Rodzina Wolf od zawsze cieszyła się szacunkiem w społeczeństwie. Mężczyźni pełnili ważne funkcje w państwowym urzędzie, co zapewniało im możliwość dostatniego życia. Ponadto posiadali oni pewien dar, który niegdyś przed laty otrzymała ich rodzina jako dowód wdzięczności za zasługi społeczne. Każdy nowy członek rodziny, w którym płynęła krew Wolfów, był w stanie przybrać formę zwierzęcia, odpowiadającego charakterowi danej osoby. Dlatego najczęściej były to istoty łagodne jak ptaki, jelenie, czasem nawet motyle. Nigdy nie były to drapieżniki. Aż do momentu, gdy na świat przyszedł Rudolf. Został on obdarzony możliwością przemiany w wilka.
Był szóstym dzieckiem w rodzinie i drugim synem, przez co spadła na niego ogromna presja ze strony ojca. Jego starszy brat bowiem już dawno opuścił dom rodzinny, przeciwstawiając się ojcu i wyruszając gdzieś daleko w świat, gdzie słuch o nim zaginął. Richard Wolf, stawiający na tradycyjne wartości traktował więc Rudolfa jak swojego długo wyczekiwanego dziedzica, który kontynuować będzie ich rodzinną ścieżkę kariery.
Jednakże już od młodości Rolf miał inne plany. On nie chciał zajmować się urzędowymi sprawami, jego pasją była sztuka, szczególnie malarstwo. Od czasu do czasu również pisał własne wiersze i kochał muzykę, nawet jeśli sam nie potrafił jej skomponować. Zawsze był nieco inny, zdystansowany, nawet w stosunku do własnych sióstr. Mimo to jak już znalazł adekwatnego kompana do rozmowy, potrafił mówić godzinami. Opowiadał o swoich planach na przyszłość, jak zostanie sławny albo zmieni świat.
Jednakże Richard nie był z tego zadowolony, nie wahał się on podnieść ręki na syna, a nawet na matkę, która próbowała go bronić. Z tegoż powodu z czasem Rolf przestał walczyć z wymuszonym na nim przeznaczeniem.
***
Jako nastoletni elf Rolf często przechadzał się po Rapsodii, nieraz uciekając z prywatnych lekcji. Uważał, że sama teoretyczna edukacja jest mu już zbędna na tym etapie. Prawdziwe życie toczyło się wokół niego. Poza tym zdecydowanie wolał czytać książki fabularne niż ćwiczyć swoje zdolności matematyczne.
W trakcie tych spacerów nieraz widział bezdomnych na ulicy, nędzników bez perspektyw na lepsze życie. Współczuł im, czasem nawet zazdrościł. Nie mieli nic, ale byli wolni, on natomiast pozostawał więźniem wyższej warstwy społecznej. Jedynym miejscem, które pozwalało mu odetchnąć, był teatr. Chodził tam niemalże codziennie, oglądając pokazy w akompaniamencie mistrzowsko skomponowanej muzyki. Pozwalała mu ona porzucić obecną rzeczywistość choćby na chwilę i zagłębić się w tych wszystkich niedoścignionych marzeniach.
Często potem rozważał, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie ojciec. Z czasem zaczął obwiniać ludzi, w końcu to oni wymyślili tę całą biurokrację. Elfy zawsze były bliższe naturze i sztuce. Ludzi natomiast wszystko psuli, zatruwali ten świat niczym pasożyty. Z czasem jego niechęć rosła do tego stopnia, iż odmawiał obsługiwania Alarian. Jednakże Richard skutecznie zdyscyplinował syna. Rolf nie wychodził wtedy z domu przez tydzień z powodu podbitego oka i licznych siniaków. W końcu reputacja rodziny Wolf była niezwykle ważna.
Na zewnątrz byli perfekcyjną szczęśliwą rodziną, zawsze elegancko ubrani, o dobrych manierach. Za zamkniętymi drzwiami jednak Rudolf, nawet jeśli sam nie podpadł ojcu, nieraz bronił przed nim matkę lub siostry. W międzyczasie na zapomnianym strychu oddawał się swojej pasji, zakazanej przez ojca – malarstwu. Dla Richarda artyści byli leniwą i nic niewartą częścią społeczeństwa. Ludźmi, którzy marnują swoje życia na rzecz dziecinnych mrzonek. W ogóle nie widział wartości w sztuce. Liczyły się pieniądze i zapewnienie bytu swojej rodzinie. W końcu sprzedawanie swoich dzieł, różnego rodzaju występy, to wszystko było zbyt niepewną wizją na godną przyszłość. Ryzyko niepowodzenia szacowało się zbyt wysoko w stosunku dla potencjalnych zysków i możliwości porażki.
***
Rudolf w końcu dorósł i zaczął oficjalnie pracować w urzędzie, zastępując podstarzałego ojca. Zajmował się różnymi rzeczami, uczestniczył w spisach ludności, ściąganiu podatków, a także kontrolował napływ towarów spoza granic Rapsodii i nałożone na nie cło. Po pracy zazwyczaj chodził do teatru, chcąc zaznać nieco barw w swoim szarym, nudnym życiu. W swoich młodzieńczych latach cały czas miał wrażenie, że się dusi, niczym ptak zamknięty w klatce tak ciasnej, iż nie może nawet rozwinąć skrzydeł.
Mimo to brnął dalej przez życie, nie widząc wyjścia z tej sytuacji. Kilka razy rozważał nawet ucieczkę, tak jak jego starszy brat, którego nigdy nie poznał. Nie chciał jednak zostawić matki i sióstr na pastwę ojca.
Wbrew wszelkim oczekiwaniom nadszedł w końcu ten dzień, który stał się punktem zwrotnym w życiu Rudolfa. Zaczął się jak zwykle, wczesna pobudka, praca, odwiedziny teatru i drobny spacer dla przemyśleń. Następnie po obiedzie Rolf jak zwykle poszedł na strych, który od dłuższego czasu był jego pracownią pełną pejzaży, szkiców i farb.
Gdy przekroczył próg, zamarł i przeszedł go zimny dreszcz. Wszystkie stworzone przez niego dzieła zostały zniszczone, podarte i rzucone w kąt na stertę śmieci. Nim połączył fakty, poczuł siarczyste uderzenie w twarz. Richard go przyłapał. Tuż za nim stała matka, która ze łzami w oczach błagała męża, aby nie krzywdził jej syna. Rozsierdzony mężczyzna uderzył również ją, tak mocno, iż upadła na ziemię.
Ten wieczór w rodzinie Wolf był nad wyraz brutalny. Doszło również do tego, że Rudolf przybrał postać wilka, aby mógł zaatakować ojca z jakąkolwiek przewagą. Ugryzł go wtedy w nogę, co wprawdzie zdołało zakończyć konflikt, ale w odwecie usłyszał, iż jest porażką, zawodem i czarną owcą tej rodziny.
Przekroczyło to wszelkie granice i przelało czarę goryczy. Elf wyszedł wtedy z domu i nie wrócił na noc.
***
Jako urzędnik Rudolf miał wielu znajomych, sam też dzięki swojemu urokowi i wygadaniu łatwo zyskiwał sobie sympatię. Dlatego, gdy obmyślał plan zemsty, bardzo szybko znalazł ludzi chętnych mu w tym pomóc. Niektórzy z samej sympatii inni w zamian za drobne przysługi lub zapłatę.
Zaledwie po paru dniach wszystko było gotowe. W domu Wolfów natomiast poza niezwykłym napięciem wszystko było pozornie jak zwykle. Nic nie zapowiadało tego, co miało, nadejść.
Rolf poszedł na typowy dla siebie wieczorny spacer, a gdy tylko wrócił, umyślnie zostawił uchylone drzwi wejściowe. Wszystko zaczęło się po zachodzie słońca. Kilku jego zamaskowanych przyjaciół weszło do środka. Część z nich zadbała o tym, aby matka i siostry Rudolfa zamknąć w jednym z pokoi na parterze, wszystko po to, aby nie musiały patrzeć na to, co miało nadejść. Elfowi zależało również na tym, aby w opinii publicznej pozostać czystym, nikt nie mógł wiedzieć, że on to zaplanował. Szczególnie jego najbliższa rodzina.
Richard odpoczywał w swojej sypialni na piętrze. Jakież było jego zaskoczenie, gdy wkroczył do niej jego syn wraz z bandą uzbrojonych opryszków w charakterystycznych wilczych maskach. Leśny elf dobrze wiedział jak zbudować atmosferę grozy. Wystarczyło jeno skinienie głowy, by jeden z jego podwładnych w ułamku sekundy znalazł się tuż obok starego Wolfa, przykładając mu nóż do gardła.
- Synu…? – wykrztusił, zdezorientowany i przerażony sytuacją.
Rudolf po raz pierwszy poczuł, jak to jest być po tej drugiej stronie, mieć władzę i budzić strach. Patrzył teraz na ojca z góry jak nigdy wcześniej. Jego mina była poważna, a on sam zaskakująco spokojny. Wiedział, że brak odpowiedzi i cisza często przeraża nawet bardziej niż krzyk. Dlatego nie wypowiadając nawet słowa, rzucił jedynie porozumiewawcze spojrzenie swojemu podwładnemu, który w tym momencie poderżnął gardło Richardowi.
Po tylu latach cierpienia i życia pod presją Rolf nie miał mu już absolutnie nic do powiedzenia swojemu ojcu. Dostał to, na co zasłużył.
***
Matka Rolfa i jego rodzeństwo nigdy się nie dowiedziało, iż miał on cokolwiek wspólnego ze śmiercią ojca. Na pogrzebie nie zdradzał nawet najmniejszych śladów poczucia winy. Musiał wręcz ukrywać swoją dumę. Cieszyło go, iż zakończył ten wieloletni terror. Jego najbliższa rodzina płakała, ale on wiedział, że to tylko jeden trudny krok w stronę lepszego życia.
Rudolf wprawdzie pozostał na stanowisku w urzędzie, jednakże zbudował on sobie nową reputację i szacunek wśród tutejszych osobistości spod ciemnej gwiazdy. Dobre układy z przestępczym półświatkiem miały potencjał na przyszłość. Rolf, przebudziwszy w sobie pierwiastek mroku, nie zamierzał z tego rezygnować. Po raz pierwszy w życiu czuł, że naprawdę może coś zmienić.
Zaczął ściągać nieco większe podatki od bogatych mieszkańców Rapsodii, dzięki czemu w nie do końca legalny sposób dorabiał sobie, a jego majątek wzrastał dwa razy szybciej. Miał swoich ludzi, którzy pilnowali, aby nie wyszło to na jaw. W zamian za to zarobione pieniądze przeznaczał na cele społeczne. Wykupił ziemię i zlecił budowę dość sporego cechu rzemieślniczego. Z czasem zatrudnił tam przedstawicieli najniższej warstwy społecznej z wyjątkiem przedstawicieli ludzkiej rasy. Publicznie tłumaczył to tym, iż planuje wieloletnią współpracę, co w tym przypadku nie jest możliwe, ze względu na krótki okres aktywnego życia. Było to w istocie jedynie dyplomatyczną wymówką na jego rasistowskie poglądy.
Lata mijały, na ulicach Rapsodii coraz rzadziej widywało się bezdomne elfy czy nimfy. Rudolf stał się bardzo ważną osobistością, w końcu miał realny wpływ na życie mieszkańców. Nie zawsze robił wszystko legalnie, ale, większość przymykała na to oko ze względu na pozytywny wpływ jego działań na miasto. W innych przypadkach wykorzystywał on swoją małą gwardię, która zapewniała mu bezpieczeństwo i eliminowała niewygodnych ludzi. Aczkolwiek były to dość rzadkie przypadki, zazwyczaj wystarczała odpowiednia groźba.
Rudolf był zawsze dość ekscentryczny i lubił się wyróżniać, dlatego cechą charakterystyczną jego podwładnych stało się noszenie czarnych, wilczych masek. Niemalże każdy w mieście kojarzył po tym Rolfa. Wilk stał się jego symbolem. Gdy w danych placówkach widziano zamaskowanych w ten sposób strażników, wiadome było już, do kogo należy ów miejsce.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat leśny elf został prawdziwym przedsiębiorcą o bardzo mocnej pozycji. Bardzo szybko zgromadził ogromny majątek, dzięki któremu bez problemu mógł zapewnić godne życie nie tylko dla siebie, ale również dla swojej matki oraz tych sióstr, które wciąż jeszcze nie znalazły męża. W międzyczasie zlecał również budowę nowych teatrów, jako wielki miłośnik sztuki nie mógł w końcu zapomnieć o rozwoju kultury jego ukochanego miasta.
Wkrótce zakupił również przytulny dom na obrzeżach z dala od zgiełku miasta, tak aby mógł być bliżej natury, tak bliskiej elfom. Miał wszystko, czego potrzebował.
Aczkolwiek z czasem zaczęła przyświecać mu myśl, iż do pełni szczęścia idealnie byłoby założyć rodzinę.
***
Skupiony na swoich celach Rolf wcześniej w ogóle nie zwracał uwagi na płeć piękną, a teraz gdy wszystko osiągnął, zupełnie nie wiedział jak zacząć szukać drugiej połówki. Był w tych sprawach dość nieśmiały.
Przyjemnym zrządzeniem losu okazało się jedno z jego tradycyjnych już wyjść do teatru. To właśnie tam na scenie ujrzał uroczą elfkę grającą na harfie. Jej melodia była tak piękna, iż dosięgała do najgłębszych zakamarków serc. Nic więc dziwnego, że po występie Rudolf po prostu musiał pogratulować jej zdolności.
Dziewczyna była młodą artystką, która dopiero co rozpoczęła swoją karierę. Miała na imię Stefanie, jej oczy były niczym para szmaragdów, a jasne, blond włosy mieniły się w słońcu niczym szczere złoto. Rudolf przychodził na każdy jej występ i zawsze zajmował miejsce w pierwszym rzędzie. Z czasem coś między nimi zaiskrzyło, poza pasją do sztuki pojawiło się między nimi również uczucie. Cała relacja postępowała w dość szybkim tempie. Zaledwie po kilku tygodniach znajomości Rolf zaproponował jej, aby się wprowadziła. Uradowana tym faktem dziewczyna natychmiast przyjęła propozycję.
Leśny elf wiązał z nią duże plany na przyszłość, pragną założyć rodzinę i mieć pokaźną gromadkę dzieci. Niestety Stefanie była dużo młodsza, przez co w ogóle nie myślała jeszcze o zastaniu rodzicem. Na dodatek ludzie w mieście plotkowali o ich związku. Jedni zwracali uwagę na niemalże nieprzyzwoitą różnicę wieku, inni mówili natomiast, iż dziewczyna jest z Rudolfem jedynie dla pieniędzy.
Po części mieli oni rację, ale nie do końca. Stefanie imponowało bogactwo swojego partnera i chętnie korzystała z oferowanych przez niego luksusów, nie można jednak powiedzieć, że nie było między nimi czegoś więcej. Aczkolwiek z czasem coraz częściej się kłócili, on był dojrzałym mężczyzną o określonych celach w życiu, ona natomiast wciąż chciała przygód i szaleństw bez większych zobowiązań.
Na dodatek nigdzie nie mogła wyjść sama, Rudolf zawsze nakazywał swoim ludziom, aby mieli ją na oku. Niezwykle drażniło to młodą elfkę, ale rozumiała, iż dba on jedynie o jej bezpieczeństwo. Ich związek nie był idealny, Rolf wprawdzie nigdy nie podniósł na nią ręki, ale bywał strasznie nadopiekuńczy i zazdrosny.
Aczkolwiek mimo licznych kłótni oboje starali się jakoś zawsze dochodzić do porozumienia. Natomiast w momentach, gdy wszystko się układało, bez problemu dało się dostrzec, iż jest między nimi niepodważalne uczucie.
Radowało to serce Rudolfa, był szczęśliwy. Na dodatek już niedługo do miasta miał przyjechać ojciec Stefanie. Elf uznał to za idealną okazję, aby zaplanować oświadczyny.