Rodzina Vighethorne była jedną z najbardziej szanowanych w socjecie rodzin. Wyprawiali bale, odwiedzali biedniejsze sfery, byli zapraszani na największe bankiety w całej Alaranii. Pan Vighethorne, Klaus, był zakochany w swojej żonie tak bardzo, że oddałby za nią wszystko. Pani Mennea natomiast uchodziła za wzór dla każdej nadwornej panny – urodziwa, dobra, uśmiechnięta. Moment, w którym kobieta zaszła w ciążę, był najszczęśliwszym dniem w życiu Klausa.
Sam poród natomiast – najgorszym dniem w historii rodziny Vighethorne.
Pani Mennea zmarła przy porodzie. Nie zdążyła nawet ujrzeć swojej nowonarodzonej córki, którą wcześniej z mężem postanowili ochrzcić imieniem Zoyamenae. Pragnęli, aby w imieniu zawarte było zniekształcone imię pani Vighethorne, coby dziewczynka zawsze była kojarzona z jej dobrocią i miłością. Niestety, ten wybór dla Klausa okazał się klątwą – kochał Menneę nad życie i gdy tylko zmarła, córka nieustannie przypominała mu o bólu, jakiego doświadczył tamtego dnia. Twarz młodej Zoyi dodatkowo miała więcej cech charakterystycznych Mennei, a gdy dziecko podrosło – również ciemnobrązowe włosy zdominowały wygląd dziewczynki. Zoyamenae była bardzo płaczliwym dzieckiem. Nie pozwalała ojcu spać w nocy, co brał za prosty znak braku matczynej ręki u dziewczynki. Klaus w pewnym momencie wyzbył się wszelkich uczuć i apatycznie podchodził do wychowania córki, także opiekę niemal w pełni oddał służbie, samemu wyłącznie doglądając dziecka.
A Zoya ciągle płakała i płakała. Wtedy jednak ani Klaus, ani tym bardziej sama dziewczynka nie wiedzieli, że prawdziwym powodem był fakt, że młoda panienka Vighethorne odziedziczyła po matce sekret, który kobieta zabrała ze sobą do grobu.
33 lata temu
Gdy młoda Zoya miała cztery latka, zaczęła opowiadać służbie o pani w bieli. Wszyscy początkowo ignorowali słowa panienki, lecz kiedy dziewczynka opisała swojej starej guwernantce wygląd tajemniczej postaci, kobieta zbladła. Zgodność wśród służby była ogromna – Zoya musiała widzieć matkę. Mimo wszelkich wątpliwości (początkowo myślano, że panienka wszystko zmyśla – widziała bowiem na pewno, jak wyglądała Mennea, dzięki obrazom w posiadłości) wszyscy uwierzyli w manifestację swojej poprzedniej pani. Zoya opisywała drobne zachowania kobiety tak, jakby ta opiekowała się nią od samego początku, mimo że nie miała ku temu okazji. Kiedy jednak usłyszał o tym Klaus, nie uwierzył na samym początku. Pod naporem wiernej mu służby jednak wymiękł i obiecał, jak sam to ujął, „rozwiązać ten problem”.
Mianowicie; zaprosił w swe progi kapłana. Klecha niestety posunął się do bardzo drastycznych metod, sięgając nawet po czarną magię – nekromancję, magię ducha – co poskutkowało niepowodzeniem. Nie chcąc przyznać się do porażki podczas eksperymentów nad Zoyą – które swoją drogą dziewczynka bardzo przeżyła – uznał przypadek panienki za coś nieuleczalnego, zatem zalecił „zduszenie” objawów.
Od tamtej pory przez blisko dwa lata Zoyamenae była zamykana w swoim pokoju i odprowadzana wyłącznie przez służbę za potrzebą. Jedzenie podawano jej do łóżka. Zoya ponownie stała się bardzo płaczliwa – nie tylko dlatego, że prawdopodobnie widziała ducha swojej matki. Postać Mennei prawdopodobnie była dla dziecka kojącym widokiem, albowiem rytuały kapłana ukierunkowały w dziewczynce jej „dar” w negatywnym kierunku. Eksperyment wyzwolił w niej umiejętności medium w pełni, przyspieszył wręcz rozwój tejże umiejętności. Czteroletnia Zoya jednak nie rozumiała, co w ogóle się z nią dzieje, a tym bardziej; dlaczego jej moc oddziaływała później tak intensywnie. Nieszczęśliwe dusze, upiory oraz wszelkie byty niematerialne wyczuwały moc młodej medium, więc przychodziły do niej z niemą prośbą o pomoc, bądź z potrzebą zwyczajnej rozmowy. Jedni byli bardziej zniekształceni, albowiem zachowali swój wygląd pośmiertnego ciała – czy to gnijący, czy krwawiący po odniesieniu ogromnych ran – inni zaś wyglądali jak matka dziewczynki – nieskazitelnie biała postać o wychudzonych licach. Zoya płakała, ponieważ panicznie się bała przebywać samej w pokoju.
A nikt nie chciał zostawać w tym czasie z dziewczynką.
30 lat temu.
Zoya miała siedem lat. Zrozumiała, że aby móc uciec od swoich koszmarów, musi je ignorować. Duchy w dalszym ciągu wyczuwały jej talent, jednak gdy nie zwracała na nie większej uwagi, te bardziej zniekształcone dawały sobie z nią spokój. Jedynie Mennea zawsze pojawiała się koło dziewczynki, nawet mimo wszelkiego ignorowania jej przez młodą panienkę. Zoyamenae, uznana w końcu za normalne dziecko, wróciła do życia na dworze. Uczyła się podstawowej wiedzy historycznej, matematyki, tańca oraz gry na skrzypcach. Guwernantka dziewczynki jednak traktowała ją z ogromnym dystansem, jakby obawiała się ewentualnego opętania ze strony swojej zmarłej pani. Najgorszą karą, jaką mogła dostać Zoya, było zamknięcie jej w pokoju, co ojciec praktykował dość często, gdy tylko córka sprzeciwiła się mu. Nie chciała jeść przygotowanych przez służbę dań – zamknąć w pokoju, uciekała przed lekcjami – zamknąć w pokoju. Zoya przez to wszystko wykształciła dość buntowniczy charakterek, który później przykrywała ogromnym sprytem i manipulacją.
25 lat temu
Dziewczynka miała z Klausem coraz gorszy kontakt. Pan Vighethorne unikał córki, która wyglądała jak jego zmarła ukochana, więc Zoya została w pełni wychowana przez służbę. Z trudnością przychodziło jej życie na dworze, więc jako nastolatka spędzała więcej czasu z rówieśnikami z biedniejszych sfer. Życie balowe umarło razem z Menneą, zatem Zoyamenae nie znała wszystkich obyczajów rodzinnych.
Dziewczyna nauczyła się żyć w miarę możliwości normalnie. Kiedy do jej pokoju przychodziły mniej przerażające dusze, zaczęła nawet z nimi rozmawiać. Taka praktyka jednak nie podobała się jej uprzedzonemu wcześniej ojcu, albowiem dalej obawiał się, że w córce tkwi zło. Często zatem krzyczał na nią, mówiąc przy okazji bardzo przykre rzeczy w jej stronę.
„Brzydzę się tobą” bądź „jesteś skazą”.
Na kilka lat Zoya ponownie zdusiła w sobie swój dar, ignorując dusze w jej pokoju. Nocami często płakała, a w takich momentach Mennea głaskała ją do snu – starała się na tyle, na ile jej niematerialne ciało mogło sobie pozwolić.
19 lat temu.
Zoyamenae nigdy nie została otoczona miłością. Służki często plotkowały o męskiej części służby, natomiast guwernantka panienki Vighethorne często nakazywała jej przesiadywać w bibliotece i badać interesującą ją dziedzinę. Zoya zatem wybrała powieści o miłości, o przygodach, o których mogła jedynie pomarzyć szlachcianka. Podobno Klaus kochał matkę dziewczyny tak bardzo, że mógł przenieść własnymi rękami ich posiadłość tam, gdzie tylko zamarzyłoby się mieszkać Mennei. Zoya nigdy nie doświadczyła ojcowskiej miłości, więc instynktownie poszukiwała czegoś, co mogłoby wypełnić tę pustkę w jej sercu.
Dlatego też wpadła po uszy, kiedy poznała Remusa.
Mężczyzna mieszkał w Rubidii, więc nic dziwnego, że w pewnym momencie Zoya wpadła na jego osobę. Często przebywała w mieście. Dziewczyna nie próżnowała, albowiem Remus był – w jej mniemaniu – idealnym człowiekiem. Uprzejmy, uśmiechnięty i przystojny. Szybko złapała z nim kontakt, a dzięki naukom makijażu pobieranym od swoich służek – nauczyła się malować i tym właśnie przyciągnęła jego uwagę fizycznie. Nie minął tydzień, a Remus namiętnie ucałował Zoyę, całkowicie kradnąc jej serce, duszę i ciało.
„Panienka powinna uważać. Rem jest znanym babiarzem”, mówiły służki. „Podobno jest bez grosza”, wspominali jej znajomi, przestrzegając przed możliwym rabunkiem. „Wykorzysta cię i porzuci, Zoyka”.
Brunetka jednak ignorowała wszystkie przestrogi w taki sam sposób, w jaki unikała pojawiające się w jej sypialni duchy. Od pocałunku minęły trzy dni, gdy kobieta ponownie spotkała się z ukochanym. Kiedy tylko do niego podbiegła i rzuciła się mu na szyję, mężczyzna okazał się nie być tak chętny na dotyk jak ostatnio, lecz to nie zniechęciło Zoyi – albowiem Remus wydawał się po prostu bardziej potulny. Następnego dnia przyniósł jej kwiaty, a jeszcze innego zabrał ją na spacer do lasu. Dziewczyna wydawała się przeżywać rozkwit, i to po raz pierwszy w życiu. Mimo wzorowego zachowania mężczyzny, ludzie nie zmienili o nim zdania.
„Zostaw go, on coś knuje”, powiedział sam Klaus, słysząc o związku swojej córki. „Albo pożałujesz, że w ogóle go poznałaś”.
18 lat temu.
Ojciec nie przestawał grozić Zoyi, że jeżeli nie porzuci Remusa, on załatwi to za nią. Dlatego też pewnej nocy kobieta postanowiła uciec z ukochanym. Wcześniej spakowała trochę jedzenia i kilka potrzebnych rzeczy, ponownie się umalowała i uszczypnęła policzki, aby nadać im trochę koloru. Kiedy była już gotowa, aby wyjść pod osłoną nocy, z księżycem w pełni jako swym towarzyszem, Remus ubiegł ją i pojawił się w jej pokoju. Wszedł przez okno, co dla Zoyi wydawało się szczytem romantyzmu. Prędko zaczęła opowiadać mu swój plan, lecz mężczyzna momentalnie jej przerwał. Krzyknął tak głośno, że nie tylko kobieta stanęła na nogi, ale zapewne też już służba w posiadłości stała na baczność, przebudzona przez ewentualne zagrożenie. Uspokajające słowa brunetki nie pomagały, albowiem Remus ciągle krzyczał: „Coś ty mi zrobiła? Coś ty mi zrobiła?!”
Aż w końcu pełnia ujawniła prawdziwe oblicze Remusa. Nim Zoyamenae się obejrzała, a już przygniatało ją ogromne wilcze cielsko, z jej szyi sączyła się krew. Kobieta ledwo zaobserwowała moment, w którym wilk leżał nieruchomo nad nią, a Klaus z zakrwawionym mieczem spoglądał na swoją córkę z ogromnym przerażeniem. Ojciec Zoyi nie troszczył się jednak o nią tak bardzo, jak o swoją zmarłą żonę, mimo że ocalił ją niemal bez wahania.
- Ugryzł cię?
17 lat temu
Trudno było utrzymać buntowniczą, chorą psychicznie (według Klausa i kapłanów) córkę, a tym bardziej niemożliwym wydawało się opanować jej wilczą naturę. Podczas pełni Zoya nie mogła nad sobą panować, więc służba ponownie musiała często zamykać ją w pokoju. Niestety, po tych praktykach było tylko gorzej, zatem Klaus podjął najtrudniejszą decyzję w swoim życiu, a jednocześnie najlepszą dla jego zdrowia.
„Wynoś się stąd”, nakazał. „Zhańbiłaś ten dom, nazwisko Vighethorne, moje dobre imię. Odejdź stąd i nigdy nie wracaj”.
Zoya, pozostawiona na pastwę losu, ze złamanym sercem, ruszyła w świat. Bardzo długo nie potrafiła pogodzić się nie tyle ze śmiercią ukochanego, ale i z tym, co się z nią stało. Obwiniała się za to, co się stało – w końcu sam Remus wykrzykiwał coś o jej winie – i nie mogła przez długi czas zaufać innym ludziom, o mężczyznach nie wspominając.
Błąkała się po świecie przez kilka lat, polując i próbując przetrwać. Jej jedynym towarzystwem byli zmarli oraz Mennea, podążająca za nią wiernie. Aż w końcu życie Zoyi odmieniło się całkowicie…
12 lat temu
Wędrująca grupa cyrkowców przygarnęła wilczycę. Gdy nie miała żadnych zapasów, poczęstowali ją zupą i chlebem. Wesoło zagadywali, opowiadali. Zoya w pewnym momencie tak bardzo ich pokochała, że w momencie ich wyjazdu zapragnęła pojechać z nimi. Opowiadała, że może sprzątać, pomóc w czymkolwiek, byleby znaleźć się w ich szeregach. Ci ludzie traktowali ją z miłością – taką, której nigdy nie doświadczyła. Traktowali ją jak rodzina.
Zoya jednak prośbę przez pomyłkę skierowała do ducha byłego cyrkowca, co spostrzegł Jonatan – niedźwiedziołak. On nie pomyślał o kobiecie nic złego, tak jak dawniej służba domu Vighethorne. Wręcz przeciwnie – zaproponował jej pozycję medium w ich cyrku. Dzięki temu wilkołaczka mogła spokojnie podróżować z nimi, a tym bardziej – w końcu mogła należeć do rodziny. Nikt jednak nie wiedział o drugiej naturze zmiennokształtnej, więc podczas pełni Zoya ukrywała się daleko od namiotów, z nadzieją, że nikt nie dostrzeże jej przemiany.
Obecnie…
Zoya zdobyła pewnego rodzaju popularność w Alaranii. Każdy mieszkaniec pragnął porozmawiać ze swoim zmarłym krewnym, a wilczyca nagle pokochała swój zawód. Nie tylko uszczęśliwiała żywych, ale również mogła w końcu swobodnie obnosić się ze swoim „ja”.
W końcu znalazła to, czego potrzebowała całe życie.