Tristan an Anlagorth urodził się w Astron - Oris. Jest pierworodnym synem kniazia Ulfgara an Anlagorth. Całe swoje dzieciństwo spędził na dworze swojego ojca ucząc się wszelkich sztuk potrzebnej do jego przyszłej pracy. W późniejszym okresie zajął się sprawami dworu swojego ojca. Wkrótce jednak zauważono jego wielki potencjał do spraw prawa i administracji. Dzięki temu, bardzo szybko został zauważony przez przedstawicieli dworu arcyksiążęcego. Potem jego kariera potoczyła się błyskawicznie. Jedynym jego problemem był ciągły brak żony. Co bardzo martwiło jego ojca. Mimo nacisków z jego strony, Tristan usilnie bronił swoich racji. Jednak tak naprawdę nie był w stanie racjonalnie uargumentować ojcu swojej decyzji. <br><br>Pięć lat temu bowiem, na dworze arcyksięcia pojawiła się cudzoziemka, w której Tristan zakochał się bez pamięci. Nigdy jednak nie wyznał jej swoich uczuć. Młody wtedy Tristan chciał poprosić ją o rękę, ubiegł go w tym jednak przyjaciel arcyksięcia. Wtedy to załamany, poświęcił się swojej pracy. Wkrótce potem, za swoje zasługi został kasztelanem arcyksięcia. Kolejne lata Tristan w ciszy i znoju pracował jako nadworny kasztelan nie skarżąc się na nic zakopał się w swoich pergaminach, księgach, rozliczeniach i spisach. Nikt za bardzo nie zwracał uwagi na kasztelana. Czasem, jeśli ktoś w ogóle sobie o nim przypomniał był tematem do żartów. Nosił bowiem długa grzywkę, która wszystkim wydawała się zabawna i słynął z tego, że jest roztrzepany. Nie raz ponoć widziano go z woskiem na twarzy czy z atramentem na rękach. Kpiono, że któregoś dnia przez swoją nieuwagę przewróci świece i puści z dymem całą arcyksiążęcą kancelarię. W żartach było sporo prawdy, Tristan bywał nieuważny, ale tylko w czynnościach codziennych. Nie raz przewracał misę z wodą, spadało mu jedzenie, zasypiał w swoich pergaminach, wylewał na siebie atrament. Jednak jeśli chodziło o pracę zawsze był nader uważny, nigdy nie pomylił się w rachowaniu, jego pergaminy zawsze były spisane uważnie i skrupulatnie. Innymi słowy Tristan był świetnym kasztelanem. Do czasu... <br><br>Zakochany w cudzoziemce, która wyszła za innego Tristan cierpiał okrutne katusze. Była piękna, żywiołowa, naturalna, młoda, żadna inna nie mogła się z nią równać. Tristan mógł tylko pomarzyć o tym, że któregoś dnia rozstanie się ze swoim mężem. Namiestnik był co prawda stary, brzydki i poharatany, ale za to jaką był partia, która zrezygnowałaby z namiestnika dla fajtłapowatego kasztelana... Stało się jednak coś niespodziewanego, któregoś dnia do jego pergaminów trafił właśnie ten, ten który tak chciał zobaczyć. Pergamin podpisany przez arcyksięcia, orzekający rozwód jego ukochanej z mężem (tak, w tym kraju mamy rozwody). Tristan nie mógł uwierzyć. To znaczyło, że teraz mógł ubiegać się o rękę swojej czarnowłosej piękności. I tu biedny, młody wtedy chłopak dostrzegł, że tak naprawdę nie ma pojęcia jak to zrobić. Wcześniej była żoną namiestnik, człowieka potężnego i jak się mówiło w pałacu pełnego wigoru. Jakże biedny kasztelan miał się równać z wielkim wojownikiem. Nie mógł jednak teraz odpuścić, musiał wymyślić coś co zwróciłoby uwagę jego ukochanej. <br><br>I wymyślił, jego plan był chyba najbardziej szaloną rzeczą jaka kiedykolwiek wpadła mu do głowy. Tristan postanowił wystąpić w turnieju rycerskim, w którym brali udział najlepsi wojownicy i oficjalnie zawalczyć o swoją ukochaną. Chłopak nie bardzo umiał walczyć, znał podstawy, tyle ile nauczono go jeszcze kiedy odbywał nauki ogólne. Potem, kiedy został kasztelanem nie przypinał do pasa miecza nawet jako ozdoby. Wiedział doskonale, że nie ma szans wygrać turnieju, miał tylko cichą nadzieję, że kobieta którą kocha zgodzi się by o nią walczył i go zauważy. <br><br>I stało się, Tristan stanął do turnieju, mimo, że całe trybuny go wyśmiały, mimo wszelkich kpin i żartów, a jego ukochana zgodziła się by o nią walczył. Wtedy jednak mężczyzna nie myślał, że dziewczyna robi to z litości. Był szczęśliwy, że w ogóle się zgodziła, liczył się przecież z odmową. Tristan wygrał kilka początkowych walk. Jednak turniej skończył się dla niego mało szczęśliwie, bo wymiotami krwią, obitymi narządami wewnętrznymi i wielkim krwiakiem na brzuchu. Pomysł był jednak genialny, bo jego ukochana, która swoja drogą była medyczką, troskliwie się nim zaopiekowała i kiedy wyznał jej miłość przyjęła jego zaloty. Biedny chłopak nie miał jednak pojęcia, że kobieta, która kocha tak naprawdę robi to wszystko z litości i żeby nie być sama. Przyjęła jego oświadczyny, ale nigdy jego żoną nie została. Wkrótce po turnieju obraziła kilu ważnych dworzan i została skazana za to na wygnanie.<br><br>Załamany Tristan stał się nieobecny i przygnębiony. Kilka miesięcy później jego ojciec zmusił go do małżeństwa z piękną, młodziutką Anną, która pochodziła ze zubożałej szlachty. I choć dziewczyna była miła, urocza i dobra Tristan nigdy jej nie pokochał. Nie dalej jak miesiąc po ślubie mężczyzna zgłosił się do wojska i ruszył z wyprawą wojenną w góry, by stłumić powstanie buntowników z górskich wiosek. Wszyscy mówili, że to samobójstwo. Z umiejętnościami Tristana była niewielka szansa, że w ogóle wróci, ale nikt nie był mu w stanie przeszkodzić. Ci, którzy plotkowali mieli rację, Tristan chciał zginąć. Tak się jednak nie stało, zobaczył wojnę, śmierć, krew. Zobaczył morze krwi i ocean bólu, którego nie widział nigdy wcześniej. Był zawsze w pierwszym szeregu, mordował każdego przeciwnika, ale prawda była taka, że chciał zginąć. Kiedy stanął twarzą w twarz ze śmiercią nie uciekł. Miecz jednego z przeciwników zawisł nad nim, a Tristan zamiast uciekać spojrzał śmierci prosto w oczy i poczuł ulgę, że zginie.<br><br>Obudził się następnego dnia. Leżał na wozie, ciągniętym przez konie. Obok niego leżało dwóch innych mężczyzn, jeden z wyłupanym okiem, drugi obciętą nogą. Później okazało się, że któryś z wojowników rzucił się na pomoc Tristanowi i odepchną przeciwnika, ten jednak zdążył wbić miecz w ramię mężczyzny. Ostrze przeszło na wylot, Tristan stracił przytomność z bólu ale przeżył. <br><br>Kiedy wrócił do domu jego życie zmieniło się zupełnie. Okazało się, że jego żona zaszła w ciążę i powiła im ślicznego, małego, jasnowłosego synka. Sama jednak zmarła przy porodzie. W dniu kiedy się o tym dowiedział po raz pierwszy poczuł, że żałuję swojego zachowanie wobec Anny, że chciałby cofnąć czas, że chciałby chociaż spróbować ją pokochać. Czasu jednak nie dało się cofnąć. Tristan stracił żonę na zawsze. Miał jednak syna, któremu matka dała na imię Elowen. Mężczyzna musiał zaopiekować się swoim małym synkiem mimo wszystko. I tak zrobił. Przez dłuższy czas nie mógł pracować, przebito mu bowiem prawe ramię i pisanie przychodziło mu z trudem. Siedział więc w swoich komnatach i godzinami wpatrywał się w syna. Kiedy ramię nieco wydobrzało Tristan siadywał z chłopcem przy oknie w swoim fotelu i nie raz całymi popołudniami opowiadał mu historie. Mówił mu o matce, o tym co przeżył, opowiadał mu historię z życia Lirien, o arcyksięciu i jego żonie, opowiadał o wszystkim o czym chciał mówić. Synek stał się całym jego światem. Minął prawie rok nim Tristan odzyskał na tyle sprawność w ręce by wrócić do pracy. Nie mógł być już jednak kasztelanem. Jego miejsce zajął ktoś inny. Po krwawym stłumieniu powstania w górach, Tristan wiedział już czym jest wojna, teraz uznany został za wojownika, dlatego powierzono mu inne zadanie. Arcyksiążę dobrze znał Tristana z wcześniejszych lat, dlatego też powierzył mu urząd doradcy arcyksiążęcego Ministra Wojny i generała w stanie spoczynku - Lorda Georga.<br><br>Lata mijały, Elowen rósł powolutku, a ojciec przypatrywał się mu z uwagą. Zajmował się też swoją praca, robił przeglądy wojsk, trenował razem z nimi, zajął się też wszelkimi sprawami biurokratycznymi dotyczącymi armii. Życie mijało powoli, aż któregoś dnia do kancelarii arcyksięcia przyszedł list z zaproszeniem na ślub. Małżeństwo zawierał król pochodzący z dalekiej, dla Lirien, północy. Oczywistym było, że arcyksiążę nie zjawi się tam osobiście. Zamiast niego miał jechać namiestnik królestwa ze swoją rodziną i jakimś cudem Tristan. Mężczyźnie było w zasadzie obojętne, czy pojedzie czy nie. Nie martwił się długą podróżą, bo nie raz już taką przeżył, jedyne co go martwiło to sprawa syna. Rzecz jasna nie zostawił by chłopca, musiał zabrać go ze sobą i tak też się stało. Po kilku tygodniach wędrówki Tristan wraz zresztą zaproszonych gości i ich orszakiem dotarł na zamek w Rododendronii. Ślub odbył się planowo, ale goście rzecz jasna zostali na dłużej, zwłaszcza ci zaproszeni z daleka tak jak Tristan. Niestety stało się coś niespodziewanego, jeszcze przed ślubem tamtejszego króla. Okazało się bowiem, że na ów zamku znajduje się dawna ukochana mężczyzny – czarnowłosa piękność – Tantris. Tristanowi wydawało się, że już dawno wyleczył się z tej chorej, młodzieńczej miłości, jednak nie potrafił tak po prostu przejść obok kobiet obojętnie. Poszedł do jej komnat i zastał ją brudną i sponiewieraną. Plotki głosiły, że czarnowłosa była przyjaciółką przyszłej królowej, ale za swój niewyparzony język trafiła na kilka dni do lochów. Tristan wszedł do jej komnat kiedy jedna z dwórek obmywała nogi Tantris. Mężczyzna odesłał ją gestem dłoni i przyklęknął przy misie z wodą. Chwycił za mokrą tkaninę i przejechał nią po nagiej nodze dziewczyny. Dopiero wtedy podniosła głowę i zobaczyła, że nie siedzi już przy niej służąca. Mężczyzna tak bardzo się zmienił, że w pierwszej chwili Tantris go nie poznała. Nie nosił już głupkowatej grzywki, stał się dużo bardziej postawny, a włosy nosił zaczesane na tył głowy i związane czarną aksamitką lub rzemieniem. Poza tym zaczął też nosić krótką brodę i wąsy, w niczym nie przypominał już tego młodego kasztelana o włosach sklejonych woskiem i rękach brudnych od inkaustu. <br><br>Bardzo szybko okazało się, że Tristan jednak nie do końca wyleczył się z miłości do czarnowłosej, mimo to jednak nie ujawniał wprost swoich uczuć, był bardzo zdystansowany, nie chciał robić nadziei ani sobie, ani jej. Uważał, że nie powinien wdawać się z nią w romans, że byłoby to przekroczeniem granicy, której przekraczać nie chciał. Nie, jeśli ona nic do niego nie czuła. Niestety szybko wyszło na jaw, że Tantris miała w zamku kochanka, z którym na domiar złego zaszła w ciążę. Do wszystkiego przyznała się jedynie królowej i Tristanowi. Ten drugi uważał, że czarnowłosa powinna wyjść za mężczyznę, z którym jest w ciąży i wychować z nim dziecko. Jednak Tantris kategorycznie odmówiła, powiedziała wtedy, że woli wychować je sama, byle tylko nie musiała wiązać się z ojcem potomka. Tristan nie potrafił pozostać w tej sytuacji obojętny. Czarnowłosa się zmieniła, przynajmniej tak mu się wdawało, a on nie chciał zostawić jej samej z dzieckiem. Zaproponował więc jej układ. Najpierw udawany romans, a potem małżeństwo, a wszystko na tyle szybko, by wszyscy sądzili, że dziecko jest jego. Miał jednak swoje warunki. Tantris po ślubie miała być mu wierna, w przeciwnym razie mężczyzna zagroził, że odbierze jej i Elowena i dziecko, które miało się narodzić i wyjedzie, zostawiając ją samą bez środków do życia i bez dzieci. Po drugie miała przekonać do siebie Elowena i stać się jego matką, po trzecie mężczyzna zażądał by w przyszłości miała z nim jeszcze jedno dziecko. Tris przystała na te warunki, wkrótce potem zamek huczał od plotek na temat romansu jej i Tristana, a kiedy przeszedł czas rozhulały się też plotki o ciąży dziewczyny. Ślub odbył się po cichu, za zgodą króla i jego małżonki. A jako, że Tantris była najbliższą dla królowej osobą Tristan i jego żona otrzymali w prezencie ślubnym posiadłość Lawendowy Dwór, tak by mogli na stałe osiąść w granicach Rododendronii. Poza tym dla mężczyzny znalazła się też posada u boku lorda Edgara, ministra wojny Rododendronii. Tristan został jego doradcą i kimś w rodzaju urzędnika zajmującego się armią od strony papierkowej. To on miał rozliczenia dotyczące armii, papiery o jej liczebności, podatkach, żołdzie. Był kimś w rodzaju ministra wojny, ale zajmującego się w zasadzie tylko i aż biurokracją. Ktoś to musiał robić, a stary Edgar tego nie znosił. Z resztą mężczyźni mimo odmiennego poglądu na świat bardzo szybko się zaprzyjaźnili Edgar szczególnie przypadł do gustu Elowenowi, który był już na tyle duży by interesować się mieczami i walkami na patyki. <br><br>Czas mijał, a po kilku miesiącach od ślubu Tantris powiła malutką, czarnowłosą dziewczynkę. Niestety stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Tris, tak jak wcześniej Anna zmarła przy porodzie. Dostała krwotoku, a w pobliżu nie było żadnego czarodzieja, który mógłby ją uratować. Wykrwawiła się na śmierć. Przez te miesiące, które z sobą spędzili Tristan znów zdążył się zakochać w ciemnowłosej, a jakby tego było mało ona w nim też. Mieli stworzyć rodzinę, prawdziwą rodzinę z krwi i kości. Tristan pokochał dziecko, które miało się narodzić i nawet przez myśl mu nie przeszło, że nie był jego biologicznym ojcem. W jego głowie był pełnoprawnym rodzicem. Wszystko zmieniło się po śmierci Tantris. Mężczyzna nie potrafił patrzeć na nowo narodzoną dziewczynkę. Obwiniał ją o śmierć ukochanej. Nie chciał się nie zająć, ale też nie zamierzał oddać jej do sierocińca, w końcu wszyscy byli pewni, że jest jego. Powierzył jej wychowanie niani i przez wiele długich tygodni nie chciał nawet obejrzeć dziecka. W końcu jednak do rozumu przemówił mu lord Edgar. Pokłócili się wtedy srodze, bo stary krasnolud próbował wytłumaczyć Tristanowi, że Prim, jego mała córeczka nie jest niczemu winna, a on obiecał się nią zająć. Tamta kłótnia wszystko zmieniła, mężczyzna zrozumiał, że Edgar ma rację, że nie powinien zwalać winy na dziecko. Wtedy po raz pierwszy poszedł ją zobaczyć. Prim miała kilka miesięcy, jej małą główkę zdobiła aureola z czarnych loczków, a oczy odbijały się turkusem. Była kopią swojej matki, na szczęście, bo Tristan chyba nie zniósłby, gdyby dziewczynka była podobna do biologicznego ojca, którego zdążył poznać, ale oczywiście nigdy nie powiedział i nie zamierzał powiedzieć mu prawdy. <br><br>Mężczyzna powoli zaczął dochodzić do siebie po śmierci ukochanej. Pokochał Prim i zaczął zajmować się nią jak pełnoprawny ojciec. Nie zamierzał nigdy mówić jej, że nie jest jego. Obiecał sobie, że cokolwiek by się nie działo już zawsze będzie jej rodzicem. Miesiące mijały powoli, jeden za drugim. Tristanowi dobrze mieszkało się w Lawendowym Dworze i świetnie pracowało u boku Edgara. Postanowił, że zostanie w tej części Alaranii na zawsze. Nie chciał wracać już do Lirien. Listownie zawiadomił rodziców i zarządcę swojego dworu tam. Kazał spieniężyć wszystko co do niego należało, a pieniądze przesłać do Lawendowego Dworu. I tak też się stało. Minęło prawie półtorej roku od śmierci Tantris. Tristan nie myślał o ponownym ożenku, jednak lady Ais, mistrzyni dyplomacji Rododendronii zaproponowała mu by poznał dziewczynę, która mogłaby zająć się jego dziećmi, dworem i może przy okazji nim samym. Początkowo mężczyzna kategorycznie odmówił, ale po przemyśleniu sobie wszystkiego doszedł do wniosku, że dzieci potrzebują matki, a on kobiety z którą mógłby dzielić życie. Nie chciał jednak kolejnego małżeństwa z rozsądku, bez miłości, postanowił więc najpierw poznać kandydatkę. Padło na lady Meredith, dwórkę królowej. Śliczną, jasnowłosą, młodą kobietę o niezwykłym temperamencie. Początkowo ich relacja była fatalna. Ona nie zamierzała wychodzić za mąż, a on nie chciał jej do tego zmuszać. Kłócili się, darli ze sobą koty, ale jak to się mówi, kto się czubi ten się lubi. Wkrótce coś między nimi zaiskrzyło i Tristan postanowił zabrać dziewczynę do Lawendowego Dworu by poznała jego dzieci. Kobieta była niezwykle przyjazna i bardzo szybko zaskarbiła sobie uwagę Elowena i małej Prim. Wtedy zdarzył się okropny wypadek, po kłótni Meredith i Tristana ten drugi postanowił rozjaśnić swój umysł na przejażdżce konnej. Nie było go wiele godzin, w końcu nadszedł wieczór, a Tristan nie wrócił. Znaleziono go dopiero następnego dnia. Ledwo uszedł z życiem zaatakowany przez niedźwiedzia. Jego ciało nosiło znamiona okrutnej walki, a poza tym Tristan miał też oszpeconą twarz, a jego oko ledwo uszło z życiem. Zajęła się niem Meredith, a chcą by Tristan wyzdrowiał całkowicie napisała list do królowej, w którym prosiła o przyjazd i wsparcie. Królowa, jako jedna z nielicznych w Rododendronii posiadała moc leczenia i mogła całkowicie uzdrowić czarnowłosego. Kilka dni po tym jak list dotarł do twierdzy zjawiła się i zaleczyła rany mężczyzn, a wszystko dzięki Meredith. Po wypadku Tristan zaczął czuć do dziewczyny coś więcej niż tylko przyjaźń, był jej wdzięczny, podziwiał jej zaangażowanie w zabawę z dziećmi, lubił to jak troszczyła się o innych. W głębi duszy miał nadzieję, że może to z nią wreszcie stworzy rodzinę, jednak ich relacja pospała się jak domek z kart. Zaczęli się kłócić o zwykłe rzeczy, o prozaiczne czynności. Innymi słowy nie ułożyło im się. Meredith wróciła do twierdzy, a Tristan znów został sam w Lawendowym dworze. Wkrótce potem lady Ais przysłała mu kolejną kandydatkę na żonę, młodziutką Mahiri, jednak między nią a Tristanem nigdy nic nie zaiskrzyło. Ostatecznie dziewczyna została jednie nianią dla małej Prim.