Berga-Argentum było królestwem założonym przez lodowe elfy na znak buntu przeciw krasnoludom, uniemożliwiającym lodowym elfom stabilne życie. Część z nich zapragnęła własnego miejsca na świecie i skryła się wśród wschodnich szczytów Gór Thargorn. Tam też zaczęli budować pierwszą osadę, która wkrótce stała się czymś więcej.
Kilka wieków później miasto stało się królestwem, o którego dobrobyt dbała królowa Selkit z rodziny LeStrange oraz je mąż król Amadesz. Mimo iż byli małżeństwem, oboje pochodzili z różnych światów i ciężko było mówić o jakimkolwiek łączącym ich uczuciu. Ich związek został zawarty jedynie z powodów politycznych. Ponadto Selkit już wcześniej zdążyła poznać miłość swojego życia. Miał na imię Erra i był handlarzem o charakterystycznych niebieskich włosach. Niestety ich uczucie nie mogło wyjść na światło dzienne, romans z lodowej elfki z pół człowiekiem i pół krasnoludem z pewnością miałby drastyczne konsekwencje. Dlatego też młoda królowakażdego ranka musiała budzić się w łóżku z mężczyzną, za którym nawet nie przepadała i udawać dobrą żonę.
Męczyło ją to życie, z zachwytem słuchała opowieści Erry o świecie na ich nocnych schadzkach. Marzyła o ucieczce, podróżach i życiu z wybrankiem swojego serca. Często o tym myślała, ale za bardzo bała się tak ogromnego ryzyka. Na dodatek wkrótce zaszła w ciąże, dało jej to wymówkę, nawet przed samą sobą. Nie mogła narażać dziecka. Mimo bólu, gdy mówiła Amadeszowi o „jego” dziecku i mimo zawodu w oczach Erry, gdy ten nie mógł nazwać swojej pierworodnej córki, nie była w stanie nic zmienić.
***
Gdy na świat przyszła mała Enya, wywołało to lekkie zaskoczenie. Odziedziczyła ona bowiem błękitne włosy po prawdziwym ojcu. Jednakże Selkit zdołała przekonać męża, iż to z pewnością geny jakiegoś dalekiego przodka, być może dotkniętego. Amadesz zaakceptował to wyjaśnienie. Niestety sytuacja była coraz bardziej skomplikowana, królowa kontynuowała swoje spotkania z Errą, co poskutkowało kolejną ciążą.
To były trudne miesiące, lodowa elfka błagała bogów, los czy nawet Prasmoka, aby jej drugie dziecko było bardziej podobne do niej. Niestety przewrotność zdarzeń sprawiła, iż było zupełni odwrotnie. Druga dziewczynka odziedziczyła nawet więcej cech po krasnoludzkiej babci. Z początku wprawdzie najbardziej było widać biało-niebieskie włosy. Tym razem Amadesz nie był zbyt skory wrzucić to w ramy zaskakującego zbiegu okoliczności.
Mimo to z początku zachował swoje wątpliwości dla siebie. Udawał, że wszystko jest w porządku. Musiał najpierw zbadać całą sytuację.
- Jak chcesz jej dać na imię? – zapytał, czym zaskoczył Selkit.
- Rienzi – kobieta odpowiedziała bez wahania. Erra marzył, aby tak nazwać syna, ale królowa bała się mieć kolejnego dziecka. To była ostatnia szansa, aby choć jedno z dzieci dostało imię od ich prawdziwego ojca.
- Czy to nie jest męskie imię? – spytał skonsternowany Amadesz – Nieważne. Niechaj będzie Rienzi – dodał szybko i opuścił komnatę małżonki.
Selkit miała przeczucie, że mężczyzna coś podejrzewa. Starał się to ukryć, ale jego nienaturalna obojętność wszystko zdradzała.
***
Minęły trzy lata od urodzenia młodszej córki. Amadesz obserwował dziewczynki i z desperacją szukał w nich podobieństwa do siebie. Wciąż jednak nic nie mógł znaleźć. Wkrótce liczne wątpliwości przytłoczyło go na tyle, iż zdecydował się znaleźć odpowiedzi na swoje pytania.
Udał się do zaprzyjaźnionego czarodzieja zamieszkującego obrzeża Berga-Argentum. Ów mężczyzna chętnie służył pomocom każdemu, kto poszukiwał jej we wiedzy tajemnej. Zawsze biła od niego aura spokoju i tajemnicy. Nigdy nikogo nie oceniał i chętnie dzielił się swój mocą, jeśli tylko mógł.
Właśnie dlatego, gdy król Amadesz przekroczył próg chaty pradawnego i zaczął wyjaśniać swoją sytuację, Nilrem przyjął go z otwartymi ramionami. Małomówny mag wysłuchał elfa i od razu wykonał parę magicznych testów. Chciał sprawdzić, czy w jego żyłach płynie również krew dotkniętych. Jednakże odkrył przy tym coś zupełnie innego. Mężczyzna był bezpłodny.
- Czyje więc są te bękarty?! – ryknął lodowy elf z furią w oczach.
Nilrem pomyślał chwilę, po czym polecił królowi przynieść kosmyki włosów od obu dziewczynek. Lodowy elf oczywiście się zgodził i czym prędzej wrócił do pałacu.
Gdy zapadła noc i wszyscy już spali, król wszedł do komnaty swoich rzekomych córek i uciął im po drobnym puklu włosów. Chciał uniknąć zbędnych pytań, czy też prób odwlekania go od odkrycia prawdy. Musiał wiedzieć. Już. Teraz.
Targały nim emocje tak silne, iż nie potrafił doczekać poranku. Swym szaleńczym niemalże stukaniem do drzwi zbudził maga. I zażądał jakże wyczekiwanych odpowiedzi. Czarodziej nie mógł odmówić królowi, więc posłusznie wykonał rozkaz.
- Przewaga krwi elfickiej jednakże widzę także ludzką i… krasnoludzką – odparł pradawny z lekkim zaskoczeniem.
- Pokaż mi ich ojca – wycedził przez zęby Amadesz, z trudem utrzymując nerwy na wodzy.
Czarodziej przytaknął i kontynuował odprawianie czarów. Było to nieco bardziej skomplikowane, jednakże po niecałej godzinie mężczyzna zdołał stworzyć iluzje przedstawiającą Erre, która następnie pojawiła się na specjalnie przygotowanym płótnie w formie obrazu.
Król natychmiast zabrał płótno, grzecznie podziękował czarodziejowi i czym prędzej opuścił jego domostwo. Gniew, który odczuwał lodowy elf, był tak wielki, iż musiał ukarać niewierną żonę. Wszak zdradziła nie tylko jego, ale całą ich rasę.
***
- ERRA! – krzyk Selkit odbijał się echem wśród pałacowych ścian.
Stała teraz na balkonie swego pałacu z sercem roztrzaskanym na milion kawałeczków. Natomiast tam na dole, na dziedzińcu dokonano publicznej egzekucji. Morderca, para krasnoludzkich szpiegów i jej ukochany Erra. Tuż obok stryczka stał Amadesz, którzy rzucał jej nienawistne spojrzenie, pełne chorej satysfakcji.
Kobieta była w ciężkim szoku, łzy lały się strumieniami. Jednakże musiała myśleć o dzieciach. Widziała w oczach swojego małżonka chęć krwawej zemsty. Nie mogła dać ich skrzywdzić. One były niewinne.
Pobiegła po dziewczynki i szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, parę ubrań kilka zabawek leżących na wierzchu i coś do jedzenia. Następnie wzięła młodszą Rienzi w ramiona, a starszą Enyę chwyciła za rękę. W ten sposób wybiegły z zamku tylnym wyjściem, prosto do stajni z zuvami solarnymi. Selkit pośpiesznie przygotowała swoją ulubioną klacz, posadziła dziewczynki na jej grzbiecie, a następnie sama jej dosiadła. Wyruszyła z impetem, wzbijając się w powietrze wyjątkowo szybko. Siostry w normalnej sytuacji pewnie miałyby świetną zabawę, ale teraz, widząc strach matki, tuliły się do siebie, nie wiedząc, co się dzieje i dlaczego muszą uciekać z ich ukochanego domu.
Cała trójka leciała w stronę Wielkich Borów Zimowych. Selkit chciała być jak najdalej gór. Wylądowała dopiero u ich podnóżu niedaleko linii wybrzeża. W tym miejscu znalazła starą, opuszczoną chatę. Nie była w najlepszym stanie, jeśli chodzi o czystość i porządek, ale fundamenty wciąż były solidne. Mogła się tu ukryć bez strachu, że dach runie im na głowę
***
Minęło kilka dni, dziewczynki nie bardzo rozumiały, o co chodzi, dopytywały o tatę, a Selkit nie była w stanie im odpowiedzieć. Odkąd opuściły pałac, nie zmrużyła oczu. Wypłakiwała z siebie łzy, aż w końcu doszła do wniosku, że jej życie nie ma sensu bez Erry. Chciała żyć z nim długo i szczęśliwie, pragnęła wychowywać z nim ich córki. Było tylko jedno rozwiązanie.
- Enya, Rienzi. Dziś zobaczycie się z tatą – powiedziała kobieta z uśmiechem, który w połączeniu z przekrwionymi od płaczu oczami wydawał się zdradzać cień obłąkania – Tuż po obiedzie.
Dziewczynki uradowane tym, że mama w końcu się uśmiecha i że być może wrócą do domu grzecznie zasiadły do stołu, na którym była przygotowana zupa dla ich trójki. Kobieta wzięła pierwszą łyżkę, chcąc zachęcić córki, aczkolwiek stało się coś dziwnego. Miski Rienzi i Enyi nagle spadły z impetem na podłogę jakby popchane jakąś magiczną siłą.
Selkit spanikowała i postanowiła nakarmić obie jak najszybciej tym, co zostało w jej misce. Trucizna miała zadziałać dość szybko, a przecież one nie mogły tu zostać. Mieli być jedną wielką rodziną razem z Errą. Niestety nie mogła wstać z krzesła.
- Dziewczynki, proszę, spróbujcie mojej. Nic się nie dzieje. Spróbujcie, szybciutko… - wykrztusiła, nie rozumiejąc co się do końca dzieje.
Siostry podeszły do matki i Rienzi już nawet chciała chwycić jej łyżkę, ale wtedy Selkit w nagłym geście zanurzyła twarz w pełnym talerzu. Coś nie pozwalało jej wstać, nie mogła nakarmić dziewczynek, a trucizna w jej krwi zaczynała działać. Czuła jak słabnie. Nie chciała zostawić dzieci samych, miały odejść razem z nią.
Ale to nie był ich czas.
***
Zaraz po tej dramatycznej scenie tajemnicza zjawa opętała ciało ich matki. Była to scena pełna grozy, szczególnie dla Rienzi, która nigdy jeszcze nie czuła tak wielkiego strachu. Na dodatek ich mama była teraz jakaś inna. Dla pięciolatki to wszystko było okropną abstrakcją. Jednocześnie chciała biec do swojej rodzicielki, by się przytulić, a zarazem uciekać jak najdalej. Enya nie uciekała, młodsza siostra postanowiła pójść w ślady starszej i zostać razem z nią.
Z czasem obie dziewczyny przekonały się do nowej mamy, która wkrótce porzuciła materialną powłokę, przybierając swoją naturalną, niematerialną formę. Jednakże wtedy Rienzi zdążyła już zaakceptować nową mamę, więc w niczym jej to nie przeszkadzało. Kochała ją tak jak pierwszą, a czasem nawet miała wrażenie, że obie są tą samą osobą. Wspomnienia zlewały się w jedno, a lata mijały, łącząc je i zacierając coraz bardziej.
Dziewczynki dorastały szczęśliwe, mając niemalże beztroskie życie w lesie u boku mamy, która zawsze była skora do pomocy. Wielu rzeczy uczyły się same, ewentualnie z drobną pomocą nieumarłej. Rozwijały swoje pasje, przegadywały całe noce, wiodło im się całkiem dobrze.
Dopiero po dziesięciu latach ich spokój został zburzony przez strażnika z Berga Argentum, który stanął u progu ich chatki zupełnie bez zapowiedzi. Nadeszła pora, aby wrócić do domu.