0 - 20 lat
Otchłań dla wielu upiorów zdawała się nudna i właśnie dlatego odwiedzały one Alaranie. Jednakże jeden z nich, zaledwie nastoletni, wcale nie chciał opuszczać tego miejsca, było mu tu całkiem dobrze. Przyzwyczajony do mroku i szarości swego domu praktycznie od swego powstania snuł się po nim bez większego celu. Samotnie, w ciszy i nikomu nie wadząc. Nie był ani smutny, ani szczęśliwy, nie znał jeszcze uczuć. Na dobrą sprawę nie znał nic, więc w żaden sposób nie narzekał na swój los ani niczego nie pragnął. Skąd miałby wiedzieć, co to znaczy? Co należy cenić, a co nie? On po prostu był, nic poza tym.
Los jednak zadecydował inaczej i nie pozwolił mu żyć w ten sposób w nieskończoność. Gdzieś w Alaranii grupa początkujących magów postanowiła spróbować przywołać demona i padło właśnie na Sunreisintre. Choć jeszcze wtedy nie miał nawet imienia.
Nowy świat przywitał go nadzwyczajną ilością barw, chaosu i różnego rodzaju bodźców. Było to dla niego niebywale przytłaczające, nie wiedział co robić i na czym się skupić. Nic więc dziwnego, że uciekł czym prędzej, nim pradawni zdołali zauważyć, że udało im się cokolwiek przyzwać.
Wciąż młody i niedoświadczony demon był zbyt słaby, aby wrócić do Otchłani, więc przez jakiś czas musiał tu pozostać. Na początku robił to samo co w swym domu, wędrując z miejsca na miejsce. Szukał spokoju, unikał ludzi, byli dla niego abstrakcyjnym i niezrozumiałym tworem, nie wspominając nawet o innych rasach. Na szczęście, nawet gdy spotykał na swej drodze te istoty, one zwykle go nie widziały. Mimo to i tak starał się ich unikać. Z czasem jednak po raz pierwszy zaczął coś odczuwać – ciekawość.
Wciąż trzymając bezpieczny dystans, obserwował ich, jak pracują, jak jedzą, jak żyją zajęci swoimi sprawami. Nie minęło wiele czasu, gdy jego uwagę przykuł blondwłosy wieśniak, jeszcze młody i pełny życia. Miał na imię Sun, był uczynnym i dobrym dzieciakiem, każda dziewczyna w wiosce się w nim kochała. Upiór z każdym dniem był coraz bliżej chłopaka, który momentami zdawał się nawet wyczuwać jego obecność. Po niespełna tygodniu demon czuł się na tyle swobodnie, że postanowił go opętać. Instynktownie wiedział jak to zrobić, ale nie był gotowy na tak wielką falę nowych doświadczeń. Nowe zmysły, materialne ciało. Z trudem potrafił to wszystko opanować. Nim jednak wszystkiego się nauczył, bliscy Sun zauważyli, że coś jest nie tak, ale nie wiedzieli, jak mu pomóc. Upiór zachowywał się dziwnie, mówienie sprawiało mu trudność, próbował jeść rzeczy niejadalne i zupełnie nie zważał na wszelkie ryzyka, będąc przyzwyczajonym do swej niematerialnej postaci. Właśnie dlatego utrzymanie ciała w dobrej kondycji zakończyło się fiaskiem. Po paru dniach opuścił on zużyte naczynie, zaledwie chwilę przed tym, gdy blondyn odszedł na tamten świat.
Demon nie był tym w żaden sposób poruszony, jednak postanowił przywłaszczyć sobie imię zmarłego.
Mijały kolejne lata, a Sun znajdywał kolejne ofiary, poznawał świat od ludzkiej strony, choć w ogóle jej nie rozumiał. Często robił rzeczy moralnie złe, ale jeszcze wtedy ich nie rozróżniał, po prostu próbował, bawił się i uczył. Myśl o powrocie do Otchłani niknęła coraz bardziej na rzecz potencjału tego świata. Chciał wiedzieć o nim i o jego mieszkańcach wszystko.
21 – 200 lat
Demona z czasem znudziło siedzenie w tym samym miejscu. Postanowił zwiedzić ten dziwny świat. Przemierzał lasy, góry, mroźne krainy lub zwiedzał tropikalne rejony Alaranii. W międzyczasie przebudził się w nim głód wiedzy, ale tej magicznej. Coraz częściej odwiedzał różnego rodzaju biblioteki pełne magicznych ksiąg, wiele razy był nawet w Twierdzy Czarodziejów i przysłuchiwał się wykładom starych czarodziejów. W tym wieku także opętał najwięcej ludzkich i mniej ludzkich istnień w całym swoim życiu. Dało mu to sporo niezbędnej wiedzy, coraz lepiej mówił, chodził, aż w końcu całkiem znikał w tłumie, pozornie niczym się nie wyróżniając. Lubił też odgrywać swoje ofiary, grać ich rolę jak najlepiej, tak aby nikt nie zauważył zmiany w zachowaniu. Sprawiało mu to niezwykłą radość, którą poniekąd odczuwał po raz pierwszy. Była niczym narkotyk, stale chciał więcej. Udawał zarówno kobiety, jak i mężczyzn, ludzi, elfy i kogo tylko mógł. Nie patrzył na status społeczny, na wygląd czy pochodzenie. Chciał spróbować być każdym po trochę. Wciąż nie liczył się on ze swoimi ofiarami, to były tylko narzędzia, zwykłe zabawki.
Nie mógł jednak doskonale odzwierciedlać ról opętanych osób, nie wdając się w żadne relacje z ich bliskim. W ten sposób poznał Reia. Był on młodym rycerzem, przyjacielem Terencjusza, którego ciało Sun aktualnie pożyczał. Mężczyzn łączył ten sam fach i wspólne dzieciństwo. Dlatego zawsze trzymali się razem. Rei niemal za każdym razem miał coś ciekawego do powiedzenia, opowiadał o magii o innych wymiarach o przerażających potworach. Upiór nie miał pojęcia, jak zwykły śmiertelnik może tyle wiedzieć, ale zawsze bardzo chętnie go słuchał. Był to pierwszy człowiek, do którego żywił szacunek, prawdopodobnie dlatego, że widział w nim odzwierciedlenie samego siebie. Rycerz, choć dużo wiedział o tym świecie i jego nietypowych mieszkańcach zdawał się równie zagubiony, wciąż pytał dlaczego, a odpowiedź nigdy nie nadchodziła.
To dzięki niemu upiór zaczął widzieć ludzi zupełnie inaczej. Powoli zaczynał rozumieć różnice między złem a dobrem i szybko przekonywał się, że niezależnie od rasy każde życie może być na swój sposób cenne.
Pewnego dnia stała się istna tragedia. Pannę Aleksije, córkę znanego szlachcica, a ukochaną Reia uprowadzono pod osłoną nocy. Sun bez wahania zgodził się pomóc przyjacielowi ją odnaleźć. Jeszcze tego samego dnia wsiedli na konie i wyruszyli. Upiór wtedy po raz pierwszy zrobił coś dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Po drodze coraz bardziej męczyła go myśl o przyznaniu się do swej natury. Przynajmniej raz chciał nie musieć udawać. Była to trudna decyzja, znał już trochę ludzkie zachowania i wiedział, że nie przepadają oni zbytnio za takimi demonami jak on.
- Rei – zaczął pełen powagi.
W tym momencie jednak mężczyzna nakazał zatrzymać konie. Gdzieś między drzewami słychać było niepokojący szelest. Gdy wyciągnął broń, Sun natychmiast poszedł za jego przykładem. Nim się obejrzeli, zza krzaków wyskoczyli rozbójnicy. Mieli zdecydowaną przewagę. Upiór do dziś pamięta, jak wtedy jego przyjaciel osłonił go własnym ciałem przed zatrutą strzałą. Gdyby tylko wiedział…
Oprawcy ukradli konie razem z zapasami i tak szybko, jak się pojawili, zniknęli w zakamarkach leśnych ostępów. Sun podszedł do kolegi i nie miał bladego pojęcia co zrobić. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, jeszcze nigdy na nikim mu nie zależało.
- Rei, proszę. Nie umieraj. To się wyleczy… Może jakieś liście… - zaczął rozglądać się wokół w panice.
-Tere – wyszeptał z trudem – Odnajdź… ją – dopowiedział swą ostatnią wolę.
- Odnajdę, odnajdziemy razem, zobaczysz. Proszę, nie rób mi tego…
- Proszę Tere – powtórzył ochrypłym głosem i wydał ostatnie tchnienie.
- Ja nawet nie jestem… - zaczął Sun, ale Rei już nie mógł go usłyszeć.
Zrozpaczony demon cały roztrzęsiony pozostawił ciało swojego kompana i odszedł spełnić jego prośbę. Poszukiwania dziewczyny nie trwały długo. Wkrótce, gdy ją odnalazł, wyszło na jaw, że porywacz to tak naprawdę jej kochanek, z którym od dłuższego czasu planowała ucieczkę. Demon, widząc, że jest bezpieczna i spełniwszy zadanie, postanowił więcej nie ingerować w tę sytuację. Opuścił Terencjusza i udał się jak najdalej od tego miasta.
Demon wcześniej kochał swoje zdolności, ale po tych wszystkich wydarzeniach zaczęły go trawić wyrzuty sumienia. Nie chciał już kraść życia innym, chciał mieć swoje własne. Tego dnia postanowił, że za wszelką cenę znajdzie alternatywę dla opętań, które zaczęły go wręcz brzydzić.
201 - 600 lat
Upiór mimo bólu nie chciał zapomnieć o swym przyjacielu, na jego cześć nawet zmienił imię, od teraz przedstawiał się jako Sunrei. Jego życie również przeszło diametralną zmianę. Już nie opętywał. Doskonalił swoje umiejętności magiczne i szukał rozwiązania. Unikał wszelkiego towarzystwa, liczyło się tylko studiowanie różnego rodzaju zaklęć. Jego umiejętności mocno wzrosły, ale wciąż nie miał pojęcia jak stworzyć sobie własne, materialne ciało bez szkody dla innych. Nie poddawał się, przemierzał świat, szukając ksiąg z prastarymi zaklęciami i licząc, że w końcu znajdzie to właściwe. Wciąż jednak nic nie pasowało. Z czasem zrozumiał, że nie może liczyć na magów z zamierzchłych czasów i ich niszczejące zapiski. Jego życie było w jego rękach i wszystko zależało tylko od niego.
Dzięki swojej determinacji w końcu wpadł na pewien pomysł. Stało się to gdy przy pomocy magii sił w swym rozgoryczeniu przesunął stos ksiąg, który następnie z impetem spadł ze stołu. Od lat używał tej arkany, aby oddziaływać na przedmioty w jego otoczeniu, jednak to dało mu podpowiedź jak wykorzystać ją w inny sposób. Podekscytowany natychmiast postanowił wypróbować idee, która przyszła ma na myśl.
Stworzył magiczną barierę wokół swojej niematerialnej postaci, nadając jej kształt ludzkiej sylwetki. Następnie spróbował podnieść wciąż przy użyciu magii jedną z ksiąg. Pierwsze próby skończyły się odepchnięciem grubego tomiszcza spory kawałek dalej, a kolejne na przenikaniu jego niematerialnej dłoni przez pożółkłe strony.
Demon nie zamierzał się poddać, musiał tylko mocno się skupić i poćwiczyć. Niestety mimo już całkiem niezłych umiejętności nie było mu łatwo utrzymać taką postać przez dłuższy czas. Wiedział jednak, że to kwestia przyzwyczajenia i wyczucia. Właśnie dlatego, nie mając też lepszych zajęć, dzień w dzień i w każdą noc próbował ów zaklęcie dopracować.
Po wielu naprawdę wielu latach, których upływu niemalże nie zauważył, jego zaangażowanie wreszcie przyniosło oczekiwane efekty. Był nawet już na tyle pewnych swych umiejętności, że postanowił dodatkowo użyć iluzji do stworzenia sobie ubrań.
Jeśli tylko nie był zmuszony używać magii w innych celach, swoją nową formę był w stanie utrzymywać niemal tak długo, jak chciał. Od czasu do czasu jednak wciąż miewał drobne problemy z odpowiednim wyczuciem i odpychał coś zbyt mocno albo zwyczajnie przenikał przez obiekty.
Wtedy jak nigdy rozpierała go duma i uznał to za osiągnięcie swojego życia. W końcu mógł ponownie wyjść do ludzi, będąc już sobą, tym najprawdziwszym sobą.
601 - 800 lat
Niestety szybko się okazało, że większość ludzi raczej nie jest zachwycona jego wyglądem. Większość uciekała już na sam jego widok. Sunrei nie był zadowolony z takiego efektu, tym bardziej że został przez to zmuszony do używania iluzji w celu zamaskowania swojej naturalnej postaci, której stworzenie zajęło mu przecież tak wiele lat. Nieco zawiedziony maskował ją tylko, gdy było to naprawdę konieczne.
W ten sposób upiór przez kilka lat błąkał się po świecie, szukając swojego celu i miejsca. Ludzkie zajęcia w większości były dla niego zbyt nudne, by się w nie angażować lub za mało satysfakcjonujące.
Pewnego dnia zwiedzając malownicze miasto na wybrzeżu – Turmalię, natrafił na występ początkującej grupy teatralnej. I wtedy go olśniło. Postanowił spróbować swoich sił w aktorstwie i dołączyć do owych aktorów. Szybko wyszło na jaw, że dzięki swoim doświadczeniom miał do tego prawdziwy talent więc przyjęli go bez wahania, czego nie pożałowali. Każdy występ z udziałem Sunreia był niezwykle udany, a ludzie obdarowywali go największymi brawami. Ponadto często zdarzało się, że grając czarne charaktery, mógł pozostawać w pełni sobą, bo wszyscy brali to za nietypowy kostium.
Na początku swojej kariery dużo jeździli w trasy, zdobywając coraz większą sławę. Mocno zżył się z niewielką dotychczas grupką. Jednak wszystko zmieniło się, gdy zyskali szacunek wyższych sfer i wystawiali swoje sztuki na dworach. Potrzebowali więcej ludzi, świeżej krwi. Upiór dobrze widział, że upływ czasu jest dla ludzi okropnie szybki. Dlatego jego grupa przechodziła duże zmiany, starsi odchodzili, pojawiali się nowi. Tylko on stale trwał nietknięty zębem czasu. Nauczył się już akceptować cykl życia swych śmiertelnych przyjaciół, choć gdy dobiegał on kresu, za każdym razem bolało tak samo. Niestety nie mógł nic z tym zrobić. Cieszył się każdym wspomnieniem z nimi, każdą wspólną przygodą, bo zostawało mu po nich tylko tyle i aż tyle. Z czasem nawet wyznał, czym naprawdę jest i ku swojemu zaskoczeniu jego grupa zdołała to zaakceptować. W końcu znalazł to, czego szukał przez wieki.
W swoje osiemsetne urodziny Sunrei w pełni zadowolony z życia spacerował późnym wieczorem po rynku Irrasil. Jego grupa świętowała kolejny udany występ w gospodzie kawałek dalej, on jednak wolał podziwiać piękno tego miasta. Było już ciemno, ale wszędzie kręciły się tłumy przechodniów. Szybko stało się jeszcze bardziej tłoczno i pojawiło się jakieś dziwne poruszenie. Kilku mężczyzn czym prędzej przebiegło z wiadrami pełnymi wody. Zaciekawiony demon ruszył za nimi.
Gospoda stanęła w ogniu. Dokładnie ta, w której zatrzymali się jego przyjaciele. Upiór, gdy tylko zrozumiał, co się dzieje, sam chwycił wiadro, chcąc pomóc. Jednakże w wyniku stresu miał problem z koncentracją i odpowiednim wyczuciem więc jego dłoń po prostu przeniknęła przez nie kilka razy, nim w końcu zdołał je podnieść. Wraz z resztą śmiałków robił, co tylko mógł, choć nie było łatwo.
Pożar po wielkich trudach został ugaszony, ale nikt nie przeżył, wszyscy spłonęli żywcem. Demon nie wiedział, co było przyczyną tej tragedii, przypadek, umyślne działanie? To już nie miało znaczenia. Po raz kolejny stracił wszystko, co kochał i znów musiał zaczynać od nowa.
801 – 979 lat
Sunreisintre. Tak się teraz przedstawiał. Uhonorował w ten sposób swych zmarłych przyjaciół, dodając do swego imienia zlepek pierwszych liter z ich imion. Przeżył z nimi najpiękniejsze lata swojego życia. Teraz jednak, skoro przewrotny los zapragnął je tak brutalnie zakończyć, demon musiał po raz kolejny odnaleźć w życiu sens. Szybko doszedł do wniosku, że pragnie odpoczynku. Od przygód, podróży i chce pobyć sam.
Dotarłszy do Rubidii, zachwycił się on jej pięknem i postanowił zakończyć tutaj swoją tułaczkę. Z całkiem sporych oszczędności zakupił średniej wielkości domostwo tuż przy plaży z dala od centrum.
Ku jego zaskoczeniu okazało się, że poprzedni właściciele mieli w nim pokaźnej wielkości bibliotekę zawierających wiele mniej lub bardziej cennych, starych ksiąg głównie dotyczących magii. Dzięki temu odkryciu Sunrei zabijał czas, czytając całymi dniami, a nawet nocami. Gdy już wszystkie znał niemal na pamięć, zaczął sprowadzać kolejne.
Chciał spokoju, jednak często w okolicy jego posiadłości zaglądali jacyś ludzie, jakby kogoś szukali. Po pewnym czasie gdy w końcu udało mu się porozmawiać z jednym z nieproszonych gości, wszystko stało się jasne. Jeszcze kilka lat wstecz to miejsce służyło za bibliotekę i księgarnie. Sunrei postanowił, że będzie to kontynuował. Najpierw musiał wyremontować i doprowadzić do porządku dom, który przez dłuższy czas stał pozostawiony samemu sobie.
Na początku efekty były widoczne głównie wewnątrz, ale później upiór zadbał także o swoje podwórko. Pojawiły się kwiaty, ogrodzenie, a nawet nieduży pomost z miejscem do cumowania łodzi.
Gdy wszystko było gotowe, demon zaczął zapraszać okazjonalnych ciekawskich, którzy wypatrywali biblioteki. Nie było łatwo, swoim wyglądem odstraszał praktycznie wszystkich. Jednak część w końcu się przemogła. Demon ochoczo udostępniał swoje zbiory, a czasem sprzedawał pojedyncze egzemplarze.
Z czasem pojawiło się duże zapotrzebowanie na nowości, więc raz na jakiś czas wybierał na krótsze lub dłuższe wycieczki w celu uzupełnienia swojej kolekcji. Nie chciał jednak co chwilę wyruszać na drugi kraniec świata, więc załatwił sobie pomocnika. Był to leśny elf Erno. Za odpowiednią opłatą wyruszał w dłuższe podróże i zawsze wracał z wozem pełnym nowych ksiąg. Upiór nigdy nie utrzymywał z nim bliższej relacji, łączyły ich tylko interesy, mimo to był z niego bardzo zadowolony.
Nie minęły nawet dwa wieki, a biblioteka Sunreisintre stała się popularna również wśród zamożniejszych klientów, którzy chętnie przychodzili, nawet jeśli sam widok upiora był dla nich dość niepokojący. Demon nigdy nikomu nie szkodził więc z czasem ludzie przestali widzieć w nim zagrożenie, a na dodatek stał się on dość znany w Rubidii.
980 - 999 lat
Sunreisintre przechadzał się po rynku, nadal maskował swoją prawdziwą naturę. Dużo osób go tutaj znała, ale byli też przyjezdni i nie chciał wywoływać chaosu. Był szczęśliwy i nic mu więcej nie brakowało, nawet nie przeszkadzało mu to okazjonalnie okrywanie się iluzją. Wszystko się jednak zmieniło, gdy spostrzegł on pewną parę. Dziewczyna zwróciła jego szczególną uwagę. Miała w sobie coś… innego. Chciał podejść, zagadać, ale spojrzał na idącego obok niej mężczyznę i szybko zrezygnował. Od dłuższego czasu mocno stronił od nawiązywania bliższych relacji i nie chciał tego zmieniać.
Stale jednak na nią wpadał, choć zawsze pozostawał tym nieznajomym, zwykłym przechodniem będącym w okolicy. Nie mógł tego znieść, dlatego posunął się nawet do śledzenia zakochanych. Coraz bardziej nienawidził tamtego mężczyzny. Gdy tylko się rozstawali, on przymilał się do innych. Niezwykle drażniło to upiora, bo wiele by oddał, aby być na jego miejscu. Jeszcze nigdy się nie zakochał, a gdy wreszcie ugodziła go strzała Amora, nie mógł nic zrobić. Pozostała mu tylko bierna obserwacja.
Pewnego wieczora, gdy Remus wracał ze spotkania ze swoją ukochaną, upiór szedł za nim jak cień. Nie robił tego umyślnie, akurat wyszło, że szli w podobnym kierunku. W pewnym momencie na ich drodze stanęła blondwłosa kobieta. Sunrei minął ją jak gdyby nigdy nic i skręcił w boczną uliczkę, gdzie się zatrzymał. Chciał zobaczyć, co się stanie.
Kobieta jednak zachowywała się inaczej niż te wszystkie, z którymi flirtował. Była zirytowana i żądała jakichś pieniędzy.
- Jest zakochana po uszy. To kwestia czasu i będziemy bogaci. Pomyśl, cały dom, służba. To wszystko będzie nasze. Kochanie – mówił Remus, przymilając się do kobiety, która ewidentnie była na niego obrażona.
- Obyś miał rację – prychnęła, łapiąc go za ręce, nim powędrowały tam, gdzie nie powinny. Następnie odwróciła się na pięcie i czym prędzej zniknęła z pola widzenia.
Sunreisintre nie wytrzymał, wyszedł zza ściany budynku i stanął przed Remusem, wytykając mu, jak bardzo jest dwulicowy. Mężczyzna był mocno zdezorientowany, nawet nie wiedział z kim ma do czynienia. Zwykle pokojowy demon pełen tłumionych emocji wdał się w bójkę, której efektem było nie do końca zaplanowane opętanie. W pierwszym odruchu chciał go od razu zostawić, ale postanowił się powstrzymać. Pokusa zastąpienia go w roli ukochanego Zoyi była zbyt wielka. Nawet jeśli nie czuł się z tym zbyt komfortowo.
Jego pierwsze spotkanie z brunetką było niesamowite. Od razu rzuciła mu się na szyję, przez moment prawie spanikował, nie wiedząc co robić. Serce, choć nie należało do niego, biło jak szalone przez nadmiar emocji.
Przez następne dni Sunrei robił wszystko, by Zoya był szczęśliwa. Zamknął nawet na jakiś czas swoją bibliotekę, byle miał go jak najwięcej dla niej. Był gotów na wszystko. Chciał z nią uciec, gdziekolwiek, jakkolwiek, byle razem. Jednak postanowił, że musi jej wyznać prawdę.
W końcu porzucił Remusa, który w wielkim szoku uciekł, krzycząc coś na całe gardło. Upiór uznał, że na razie będzie on zupełnie nieszkodliwy, więc wyruszył spokojnym krokiem w stronę domu swej ukochanej.
Nie mógł jednak przewidzieć, że to był jeden z największych błędów, jakie kiedykolwiek popełnił. Mężczyzna okazał się wilkołakiem, uprzedził go i przemienił dziewczynę. Demon nie wiedział co robić. Był pewien, że cokolwiek powie, ona go znienawidzi i będzie miała do tego pełne prawo. W końcu całe to zamieszanie było jego winą. Gdyby tylko mógł cofnąć czas.
Pełen wyrzutów sumienia wrócił do swojej biblioteki i wrócił do swojej codzienności, która nie była już tak kolorowa, jak wcześniej. Nie bez niej.
Przez dłuższy czas nie miał nawet odwagi do niej zajrzeć, a gdy to wreszcie zrobił, już jej nie znalazł. Udało mu się jedynie dowiedzieć, że została wyrzucona z domu. Sunreisintre jeszcze nigdy nie był tak przygnębiony, nie mógł sobie darować, że zniszczył życie tak cudownej dziewczynie.
Nie chciał jej sprawić większych kłopotów, więc nie ruszył na jej poszukiwania, miał tylko nadzieję, że ułoży sobie życie i być może kiedyś będzie mu dane zobaczyć ją jeszcze ten ostatni raz.