Urodziła się daleko, daleko poza granicami środkowej Alaranii. Taraja znajdowała się na południe kontynentu, aż za Wielką Pustynią Słońca. To egzotyczny kraj, który pełen jest gajów oliwnych, drzew pomarańczowych i kwitnących drzew mango. Wszędzie pachniało przyprawami, cynamonem i cytrynami. To cudowny kraj, o ciepłym klimacie, niedaleko na zachód od stolicy, miasta i wioski mieszczą się w gęstej, egzotycznej dżungli, a na południu ciągnie się bezkresny ocean nazywany Indygo od intensywnego koloru kobaltu, jaki przybiera w słońcu. W Taraji obowiązywał ojczysty język, dlatego Niva bardzo długo nie znała żadnego innego. Urodziła się w dość zamożnej, mieszczańskiej rodzinie. Jej ojciec był geografem i nauczał tego przedmiotu bogate dzieci. Był dość wysokim mężczyzną o długich płowych włosach zaplecionych w warkocz, jak to u pustynnych elfów. Matka była białowłosa, niska, ale jakże piękna. Taura, bo tak miała na imię, uczyła sztuki zamożne dzieci tak, jak jej mąż Yorn. Sztuka obejmowała malarstwo, rzeźbę, poezję, literaturę, rysunek, a także etykietę. Taura była wszechstronnie utalentowana, dlatego uczyła też śpiewu. Zarabiała naprawdę dobre pieniądze, dlatego ich życie nie było trudne. Nivalia, jako jedyne dziecko miała wszystko, czego dusza zapragnie. Niva od najmłodszych lat była kształcona. Uczyła się geografii od ojca i wszelkich sztuk humanistycznych do matki. Kiedy była starsza, jej rodziców było stać, by posyłać ją do nauczycieli filozofii, historii, fizyki, czy matematyki. Uznano też, że choć jest kobietą, powinna nauczyć się bronić, dlatego wysłano ją na lekcję strzelania z łuku i walki sztyletami. Poza tym Nivalia odebrała także tak zwane w jej stronach “wychowanie królewskie” to znaczy naukę tańca, recytowania, śpiewu i gry na lutni, a także etykiety, haftu i szycia. Niva odkąd pamięta, uczyła się i o dziwo lubiła to. Nie bardzo radziła sobie z matematyką, czy fizyką, ale cała reszta przychodziła jej dosyć łatwo. Inna sprawa, jeśli chodzi o naukę walki, wiele lat musiała poświęcić, by nauczyć się dobrze strzelać z łuku, czy rzucać nożami. Jako elfka kształcona była przez rodziców do 45 urodzin, tak więc poznała wiele sztuk i była wszechstronnie wykształcona. W tak zwanym międzyczasie sama zaczęła uczyć, a co za tym idzie zarabiać.<br><br>Pewnego razu Niva i jej rodzice zostali zaproszenie na przyjęcie do rodziny książęcej, gdzie Nivalia poznała księżniczkę Sorę. Sora była niezamężną trzydziestoletnią kobietą, człowiekiem. Nie miała męża, ponieważ za młodu zachorowała i stała się bezpłodna. Z tego powodu mężczyźni nie ustawiali się do niej w kolejce. Smutna to była historią, ale Sora nie wydawała się nią załamana. Oczywiście nie było jej z tym dobrze, ale starała się nie uzależniać całego swojego życia od zamążpójścia. Księżniczka bardzo polubiła Nivalię i zaproponowała jej, by została jej damą dworu, a właściwie damą do towarzystwa. Rodzicom Nivalii średnio podobał się ten pomysł, chcieli wydać ją za mąż, a nie oddawać w ręce księżniczki. Jednak Niva przekonała ich, że na razie jest jeszcze młoda i nie musi szukać sobie męża, że może przez kilka zostać z Sorą, która była przemiłą kobietą.<br><br>Sora kochała konie, znała się na jeździectwie, na ich układaniu i tresowaniu. Swoją pasją zaraziła Nivę prawie natychmiast. Wcześniej elfka potrafiła jeździć tylko na wielbłądach, które były najbardziej popularnym środkiem transportu w Taraji. Konie miało niewielu mieszkańców, ze względu na upalny klimat wielbłądy sprawdzały się dużo lepiej. Jednak rodzina księżniczki miała swoją stajnię, a w niej całe mnóstwo koni. Niva zaczęła od prostej, zwyczajnej jazdy, ale potem Sora zaczęła jej pokazywać różne sztuczki, które mogą wykonywać rumaki. I tak białowłosa zaczęła uczyć się tresury tych zwierząt. Na początku nie szło jej za dobrze, ale wkrótce okazało się, że ma talent. Sora nauczyła ją też skakać przez przeszkody. Właściwie każdy dzień spędzały w stajni, opiekując się i trenując te piękne zwierzęta.<br><br>Lata mijały, a dzięki Sorze Niva zaczęła bywać w towarzystwie. Była piękną kobietą o hipnotyzującym spojrzeniu, co nie umknęło uwadze wielu mężczyzn. Niva była adorowana przez wielu zamożnych mężczyzn, ale zakochała się tylko raz. Książę Edward był przystojnym, młodym leśnym elfem, jego rodzina była bardzo bogata. Niva szybko wdała się w romans, który był niezwykle intensywny. Edward kochał Nivalię do szaleństwa, ale o ślubie nie mogło być mowy. Elfka miała zbyt niski status, by liczyć na małżeństwo z Edwardem. Ich romans trwał kilka lat, ale w końcu rodzice księcia postanowili za niego i wydali go za księżniczkę ze wschodu. Ich związek legł w gruzach. Nie chciała mieć romansu z żonatym mężczyzną. Nie chciała niszczyć życia kobiecie, która za niego wyszła, nie mogłaby. To było dla niej zbyt wiele. Ciężko przeżyła to rozstanie, ale tak musiało być.<br><br>Nadal była damą do towarzystwa na dworze Sory. Dzięki przyjaciółce było jej łatwiej znieść rozstanie z ukochanym. Wróciły do wspólnych zajęć, wspólnego śpiewu, szycia, haftu, tańca, jazdy konnej. Nie było mowy o nudzie, prowadziły intensywne życie we własnym towarzystwie. Oczywiście nie stroniły też od bali i przyjęć. Sora zawsze zabierała ze sobą swoją przyjaciółkę, która oczywiście przyciągała uwagę i spojrzenia mężczyzn. Minęło kilka lat. Sora była coraz starsza i nie miała widoków na przyszłość. Aż któregoś dnia z północy przyjechał do Taraji zamożny, starszy książę. Sora szybko się zakochała i to z wzajemnością. Książę był wdowcem z czwórką dzieci, więc bezpłodność księżniczki wcale mu nie przeszkadzała. Szybko wzięli ślub, a Sora wyjechała razem z nim na północ.<br><br>Niva nie była jej już potrzebna, dlatego wróciła do rodziców. Chciała uczyć, tak jak jej matka i ojciec, chciała się sama utrzymać i nie siedzieć na garnuszku u rodziców. Jednak oni mieli dla Nivy inne plany. Wydano ją za pół czarodzieja, który zajmował się głównie studiowaniem magii życia i istnienia. Pasował do rodziny, bo tak jak rodzice Nivy był nauczycielem, z tą różnicą, że magii. Ich małżeństwo było zaskakująco udane. Oboje wiedzieli, że nie wykręcą się od życia razem. Jego rodzice chcieli tego ślubu, jej rodzice tego chcieli. Nie mieli żadnego wyboru, musieli zacząć żyć razem. Nie chcieli prowadzić ze sobą wojny, chcieli mieć spokojne życie. Dlatego postanowili dogadać się i zostać przyjaciółmi. On nadal był nauczycielem, ona zaczęła prowadzić zajęcia z różnego zakresu. Byli na tyle zamożni, że kupili sobie niewielki dom na przedmieściach w pięknej, bajkowej okolicy, wśród kwitnących krzewów pomarańczy. On uczył młodych adeptów magii, ona młode dziewczęta sztuki. Nie pokochali się szaleńczo. Nie było wielkich porywów serca, ale nie byli też sobie obojętni. Żyli wspólnie, mieli nawet romans, ale nie było w tym wielkiego zakochania. Przyzwyczaili się do siebie i nie było im źle. Remi, bo tak miał na imię pół czarodziej, zaczął nawet uczyć Nivę magii. Te lekcje sprawiały jej wielką przyjemność. Spędzili ze sobą wiele szczęśliwych lat. Małżeństwo z przymusu okazało się całkiem udane. Niestety pewnego dnia Remi zachorował. Dostał wysokiej gorączki i nie był w stanie uleczyć się magią. Nic nie pomagało. Próbowali zielarze i elfy władające magią. Było coraz gorzej. Remi z każdym dniem tracił siły, gorączka nie spadała, nie mógł jeść, ani pić. Umarł z wycieńczenia i odwodnienia.<br><br>Niva była załamana. Na swój pokrętny sposób bardzo go kochała. Bardziej niż mogła przypuszczać. Jego śmierć uderzyła w nią bardzo mocno. Nie spodziewała się tego. Remiego pochowano na miejskim cmentarzu, a Niva… odwiedzała jego grób, kiedy tylko mogła. Nie pamiętała, by kiedykolwiek wylała tyle łez. To, co się stało było tak nagłe, tak niespodziewane, że nie potrafiła sobie z tym poradzić. By zapomnieć i ukoić ból wybrała się w podróż do księżniczki Sory, wcześniej napisała do niej list, a Sora odpowiedziała zaproszeniem. Pojechała, by ukoić smutek. Spędziła u Sory kilka miesięcy, aż w końcu uporała się ze stratą. Wróciła do Taraji, do domu, w którym mieszkała z Remim i zaczęła nowe życie. Wróciła do nauczania sztuki. Miała wielu uczniów, nie chcąc być sama w domu, przygarnęła dwa śliczne dachowe koty. Miłkę i Ziółko. Miłka była biało czarna, a Ziółko cały bury. Koty trochę podnosiły ją na duchu, musiała się nimi opiekować, a w jej łóżku nie było już tak pusto. Poza tym miała wielu uczniów, którzy zajmowali jej czas. Postanowiła nie wracać do rodziców, a utrzymać swój własny dom. Mijały miesiące, ale Nivalia nie była już sama. Była szczęśliwa.<br><br>Nie pamięta, co dokładnie robiła tego dnia. Pamięta tyle, że był wieczór, a ona wracała ze spotkania ze swoją przyjaciółką. Nigdy nie bała się chodzić sama po mieście. Czuła się w nim bezpiecznie, pewnie, jak się okazało zbyt pewnie… Porwano ją zupełnie niespodziewanie. W jednej z ulic napadło ją czterech mężczyzn, nie miała jak się obronić. Złapali ją, uderzyli w głowę tak mocno, że straciła przytomność. Odzyskała ją kilka godzin później. Była noc, a ona leżała na podłodze, w jakimś starym wozie skrępowana i zakneblowana. Próbowała się uwolnić, ale jej ręce i nogi związane tak mocno, że tylko nabawiła się poważnych otarć od sznura, którym była związana.<br><br>Jechała trzy dni, bez wody i jedzenia. Po tak długim czasie mogła umrzeć, ale tak się nie stało. Była wycieńczona i na wpół żywa, ale ciągle żywa. Miała wrażenie, że jest u kresu sił. Ledwo była w stanie otworzyć oczy. W końcu jeden z porywaczy wyciągnął ją z wozu. Napoił i nakarmił. Z całej czwórki wydawał się najbardziej… ludzki. Ten sam mężczyzna rozwiązał sznury, którymi była skrępowana i uleczył jej rany. Po postoju wsadzili ją z powrotem do wozu, już jej nie krępowali, ale jeden z porywaczy cały czas jej pilnował. Nie odzywał się do niej, mimo że ona zadawała mu pytania. Chciała się dowiedzieć, co tu robi, dokąd jadą, co ją czeka, ale o rozmowie nie było mowy. W końcu Nivalia umilkła, nie pytała więcej. Poddała się.<br><br>Po kilku dniach jazdy dotarli do kraju leżącego na brzegu Wielkiej Pustyni Słońca. Do Xan-Lovar. Niva była zagubiona, nie znała tutejszego języka, w dodatku była więziona. Tu mówiono we Wspólnej Mowie, a ona znała tylko język Taraji. Zawieziono ją na nielegalny targ niewolników. Została wystawiona niczym klacz na sprzedaż. Ludzie chodzili, oglądali ją, dotykali. Była przerażona, nie miała pojęcia co się z nią dzieje i dlaczego tu jest. W końcu jeden z “gości” targu kupił ją i zabrał ze sobą. Znów była pilnowana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wywieziono ją jeszcze dalej na północ do Nerilaud. Jechali ponad tydzień. Przemierzyli Wielką Pustynię Słońca i Sawannę Nurwijską, aż dotarli na równiny. W Nerilaud została oddana do burdelu. Nie znała tutejszej mowy, w dodatku z przymusu stała się kimś, kim nigdy nie chciała być. Dziwką. Początkowo odurzano ją ziołami, by była posłuszna, ale potem, kiedy zrozumiała, że nie ucieknie — przestano. Zamtuz był pilnowany przez bandę oprychów i babę, która go prowadziła. Tak, to była kobieta. Burdelmama jak ją określano. Takiego życia Niva nie chciałaby dla nikogo. Na szczęście dziewczyny, które z nią mieszkały, okazały się serdeczne i miłe. Nauczyły ją języka wspólnego i tutejszej mowy elfów. Przez kilka lat była uwięziona w zamtuzie. Nie miała dokąd uciekać. Wszystkie pieniądze zabierała właścicielka przybytku. Ubrania, jedzenie, kosmetyki, wszystko dostawały od kobiety, która nimi rządziła. W pewnym momencie Niva straciła już nadzieję, nie miała siły dłużej walczyć. Kilka razy próbowała uciekać, ale za każdym razem coś jej przeszkadzało. Poza tym każda jej ucieczka kończyła się ciężkim pobiciem przez oprychów, którzy pilnowali przybytku. Miała złamaną rękę, obojczyk, żebra. Nie mówiąc już o siniakach na całym ciele. Po którymś razie uznała, że nie warto, że nie da rady dłużej znosić pobić.<br><br>Minęło kilka miesięcy, od kiedy Niva zrezygnowała z ucieczek. Wtedy w przybytku pojawił się pewien jegomość, szukał egzotycznej piękności, jak to określił. Białowłosa, wiecznie opalona Niva idealnie wpasowywała się w jego opis. I tak znów została sprzedana. Tym razem trafiła z burdelu do haremu pewnego lorda z południa. Życie było tutaj nieco łatwiejsze. Nie sypiała już z tabunami mężczyzn, a tylko z jednym. W dodatku inne kobiety w haremie były równie miłe i serdeczne, co jej koleżanki z zamtuza. To życie było o wiele prostsze, o wiele łatwiejsze. Nikt jej nie bił. Dostawała regularne posiłki, w dodatku pielęgnowano ją i dbano o jej zdrowie. Spędzała czas z kobietami, które były tak bardzo do niej podobne, a jednocześnie tak bardzo biedne. Większość z nich sama chciała tutaj być. Gdyby zostały w swoich rodzinnych domach, nie miałby co jeść i tylko byłby balastem dla swoich rodzin. Uciekły, a ich uroda sprawiła, że mogły żyć dostatnio, cóż, że w haremie. Dla wielu z nich takie życie było spełnieniem marzeń, ale nie dla Nivalii. Ona chciała uciec, wrócić do domu, sprawdzić, czy jeszcze ktoś tam o niej pamięta. Jednak harem także był pilnowany. Dostawały jedzenie, ubrania, ale nie pieniądze. Elfka spędziła w haremie lorda kolejnych kilka lat. Nie próbowała już uciekać, za bardzo bała się, że ją złapią, poza tym, po tym, co przeżyła w burdelu, zbyt bała się konsekwencji próby ucieczki.<br><br>Jednak po tych kilku latach spędzonych na usługiwaniu lordowi stało się coś niespodziewanego. Mimo picia różnych wywarów i ziół, mimo noszenia magicznych wisiorków i koralików, które miały temu zapobiegać- Niva zaszła w ciążę. Przez pierwsze trzy miesiące nie miała o niczym pojęcia. Niewiele przytyła, czuła się dobrze, nic nie wskazywało na to, że będzie miała dziecko. Jednak po tym czasie szybko okazało się, że coś w niej kiełkuje. Jej brzuch stał się wydatny, a brak comiesięcznych krwawień upewnił ją tylko, że jest przy nadziei. Cieszyła się, bardzo, mimo tego, kim był ojciec dziecka, mimo tego gdzie się znajdowała, mimo wszystko — cieszyła się. Pozwolono jej zostać w haremie, oczywiście pod opieką. Lord miał już kilkoro dzieci ze swoimi kochankami, a także z żoną, nikt nie widział w tym większego problemu. Niva miała nadzieję, że po porodzie pozwolą jej zostać z dzieckiem, albo chociaż je odwiedzać. Nie sądziła, że jej życie znów wywróci się do góry nogami. Kiedy nadszedł dzień porodu, okazało się, że to wszystko nie będzie takie proste. Ból rozrywał ją od środka, mimo wielkich starań dziecko nie chciało przyjść na świat. Po wielu godzinach męki w końcu Niva urodziła dziewczynkę. Martwą. Dziecko udusiło się, zanim zdołało przyjść na ten świat. Elfka była załamana jak nigdy w życiu, bo nigdy w życiu nikogo nie kochała tak mocno, jak tego maleństwa. Ani Edwarda, ani Remiego, ani nawet rodziców. To maleństwo było jej całym światem, a teraz po prostu zniknęło. Niva nie była w stanie nic robić. Bardzo długo dochodziła do siebie po porodzie. W związku z tym, że nie mogła “pracować” w haremie postanowiono znów ją sprzedać, a właściwie oddać.<br><br>I tak Nivalia trafiła do cyrku. Początkowo była zwykłym koniuszym. Zajmowała się końmi, czyściła je, czesała, myła, wynosiła łajno, sprzątała ich namiot, nie robiła nic specjalnego. Choć była piękna, tutaj nie znaczyła nic. Z perspektywy czasu lepiej było jej w haremie, ale tam nie miała już wstępu. To właśnie w tym cyrku spotkała Oriona, zebroida, mieszankę klaczy zebry i ogiera jednorożca. Był piękny, pasiasty o gładkiej, miękkiej sierści. Niva zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Był jej ulubieńcem. Pewnego dnia, kiedy cyrk skończył występ, Niva wyprowadziła Oriona na arenę i zaczęła na nim jeździć. Na arenie ustawiono różne przeszkody właśnie dla koni, bo wcześniej odbywał się tutaj pokaz. Niva bez problemu ujeżdżała i przeskakiwała nawet najwyższe przeszkody, stojąc w strzemionach. Wszystko to widział właściciel cyrku, który szybko uznał, że zamiast zajmować się tylko końmi Niva będzie także, a może przede wszystkim, występować. Znała już język wspólny i mowę tutejszych elfów, potrafiła się więc dogadać właściwie z każdym. Kiedy została zatrudniona jako artystka, zaczęła zarabiać na tyle dużo, by mogła coś odłożyć. Postanowiła, że będzie z cyrkiem tak długo, aż nie zbierze pieniędzy na powrót do domu. Występowała przez kilka lat. Nie zarabiała aż tak dużo, by móc sporo odłożyć. Wiedziała, że kiedyś wróci do domu, ale w tym czasie to sam cyrk stał się jej domem. Zaprzyjaźniła się z ludźmi w nim, polubiła ich i stali się dla niej rodziną. Niestety cyrk stawał się coraz mniej popularny. Ludzie zaczęli z niego odchodzić, aż w końcu całkiem się rozpadł. Każdy poszedł w swoją stronę, zwierzęta sprzedano, jedynie Oriona udało się uratować Nivalii. Odkupiła go od cyrku za zbierane pieniądze. Nie została bez grosza, ale była bez pracy i bez widoków na przyszłość, a aby dotrzeć do domu… musiałaby przemierzyć cały kontynent…