Oglądasz profil – Saira

W tej karcie postaci zostały wprowadzone zmiany i wymagają one ponownej akceptacji
Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Saira "Kwiat Pustyni"
Rasa:
Kotołak
Płeć:
Kobieta
Wiek:
30 lat
Wygląda na:
29 lat
Profesje:
Wędrowiec, Złodziej
Majątek:
Ubogi
Sława:
Nieznany

Aura

Subtelna barwa cyny tli się pod filigranową płachtą szafiru. Obdarowuje ciepłem każdego kto jest ją w stanie dojrzeć, a także rozbrzmiewa już silniejszymi nutami tańczących płomieni. Zapach kociego futra jest dla wielu imponująco rozkoszny i idealnie współgrą z przyjazną wonią wilgotnej ziemi. Aksamitna powłoka wydaję się być bardzo delikatna. Gnie się na każde żądanie, zależnie od kaprysu. Należy także zwrócić uwagę na jej twardsze rejony czy też ostre brzegi. Pikantny smak lepi się kusząco do podniebienia, a czasem nawet zagości słodkością.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Saira
Wiek:
34
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Saira

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
14
Rejestracja:
15 lat temu
Ostatnio aktywny:
3 lat temu
Liczba postów:
205
(0.22% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.04)
Najaktywniejszy na forum:
Szepczący Las
(Posty: 47 / 22.93% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[W gęstym lesie] Samotny jeździec.
(Posty: 22 / 10.73% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:wytrwały, wrażliwy
Zwinność:bardzo zręczny, szybki, precyzyjny
Percepcja:wyostrzony wzrok, czuły słuch, wyostrzony węch
Umysł:pojętny, ineligentny
Prezencja:piękny, szarmancki, charyzmatyczny

Umiejętności

WspinaczkaMistrz
Całe życie wspina się i skacze po drzewach. W postaci hybrydy robi to nieco słabiej, jednak jako kotka dopracowała wspinaczke do perfekcji.
Skradanie sięMistrz
Jest kotem, potrafi polować, a co za tym idzie doskonale skradać się. Jej chód jest bezszelstny, umie też przemykać w cieniu i pozostać niezauważona.
SztyletyBiegły
Potrafi posługiwać się sztyletami w walce. Umie nimi celnie rzucać, ale też walczyć przy bezpośredniej konfrontacji.
Znajomośc DziczyBiegły
Kotka doskonale orientuje się w dzikim terenie.
Opatrywanie RanBiegły
Bohaterka często raniła się o ostre krzewy w lesie, bywało też ze wdawała sie w bójki, musiała więc nauczyć się opatrywać swoje rany.
ZielarstwoOpanowany
Saira zna wiele roślin, potrafi z nich robić napary i maści. Nauczyła się tego od swojego przybranego ojca, a później od karczmarki u której mieszkała.
Czytanie i pisanieOpanowany
Przybrany ojciec nauczył ją podstaw pisania i czytania, później podszkoliła swoje umiejęności podczas swoich podróży.
GotowanieOpanowany
Umie sobie ugotować kilka potraw, tak by były dla niej smaczne gdy znajduje się w postaci hybrydy. Większość swoich umiejętności w gotowaniu zdobyła podczas pracy w karczmie.
Długi MieczPodstawowy
Kiedyś trzymała w rękach miecz, przyjaciel nauczył ją nawet podstawowych zasad posługiwania się nim.
JeździectwoPodstawowy
W postaci hybrydy potrafi wsiąć na konia i mniej więcej nad nim zapanować, nie lubi jednak tego. Zdarzało jej się też kilka razy w życiu dosiadać wielbąda i to wspomina o niebo lepiej.

Cechy Specjalne

PrzemianaRasowa
Saira bez problemu potrafi zmieniać swoją postać z hybrydy w kota lub w człowieka i na odwrót.
Widzenie w ciemnościachRasowa
Kotołaczka, jak przystało na przedstawiciela swojej rasy potrafi widzieć w ciemnościach. Doskonale orientuje się w ciemnym, nocnym lesie, ale także w mrocznych pomieszczeniach.
Mowa zwierzątRasowa
Bohaterka potrafi porozumiewać się z większością zwierząt, ale tylko kiedy znajduje się w postaci kota.

Magia: Intuicyjna

OgniaNowicjusz
Saira nie ma szczególnych zdolności do magii, nigdy się jej nie uczyła. Nie potrafi rzucać zaklęć. Zdolność do władania magią ognia pojawia się u niej najczęściej kiedy targają nią silne emocje. Zazwyczaj wtedy z jej dłoni zaczynają wypływać płomienie. Nieznosi tego '

Przedmioty Magiczne

Smoczy PierścieńLegendarny
Swoim wyglądem przypomina raczej szeroką srebrna obrączkę z wygrawerowanymi wokół niej słowami: Andherem al Mia – co w języku smoków oznacza: Strzeż się wędrowcze, pierścień ten Saira dostała od jednego ze smoków strzegących Smoczej Przełęczy, ma ją chronić przed urokami i niebezpieczeństwami, pierścień zaczyna emitować niebieskie światło, gdy w pobliżu znajdują się nieumarli, co ma ostrzegać Sairę przed niebezpieczeństwem. W obrączkę wprawione są trzy małe kamienie: rubin, szafir i szmaragd. Ozdoba przemienia się wraz z bohaterką, w postaci kotki staje się ona srebrną obróżką. Jeszcze jedną jej cecha magiczną jest to, że dzięki niej Saira przy przemianie nie traci swojego ekwipunku i przemienia się wraz z ubraniem.
KompasBaśniowy
[loteria] Pozornie przydatny, tak naprawdę zawsze pokazuje zły kierunek.
Fiolka z niebieskim płynemBaśniowy
Przedmiot ten nie ma wyrafinowanej nazwy. Ot po prostu zwykła fiolka z niebieskim płynem. Jej zawartość jest uzupełniana magicznie, innymi słowy zawsze jest pełna. A do czego służy płyn? Otóż rozjaśnia on włosy, niby nic wielkiego, a jednak. Fiolkę z płynem Saira kupiła od pewnej wiedźmy napotkanej kiedyś podczas kociej wędrówki. Płyn zmienia tylko kolor włosów w postaci ludzkiej, nie ma mocy zmieniania koloru futra w postaci hybrydy i kota, dlatego Saira w swojej zwierzęcej postaci nadal pozostaje brązowa.

Charakter

Saira jest typowym kociakiem, zwykle robi to na co akurat ma ochotę, jeśli oczywiście sytuacja jest sprzyjająca. Lubi podróżować. Nie znosi stagnacji. Bywa porywcza, zdarza się, że najpierw coś robi, potem myśli. Chyba, że chodzi o polowanie, to robi z idealną precyzją i każdy jej ruch jest wtedy przemyślany. Zarówno w kociej, jak w ludzkiej postaci uwielbia jeść ryby i pić mleko. Kiedy jest kotkiem nie pogardzi myszą, czy szczurem, umie też zapolować na ptaka, czy ukraść jaja z gniazda. Do większości innych ras jest nastawiona neutralnie. Nienawidzi jednak lisów i lisołaków. Czasem lubi wylegiwać się na dachu w słońcu, a czasem biegać, bawić się i polować. W zasadzie nawet to woli. Bieganie i wspinanie się po drzewach stanowi dla niej wspaniałą rozrywkę. 

Bywa pyskata, czasem po prostu nie potrafi się powstrzymać, nawet jeśli wie, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Mówi co myśli i niestety bywa, że sprowadza w ten sposób na siebie kłopoty. Nie lubi owijać w bawełnę.

Niestety miewa także okresy, w których zamyka się w sobie, ucieka wtedy jak najdalej od ludzi. Najczęściej do lasu, tam żyje w postaci kota i odpoczywa od ludzkich siedzib. Po wypadku w górach, mimo wrodzonej żywiołowości stara się nieco bardziej nad sobą panować, a przede wszystkim być milsza dla innych. bardziej spokojna i zrównoważona - tak było kiedyś. Unika konfliktów, woli się wycofać, niestety nie zawsze umie trzymać język za zębami.

Wygląd

OGÓLNE:
Saira ma około trzydziestu lat, nie wie jednak o tym, że przeżyła aż tyle. Kiedy została znaleziona przez druida żadne z nich nie miało pojęcia ile dziewczyna wiosen przeżyła. Kotka nie pamiętała niczego ze swojej przeszłości stąd też nie ma pojęcia ile już żyje na tym świecie. Sama twierdzi, że ma ciągle 25 lat, na tyle też wygląda i tak się czuje. Jest posiadaczką ładnego, kobiecego, aksamitnego głosu. Bez względu na to w jakiej akurat jest postaci porusza się wdzięcznie i zgrabnie.

W POSTACI HYBRYDY I CZŁOWIEKA (bez uszek i ogona):
Ma około 175 cm wzrostu, jest szczupła, z ładnym wcięciem w talii i średniej wielkości biustem oraz proporcjonalnymi biodrami. Ma stosunkowo długie i mocno umięśnione nogi. Nawet w tej postaci nosi lekko szpiczaste, choć dość krótkie paznokcie, którymi potrafi mocno podrapać. Z jej głowy wyrastają puchate, brązowe, kocie uszka, a z dołu jej pleców długi koci ogon. Jej cera jest zawsze lekko śniada, przypomina kolor bursztynu, dlatego dziewczyna wygląda zawsze jakby była opalona. Ma dość duże, zielone oczy, pełne usta i malutki, zgrabny nosek. Nosi złoty kolczyk w nosie, dokładnie w przegrodzie nosowej. Ubiera się swobodnie. Zwykle ma na sobie niezbyt długą, zwiewną spódniczkę, sięgająca kolan, lub krótszą, ze specjalnym wycięciem z tyłu dla jej kociego ogonka. Choć jeśli trzeba potrafi schować go pod długą suknią. Na górę zazwyczaj zakłada koszule, tuniki, kaftany czy bluzki, w różnych kolorach. Zdarza jej się nosić gorset, jeśli wymaga tego sytuacja, lub ma taki kaprys i akurat posiada go w ekwipunku. W chłodne dni nosi spodnie, które rzecz jasna również posiadają wycięcie na jej ogon. W ciepłe dni zakłada sandały, w chłodne, długie kozaki z cienkiej skóry sięgające kolan. Posiada też brązowy płaszcz obszyty u góry i przy kapturze futerkiem z lisa. Dlaczego z lisa? Bo mimo iż sama w połowie jest zwierzęciem lisów nie znosi. Kiedyś mia długie, proste brązowe włosy. Często spięte w koński ogon, albo zaplecione warkocz. Obecnie zmieniła fryzurę diametralnie. Drastycznie skróciła swoją gęstą, brązową czuprynę. W tej chwili jej włosy ledwo sięgają karku. Są na tyle długie by zagarnąć je za uszy, ale też na tyle krótkie by nie dało się spiąć ich w kitkę. Poza tym zaczęła nosić bujną grzywkę opadająca na jedno oko. Zmieniła także kolor brązowe pukle zniknęły bez śladu, w tej chwili Saira ma włosy w kolorze platynowego blondu. Jak to zrobiła? Otóż natrafiła w swojej wędrówce na pewną wiedźmę, która posiadała specjalny płyn do odbarwiania włosów. Saira była bardzo ciekawa jego działania i postanowiła spróbować. Najpierw włosy obcięła, a potem "przefarbowała". I jak się później okazało efekt przeskoczył jej najśmielsze oczekiwania. Ale była zadowolona z nowej fryzury. Zdawała jej się bardziej drapieżna, z pazurem, uznała, że odkupi od wiedźmy płyn i będzie rozjaśniać włosy, jak tylko zaczną odrastać.

W POSTACI KOTA:
Jest całkiem sporym, choć nie grubym kotkiem, o długim, puszystym brązowo-białym futerku. Jest bardzo sprawna i zdecydowanie nie należy do kotów, które lenią się całymi dniami. Lubi ganiać myszy i polować. Co ciekawe nie ma aż tak wielkiego awersu do wody jakby się mogło wydawać, nauczyła się nawet polować na ryby, choć tylko na płyciznach małych rzek i strumieni. Nie straszne jest jej pomoczenie sobie łapek. Ale do miłośniczek kąpieli zdecydowanie nie należy, do mycia futerka ma swój uroczo różowy języczek. Ma długie uszka z białymi pędzelkami na samych końcach, które nieco przypominają uszy rysia. Jej wibryssy są białe i długie. Poduszeczki na łapkach natomiast są dwukolorowe, na lekko różowym tle widać ciemne plamki, jedne rozchodzą się na całe poduszki, inne tylko na ich część. Ma ciemnobrązowy nosek z czarną obwódką u góry. Jej łapy są długie i silne, ma jasne bardzo ostre pazurki, którymi potrafi się bronić. Pod brzuchem jej futerko jest białe, na grzbiecie natomiast brązowe. Mieszanka tych kolorów to futerko pod brodą, sam pyszczek jest biały, tak jak białe jest jej futro w uszach. Reszta kotki jest po prostu brązowa.

Historia

Saira nigdy nie dowiedziała się skąd pochodzi. Nie miała jak i właściwie nie potrzebowała tej wiedzy. Kiedy była mała, miała może jakieś trzy, cztery lata została znaleziona na skraju pustyni Nanher przez starszego mężczyznę, zielarza i pustelnika. Co robił na skraju pustyni? Nigdy jej nie powiedział. Dziewczynka była ranna w głowę, wycieńczona, odwodniona, a jej skóra była spalona  od słońca. Miała brązowe włosy, a spomiędzy nich wystawały kocie uszy. Ubrana w podartą sukienkę, bez butów, leżała niczym martwe zwierze, na które czyhają sępy. Everet nie przepadał za towarzystwem, ale nie potrafił przejść obok takiego nieszczęścia. Wziął na ręce na wpółżywe dziecko i zaniósł je do najbliższej wioski. Jedna z mieszkanek wioski, również zielarka pomogła Everetowi opatrzyć dziewczynkę. Odkazili jej ranę na głowie, umyli, przebrali, a poparzenia na skórze posmarowali specjalną maścią. Everet chciał zostawić dziewczynkę w wiosce, ale nikt jej nie chciał. Zielarka miała ponad osiemdziesiąt lat, wiedziała, że nie da rady wychować dziewczynki. Reszta wioski odwróciła się od mężczyzny. A Everet nie wyobrażał sobie by oddać dziecko do sierocińca. Sam pochodził z takiego miejsca i doskonale wiedział jakie piekło zgotują dzieci dziewczynce z kocimi uszkami. Z resztą takie miejsca nawet dla normalnych dzieciaków były koszmarem. Co więc miał zrobić? Komu ją oddać? 

Mieszkał w górach niedaleko Efne, po stronie Szepczącego Lasu. Nie miał konia, ani wozu, jedynym jego transportem był osiołek imieniem Albert. Tak, więc cóż, zabrał dziewczynkę w góry, do swojego domku. Przez kilka dni dziecko przebudzało się tylko od czasu do czasu, Everet karmił ją wtedy i poił. Dziewczynka miała gorączkę od poparzeń słonecznych, majaczyła i nie miała pojęcia gdzie jest. Everet próbował z nią rozmawiać, ale ona po prostu zasypiała.

Przez czas, kiedy mała kotołaczka była właściwie nieprzytomna mężczyzna miał czas przemyśleć sobie wszystko i w pewien sposób jakoś przeorganizować sobie w głowie całe życie. Everet miał jakieś sześćdziesiąt lat, nie był pewien, czy dożyje czasu kiedy dziewczynka dorośnie, ale obiecał sobie, że będzie o siebie dbał, że się postara, że zrobi wszystko co w jego mocy, by ją wychować. I wtedy nadał jej imię Saira, co w języku elfów oznaczało Kwiat pustyni. I tamtego dnia Everet Greenborn został ojcem.

Kiedy Saira doszła do siebie okazało się, że nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Owszem była tylko małym dzieckiem, ale nie pamiętała rodziców, nie wiedziała gdzie wcześniej była, nie znała swojego imienia, ani nazwiska. Nie wiedziała ile ma lat i dlaczego z jej głowy wyrastają uszy. Nie wiedziała, że jest kotołakiem. Nie znała nazw przedmiotów, nie rozumiała swojego otoczenia. Była jak noworodek, którego wszystkiego trzeba nauczyć.

Dom Evereta był mały, jedno większe pomieszczenie robiło za kuchnię, jadalnie i sypialnie, mała dobudówka z jednej strony domu była drewutnią. Na jego „terenie” stała jeszcze niewielka szopa dla Alberta. I spiżarnia przylegająca do drugiej strony domu. Za chatą znajdował się natomiast mały ogródek. Dom Evereta stała na niskim piętrze góry, jeszcze w lesie, a właściwie na dużej polanie. Niedaleko płynął strumień, a pobliski szlak prowadził prosto do wioski elfów w Szepczącym Lesie i dalej przez doliny do Efne, lub przez las do Kryształowego Królestwa.

Saira początkowo była bardzo nieufna, wycofana, małomówna. Everet nie należał do osób, które gadały po próżnicy, ale z czasem zrozumiał, że to on musi nauczyć wszystkiego kotołaczkę. W jego domu było kilka książek, jeszcze z dawnych czasów. Zaczął czytać je dziewczynce, zaczął z nią rozmawiać, uczyć drobnych rzeczy. Z resztą on sam musiał się wiele nauczyć. Kupić dziewczynce ubrania, przerobić je tak, żeby jej koci ogonek nie przeszkadzał. Musiał nauczyć się ją ubierać, karmić, myć, usypiać. Nie mówiąc już o innych rzeczach. Oboje się uczyli. Mimo, że świat starego zielarza stanął na głowie wcale nie stał się nieznośny. Wręcz przeciwnie. Everet wiódł samotne, smutne życie i wydawało mu się, że tego właśnie chce, ale pojawienie się Sairy pokazało mu, że wcale tak nie jestem.

Dziewczynka rosłą i z roku na rok stawała się co raz bardziej śmiała i otwarta. Pokochała swojego ojca, a on pokochał ją. Stała się jego oczkiem w głowie. Robił wszystko by dać jej jak najwięcej, by była szczęśliwa. A Saira, nie znała nikogo lepszego, karmił ją, ubierał, przytulał na dobranoc, czytał, bawił się wyrzeźbionymi w drewnie konikami. Zabierał na wycieczki w góry. Prawdę mówiąc nie mogła wyobrazić sobie lepszego dzieciństwa. Kiedy była wystarczająco duża ojciec zaczął uczyć ją gotować, szyć, zajmować się ogrodem, zabierał do wioski, a czasem do miasta. Uczył zielarstwa, nauczył pisać i czytać. Kiedy miała trzynaście lat opowiedział jej o swojej przeszłości. O tym, że kiedyś był zupełnie kimś innym. Nauczycielem, miał żonę i marzył o rodzinie, ale los poskąpił im dzieci. Liczył na to, że zestarzeją się razem, ale jego żona zachorowała i odeszła, wtedy odciął się od świata. Zmienił się w myśliwego, zielarza, ogrodnika i pustelnika. Wybudował chatę w górach i tam postanowił zamieszkać. Polował i zbierał zioła, to co mógł sprzedawał, to co zostawało jadł i tak żył, powoli i samotnie. I wtedy też powiedział Sairze coś, czego nigdy nie zapomniała, że jest najlepszym co go w życiu spotkało, kocha ją i zawsze będzie kochać. Ona też go kochała i był jej całym światem.

Im była starsza tym szybciej się uczyła, a przemiana w kota przychodziła jej co raz łatwiej. Nie oddalała się za bardzo od domu, ale czuła w sobie budzącą się dziką naturę zwierzęcia. Zawsze wracała na noc, ale jako nastolatka potrafiła znikać na całe dnie. Ojciec nauczył ją strzelać z łuku i używać sztyletów, oprawiać zwierzynę, przetrwać w dziczy. Ale Saira nie raz przynosiła mu w pysku ubitą kuropatwę, rzecz jasna w postaci kotki. Umiała polować jako człowiek, ale jako kot też dawała sobie świetnie radę. Wspinała się po drzewach w obu postaciach, była zwinna i szybka, a im była starsza tym lepsze miała zmysły. Z każdym rokiem co raz bardziej czuła, że chce poznać świat, zobaczyć coś więcej niż wioskę u podnóża gór i Efne. W Kryształowym Królestwie była tylko raz, a chciała je zobaczyć, poznać, posmakować.

Everet nie był zadowolony, ale wiedział, że nie zatrzyma przy sobie córki na zawsze. Taka była kolej rzeczy. Z resztą on sam był co raz starszy i wiedział, że Saira musi znaleźć drogę dla siebie, swoje miejsce w życiu, odnaleźć to czego pragnie. Wiedział, że jej miejsce nie jest w domku w górach, tylko gdzieś w świecie, wśród przygód i innych ludzi. Była mądra, sprytna, umiała o siebie zadbać, obronić się i przetrwać z dala od domu. Pozwolił jej więc ruszyć przed siebie.

Pierwszą podróż odbyła do Kryształowego Królestwa, świat elfów był dla niej piękny, kolorowy i nieprzewidywalny. Zatrudniła się jako kelnerka w karczmie. Szybko się uczyła i błyskawicznie awansowała na pomocnika karczmarza. Początkowo zajmowała się dostawami, zakupami, zamówieniami. Elficka karczma nie przypominała podrzędnej mordowni, to był specyficzny, elegancki lokal. Bycie „dostawcą”, bieganie po mieście, szukanie produktów dla specjalnych gości było dla niej czymś niesamowitym, poznawała nowych ludzi, nowe kultury, zdobywała nowe doświadczenia i wiedzę.

W pierwszych miesiącach w Kryształowym Królestwie czuła się jak w raju i poznała swoją pierwszą miłość. Elfa, wysokiego, białowłosego, przystojnego elfa. Wiedziała, że nie będzie to związek na całe życie, ona była zmiennokształtną, żyła krótko i była biedna, a on był długowiecznym elfem, w dodatku szlachcicem. Ale nie specjalnie jej to przeszkadzało. Romans trwał kilka miesięcy, a potem skończył się, lecz nie gwałtownie, po prostu to co było między nimi się wypaliło. Przez ten czas Saira poznała miasto jak własną kieszeń, a i okoliczne lasy zdążyła już zwiedzić. Znalazła przyjaciół i była szczęśliwa, ale ciągnęło ją dalej w świat. Praca w, jakby nie było, dość ekskluzywnym lokalu pozwoliła jej zarobić na dalszą podróż. Kiedy stanęła w bramach miasta pomyślała o ojcu. Tęskniła za nim, ale nie była gotowa by wrócić.

Ruszyła na zachód, aż dotarła do Kryształowego Jeziora. Na jego wschodnim brzegu wznosiło się spore miasteczko, bardzo gwarne i pełne nieludzi. Elfy, zmiennokszałtni, naturianie, ludzie różnych ras, mieszały się tu języki, kultury, zapachy. Mieszkańcy byli od siebie tak bardzo odmienni. mahińczycy, eravallowie, driady, jeleniołaki, leśne i pustynne elfy, a nawet centaury. Kotołaczka czuła się tutaj jak u siebie. Mieszkańcy byli życzliwi i nikt nie bał się odmienności. Kocie uszy Sairy i jej puchaty ogon na nikim nie robiły wrażenia. Dziewczyna zaczepiła się u miejskiego myśliwego jako pomocnik. Codziennie wychodziła na łowy, doskonaliła polowanie jako humanoid, strzelała z łuku, nauczyła się zastawiać pułapki i używać kuszy, ale jeśli wiedziała, że zdobycz łatwiej jej będzie upolować w postaci kota – robiła to w postaci kota. Jej wyczulone zmysły, doskonały wzrok, słuch i węch pozwalały na niezwykle efektywne polowanie. Mulgred – jej pracodawca, doświadczony myśliwy i łowca był pełen podziwu dla swojej nowej podopiecznej. Venavar – bo tak nazywało się miasto – szybko stało się dla niej domem. Zamieszkała w małym pokoju, wynajętym od starej krawcowej. Mieszkanie na stryszku jej nie przeszkadzało. Pokój miał skośną ścianę i świetlik, dzięki czemu łatwo mogła wymykać się na dach. Krawcowa, imieniem Daciana była poczciwą kobietą. Jej mąż już nie żył, a córka mieszkała ze swoją rodziną po drugiej stronie miasta. Proponowali Dacianie przenosiny do ich domu, ale kobieta nie chciała. Mimo dojrzałego wieku prowadziła swój zakład krawiecki. Szyła głównie proste odzienie dla miejscowych, było to jednak dość specyficzne zajęcie, bo wielu z nich miało ogony, skrzydła (w Venavar mieszkało kilku fellarian), tudzież inne specyficzne cechy fizjonomii. Saira bardzo lubiła właścicielkę domu, wieczorami siadywały razem, Saira czytała jej książki, a Daciana szyła. W końcu kobieta zaproponowała kotołaczce, że też ją czegoś nauczy i ta się zgodziła. Nie była najlepsza w robótkach ręcznych, ale sprawiały jej przyjemność. Poza tym długie godziny spędzała z Dacianą, a opowieści o jej życiu były niezwykle ciekawe.

W Venavar czuła się szczęśliwa i miała wrażenie, że powinna osiąść w tym miejscu na stałe. I wtedy poznała pięknego, gładkolicego elfa, tkacza zaklęć, w którym się zauroczyła. Spędzali ze sobą sporo czasu i to dzięki niemu dowiedziała się, że drzemie w niej talent magiczny. Wcześniej nie miała pojęcia, że może mieć cokolwiek wspólnego z magią. Elf powiedział jej, że jeżeli chce nauczy ją używać swojej mocy, którą była magia ognia, ale Saira nie chciała, bała się własnych zdolności. Mijały tygodnie, a Saira czuła, że zauroczenie przechodzi w coś więcej. Ze strony elfa stało się podobnie, wtedy wyjawił jej swój największy sekret. Nie był elfem, a smokiem, który przybrał taką postać. Saira przeraziła się, smoki zdawały jej się potężne i groźne. Terrewyn – bo tak miał na imię jej ukochany – wytłumaczył jej wtedy, że nie ma się czego bać i jeśli tylko chce zabierze ją w podróż do miejsca, gdzie wstęp mają tylko nieliczni. Do Smoczych Pieczar, do jaskiń smoków ziemi, gdzie nauczy się więcej niż gdziekolwiek indziej. Saira wahała się. Venavar stało się jej domem, ale jakaś cząstka wewnątrz niej pragnęła zobaczyć podziemne królestwo smoków. W końcu zgodziła się i ruszyli razem przez Szepcząc Las.

Podziemne Królestwo okazało się być wręcz przerażająco piękne, biblioteki uginały się od ksiąg, ale Sairy nie interesowały zakazane tomiszcza o magii i rytuałach, ona czytała opowieści o przygodach piratów, o wojnach, o księżniczkach i dzielnych aniołach. I uczyła się, geografii, fizyki, matematyki, historii, wiedzy o otaczającym ją świecie. Wśród smoków znalazła przyjaciół, którzy stali się jej mistrzami i mentorami. Chłonęła wiedzę jak gąbka i nim się spostrzegła minęły dwa kolejne lata. Niestety przebywanie wśród magii sprawiło, że jej talent do posługiwania się ogniem sam się ujawnił. Po raz pierwszy zobaczyła go gdy jej dłoń zaczęła płonąć, bez żadnego powodu. Przeraziła się, na szczęście, jej najlepsza przyjaciółka, smoczyca Eira zdążyła opanować sytuację. Saira rozpłakała się. Nie miała pojęcia jak to się stało i bała się, że jej moc może zniszczyć wszystko co istniało pod ziemią. Eira zaproponowała, że nauczy kotołaczkę jak panować nad jej mocą. Tygodnie ćwiczeń przyniosły efekty, ale mimo to Saira nadal bała się drzemiącej w niej siły. Chciała odejść, a Terrewyn błagał ją by została. Kochał ją, ale ona nie chciała narażać przyjaciół. Zapewnienia, że magia w Smoczych Pieczarach ugasi każdy ogień nie wystarczyły. Musiała odejść, wrócić do Venavar. Ale wtedy zaproponowano jej, by udała się do Smoczej Przełęczy, mieszkały tam elfy i smoki, na otwartej przestrzeni miała ćwiczyć swoje umiejętności, a przy okazji nauczyć się walczyć. Zgodziła się i choć serce jej krwawiło zostawiają Eirę – jej przyjaciółkę, Terrewyna – ukochanego i jej mistrza – Calandara – odeszła.

Strażnicy w Smoczej Przełęczy mieli przyczółek w Górach Druidów. Tam było zupełnie inaczej niż w Smoczych Pieczarach. Tu stacjonowali wojownicy i magowie, którzy mieli bronić przejścia przez góry. Bronić druidów, bronić lasów i opiekować się nimi. Saira nie była zaprawiona w boju, umiała polować, dobrze strzelać z łuku i powiedzmy, że posługiwać się kuszą, ale nie umiała walczyć. Trafiła pod skrzydła rudowłosej czarodziejki imieniem Dayra. Kotołaczka nie wiedziała ile lat ma czarodziejka, wyglądała na bardzo młodą. Miała gładką skórę, wydatne czerwone usta i burzę rudych loków na głowie. Była piękna. Dayra miała nauczyć ją panować nad mocą, ale także walczyć. Zaczęły od treningów magii, ale z czasem czarodziejka przeszła także do treningów fizycznych. Saira nie spodziewała się, że droga do prawdziwej sprawności fizycznej będzie tak bolesna. Ale każdego ranka wstawała by udowodnić sobie i Dayrze, że da radę, że potrafi. Gimnastyka, treningi siłowe, bieganie, walka wręcz, rzucanie nożami, walka krótkim mieczem i sztyletami. Każdego dnia Saira padła na twarz wycieńczona, ale budziła się z poczuciem, że chce więcej. Jej apetyt na życie, na poznawanie nowych rzeczy nie malał. Cokolwiek zaczynała, to wciągało ją bez pamięci. Czas spędzany z Dayrą zaowocował nie tylko nowymi umiejętnościami, ale też odkrył w Sairze coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Pociąg do kobiet. Im dłużej przebywała z rudowłosą tym bardziej była nią zauroczona. Początkowo kotołaczka czuła się skołowana, zagubiona, nie rozumiała tego co działo się w jej wnętrzu. Do tej pory podobali jej się tylko mężczyźni tymczasem teraz... W nocy śniła o wiśniowych ustach swojej mistrzyni, jej rudych włosach leżących na jej poduszce i lazurowych oczach świdrujących ją na wylot. Na treningach przestała być uważna, upadała, dostawała kijem, była rozkojarzona. Im dłużej to trwało tym było gorzej. Saira nie miała odwagi wyznać rudowłosej swoich uczuć. Świat zdominowany był przez związki kobiet z mężczyznami, była pewna, że czarodziejka nigdy nie odwzajemni jej uczuć. Z resztą nawet gdyby to jak niby miałby być razem? Kotołaczka postanowiła odejść. Odejść i nigdy już nie wracać na przyczółku w górach. Oświadczyła wszystkim, że musi ruszyć w dalszą drogę, że dziękuję za wszystko, ale musi iść dalej. Tego wieczoru była rozkojarzona i smutna, pękało jej serce, ale nie widziała innej możliwości. Pakowała swój dobytek, kiedy do drzwi jej małego pokoju ktoś zapukał. Odwróciła się, otwarła i nawet nie zdążyła nic powiedzieć. Dayra przekroczyła próg, chwyciła Sairę w pasie i pocałowała. Kotołaczkę dosłownie zwaliło z nóg. Czarodziejka była od niej wyższa i silniejsza, trzymając ją mocno powstrzymała upadek. Drzwi za nimi zatrzasnęły się, z pewnością dzięki magicznym mocą rudowłosej. Zaskoczona kotka chciała, czy nie chciała odwzajemniła pocałunek, który trwał chyba w nieskończoność. Dalej wszystko potoczyło się jak lawina.

Na podstarzałym, zjadanym przez korniki, nocnym stoliku paliła się mała świeca i tylko jej blask rozświetlał pomieszczenie. Saira i Dayra leżały na wąskim, twardym łóżku wpatrując się w siebie. Czarodziejka odgarnęła brązowe włosy kotołaczki z jej policzka. Miały tylko tą jedną noc, żeby zdecydować o tym co dalej. I zdecydowały – uciekną. Dayra wymknęła się nad ranem, żeby zabrać swoje rzeczy i choć powinna zostać w tym miejscu, nie chciała. Obie spakowane, z plecakami wypełnionymi po brzegi ruszyły w góry. Ekradon był zbyt blisko, poza Saira oświadczyła, że właśnie tam się udaje. Dlatego obrały zupełnie inny kierunek – Thenderion. Niestety droga ku lepszej przyszłości była trudna i wyboista. Ich plan był jednak prosty dotrzeć do szlaku druidów i nim podążać dalej na zachód. Prosić o pomoc zielarzy i w końcu dotrzeć do miejsca gdzie nikt ich nie znajdzie. Wędrowały wiele dni, a druidzi zamieszkujący szlak chętnie dawali im schronienie. Pogoda dopisywała. By przejść kolejny odcinek drogi musiały wspiąć się wyżej i wtedy stało się coś, czego żadna z nich się nie spodziewała. Nie wiedziały co wywołało lawinę, czy ktoś wyżej obruszył kamień, czy jakaś kozica spadła i pchnęła ruchome skały. Deszcz kamieni spadł na nie z ogromną siłą. Saira szła przodem, ale to ona miała więcej szczęścia. Wielka, strzelista skała uderzyła w głowę Dayrę. Saira odwróciła się i zobaczyła jak jej ukochana spada w przepaść. Sekundę później ona też oberwała w głowę. Miała jednak więcej szczęścia, spadła na półkę skalną, która ochroniła ją przed śmiercią. Tymczasem jej ukochana spadła w przepaść i została pogrzebana przez góry na zawsze.
Kotołaczka obudziła się cztery dni później. Leżała w łóżku, nad jej głową, pod sufitem wisiały pęki suchych ziół. Wszędzie pachniało miętą. Głowę miała obwiązaną bandażem i nie była w stanie ruszyć lewą ręką. Próbowała się podnieść, ale nie mogła. Próbowała się odezwać, ale głos miała tak ochrypły, że nie umiała wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle przy jej łóżku znalazła się pomarszczona, siwa, kobieta. Miała włosy zaplecione w dwa, długie warkocze. Miała na sobie zieloną suknię sięgającą ziemi, była szczupła, ale jej łagodny uśmiech sprawił, że Saira się nie bała.
Ayla, stara druidka opowiedziała Sairze, że znalazła ją niedaleko szlaku, wsadziła na swojego starego osiołka i przetransportowała do swojej chaty. Kotołaczka miała wybity bark, złamaną rękę, obite płuca i ranę na głowie. Kotołaczka bardzo szybko zrozumiała co się stało i wtedy dotarło do niej, że nigdy już nie zobaczy ukochanej. Wypytała Aylę o czarodziejkę, o to, czy gdzieś jej nie widziała, czy aby na pewno zginęła. Ayla powiedziała jej, że jedyne co zastała w dole to wielką stertę kamieni. Saira mimowolnie zaczęła płakać. Łzy płynęły po jej policzkach mocząc poduszkę. Serce rozerwało się jej się na milion kawałków. Powiedziała druidce, że straciła ukochaną osobę, nic więcej.

Przez wiele dni leżała w łóżku, w domku Ayli, początkowo obite płuca nie pozwalały jej nawet siadać. Zielarka opiekowała się nią nie chcąc nic w zamian. Karmiła, opatrywała rany. Saira nie wiedziała dlaczego, dopóki starowinka nie opowiedziała jej o swoim życiu i córce, którą straciła. Wtedy kotołaczka zrozumiała dlaczego siwowłosej tak bardzo zależało na jej zdrowi i życiu. Mijały dni, potem tygodnie. Złamana ręka w końcu się zrosła, ale nie była w pełni sprawna. Druidka kazała jej robić ćwiczenia, by ręka odzyskała pełną sprawność. Kiedy Saira była na tyle sprawna by móc chodzić i poruszać się po najbliższym szlaku zaczęła spacerować ze staruszką i zbierać zioła. Ayla pogłębiła widzę Sairy na temat ziół i botaniki. Poza tym zaczęła uczyć ją medycyny i anatomii. Opowiedziała jej, że kiedy była młoda miała zostać medyczką, lekarką, była w akademii, ale sama miała wypadek i musiała zrezygnować z nauki. Wyszła za mąż, urodziła trzy córki, niestety, najmłodsza z nich, mając ledwo dwadzieścia lat miała wypadek w górach, znaleziono ją, ale nic nie dało się zrobić. Po śmierci męża Ayla sprzedała cały swój dobytek i zamieszkała na Szlaku Druidów. Saira zaprzyjaźniła się z zielarką, kiedy doszła do całkowitej sprawności zaczęła polować i pomagać starowince w obejściu. Nie odeszła, bo nie potrafią poradzić sobie ze stratą ukochanej, a tam, wśród gór, w towarzystwie kobiety czuła, że może w końcu dojdzie do siebie. I tak się stało. Ból, który czuła zelżał, zmalał, wyciszył się. Miała wrażenie, że wreszcie staje na nogach i wtedy jej świat znów się zawalił. Ayla miała już swoje lata, pewnego dnia położyła się spać i już nie wstała. Saira wróciła nad ranem z polowania i znalazła starowinkę. Pokochała ją, jakby była jej babcią, poznała i przywiązała się, a życie znów uderzyło ją w głowę ciężkim kamieniem. Pochowała Aylę pod stertą kamieni. Zabrała z jej domku to co mogło się przydać, objuczyła starego osiołka (który swoją drogą miał na imię Millani). I ruszyła w drogę. Trafiłą do Thenderionu. Tam, dzięki nauce druidki zaczęła pracę jako pomocnica medyka. Szybko okazało się, że widok krwi nie robi na niej wrażenia. Medyk u którego pracowała bardzo szybko zaczął dawać jej trudne zadania, nie tylko przy tworzeniu specyfików, ale też przy usypianiu pacjentów, aż w końcu Saira zaczęła uczyć się zszywać rany. Była co raz lepsza w tym co robiła, ale w środku czuła się nieszczęśliwa. Pracowała jakiś czas, dopóki nie zebrała dość pieniędzy, by ruszyć dalej i ruszyła.

W Valladonie zatrzymała się tylko na kilka miesięcy, była zima i ciężko jej było ruszyć dalej. Koniec końców chciała dotrzeć do Venavaru, ale na to potrzebne były środki. Zatrudniła się pod miastem u chłopa, który hodował owce. Spała w stodole i ciężko pracowała, a kiedy przyszła wiosna spakowała się i obrała drogę do Menaos. Tuż pod miastem została napadnięta przez dwóch opryszków, chcieli ją okraść i prawdopodobnie zgwałcić. Na szczęście Saira była sprytna, zwinna i wyszkolona. Dostałą cios w głowę, obili jej żebra i zwichnęli kostkę, ale oni sami skończyli ze sztyletami w swoich durnych łbach. Kotołaczka dotarła do miasta ostatkiem sił. Wynajęła pokój w karczmie u młodej kobiety, która zaproponowała jej pomoc w uleczeniu ran. Na przeciwko jej pokoju mieszkał młody mężczyzna. Saira widywała go od czasu do czasu, ale on nie odzywał się do niej ani słowem. Któregoś dnia znalazła w swoim pokoju kwiaty, a kobieta prowadząca karczmę wyjawiła jej, że są od tajemniczego młodziana. Następnym razem na jej nocnym stoliku znalazła pudełko z wisiorkiem w kształcie półksiężyca. Mimo całej tajemniczości kotołaczka postanowiła pierwsza odezwać się do mężczyzny. Coś ich do siebie ciągnęło, choć chyba żadne z nich nie wiedziało co. Szybko wdali się w płomienny i bardzo intensywny romans. Niestety okazało się, że Meiro nie jest do końca tym, kim się wydawał. Został przeklęty, żył, ale jego życie zależało do śmierci innych. Pierścień na jego palcu musiał pochłaniać dusze by pozwalać mu żyć. Meiro wyjaśnił Sairze, że nigdy nie zabił nikogo niewinnego. Był łowcą, ale polował tylko na tych, którzy łamali prawo, na gwałcicieli, pedofilów, morderców, oprychów. Saira nie wiedziała co o tym myśleć. Meiro pociągał ją, a ona pociągała jego, nie byłą to miłość, ale przyciąganie jakiego jeszcze nie doświadczyła. Postanowiła z nim zostać i razem mieli poszukać sposobu by zdjąć z niego klątwę. Podróżowali razem jakiś czas, odwiedzili wielu magów i czarodziejów, ale nikt nie potrafił pomóc mężczyźnie. W jednej z miejscowości, w której się zatrzymali poznali lisołaczkę. Saira szybko zorientowała się, że Jeyna jest zainteresowana nie nimi, tylko samym Meirem. Ich poglądy były zbliżone, oboje uważali, że mordowanie złych ludzi może być sposobem na życie, że wcale nie jest złe. Saira zabiła swoich oprawców, owszem, ale nie wyobrażała sobie, żeby z zabijania zrobić swój... zawód. Im dłużej trwała ich znajomość z Jenyą tym bardziej jej się ona nie podobała. Była piekielnie zazdrosna, więc któregoś ranka po prostu uciekła kipiąc od złości. Ukryła się w karczmie po drugiej stronie miasta. Miała pecha, choć było południe w karczmie siedziało kilku mężczyzn, jeden z nich bezceremonialnie klepnął kotołaczkę w pośladki. Wściekła odwinęła się i uderzyła mężczyznę w twarz z pięści. Chłop przewrócił się i uderzył głową o podłogę. Wtedy jego kompani wkroczyli do akcji, Saira była zwinna i umiała się bić, a przede wszystkim była sprytna. Jeden z mężczyzn dostał kopniaka w krocze, drugiego podrapała do krwi po twarzy, niestety czwarty podciął jej nogi i dziewczyna upadła na podłogę uderzając głową o kant stołu. Nie wiadomo jakby skończyło się to wszystko gdyby nie Meiro. Odnalazł Sairę po śladach i wpadł do karczmy w odpowiednim momencie. Dokończył to co zaczęła brązowowłosa, a ją samą zabrał do medyka. Opatrzono jej rany, a Saira, ciągle czując coś do mężczyzny została z nim. Niestety wokół nich ciągle kręciła się Jenya, a kotołaczka z dnia na dzień nie znosiła jej co raz bardziej. Kiedy wydobrzała – odeszła. Nie mogła patrzeć jak lisołaczka łasi się do Meira, jak między nimi zaczyna rodzić się coś więcej niż przyjaźń, nie chciała wikłać się w miłosny trójkąt.

Jej celem ciągle było Venavar, ale im dalej była tym bardziej miała wrażenie, że miasto jest poza jej zasięgiem. Gdzieś wewnątrz czuła, że nie dotrze do miasta w całości. Na jej drodze stanął łucznik Stayer, przez jakiś czas podróżowali razem przez las, ale w końcu ich drogi się rozeszły. Szybko przekonała się, że należało zostać z łuczkiem. Będą w drodze do kolejnego miasta znów zostałą napadnięta. Broniła się, to oczywiste, drapała, gryzła, kopała, ale pewnie nie wyszłaby z tego cało gdyby nie przypadkowy mężczyzna. Elf. Uratował ją i zabrał do miasta. Tam on i jego żona prowadzili karczmę. Historia się powtarzała, a Saira czuła, że jej życie staje się co raz bardziej szare i ponure, chęć ciągłego rozwoju ustąpiła miejsca przetrwaniu. W zamian za opiekę po napadzie Saira zobowiązała się odpracować dług w karczmie małżeństwa i tak została kelnerką i zbieraczką. Chodziła do lasu, zbierała owoce, zioła, przyprawy, a potem wracała do miasta. Mijały tygodnie, a ona czuła się co raz bardziej spętana. Musiała coś zrobić, musiała odejść, obrać inny kierunek. Zapomnieć o Venavar. Rzuciła pracę, spakowała swój plecach i ruszyła na południe, pragnąc dotrzeć na wybrzeże, zobaczyć coś innego niż las. Spojrzeć przed siebie i zobaczyć bezkresny horyzont łączący się z bezbrzeżnym oceanem. I udało się. Dotarła do Turmalii. Było tak pięknie, że zaparło jej dech w piersiach. Teoretycznie jako kot nie powinna lubi wody, ale kiedy pierwszy raz postawiła stopy na plaży, a fale otoczyły jej stopy znów poczuła się wolna. Wolna od tych wszystkich strasznych rzeczy, które ją spotkały. Wolna od ciężarów przeszłości. Chciała tam zostać i odpocząć. Nie chciała pracować, nie chciała znów usługiwać, nie chciała zszywać ran i opatrywać pijanych młodzieniaszków, nie chciała być myśliwym, ani zielarką. Postanowiła zmienić wszystko. I zaczęła żyć jako kot, nie jako człowiek. Polowała na myszy i szczury, kradła ryby, błąkała się po mieście, żyła z godziny na godzinę, z dnia na dzień. Mieszkała na strychach i w stodołach. W upalne dni wylegiwała się na dachach domów. Zaczepiała inne koty i podróżnych, nie raz dostawała jakiś smaczny kąsek. Jej umysł stawał się jednak co raz bardziej dziki. Nie wiadomo jakby się to skończyło gdyby nie pewna rudowłosa dziewczyna. Pewnego dnia siedząc na dachu zaobserwowała jak wysoka dziewczyna przetacza się przez ulice ciągnąc za sobą wielką, włochatą krowę, Saira nie mogła się nimi nie zainteresować. I tak w postaci kota ruszyła za rudowłosą i jej jakiem. Ruda szybko zainteresowała się kotką, a Saira nie miała jeszcze ochoty uświadamiać jej, że nie jest tylko zwykłym zwierzątkiem. Liczyła, że ruda załatwi jej jakieś niezłe pożywienie, trochę się z nią pobawi, może podkarmi jakimiś smakołykami. I tak udała się z nią do karczmy, jednak panienka rudowłosa okazała się być łasa na srebrną obrożę Sairy, którą ta dostała wiele lat temu od Dayry, swojej ukochanej.

Wredny rudy babsztyl próbował wsadzić Sairę w postaci kota do wora i przemycić ją do pokoju. Kompletnie zdezorientowana kotka dała się uwięzić. Była wściekła do granic możliwości i wiedziała, że jeśli tylko się wydostanie ruda pożałuje, że ją spotkała. Kiedy znalazły się w pokoju Sairze udało się wydostać z worka, w mgnieniu oka zmieniła swoją postać i rzuciła się na dziewuchę. W swej wściekłości przyłożyła sztylet do pięknej buźki rudej i stwierdziła z przyjemnością, że chętnie potnie jej te śliczną twarzyczkę. Ruda myślała, że Saira jest czarodziejką i obiecała jej niewyobrażalną ilość złota, jeśli ta daruje jej życie. A złoto jak wiadomo jest bardzo dobrą kartą przetargową. Saira pomyślała, że będzie mogła wrócić do Venavar, kupić dom i tam osiąść, a nawet ściągnąć tam swojego ojca... O ile jeszcze żył.

Reda bo tak miała na imię, jak się potem okazało piratka, była przeklęta. Rzucono na nią klątwę przez którą nie mogła wejść na żaden statek, gdyby to zrobiła statek by zatonął. Saira miała pomóc jej zdjąć klątwę, a w zamian za to (i darowanie życia rzecz jasna) Reda miała zaprowadzić je do swojego ojca, który ponoć miał wielką górę skarbów. Saira się wahała, ale w końcu doszła do wniosku, że zaufa piratce i pomoże jej pozbyć się klątwy. Nie chodziło już nawet o złoto, bo pirackie skarby pochodziły w końcu z kradzieży. Saira miała po prostu dobre serce i polubiła Redę, chociaż była to raczej trudna znajomość. Chciała zaprowadzić rudą do Smoczych Pieczar i prosić Smoki Ziemi o pomoc w zdjęciu klątwy, w głębi duszy miała nadzieję, że może Reda zmieni swoje życie i stanie się zwykłym żeglarzem. Podczas trwania podróży dziewczyny zdążyły się ze sobą zaprzyjaźnić, choć była to przyjaźń wypełniona docinkami na wszelakie tematy. Mimo to w życiu Sairy obecność Krowy – bo tak mówiła na jaka rudowłosej – i Redy stały się jakimś bodźcem by znów zacząć żyć.

Gdzieś za Elfidranią droga dziewczyn przecięła się z drogą pewnego myśliwego. Jakież było zdziwienie Sairy gdy po raz trzeci, przez zupełny przypadek znów na jej drodze stanął Stayer, łucznik i myśliwy. Korzystając z okazji kolejnego spotkania mężczyzna zaprosił obie kobiety do swojego domku. Miały szczęście, bo w nocy rozszalała się ogromna burza. Właściwie nie wiadomo, czy można tu mówić o szczęściu bo tej samej nocy zdarzyła się też tragedia. Do małego domku łucznika wpadł niedźwiedziołak. Próbując z nim walczyć, wszyscy, cała trójka odniosła rany, jednak Reda najdotkliwsze. Udało im się ubić zwierzoczłeka, ale Reda nie przeżyła tego starcia. Sam niedźwiedziołak po śmierci zmienił swoją formę przeobrażając się w nagą kobietę. Na dworze przed małą chatką Stayer i Saira znaleźli jeszcze jedno ciało, najwyraźniej kolejną ofiarę zmiennokształtnej. Saira była załamana śmiercią przyjaciółki, pozszywała jej rany, przebrała w świeżą koszulę i razem ze Stayerem pochowali ją niedaleko, w lesie. Podobnie czyniąc z ciałem niedźwiedziołaczki i mężczyzny, którego znaleźli przed chatą. Po tym wszystkim Saira przez jakiś czas została u Stayera. Nie rozumiała dlaczego jej świat ciągle musi się walić. Dlaczego, kiedy tylko wzniesie nowy dom we własnym wnętrzu coś go niszczy. Czuła się zmęczona bólem, czuła się zmęczona tym, że ciągle kogoś traci. Miała dość. Chciała znaleźć się w miejscu, gdzie czułaby się bezpiecznie.

Ruszyła przez Szepczący Las. Powoli, lecz sukcesywnie. Kiedy było trzeba zmieniła się w kota. Unikała niebezpieczeństwa. W jej sercu była pustka i pragnęła ją wypełnić. A na tym świecie był tylko jeden człowiek, który mógł to zrobić. Jej ojciec. Minęła Venavar i i brnęła dalej i dalej, aż w końcu po tygodniach żmudnej wędrówki stanęła na szlaku, szlaku, który prowadził do jej prawdziwego miejsca na ziemi.

Z daleka widziała swój dom, dom, w którym spędziła dzieciństwo. Bała się, że będzie zaniedbany, bała się, że nikogo w nim nie zostanie. Ale w obejściu zobaczyła kozy, a przy starej drewutni kręcił się mały osiołek. Ruszyła biegiem w górę, zziajana stanęła przed drzwiami, a kiedy je otworzyła zobaczyła ojca. Tak jak przed laty miał długą siwą brodę, gęste białe brwi i długie, siwe, rozczochrane włosy. Zeszczuplał, a jego twarz pokrywała niezliczona ilość zmarszczek. Siedział przy stole i jadł obiad. W domu pachniało suszonymi ziołami. W kącie nadal stało jej łóżko, posłane, z jej ulubioną zieloną poduszką, czystą, nie zakurzoną. Staruszek odwrócił się do niej i uśmiechną, jak tylko on potrafił. Nigdy nie pytała go o wiek, ale wiedziała, że musi dobijać dziewięćdziesiątki. Jakim cudem? Nie miała pojęcia i mało ją to obchodziło. Rzuciła plecak w drzwiach i podbiegła do ojca, objęła go z całych sił i opierając głowę o jego ramię rozpłakała się. Everet objął Sairę i wtulił się w jej włosy. Nie sądził, że jeszcze kiedyś ją zobaczy, choć gdzieś w głębi duszy miał taką nadzieję. Kiedy się od niego odsunęła objął swoimi kościstymi, pomarszczonymi dłońmi jej gładką, zapłakaną twarz i kciukami otarł łzy z jej policzków, choć sam też płakał. Była w domu. Nareszcie w domu. Miejscu, które było jej oazą i nie chodziło tylko o stary, drewniany budynek, nie chodziło o obejście, o kozy i nowego osiołka. Chodziło o jej ojca.

Chodź dom wyglądał na zadbany, okazało się, że ma sporo usterek. Przeciekający dach i to w wielu miejscach. Dziury w ścinach, połamane płoty. Sypiąca się stodoła. Saira postanowiła, że wszystko naprawi, że wyremontuje rodzinną chatkę. Bo choć mała, była jej domem. W tym celu udała się do pobliskiego miasteczka, po raz kolejny w życiu zatrudniła się jako myśliwy, zarobione pieniądze wydawała na naprawy domu. Ojciec żył głównie z tego co miał w obejściu i z uprzejmości ludzi z miasteczka. Ale teraz miał Sairę. I choć z miasta do domu miała kawał drogi, każdego wieczoru wracała i każdego wieczora słuchała opowieści ojca. Z resztą ona też miała co opowiadać. By wyremontować dom zatrudniła syna cieśli z miasteczka. To on załatał im dach, pomógł naprawić płot i stodołę. Polubili się z Sairą, był zabawny, radosny i pełen życia, a kotołaczce tego było trzeba. Pracowała jako myśliwy, spędzała czas z ojcem i Teagan – młodym stolarzem. Ojciec choć co raz starszy był nadal tym samym wielkodusznym, ciepłym człowiekiem co kiedyś. Choć teraz to nie on kładł spać swoją córkę każdego wieczora. Zamiast tego ona kładła do łóżka jego, przykrywała i całowała w czoło na dobranoc. Wiedziała, że ojciec wkrótce odejdzie, chciała dać mu jak najwięcej szczęścia. Odnowiła dom, zajęła się ogrodem, a nawet go poszerzyła, dodając rabaty z kwiatami. Osiołka nazwała Bethan, a dwie, łaciate kozy – Dinah i Nasha. Robiła sery z koziego mleka, uczyła młodego osła chodzić po stromym szlaku. Opiekowała się ojcem i spotykała z Teaganem. W miasteczku odnalazła nowe przyjaźnie. I choć kładła się spać wykończona, czuła się szczęśliwa. Jak można się było tego spodziewać wdała się w romans z młodym cieślą, ale nie było tak jak dotychczas. Lubiła go, bardzo go lubiła, spędzali razem czas śmiejąc się i żartując. Stali się przyjaciółmi. Chodzili na spacery, kąpali się w pobliskim stawie, zbierali grzyby, on pomagał jej w domu, ona znała jego rodziców. Nigdy nie nazwała tego związkiem, ale tym właśnie był. Choć wiedziała, że jest od niej dużo młodszy i to nie ma przyszłości, to było jej dobrze. Jemu chyba też.

Niestety, w końcu nadszedł czas, na który Saira przygotowywała się od dawna. Jej ojciec zaniemógł, kilka dni później odszedł. Cierpiała, bardzo, płakała, a serce chciało wyrwać się z piersi, ale była na to przygotowana. Rodzina Teagana pomogła jej zorganizować pogrzeb. Pochowano go w górach. Na obrzędy przyszło wielu ludzi z miasteczka. Ale potem Saira została sama. Nawet Teagana odesłała do domu. Usiadła na łóżku ojca i zamknęła oczy. Powtarzała sobie, że tak właśnie miało być, że nikt nie uniknie śmierci. Chwyciła poduszkę na której sypiał jej ojciec i przytuliła ją do siebie. Nagle coś przykuło jej uwagę. Na jego posłaniu, pod poduszką leżała koperta. Dziewczyna zmarszczyła brwi i chwyciła papier. W środku był list, a jego treść zaskoczyła kobietę. Ojciec napisał w nim, że przez całe swoje życie oszczędzał, że każdy grosz odkładał na przyszłość dla Sairy. Kiedy ją przygarnął pod drewutnią wykopał coś co miało przypominać mikroskopijną piwniczkę. Wszystko co mógł odłożyć chował właśnie tam. Każdą kosztowność, każdego zbędnego ruena. Napisał, że jemu pieniądze nigdy nie były potrzebne, ale jej będą. W liście kazał jej sprzedać cały dobytek, kozy, osła, zapasy na zimę, sprzęty w domu i samą chatę. Zabrać pieniądze i zamieszkać wśród ludzi. Nie na pustkowiu jak on. Kazał jej mieć blisko przyjaciół, znaleźć ukochaną osobę i założyć rodzinę. Prosił by nie była nigdy sama.

Przez kilka dni Saira błąkała się po domu, chodziła z kąta w kąt. W końcu jednak odważyła się zajrzeć do ukrytej piwnicy. To co tam zastała przerosło jej oczekiwania. Jej ojciec zebrał tyle, że mogłaby wrócić do Venavar, kupić dom i zamieszkać tam już na zawsze. Nie mogła w to uwierzyć. Tutaj, w tym domu, w miasteczku pod górami czuła się dobrze, bezpiecznie, ale wiedziała, że nie pasuje do świata ludzi. W Venavar wśród zmiennokształtnych i tych wszystkich odmiennych stworzeń nie była odmieńcem i tęskniła za tym miejscem. Jednak odchodząc musiałaby pożegnać się z Teaganem, z przyjaciółmi i sprzedać wszystko co zostało jej po ojcu. Musiała się zastanowić.

Przez trzy tygodnie biła się z myślami. W końcu jednak podjęła decyzję. Kupiła konia (kotołak na koniu? No cóż, jak inaczej miała przewieźć swój dobytek?), dużą zimnokrwistą klacz, której nadała imię Amirah. Sprzedała wszystko co się dało, wliczając chatę i całe obejście, pożegnała się czule z Teaganem i ruszyła na zachód. Zatrzymała się w Kryształowym Królestwie, gdzie chciała tylko uzupełnić prowiant. Na nieszczęście, a może na szczęście spotkało ją tam coś, czego się nie spodziewała. Już pierwszego popołudnia, kiedy wracała, na progu jej karczmy znalazła półżywą, ranną, białą kotkę. Od razu się nią zajęła, zaniosła do elfickiego medyka, a ten ją uleczył (oczywiście za odpowiednią opłatą). Saira też była kotem, ale jej biała towarzyszka nie odzywała się do niej. Mimo uleczenia była słaba, co więc miała zrobić Saira? Kupiła największą kaletkę jaką tylko znalazła, przytroczyła ją do siodła Amirah, wpakowała kotkę do środka i ruszyła dalej do Venavar. Po drodze do miejsca docelowego nazwała kotkę Argaya, choć i tak zaplanowała w głowie, że będzie wołać na nią Argi.

Argi z każdym dniem odzyskiwała siły i choć mogła odejść, została z Sairą. W końcu kotołaczka, jej piękna, czarna klacz i biała kotka stanęły w bramach Venavar. Przywitał je znajomy widok, miasto rozrosło się, ale nadal było kolorowe i przepełnione „dziwolągami”.

Saira szybko znalazła dla siebie miejsce. Kupiła mały domek na obrzeżach, miała też niewielkie obejście. Amirah miała kawał swojej stodoły. Argi czuła się bezpiecznie i często włóczyła po mieście, ale na noc zawsze wracała do swojej przyjaciółki. Saira nie chciała znów być myśliwym, jej wiedza i doświadczenie pozwoliły jej zająć się zielarstwem. Na przeciwko jej domu mieszkała piękna, jasnowłosa pustynna elfka. Miała niespełna roczną córkę. Była pierwszą osobą, która przyszła powitać kotołaczkę w nowym miejscu. Polubiły się. Okazało się, że Kirsi sama wychowuje córeczkę, jej rodzice i mąż zginęli na trakcie, kiedy ona była w ciąży. Wbrew pozorom smutna historia połączyła obie kobiety. Kirsi była krawcową. Szyła dla bogatych i biednych, nie mogła sobie pozwolić na pracę poza domem ze względu na Sadirę, jej córeczkę. Ale dawała sobie radę. Przyjaźń Sairy i Kirsi rozwinęła się bardzo szybko, aż któregoś dnia obie zrozumiały, że czują do siebie zdecydowanie więcej niż przypuszczały. Saira co raz częściej zostawała u Kirsi na noc. Pokochały się. Połączyły je wspólne doświadczenia i nie tylko. Obie pragnęły miłości, a Venavar dawało im taką możliwość. Tutaj nikogo nie dziwiły takie związki, tym bardziej czuły się szczęśliwe, do czasu... Kilka tygodni po przeprowadzce do Venavar Saira zaczęła się źle czuć, zrobiła się blada, męczyły ją wymioty, schudła. Ona sama się nie domyśliła, to Kirsi uświadomiła jej prawdę.
- Jesteś w ciąży – oświadczyła patrząc jej prosto w oczy i trzymając za rękę. Siedziały w domu Kirsi, Sadira spała w swojej kołysce. Saira spojrzała przerażona na elfkę.
- Ale ja... Ja... Ja nigdy, nigdy cię... - nie dokończyła bo przerwała jej elfka.
- Wiem – odparła. Objawy wskazywały, że stało się to gdzieś na szlaku, albo wcześniej, zanim przybyła do Venavar.
- Czy ktoś cię skrzywdził? – spytała Kirsi, ale Saira pokręciła przecząco głową.
- Więc wiesz kto jest ojcem? - spytała, na co kotołaczka przytaknęła.
- Zanim wyruszyłam w drogą, tam skąd pochodzę był ktoś. Był młody, prawie dziecko, miał ledwo osiemnaście lat, nie... nie wiedziałam, że to się tak skończy.
- Chcesz tam wrócić?
- Co? Kirsi, nie, ja nie... Nie... ale jeśli ty chcesz odejść, ja... zrozumiem.

Kirsi nie zamierzała odchodzić. Kochała Sairę całym sercem. Postanowiły stworzyć rodzinę. Zamieszkały w domu elfki, dom Sairy tymczasowo stał pusty. Postanowiły, że po urodzeniu dziecka sprzedadzą oba domu i kupią coś wspólnego, dla całej czwórki. Saira źle znosiła trudy ciąży. W końcu zaczął rosnąć jej brzuszek, ale była słaba, ciągle wymiotowała. Kiris karmiła ją, masowała obolałe kończyny i... cieszyła się. Choć większości ludzi by tego nie zrozumiała Kirsi czuła się matką dla nienarodzonego dziecka Sairy. Kochała kotołaczkę i to, co nosiła w brzuchu. Kirsi była najcudowniejszą osobą jaką znała Saira. W końcu, pod koniec ciąży kotołaczka zaczęła czuć się lepiej. By odciążyć Kirsi opiekowała się Sadirą, dzięki czemu nabywała doświadczenia z dzieckiem. Nagle uświadomiła sobie, że tworzą wspaniałą, szczęśliwą rodzinę.
  • Najnowsze posty napisane przez: Saira
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data