Oglądasz profil – Yamilet
W tej karcie postaci zostały wprowadzone zmiany i wymagają one ponownej akceptacji
Ogólne
- Godność:
- Yamilet "Letti" de Bark
- Rasa:
- Alarianin
- Płeć:
- Kobieta
- Wiek:
- 32 lat
- Wygląda na:
- 27 lat
- Profesje:
- Złodziej, Rzemieślnik, Artysta
- Majątek:
- Zamożny
- Sława:
- Rozpoznawalny
Aura
Szok, niedowierzanie i irytacja czeka tych, co z jakiegoś powodu odczytują tę aurę. Już od pierwszych chwil czuć nieustanny szum, o ile szumem można nazwać coś, co odbiera się wszystkimi zmysłami. Doświadczone w odczytywaniu aur istoty rozpoznają to jako zakłócenia związane z licznymi przedmiotami magicznymi znajdującymi się blisko źródła aury. Na tych, których nie odstraszą wcześniej wspomniane utrudnienia, czeka zimno godne burzy śnieżnej oraz aura na pierwszy rzut oka tak potężna, że doprowadziłaby do wczesnego grobu tych, co są słabi sercem i duchem. I choć mróz pozostaje, to wcześniejsza potęga okazuje się kłamstwem, które niemal natychmiast zanika i w zamian ukazuje emanację, która zdaje się być o krok od roztrzaskania się w drobny pył. Jasność tejże jest zaskakująco słaba jak na kogoś w kwiecie wieku, tak samo połysk i blask pozostawiają wiele do życzenia w porównaniu do tego, czego się oczekiwało. Wszechobecna złota barwa jest splamiona miedzianymi i żelaznymi plamami, a wszystkie te kolory bezskutecznie próbują zachować pozory integralności emanacji, pomimo tego, iż ta praktycznie pokryta jest słabościami, które przyrównać by można do pęknięć sięgających wzdłuż i wszerz całej aury. O wiele lepiej skrywanie tych niedoskonałości wychodzi poświacie, ta bowiem prezentuje się niczym burza barwnego chaosu. Z początku może to nie mieć sensu nawet dla bardziej zaznajomionych z aurami stworzeniami, szybko jednak można dojść do wniosku, iż dzieje się tak, ponieważ sama emanacja nie ma pewności, kogo reprezentuje. Jeśli ktoś zdoła przedrzeć się przez wierzchnią warstwę, to zdoła zauważyć nikły blask topazu, ale nawet ten zdaje się drżeć, jakby w każdej chwili mógł dołączyć do reszty kolorowego szaleństwa dziejącego się dookoła. Pomimo tego wszystkiego, dookoła panuje absolutny brak dźwięków, nawet nie cisza, a po prostu absencja doznań słuchowych. Dopiero potężny zapach ludzkiego potu i łez daje coś, na czym można się skupić, i nawet miła woń ziół, aromat medycznych specyfików czy intensywne perfumy nie są w stanie ukryć tego aspektu przed odkryciem. W dotyku aura jest tylko troszkę twarda, niczym tkanina przesiąknięta już zaschniętą posoką. Pomimo tego jest ona giętka i elastyczna, ugina się bowiem z iście kobiecą gracją. Na dodatek gładka jest niczym skóra szlachcianki, a krawędzie jej są na tyle ostre, by samo przebywanie w ich pobliżu było zagrożeniem. Ci, których wcześniejsze doznania zwiodą do zasmakowania emanacji zaczną żałować swej decyzji gdy ta lekko zacznie kleić się do ich podniebienia. Kombinacja intensywnej słodkości i pikantności doprowadzi do nudności, a kwaśność godna trucizny zmotywowałaby słabszą wolę do szybszego ukrócenia kontaktu z tą aurą. Jedynym aspektem, którego nawet arcymistrzowie odczytywania aury nie zdołają znaleźć, będzie samotna iskierka ciepła, samotne przebywająca głęboko wewnątrz aury z nadzieją, iż nie zgaśnie nim ktoś zdoła tą odkryć.Połączone profile
Atrybuty
Krzepa: | raczej wytrwały |
---|---|
Zwinność: | bardzo zręczny, szybki, precyzyjny |
Percepcja: | dobry słuch |
Umysł: | bystry, ineligentny, b. silna wola |
Prezencja: | piękny, godny, charyzmatyczny |
Umiejętności
Aktorstwo | Mistrz |
---|---|
Słodziutka dziewuszka? Wredna zdzira? Puszczalska niunia? Profesor historii? Głupiutka małolata? <pstryk> Co tylko chcesz. Jak się całe życie udaje kogoś, kim się nie jest, nie potrzeba żadnej szkoły, żeby być wybitnym aktorem. Trzeba to czuć, po prostu. Kłamstwo, oszustwo, blef – nie ma problemu. Wada jest taka, że zaczyna się zapominać, kim jest się naprawdę. | |
Krawiectwo | Ekspert |
Ech... Akademia w Iruvii. | |
Pisanie i czytanie | Ekspert |
Jako dziecko chodziła do szkoły, choć jej ojciec był analfabetą. Potem w akademii musiała szybko nadrobić wszelkie braki i nauczyć się podrabiać pismo. Umie czytać płynnie i szybko, a co zaś się tyczy pisania, to trochę ćwiczeń i podrobi każdy podpis. Fajna sprawa, jak ma się brudne interesy. | |
Rysunek | Ekspert |
Dość przyjemna umiejętność. Czy przydaje się w jej obecnej pracy? Bywa różnie. Nauczono ją rysować na studiach i rysuje bardzo dobrze, tyle, że w tej chwili na nic jej rysowanie sukien na pięknych damach. | |
Haft | Biegły |
Skończyła Akademie Sztuk Pięknych na wydziale Artystycznym i kierunku kreowania mody, szycia odzieży, zdobnictwa i pierdu-pierdu to umie haftować. | |
Walka wręcz | Biegły |
Łotr, który nie umie się bić, to żaden łotr. Umie komuś sklepać ryj, oczywiście bazuje bardziej na zaskoczeniu, unikach i sprycie niż na sile fizycznej, której nie ma szczególnie dużo. Za to kopniak w jaja, w jej wykonaniu może być bardzo dotkliwy. | |
Jeździectwo | Biegły |
Siedem długich lat w akademii zrobiło swoje. Ułożone dziewczynki muszą umieć ładnie jeździć konno. To, że Yami szalała na tym koniu i wyczyniała najróżniejsze rzeczy, to już inna historia. Najważniejsze, że dobrze trzyma się w siodle i w razie czego umie spiąć konia i zwiać gdzie pieprz rośnie. | |
Przetrwanie | Biegły |
Różnie to w życiu bywało, nie? Da sobie radę, no bo niby czemu nie? Czy to w lesie, czy mieście. W razie głodu ukradnie, albo upoluje. W razie zimna wbije się do karczmy na krzywy ryj i korzystając ze swoich umiejętności wyprosi pokój za darmo. Nie ma takich warunków w których nie dałoby się przetrwać. Wiedzieliście, że w razie odwodnienia można pić własny mocz? Nie? Otóż można, jeśli zależy od tego własne życie. | |
Gorseciarstwo | Biegły |
Po co łotrzycy umiejętność szycia gorsetów... Po nic. Ale to czego nauczyła ją Akademia w Iruvii zostało w niej i już. | |
Koronkarstwo | Biegły |
Frywolitka, obszycie chusteczki, majtki ze sznurkiem w dupie – bez problemu. Dziwne do czego przydała jej się nauka w akademii. | |
Modystyka | Biegły |
Czy słowo modystka można tak odmienić? Hyh. Tak, czy siak Letti umie robić kapelusze i to wszelkiej maści. Jak myślicie, skąd Mira ma swój piękny kapelusz z piórami? Bandytka z taką umiejętnością to aż wstyd, ale co zrobić. Cholerne 7 lat studiów. | |
Sztylety i noże | Biegły |
Rzucanie opanowała raz dwa, parowanie ciosów też. No bo odkroić komuś kawałek palca to każdy głupi potrafi. Ale używa też małych nożyków do odcinania sakiewek, czy przecinania bransoletek. A to, że czasem jakiś facet poczuje stalową kosę w pachwinie to już inna historia. | |
Negocjacje | Zaawansowany |
Chodzi tutaj zarówno o negocjacje handlowe z większymi klientami, jak o zwykłe targowanie się z kupcem na bazarze. Dobra jest w te klocki, chociaż Mira jest lepsza. | |
Rachunkowość | Zaawansowany |
Jakiś osioł musi zajmować się rozliczeniami w sklepie i poza nim. Zwłaszcza poza nim. Nie ma tak łatwo, że wszystko da się załatwić na „gębę”. Pożyczasz coś od sarenek? Musisz oddać i nie myśl, że cokolwiek zaginie w odmętach umysłów. Oj nie, wszystko jest skurupulatnie zapisane i zamknięte w skrzyni na strychu. | |
Matematyka | Zaawansowany |
Coś więcej niż rachunkowość, bo i geometria i działanie na wzorach, które są zaawansowane. Właśnie dlatego Yami jest prawą ręką Miry, a nie któraś z pozostałych dziewczyn. | |
Zielarstwo | Zaawansowany |
Jak sprzedaje się nielegalne ziółka i ich mieszanki, to trzeba widzieć co, z czy, do czego. Tak w ciemno pracować z suszonym zielskiem to trochę niebezpieczne, zwłaszcza, że do dostawców należy mieć bardzo ograniczone zaufanie. | |
Ars amandi | Zaawansowany |
Sztuka miłości cielesnej nie ma dla niej tajemnic. Głównie za sprawą Avy, która trzyma w swoim pokoju stosy książek o seksie! Nie to, że zna tylko teorię, praktyki też odbyła. Co prawda nie traktuje seksu aż tak przedmiotowo jak Ava, ale przyjemności nie odmówi. No i czasem, ktoś musi zastąpić ich uwodzicielkę. | |
Etykieta | Zaawansowany |
Umie zachowywać się jak dama i wkręcić w arystokratyczne towarzystwo. Jest to zasługa aktorstwa, i kłamstwa, ale też siedmiu lat w wyższej szkole dla szlachcianek. | |
Wspinaczka | Zaawansowany |
Co to za złodziej, co nie umie wleźć po budynku i spieprzyć w siną dal. | |
Kamuflaż | Zaawansowany |
Nie to, że biega z gałęziami we włosach i ukrywa się za krzaczkiem. Po prostu umie wtopić się w tłum, czy ulotnić niezauważona. Stanie w bezruchu, znikanie w mroku to nie problem. Skrada się jak kotka, bezgłośnie i potrafi wcisnąć się pomiędzy budynki, byle tylko nikt jej nie dorwał. | |
Włamywaczka | Opanowany |
Dać jej pęk wytrychów i włamie się do domu, skrzyni, sklepu. Wielkiej kłódki nie rozbroi, ale pomniejsze zamki otworzy. | |
Jubilerstwo | Opanowany |
Biżuterii nie wyrabia, ale pozna jak ktoś wciska jej gówno, zamiast diamentu, czy złota. | |
Hodowla | Opanowany |
Kury, króliki, kaczki – Letti mieszkała na wsi i opiekowała się różnymi zwierzętami, taki już los wieśniaczki. | |
Nauki wszelakie | Opanowany |
Różne dziedziny, których musiała uczyć się w Akademii – geografia, historia, ciut fizyki, biologii i tego typu wiedza. | |
Gotowanie | Opanowany |
To chyba oczywiste. Człowiek musi jeść, więc musi gotować, przecież nie będzie żarła surowego mięsa. Kucharką nie jest, ale bez przesady, zupę ugotuję, kurczaka upiecze, ogarnie jakąś kaszę, ziemniaki, placki kukurydziane. Czasem coś przypali, czasem coś się wygotuje, ale ogółem, zwykle jest co do paszczy włożyć. | |
Gimnastyka | Opanowany |
Wymuszona przez obecny zawód. Wyginanie się, skakanie i rozciąganie ciała nie przyszło jej łatwo, ale Mira zmuszała ja do ćwiczeń i teraz Letti docenia tą umiejętność. | |
Medytacja | Podstawowy |
Słabo jej to idzie, ale ostatnio czuje, że zaczyna wariować. Natrętne myśli samobójcze nie dają jej spokoju. Postanowiła więc spróbować je wyciszyć. | |
Łuk | Podstawowy |
Eee, słabo, ale do dużego celu trafi, bo ślepa nie jest, skoro umie rzucać nożem to i z wystrzeleniem strzały sobie jakoś poradzi. Tyle, że matematyka tu trochę inna. | |
Sporządzanie trucizn | Podstawowy |
Tylko tych podstawowych rzecz jasne, jakiś tajemnych eliksirów nie wytworzy. | |
Taniec | Podstawowy |
Podobnie jak ze śpiewem. Podstawy są. Szału nie ma. | |
Śpiew | Podstawowy |
No śpiewa, jak większość ludzi. Ładnie, czysto, miała tam jakieś lekcje w Iruvii, ale żeby to było coś wybitnego to nie. |
Cechy Specjalne
Klątwa | |
Magia:
Nowicjusz | |
Przedmioty Magiczne
Runa płodności | Zaczarowany |
---|---|
Nie do końca jest to przedmiot, runa – owszem, a czy płodności? Raczej niepłodności. Letti ma tatuaż w kształcie mandali, która otacza jej pępek. Mandala jest bardzo szczegółowa i bogata, w nią wpisana jest runa, która zapobiega ciąży i wszelkim chorobom wenerycznym. Tatuażu i runy nie da się tak po prostu usunąć, można zrobić to tylko magiczne, jest to koszmarnie drogie (droższe niż wykonanie tegoż tatuażu) i niezwykle bolesne. Letti zdecydowała się na zrobienie tego znaku, ponieważ nigdy nie chce mieć dzieci. Wychodzi z założenia, że nie nadaje się na matkę, a same dzieci to upierdliwe bachory, których nie znosi. Ryczą, krzyczą, srają i taki z nich pożytek. Poza tym noszenie pasożyta w brzuchu, a potem wyplucie go na świat przyprawia ją o obrzydzenie. Sam poród porównuje do przepychania arbuza przez nos i tyle. | |
Runa lotosu | Zaczarowany |
Kolejny genialny, magiczny "wynalazek", czyli znów znak runiczny wpisany w tatuaż. Lotos w stylu mandali, wykonany czarnym tuszem, który znajduje się na wzgórku łonowym Yamilet. Jego wykonanie bolało jakby ktoś łamał jej kości. Ale było warto. Letti za wszelką cenę chciała pozbyć się wszystkich atrybutów płodności, w tym co miesięcznego krwawienia. I po to był jej ten tatuaż. Dlaczego w zasadzie Letti wpisała znaki runiczne w inne kształty? No przecież nie chciała, żeby znający pismo runiczne odczytali znaki na jej ciele. Z resztą użyto na niej specjalnej odmiany języka runicznego, by ukryć ów znaki. | |
Słońce Pustyni | Zaczarowany |
Dziwna nazwa, w zasadzie wyjęta z tyłka, ale czy to ważne? Jest to kolczyk, który nosi się w pępku. Wykonany z niebiesko-fioletowego metalu, na górze ma zwykłą kulkę, na dole duży okrąg, od którego odchodzą falujące promienie słońca. Dziwna nazwa, miejsce i nietypowa właściwość. Kolczyk jest odtrutką na większość, mało zintensyfikowanych trucizn. Odtruwa organizm noszącego uwalniając do organizmu magiczne impulsy. Działa tylko, kiedy wyczuje truciznę. Musi się „ładować”, pobiera energię magiczną ze słońca. Nie można go jednak położyć na parapecie w samo południe. By zebrał energię właścicielka musi mieć go na sobie. Na szczęście, nie potrzebuje zbyt częstego „ładowania”. | |
Księżycowa Rapsodia | Zaczarowany |
Czy naprawdę, wszystkie fikuśne przedmioty muszą mieć takie kwieciste nazwy. No na bogów... Wykonany ze złota księżyc, wysadzany opalami. Przedmiot, który pozwala spokojnie spać. Zupełnie pozbywa się koszmarów, za to może zsyłać senne marzenia. Wszystko w zależności od stanu psychicznego Letti. Księżyc znajduje się na karku dziewczyny i jest tam umieszczony na stałe. Nie da się go wyjąć. To metal wtopiony w ciało. Wygląda pięknie, działa fantastycznie, ale umieszczenie go tam było dość nieprzyjemne. |
Charakter
Oj, Yami ma charakterek. Nie jest ani dobra, ani zła. Kieruje się swoim własnym kodeksem moralności. Nie okradnie głodnego dziecka, nie skopie bezdomnego, nie zada krzywdy potrzebującym. Ale szlachcica pełnego pychy obrobi bez mrugnięcia okiem, a gwałcicielowi odetnie przyrodzenie i nawet się przy tym nie skrzywi. Nie ma nic przeciwko zamtuzom, ale jeśli jakaś burdelmama krzywdzi swoje pracownice to spuści jej taki łomot, że dwa razy zastanowi się zanim coś zrobi. Letti stara się nie krzywdzić tych dobrych, a raczej spuszczać manto, tym którzy na to zasługują. Z prawem jest raczej na bakier. Jak dotąd udało jej się uniknąć lochów, mimo to trzyma się z dala od strażników i żołnierzy.
Należy do bandy, która kradnie, pije, gra w karty, sprzedaje nielegalne specyfiki, czasem kogoś pobije, czasem się zemści, a czasem odkroi komuś zbędny kawałek ciała. Trudno byłoby w takiej sytuacji mówić o przestrzeganiu jakiegokolwiek prawa. To, że jest cholernie dobrze wykształcona nie zmienia faktu, że jest łotrzycą. Z resztą jej banda pojęcia nie ma, że Yamilet ma wykształcenie wyższe niż cała grupa razem wzięta. Ale po co ma o tym mówić? Na co złodziejkom umiejętność szycia, czy robienia koronek. Yami nie ma powodu by opowiadać o tym co naprawdę potrafi. Wystarczy, że jej kumpele widzą, że umie kraść i prowadzić brudne interesy.
Letti jest ciężkim przypadkiem. Mogłaby być kimś znacznie więcej, ale nie chce. A może chce? Czasem na pewno, ale boi się. Boi się, że na tym cholernym świecie nie ma ani jednej osoby, która by ją zrozumiała. Dlatego ukrywa się za wykreowanymi postaciami. Jakby cały czas była aktorką na scenie. I to diabelnie dobrą aktorką. Gubi się w tym kim jest. Czasem nawet nie wie jaka jest naprawdę. Nie lubi zostawać zupełnie sama, bo wtedy analizuje każdy swój ruch. W dodatku nienawidzi siebie. Zdecydowanie za dużo myśli. To co się dzieje w jej umyśle jest wyłącznie jej. Nie zwierza się ze swojego szaleństwa. Nie mówi, że płacze po nocach. Nie okazuje słabości. Jej ulubioną metodą maskowania prawdziwego ja i obrony przed bólem jest sarkazm. Czasem bardzo wyrafinowany, czasem wulgarny. Sarkazm. To słowo określa ją idealnie. Jest kpiąca, ironizuje, a na jej ustach często gości zadziorny uśmieszek. Trudno jest ją przejrzeć. Nawet „Delainy” do końca jej nie znają. Jej dziwaczne poczucie humoru sprawia, że czasem nikt nie wie czy mówi poważnie, czy robi sobie z kogoś żarty. Dzięki czemu uchodzi za twardą sztukę. Twardszą niż jest w rzeczywistości.
Jej największym marzeniem jest uwolnić się z klatki, którą sama sobie sprawiła. Znaleźć kogoś, kogokolwiek, kto zrozumie jej przeszłość i to jaka jest. Kogoś, komu będzie mogła powiedzieć całą prawdę o sobie i nie zostanie odrzucona. Zazwyczaj karci się, że to tylko durne marzenia małego dziecka, ale wewnątrz niej coś krzyczy z rozpaczy, że całe swoje życie musiała udawać.
Letti nie jest złą dziewczyną, jest zagubiona. Bardzo zagubiona i skołowana. Wyrzuty sumienia wpędziły ją w hazard i mokrą robotę. Skoro jest morderczynią, kłamie, udaje, klnie, ironizuje, to pasuje do miejsca, w którym się znalazła. Tylko, że jakaś jej część chce się stamtąd wyrwać i odlecieć gdzieś bardzo daleko, do innego życia, choć sama nie wie jakiego. Bywa, że zastanawia się, jakby to było mieć swojego księcia, ale chwilę później dochodzi do wniosku, że nie nadaje się na księżniczkę, ani nawet na żonę, a już tym bardziej na usłużną żonę, która jest tylko dodatkiem do męża. W ogóle nie nadaje się do siedzenia na tyłku i uśmiechania się.
Ma piękny i skomplikowany zawód. Zawód, który pozwalałby jej na podróże, w poszukiwaniu ozdób, tkanin, nici. Zawód dzięki któremu mogłaby rysować, projektować, tworzyć. Mogłaby być znana, mieć pieniądze, pozycję, piękny dom i szacunek. Dlaczego więc nawet nie spróbowała? Bo bo wszystkie lata nauki to było jedno, wielkie oszustwo. Czasem jest tak bardzo zmęczona użeraniem się samej ze sobą, że woli łyknąć jakiś eliksir i odpłynąć, niż męczyć się z wyrzutami sumienia. Taka jest i już. Od jakiegoś czasu już nawet nie próbuje być inna.
Wygląd
Mierzy niecałe 6 stóp (czyli jakieś 172 cm). Nie jest więc ani niska, ani specjalnie wysoka. Ot, średniego wzrostu. Trzeba przyznać, że ma wyjątkowo ładne ciało. Wąska kibić, zaokrąglone biodra, wydatne piersi i delikatne ramiona. Jej szyja jest niezwykle długa, dzięki czemu może pozwolić sobie na noszenie na niej osób przylegających do skóry. Buźkę ma lekko zaokrągloną, z mocniej zarysowanym podbródkiem. Lekkie rumieńce dodają jej uroku. Jasnozielone oczy pasują do delikatnie brzoskwiniowej cery. Długie, choć niezbyt gęste rzęsy są bardziej brązowe, niż czarne. Brwi ma cieniutkie, jasne, ledwo widoczne. Nosek drobniutki. Usta proporcjonalne do twarzy. Błyszczące i choć niezbyt pełne, to ciągle kuszące. Na policzkach można zobaczyć drobne piegi. Na jej ustach często gości zadziorny uśmiech. Nie jest on jednak zwiastunem niczego dobrego, raczej kolejnej kpiny, tudzież sarkastycznego żartu, albo ironicznego komentarza.
Najbardziej charakterystyczne są jej długie, gęste, złote włosy. To one przyciągają największą uwagę. Przykłada do ich pielęgnacji sporą wagę. Wciera w nie specyfiki, by nie wypadały i były lśniące. I uwielbia je układać w najróżniejszy sposób. Oczywiście najładniej wyglądają rozpuszczone, ale Letti częściej nosi je zaplecione w najróżniejsze warkocze. O dziwo, radzi sobie z nimi sama. Zaplecie kłosa, warkocz dobierany, „koronę” wokół głowy. Splecie drobne warkoczyki po bokach głowy. Upnie kok z wszystkich włosów, albo tylko z części. Do wyboru do koloru. Warkocze są dla niej najwygodniejsze. Nie wchodzą w twarz, nie przeszkadzają, pot nie ścieka po karku, kosmyki nie haczą się o przedmioty, ani nie wchodzą w spódnice (gacie).
Jeśli chodzi o ubiór to różnie z nim bywa. Lubi wąskie spodnie i wysokie buty, koszule, tuniki, na to zarzuci gorset kończący się pod biustem, by wyeksponować talię. Piersi ma sporych rozmiarów i lubi mieć dekolt, ale bez przesady, nie będzie wylewać bufetu jak Ava. Za to chętnie eksponuje zgrabne ramiona. Kiedy siedzi w sklepie jest ubrana bardziej kobieco. Długa suknia, w delikatnych barwach, kwiatek wpięty we włosy, delikatny uśmiech. Wtedy wygląda bardziej przyjaźnie i uroczo. Także różnie z tym jej odzieniem bywa. Lubi zarówno delikatne, jak intensywne barwy. Nie przepada z brązem i odcieniami pomarańczu. Jej ulubionymi kolorami są fiolet i turkus.
Historia
Matka, ojciec, siostra i dziadek. I to w zasadzie była cła jej rodzina. No... nie do końca. Były jeszcze ciotki, wujkowie, kuzynowie, ciociobabcie, dziadkowujkowie, bliżsi przyjaciele, dalsi przyjaciele. Przyjaciele przyjaciół. Krewni siódma woda po kisielu, bracia syna ojca kuzynki i tak dalej. Piękna, duża rodzina pełna miłości, czułości, oddania.
Gdyby ktoś postanowił uwiecznić ich na obrazie to z pewnością każdy, kto by go zobaczył poczułby w sercu radość, że ciągle istnieją takie rody. Wszystkie okoliczne wsie znały całą rodzinę de Bark. Niby tylko rzemieślnicy, a z jakim pięknym nazwiskiem! De Bark! Tyle, że to „de” to tylko drobiazg, ot pozostałość po starych, zmarłych krewnych. Ojciec robotnik budowlany. Nie, nie budowniczy, a tylko robotnik pomagający na budowach. Tania siła robocza. Matka zdecydowanie bardziej wykształcona, bo ze skończoną szkołą medyczną. Wyszła za ćpuna i pijaka, i została wioskową znachorką. Sama sobie usrała życie, a teraz nie było już odwrotu. Rodzice postawili na niej stempel „Nie waż się wracać”, a ona miała już dzieci. Wpakowała się w bagno, z którego nie było już ucieczki.
Szacowny Pan de Bark, choć robotnik umiał się wysławiać i był dość elokwentny. Miał jednak słabość – eliksiry wszelkiej maści pite w nadmiarze, palenie nielegalnych ziół w różnej formie i alkohol w każdej postaci. Trio idealne, żeby całkiem wyprać sobie mózg. Czy bił żonę i dzieci? Nie. Czy miał zmielony na wiór mózg? Tak, zdecydowanie tak. Głupie żarty, które uważał za śmieszne raniły zarówno córki, jak i żonę. Durne uwagi, wyśmiewanie, czepialstwo, każdego dnia wwiercały się w serca i umysły jego rodziny. Na początku znęcanie się miało tylko taką formę. Wiecznie odurzony z każdym dniem stawał się co raz większym wariatem. W końcu zaczęły się kłótnie i wrzaski, rzucanie garnkami i demolowanie domu. Ale nadal nikogo nie uderzył.
A gdzie w tym wszystkim siostra i matka? Cóż... Matka siedziała cicho przez większość czasu. Kiedy Yami była mała to matka czasem próbowała walczyć. Kłótnie i bałagan robiły się właśnie wtedy. Ojciec miał w nosie, matka z cały sił pragnęła by coś się zmieniło. Potem wszystko ustało. Zajmowała się pracą i domem, o tym, że po kryjomu robiła sobie uspakajające mieszanki, które brała w nocy Letti dowiedziała się, kiedy była już nastolatką. Wcześniej jakoś tego nie widziała. Ale to jeszcze nie koniec obrazka jej najbliższej rodziny. W bałaganie brakuje przecież siostry. Wrednej, puszczalskiej zołzy. Nie bardzo można określić ją inaczej. Kiedy Letti miała lat 5, Yareli (Eli, a dla Letti po prostu Zołza), miała lat 10 i już wiedziała co święci się w ich domu. Więcej jej nie było niż była, a kiedy już była to sfrustrowana i podoba do ojca. No a kto jest najlepszym workiem treningowym, by wyładować swoje frustracje, jak nie dzieciak, który nie odda, nie poskarży się, tylko zwinie w kulkę i popłacze?
Ni mniej, ni więcej wyłania się tutaj obraz wesołej rodzinki panny de Bark. A nie, zaraz, co z dziadkiem? No tak, był jeszcze dziadek. Nad nim powinno się pochylić w szczególności. Naprawdę poczciwy, miły i kochający dziadziuś. Jedyna przyjazna osoba na całym świecie. A gdzie mieszkał? No cóż... Szopa nie jest najlepszym miejscem zimą, ale lepsza szopa, niż cyrk w domu. Dziadziuś przerobił sobie szopę na chatkę, nawet zmontował jakiś tam kominek, co by nie marzł. A kiedy było ciepło i tak wolał siedzieć na pieńku za szopą, by patrzeć na las i skrobać w drewnie figurki. Z czegoś musiał żyć. Doglądał swoich kur, rzeźbił, sprzedawał jajka, a czasem wybierał się do lasu i zbierał zioła. Do szczęścia wiele mu nie było potrzeba. Ot, kawałek podłogi, dach, jedzenie i wnuczka. Jego szopeczka stała na terenie gospodarstwa de Barków. Może warto tu wspomnieć, że to piękne, szacowne nazwisko należało do jego przodków, a on przekazał je swojej córce. I tu mamy ciekawostkę, ojciec Yami nazywał się Grzybalski – nic więc dziwnego, że przejął dostojne nazwisko żony.
Ale wracając do dziadunia. Choć mieszkał tuż obok, nawet nie wchdodził do domu córki. Na początku próbował interweniować w różnych sprawach, ale w końcu zrozumiał, że nie jest w stanie nic zrobić. Absolutnie nic. Kidy urodziła się Eli chciał uchronić ją przed szaleństwem rodziców, ale ona nie wykazywała chęci odwiedzania go. Już od dziecka uważała, że jest nudnym, starym dziadem. Wolała szlajać się po wiosce z rówieśnikami, a kiedy była starsza, też po wszystkich okolicznych wioskach.
Yami była inna, wesolutka, przyjemna, choć płaczliwa, bo urażały ją drobiazgi i raniły jej serce. Bardziej podobna do dziadka niż do reszty. Ona wolała wleźć do kurnika i przytulać kurki niż bawić się z dziećmi. Rodzice średnio się nią interesowali, jeśli już to po to by strofować i wrzeszczeć. Chociaż on i tak byli mniejszym złem niż siostrzyczka. Ta to dopiero umiała się znęcać. Wydawało jej się zabawne straszenie małego dziecka na wszelkie sposoby, a potem nabijanie się. I tak gorsze było, kiedy zaczęła ją bić. Oczywiście nigdy nie tak by dało się zauważyć, ale jednak. Letti często uciekała do dziadunia, ale ojciec i siostra regularnie przychodzili, łapali za nadgarstek i dosłownie ciągnęli do domu. Wbijano jej do głowy, że dziadek jest wariatem, na szczęście inteligentna dziewczyna szybko zrozumiała, że to ona siedzi w wariatkowie, a nie dziadziuś.
Ojciec Letti był niepiśmienny, siostra też, tylko dziadek i matka byli wykształceni. Dziewczyna nie wiedziała, ale w pewnym momencie dziadek zauważył, że jest inna iż Eli i zaczął pracować ciężej niż zwykle, by odłożyć pieniądze na jej wykształcenie, poza tym namówił córkę, by czasem dokładała do tego funduszu. I tak, kiedy Yamilet była gotowa poszła do szkoły. No, szkoła to duże słowo. W ich wiosce mieszkali błogosławieni, którzy zorganizowali coś na kształt szkółki. Schodziły się tam dzieciaki z okolicznych miejscowości. Sama nauka była darmowa, ale żeby nauczyć się pisać, trzeba było mieć czym i na czym to robić. Poza tym, normalna dziesięciolatka pomagałaby już matce w pracy znachorki, a nie chodziła do jakiejś szkoły. Warto wspomnieć tutaj, że Eli zwolniona była z tego obowiązku, jako że była ulubienicą rodziców i... dziwką. Oczywiście wszyscy udawali, że jest inaczej, że przecież ich córeczka była grzeczna, piękna i przynosiła pieniądze do domu, bo zbierała kwiaty i sprzedawała je na targach. Taaaa, nikt z rodziny chyba do końca w to nie wierzył, ale oczywiście udawano, że nie ma problemu. W końcu byli tacy przykładni. Yami stosunkowo szybko zrozumiała co robi jej siostra, próbowała nawet powiedzieć matce i tu zaskoczenie, dostała w pysk tak, że przez tydzień chodziła z limem. Była to jedyna próba mówienia takich rzeczy rodzicom. I choć Letti była dobrym dzieckiem, szybko nauczyła się kłamać . No bo jakie miała wyjście? Na zewnątrz kłamała jaką ma cudowną rodzinę, w rodzince kłamała, że wszystko jest dobrze, nawet jeśli ktoś ją prześladował, albo robił krzywdę. Z czasem zaczęła kłamać nawet dziadziusiowi, bo nie miała serca opowiadać mu jak naprawdę wygląda jej życie. Po co? I tak miał już swoje lata i swoje problemy.
Jedno kłamstwo nakręcało drugie i tak bez przerwy. Letti ryczała po nocach, bo czuła, że zaczyna jej odbijać. Ile można dać sobą pomiatać? Ile można kłamać? Ile można udawać kogoś kim się nie jest? Do dziewiętnastych urodziny w jej życiu zdarzyło się tyle, co niejednej panience z dobrego domu, przez całe życie. Raz została skopana przez rówieśników. Raz dla zabawy przywiązano ją w lesie do drzewa na 3 dni. Jakoś w domu nikt nie zauważył jej nieobecności. Jeszcze parę razy matka przylała jej w twarz. Raz za to, że puściła się z kumplem z sąsiedniej wioski. Jakoś nikt nie zainteresował się tym, że była zakochana, a on puknął ją w stodole, po czym wywlókł na zewnątrz nagą, by pokazać ją kolegom. Mimo tego jeszcze parę razy zdarzyło jej się zakochać. Z wzajemnością, czy bez, kończyło się to katastrofą. Przyjaciołom była potrzebna, kiedy coś dla nich robiła, a kiedy odmawiała – lądowała w śmietniku. Zwykle w przenośni, raz dosłownie. Wesoło, co nie? Czy da się dorosnąć w takich warunkach, na normalnego człowieka? Nie. Zdecydowanie nie. No nie da się, bo niby jak? I Letti nie wyrosła na normalną dziewczynę, raczej na kogoś zupełnie porąbanego. Kogoś kto w sercu ma wulkan miłości, którą chciałaby się podzielić, ale na zewnątrz jest lekko bezczelną i nieco beznamiętną suką. Może suka to za dużo słowo. Ale jednak chyba tak... Suką. I mistrzynią aktorstwa, kłamstwa i zwodzenia.
No dobra, ale przejdźmy do tego cóż to się stało, że Yami wytrzymała dziewiętnaście lat i ani chwili dłużej. W zasadzie nie było jakiegoś konkretnego bodźca. Nikt jej nie pobił, nie zgwałcił, wszystko było takie samo jak co dzień. (A wspomniałam, że kilka miesięcy wcześniej umarł jej dziadunio? Nie? No więc umarł). Noooo... Hmmm... W porządku, nic nie było takie jak na co dzień. Otóż jej piękna siostra przyprowadziła na kolację pewnego młodziana, który oświadczył się jej i zamierzała wyjść za niego za mąż. Fantastyczna wiadomość, jakże cudowna. No i kolacja w miłej, przyjaznej atmosferze przesyconej kłamstwem. Ów młodzian nie był po prostu jakimś tam chłopkiem-roztropkiem wyjętym z koziej dupy. Oj nie. Był to ten sam szczyl, gnój, cham, skurwiel, który parę lat wcześniej wywlókł Yami ze stodoły.
Przy stole Letti uśmiechała się, gratulowała, była przemiła, tuliła siostrę i jej narzeczonego. Śmiała się. Ale coś w niej pękło. Coś czego nie dało się już zszyć, skleić, zabandażować. Kiedy chłopak wyszedł z ich domu pobiegła za nim. Miał spać u krewnych, ale Yami zaciągnęła go do stodoły, wiadomo pod jakim pretekstem. I tam, z nieskrywaną przyjemnością przebiła go widłami i zostawiła. Ze spodniami w kolanach i z wielkim drągiem na wierzchu. Kiedy tak na niego patrzyła nie mogła przestać się śmiać. Jedno było pewne, odbiło jej. Tyle, że to nie był koniec tego miłego wieczoru. Wróciła do domu i powiedziała siostrze, że rozmawiała z jej lubym (niby, że goniła go, bo zostawił w ich domu „coś tam”) i ten przekazał jej, że mają spotkać się na skraju lasu, za jej domem o północy. Już domyślacie się co się stało?
Tak. Letti czekała w lesie i kiedy zjawiła się jej siostra, rozwaliła jej łeb kamieniem. Miała dziką chęć zmasakrowania jej twarzy, ale uznała, że nie będzie paprać się w krwi. Nie wróciła już do domu, zabrała swój plecak i poszła w diabły. Nie miała żadnego planu, strategii, celu. Miała mapę! No i tyle. I tak wędrowała przez las. Ile? A czy to było ważne? Ważne, że przez pierwsze dni płakała i śmiała się na zmianę. Ulga i wyrzuty sumienia mieszały się w niej jak deszcz z morską wodą. No ale przecież ona żyła i nie zamierzała umierać, więc musiała się ogarnąć. I przyszedł taki dzień, w którym na jej drodze stanęła tragedia. Przewrócona kareta na środku traktu. Młoda dziewczyna i jej niania – obie martwe. I chłopak, woźnica, przerażony i zapłakany. Ech... Letti zrobiło się przykro, ale tylko na chwilę. Potem uznała, że trzeba posprzątać ten bałagan, pomóc chłopaczkowi i odejść w swoją stronę. No ale nie wyszło do końca tak jak miało być, wyszło lepiej.
Dziewczyna miała ze sobą dokumenty uprawniające ją do podjęcia nauki w szkole w Iruvii. Był list od jej ojca, dokumenty z jego podpisem, w których stało wyraźnie, że cała nauka jest już opłacona. Internat, jedzenie, wszelkie potrzeby, książki, miało być automatycznie finansowane przez szanownego tatusia. I miała nie skorzystać? Na wozie były kufry z ubraniami, bibelotami, biżuterią. Pod ręką miała woźnicę. Dziewczyna i jej opiekunka były martwe, nic nie mogło przywrócić im życia. Za to one mogły dać nowe życie Letti. Ktoś normalny pewnie nie zobaczyłby dla siebie szansy w tej tragedii. Tymczasem Yami namówiła chłopaka, żeby razem z nią wyniósł ciała kobiet do lasu i zakopał. A potem zawiózł ją do akademii w Iruvii udając, że nic się nie wydarzyło. Oczywiście zagroziła mu, że jeśli tego nie zrobi, ona oskarży go o wypadek, nieudolność i o to, że zamordował i niańkę i dziewuchę, a ona była wszystkiego świadkiem. Młody był głupi i przerażony, więc na wszystko się zgodził. I w ten oto sposób Letti trafiła do Akadami Iruvijskiej jako hrabianka Issabella Xsiomara von Adamaris. Prawdziwej Issabelli nikt tam nie znał. Niektórzy pytali o jej rodzinę, a wtedy Letti kłamała jak z nut. Podstawowe informację dostarczyły jej najróżniejsze dokumenty, które miała ze sobą. Było lepiej niż mogła przypuszczać. Okazało się, że tatuś zostawił Xsiomarze (cóż za okropne imię), niezłą sumkę już w Iruvii. Problem polegał jednak na tym, że w dokumentach widniało tylko, że Issabella ma studiować na Akademii Sztuk Pięknych, na wydziale artystycznym. I co to w ogóle miało znaczyć? Cóż... Letti pojęcia nie miała. Ale uznała, że sobie poradzi. Zakwaterowała się w akademiku, poznała koleżanki. Dostała plan zajęć, a w nim... Rysunek, rysunek zaawansowany, krawiectwo teoretyczne i praktyczne, gorseciarstwo, koronkarstwo, historia sztuki, historia ubioru, rachunkowość, ubiór, a rasa, materiałoznawstwo, modystyka, matematyka, handel... Wpakowała się w gówno, ale skoro już nakłamała, skoro miała dach nad głową i możliwość nauczenia się czegoś, to uznała, że warto wdepnąć głębiej, najwyżej zwieje. Najważniejsze było, że na koniec tych dziwacznych studiów miała otrzymać tytuł Mistrzyni Rzemiosł Artytycznych. No i przez najbliższe 7 lat będzie miała dach nad głową i rueny na przyjemności, jeśli wszystko dobrze rozegra.
Na początku było bardzo ciężko. Co ona niby umiała? Czytać pisać, coś nabazgrać, policzyć pieniądze, nabazgrać na kartce kawałek lasu. Ubicie i oprawienie kuraka się tu nie przydawało. Dopuszczanie królików, przerzucanie gnoju, zbieranie ziemniaków, czy kieszenie kapusty też nie. Tyle dobrze, że szybko podłapała kwiecistą mowę, sposób chodzenia i ubierania się. W towarzystwo wpasowała się dość szybko, o dziwo, była bardzo lubiana. Tyle, że pierwszy rok nadrabiała i przesiadywała w bibliotece nocami. Musiała uzupełnić wiedzę, którą jej koleżanki miały w małym palcu. Dziwne było dla niej to, że dziewczyny zaczęły jej pomagać. Nie potępiły jej, nie wyśmiały. Nauczyły ją robić frywolitki, pomagały w nauce rysunku i przy rachunkowości. Dla Yamilet nie było to normalne, początkowo była bardzo nieufna, ale dziewczyny wydawały się być wobec niej szczerze. Między czasie nauczyła się podrabiać pismo prawdziwej Issabelli i zaczęła odpisywać na listy z „domu”. Przez siedem lat absolutnie nikt jej o nic nie podejrzewał. Skończyła akademię z wyróżnieniem i wielkim kamieniem w sercu. Znalazła przyjaciół, prawdziwych, szczerych, dobrych i mądrych. A okłamywała ich przez tyle lat. Nie była hrabianką, była wariatką i morderczynią. Podszyła się pod dziewczynę, która już nie żyła. Okłamywała wszystkich, którzy jej ufali, w tym człowieka, który przez siedem lat sądził, że jego córka żyje. Czy czuła się jak gówno? Chyba nawet gorzej.
Zanim wyjechała z Iruvii załatwiła sobie wszystkie dokumenty na swoje prawdziwe nazwisko. Nie chciała być Issabellą, zresztą podrobiła akt zgonu wraz z przyczyną i wysłała go do „ojca”. Isabella zmarła w trakcie powrotu do domu, w wypadku karety gdzieś na trakcie pomiędzy Iruvią, a Demarą. Podpisy, stemple i dokument, że ciało zostało spalone z powodu podejrzenia jakieś choroby - fałszywe. Lekarz, który wszystko zatwierdził nie istniał, więc nawet jeśli „ojciec” będzie grzebał i szukał, to nic nie znajdzie. Nawet jeśli odwiedzi akademię to nic to nie da, bo Letti miała ten sam kolor włosów, ten sam kolor oczu, wzrost co Issabella, za którą się podawała. Ubierała się w jej stroje, nawet pisała jej pismem. Czy zamierzała wrócić do domu? Oczywiście, mogły potwierdzić to wszystkie przyjaciółki.
Tymczasem Letti wyjechała do Saorais. Każdy dzień oddalał ją od Iruvii, każdy dzień sprawiał co raz większy ból. Nigdy w życiu tyle nie płakała. Była zła na wszystko i wszystkich. Na siebie, na swoją rodzinę, na swoje decyzję, na to, że jest wariatką, na swoje kłamstwa, na swoje dzieciństwo. Na ojca, matkę, siostrę, dziadka, starą wioskę, wykładowców, przyjaciółki. Załamanie leczyła już w mieście. Paliła zioła, zażywała odurzające eliksiry, grała w karty. Parę razy wdała się w bójkę. Zmieniła się z miłej studentki, w zadziorną babę. Załapała się do grupy, którą dowodziła kobieta i w której były same kobiety. Złodziejki, włamywaczki, trucicielki, aktorki. Czasem trzeba było kogoś znaleźć i tyle. Czasem pociąć komuś nogę, żeby przez jakiś czas nie mógł chodzić. Podrzucić gdzieś truciznę, wrobić kogoś w kradzież. Albo samemu coś ukraść. Yamilet miała wykształcenie, a pracowała dla bandziorów. Nauczyła się posługiwać nożami, sztyletami i wszystkim co miała pod ręką. Nauczyła się bić, uciekać, wspinać, znikać w mroku. Kłamać już umiała. Tak naprawdę skończyła w tym bagnie, bo nie radziła sobie z wyrzutami sumienia. Myślała, że zagłuszy je piciem, bijatykami, myślała, że się wyżyje. Ukryła się za wrednym charakterkiem, sarkazmem, ciętym dowcipem i zadziornym uśmiechem. A w głębi duszy wrzeszczała z rozpaczy. Rozrywało ją od środka. Miała dość siebie i innych. Dość wszystkiego. Gdzieś w jej głowie powoli zaczęła kiełkować myśl, że może to już czas, żeby dać sobie spokój z życiem. Nie wiedziała jeszcze jak to zrobić, ale planowała coś mało bolesnego. Póki co, jednak szala goryczy się nie przelała...
Atłasowa sarenka, czyli „Delainy”.
Delainy to banda do której należą same kobiety. Mówią na nie „sarenki”, „atłaski” albo „delainy” (nie delaine - niestety lokalna społeczność pomyliła wymowę i tak już zostało). Dlaczego? Bo panienki prowadzą sklep o, jakże uroczej nazwie, „Atłasowa sarenka”. Oficjalnie sprzedają legalne eliksiry, mydła, kremy, perfumy, olejki, afrodyzjaki, łagodne zioła do picia i palenia. Ot takie towary luksusowe, ale nie wyroby jubilerskie. Strefa dla panów obejmuje zioła na potencję, pachnidła, pomady, wody po goleniu i inne pierdołowate rzeczy. Oczywiście sklep to tylko taka przykrywka. Jasne, że czasem znajdą się prawdziwi klienci, którzy chcą kupić drogie perfumy, ale tak naprawdę to „sarenki” sprzedają głównie „spod lady”. Trucizny, otumaniacze, nielegalne zioła, narkotyki, eliksiry, odtrutki i tym podobne. Główną ich działalnością są „zlecenia”. Różne. Kradzieże, włamania, szukanie specyfików gdzieś po łusce, czasem pobicia, czasem śledzenie, czy uwiedzenie kogoś. Od drobiazgów, po odcięcie palca u nogi.
Jest ich pięć.
Mira – szefowa, czarnowłosa kobieta przed czterdziestką. Eravallka, więc ciągle wygląda na dziesięć lat mniej. Piękna i jeśli tylko chce, bardzo ponętna. Stanowcza, ale opiekuńcza wobec swoich dziewczyn. Kieruje całą grupą i to ona trzyma wszystko w ryzach. Dzięki niej, działalność „Sarenek” jest w miarę bezpieczna i jak dotąd nikt nie przyczepił się do ich sklepiku.
Letti – czyli nasza bohaterka, jest „pierwsza po bogu”, innymi słowy jest prawą ręką Miry. Ma dużą władze jak na kogoś, kto przykleił się kilka lat temu do istniejącej już bandy. Szybko została prawą ręką szefowej, bo uczyła się w zabójczym tempie i jako jedyna znała się na rachunkowości, matematyce, historii i innych naukach. Potrafiła przewidzieć ruchy przeciwników i kłamała najlepiej ze wszystkich sarenek.
Gio – (czytamy Dżio) a właściwie Giovannia, ale komu chciałoby się używać tak długiego imienia? Alarianka. Sprytna, filigranowa, słodziutka, ruda dziewuszka. Naciągnie każdego, na wszystko. Aktorka – jak one wszystkie – potrafi udawać niewinną i uroczą dziewczynkę. Zagubioną, okradzioną, zapłakaną. Litują się nad nią i mężczyźni i kobiety. Cwana i przebiegła. Posiadaczka lekkiego, delikatnego głosu. Tyle, że kiedy wraca do bandy pije jak krasnolud i klnie jak szewc. A łeb ma twardy jak nord. Przepije nawet wprawnych ochlapusów. Oczywiście, że się upija, z tą różnicą, że jeszcze nie zdarzyło jej się paść na mordę, czy wracać do domu na czworakach. Ma 24 lata, a wygląda na 17ście.
Ava – (czytamy Ava, nie Ejwa) Alarianka. Cycki na wierzchu, dupa wypięta, usta wydęte – wypisz wymaluj Ava. Włosy ma jasne, krótkie , mniej więcej do podbródka, zaczesane na jedną stronę. Jak trzeba kogoś uwieźć to wiadomo kto idzie. Ava jest sprytna, seksowna, namiętna. Seks traktuje przedmiotowo, więc tą częścią roboty zajmuję się ona. Nie jest głupia. Świeci cyckami i wierci tyłkiem kiedy pracuje. A w domu zakłada skórzane spodnie, koszulę, wywala nogi na stół i nieustannie pali fajkę. Jej wygląd zachęca napalonych, bez względu na płeć, tyle, że całe to uwodzenie i ociekanie seksapilem to tylko dobre aktorstwo. Kiedy jest ze swoją bandą staje się naprawdę miłą i życzliwą osóbką, choć z girami na stole i fajką w paszczy.
Naomi – (wołają na nią Nao) Tarianka. Błyszcząca, czekoladowa skóra, pełne usta, delikatne oczy i burza czarnych loczków na głowie. Nao wygląda najnormalniej ze wszystkich sarenek. Jest bardzo ładna, ale mimo ciemnej skóry, nie tak wyrazista jak całą reszta. I to jest jej największy atut. Sympatyczna, miła, swojska, uśmiechnięta dziewczyna, wygadana, ale nie plotkara. Lubią ją absolutnie wszyscy. Pełna uroku, z wdzięcznym uśmiechem i radością w oczach. Urodzona złodziejka. Walkę w ręcz ma opanowaną do perfekcji. Wspina się jak wiewiórka, ucieka jak mysz i kot razem wzięci. Szybko i bezgłośnie. Nosi piękne, szerokie suknie, w których znajduje się mnóstwo schowków na drobne przedmioty, które ukradnie. Wygląda jak aniołek, charakter ma diablicy.
Towarzysz
Imię: | Bączek |
---|---|
Gatunek: | Zielisek Błonkoskrzydły |
Płeć: | Samiec |
Wiek: | 3 lat |
Jakiś handlarz przywiózł biedne zwierzątko na sprzedaż. Siedziało maleństwo w klatce, skulone, załamane, przerażone. Yami nie mogła patrzeć jak zielisek cierpi. Serce jej się krajało. Kupiła go, nawet się nie targowała, po prostu kupiła i zabrała do domu. Chciała go tylko nakarmić i wypuścić, ale on nie chciał już odejść. Nie mogła go przecież wykopać za drzwi. I tak już został. Z braku pomysłów nazwała go Bączek i chyba mu się podobało, chociaż czasem mówi do niego świr, świrusek, ciul, głupol, a on i tak się cieszy. Pocieszny zwierzaczek. Rzadko ulatnia się z "Atłasowej Sarenki". Łapie myszy, szczury i inne szkodniki, w tym lotki, które czasem znajdują jakieś luki i wlatują na strych. Czasem wyleci przez okno pokoju Letti i poszpera po okolicy za jakąś większą zdobyczą, ale w zasadzie nie musi, bo Yami i tak go dokarmia. Nie przepada za światem zewnętrznym, boi się go. Trudno mu się dziwić, po tym co przeżył. Siedzenie na parapecie, czy na pobliskich dachach wydaje się mu wystarczać. Reaguje na imię i na gwizd, ale tylko ten Yamilet. I jest jej jedynym, prawdziwym przyjacielem. Yami mówi mu wszystko, skarży się i płaczę w jego futerko. A on zawsze przy niej jest. Może tylko dzięki niemu jeszcze nie skończyła z życiem.
Posiadłość
Lokalizacja: Saorais - „Sarenka atłasowa”Kto powiedział, że grupa przestępcza zawsze musi nazywać się „Czarne kruki”, „Koye”, czy „Szare cienie”? Czemu by nie nazwać się jakoś inaczej, delikatnie. I tak, na bandytki z Saoraise wołają „Delainy”, a częściej po prostu sarenki, albo atłasówki. Ich siedzibą jest duży dom, w dzielnicy handlowej Saorais. Na dole znajduje się sklep, o uroczej nazwie „Sarenka atłasowa”, w którym dziewczyny sprzedają głównie produkty do pielęgnacji, ziołowe herbatki, miłosne eliksiry i tym podobne. Budynek ma wielką piwnicę, która z pewnością kiedyś należała do kilku sąsiednich domów, ale ktoś zamurował wejścia, tak, że teraz idzie do niej wejść tylko z budynku sklepu dziewczyn. Za sklepem, na zapleczu znajduje się kuchnia. Duży, drewniany stół stoi na środku, wokół są szafki, beczki, palenisko. Na zewnątrz, na podwórzu jest wychodek, studia, jakieś rabatki z kwiatkami, których nikt już nie pielęgnuje. Przy budynkach gospodarczych rosną wysokie malwy. Jest miejsce na ognisko, a nad nim ruszt. I jakieś inne drobne rzeczy.
Nad sklepem i kuchnią znajdują się pokoje i salon. Salon zajmuję większą część piętra. Tam banda przesiaduje najczęściej. Sofa, fotele, dywan, lustro, stół, szklane stoliki. Barek z trunkami, kryształowe kieliszki – nie oszukujmy się, sarenki biedne nie są. Na tym piętrze są jeszcze dwa pokoje. Jeden zajmuje Gio z Avą, a drugi Naomi. Kolejne piętro to awans w hierarchii. Dwa pokoje zajmuje Mira. Ma sypialnię i gabinet. Potem, duży pokój to królestwo Letti. Mniejsze pomieszczenia to schowki, zamykane na klucz i izba kąpielowa. Strych to magazyn nielegalnych substancji, dokumentów, ziół, składników alchemicznych i wszystkiego co jest niezgodne z prawem. Sarenki są cwane. Jeśli ktoś, kiedyś wpadnie im do siedziby, strych będzie ostatnim miejscem do przeszukania. W piwnicy też jest magazyn, ale w nim znajdują się głównie sklepowe zapasy i trochę mało legalnej broni.