Ćma przyszła na świat w okowach mroźnej nocy. Jednakże nie towarzyszyła temu radość i wyczekiwanie. Jej matka była daleko od domu i innych wróżek, nie mogła nawet już latać bo jej delikatne skrzydła pokryła warstwa ciężkiego lodu. Tak więc w cierpieniu i samotności wydała na świat dziewczynkę, którą otuliła swoim ubraniem, a sama przycupnęła pod drzewem i nie czując już zimna, spokojnie zasnęła.
Płacz dziecka był donośny, jak na tak małą istotę, mimo to nie mógł on już dobudzić matki. Sprowadził jednak nieoczekiwaną pomoc. Mężczyzna odziany w ciężki, ciemny płaszcz z kapturem odnalazł maleństwo i skrył w swoich dłoniach.
Był on czarodziejem, który szukał w lesie składników alchemicznych. Wróżki i ich skrzydła bywały całkiem użyteczne przy tworzeniu eliksirów. Na początku bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia planował wykorzystać w ten sposób wróżkę, gdy tylko trochę podrośnie.
Jednakże z czasem zmienił on nieco zdanie. Nadał jej nawet imię – Ćma, ze względu na nietypowe, ciemne skrzydła, które u większości wróżek występują w barwach jasnych, ciepłych przywodzących na myśl przepiękne motyle.
Na początku była jego pomocnicą, potem uczennicą by ostatecznie zostać przyjaciółką i przybraną córką. Ponadto aby dziewczynka mogła opanować magię podarował jej dość potężny artefakt. Jednakże pradawny nie był dobrym człowiekiem, z całą pewnością zasługiwał na miano czarnoksiężnika. Jego dom pełen był mrocznych artefaktów, niebezpiecznych trucizn i tajemniczych ksiąg skrywających przedwieczną magię. Stało się to dla młodej wróżki codziennością. Nie przerażały ją trupie czaszki, czy niepokojące odgłosy w nocy.
Można by rzec, iż wiodła spokojne i całkiem szczęśliwe życie. Niestety pewnej nocy obudził ją swąd dymu oraz trzaski płomieni. Przerażona natychmiast odszukała swojego opiekuna, który machnięciem jednej ręki byłby w stanie zakończyć ten pożar. Jednakże gdy doleciała do jego sypialni zastała tylko jego ciało pozbawione głowy, leżące bezwładnie w kałuży krwi. Płomienie połyskiwały delikatnie w szkarłatnej cieszy.
Wróżka zawisła w powietrzu na dłuższą chwilę w ciężkim szoku. Wiedziała iż jej przyjaciel ma wrogów ale zawsze był ostrożny. Dom miał wszelkie magiczne zabezpieczenia, coś jednak nie zadziałało, a ogień powoli trawił kolejne piętro.
***
Ćma uciekła do lasu. Szwendała się tam godzinami, póki nie natrafiła na skrytą pod gałęziami płaczącej wierzby, maleńką osadę wróżek. Wprawdzie została przyjęta do społeczności, ale było to dość…oziębłe. Naturianki patrzyły na nią z góry lub z przerażeniem. Wyczuwały od niej aure mrocznej magii lub czegoś złego, na dodatek sam jej wygląd był również dość kontrowersyjny. Wraz z upływem kolejnych miesięcy było tylko gorzej. Zainteresowania wróżki mocno odbiegały od tych stereotypowych dla jej rasy. Interesowała ją nekromancja, śmierć, czyli wszystko to, co dla grupy naturianek było uważane jako złe lub straszne. Ponadto całe swoje życie znała tylko swojego czarodzieja, kontakty z innymi osobami były dla niej dość trudne, przez co łatwo odseparowywała się od reszty. Nie miała tutaj przyjaciół, ale jej obecność była w pewien sposób tolerowana. Mimo nieciekawej sytuacji znalazła sposób na walkę z samotnością, nauczyła się rozmawiać z duszami osób zmarłych. Lubiła je słuchać, o ich życiu, o tym, jak zginęły. Niektóre te zjawy bardzo pragnęły być wysłuchane. Jednakże to niewinne zajęcie kobiety kompletnie przerażało pozostałe wróżki, wystawiając na próbę ich cierpliwość.
Nim jednak Ćma przekroczyła tę magiczną granicę, stało się coś znacznie gorszego. Pewnej nocy naturiankę wyrwały ze snu przeraźliwe krzyki mieszkanek tej niewielkiej osady. Swąd dymu i spalenizny przypomniał zdarzenie sprzed lat. Nic więc dziwnego, iż natychmiast wstała na równe nogi i wyjrzała przez okno swojej chatki. Znowu ogień, trawił wszystko na swojej drodze. Widok był drastyczny. Wróżki płonęły żywcem, próbowały uciekać, ale ich uszkodzone skrzydła mocno im to utrudniały. Ćma z całych sił starała się jakoś pomóc z gaszeniem ognia i wyprowadzeniem ocalałych.
O świecie sytuacja została opanowana, ale przeżyła tylko niewielka garstka. Wróżki obarczyły Ćmę winą za całe zajście, kazały jej odejść i nigdy nie wracać. Naturianka znowu straciła dom, zabrała swoje rzeczy i ruszyła w głąb lasu. W międzyczasie rozważała, czy to faktycznie ona w jakiś sposób sprawdziła pożogę. Mógł być to wprawdzie nieszczęśliwy wypadek, ale czy na pewno?
***
Szukając nowego domu, Ćma nieszczęśliwie wpadła między ciernie, które boleśnie pokaleczyły jej skrzydła i ciało. Im bardziej próbowała się wydostać, tym bardziej pogarszała sytuację. Krzyczała o pomoc, ale nikt nie przychodził. Próbowała użyć magii jednakże artefakt, który miał jej to umożliwiać, nie zadziałał. Wtedy też wróżka odkryła spore pęknięcie na ów medaliku. Przecinało ono jedną z wyrzeźbionych na nim run. Naturianka wprawdzie potrafiła je czytać, ale ten dialekt był bardzo stary i trudny do zrozumienia. Każda kolejna godzina sprawiała, że wróżka traciła nadzieje. Jednakże na przekór wszystkiemu pomoc w końcu nadeszła. Była to ludzka kobieta, która natychmiast pomogła jej się wyswobodzić. Na dodatek pomogła opatrzyć rany i dała schronienie. Miało być tymczasowe, ale w ostatecznym rozrachunku Ćma zamieszkała z nią na stałe.
Obie bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Naturianka chętnie pomagała Hannah, w czym tylko mogła, szczególnie że kobieta była w ciąży. Dbała o nią przygotowując specjalne ziołowe napary, które miały koić dolegliwości związane z byciem brzemienną. W międzyczasie wróżka testowała również swój medalion, okazało się, iż znowu działa. Nie znalazła jednak odpowiedzi na to, dlaczego, gdy była w tak krytycznym położeniu zawiódł. To wciąż pozostawało tajemnicą, aczkolwiek wróżce nie śpieszyło się ab ją odkryć. Teraz ważniejsza była Hannah, która lada chwila miała urodzić. Ćma zdecydowała, iż w zamian za uratowanie życia obdaruje ona maleństwo radością, aby szło przez życie z uśmiechem. Przyszła matka była niezwykle wzruszona gestem.
Niestety znowu coś poszło nie tak. Zawsze, kiedy Ćma odnajdywała szczęście i stabilizacje coś musiało się zepsuć.
Tego dnia naturianka miała zostać wraz z Hannah w domu, jako że jesienny chłód nie sprzyjał spacerom. Jednakże miała takie dziwne wrażenie, jakby przeczucie, niemalże cichy głos w głowie, który namawiał ją, aby wyszła po składniki na ziołową herbatę. Ćma uznała, że to prawdopodobnie dobry pomysł, w końcu Hannah uwielbiała te jej wywary i faktycznie pomagały one kobiecie podczas całej ciąży.
Niestety podczas nieobecności wróżki, przez otwarte okno zakradł się chochlik. Mały cwaniak myślał jak uprzykrzyć życie tutejszej gospodyni. Nim jednak wpadł na konkretny pomysł, kobieta zaczęła rodzić, co było dla niego wręcz idealną sytuacją.
Poczekał on w ukryciu i gdy tylko poród dobiegł końca, podleciał do dziecka i przekazał dziewczynce pech, który miał ją prześladować przez całe życie. Następnie uciekł jak gdyby nigdy nic.
Gdy niedługo później Ćma wróciła do domu, przeżyła niemały szok. Hannah we łzach opowiedziała jej, co się stało. Przerażona wróżka czuła ogrom winy na swoich barkach, przecież mogła nigdzie nie wychodzić.
Przytłoczona emocjami wyszeptała tylko ciche „przepraszam” i wyleciała przez okno.
***
Następne lata Ćma spędziła w miasta, kryjąc się po bibliotekach i dokształcając w magii. Miała nadzieję, że znajdzie jakiś sposób, by odwrócić to, co zrobił chochlik. Jednocześnie zaczęła wątpić, czy w ogóle potrafiłaby obdarzyć dziecko szczęściem. Gdy tylko zawierała z kimś więź, gdy tylko sama czuła, że będzie dobrze, wtedy zawsze przychodziła tragedia. Naturianka postanowiła całkowicie odseparować się od ludzi, by nikogo nie narażać. Była pewna, że całe lata będzie teraz spędzać wśród starych zakurzonych ksiąg, okazjonalnie kradnąc kawałki świeżych ciast lub ledwo co wypieczonego chleba.
Faktycznie tak było, ale jedynie przez rok. Dni mijały ponuro i tak samo, do czasu, gdy podczas wertowania jednej z ksiąg, nie ujrzała za oknem uciekającej młodej dziewczyny, którą goniło trzech rosłych mężczyzn.
Ćma zapragnęła jej pomóc. Obserwując zdarzenie z bezpiecznego miejsca, przywołała bestię z Otchłani, która wyskoczyła z portalu tuż przed niedoszłymi oprawcami, a następni rzuciła się na każdego z osobna. Nie mieli najmniejszych szans, mroczny stwór nie zostawił po nich nawet kości. Następnie wróżka odesłała ów istotę tam skąd przyszła. Dziewczyna wciąż była okropnie przerażona, ale przynajmniej bezpieczna. Czym prędzej czmychnęła do domu. Wróżka uśmiechnęła się do siebie, nie mogła narażać bliskich na niebezpieczeństwo, kiedy nikt nie był jej bliski.
Przez kolejne lata naturianka z ukrycia pomagała w wielu sprawach, eliminując morderców, udaremniając napaści. Nikt nie wiedział, że za tym wszystkim stoi niewielka skrzydlata istotka. Naturianka czuła się lepiej, wciąż jednak rozmyślała o Hannah i jej córce. Chciała wrócić, raz jeszcze przeprosić i zobaczyć jak mała Léuchadiya dorasta.
Minęło wiele lat, dziewczynka była już nastolatką, prawie dorosłą kobietą. Wróżka zebrała się na odwagę i postanowiła je odwiedzić, nim córka Hannah wyruszy gdzieś w świat. Nim jednak dotarła na miejsce, gdzie stał dom kobiety, natknęła się na kultystów w czarnych, obrzędowych szatach. Ich twarze były skryte pod szerokimi kapturami. Naturianka przycupnęła na gałęzi rozłożystego drzewa, zaintrygowana co oni planują. Wyczuwała mroczną magię, więc wolała się upewnić.
Wraz z nimi była młoda dziewczyna o łudząco znajomej twarzy. Jako jedyna mocno odstawała od reszty poprzez swój ubiór. Ćma wahała się, czy interweniować, nie znała do końca sytuacji.
Wtem do jej uszu dotarł krzyk zrozpaczonej kobiety. Krzyk Hannah. Dwóch mężczyzn powstrzymywało ją przed zakłóceniem rytuału. Kobieta wyrywała się z całych sił, niestety bezskutecznie. Jej oprawcy powoli mieli dość, kobieta błagalnie spojrzała ku górze i spostrzegła Ćmę skrywającą się wśród liści.
- Uratuj moją córkę! – wykrzyczała sekundę przed tym, jak jej serce zostało przebite na wylot.
Naturianka zamarła, jej droga przyjaciółka została zamordowana na jej oczach. A córka? Czyżby dziewczyną w centrum rytuału była… Léuchadiya?! Wróżka z trudem na nią spojrzała, rytuał dobiegał końca.
- Léu! – wydusiła z siebie Ćma i zaczęła lecieć w jej stronę, nie wiedziała, co robi, nie działała logiczne. Prawdopodobnie chciała ją wypchnąć z tego kręgu mimo swoich drobnych rozmiarów.
Niestety nie zdążyła, rytuał się dopełnił przemieniając dziewczynę w nieumarłą. Na dodatek moment po rytuale w akcie gniewu lub desperacji córka Hannah uwolniła pokłady potężnej magii, która zdziesiątkowała obecnych wokół kultystów.
- To twoja wina! – krzyknęła dziewczyna.
Ćma nie wiedziała jak na to zareagować. Tak bardzo chciała ją teraz pocieszyć ale poczucie winy kompletnie ją przyblokowało. Zawisła więc w powietrzu wpatrując się w świeżo upieczoną liszkę bez słowa.