Historia Villemo jest długa i zawiła… Dziewczyna wychowała się i żyła w Otchłani, wychowywana przez matkę i ojczyma. Urodzona w rodzinie szlacheckiej, uczona sztywnej etykiety, jazdy konnej, szermierki i egoistycznego zachowania, jak przystało na Nemorian, nie była szczęśliwa. Od początku wiedziała, że tam nie pasuje, nigdy nie czuła się egoistycznym demonem, okazywała swego rodzaju współczucie, co było nie do zaakceptowania przez jej matkę. Po pewnym czasie jednak natura Villemo zaczęła buntować się przeciw warunkom i życiu, jakie przyszło jej wieść. Nie wyszło jej to jednak na dobre. Matka zamknęła ją w swoim pałacu i zakazała wszystkiego, co dziewczyna lubiła robić. Odebrano jej książki, muzykę i towarzystwo dobrodusznej ludzkiej służby. Bo zaiste, Villemo najbardziej lubiła służących swojej matki, ludzi, ludzi sprowadzonych do Otchłani podstępem z ich świata. To z nimi dziewczyna lubiła rozmawiać, ich słuchać i od nich się uczyć. Villemo zrozumiała swój błąd, teraz wiedziała już, że bunt niczego nie zmieni, była za młoda, zbyt niedoświadczona, zbyt mało magii znała, by przeciwstawiać się matce. Postanowiła więc być tym, kim chciała widzieć ją jej rodzina. Wiele lat żyła tak jak jej nakazywano, przynajmniej tak wydawało się jej otoczeniu. Villemo jednak miała swój plan, potajemnie uczyła się wszystkich tych magii, których nie wolno jej było się uczyć, czytała stare księgi, rozmawiała ze służbą i pochłaniała wiadomości o świecie, do którego tak bardzo pragnęła się wydostać. I kiedy była już bliska swojego celu pojawił się On. Książę Cienia, tak go nazywali, potężny demon i mag, Nemorianin, tak jak ona. Villemo straciła głowę, zapomniała o planie swojej ucieczki i całkowicie oddała się miłości do Vespera. Jej matka, wielce dumna, że jej córka stała się narzeczoną wielkiego Księcia, nie posiadała się z radości. Wszyscy stali się jej jakby przychylniejsi, nie musiała już ukrywać się ze swoją dobroduszną naturą, każda, do tej pory, nietolerowania zachcianka, jak uleczenie służącego była teraz na porządku dziennym. Villemo zaczęła czuć się szczęśliwa we własnym życiu, nie miała jednak pojęcia, co tak naprawdę działo się za jej plecami, jaki podły plan jej matka i ojczym uknuli w swoich zepsutych umysłach. Vesper, Książę Cienia okazał się być taki jak ona, lepszy niż sądzili o nim Nemorianie, jego dusza nie została splamiona niczyja krwią, a umysł otwarty był na dobro, jakiego wiele z demonów nie znało. Villemo kochała go całym swoim jestestwem.
Tak, więc w końcu odbył się ich ślub, zostali oficjalnie złączeni ze sobą na wieczność. Długo nie trwało, a ich związek przyniósł na świat małą, czarnowłosą istotę, nazwaną imieniem Raia. Zaiste była to prześliczna mała dziewczynka, z zielonymi oczami i burzą czarnych loczków. I Villemo i Vesper nie posiadali się z radości. I nie tylko oni…
Ojczym i matka Villemo od dawna knuli swój własny plan. Zanim jeszcze mała Raia przyszła na świat, doskonale wiedzieli, co trzeba zrobić. Rzeczą jasna było, iż, związek Villemo i Vespera przyniesie wkrótce nowego, potężnego Nemorianina. On Książę Cienia, posiadający magię, o jakiej rodzina Villemo nie mogła nawet pomarzyć i ich córka, posiadając umiejętność tworzenia i niszczenia, o czym nawet nie wiedziała. Lia – matka Villemo usnuła, więc intrygę, dzięki, której jej rodzina miała stać się jeszcze bardziej bogata, niezwyciężona i potężna. Wiedziała, że mając pod swoją opieką dziecko Księcia Cienia i Villemo będzie mogła wykształcić je i kierować nim tak jak zechce, a jego magia pomoże jej w zdobyciu władzy nad innymi. Wiedziała, że odebranie dziecka Villemo nie będzie stanowiło najmniejszego problemu, gorzej sprawa miała się z Orjanem. Lia postanowiła, więc go unicestwić, po tym jak spłodzi małego potomka. Wynajęła, więc trzech dość potężnych magów do stworzenia broni, którą można by unicestwić demona. Tak właśnie powstał Nemoriański Miecz.
Pewnego dnia, kiedy Villemo siedziała przy kołysce małej Rai na dole, w salonie rozległ się krzyk rozdzierający duszę. Kobieta, co sił w nogach zbiegła do salonu by zobaczyć, co się stało. Na wielkim granatowym dywanie leżał jej mąż, a w jego pierś wbity był miecz. Villemo nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nad ciałem Vespera stał jej własny ojczym. Najwyraźniej Lia nie miała tyle odwagi by zabić zięcia. Kobieta rzuciła się na mordercę, ten jednak wyciągnął miecz z ciała księcia i rzucił się na dziewczynce, rozcinając jej najpierw bok, a później robiąc ranę na twarzy. Villemo jednak była sprytniejsza niż jej ojczym, doskonale wiedziała, że ma nad nim magiczną przewagę, używając siły woli odebrała mu miecz i niczym wprawiony w boju wojownik, jednym, wielkim zamachem odcięła mu głowę. W przypływie gniewu była wstanie zabić wszystkich, którzy w tej chwili by się do niej zbliżyli. W tym momencie do jej uszu dobiegł płacz małej Raii, oczy Villemo rozszerzyły się i wyglądały teraz niczym dwa świetliste księżyce. Jakby gnana burzowym podmuchem wiatru wbiegła na górę, do sypialni, wciąż dzierżąc w swych dłoniach miecz. Nad kołyską jej dziecka stała teraz jej matka i dziesięciu strażników. Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym oczom. „Brać ją!” Krzyknęła matka. Na szczęście Villemo była na tyle trzeźwa by nie rzucać się w wir walki z dziesięcioma mężczyznami. Uciekła z zamku, biegła co sił w nogach. Straże jej matki nadal były gdzieś niedaleko za nią. Teraz wszystko było już jasne, zachowanie matki, fakt, iż nikt nie sprzeciwiał się jej zachowaniu, jej małżeństwu… Wściekłość dodawała Villemo sił. Zdała sobie jednak sprawę, że nie uda jej się umknąć, wiedziała, że jedynym sposobem ucieczki, jest ucieczka tam… gdzie Demony nie będą jej szukać, do miejsca, z którego nie ma powrotu. Villemo nie miała wyboru, bała się i cierpiała, ale musiał to zrobić. Używszy całej swojej magii i siły woli otwarła portal w nieznane i… zniknęła z Otchłani.
Jak się okazało znalazła się w Alaranii… Świecie, o którym dotąd tylko słyszała i o którym marzyła, zanim poznała Vespera. Dzięki opowieściom jej służby łatwiej było jej się przystosować do życia tutaj. Wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu, postanowiła więc uczyć się magii, czytać i ćwiczyć, by stać się na tyle potężną, by móc wrócić i odnaleźć swoje dziecko. Cierpienie po stracie Vespera zastąpiła złość i chęć powrotu do córki. Villemo podróżowała więc po kontynencie poszukując nowych źródeł wiedzy i mocy. W końcu wiedziała, że jest już gotowa na powrót, jednak na przeszkodzie stanęła jej jeszcze jedna bariera, jak do tej pory nie znalazła sposobu na otworzenie portalu do Otchłani i tego właśnie postanowiła szukać…
Wtedy na jej drodze staną on… rycerz. Przedziwny człowiek, który jednak dawał nadzieje na to, że może z jego pomocą uda jej się otworzyć portal. Ich wspólna podróż była bardzo burzliwa. Początkowo Villemo traktowała go jak szansę. Jednak z czasem stał się dla niej bliski. Niestety okazało się, że jest lordem zakonu rycerskiego, zwalczającego takich jak ona – demony. Mimo to nie odeszła, ciągle wierząc, że dzięki rycerzowi i być może pomocy zakonu, po jego wstawiennictwie, uda jej się odnaleźć córkę. Czas mijał, a ona z każdym dniem co raz bardziej zakochiwała się w lordzie, choć nikt z zakonu tego nie akceptował. Ich związek był czystym szaleństwem. Byli swoimi przeciwieństwami, ona – demon, kobieta o mocnym, silnym charakterze, niezależna i pełna emocji. On – morderca demonów, powściągliwy, cichy, małomówny, ukrywający wszystkie uczucia. To nie mogło się udać. Jednak pozostali razem jeszcze przez długi czas.
W końcu przy pomocy magów zakonu udało się otworzyć portal do Otchłani. Villemo poszła w swoją stronę, lord i jego armia w swoją. Nemorianka była przygotowana na wszystko. Była silna, potrafiła walczyć i doskonale posługiwać się swoimi mocami. Zostawiła w zamczysku swojej matki tylko trupy. Zabiła każdego kto stanął jej na drodze. Nie oszczędziła nikogo, wliczając w to swoją matkę. Zabrała Raię i wróciła do Alarani.
Przez jakiś czas ukrywała się wraz z córką. Choć kochała swojego rycerza, nie chciała wracać pod skrzydła zakonu. Uznała, że musi zabrać Raię z dala od takich ludzi, nawet kosztem swojej miłości. Niestety zakon szybko ją odnalazł. Nie mając wyboru wróciła tam i próbowała się przystosować. To jednak nie było łatwe. Jej relacje z lordem poróżniły się. Nic już nie było tak jak dawniej. Czuła, że zakon ją dusi, tłamsi ją i jej moce, że koniec końców wykorzysta ją do swoich celów. Postanowiła uciec.
I stało się, pewnego dnia zniknęła z szeregów łowców demonów. Zaczęła się jej droga przez mękę. Zakon oczywiście szybko ruszył za nią w pościg. Wiele dni minęło nim znalazła miejsce, gdzie mogła poczuć się w miarę bezpiecznie. Malutka wioska, z dala od wielkich miast, zdawała się idealnym miejscem na odpoczynek i nabranie sił. To właśnie tam poznała młodego, przystojnego kowala imieniem Gerald. Polubili się. Był prostym, ale inteligentnym człowiekiem. Zwykłym, ale nie zwyczajnym. Myślała, że w tej małej wiosce znajdzie spokój i przyjaciół, a może nawet dom.
Myliła się jednak. Nie miała pojęcia czy na wioskę napadł zakon, czy może niedobitki sługusów jej matki przybyły z Otchłani. Miało to jednak niewielkie znaczenie. Wioska płonęła, a ona znów musiała uciekać. Tak się zdarzyło, że wraz z nią z płonącej osady uciekł też kowal. Ocalili siebie wzajemnie. Ona wyciągnęła go z płonącej karczmy, a on pomógł jej opuścić wioskę na grzbiecie swojego konia.
Przez wiele dni uciekali, choć nie mieli pojęcia, czy nadal mają przed czym. Villemo szybko przywiązała się do Geralda, ale co ważniejsze zaczęła mu ufać i powierzać opiekę nad Raią. Mijały tygodnie, a przywiązanie i zaufanie zamieniło się w miłość. Villemo i Gerald postanowili osiedlić się niedaleko Rododendronii i wspólnie wychować mała Raię. Młody kowal szybko stał się ojcem dla dziewczynki i nie obchodziło go, że mała jest demonem. Stworzyli rodzinę. Villemo zajęła się zielarstwem i uzdrowicielstwem, a Gerald zatrudnił się w jednej z rododendrońskich kuźni.
To były piękne, długie, cztery lata. Spokojne i nad wyraz sielskie. Vi chyba nigdy nie czuła się tak szczęśliwa i spokojna. Tym razem naprawdę sądziła, że jest we właściwym miejscu o właściwym czasie.
***
Tego dnia jej świat wywrócił się do góry nogami. Do domu, w którym mieszkała wraz z Geraldem przyszła wiadomość. Chłopak, który pracował w kuźni jako pomocnik przyniósł smutne wieści. Geralda zamordowano. Podobno niósł miecze do pobliskiego zakładu i ktoś go napadł. Znaleziono go martwego w uliczce. Nie miał przy sobie mieszka, a towar, który niósł ze sobą zniknął.
Villemo nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Miała złe przeczucia, nie mogła uwierzyć, że Gerald zginął dla kilku miedziaków w sakiewce. Czuła, że kryje się za tym coś więcej... Nigdy jednak nie dowiodła by napad był kierowany przez jakąś większą organizację. Po śmierci kowala nikt nie pojawił się u jej drzwi, ani zakon, ani nikt, kto mógłby przybyć z Otchłani. Jednak po śmierci jasnowłosego, Villemo nie potrafiła się pozbierać. Źle czuła się w ich domu, coraz trudniej wychowywało jej się Raię, która przeżyła śmierć swojego przybranego ojca równie mocno co Vi. Cały ich świat legł w gruzach. Nemorianka wiedziała, że musi zmienić całe swoje życie, otoczenie, że musi zmienić wszystko, by zapomnieć.
Podjęła najbardziej poważną i najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Postanowiła wrócić do Otchłani. I tak też się stało. Wróciła. Zastała swój rodzinny zamek popadający w ruinę, a posiadłość, którą odziedziczyła po Vesperze przejęła jego rodzina. Uznała, że nie może tego tak zostawić. To ona i jej córka były spadkobierczyniami tego majątku i tego miejsca. Z pomocą jednego z lordów, który był jednocześnie wujem jej zmarłego męża udało jej się odzyskać całą posiadłość. Niechciani lokatorzy okazali się podrzędnymi demonami, o znikomych umiejętnościach magicznych więc wykurzenie ich z twierdzy było łatwiejsze niż można było przypuszczać.
Wydawało się, że życie demonicy powoli ma się ku stabilizacji, lecz wydarzyło się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać, nawet sama Vi. Ciąża była ostatnią rzeczą, o której nemorianka myślała w tej chwili. Jednak stało się. Mijał czwarty miesiąc od śmierci Geralda, nie mogło być mowy o pomyłce. Początkowo Villemo trudno było to zaakceptować. Nie spodziewała się, że w ogóle jest możliwe posiadanie dziecka z człowiekiem. Myślała, że takie krzyżówki nie istnieją, że ona i Gerald nigdy nie będą mogli mieć dzieci. Gdyby tylko żył… to byłaby najcudowniejsza rzecz, jaka mogła się im przytrafić… ale jego już nie było, a ona wróciła do miejsca, gdzie sama była wychowywana i z którego zawsze chciała uciec. Miała wątpliwości, czy powinna tu zostać, lecz jednocześnie nie miała do czego wracać w Alaranii.
Gdy więc tylko było to możliwe, Villemo osiadła na zamku, który odziedziczyła po Vesperze. Posiadłość rodziny Moria kazała zrównać z ziemią, sprzedała wszystkie cenne rzeczy, a sam zamek kazała zburzyć. Pałac, który niegdyś należał do rodziny ojca Rai przebudowała i nazwała Zamkiem Cieni. Zamek Umbra, taką teraz nosił nazwę. Zgromadziła w nim służbę i zbudowała własną gwardię do ochrony jej ziem. Nie zamierzała jednak zawierać wielkich przyjaźni, wiedziała jacy są jej pobratymcy. Jedyną rodziną, z którą utrzymywała kontakt był wuj Vespera – William. Byli do siebie podobni, oboje odstawali od stereotypu przeciętnego Nemorianina, chcieli od życia czegoś więcej niż tylko władzy i potęgi. Villemo w zupełności wystarczył taki przyjaciel jak Will.
Kilka miesięcy po tym, jak na dobre zadomowiła się w zamku na świat przyszła córka jej i kowala – Astra. Tak ją nazwała – Astra, czyli gwiazda. Była silną dziewczynką, o bladej cerze i wyraźnych zielonych oczach – typowa nemorianka, chciałoby się powiedzieć. Jednak to dziecko wyróżniało się spośród innych. Astra bowiem urodziła się z blond włosami, po ojcu. I choć oczy zdradzały jej pochodzenie, tak w całej swej okazałości miała znacznie łagodniejszą urodę niż jej matka i siostra.
Lata mijały, a Villemo sama wychowywała swoje córeczki. Minęło dokładnie piętnaście lat. Raia właśnie obchodziła swoje dwudzieste trzecie urodziny, a zaraz po niej Astra kończyła piętnaście lat. Villemo patrzyła na swoje córki i nie mogła pojąć, kiedy to się stało, kiedy jej małe dziewczynki dorosły.