Powstanie Ziemi
Początek Ziemi dali dwaj bracia, starszy Groźny Zły oraz młodszy Wielki Dobry. Razem stworzyli życie wszelkiego rodzaju. Jednakże po pewnym czasie dwaj bogowie stanęli przeciw sobie. Groźny od zawsze miał mrok w sercu. Działał z bratem zgodnie wcześniej, ponieważ nie chciał sam tworzyć całego świata, co było nie lada wyczynem. Dopiero później chciał nad nim zapanować i sprawić by ogarnęło go czyste zło.
Wielki Dobry wpadł jednak na pomysł. Patrząc na Ziemię i siedem kontynentów, postanowił powołać siedmiu strażników. Mieli oni kontrolować żywioły. Na początek, upatrzywszy w Europie dziewczynę o brązowych długich włosach i ciemnoniebieskich oczach, pomyślał:
- Będziesz przywódczynią siódemki. A twe imię brzmieć będzie Euri. Powierzam ja ci władzę nad żywiołem energii i opiekę nad tym kontynentem! - I tak się też stało.
Następnie spojrzał na Azję. Tam spostrzegł błękitnookiego chłopca wesoło pływającego w wodzie. Uśmiechnął się, widząc idealnego strażnika wody.
- Ty zaś będziesz miał władzę nad żywiołem wody i zwać się będziesz Azo. A to jest ląd, nad którym będziesz mieć władzę.
Nadszedł czas na ogień, więc Wielki skierował swój wzrok na gorącą Afrykę. Niedaleko pustyni bawił się w piasku czarnowłosy i ciemnoskóry chłopiec. Był wprost idealny dla tego żywiołu.
- Afri! Strażnik ognia! A to jest twoja ziemia.
Przyszedł też moment na żywioł ziemi i powietrza. Spoglądając na obie Ameryki (Północną i Południową), Wielki Dobry zauważył rudowłosych bliźniaków, których dało się rozróżnić tylko po kolorze oczu. Jeden z nich miał oczy zielone, a drugi niebieskie.
- Ty będziesz zwał się Amp, władco żywiołu ziemi i dolnego lądu — wypowiedział te słowa, myśląc o zielonookim.
- A ty, Amero, od dziś jesteś władcą powietrza i górnego lądu.
Teraz przed dobrym bogiem spoczęło najtrudniejsze zadanie. Znaleźć lub stworzyć kogoś, kto będzie w stanie władać nad żywiołami wyższymi, dobrem i złem. Były to siły ciężkie do opanowania. Postanowił stworzyć strażnika dobra. Był on w pewnej części aniołem, a w pewnej człowiekiem. Blondyn o źrenicach w kształcie słońca.
- Austral, pilnuj swej ziemi pośród wód, strażniku dobra.
I wszystko stało się tak, jak chciał Wielki. Niestety, brakowało jeszcze jednego.
Tymczasem Groźny Zły, widząc, że jego znienawidzony brat stworzył sobie pomocników, Jego i Ją, będących ożywionymi i bezimiennymi pierwowzorami pierwszych ludzi, też postanowił stworzyć sobie sprzymierzeńca. Używając energii czystego zła, stworzył istotę zimną, bez uczuć. Jego ciało było z lodu tak jak i jego skrzydła. Źrenice w kształcie półksiężyców. A włosy białe jak śnieg.
- Powstań, lodowy aniele! Od dziś zwiesz się Antar!
Był on istotą złą, oddaną swemu bogu, a jednak Wielki dostrzegł coś w tym zimnym tworze. Nasłał na niego Australa. Zaczęło się walką, jednak strażnik dobra starał się nawiązać rozmowę i po dłuższym czasie udało mu się. Rozmawiali i mimo tego, że byli istnymi przeciwieństwami, znaleźli w sobie bratnie dusze. W Antarze pojawiły się dobro i wola, własny cel. Jego skóra z lodu stała się ludzka, mimo tego, iż była całkowicie biała. Wtedy Wielki Dobry mógł działać. Dał Antarowi we władanie lodowy kontynent i żywioł zła.
I tak oto powstała wielka siódemka, zwana Pierwszym Rządem Pierwotnym.
Pilnowali oni porządku i ładu na świecie. Jeśli coś wymknęło się spod kontroli, natychmiast temu przeciwdziałali. Do ich zadań należała również walka ze złymi bytami i pomaganie zwykłym ludziom. Trwało to tak wiele setek lat.
Nadszedł pewien dzień, w którym to Wielki Dobry dla bezpieczeństwa świata postanowił uśpić swego brata, Groźnego Złego. Jednakże sam nie miał na tyle mocy, więc pomóc mu musieli strażnicy żywiołów oraz On i Ona. Udało się to z trudem, ponieważ zły bóg wciąż próbował na nowo przeciągnąć na swą stronę Antara. Mimo to on się nie dał i walczył chyba najzacieklej ze wszystkich. Różnobarwne promienie mocy co raz uderzały brata Wielkiego. I nadszedł jego tymczasowy koniec. Udało się go uśpić na wiele, wiele lat.
Jednakże przez to, że przypadkiem wywołał się, tzw. restart Ziemi, który oznaczał powrót do stanu początkowego, życie musiało powstać na nowo, odrodzić się z popiołów. Strażnicy niestety zginęli, wszyscy oprócz Euri, która przeżyła dzięki niezwykłemu darowi. Polegał on na tym, że będzie żyć tak długo, póki nie pojawią się następcy Pierwszego Rządu. Strażniczka energii wiedziała również, że gdy przekaże władzę, powróci na jakiś czas dawna siódemka, by szkolić nowych, dawało jej to siły, by trwać przy swym zadaniu. Motywowała ją wizja ponownego spotkania z przyjaciółmi i była pocieszenie podczas tak długiej samotności.
Mijał czas, ludzkość stawała się coraz bardziej rozwiniętą cywilizacją. Opieka nad ludźmi już nie była potrzebna tak jak niegdyś. Przez to Euri, nie mając co robić, postanowiła poszukać miejsca, jaskini czy też jakiejś nory, gdzie mogłaby się zaszyć i schować do czasu nowych. Podczas tego oczekiwania stworzyła ona z kamienia stół i wyryła na nim kontynenty, rzuciła zaklęcie, by, gdy strażnicy się pojawią, każdy ląd zalśnił mocnym światłem.
Nowi strażnicy
Tymczasem gdy życie wróciło do momentu przed restartem, na ziemi pojawiła się pewna dziewczyna. Jej matka zostawiła ją pod opiekę ojcu, po czym sama zniknęła, ponoć zmierzała na daleki wschód, jednakże jej zamiary i cele pozostały niejasne.
Zostawienie małej dziewczynki ojcu, który akurat dążył do przejęcia władzy, w pewnym rozwijającym się państwie wcale nie zrobiło z młodej żadnej księżniczki. Wręcz przeciwnie, ojciec wychowywał ją tak, jak chciałby wychować syna. Dlatego już od najmłodszych lat nieobce jej były miecze, widok krwi i walki. Całe jej dzieciństwo było czasem wojny, nie bawiła się jak inne dziewczynki lalkami, patrzyła, jak ojciec obmyśla strategie i rozmieszcza figurki żołnierzy na wielkiej mapie. Później towarzyszyła żołnierzom i rycerzom. Zwykle starała się ukrywać, iż jest córką przywódcy, nie chciała, by jej pobłażano, podziwiała ich i to jak walczą i sama tak chciała.
Mimo iż Es widziała okropieństwa jakich mało, tortury i makabryczne obrazy, to nie przybiło dziewczyny, wręcz sama się do nich przyczyniała.
Po kilkunastu krwawych latach nastał koniec wojny, niestety jej państwo przegrało. Ojciec nie mógł się z tym pogodzić i popełnił samobójstwo, natomiast Esme nie miała zamiaru zgnić w lochach za swe wojenne zbrodnie i uciekła jak najdalej wraz ze swoim przyjacielem niedoli – Filipem. Poznała go podczas w czasie walk, był po przeciwnej stronie barykady ale ostatecznie zmienił stronę ze względu na Esmeralde bo skrycie się w niej podkochiwał.
Ucieczka z czasem zmieniła się w podróż przed siebie, poszukiwanie swojego miejsca. Po drodze spotkali Neferoe, ciemnoskórą i upartą kobietę, która mimo sprzeciwu Es ostatecznie się do nich przyłączyła.
I tak bywali oni tu i ówdzie, poznali wiele osób, część z nich zaczęła wędrować z nimi, szukając nowego domu i swojego miejsca. Mieli po drodze wiele przygód, które zacieśniały ich więzy. W końcu zdecydowali się, by gdzieś zamieszkać, trafili do porzuconego dworku, który był jednak zachowany w dobrym stanie. Tutaj mogli żyć swobodnie, bez obaw o to, że ktoś zechce wymierzyć im sprawiedliwość za ich przeszłość.
Parę lat później przy dworku zaczęła się kręcić kobieta w płaszczu okrytym pajęczynami. Twarz skrytą miała zawsze pod kapturem i podpierała się wysoką laską z błękitnym klejnotem. Początkowo Es myślała, że jakaś zdziwaczała kobieta przypadkiem tu zawędrowała, ale ona pojawiała się dzień w dzień praktycznie o tej samej porze i obserwowała. Nic nie mówiła.
Nikt jednak na nią nie reagował, zwłaszcza że mieli ciekawsze rzeczy na głowie niż zdziwaczała staruszka, Esme zeszła się z Ragnarokiem i po roku urodziła bliźniaczki. Ika i Erika, obie były do swej mamy bardzo podobne. Z czasem okazało się, że mają całkiem różne charaktery, mimo to dobrze się dogadywały.
Życie mijało im zwyczajnie w aurze normalności, której nigdy wcześniej nie mogli zaznać, z różnych powodów. Trwało to tak, aż do pewnego słonecznego popołudnia w ogrodzie pojawiły się tajemnicze schody pod ziemię. Es zwołała wszystkich i zeszli zobaczyć dokąd prowadzą. Znajdowała się tam spora podziemna jaskinia z okrągłym stołem ukazującym mapę ich świata.
Wtem zjawiła się ona, ta dziwna kobieta w płaszczu z pajęczynami. Zdjęła kaptur i z uśmiechem się przedstawiła. Miała na imię Euri. Cieszyło ją to, że już wszyscy zeszli. Na pytania, o co chodzi w tym wszystkim, odpowiadała tajemniczym milczeniem i uśmiechem. W końcu jednak zaczęła mówić, gdy rozmowy reszty ustały.
- Jam jest Euri, strażniczka żywiołu energii i Europy. Dziś siedmioro z was zostanie obdarzone wielką mocą i wielką odpowiedzialnością. Podejdźcie do Stołu Wybrańców. Niech wskaże wam wasze powołanie.
Pierwsza, bardzo odważnie podeszła Esmeralda. Europa na mapie zalśniła ciemnym błękitem.
- Gratuluję, tyś mą następczynią. Opiekuj się swym lądem i mocy używaj rozważnie.
- Jakich mocy, o co chodzi?
Euri jednak gestem ręki kazała jej się odsunąć. Teraz podszedł Ragnarok i czerwony blask zalśnił nad Afryką. Następnie Filip, najlepszy przyjaciel Esme, dostał pod opiekę Azję. Natomiast Północną Amerykę oraz Południową odpowiednio Akenatonowi, oraz Kleopatrze, czyli dzieciakom Neferoe. Pozostały jedynie dwa żywioły. Były to jednak żywioły wyższe. Bardziej niebezpieczne. Mimo to Australia i dobro otrzymała Ika, a zło i Antarktydę Erika, choć były najmłodsze ze wszystkich tu obecnych i niepokoiło to nieco Esme.
W tym momencie cały okrągły stół zalśnił na kolorowo. Tuż za nim pojawiła się szóstka dawnych strażników. Euri nie mogła opanować łez i pobiegła wyściskać swych przyjaciół. Po czym nadszedł czas na szczegółowe wyjaśnienia i przypisanie mistrzów do uczniów.
Teraz mieli ochraniać cały świat. Uczyli się kontrolować nowe moce związane z żywiołami. W międzyczasie ratowali ludzi przed wszelkiego rodzaju zagrożeniami i klęskami. Często nikt nawet o tym nie wiedział, nikt oprócz samych strażników. Z czasem na świecie było coraz więcej zła, nieuchronnie zbliżał się czas restartu. Wielki Dobry obiecał nowym strażnikom, że ich bliscy przeżyją.
Lata leciały, wszyscy się starzeli, oprócz strażników chronionych magią. Erika i Ika wprawdzie dorosły, ale wtedy proces starzenia się u nich również zatrzymał.
Na świecie tymczasem było coraz gorzej. Groźny Zły zaczął się budzić. Trzeba było szykować się na walkę.
I nastał koniec
Groźny Zły im bardziej był wybudzonym tym na świecie działo się coraz gorzej, ludzie częściej ulegali złym pokusom i było coraz więcej katastrof naturalnych, którym strażnicy już ledwo dawali radę. Jedyną szansą było pokonanie złego boga.
Cała siódemka, duchowo wspierana przez swych poprzedników ruszyła w miejsce wskazane przez Wielkiego. Tam miała się stoczyć walka.
Gdy starszy bóg wreszcie otworzył swe oczy, słońce stało się czarne, a świat ogarnął mrok. Mimo to Esmeralda nie zamierzała się poddać. Choć widziała, że walka była trudna, a Erika jako strażniczka zła była usilnie przeciągana na stronę Groźnego. Jakkolwiek się starali, walka nieustannie zmierzała ku porażce.
Euri podsunęła Es pomysł. Wymagał on jednak olbrzymiego poświęcenia. Jako strażniczka energii była dość silna, by móc kontrolować jeszcze większą moc. Dlatego wciąż walcząc, reszta strażników postanowiła oddać jej swoje żywioły, skoncentrowanie całej magii mogło być ostatnią deską ratunku.
Nie tylko cała szóstka oddała swe moce, cała reszta jej bliskich postanowiła oddać energię życiową, by Esmeralda zdołała przeżyć, niestety kosztem ich życia. Strażniczka nie chciała aż takiego poświęcenia, ale było już za późno. Dostała wszystko i dzięki temu pokonała złego boga, ale koszt był potężny. Straciła wszystkich. Nastąpił restart. Wszystko zniknęło, żadnych ludzi, zwierząt.
Została sama. Ból, wyrzuty sumienia i brak kogokolwiek, komu mogłaby się wygadać, był przytłaczający. Całkiem sama w pustym świecie. Mijały lata, wieki, milenia… Zaczęły się pojawiać zwierzęta, a cierpienie strażniczki stale narastało. Uważała się niegodną tak wielkiego poświęcenia. Niegdyś wcale nie była aniołkiem, a jej bliscy oddali za nią życie. Nieśmiertelność stała się przekleństwem. Nieraz próbowała się zabić, ale to nie skutkowało. Miała trwać i bronić świata w pojedynkę, póki nie pojawią się następcy. Jednakże odkąd Groźny Zły został pokonany, był spokój.
Po bardzo długim czasie nawet pojawiali się ludzie. Widząc ich, Es przypominała się rodzina, w każdym z nich widziała kogoś bliskiego, co jeszcze bardziej ją raniło. Cierpienie było tak wielkie, że zbudziły uśpionego przed tysiącami lat demona – Irę. Żywiła się ona negatywnymi uczuciami, a Es była wręcz wymarzoną żywicielką.
Esmeralda zaczęła słyszeć jej głos, myślała, że wariuje od samotności, jednakże potem wszystko zaczęło być coraz bardziej rzeczywiste i w jakiś sposób czuła, że nie jest sama w swoim ciele.
W tym samym czasie cywilizacje się odbudowywały. Strażniczka wolała się jednak trzymać z dala od społeczeństwa, pomagając jedynie w obliczu zagrożeń na ogromną skalę. Przez to została dla prostych ludzi pewnego rodzaju bóstwem, co kompletnie było jej nie w smak. Czuła, że na to nie zasługuje. Była wściekła na samą siebie, że tak wszystko wyszło. Natomiast Ira rozsmakowana w gniewie przybierała na siłach. Miała coraz większą moc, dzięki czemu nieraz coraz bardziej kontrolowała strażniczkę.
Chcąc się od tego jakoś oderwać, zjawiała się w miejscach nieogarniętych tym chorym, według niej kultem i próbowała nawiązywać przyjaźnie, oczywiście ukrywając to kim naprawdę jest. Na próżno. Nowi bliscy, nowe groby, przeżywała wszystkich. Nie mogła też trwać z nimi do końca, by ludzi nie zaczął zastanawiać jej młody wygląd spowodowany nieśmiertelnością. Niekiedy zjawiała się na pogrzebach, skrywając swą twarz ale później zaprzestała tej bolesnej praktyki. Z czasem uznała, że to nie ma sensu i już nawet nie próbowała nawiązywać kontaktów. Wybrała samotność.
Ból w jej sercu osiągnął szczyt, wszystko potęgował fakt, iż Es nie miała już nikogo kto by mógł ją wesprzeć psychicznie i zrozumieć, dało to Irze niesamowitą siłę, dzięki której całkowicie przejęła ciało strażniczki. Wtedy nastąpiła transformacja, z pleców wyrosły jej czarne skrzydła. Zaś oczy przybrały zieloną barwę, a ich źrenice stały się wąskie i pionowe. Były to cechy wyglądu pradawnego demona, który pragnął teraz szerzyć ból i cierpienie, by się pożywić po tak wielu latach uśpienia.
Ira nie omieszkała wykorzystać do swych okrutnych celów magii strażniczki. Na początku Esme nie była w stanie nawet walczyć, ale z każdym dniem coraz wyraźniej słyszała pewien szept w swojej głowie. To była Euri, starała się ukoić jej emocję i przekonać, że tak musiało być i jej bliscy są teraz szczęśliwi w innym miejscu. Powoli osłabiało to niedożywioną jeszcze demonicę, aż do momentu, gdy ta nie miała już sił na pełne opętanie.
Dzięki temu Esme, choć emocjonalnie obciążona zdołała przejąć kontrolę i naprawić w miarę możliwości wszelkie szkody. Powoli się przyzwyczajała nawet do obecności zrzędliwej demonicy. Jednakże starała się trzymać z daleka od ludzi jeszcze bardziej niż wcześniej, nie chcąc znów doprowadzić do wzrostu sił demonicy, teraz, dzięki Euri przynajmniej czuła, że nie jest sama, a to dawało jej siłę.
Pewnego dnia, gdy Es przechadzała się w okolicy ruin okrągłego stołu ukazującego kontynenty, otworzył się dziwny portal. Wciągnął Esmeraldę do środka mimo jej usilnych prób ucieczki od tego.
Znalazła się w nowym świecie – Alaranii. Przejście na Ziemię natomiast zostało zamknięte, a ona została tu uwięziona.
Nowy świat
⚡ [Szepczący Las; Kamienny Ołtarz] Inny świat:
Szepczący Las, to właśnie tutaj wylądowała Esme po przejściu przez portal. Pod Kamiennym Ołtarzem zbudziła się strażniczka, jej sen był bardzo długi, nie wiedziała, jak długo tu jest, jednakże wiedziała, że musi za wszelką cenę spróbować wrócić do domu.
Gdy tylko udało jej się wyjść, spostrzegła mieszkankę tego jakże obcego świata. Ciemna skóra, długie włosy. Owa kobieta niesamowicie przypominała strażniczce, Neferoe, jej dawną przyjaciółkę z Ziemi. Charakter był podobny nawet, zachowywała się, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Następnie spotkanie anioła i elfa. Chcieli zabić Shadei, bo tak miała na imię ów ciemnoskóra, Es stanęła po jej stronie, choć się wahała. Niezwykłe istoty zginęły za jej sprawą. Nie była z tego zadowolona, dopiero co zjawiła się w tym świecie i już mordowała.
Następnie obie dziewczyny poznały czarnooką Adelin, początkowo zachowywała się dobrze, ale pozory były mylące. To przez tę kobietę znalazły się w długim tunelu na którego końcu było pomieszczenie, pełne trupiej armii. Inaczej niż walką skończyć się to nie mogło. W wyniku tego całego zamieszania zginęła Shadei, Es nie chciała, by tak się stało. Miała dosyć tego, że co chwilę ktoś przy niej ginie, a teraz Straciła kogoś, kto w pewnej części przypominał bliską jej osobę. To było jakby jeszcze raz przeżyć śmierć kogoś bliskiego. Nie pozostało jej nic innego jak iść gdzieś dalej przed siebie i poznawać tę magiczną krainę oraz uważać na wszelkie tutejsze istoty. Nie wiedziała przecież, komu może ufać.
⚡ [Szepczący Las; Wodospad Snów] Spotkanie przy wodospadzie:
Po ostatnich wydarzeniach, Es ruszyła w dalszą drogę. Dotarła do Wodospadu Snów, nadal będąc w Szepczącym Lesie. Tam spotkała Calela, czarodzieja, który po nieudanej teleportacji wpadł do wody. Wtedy zaczęła rozumieć coraz bardziej, jak wiele magii jest w tym świecie. Jakby tego było mało, pojawiła się także czarodziejka Phoebe, mówiła o sobie jako Czerwonej Czarodziejce, cokolwiek to miało znaczyć. No i jeszcze ta jedna wojowniczka z dziwnym akcentem.
Ów czerwona czarodziejka jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła za sprawą jeszcze innego maga, który chwycił ją za dłoń i oboje zniknęli.
Natomiast szmaragdowooka z dziwnym akcentem usilnie chciała poznać położenie najbliższego miasta i gdy tylko informację otrzymała, przemieniona została sama z mężczyzną. Dzięki niemu zrozumiała, dlaczego jej moc została osłabiona w tym wymiarze.
Nim jednak rozmowa porządnie się rozwinęła, pojawiła się kolejna kobieta, również przemoczona jak wcześniej pradawny, wyglądała na człowieka, ale kto tam wie. Ten świat miał dla Es jeszcze dużo niespodzianek.
Calel pomógł się dziewczynie wysuszyć z pomocą magii, Es była nieco zaskoczona, do jak błahych rzeczy można jej tu używać.
Szybko wysunęła się teoria o tajemniczym magu, który psuje innym zaklęcia teleportacyjne, dlatego lądują w jeziorze. Postanowili więc przeszukać ów miejsce, by sprawdzić, czy ma to coś wspólnego z prawdą.
Gdy tylko ustalili, że powinni zacząć w labiryncie jaskiń za wodospadem, wtedy coś się stało. Ludzka kobieta zniknęła, a Esme wspinając się do nich po wydrążonych w skale schodach, poślizgnęła się, a spadając, myślała, że to będzie jej koniec.
Jednakże wylądowała w całkiem innym miejscu.
⚡ [Szepczący Las; Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo
Po tej teleportacji Esme nie czuła się najlepiej, przez chwilę nawet miała nadzieję, że wróciła do domu. Nie było tak niestety. Wylądowała na trawie… W kolejnym nieznanym miejscu, będącym częścią tego dziwnego świata. Pierwsze co tym razem spostrzegła to bladolicy mężczyzna. Jak się później okazało, był to wampir, najprawdziwszy wampir. Jakby tamci czarodzieje znikąd nie wystarczyli. Na dodatek była jeszcze dziwna zielonoskóra istota jakby tego było mało.
Tymczasem Ira, wykorzystując magię, porządnie nabroiła, łamiąc drzewa w lesie i kto się musiał przed wszystkimi tłumaczyć? Oczywiście Esmeralda. Później nawet z ów nieumarłym rozmawiała o sposobach pozbycia się demonicy, oczywiście było jej to nie w smak, ale cóż mogła zrobić. Na razie tylko gadali i jak się okazywało, nie była to wcale prosta sprawa.
Niespodziewanie zaatakował ją… anioł. Oczywiście odparła atak, w wyniku którego pozbawiła niebianina życia. Okazało się, że ów ataki są spowodowane jej czarnymi skrzydłami, bo przez nie przypomina upadłą.
Była już na tyle zmęczona tymi przygodami, że po spytaniu o miejsce, gdzie mogłaby wypocząć omdlała. W tym czasie ktoś próbował ją zabić, ale nieumarły ją uratował, a ona zdążyła się obudzić i odlecieć jak najdalej.
⚡ [Arrantalis] Nowy ląd, nowe kłopoty
Odkąd odleciała z Szepczącego Lasu, nie spodziewała się w jak daleką podróż wyruszy. Leciała bardzo długo, później nawet jako pasażer na gapę płynęła statkiem. Wcześniej po drodze robiła drobne przystanki jednak w miejscu, gdzie dopłynął okręt – Arrantalis, czekała ją niesamowita przygoda.
Pierwszą osobą, która spotkała była kobieta, upadły anioł. Przemieniona nim zdążyła zrozumieć, że naprawdę przypomina takie istoty, oberwała wodnym biczem. Nie było to zbyt miłe powitanie. Po chwili więc zapragnęła się odwdzięczyć i wywołała drobny huragan. Oczywiście nieco wymknął jej się spod kontroli, ale udało się go ujarzmić.
Po złym, zdecydowanie złym pierwszym wrażeniu Keira, bo tak nazywała się piekielna, oraz Esme doszły do jako takiego porozumienia i zaczęły rozmawiać. Ira jak zwykle dokazywała o nowopoznana dziewczyna oferowała uleczenie dość mocno poranionych kolan.
Niespodziewanie pojawiła się lisopodobna istota. Demonica zaciekawiona emocjami tego czegoś zdołała przejąć kontrolę nad ciałem przemienionej i tak zwyczajnie uderzyła mężczyznę w twarz, czy też bardziej pysk. I znów konieczne było tłumaczenie. Es była tym kompletnie zirytowana.
Wtedy też zaczęła się akcja, przypadkowo znaleźli zejście do podziemii. Szli zakręconymi schodami, aż znaleźli ołtarz, a przy nim ptasie pióra oraz krew. Na środku był wbity sztylet. Natomiast wokół widniały różne przejścia. Ponadto wszędzie były kościotrupy. Jakby tego było mało Keira twierdziła, że coś dostrzegła, coś, co przemknęło, iż tuż pod nosem.
Leanor, lisołak, swoim dość nieodpowiedzialnym czynem przebudził szkielety i to podczas gdy Esme miała właśnie podzielić się notatkami w dziwnym języku, który znalazła i jako jedyna potrafiła z jakiegoś powodu odczytać.
Przemieniona miała mętlik w głowie, bo zapiski ewidentnie należały do kogoś z Ziemi, a nawet jakiegoś strażnika tylko kompletnie nie wiedziała jakiego. Tylko jedno było pewne, został on złożony w ofierze, by powstrzymać jakąś bestię. Dopiero później znalazła podpis. Erni Dejon, nie brzmiało to znajomo, jednakże zawarł informację, że naruszenie spokoju sztyletu obudzi umarłych, których teraz mieli na głowie. I wszystko jasne!
Niebawem zaczęła się walka z przerażającą bestią. Nawet Ira w pewien sposób współpracowała, by go powstrzymać, może dlatego, że szkoda jej było tracić stałą żywicielkę.
Niedługo po pokonaniu bestii, a raczej udanej ucieczce przed nią, zjawił się kolejny upadły, ale tym razem męski. Towarzyszyła mu do tego jakaś dziewczynka. Później, jak się okazało to byli Emirey i Taya. Jak tylko się pojawił, to od razu miał mocne wejście, bo wraz z nim przybył jakiś jego wróg i najpierw musiał go pokonać.
Po tym nastąpiło krótkie zapoznanie się wszystkich obecnych z nowoprzybyłym. Niedługo po tym, gdy przeszli do dalszego zwiedzania podziemi dało się słyszeć ryk potwora. Był wściekły, że mu zwiali i zawziął się, by ich znaleźć.
Niespodziewanie w tej całej wędrówce zaszli do pokoju. Zwykłego pokoju jakby nagle znaleźli się w prostym domu na, a nie pod ziemią. Przynajmniej było względnie bezpiecznie. Zwłaszcza że bestia była coraz bliżej.
Ostatecznie Emireyowi udało się powstrzymać tego potwora. Gdy wyszli z pokoju, przechodząc do innego zastali rodzinkę z trójką dzieci, spokojnie jedzącą obiad. To było absurdalne i wszystkich zaskoczyło. Dosłownie wszystkich.
Potem weszli do jakiegoś ogrodu, następnie dzieci i ich rodzice niczym iluzja zniknęli. Nie było jednak już szansy na odkrycie tej zagadki. Jakiś dziwny, czarny portal wessał ich wszystkich, niemal kompletnie rozdzielając całą grupę.
⚡ [Mroczne Doliny; Mauria; posiadłość nekromanty] Danse macabre
Minął miesiąc, odkąd portal wyrzucił ją ponownie gdzieś na kontynencie. W tym czasie wędrowała, błąkając się to tu, to tam. Pewnego dnia zawędrowała do Maurii. Trafiła tam na pewien bal. Przez jej strój, kradziony zresztą, była podejrzana o zbrodnie, której nie popełniła. I nawet magicznie zaglądali jej do umysłu, to było okropne. Na dodatek nie byli to ludzie, a wampiry. Znowu wampiry. Jak nie czarnoskrzydli, to krwiopijcy. Niedługo potem, ci co mieli założone maski, zaczęli przemieniać się w potwory. Niektóre nieco bardziej rozumne, które zachowały świadomość, inne całkiem zdziczałe.
W międzyczasie, po posiadłości, pewnej ważnej osoby, błąkali się bandyci, szukając czegoś, cennego najwyraźniej. Potem było już tylko dziwniej, rudowłosa dziewczyna nieczująca bólu, która jak się okazało, współpracowała z ów bandytami, za co została ścięta. Potem ten mag w drzewie i dziwna zara trawiąca rękę wampirzego generała, oh no i oczywiście Esme chcąc pomóc, wywołała istną pożogę, następnie doprowadziła do zniknięcia pana generała. Potem co prawda wrócił, ale musiał pożyczyć sobie cudze ciało. Niestety niedane jej było dowiedzieć się, jaki będzie koniec ów zdarzenia, bo po raz kolejny porwał ją jakiś portal.
⚡ [Góry Dasso; Nowa Aeria; Obrzeża miasta]Cisza przed burzą?
Wylądowała... Kto wie gdzie, dużo zieleni tu było i jakieś miasto w pobliżu. Miała coraz bardziej dosyć skakania po tym świecie przez te magiczne dziury. Tym razem jednak natknęła się na przemiłą, choć niepełnosprawną, dziewczynę. Poczęstowała ją i była całkiem miła. Chciały nawet iść do miasta ale ten cały Prasmok prawdopodobnie wyśnił sobie, że czas wylądować jeszcze gdzie indziej.
⚡[Opuszczone Królestwo; Góra Strażników; Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!
Spotkane osoby: Shadei, Calel, Phoebe, Shalran, Aria, Medard, Keira, Leanor, Erremir, Nikolaus, Eva, Jyneth