Mówi się “dobre złego początki” nie bez powodu. Gdy opowiada się historie narodzin, zazwyczaj są one wzbogacone o doznania, które opiszą tylko rodzice; emocje, które czuje matka z dzieckiem, a które są później mile wspominane.
W rodzinie Zeruko jednak tak nie było. Yona, albowiem takie imię nadano bohaterce tej historii, narodziła się w szczęśliwej atmosferze i przy wspierających rodzicach oraz wuju, ale trzeba zaznaczyć, że tego radosnego okresu nie pamiętała. Tylko z opowieści Hakka była w stanie połączyć kropki i obserwować w późniejszych latach powolny rozpad swojej ukochanej rodziny.
Niestety, za ciąg niefortunnych zdarzeń Yona na początku obwiniała siebie. Przecież skoro w czasie jej narodzin, trochę przed i trochę po było tak fantastycznie, to co zadecydowało o późniejszych wydarzeniach? Co się stało z rodzicami, którzy mogliby, jak to słyszała młoda ragarianka, zabić człowieka, byleby ich córka dorastała w dobrobycie?
***
Odkąd Yona skończyła pięć lat, wuj wszystko jej opowiadał. O czasach przed jej przyjściem na świat, o tym, kim tak naprawdę jest Nhato - ojciec ragarianki. O jego wtykach, jednocześnie zapewniając, że dzięki wpływom rodzica, Yona zawsze będzie bezpieczna. Jednak gdy chciała się upewnić co do słów Hakka, podpytując ojca, ten zbywał ją. “Idź pobaw się z wujciem”, powtarzał, lecz najgorsze, co mogła usłyszeć, to “zapytaj mamy”. Ragarianka miała cztery latka, kiedy pierwszy raz dostała z liścia od matki za jawną obrazę swojego prezentu urodzinowego. Fakt, może zasłużyła, lecz ten moment wypalił pewne znamię na psychice dziewczyny - bała się sprowokować matkę, ponieważ wiedziała, że rodzicielka nie zawaha się jej skrzywdzić.
Yonie w rodzinnym domu nie brakowało niczego. Miała co jeść, mogła wychodzić, miała uwagę, ale nie tych osób, od których takowej potrzebowała. Rodzice ignorowali ją - ojciec dość długo przekazywał jej informacje przez Hakka, a matka… cóż. Matce ragarianka schodziła raczej z drogi.
Mimo pozornie wygodnego i spokojnego dzieciństwa, gdy tylko wybiły jej siódme urodziny, postanowiła uciec z domu.
***
Noc była spokojna jak tafla wody w leśnym stawie. W okolicy wszystko milczało, gdy Yona zamykała drzwi posiadłości, powoli, aby nie obudzić domowników. Wcześniej poprosiła Riukrię o dodatkowe pieczywo na kolację, więc spakowała je do prowizorycznej torby. Jedzenia powinno jej wystarczyć do końca następnego dnia, później Yona musi zaplanować, jak zdobywać kolejne pożywienie.
Dziewczyna stała przez dłuższą chwilę na zewnątrz. Nasłuchiwała nocy, potencjalnego niebezpieczeństwa, aż w końcu poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Ragarianka niemal pisnęła, lecz widok zaprzyjaźnionej twarzy wuja nieco ją uspokoił.
- Coś tak czułem - skomentował. Następnie opowiedział jej kolejną historię: jak to z Nhato odeszli z sierocińca, żyli na skraju biedy, kradnąc, śpiąc na dworze.
- Czy ty też chcesz tak żyć?
Niewiele trzeba było, aby wystraszyć małoletnią ragariankę. Więc została.
Chociaż później dobitnie tego pożałowała.
***
9 lat temu
- Do szkoły magicznej? - zapytała zdezorientowana Yona. Hakk uśmiechał się, informując ją o tym.
- Tak. Nhato jest bardzo uzdolniony magicznie. Możliwe, że też jesteś. - Ragarianka nie zastanawiała się długo. Uznała, że skoro taka decyzja została podjęta, to osobą decydującą musiał być jej ojciec, a to zaś oznaczało, że pomyślał o niej. Yona ucieszyła się na myśl, że może czymś zaimponować swemu rodzicielowi.
Gdy jednak oczekiwania dziewczyny zderzyły się z rzeczywistością, wizja zdobycia w ojcu jakiegokolwiek poparcia była bardzo odległa. Yona wracała z zajęć przygaszona, albowiem z trudnością przychodziły jej proste zaklęcia. Prośby o pomoc, które kierowała do Nhato, nie zostały nawet wysłuchane. Mężczyzna co jakiś czas tylko odprowadzał ją na zajęcia, lecz nie kłopotał się z odebraniem jej. Pilnował tym samym, żeby ragarianka dotarła do szkoły magicznej, a czy wróciła bezpiecznie do domu - to już bez znaczenia.
Pewnego dnia, który zadecydował o dalszym postępowaniu Yony, dziewczyna postanowiła pokazać, że potrafi rzucać zaklęcia równie dobrze co ojciec. Szybko tego pożałowała, ponieważ pracownia alchemii, w której się zamknęła, skończyła niemal całkowicie spalona, a gdyby nie szybka interwencja czarodzieja - Ymhreda - możliwe, że tak samo skończyłaby ragarianka.
Mimo to rodzina nie pozwalała jej przerwać nauki. Matka biła ją za każdą próbę zostania w posiadłości, więc Yona zaczęła traktować szkołę magiczną jako pewnego rodzaju ucieczkę od rzeczywistości, jaka panowała w domu. Gdyby nie Ymhred, który wspomagał ją, dziewczyna wykorzystałaby okazję i uciekła z miasta.
8 lat temu.
Yona nie spodziewała się, że dostanie jakikolwiek prezent urodzinowy od kogoś innego (zwykle Hakk podkradał dla niej słodycze), dlatego też Ymhred zaskoczył ją, gdy podarował jej dość spore pudełko.
- Cóż... nie masz predyspozycji, jeśli chodzi o rzucanie zaklęć - zaapelował, co speszyło nieco ragariankę. - Ale uważam, że magiczna broń została stworzona dla takich ludzi jak ty. Nie otwieraj go dopóty, dopóki nie będziesz potrzebowała przetrwać sama. Rozumiemy się?
- Tak… - potaknęła jasnowłosa. Postanowiła zakopać prezent od czarodzieja, a żeby móc go użyć wtedy, kiedy w końcu ponownie odważy się uciec z domu.
A takowy plan powstawał bardzo długo, aż w końcu pewnej nocy został prawie zrealizowany.
6 lat temu.
Kolejna kłótnia z rodzicami. Yona nie chciała uczęszczać na zajęcia z magii - o ile rozumiała podstawy, tak jakiekolwiek manipulacje i połączenia magiczne stanowiły ogromny problem. Nhato jednak nie rozumiał tego, a wręcz każde słowo, jakie powiedziała jego córka, przekazywał żonie. Enki słysząc to, dawała młodej ragariance nauczkę w postaci dyscyplinarnej pięści. Yona siedziała z kolejnym siniakiem pod drzwiami swojego pokoju. Nie należała do tego domu, nie należała do tej rodziny - nie była ani tak silna jak matka, ani nie posiadała talentu magicznego ojca. Czuła się jak wyrzutek.
Dziewczyna ponownie postanowiła uciec. Spakowała kilka potrzebnych rzeczy i pod osłoną nocy ruszyła w stronę drzewa, pod którym zakopała prezent od Ymhreda. Gdy wydobyła pudło z ziemi i otworzyła je po raz pierwszy, dostrzegła piękną, drewnianą, lecz zdobioną żelaznymi wzorami broń - małą, delikatną kuszę. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziała. Zafascynowana wpatrywała się w to dość długo, aż nie zauważyła, że za jej plecami stoi dobrze znana jej osoba.
- Hakk! - rzekła zaskoczona. Przeraziła się. Jeżeli powie jej rodzicom, że posiada broń, zabiorą Yonie prezent od Ymhreda. Wezmą jej własność.
Mężczyzna jednak tylko przez chwilę spoglądał na nią z pewnego rodzaju żalem. A później zapytał o coś, czego ragarianka się nie spodziewała.
- Wiesz, jak tego używać?
Yona zamrugała oczami, które zabłysły bardziej niż zwykle. I chociaż wiedziała, że to, co stało się potem, tylko zatrzymało ją dłużej w posiadłości, zgodziła się na propozycję Hakka.
- Nauczę cię, jak posługiwać się bronią.
2 lata temu.
Nauka strzelania trwała cztery lata. Yonie zdawało się, że nawet Hakk nie wiedział, jak posługiwać się kuszą, jednak mężczyzna należał do gatunku majsterkowiczów - kto jak nie on byłby w stanie w niecały miesiąc zrozumieć mechanikę czegoś takiego? Nawet gdy kilka z bełtów się połamało, Hakk nauczył najpierw siebie, jak je robić, a następnie przekazał tę wiedzę Yonie.
Później zaczęła się prawdziwa nauka. Z racji że broń była magiczna, Yonie wystarczyło tylko użyć podstawy magii ognia - a broń już przekształca to w bardziej skomplikowane procesy magiczne i działa. Strzały stawały w ogniu i były znacznie bardziej zabójcze niż u podstawowej broni. Jak na razie strzelanie do drzew i zwierzyny wychodziło dziewczynie świetnie.
Chociaż prawdziwe właściwości broni poznała długo później.
W dniu piętnastych urodzin w Yonie coś pękło. Jak zwykle nie oczekiwała prezentów (mimo że tego dnia dostała od Hakka przepiękne błękitne spinki, co ucieszyło ją bardzo), lecz nie spodziewała się, że tego dnia dostanie ponownie w twarz.
Od matki, która nie mogła się po prostu doczekać, aż spoliczkuje w ten sam sposób Nhato. Gdy ojciec ragarianki wrócił z kwiatami i prezentem dla swej żony, zaczęła się awantura wszechczasów. W niebieskich jak morze oczach Yony pojawiły się łzy. Nie protestowała, gdy Hakk chwycił ją za ramiona i powoli wyprowadził z posiadłości.
Kilka późniejszych chwil również wydaje się zamazane w umyśle młodej dziewczyny. Wiedziała, co spakowała, wiedziała, że zabrała broń.
Dopiero wieczorem dotarło do niej, gdy jechała konno w stronę najbliższej wioski, że w końcu, po wielu próbach, uciekła. I Hakk jej w tym pomógł. Poczuła pewnego rodzaju ukłucie w sercu, ale szybko je zignorowała. Rozumiała, że musi przetrwać.
Niecały rok temu.
Yona strzelała bardzo dobrze, przez co była w szoku, gdy za każdym razem upolowała pokaźnego dzika na kolację. Dziewczyna zatrudniła się jako myśliwy w Fargoth - karczma na obrzeżach miasta bardzo chętnie korzystała z jej usług.
W życiu Yony nie było nikogo ważnego. Ciepło wspominała jedynie wuja. Nocami zastanawiała się, co u niego, lecz nie śmiała wracać w rodzinne strony. Dopiero wieść o umierającym Ymhredzie sprawiła, że ragarianka zawędrowała do Twierdzy, w której pobierała nauki magii.
Czarodziej na łożu śmierci miał wielu przyjaciół, którzy go odwiedzili. Yona nie dziwiła się - mężczyzna był najżyczliwszą osobą, jaką poznała poza domem. W momencie, w którym jasnowłosa podeszła do niego, on zauważył kuszę na plecach dziewczyny.
- Udało ci się. Wiesz, jak tego używać, prawda?
Yona uśmiechnęła się. Opowiedziała Ymhredowi wszystko - naukę, swoje zdolności i ucieczkę z domu. Czarodziej jednak zdawał się zmartwiony. Westchnął, po czym słabo rzekł:
- Vokinszalak to nie jest byle broń do postrzelania sobie. To broń, która wyczuwa emocje właściciela. Jeśli naprawdę chcesz zabić, zawsze trafisz. Lecz choćby cień wahania sprawi, że broń chybi, choćbyś strzelała szarżą we wroga. Zabiłaś kiedyś człowieka, Yona?
Ragarianka była w szoku.
- Nie. Nigdy. - Spuściła wzrok. Kilka minut później Ymhred poprosił wszystkich, aby opuścili jego komnatę. Zmarł w spokoju, w ciszy, bez nikogo wokół.
Obecnie
Yona długo zastanawiała się nad swoimi zdolnościami. Nie potrafiła nic szczególnego. Myślała, że jest wyjątkowym strzelcem, ale i to okazało się kłamstwem - to tylko zaklęta broń, która działa dzięki emocjom Yony. Przez chwilę ragarianka znienawidziła samą siebie, że tak ślepo wierzyła w siebie i swój instynkt przetrwania. Nienawidziła rodziców, którzy niczego jej nie nauczyli.
Ale na pewno to była nienawiść? Jasnowłosa spojrzała na kuszę. Następnie szybko zrealizowała szalony pomysł, który wpadł jej do głowy. Kobieta napisała imiona rodziców na kartkach, powiesiła na drzewie i wycelowała w nich vokinszalakiem.
Ragarianka odwróciła głowę i zamknęła oczy. Ręka się jej trzęsła. Po raz pierwszy jej dłoń drżała, gdy trzymała kuszę, co tylko potwierdzało słowa Ymhreda. Jednakże Yona odczuwała ogromną nienawiść wobec Nhato i Enki, więc powinna być zdolna ich zabić.
Ale czy na pewno?
Mimo dwóch oddanych strzałów, oba chybiły. I tak za każdym razem, gdy Yona próbowała trafić, nawet i z bliska.
Wszystkie chybiły.