybciej traciła świadomość. Wszystko stało się tak szybko. Każdy cios wymierzony specjalnie, by zadać jak najwięcej bólu i cierpienia. Powolna śmierć, wszędzie lała się krew. <br>Nastała kolejna noc, czarodziejka zbudziła się leżąc wśród martwych ludzi. Wstała natychmiast z przerażeniem w oczach spostrzegła krew na swoich delikatnych dłoniach. Przedtem tylko zadawała ból, teraz zabiła. Nerwowo poprawiała włosy, po jej policzkach spływały łzy strachu i smutku. Nie mogła tego znieść. Chciała pozbawić się życia, jednakże coś jej nie pozwalało. Klątwa była coraz gorsza, co noc, dziewczyna leciała do Maurii, by czynić zło i sprowadzać śmierć. Najgorsze było to, że już nie wiedziała co jest snem, a co rzeczywistością. By zająć czymś myśli czytała książki, a gdy nie mogła biegała między drzewami, niekiedy nawet je niszczyła w magiczny sposób, musiała się w jakiś sposób rozładować. <br>Trwało to już wiele lat. Nie mając siły na uczucia, Księżniczka Nocy stała się po prostu zimna. Mimo, iż nadal przyjaźniła się z Tenebrisem to nawet ten uroczy nietoperz nie potrafił jej rozweselić, ale jej nie opuścił. Koszmary nawiedzały ją co dzień podczas, którego spała. Gdy budziła się późno w nocy, wiedziała, że już coś zrobiła. <br><br>Odmiana losu: <br><br>Podczas jednego z ataków na ludzi, czarodziejka zorientowała się co robi. Zatrzymała się, rozejrzała po wystraszonych osobach. Nie wiedząc co teraz po prostu uciekła. Serce biło jej mocniej. Opanowała się. Dała rade to zrobić, teraz los mógł się odwrócić. Mimo tej mieszaniny negatywnych uczuć zdołała się uśmiechnąć. W sumie nadal ciągnęło ją do czynienia tych jakże okrutnych czynów, ale w pewnej części mogła się kontrolować. Czasem zaglądała do miasta, ludzie straszyli opowieściami o Księżniczce Nocy swoje nieposłuszne dzieci. Powoli zapominali, że to działo się naprawdę, natomiast Luna stawała się legendą. Minęło tyle lat. Bolesne wspomnienia pokrywały się mgłą niepamięci. Czarodziejka znów stała się radosna, co prawda nie tak jak niegdyś, ale był to wielki postęp. Ciemność nie była jej wrogiem, czuła się w niej bardzo dobrze, w świetle dnia ktoś mógłby ją z łatwością rozpoznać. <br><br>Dalsze życie: <br><br>Zagmatwana historia ułożyła się jakoś. Mimo okropnej przeszłości, Luna znów była w stanie się cieszyć. Czasem w nocy spoglądając na gwiazdy myślała o swojej siostrzyczce, wyobrażała sobie, że jedna z tych świecących punkcików to Sendia, jeszcze inny to jej matka, której nie poznała, a gdy wspominała ojca, wiedziała, że on żyje i jeszcze kiedyś się spotkają.