Niedaleko Villket tuż przy lesie znajdowała się spora łąka. Wszelkie kwiaty i trawy szumiały cichutko, gnąc się przy łagodnych podmuchach wiatru. Nagle jednak coś przemknęło z taką prędkością, że każde nawet najmniejsze źdźbło położyło się na ziemi, by za chwilę gwałtownie wrócić do pionu.
- Hikari! Poczekaj! – rozległ się czyjś głos.
Harpia o białoczarnych skrzydłach i kasztanowych włosach próbowała dogonić swoją nad wyraz szybką i uparcie niesforną córkę. Dziewczynka nie przepadała za przesadną nadopiekuńczością swojej matki, zwłaszcza że uwielbiała ten dreszczyk emocji związany z ryzykownymi czynami. Najchętniej opuściłaby wyspę i poleciała zwiedzać świat. Trzymała ją tutaj jednak miłość do swojej rodzicielki, nawet jeśli nie zawsze się dogadywały. Na dodatek znała i miała kontakt ze swoim ojcem, czym nie mogłaby się poszczycić każda harpia. Co jakiś czas przypływał na wyspę, by je odwiedzić. Eravallian potrafił pięknie opowiadać o swoich podróżach na stałym lądzie, a młoda naturianka słuchała jak zahipnotyzowana pełna podziwu i zapału, by kiedyś pójść w jego ślady.
- Tato! – naturianka nie zdążyła wyhamować i wpadła na swojego ojca, przewracając ich oboje. Na szczęście miękki, plażowy piasek zamortyzował upadek.
Chwilę później pojawiła się również starsza harpia, która szczerym uśmiechem przywitała bladolicego. Gdy zdołał wstać, objęła go swoimi skrzydłami.
- Mówiłam ci, żebyś tak nie pędziła – zganiła córkę, ale nie potrafiła się gniewać w tym momencie.
Keisuke, bo tak miał na imię mężczyzna, ostatnimi czasy odwiedzał je jakby rzadziej, choć obie harpie potrafiły to zrozumieć, w końcu podróżował po całym kontynencie i służył pomocą tam, gdzie był potrzebny. To było szlachetne, ale i czasochłonne. Dlatego ani Hikari, ani jej matka – Ronja, nigdy mu tego nie wypominały.
~~~
Niestety nie doczekały następnego spotkania, myśli przeszywały zmartwienia i czarne wizje, czy przypadkiem nic mu się nie stało. Matka Hiki poszła nawet do szamanki ich stada, aby się poradzić, co zrobić. Starsza harpia poradziła jej cierpliwie czekać. Niestety jej mądrości nie przypadły Ronji do gustu i zdeterminowana zostawiła Hikari pod opieką pozostałych, a sama ruszyła na stały ląd. Wywołało to spore zaskoczenie, bo ich stado raczej trzymało się wyspy, ale nikt nie zamierzał jej powstrzymywać. Szamanka jedynie pokręciła głową z dezaprobatą i mruknęła pod nosem coś o zgubnych skutkach decyzji podejmowanych pod wpływem silnych emocji.
Tymczasem młoda naturianka była niezwykle niepocieszona i zdenerwowana. W końcu potrafiła naprawdę szybko i dobrze latać, dałaby sobie radę, a jednak została zbagatelizowana i musiała siedzieć na wyspie, dobrze jej znanej i okropnie nudnej. Przez te kilka dni Hiki nie była zbyt użyteczna, przesiadywała na drzewach albo latała bez celu, czekając na powrót matki. Wciąż nie miała wielu lat na karku, więc nikt jej za to nie winił, choć harpie, które się nią opiekowały miały spory problem, żeby za nią nadążyć i nie stracić jej nagle z oczu. Młoda potrafiła wpakować się w nie lada kłopoty.
Gdy w końcu Ronja wróciła, naturianki odetchnęły z ulgą, ale nie było tak pozytywnie, jak mogłoby się wydawać.
- Znalazłaś tatę? – spytała czarnowłosa, niecierpliwie czekając na odpowiedź, której nie otrzymała od razu, a przecież powinna.
- Tak – matka odpowiedziała oschle, a po kolejnej chwili ciszy dodała – Nie będzie już nas odwiedzał.
Hikari nie mogła uwierzyć własnym uszom, miała wrażenie, że źle zrozumiała. Przecież wszystko było dobrze. Na dodatek Ronja nie chciała nic więcej jej powiedzieć, co chwilę powtarzając, że to sprawy dorosłych albo „nie zrozumiesz”.
Młoda harpia nie potrafiła tego zaakceptować. Musiała poznać prawdę. Poczekała więc, aż się ściemni i gdy wszyscy zasnęli, poleciała plażę. Nie była pewna swojej decyzji. Usiadła jeszcze na chwilę na chłodnym piasku, patrząc w kierunku, z którego zawsze przypływał Keisuke. Morze delikatnie falowało, a na niebie nie widniała nawet pojedyncza chmurka. Hikari rozłożyła skrzydła gotowa do lotu, jeszcze raz tylko spojrzała za siebie, jakby chcąc zostawić wszelkie niepewności tutaj, następnie ruszyła na kontynent.
Na początku leciała co sił, byle jak najszybciej zobaczyć ojca. Później jednak zrozumiała, że to był błąd. Nie umiała pływać, a nie mogła przystanąć, by odetchnąć. Uparcie jednak leciała kolejne godziny, przyśpieszając, kiedy tylko znów nabrała sił, wiedząc, że już za późno powrót.
Gdy tylko jej oczom ukazało się wybrzeże, zebrała w sobie ostatki sił i natychmiast przyśpieszyła. Tuż po chwili wylądowała już na ziemi, tuląc się do trawy. Była wykończona, przez dłuższą chwilę po prostu tak leżała i ciężko oddychała.
~~~
Promienie słońca zaczęły muskać twarz Hikari, skutecznie ją przy tym budząc. Jak się okazało, musiała w nocy usnąć na tej trawie i pozostać tak do rana. Była nawet w takiej samej pozycji jak wczoraj. Dziewczyna wstała z lekko obolałymi skrzydłami po długim locie. Szybko zdała sobie sprawę, że ktoś ją obserwuje.
Wyglądała na jej rówieśniczkę, tylko była człowiekiem jak Keisuke, choć miała nieco ciemniejszą karnację. Patrzyła na Hiki z zaciekawieniem, ale najwyraźniej bała się podejść bliżej. Naturianka postanowiła więc wykonać pierwszy ruch i pomachała jej skrzydłem, a następnie podleciała bliżej. To już nie był taki dobry pomysł, bo ta ciemnoskóra dziewczynka musiała uznać to za atak i wzięła nogi za pas, wołając tatę piskliwym głosem. Skrzydlata nie zamierzała dać za wygraną i podążyła za nią, aż do niewielkiego domostwa, do którego wbiegła. Natychmiast wyskoczył z niego mężczyzna, który dzierżył w dłoni katanę. Harpia od razu poznała tę twarz, to przecież jej ojciec.
- Ta… - zaczęła, jak tylko wylądowała, jednak zmieszała ją nieco jego przerażona mina. Nawet nie zaprotestowała, gdy ten boleśnie chwycił ją za skrzydło i zaciągnął za dom.
- Co tu robisz Hikari!? – nie cieszył się na jej widok, miała wrażenie, że w ogóle jej tutaj nie chciał, a jego ton głosu był taki nieprzyjemny, że aż wywołał w niej poczucie winy.
- … Tęskniłam – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Wszystko w porządku kochanie? – jakaś ciemnoskóra kobieta odważyła się podejść, a za jej spódnicą kryła się ta dziewczynka, która wcześniej uciekła.
- Tak, to tylko młoda harpia, zbłądziła – Keisuke odpowiedział pośpiesznie – Właśnie wskazywałem jej drogę do domu.
Hikari milczała, właśnie do niej dotarło, dlaczego matka nie chciała powiedzieć jej prawdy. Czuła się zdradzona, a gdy spoglądała na swoją, być może przyrodnią siostrę, czuła czystą nienawiść. W końcu, dlaczego ojciec wybrał akurat ją i tę kobietę? To przez to, że były ludźmi?
- Na pewno jest zmęczona, mogłaby zjeść z nami obiad i trochę odpocząć – wtrąciła się kobieta.
Naturiankę zaskoczyło jej przyjazne usposobienie. Musiała nic nie wiedzieć. Hiki intrygowała też kwestia czy ta dziewczynka jest od niej starsza, czy młodsza. Miała tyle pytań, nawet jeśli odpowiedzi nie będą przyjemne, musiała wykorzystać okazje. Skinęła głową na propozycje kobiety i była niemal pewna, że zauważyła kątem oka krople potu na skroni ojca.
~~~
Pani Airaia była bardzo rozmowna, wręcz wylewna, mówiła o wszystkim i dużo się śmiała. Opowiadała o tym, jak to kiedyś była straszona opowieściami o harpiach, koszmarnych i brzydkich istotach oraz że jakiś czas temu zrozumiała, jakie to bzdury, głównie dzięki Keisuke. Dużo też mówiła o swojej córce, Zarinie. Ponoć była bardzo nieśmiała i nie miała za zbytnio przyjaciół. Hikari miała wrażenie, że gospodyni jest niezwykle zdesperowana, aby jej córka miała jakiekolwiek towarzystwo w swoim wieku. Nie przypadło to harpii do gustu, Zarina ciągle siedziała jakaś taka speszona i niezbyt kontaktowa w przeciwieństwie do swojej matki. Ot taka szara myszka, zupełnie nieciekawa. Na dodatek młoda w tej chwili całkowicie przypominała ojca, który tylko przytakiwał kobiecie i wstał od stołu, tak szybko, jak tylko mógł.
Na jaw wyszły też inne fakty. Keisuke wcale nie podróżował po całym świecie, pomagając ludziom. To tak naprawdę robił jego ojciec, który już od dawna nie żył. Nawet ta katana była jego i wisiała w chacie na pamiątkę bardziej niż do obrony. Mężczyzna był zwykłym handlarzem i to właśnie głównie z tego powodu przypływał na wyspę, miał wielu kupców w Villket. Pewnego razu, w sumie dość niedawno nawet, został napadnięty i poważnie ranny. Pani Airaia w obawie o jego życie wybłagała go, by pozostał z nią na gospodarstwie i to prawdopodobnie dlatego już nie odwiedzał naturianek. Hikari nawet się nie spodziewała, że jej ojciec jest takim oszustem.
Pod wieczór miała wracać na wyspę, jednak zatrzymała ją Zarina. Ku zaskoczeniu naturianki przeprosiła, że tak przed nią uciekała. Nawet skomplementowała jej skrzydła. I jakoś tak od słowa do słowa zaczęły rozmawiać o różnych rzeczach. Z początku Hikari była oschła, ale w miarę upływu czasu dotarło do niej, że ciemnoskóra wcale nie jest taka zła, jak założyła. W efekcie siedziały na dworze, aż do późna. Na koniec Zari poprosiła Hiki, by ta jeszcze kiedyś ją odwiedziła, na co skrzydlata z chęcią przystała.
Wiedziała jednak, że matka jej na to nie pozwoli. Jeśli miała spełnić obietnicę, musiała zostać. Udała więc tylko, że odlatuje, po czym zawróciła, kryjąc się w gałęziach drzew. Wszystko po to, aby następnego ranka sprawić pozory, że przylatuje z wyspy.
~~~
Minęło kilka dni, Zarina i Hikari zdążyły się zaprzyjaźnić, co coraz bardziej drażniło ich ojca, w przeciwieństwie do pani Airaia, która była bardzo z tego rada. Niestety Ronja przybyła na stały ląd i zburzyła tę pozorną sielankę. W końcu odnalazła swoją niesforną córkę, która nadal wieczorami udawała, że na noc wraca do domu.
Rozpętała się poważna awantura. Kobiety były wściekłe, Keisuke myślał jak od nich uciec, a dziewczynki musiały słuchać tego wszystkiego, stojąc z boku. Nie było to zbyt przyjemne, więc Hiki szturchnęła lekko swoją przyrodnią siostrę, proponując jej spacer przy klifach. Czmychnęły, gdy tylko dorośli przestali zwracać na nie jakąkolwiek uwagę. Nie chciały przy tym być, zwłaszcza że właśnie zaczęły lecieć wyzwiska i pierwsze łzy.
Droga do ów ostoi, nie była długa. Tutaj wiatr i uderzające falę zagłuszały wszelkie odgłosy z oddali, dzięki czemu dziewczyny mogły usiąść na trawie i odetchnąć. Zapomnieć na chwilę o problemach, które jakby na zawołanie zbiegły się wszystkie na raz.
- To… jesteśmy siostrami – stwierdziła nagle Hikari po dłuższej chwili cichego wpatrywania się w horyzont.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? – spytała wyraźnie przejęta tym wszystkim Zarina.
- Sama nie wiem – naturianka w pierwszym odruchu chciała odpowiedzieć, że to oczywiste, że nie chciała zniszczyć jej życia, co nie do końca było prawdą. Przecież mogła to zrobić od razu, wystarczyłoby tylko donośnie zawołać „cześć tato”, gdy go odnalazła. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że przeżyła szok i dosłownie zabrakło jej słów. – Nie myślmy o tym, zróbmy coś fajnego – zaproponowała naturianka.
- Co?
- Może wyścig?
- Nie umiem latać…
- Ale ja nie jestem dobra w bieganiu, skrzydła kontra nogi? – zaproponowała Hiki, uśmiechając się szczerze. Jeszcze niedawno była pewna, że do końca życia będzie nienawidzić Zari, ale teraz czuła, że musi zrobić wszystko by jakoś ją wesprzeć emocjonalnie. Jak się niedawno okazało, ciemnoskóra była od niej o dwa lata młodsza, więc tym bardziej, jako starsza siostra, powinna o nią zadbać.
- Dobrze – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Ustalenie rozpoczęcia i przebiegu ich małej rywalizacji mocno je zaaferowało, na chwilę nawet zapomniały o awanturze, jaka odbywa się przy chatce. Na dodatek potem myślały już tylko o tym, by udowodnić, kto jest szybszy, a harpia specjalnie leciała ciut wolniej, niż mogła, aby pozwolić wygrać Zarinie i nieco ją podbudować.
Ciemnoskóra w pewnym momencie zadarła głowę do góry, wciąż biegnąc. Pomachała harpii, która leciała obok, ale troszkę w tyle. Hiki uśmiechnęła się i odmachała jej swoimi ptasimi szponami. Nagle mina jej zrzedła, ustępując przerażeniu i donośnemu okrzykowi.
- UWAŻAJ! – zawołała tak głośno, jak tylko mogła.
Zari przez nieuwagę zbliżyła się za mocno do krawędzi klifu, a gdy to spostrzegła, na domiar złego potknęła się o kamień, przez co zawisła nad przepaścią, w ostatniej chwili łapiąc jedną ręką za niewielkie wyżłobienie w skalnej ścianie. Krzyk Hiki niewiele pomógł, będąc przytłumionym przez silne wiatry.
Naturianka leciała co sił, by pomóc siostrze, ale była za wysoko i za daleko. Dosłownie sekundy przekreśliły jej szanse na uratowanie ciemnoskórej. Zarina nie wytrzymała, jej palce ześlizgnęły się ze skały. Poleciała w dół, tkwiąc w tak wielkim strachu, że nawet nie wydała dźwięku. Nieszczęśliwie wpadła na jedną z ostrych kamieni wystających znad tafli wzburzonej wody. Zmarła na miejscu, a wizja jej śmierci na stałe zagnieździła się w umyśle młodej naturianki.
Hikari nie miała pojęcia co zrobić, myślała, że to może jakiś okropny sen. Jak we mgle wróciła do rodziców, cała blada i nieobecna. Nadal się kłócili. Przerwali jednak, widząc, w jakim jest stanie. Ronja próbowała się dowiedzieć, o co chodzi, zalała córkę masą pytań. Ta jednak milczała, do czasu, gdy pani Airaia spytała o Zarinę. Wtedy skrzydlata spojrzała jej na moment w oczy, po czym spuściła głowę.
- Nie żyje… - wycedziła głosem równie drżącym, jak ona sama. W myślach wciąż wypominała sobie, że gdyby leciała tylko trochę szybciej, tak jak powinna, ocaliłaby siostrę.
~~~
- To twoja wina! I tego twojego latania! – krzyczał ojciec, gdy tylko udało im się wyciągnąć od Hiki przebieg zdarzeń.
Matka Zari płakała, a Ronja usiłowała uspokoić mężczyznę, przypominając mu, że Hikari mimo tych parunastu lat, to wciąż dziecko. Niestety to tylko pogorszyło sprawę. Keisuke zaczął nawet wytykać swojej dawnej miłości i córce to, co mówią o harpiach legendy, jawnie sugerując, że śmierć ciemnoskórej nie była wcale nieszczęśliwym wypadkiem. Tego było za wiele, Hikari nie wytrzymała i wybiegła z chaty, natychmiast odlatując gdzieś na wschód, byle jak najdalej od tego wszystkiego. Ronja ruszyła za nią, machała skrzydłami co sił i wołała młodą, ale bardzo szybko zgubiła znacznie szybszą od siebie córkę.
Nastał wieczór. Hikari postanowiła zatrzymać się w niewielkim lasku przy Zatoce Lenaas. Zanim jednak wybrała drzewo, na którym będzie spała, usiadła przy brzegu i patrzyła w odbijające się gwiazdy na tafli wody. Rozmyślała, co powinna zrobić dalej. Uciekać, wrócić, zostać tu gdzie była i dać się znaleźć po pewnym czasie? Wyrzuty sumienia ją dobijały, gdyby nie leciała tak wysoko, albo tak wolno Zarina wciąż by żyła. Znalazła siostrę kilka dni temu i już ją straciła, nie mogła tego przeboleć.
Zmęczona lotem i emocjami usnęła nad brzegiem, kładąc się na trawie. Miała szczęście, że nikt jej nie znalazł i mogła obudzić się cała i zdrowa, może tylko trochę pogryziona przez mrówki. Ptaki pięknie śpiewały, a słońce przyjemnie grzało. Przynajmniej pogoda sprzyjała naturiance, która podjęła decyzję i kontynuowała podróż na wschód. Zrozumiała, że nie mogłaby spojrzeć w oczy matce, a ojciec miał ją za mordercę, pani Airaia pewnie też.
Gdy przeleciała nad zatoką, wszystko dopiero się zaczęło. Po raz pierwszy, zamiast głównie latać, maszerowała również na swoich ptasich kończynach, co początkowo było bardzo męczące, ale przecież nie mogła stale przebywać w powietrzu. Przynajmniej o jedzenie nie musiała się martwić, w lasach było go dużo, natomiast jeśli chodzi o wodę, to ciągle trafiła na jakieś większe jeziora lub pomniejsze stawy. Równina Argass była idealna pod tym względem.
Dni mijały spokojnie, harpia zaczęła wątpić w te wszystkie niebezpieczeństwa stałego lądu, przed którymi nieraz przestrzegała ją matka. Niestety szczęście nie może trwać wiecznie. W Dolinie Wielkich Jezior Hikari natknęła się na niewielką karczmę położoną nad Perseją. Nigdy w żadnej nie była, więc nie obawiała się niczego i pewnym krokiem weszła do środka.
Widok, który zastała od razu zaburzył jej spokój. Wszyscy goście to praktycznie mężczyźni, wielcy, umięśnieni, wytatuowani i chyba każdy miał jakąś broń przy sobie. Hiki przełknęła ślinę, czując na sobie wzrok ich wszystkich naraz, miała złe przeczucia. Uśmiechnęła się niezręcznie i zaczęła powoli zmierzać do wyjścia.
- Gdzieś się wybieramy? – spytał jakiś łysy typ, który skutecznie zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
- Uhm, pomyliłam się, miałam pójść gdzie indziej – próbowała użyć jakiejś wymówki, licząc, że mężczyzna pozwoli jej wyjść.
Po chwili poczuła oszałamiający ból z tyłu głowy. Niemal od razu straciła przytomność, nawet nie zdążyła ujrzeć, kto tak mocno i czym jej przyłożył.
~~~
Następnego dnia Hikari miała dość nieprzyjemną pobudkę. Ktoś chlusnął jej zimną wodą prosto w twarz. Od razu wstała na równe nogi i choć niezwykle zaspana odnalazła sprawcę, czy też sprawczynie. Była to… Na pewno kobieta, choć od pasa w dół miała koński tułów, kasztanowej maści. Gdy Hiki oderwała wzrok od kopyt, spostrzegła jej krótkie, ciemne loki i nieco opaloną skórę. Ciemnozielone oczy tajemniczej kobiety wpatrywały się w harpię z zastanowieniem. Młoda po raz pierwszy w swoim krótkim życiu spotkała centaura i chwilowo była zbyt oszołomiona, aby cokolwiek powiedzieć. Dodatkowo ból głowy dawał się we znaki, Hikari z trudem przypominała sobie, co zaszło. Nie widziała czy ufać nowo poznanej kobiecie, czy to ona za tym stała? Gdzie się podziali ci mężczyźni? I przecież ostatnio była tuż przy brzegu jeziora, a teraz wyglądało na to, że jest gdzieś w środku niezbyt gęstego lasu.
- Czego chcesz? – spytała w końcu niepewna i gotowa do odlotu.
- Takie podziękowania za ratunek? Co za niewdzięczne ptaszysko – prychnęła czterokopytna.
- Nie rozumiem… - mruknęła bladolica ze zmieszaniem.
- Gdyby nie ja pewnie już dawno gniłabyś w jakieś klatce. Ludzie lubią polować na takich jak my, a ty weszłaś w paszczę lwa.
- Takich jak my?
- Innych. Masz jakiś dom, może cię podrzucić? – zaproponowała centaurzyca z paradoksalną obojętnością w głosie.
- … Nie – skłamała Hikari, przybierając smutny wyraz twarzy po części szczery, ta dziewczyna była od niej wyraźnie starsza, gdyby powiedziała prawdę, pewnie zmusiłaby ją do powrotu, może nawet za pomocą jakichś czarów. Ojciec czasem wspominał o magii i jej nieskończonych możliwościach.
Bezskrzydła westchnęła ciężko, podrapała się po głowie i wyglądała, jakby myślała co zrobić z nieletnią harpią. Naturianka czasami trafiała na jakąś zagubioną młodzież, tym razem jednak nie mogła odstawić Hikari do domu, ale nie chciała też jej zostawić, widząc, jak bardzo jest bezmyślna. Postanowiła wziąć ją ze sobą, przynajmniej tymczasowo.
+++
Miranda od lat wędrowała po kontynencie, okazjonalnie pomagając potrzebującym, głównie jednak katalogowała i badała różne gatunki roślin. Teraz na dodatek wzięła na siebie odpowiedzialność za Hikari i czasami tego żałowała, choć nigdy nie mówiła tego na głos. Cierpliwie znosiła wybryki młodej, ale też ceniła ją za chęć pomocy, by innym razem zganić za nadmierne lenistwo i leżakowanie wśród drzew.
Mijały lata, dziewczyny przemieszczały się po kontynencie, poznając go coraz lepiej. Centaurzyca przywiązała się do harpii na tyle, że zapomniała już nawet o chęci podrzucenia jej komuś. Wprawdzie nie miały stałego miejsca, każdy las był dla nich domem, ale Hikari to lubiła, czuła, że nic jej nie ogranicza, mogła pójść w lewo, w prawo czy do przodu i każdy kierunek był dobry. Bo nie miały planu i celu, żyły z dnia na dzień, zdając się na łaskę losu. Przynajmniej tak było przez większość czasu, choć były też złe momenty. Głównie w miastach, ludzie byli różni, jedni nie zwracali na nie większej uwagi, inni zaś przeciwne, aż do skrajności gdzie musiały uciekać. Nie zawsze też mogły liczyć jedynie na naturę w kwestiach przetrwania, nieraz musiały kupować jedzenie, a ubrania też kosztowały. Miranda nie kupowała ich często, ale jak już to robiła to zwykle te lepsze z górnej półki. Nawet jeśli znalezienie odzienia dla harpii było nie lada wyzwaniem przez te skrzydła. Dlatego Hikari i centaurzyca korzystając z tego, co miały, a miały niemałą wiedzę geograficzną zaczęły na tym zarabiać, przewodząc ludzi bezpiecznymi drogami, gdziekolwiek chcieli się dostać. Skrzydlata w międzyczasie zaczęła też samodzielnie tworzyć mapy. Na początku przypominały dziecięce bohomazy. Musiała się nauczyć jak trzymać rysik w ptasich pazurach, do tego doszło samo pisanie i czytanie no i oczywiście podstawy matematyki, by wiernie odwzorowywać odległości. Centaurzyca bardzo jej w tym pomogła, sama była całkiem dobrze wykształcona. Pochodziła z niewielkiego klanu, któremu cywilizacja była bardzo bliska.
W pewien chłodniejszy, jesienny dzień dołączyła do nich jeszcze jedna zagubiona duszyczka. Hikari i Miranda, będąc w pobliżu Cieśniny Vareal, znalazły na brzegu ranną złotowłosą i piegowatą syrenkę o błękitnych łuskach, mieniących się wszystkimi kolorami tęczy w słońcu. Jak się wkrótce okazało, miała na imię Zyta i miała przykry incydent z piratami. Początkowo Mira zamierzała tylko ją opatrzyć i pójść dalej razem z Hiki, ale łuskowata była uparta jak osioł i koniecznie chciała iść z nimi. Tłumaczyła się, że właśnie opuściła rodzinne strony i szuka swojego miejsca w świecie. Najwyraźniej harpia i centaurzyca bardzo przypadły jej do gustu i nie mogła przegapić takiej okazji.
Harpia się nie wtrącała, patrzyła jedynie, jak tamte ostro dyskutują, w sumie było jej to obojętne, choć z drugiej strony morska naturianka wyglądała na niewiele młodszą od niej. Hikari nie chciała tego przyznać, ale czuła, że potrzebuje kogoś takiego. Może dlatego na jej twarzy zagościł uśmiech, gdy usłyszała to charakterystyczne westchnienie centaurzycy, sugerujące, że Mira nie ma już sił na kłótnie i się zgadza, choć tylko na pewien czas.
~~~
Blondynka wkrótce została kolejnym stałym członkiem ich półzwierzęcej grupy. Radziła sobie na lądzie bardzo dobrze, głównie dzięki temu, że zawsze potrafiła znaleźć jakieś źródło wody. Na początku Hiki i Mira uznały to za jakąś syrenią intuicję, ale ich nowa towarzyszka szybko przyznała, że to jej dar, który posiadała już od urodzenia. Ponadto dziewczyna okazała się strasznie energiczną gadułą i było to niebywale męczące, ale czasami o dziwo bardzo przydatne. Być może to właśnie dzięki niej i jej przechwałkom oraz opowiastkom, zwykle odrobinę podkoloryzowanym ludzie i nieludzie coraz częściej chcieli, aby dziewczyny zaprowadziły ich gdzieś bezpiecznie, choć bywały i zlecenia na zwykłe oprowadzenie albo osobiste wskazanie drogi przez jakieś bardzo niebezpieczne rejony. Mirze to nawet pasowało, dzięki temu znajdowała nieznane jej gatunki roślin, choć z drugiej strony martwiła się nieraz o Hikari i Zytę. Nieraz było tak, że na drodze stawały im groźne zwierzęta lub nawet potwory. W takich przypadkach najdzielniejsza była centaurzyca i harpia, syrenka zwykle wolała znaleźć kryjówkę i przeczekać tam kiepski moment.
Dzięki temu, że ich trójka była przystosowana do praktycznie każdego środowiska, szybko zyskały sławę i pewnie byłyby bogate, gdyby nie to, że brały tylko tyle, ile mieściły ich mieszki. Albo wydawały większe kwoty od razu. Może kiedyś znajdą jakieś miejsce, w którym osiądą na stałe, ale dopóki są nieodkryte miejsca w Alaranii, dopóty będą w podróży.