Wiele, wiele lat temu w Marmurowym Mieście, w stolicy Planów Niebiańskich urodziło się dziecko. Piękna, jasnowłosa dziewczynka o pochmurnych oczach. Jej rodzice Natori i Nellion wiele długich lat starali się o potomka, niestety z marnym skutkiem. Mijały dekady, byli małżeństwem i bardzo się kochali, jednak los poskąpił im potomstwa. Przyzwyczaili się już do tego, że są we dwoje. Mieli wspólny dom w Planach, ale na misje wysyłano ich również razem. Zwiedzili większość świata, poznali ludy zamieszkujące jego najdalsze zakątki. Służyli biednym i bogatym, rolnikom i królom. Czuli się szczęśliwi, bo nauczyli się cieszyć tym co mają. Dekady zamieniły się w stulecia. Aż w końcu, któregoś dnia, okazało się, że Natori jest przy nadziei. Nie wiadomo dlaczego stało się to akurat w tamtym momencie, ale po prostu się stało. Nellion nie posiadał się z radości, jego żona również. Wrócili do Planów Niebiańskich, by w spokoju oczekiwać swojego potomka. I tak, kilka miesięcy później, bez żadnych komplikacji na świat przyszła dziewczynka, a nadano jej imię Niara. Tamtego dnia nikt nie wiedział, że przez nią zmienią się losy wielu istot.
Początkowe lata życia małej anielicy były spokojne i radosne. Nic nie zapowiadało, że wkrótce wszystko się zmieni. Natori opiekowała się córką, cały czas mieszkając w Planach Niebiańskich, Nellionowi natomiast przydzielano różne misje na ziemi. Nie były one nazbyt długie, ani ryzykowne, ale anioł często musiał opuszczać dom. Wychowaniem i opieką nad małą Niarą zajmowała się głównie matka. Były podobne do siebie jak dwie krople wody. Obie o oczach w kolorze pochmurnego nieba i włosach jak dojrzałe żyto. Obie o tym samym łagodnym uśmiechu i niewielkim, zgrabnym nosie. Każdy kto je widział, wiedział, że to matka i córka. Wtedy jednak nikt jeszcze nie dostrzegał, że siłę i spokój dziewczynka odziedziczyła po swoim ojcu.
Niara rosła i uczyła się każdego dnia. Matka przekazywała jej całą posiadaną wiedzę. A i ojciec dokładał do tego swoją cegiełkę, kiedy tylko był w domu. Bardzo kochał swoja córkę. Była jego oczkiem w głowie i kiedy był na misji tęsknił do swojej rodziny każdego dnia. Natori chciała by Niara wyrosła na silną i mądrą kobietę, dlatego nie zabraniała jej uczyć się walki. I tak też się stało, Niara dorosła, była piękną, inteligentną, wykształconą i dobrą kobietą. W wieku 21 lat dostała pierwszą misję, jak kazała tradycja zadanie zostało jej przekazane przez rodziców. I tak młodziutka anielica ruszyła na ziemię.
Początkowo powierzano jej proste zadania. Opiekowała się wsiami, modliła o błogosławieństwa w plonach dla rolników, uświęcała małżeństwa, leczyła chorych i rannych. Pomagała kobietą podczas porodów i troszczyła o nie w połogu. Była kimś w rodzaju uzdrowiciela, medyka i opiekuna dla prostych ludzi.
Pierwszy raz zakochała się zaledwie kilka lat po tym jak ruszyła na ziemię. Miał na imię Daemir. Był człowiekiem, mieszkał w małej wiosce niedaleko Elvareth, na Równinie Agmar. Niara przybyła tam jako uzdrowicielka, w końcu nią właśnie była. Zamieszkała u miejscowej zielarki, by wspierać ją i uczyć. Daemir był prostym kowalem, utrzymywał ze swojej pracy zmęczonego życiem ojca i dużo młodszą siostrę. Jego matka zmarła przy porodzie. Był mądrym i spokojnym mężczyzną. Oboje byli młodzi i samotni, oboje wierzyli w dobro i chcieli założyć rodzinę. Wszystko układało się idealnie i wyglądało na to, że młodzi wezmą ślub, zamieszkają razem i stworzą rodzinę. Los jednak chciał inaczej. Daemir wyjechał do miasta, lecz nie wrócił tak jak obiecał po kilku dniach. Zaniepokojona anielica zaczęła go szukać. Nie trwało to długo, bo wkrótce okazało się, że Daemir został zamordowany dla kilku ruenów. Serce jasnowłosej pękło wtedy po raz pierwszy. Śmierć pierwszy raz dotknęła ją bezpośrednio tak dotkliwie. Wróciła do wioski, lecz przekazanie wieści rodzinie Daemira było kolejną traumą. Pochowała go, lecz nie została dłużej w wiosce. Załamana wróciła do rodziców, do Marmurowego Miasta.
Lecząc pęknięte serce zajęła się nauką magii i innych sztuk. Mijały dni, miesiące lata. Nie wiedziała dlaczego nie otrzymuje misji, ale tak naprawdę cieszyła się z tego. Odkryła bowiem w sobie ogromny pociąg do nauki. Zaczytywała się w księgach, słuchała pilnie wykładów matki na temat zielarstwa, botaniki, anatomii. Z czasem zaczęła odwiedzać innych aniołów, którzy byli mistrzami innych dziedzin. Pragnęła poznać astrologię, geografię, fizykę, matematykę. Nie było tak, że każda nauka szła jej jak po maśle, niektórych rzeczy musiała uczyć się długo i powtarzać wiele razy, ale nie zniechęcała się. Pragnęła wiedzieć więcej. Dzięki nauce zapomniała o swojej zmarłej miłości. Zmuszała swój mózg do pracy, dzięki czemu dawała odpocząć uczuciom.
W końcu jednak znów odesłano ją na ziemię. Jej zadania były podobne do wcześniejszych, z tym, że umiała o wiele więcej i o wiele więcej mogła zdziałać. Nie chroniła już maleńkich wsi, ale miasteczka i niewielkie miasta. Opiekowała się świątyniami, pracowała w sierocińcach, pomagał lokalnym medykom, uczyła ich nowych rzeczy, pomagała doszkalać się w zielarstwie, czy botanice. Od czasu do czasu wracała do Planów by pogłębiać wiedzę, ale potem znów lądowała w Alaranii, wśród ludzi by nieść im pomoc.
Mieszkała wtedy w Teandir, w Górach Księżycowych. Była tam nauczycielką młodej, dworskiej medyczki. Żyło jej się spokojnie i dostatnio, w dodatku obracała się w towarzystwie i uczyła dworskiej etykiety. Jednak pewnego dnia przyszła wiadomość... Przysłano do niej emisariusza imieniem Sival, był posłańcem z Marmurowego Miasta. Jej rodzice zginęli... Nie miała pojęcia, że wysłano ją na wspólną misję na Północ. Ojciec wojownik i matka uzdrowicielka – uzupełniali się idealnie, a jednak zginęli. Wpadli w zasadzkę zorganizowaną przez Piekielnych, zostali zamordowani z zimną krwią... Wtedy serce anielicy pękło po raz kolejny, nie miała jednak pojęcia, że pęknie jeszcze wiele, wiele razy...
Myślała, że tego nie przeżyje. Ból po stracie był tak silny, że był jedyną rzeczą o której mogła myśleć. Sival zabrał ją do Planów by mogła pożegnać rodziców. Dwie marmurowe rzeźby stanęły na placu niedaleko jej domu. Nie wróciła od razu na ziemię. Została w Marmurowym Mieście by odpocząć, lecz samotne przebywanie wśród wspomnień tylko pogarszało jej stan. Sival okazał się być kimś więcej niż tylko posłańcem, stało się tak, że młody emisariusz polubił anielicę i postanowił się nią zaopiekować. Poznał ją też ze swoimi przyjaciółmi, w tym ze swoją siostrą. Sahiria była maginą, dużo, dużo starszą od swojego brata. Jej ojciec był uzdrowicielem, a matka wojowniczką. Rodzina Sivala poniekąd stała się rodziną zastępczą dla Niary. Odnalazła wśród nich spokój, miłość i przyjaźń. Czas płynął szybko, anielica pod skrzydłami ojca Sahirii rozwijała swój talent magiczny, natomiast przy jej matce ćwiczyła łucznictwo. Poza tym spędzała czas z rudowłosą emisariuszką, która była prawie jej równolatką. Były nierozłączne i pokochały się jak siostry. Koniec końców jednak Sahiria wyszła za mąż i założyła rodzinę, przenosząc się do Alaranii. Niara jednak została w Planach jeszcze przez kilka lat. Znów nauka okazała się być zbawienna. Dzięki niej uporała się ze śmiercią rodziców.
Jej życie płynęło utartym schematem, misja, powrót do planów, kolejna misja i znów powrót do planów. Wszystko zmieniło się kiedy została zesłana do królestwa o wdzięcznej nazwie Sanor, położonego na zachodzie kontynentu. Została nadworną uzdrowicielką i medyczką królewskiej siostry, która była przy nadziei. Miała pomóc jej przejść przez trudy ciąży i porodu i tak też się stało. Dziewczyna powiła bliźniak, jednak Niary tym razem nie odesłano od razu do niebios, a pozostawione na królewskim dworze.
Anielica nigdy nie była nieufna, od zawsze wierzyła w dobro i w to, że w ludziach drzemie wiele jego pokładów. Mieszkając we dworze siłą rzeczy miała do czynienia z jego mieszkańcami, w tym z młodym księciem, synem króla, w którym bardzo szybko się zakochała, z wzajemnością, przynajmniej tak myślała... Elelion był inteligentnym i bardzo przystojnym mężczyzną. Trudno było go nie lubić. Niara słyszała pogłoski, że tak naprawdę jest inny, że jest świetnym aktorem, lecz nie chciała temu wierzyć. Kiedy po raz pierwszy poprosił ją o to by pokazała mu Plany była zszokowana, Marmurowe Miast było twierdzą niebian i nikt poza nimi nie miał tam wstępu. Nie zgodziła się na jego prośbę, lecz wtedy on się od niej odwrócił. Nie chciała go stracić, a naiwność nie pozwoliła jej zobaczyć, że wszystko co robił Elelion było tylko grą.
Nie mogąc zabrać go bezpośrednio do Planów postanowiła wynagrodzić mu to w inny sposób. Pośród Gór Słonecznych istniało kiedyś miasto ukryte przed światem, nazywane Miastem Światła. Była to twierdza niebian na ziemi. Niewielu o niej wiedziało, niewielu miało tam wstęp. Z miłości robi się różne głupstwa, miłość zaślepia niczym blask słońca. I Niarę właśnie tak zaślepiła. Zabrała Eleliona do Miasta Światła, skoro tak bardzo chciał poznać miejsce podobne do tego z Planów Niebiańskich. Odkrywszy jego lokalizację zaczął zbierać swoją armię. Zastępy magów i czarodziejów o nieliczonych mocach przetelportowały jego armię do Miasta Światła by je podbić. Było za późno by Niara mogła zrobić cokolwiek Elelion ją zdradził i zamordował większość mieszkańców. Bitwa trwała zaledwie kilka dni, lecz miasta nie udało się podbić. Z niebios zstąpili wojownicy i wyrżnęli w pień śmiertelników. Nikt jednak nie potrafił wybaczyć młodej anielicy błędu naiwności...
Nie upadła, nie zesłano jej do Piekieł, lecz została ukarana w inny sposób. Wygnaniem. Jednak największą karą dla niebianki było odebranie jej tego co kwintesencją anioła – odebranie jej skrzydeł. Na plecach zostały jej wielkie, niegojące się rany. Miejsca po skrzydłach bolały ją przy każdym ruchu i dręczyły jej psychikę przypominając jej o tym co zrobiła. Zakazano jej wstępu do niebios. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zamieszkała w Lasach Atruvii pośród driad i innych naturian. Czasem sypiała pod gołym niebem, wśród driad, a czasem w niewielkiej chatce w środku lasu. Na zimę przenosiła się do miasta, mieszkała kątem, w mikroskopijnym pokoiku na poddaszu u starej medyczki Serali. Pomagała jej w przyjmowania pacjentów, utrzymywała porządek w domu, prała, gotowała, sprzątała, chodziła po zioła i uzdrawiała ludzi w potrzebie. Żyła jak zwykła śmiertelniczka, ból jaki czuła każdego dnia... Przyzwyczaiła się z czasem. Seralia opatrywała rany na jej plecach, lecz nie potrafiła ich uzdrowić, Niara również. Rany zadane w ten sposób, za karę miały się nigdy nie zagoić.
Anielica była nieszczęśliwa. Żyła, funkcjonowała, pomagała innym, lecz w środku była załamana, a cierpienie zżerało ją od wewnątrz. Każdy dzień był koszmarem, Niara nie wiedziała co powinna zrobić, by było choć trochę lepiej. Była pewna, że już nigdy nie będzie szczęśliwa, że za to co zrobiła będzie pokutować wiecznie. Minęło kolejnych kilka, a wewnętrzny ból stał się trochę mniejszy. Przyjaźń z piękną i mądrą driadą o imieniu Lili dała jej nadzieję na to, że ból któregoś dnia zniknie. Nie zniknął, ale stał się na tyle znośny, że Niara zaczęła inaczej patrzeć na świat. I wtedy to się stało...
Była niezwykle mroźna i śnieżna zima w mieście Thorn. Mieszkała u Seralii, wyszła tylko na chwilę by kupić jedzenie i już nigdy nie wróciła. Skręciła w wąską uliczkę, otoczyła ją banda zamaskowanych mężczyzn. Dostała cios w głowę i straciła przytomność. Obudziła się w zimnej i mokrej piwnicy, a raczej lochu. Nogę miała zakutą zardzewiały, ciężki łańcuch przytwierdzony do kamiennej ściany. Nie miała pojęcia gdzie jest, a była daleko, daleko od Lasów Atruvii – w Dolinie Umarłych.
Porwał ją mag, którego imienia nigdy nie poznała. Bił ją, eksperymentował na niej, wlewał w nią eliksiry i sprawdzał na niej ich działanie. Była jego służącą i niewolnicą, Nigdy nie dowiedziała się dlaczego ją porwał. Jednak odkrywszy rany na jej plecach początkowo chciał je zaleczyć, by sprawdzić swoje umiejętności magiczne, jednak szybko okazało się, że to niemożliwe. Zaleczenie jej ran postawił sobie za zadanie i eksperymenty na jej ciele anielicy tylko przybrały na sile. Niara była co raz słabsza i co raz bliższa śmierci. W końcu mag zrezygnował z prób zaleczenia jej pleców. Jednak udało mu się rzucić na piękną anielicę urok. Sprawił, że rany zamiast się zasklepić zaczynały się otwierać i obficie krwawić, chyba, że dziewczyna przebywała w pobliżu boskiego Artemisu, przedmiotu wyglądającego jak srebrna, zdobiona rzeźbieniami i kamieniami laska. Artemis mag trzymał w swojej twierdzy na tyle blisko, by utrzymywać Niarę przy życiu. Ukrył go w skrzyni zamykanej na skomplikowany, magiczny zamek, by w razie ucieczki anielica nie mogła go zabrać, a bez niego czekała na nią pewna śmierć.
Mijał czas, a sponiewierana jasnowłosa zaczęła marzyć o śmierci. Chciała odejść z tego świata. Chciała zamknąć oczy i już się nie budzić. Pragnęła odpocząć od bólu i upokorzenia, lecz była aniołem, więc samobójstwo nie wchodziło w grę. Mimo to rozmyślała o tym jak bardzo chce już to wszystko skończyć. Być może umarłaby z rozpaczy i depresji, lecz nie zdążyła. Zamek, w którym mieszkał mag został najechany przez hrabiego z pobliskiej posiadłości. Hrabia był dobrym i prawym władcą, a praktyki maga od dawna niepokoiły mieszkańców okolicznych terenów. Anielicę uwolniono, a przy okazji okazało się, że mag więził więcej osób, lecz nigdy nie pozwolił by jego niewolnicy się spotykali. Przerażona niebianka po tym jak otwarły się drzwi jej lochu zamiast dać sobie pomóc po prostu uciekła. Zapominając o Artemisie wybiegła z zamku i rzuciła się w pogoń. Nie miała butów, była brudna i miała podarte ubranie. Na zewnątrz panowała późna jesień. Drzewa były nagie, a ziemia zimna. Biegła wiele, wiele godzin. Nastała noc. Dziewczyna wspięła się na drzewo i tam przeczekała aż do brzasku, a potem ruszyła dalej. Kolejną noc spędziła tak samo. Błąkała się 3 dni, bez jedzenia i bez ciepłych ubrań. Straciła już nadzieję na jakąkolwiek pomoc. Była skrajnie wyziębiona i odwodniona. Zwinęła się w kłębek pod jednym z drzew, wiedząc, że kiedy zaśnie już nigdy się nie obudzi. I zasnęła...
Obudziła się w ciepłym łóżku, a w palenisku trzaskał ogień. W okół panował półmrok. Kiedy otwarła oczy dotarło do niej, że nie umarła. Usiadła na łożu i rozejrzała się dookoła. Nie była w budynku, tylko w jakiejś grocie, która przypominała pokój i to bardzo przytulny pokój. Na ścianach wisiały dywany i arrasy, w skale wykuto półki na których postawiono książki. Palenisko wykute w kamieniu musiało mieć komin, który wychodził na zewnątrz. Przez dłuższą chwilę siedziała i zastanawiała się co robić. Dopiero, kiedy usłyszała chrząknięcie dotarło do niej, że nie jest sama. Przeraziła się. W kącie, w fotelu siedział wysoki stary elf o długich, siwych włosach. Przedstawił się jej imieniem Zora.
Zora okazał się zupełnie niezwyczajny. Nie był prawdziwym elfem - był smokiem. Miejsce w którym się znalazła było jego grotą, grotą posiadającą wiele tuneli i pomieszczeń. Mniejszych, w których przebywał w postaci elfa i większych, gdzie mógł przybierać postać białego smoka. Zora szybko stał się dla Niary ojcem, przyjacielem i opiekunem. Pokochał ją, a ona pokochała jego. Naprawdę stał się dla niej troskliwym ojcem. Spokojny, opanowany i mądry uczył ją filozofii, historii i rozwijał jej umiejętności magiczne. Sam, niezwykle potężny znalazł sposób by rany na plecach anielicy zagoić na tyle by mogła żyć bez Artemisu. Mijały lata, a niebianka czuła się co raz lepiej, opieka smoka uratowała jej życie, dosłownie i w przenośni. W końcu odżyła na tyle by opuścić smoczą pieczarę i odnaleźć swoje miejsce w świecie.
Udała się do Menaos, stamtąd do Valladonu, a potem do Thenderionu. Po pewnym czasie podupadła na zdrowiu, szybko okazało się, że zaklęcie rzucone na nią przez Zorę przestaje działać, rany na jej plecach zaczęły się otwierać, a ona sama powoli umiera. Ruszyła w podróż by znaleźć artefakt, który zostawiła w twierdzy czarodzieja. W swojej podróży napotkała na drodze Meridiona – przemienionego w demona mężczyznę, Tigrę – niesforną kotołaczkę i Kyrie – skromną i spokojną anielicę. Razem ze swoimi towarzyszami ruszyła w stronę Menaos, a dalej do Wodospadów Snów, gdzie mieszkał Zora. Wróciła do niego, po pomoc, lecz okazało się, że zaklęcie, które wcześniej rzucił nie działa powtórnie. Smok dał przyjaciołom wszystko, czego potrzebowali i wyprawił ich w podróż na północ, do miejsca, gdzie został magiczny przedmiot stworzony przez maga. Tylko on mógł uratować anielicę.
Wyruszyli w długa, pełną niewygód i przygód podróż. Po drodze Niara napotkała przed sobą mężczyznę, człowieka, obrońce. Jej obrońce. Nie wiedziała kto, nie wiedziała jak, ale mężczyzna ten miał strzec właśnie jej. Zaprzyjaźnili się, a anielica w pewnym momencie się nim zauroczyła, niestety bez wzajemności. Na szczęście to uczucie szybko minęło. W końcu udało im się odnaleźć artefakt i uratować życie Niary. Drużyna rozpierzchła się po świecie. Niebianka wróciła do Zory, a potem wybudowała dom w lesie, w którym zamieszkała. Żeby nie czuć się samotna adoptowała psa. Pięknego, dużego psiaka o żółtej sierści. Każdego ranka budził ją i towarzyszył we wszystkich czynnościach. Życie toczyło się powoli i spokojnie.
Zupełny przypadek sprawił, że jej życie znów wywróciło się do góry nogami. Do jej domu zawitał gość. Młoda kobieta i przemiłej aparycji. Anielica wpuściła ją do dom oferując schronienie. Szybko okazało się, że to był wielki błąd. Dziewczyna okazała się być wampirem i nim jasnowłosa się spostrzegła jej kły zatopione były w szyi chmurnookiej. Niara wiedziała, że umiera. Wiedziała, że jej czas się skończył i czuła się pogodzona ze śmiercią. Zamknęła oczy i tak jak wtedy, w twierdzy maga była pewna, że już się nie ocknie.
Ale ocknęła się. Ocknęła się w Marmurowym Mieście, we własnym domu, a przy jej łóżku siedziała Seralia. Jej winy zostały odkupione poprzez cierpienie. Dzięki temu wszystkiemu co zrobiła, dzięki pomocy każdej istocie w potrzebie, poprzez ból i poświęcenie odpokutowała swoje winy i znów stała się pełnoprawnym aniołem. Odzyskała skrzydła, odzyskała możliwość wstępu do Niebios, odzyskała życie.