Gdzieś daleko na Równinie Maurat żył sobie niewielki klan centaurów, nosił dumną nazwę Klanu Szczęścia. Ludzie, cywilizacja, to było im obce, ponieważ to mieszkali w części równiny, gdzie zazwyczaj nikt się nie zapuszczał, nie licząc oczywiście innych naturian. Żyli więc w odosobnieniu, mając w głównej mierze tylko siebie. Niestety ich szczęście nie trwało wiecznie. Pewnego dnia przyszli obcy. Z początku grupa Alarian zdawała zachwycać się pół ludźmi, pół końmi. Zadawali pytania, rozmawiali, nic nie wskazywało na jakieś wrogie nastawienie. Pewnego dnia jednak, zamiast podać dłoń na powitanie, wyciągnęli broń, brutalnie zabijali naturian, którzy starali się jakoś bronić, pozostałych wzięli do niewoli, głównie kobiety i dzieci. To była straszna rzeź. Centaury nie wiedziały za co, pierwszy raz widziały ludzi i pierwszy raz doznały takich okropieństw. Oczywiście walczyli, jak mogli, ale dwunogi miały przewagę liczebną oraz dostęp do bardziej zaawansowanej broni.
Wśród centaurów była też ciężarna centaurzyca, Róża, żona samego wodza klanu, która w obawie o dwójkę swych córek rzuciła się do szaleńczej ucieczki wraz z nimi. Niestety została poważnie ranna, nie była w stanie za daleko uciec, ale na widząc, jak mężczyźni już prawie schwytali młodszą dziewczynę, musiała dokonać trudnej i szybkiej decyzji. Zebrała wszystkie swoje resztki sił, by zawalczyć o bezbronną wtedy Wiladye. Starszej, bardziej samodzielnej nakazała uciekać, jak najdalej i nawet się nie oglądać. Biedna, kilkuletnia centaurzyca pogalopowała przed siebie, ocierając łzy smutku i przerażenia. Wtedy po raz ostatni widziała swoją matkę, nie myślała o tym i nie chciała, ale podświadomie czuła, że to pożegnanie.
Pewnego dnia, gdy tułała się bez celu po nieznanej części Alaranii, samotna i pełna żalu, trafiła na blondwłosą osóbkę niskiego wzrostu. Miała dziwne czerwone znaki na ciele i choć przypominała człowieka, to centaurzyca miała wrażenie, że nim nie jest. Zagubiona naturianka mimo nieufności szybko nawiązała z nią rozmowę, a dziewczyna, będąca niezwykle wzruszona historią centaurki, zapewniła, że da jej dom i pomoże. Nadeya jej zaufała, to był błąd, ale skąd mogła wiedzieć, tak bardzo tęskniła za rodziną, poczuciem bezpieczeństwa i bycia kochanym.
Zaprowadzona została do dziwnego miejsca. Wszędzie znajdowały się nadzwyczajne istoty, satyry, harpie, zmiennokształtni, nawet jakiś starszy leonid się trafił. Niektóre rasy widziała po raz pierwszy i wszystkie były dla niej niesamowite. Coś jednak było nie tak, siedzieli w klatkach. Młoda dziewczynka szybko zrozumiała, o co chodzi, już raz widziała takie kraty, chciała uciekać. Blondynka, którą wcześniej spotkała, widząc zaniepokojenie na twarzy Nadeyi, wyciągnęła z kieszeni malutką fiolkę z fioletową cieczą. Otworzyła ją i w tym samym momencie dało się odczuć mocno fiołkowy zapach, taki przyjemny i słodki. Naturianka nawet nie zauważyła, gdy jej powieki stały się ciężkie i zapadła w sen.
Pobudka była nieprzyjemna, wywołał ją przeszywający ból głowy, na dodatek na swych końskich nóżkach miała niewygodne, ciężkie kajdany. Dziewczynę przeszył strach, zaczęła krzyczeć z nadzieją, iż dostanie jakiekolwiek wyjaśnienia. W końcu wrzaskiem zainteresował się właściciel tego... no właśnie, co to dokładnie było? Mężczyzna, który przyszedł, miał ciemne włosy opadające na twarz, choć mimo to nie ukrywały czerwieni jego oczu. Miał umięśnioną sylwetkę i liczne blizny, dosłownie wszędzie.
- Będziesz atrakcją w naszym wędrownym Cirque de Memento Mori. Sądząc, po twojej mince, mało ci to mówi, hmm? Dobrze, otóż zbieramy liczne dziwadła, takie jak ty i każemy im występować na scenie przed publicznością. Ludzi od zawsze ciekawość ciągnie do istot innych, mieszańców, mutantów, dlatego solidnie mi płacą, świetna robota, czyż nie? Teraz twoja kolej, powiedz mi koniku czy władasz magią?
- Mam na imię Nadeya! I nie będziesz mnie tu więzić! - krzyknęła niemal ze łzami w oczach. Nie rozumiała, co się dzieje, przez swój młody wiek nie do końca wiedziała, o czym mówi ten straszny mężczyzna.
- Oj grabisz sobie dziecino, grabisz — westchnął czerwonooki — Jeśli będziesz nieposłuszna, będą kary, zabić ciebie też się nie zawaham. A teraz odpowiedz na pytanie, jeśli władasz magią to z jakiej dziedziny!?
- Życia... Ale ja naprawdę nie potrafię za wiele! - słysząc, iż może tu nawet zginąć, ponownie zalała się łzami.
- To się nauczysz, wykorzystamy to dobrze, oj bardzo dobrze — mężczyzna zaśmiał się złowrogo.
Na początku centaurzyce uczono magii z arkany, którą wymieniła. Dawali jej jeść, a magie całkiem lubiła, więc zaczynała mieć złudną nadzieję, że może nie będzie tak źle. Nauczyciel był surowy, ale na szczęście Nadeya pilnie się uczyła trochę z fascynacji, a trochę z obawy przed karami. Niestety jej specjalnością, częściowo wymuszoną, stały się mutację, które musiała wywoływać u niewinnych ludzi, zwierząt, tak samo złapanych, jak ona. Sama nie chciała wymyślać, co wyczarowywać więc robiła to, co kazali, o ile tylko potrafiła. Z każdym dniem nienawidziła tego coraz bardziej, ale wiedziała, że jeśli chce przeżyć, to musi się podporządkować. W międzyczasie liczyła i planowała różne okazje, które mogłyby być idealnym momentem do ucieczki z tego miejsca. Raz ze względu na swą nieuwagę i bujanie w obłokach, przypadkowo sama sobie przyprawiła królicze uszy i nie potrafiła sprawić, by zniknęły. Ostatecznie zaakceptowała je, nie przeszkadzały zbytnio, a nawet znacznie lepiej teraz słyszała. Właściciel z początku był oburzony, na szczęście szybko pojął, że taki nadzwyczajny centaur zapewnia mu znacznie wyższe zyski, w przeciwnym razie Nadeya dostałaby bolesną karę. Stało się jednak całkiem inaczej i dzięki temu centaurzyca dostała przywilej chodzenia od czasu do czasu do niewielkiej biblioteki, której zbiory pozwalały jej zgłębiać inne rodzaje magii, jakie tylko chciała, z wyjątkiem kilku zakazanych... Pewnego dnia w jednej z ksiąg znalazła zaklęcie, które mogło jej pomóc, tylko musiała ukryć, iż uczy się zakazanych zaklęć.
Mężczyzna nigdy jej nie przyłapał, ale miał podejrzenia co do tego, więc w obawie przed ucieczką jednej z jego głównych atrakcji rozkazał nałożyć na jej klatkę specjalny czar zabezpieczający. Specjaliści od tego jednak mieli przybyć dopiero rankiem. Noc więc była decydująca. Dziewczyna rozwaliła kłódkę i uciekła. Znów pędziła, nie spoglądając wstecz. Wszystko tak samo. Wiedziała jedno, nie może nikomu ot tak zaufać i zawsze być przygotowanym na niespodziewane.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[Czarna Puszcza] Spotkanie po latach
Po ucieczce z cyrku Nadeya błądziła po lesie, w deszczu, a gdzieś w oddali ścigali ją ludzie czerwonookiego. Jakież było jej zdziwienie, gdy na swej drodze napotkała inną centaurzycę — Tatiel, a chwilę później centaura — Nessusa. Od razu ostrzegła ich o tym, kto kręci się w okolicy. Wiedziała, że jej oprawca byłby niezwykle łasy na dodatkowych naturian w swoim kramie. Zrobiło się przez to małe zamieszanie i wywiązała rozmowa, podczas której ludzie z cyrku zdążyli ich dogonić. Musieli uciekać, ale Nessus był skory do walki. Bezskutecznie chciała go od tego odciągnąć. Na szczęście napastnicy okazali się wytworem iluzji. W każdym razie cała trójka podjęła decyzję, żeby jednak stąd ruszyć i obrali kierunek na Dolinę Umarłych. Po drodze blondynka znalazła również kolejnego uciekiniera z cyrku. Był to białoczarny szczeniak o króliczych uszach. Sama mu je niegdyś wyczarowała. Nie chcąc zostawiać malucha, wzięła go pod tymczasową opiekę i zaczęła nazywać Łatek. Wędrówka mijała im dość spokojnie, do czasu, gdy nie rozległo się wołanie o pomoc. Wtedy do ich trójki dołączyła wampirzyca Elisa. W zamian za możliwość napicia się ich krwi postanowiła im pomóc i zaprowadzić w bezpieczne miejsce.
[Dolina Umarłych] Ku bezpieczeństwu i szaleństwu
Wędrówka z wampirzycą była... nietypowa. Szczególnie gdy trafili na teren Doliny Umarłych, gdzie nie wszystko było rzeczywiste. Właśnie przez mroczną i tajemniczą aurę tego miejsca w pewnym momencie zgubili Tatiel. Wprawdzie szybko ją znaleźli, ale działo się coś dziwnego, wszędzie były iluzje scen z przeszłości. Nadeya nie wiedziała, co się dzieje, ale to był moment, gdy zrozumiała, że ta centaurzyca, która przypadkiem spotkała, to była jej młodsza siostrzyczka — Wiladye. Przez to wszystko prawie nie zauważyła, gdy do ich grona dołączyła jeszcze jedna naturianka, znajoma Nessusa w dodatku, a ponoć taki duży ten świat. Jednak w tym momencie najważniejsze było, że odzyskała Wil, swoją siostrę, rodzinę. Najcenniejsze co mogła mieć. Wciąż wędrowali do bezpiecznego schronienia i znów musieli mierzyć się z przeciwnościami losu, ale było jakoś lepiej, raźniej.
Jednakże coraz bardziej potrzebowali schronienia, czerwonooki stale deptał im po piętach. Elisa zaproponowała Zapomniane Miasto.
Jak się okazało, miało one się znajdować w podziemiach. W środku płonęły pochodnie przytwierdzone do ścian, jedyną drogą były schody w dół, a gdy się nimi zeszło, ciężko było ogarnąć tak potężną przestrzeń skrytą pod ziemią, usianą setkami kolumn podtrzymującymi strop. Przy każdej znajdowało się ów źródło światła, emanowało delikatnie magią, jakby to właśnie ona pilnowała, by ogień nie gasł.
Na podłodze znajdowały się płyty, tu gdzie stali były gładkie, ale tam dalej było widać wyżłobione podobizny zwierząt. Echo było bardzo wyraźne przy najmniejszym nawet dźwięku, co nie powinno dziwić, bo było tu okropnie pusto. Owszem, z sufitu zwisały pajęczyny i wszędzie była gruba warstwa kurzu, ale w żadnym razie nie przypominało to miasta. Żadnych domów, rzeczy, tylko kolumny i te schody, którymi zeszli.
Jednakże to był jedynie przedsionek, prawdziwe miasto skrywało się głębiej. Miało niesamowitą aurę, domy prawie nowe lub kompletnie zniszczone, jakby z różnych okresów. Na dodatek wszędzie latało coś w rodzaju świetlików, dzięki którym było jasno jak za dnia na powierzchni. Niestety nie mogli długo rozkoszować się pięknem tego miejsca. Wiladye znowu gdzieś zniknęła. Pozostali rozdzielili się więc by ją odnaleźć, królikoucha poszła z wampirzycą, a Lena z Nessusem. Nadeya szybko zrozumiała, że te świetliki odgrywały nie lada role w tym miejscu, chroniąc swym światłem przed potworami chowającymi się mroku. Jednak nawet to jej nie powstrzymało przed odnalezieniem siostry. Gdyby tylko sytuacja, w której do tego doszło, była mniej absurdalna... Wiladye zdołała zostać królową tutejszych mieszkańców, podczas gdy oni nadstawiali karku, by ją znaleźć.
Na domiar złego okazało się, że żyje tu również jakiś szalony czarodziej, a wampirzyca, z którą zdążyli się po części polubić, działała dla niego i specjalnie zwabiła tu całą centaurzą czwórkę. Nie wyglądała na zadowoloną ze swojej zdrady, ale Nadeya miała to w nosie, była na nią zła i nie obchodziła jej. Przynajmniej dopóki nie dostrzegła zmartwienia na twarzy swojej siostry. Postanowiła więc pójść po Elisę, obiecując Wiladye, że za chwilę wróci.
[Dolina Umarłych] Wycieczka w podziemiach
Powrót po krwiopijczynie nie skończył się dobrze. Miasto się zawaliło, a ona wraz z Elisą i Łatkiem znalazły się w jakichś korytarzach. Było okropnie ciemno, a blondynkę wszystko bolało. Ledwo docierało do niej, co się działo. Straciła przytomność i nie wiedziała na jak długo. Myślała o siostrze, miała nadzieję, że nadal tam czeka. W pewnym momencie w podziemiach napotkały kobietę, Samantę. Wymieniły kilka zdań, po czym ruszyły w stronę światła. Niestety nie okazało się ono wyjściem na zewnątrz tylko portalem. Królikouchy pies bezprecedensowo w niego wparował, a Nadeya impulsywnie pogalopowała za nim i w tym momencie przejście zniknęło, pozostawiając nieumarłe same sobie.
[Ruiny Nemerii] Nadepnięcie na Funga przynosi siedem lat nieszczęść
Spotkane osoby: Wiladye, Nessus, Lena, Samanta, Llewallyn