Dawno dawno temu było sobie niewielkie królestwo. Rządził nim król, którego imienia już nikt nie pamięta. Król ten miał żonę i córkę. Mimo wielu lat prób z ich związku nie zrodził się syn. Kiedy ów król był już sędziwy postanowił, że po jego śmierci na tronie zasiądzie jego córka. Specjalnie dla niej zmienił prawo, by ona i jej przyszłe dzieci (córki), jeśli nie będzie miała szczęścia i nie urodzi chłopca, mogły rządzić królestwem. Stało się tak, że przez wiele pokoleń w starym królewskim rodzie urodziło się niewielu chłopców. Kobiety niepodzielnie rządziły miastem przez lata. Aż do czasu królowej Nadii, która zmarła jako dwudziestolatka, na nieznaną dotąd chorobę, nie pozostawiając po sobie potomstwa. Nie miała rodzeństwa, a ród wygasł bezpowrotnie.
Władze nad miastem przejęła Rada Pięciorga. Czarodziejka Fiona, sprawująca pieczę nad oddziałem magów. Mistrz Dyplomacji, człowiek, Aaron Stary. Generał Wojsk Terengor z Północnego Rodu, wiekowy już Nordyjczyk, którego rodzina, wiele pokoleń wcześniej osiedliła się w Irrasil. Kapłanka – emisariuszka Valerija Łagodna z rodu Ariassell i Mentorka Strażników Gromu, czyli gryfich oddziałów królestwa. Rada Pięciorga obradowała stosunkowo krótko, postanowili, że nowego władcę wybiorą spośród siebie. Nie było innego wyjścia. Ktoś musiał zasiąść na tronie. Właściwie jednogłośnie postanowiono, że to Valerija zostanie ich królową. Kobieta nie była już najmłodsza, w dniu koronacji miała 65 lat, ale to sprawiało, że miała już w sobie pewną mądrość. Początkowo zastanawiała się, czy podoła powierzonemu jej zadaniu, jednak wkrótce okazało się, że Valerija jest doskonałą władczynią. Królestwo żyło w spokoju i dostatku, stosunki handlowe z innymi miastami układały się wręcz doskonale. Kwitł handel, miasto rozwijało się niesamowicie szybko. Z północy napływali do miasta przedstawiciele elfiej rasy. A wraz z nimi przywędrowała też charakterystyczna architektura. Zaczęto budować co raz wyższe budynki, a miasto piękniało. Był tylko jeden problem, królowa Valerija musiała bardzo szybko znaleźć męża i urodzić dzieci. Choć jako emisariuszka mając lat 65 nadal mogła mieć dzieci, to problemem okazało się znalezienie odpowiedniego partnera.
Rozesłano po królestwach zapytania o szlachciców – emisariuszy. Posłańcy ruszyli w świat by odszukać dla królowej odpowiedniego kandydata. Na szczęście znalazło się kilku kandydatów. Ostatecznie mężem królowej został kapłan - emisariusz i szlachcic z Adrionu, dzięki czemu elfie miasto stało się miastem sojuszniczym Irrasil. Królowa Valerija jako pierwszą urodziła córkę i nie było już wątpliwości, w Irrasil miał na wiele lat zapanować matriarchat.
Mijały lata, a córki pierwszej królowej pokolenie za pokoleniem obejmowały tron królestwa. Emisariusze na dobre zagościli w Irrasil i z czasem nie było już problemu ze znalezieniem kandydatów na mężów dla królowych. Ród Ariassell ponował niepodzielnie przez wiele setek lat i tak panuje do dzisiaj, choć na swojej drodze napotkał pewną przeszkodę...
Historia naszej Valeriji, imienniczki pierwszej królowej emisariuszki zaczyna się właśnie tutaj. Jej matka Alexandra III rządziła królestwem wiele lat, córkę urodziła mając lat zaledwie 35, co jak na emisariuszkę, żyjącą na ogół ponad 140 – 150 lat było dość wczesne. W miesiącu Jaskółki, dokładnie w dzień Święta Brzasku, królowa Alexandra urodziła córeczkę, piękną, rudowłosą dziewczynkę o tęczowych oczach, którą na cześć pierwszej królowej nazwała Valeriją.
Niestety Pan poskąpił Alexandrze innych potomków. Miała więc tylko małą Lerkę, jak ją nazywała. Starała się otoczyć ją opieką i wychować jak najlepiej. Nie chciała powierzać całego wychowania dziewczynki niańką, choć była królową i miała na głowie wiele obowiązków, to mimo wszystko znajdowała czas dla dziewczynki. Jednak to ojciec był dla Lerki najważniejszy. Mężczyźni w matriarchalnym państwie nie nosili tytułu króla, a jedynie Króla Małżonka i Księcia Irrasil i tak naprawdę niewiele mieli wspólnego z rządami. Wchodzili w skład Rady Pięciorga (choć była to już nazwa zwyczajowa, ponieważ rada ta miała już siedmioro członków, w tym męża królowej).
Książę Berengor, czyli ojciec Valeriji poświęcał jej wiele czasu, uczył strzelać z łuku, rzucać sztyletami, zabierał na spokojne wyprawy do lasu (oczywiście nie samotne, bo jako mężowi królowej przysługiwała mu gwardia królewska i to z nią był zmuszony się poruszać). Kładł też duży nacisk na rozwój duchowy i intelektualny małej Lery. Dziewczynka od najmłodszych lat uczęszczała na lekcje śpiewu, haftu, geografii, fizyki, matematyki, historii i tak dalej i tak dalej. Poza tym musiała zmierzyć się również z nauką magii, co na szczęście było dla niej dość łatwe, ponieważ miała wyostrzony zmysł magiczny. Tak czy inaczej Lerka była wychowywana na królową. I choć wszyscy doskonale wiedzieli, że Alexandra będzie rządzić jeszcze wiele, wiele lat, to starali się, by Vala była przygotowana na rządy w każdej chwili. Choroby Valeriji od początku były leczone, jednak nawet magia nie była w stanie pozbyć się jej skaz. Alexandra urodziła Lerkę dużo za wcześnie, podejrzewano, że właśnie dlatego dziewczynka miała problem z płucami. Jedna z medyczek powiedziała kiedyś dziewczynce i jej rodzicom, że jej płuca są zbyt małe do jej postury i dlatego tak łatwo traci oddech i boli ją w klatce piersiowej. Problemy z żołądkiem zaczęły się później. Je także próbowano wyleczyć magicznie, ale nic nie pomagało. Alexandra i jej mąż uznali w końcu, że najwyraźniej taka jest wola Pana...
Mimo, że Alexandra rządziła dobrze, w mieście panował dostatek, a w okolicznych wioskach plony były co raz większe, gdzieś w podziemiach królestwa powstał ruch ludzi, którzy chcieli obalić panującą królową. Byli to głównie mężczyźni, którzy uważali, że należy pozbyć się wreszcie matriarchatu, jaki panował w królestwie. I pewnie ruch ten umarłby śmiercią naturalną gdyby nie pewien mały szkopuł... Nazywał się Heinrich Drachen i był Ministrem Dyplomacji, zaufanym człowiekiem królowej. Nikt o tym nie wiedział, ale ten dobry, a raczej udający dobrego minister królewski najbardziej na świecie pragnął tronu. To on stał na czele Czarnego Ruchu – jak sami siebie nazywali uzurpatorzy. To on stworzył całe podziemie, które pragnęło posadzić go na tronie.
Stało się to w Miesiącu Konia, jedenastym miesiącu roku. Śnieg prószył już od kilku dni przysypując ziemię cienką warstewką białego puchu, ale mróz nie był na razie zatrważający. Królowa Alexandra zaniemogła, mimo swojego niebiańskiego pochodzenia i naturalnemu darowi regeneracji coś ją zmogło. Czuła się słabo i miała gorączkę. Magowie królewscy nie wiedzieli jak pomóc. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, że królowa mogła zostać otruta. Z dnia na dzień było co raz gorzej, ale w końcu, najstarszy czarodziej w królestwie domyślił się, że królowa mogła nie z własnej woli przyjąć jakąś truciznę. Podał jej kilka różnych antidotów na wszelakie alchemiczne trutki. Dzięki niemu królowa zaczęła zdrowieć.
Minister Dyplomacji nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, to on otruł królową i miał nadzieję, że ta umrze w ciągu kilku dni. Potem zamierzał po cichu zabić księcia Berengora i jego córkę, a samemu zasiąść na tronie. Innymi słowy czarodziej pokrzyżował mu plany. Musiał więc działać w inny sposób. Jeden ze strażników był na usługach ministra i to on sprawował w nocy straż na królową. Wślizgnął się do komnaty Alexandry i zasztyletował ją z zimną krwią. W tym samym czasie inny podkomendny Heinricha Drachena zrobił to samo z księciem. Tej chłodnej zimowej nocy do pałacu królewskiego wtargnęła cała straż Czarnego Ruchu i wybiła połowę jego mieszkańców. Jednak nikt nie mógł odnaleźć tej najważniejszej osoby, która mogła pokrzyżować plany uzurpatora – Valeriji...
Valerija zawsze starała się być idealna. Uczyła się pilnie wszystkiego czego od niej wymagano. Etykiety, historii, tańca (na tyle na ile pozwalała jej choroba), ale też strzelania z łuku, czy rzucania nożami. Uczyła się dużo, tak by być lepszą od innych. Ojciec wychował ją w przekonaniu, że musi zasłużyć na swoją pozycję, że urodzenie nie danie jej prawa do czucia się najlepszą, że sama musi osiągnąć poziom wyższy od innych. Takie życie było trudne i Lera nie miała czasu by się nudzić. Ale w długie zimowe wieczory , kiedy nie musiała się uczyć czytywała książki, fabularne, przygodowe i w te wieczory marzyła o innym życiu, o bieganiu po lesie bez gwardii, o skakaniu z wodospadów, o wspinaniu się po górach, o walce z potworami.
Oczywiście to wszystko zostawało w sferze marzeń, wiedziała bowiem, że nie dla niej jest takie życie. Jednak czasami, od czasu do czasu, wymykała się z pałacu i przechadzała pomiędzy ludźmi, po mieście. Chodziła po targowiskach, wąchała zioła i kwiaty, dotykała drewnianych figurek, cieszyła oczy tanimi błyskotkami. Lerka nie wiedziała, że te jej wyprawy są obserwowane, przez lata takich małych ucieczek była przekonana, że jest na nich sama. Ale było inaczej. Jeden ze strażników, imieniem Max zawsze jej pilnował. Był jej cieniem, a opiekę nad nią sprawował od najmłodszych lat. Jego jedynym zadaniem było utrzymanie bezpieczeństwa małej księżniczki. A ona, zafascynowana światem, lub zajęta nauką praktycznie nie zwracała na niego uwagi. Nie wiedziała, że za nią chodzi, nie wiedziała, że przez cały czas ją obserwuje. Ale może tak właśnie było lepiej, bo w chwilach, gdy wymykała się z pałacu czuła się wolna.
Tego dnia mimo choroby matki Lera wymknęła się z pałacu. Była zmęczona czuwaniem przy ukochanej mamie. Chciała odetchnąć, chciała nabrać powietrza i ogarnąć to wszystko w swojej głowie. Strach, niepewność, zmartwienie. Oczywiście nikt nie wiedział, że Vala wymknęła się z zamku, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo oczywiście jej cieniem był Max. Szczupły, wysoki, ubrany zawsze w takie barwy by stawał się niedostrzegalny. Lerka wybrała się tego dnia do swojej „tajnej” przyjaciółki. Niejakiej Arniki, zielarki, która prowadziła sklep w mieście. Została u niej aż do wieczora, zasiedziały się, miały zbyt wiele do opowiedzenia i Lerka nawet nie zauważyła kiedy zapadł zmrok.
Wiedziała, że musi wrócić do pałacu, ale bała się przechadzać uliczkami po ciemku. Arnika zaproponowała jej nocleg. Valerija miała tylko nadzieję, że nikt w pałacu nie zauważy jej nieobecności. Uciekła oknem, jak zwykle, więc wszyscy sądzili, że cały czas siedzi w swojej komnacie. Uznała, że może skorzystać z propozycji przyjaciółki...
W tym samym czasie, kiedy Valerija smacznie spała na stryszku u swojej przyjaciółki na pałac napadł Czarny Ruch. Tej nocy przelano morze krwi, nie tylko mieszkańców pałacu. Strażnicy Cieni, bo tak nazywała się gwardia królewska odbiła pałac jeszcze tej samej nocy. Nie czekano na oficjalne egzekucję, uzurpatorów wyrżnięto w pień i wywieziono poza miasto, w tym Mistrza Dyplomacji, gdyż w przypływie emocji sam przyznał się do zorganizowania zamachu. Kiedy tylko opanowano sytuację zaczęto szukać Valeriji, ale nikt jej nie widział. Uznano więc, że należy odszukać Maxa. W miasto wysłano kilka oddziałów, by go odnalazły. Późnym rankiem jeden ze strażników odnalazł Maxa, siedział przez całą noc za beczkami przy karczmie znajdującej się niedaleko domu Arniki. Max nie miał pojęcia co stało się w pałacu, przez wiele godzin pilnował swojej podopiecznej. Kiedy dowiedział się co się wydarzyło natychmiast postanowił zabrać Valeriję do pałacu. Nie pozwolił strażnikom wtargnąć do domu zielarki, sam tam poszedł i wyjaśnił z czym przychodzi. Zrobił to zaskakująco spokojnie, ale nie powiedział Lerce wszystkiego.
Zaskoczona dziewczyna udała się wraz z Maxem i strażą do zamku. Dopiero tam powiedziano jej, że jej rodzice nie żyją, że zostali zamordowani, a ona jest jedyną i prawowitą władczynią Irrasil. Lerka nie wiedziała co ze sobą zrobić. Najdrożsi jej sercu zostali zamordowani, jej przyjaciele zostali zamordowani, została sama, sama pośród trupów. Była załamana. Płakała, krzyczała, odchodziła od zmysłów, a miała na głowie całe państwo. Nie było czasu na długą żałobę. Valerija pochowała rodziców kilka dni później. W krypcie znajdującej się w podziemiach spoczęły ciała rodziców młodej królowej. Resztą pogrzebów zajęła się odpowiednia służba. W mieście zapanowała żałoba. I kiedy ludzie opłakiwali zmarłych władców, Valerija przygotowywała się do roli królowej. Tak wielu rzeczy nie wiedziała, tak wiele musiała przyswoić mimo bólu rozrywającego jej serce. Żałoba trwała miesiąc, w tym czasie Lerka nie mogła opłakiwać rodziców. Kolejny miesiąc przygotowywano ją do koronacji. I tak w Miesiącu Smoka, w Święto Życia Valerija została koronowana na prawowitą królową Irrasil. I od tego momentu byłą już królową Valeriją V Młodą z rodu Arassiell.
Problemy zaczęły się potem. Valerija zaniemogła, jej zdrowie było bardzo słabe. Miesięczna żałoba to było dla niej za mało. Potrzebowała więcej czasu, ale nikt wcześniej jej go nie dał. Na szczęście Rada Pięciorga czuwała nad miastem. Po koronacji dano Valeriji trochę spokoju. Dziewczyna popadła w melancholię. Nie miała siły wstawać z łóżka, płakała, czuła się samotna. Do zamku przyszli nowi ludzie. Nowi lordowie, nowe dwórki, ale Valerija tęskniła za tym co było. Jej przyjaciele, jej zaufane służące, wszyscy ci, których znała zniknęli z jej życia w brutalny sposób. Nie mogła się z tym pogodzić i zaczęła winić siebie za ich śmierć. Chciała być przy nich wtedy, ale jej nie było. Nie mogła znieść myśli, że ona przeżyła, a jej najbliżsi nie. Jej serce ogarnął mrok. Zaczęto przysyłać do niej medyków, ale oni nie potrafili poradzić sobie z problemem. Nawet czarodzieje rozkładali ręce. Nikt nie potrafił jej pomóc. Dopiero pewna medyczka, która przybyła z Adrionu przywiozła zioła, które wybudziły Valeriję z letargu. Poczuła się lepiej i silą rzeczy musiała zacząć wypełniać obowiązki królowej.
Było trudno. Bardzo trudno. Medyczkę z Adrionu zatrudniono na stałe w zamku. Posłańcy jeździli do Adrionu po zioła, które przywiozła dziewczyna. Valerija bez nich traciła ducha i wolę życia. Tiana, bo tak miała na imię zielarka, stała się przyjaciółką i powierniczką młodej królowej. Dużo ze sobą rozmawiały o życiu, o chorobie, o bólu, o cierpieniu, a nawet o odejściu z tego świata. Tiana nie naciskała na Valeriję, po prostu słuchała i starała się udzielać rad, jeśli potrafiła. Nie zmuszała jej do zwierzeń, po prostu siedziała przy dziewczynie, czytała jej książki, przynosiła zioła i inne leki. Początkowo cały dwór był bardzo nieufny wobec Tiany. Jej zioła sprawdziło kilku medyków i czarodziejów nim w ogóle uznano, że można je podać królowej. Prześwietlono całą przeszłość medyczki. Przesłuchano ją kilka razy niczym zbrodniarkę, ale ostatecznie dopuszczono ją do władczyni. Tiana była bardzo samotna, ona również straciła rodziców. Kiedyś była adriońską księżniczką, ale jej rodzice zachorowali bardzo ciężko. Majątek sprzedano by ratować ich życie, by stać ich było na czarodziejów i leki. Tiana została zielarką i medyczką jeszcze zanim jej rodzie zachorowali.
Próbowała im pomóc, ale nie potrafiła. Kiedy umarli trafiła pod skrzydła pewnej magini, która była na usługach dworu. Dzięki temu miała gdzie mieszkać i od kogo się uczyć. O chorobie melancholii dowiedziała się do swojej nauczycielki i zaczęła badać te chorobę. Zioła, które znalazła na dnie jaskini zbadała pod każdym kątem i zaczęła próbować ich na ludziach, którzy skarżyli się na zły nastrój. Ku jej zaskoczeniu, zaczęły pomagać. Tiana urządziła w lochach zamku hodowlę tych roślin. Musiały mieć chłodno, ciemno i wilgotno. Kobieta nie wiedziała dlaczego mimo ciemności rośliny wyrastają, ale tak się działo, po prostu. Odkryła także, że najlepiej działają kwiaty tej rośliny, które niestety kwitły tylko raz na pół roku i to jedynie przez kilka dni. Tiana starała się pomagać każdemu w potrzebie, ale kiedy dowiedziała się o żałobie królowej Irrasil postanowiła ruszyć w podróż. Dlaczego? Dlatego, że sama straciła rodziców i została sama na świecie. Postanowiła, że musi pomóc młodej królowej. Nie chciała zostawać w królestwie, chciała wrócić, ale jej podopieczna była w gorszym stanie niż się spodziewała. I tak Tiana i Valerija zostały przyjaciółkami.