Urodziła się w górach, mniej więcej w środkowej części Gór Dasso, w osadzie położonej w dużej wysokogórskiej dolinie. Dookoła rósł tylko dziki bór szpilkowy. Po jedzenie, na polowanie trzeba było najpierw wspinać się, a potem schodzić niżej, tam gdzie zwierząt było więcej. Nikt już nie pamiętał dlaczego właśnie tam powstała wioska, wiadomo było jednak jedno. Dawno, dawno temu przybyła tu pewna grupa elfów o charakterystycznych błękitno-srebrnych włosach. Sami siebie nazwali elfami księżycowymi, choć nie różnili się niczym innym od swoich leśnych braci, jak tylko kolorem włosów. Księżycowa Osada wzięła nazwę właśnie od pierwszych jej mieszkańców. Z czasem srebrnowłosi wymieszali się z elfami zamieszkującymi inne górskie osady, a charakterystyczny kolor ich włosów zaczął zanikać, jednak nieliczne rodziny ciągle posiadały gen odpowiedzialny za księżycowe pukle. Zdarzyło się tak, że rodzina Elisy była jedną z najstarszych zamieszkujących wioskę i u nich przetrwał ten niespotykany kolor włosów. Eli urodziła się więc z tą niezwykłą cechą, odziedziczoną bezpośrednio po swojej matce. Było ich pięcioro. Mama – Elsa, ojciec Triam, najstarsza Elisa, młodsza Anadia i jeszcze młodszy Lijam. Stanowili wspaniałą rodzinę. Triam był ojcem z prawdziwego zdarzenia. Łowcą i drwalem jednocześnie. Zimą gdy brakowało pożywienia wyruszał razem z innymi by zastawiać wnyki, a nim zwierzyna się złapała rąbał drwa, by w osadzie nie zabrakło opału. Z resztą większość mieszkańców parała się jednocześnie kilkoma zawodami. Matka Eli była łowczynią i tkaczką. W czasach głodu polowała nawet na wiewiórki, latem natomiast tkała pledy i derki, by zimą nikt nie umierał z chłodu. Tak, warunki w wiosce były trudne, ale jakoś nikt nie myślał by opuścić ją na stałe. Elfowie zakładali tu rodziny, budowali domy. Do doliny sprowadzono owce, kozy, kury, czy osły, które służyły jako zwierzęta pociągowe i świetnie radziły sobie w górach. Z czasem pojawiły się też krowy, dzięki którym urozmaicił się jadłospis mieszkańców. Wioska rozrastała się powoli, a z nią rosły kolejne pokolenia.
Eli, Ana i Li przede wszystkim szkolili się w boju. Każdy musiał umieć posługiwać się łukiem. Dziewczętom szło to lepiej, więc koniec końców Lijam dostał do ręki topór i to nim miał potrafić bronić się i pracować. Siostry natomiast były jak matka, strzelanie z łuku miały we krwi. Nauczone strzelania zaczęły naukę walki wręcz. Tutaj nie miała znaczenia płeć. Wszystkie dzieci uczyły się razem. W surowych górach każdy musiał umieć bronić się i przetrwać. Dziewczęta i chłopcy brali udział w tych samych zajęciach z walki, przetrwania, tropienia i zastawiania pułapek. Wszyscy musieli umieć przeżyć. Dzieciństwo dzieci z doliny było więc intensywne. Treningi walki i przetrwania wspólne, a potem każdy szedł uczyć się czegoś innego – zawodu. Jedni mieli zostać pasterzami inni drwalami. Kobiety parały się tkactwem, krawiectwem, łowiectwem, zielarstwem, czy medycyną. Dla każdego znalazło się miejsce. Elise szczególnie zainteresowana była ziołami i minerałami. Dzięki rodzicom i książką jakie mieli od pokoleń w rodzinie ,Eli miała okazję uczyć się o roślinach i minerałach tak dużo jak tylko chciała. Odkąd zaczęła dorastać było wiadomo, że zostanie zielarką i uzdrowicielką. Wykazywała niezwykły talent do magii życia, w lot zapamiętywała rośliny i minerały, a także umiała rysować. Miała też jeszcze jedną niezwykła cechę, potrafiła kształtować konary drzew, łodygi roślin za pomącą swojej woli, niczym driada. Chodziła po dolinie, szukała kwiatów i ziół, suszyła je, wklejała do dzienników i opisywała na nowo, tworząc sobie nowe księgi, bo stare zaczynały się już sypać. Miała pełno drewnianych pudełeczek z rożnymi kamieniami, z karteczkami i dokładnymi opisami. Fascynowało ją to. Kiedy była większa poprosiła ojca o mały kilof i wraz z bratem ruszyła w góry w poszukiwaniu kamieni szlachetnych i minerałów. Odkryła, że stukanie w skały i poszukiwania dają jej radość. Zbierała zioła i skały i to dawało jej szczęście. Szybko oddano ją na nauki do miejscowej zielarki Lissy. W wiosce było w sumie trzech zielarzy. Lissa, jej babka Abriela i córka starego kowala Trianna, która była w podobnym wieku co Eli, więc mogły uczyć się razem i tak właśnie się stało. Zwykle w takich małych osadach był jeden zielarz, ale w Księżycowej Dolinie to nie wystarczało, bo najczęściej jeden był gdzieś w górach i szukał specyfików, a drugi musiał zostać na miejscu na wypadek gdyby coś przydarzyło się któremuś z mieszkańców. Tak więc uzdrowicieli musiało być przynajmniej dwóch.
Lata mijały Trianna i Elisa zaprzyjaźniły się i stanowił nierozłączną parę. Eli była z nią tak blisko jak ze swoją siostrą, stały się dla siebie ważne i chroniły się wzajemnie. Wkrótce okazało się, że naprawdę będą rodziną, bo brat Eli – Lijam zakochał się w Triannie, a ona w nim. I tak oto Trianna została siostrą Eli. Lijam i Tri zamieszkali razem, w chacie, którą zbudowali dla nich rodzice i założyli rodzinę. Z Eli było inaczej, ona nie oglądała się za elfami z wioski, ją interesował światy, góry, niezdobyte szczyty, zioła i wszystko co z nimi związane. Kiedy była wystarczająco dobrze wyszkolona w boju ona i Anadia ruszyły w pierwszą wyprawę do miasta. To był cudowny czas, poznały tak wiele rzeczy i osób. W wiosce nie było ich prawie rok, mieszkały w tym czasie u zaprzyjaźnionego z wioską małżeństwa, które pochodziło z górskiej osady, ale obecnie mieszkało w Kryształowym Królestwie. To właśnie tam Eli odnalazła swoje prawdziwe powołanie. Odkryła, że minerały, którymi tak bardzo interesowała się całe swoje życie w cywilizacji znaczą o wiele więcej niż w jej górskiej wiosce. Tutaj, w Kryształowym Królestwie noszono drogą biżuterię z ametystami, jaspisami, cytrynami, kryształami górskimi, czy turmalinami. Wcześniej te kamienie były dla niej takimi samymi minerałami jak kamień ałunowy, który pomagał przy powstrzymywaniu krwawienia. Teraz stały się czymś jeszcze bardziej fascynującym. Mogły pomagać i zdobić jednocześnie. Elisę zafascynowała biżuteria, nie ze względu na jej wartość, ale ze względu na jej wyrób. Zapragnęła tworzyć wzory i umieszczać w nich kamienie, które sama znajdowała. Dzięki pomocy małżeństwa u których mieszkała, wraz siostrą, dostała się pod skrzydła pewnej niewielkiej pracowni złotniczej. Niestety praca tam była darmowa, więc musiała podzielić swój czas między polowania i zielarstwo, a nauki na złotnika. Początkowo zajęła się nią młoda, ale bardzo utalentowana elfka, która zajmowała się rysowaniem projektów. Eli była zachwycona, nauka szła jej jak z płatka. Szybko nauczyła się kopiować rysunki swojej nauczycielki, a wkrótce potem zaczęła sama wymyślać fantazyjne wzory. Jednak samo rysowanie było dopiero wstępem do jej wymarzonego zawodu. Kiedy już potrafiła rysować pod swoje skrzydła wziął ją sam złotnik. Wyrabianie pierścieni, naszyjników, łańcuszków było dużo, dużo trudniejsze niż rysunek, ale Elisa nie zamierzała się poddać. Po półrocznym szkoleniu wraz z siostrą wróciła do Księżycowej Doliny. Tutaj próbowała uczyć się nieco sama, ale do jej obowiązków znów doszła nauka zielarstwa i uzdrawiania. Na jakiś czas złotnictwo zeszło na dalszy plan, lecz kiedy nadeszło lato Eli znów wyruszyła do Kryształowego Królestwa, by tam kontynuować naukę. Na zimę wracała do doliny by tam pomagać w przetrwaniu ciężkiego czasu, a latem podróżowała do królestwa elfów by kontynuować naukę złotnictwa.
Czas mijał, a Eli była co raz lepsza w wykonywaniu biżuterii. Mijały miesiące, potem lata. Koniec końców Elisa stała się mistrzynią w swoim fachu. Nie robiła co prawda biżuterii dla królów, jej wyroby były zupełnie inne, bliższe naturze. Używała głównie minerałów, srebra, miedzi, czy mosiądzu a nie złota i rubinów. Dzięki temu jej biżuteria była niepowtarzalna. Za pieniądze z jej sprzedaży udało jej się wybudować małą chatkę w dolinie. Tak jak wcześniej zimę spędzała w domu, była zielarką i uzdrowicielką, w ciężkich czasach polowała razem z resztą wioski, lecz poza tym projektowała i robiła biżuterię. Na wiosnę wyruszała do miasta by sprzedać to co zrobiła zimą, latem zaś ruszała w góry by szukać nowych kamieni i minerałów, z których w zimowe wieczory, przy świecach, robiła małe cuda. I tak właśnie toczyło się jej życie, aż do teraz…