W całym świecie ludzie są zarazą. Najeżdżają, plądrują, gwałcą, kradną, mordują, kłamią, oszukują. Żyją.
Ciężko zrozumieć naturę ludzką, zwłaszcza kiedy samemu nie należy się do ich gatunku. Szczególną trudność posiadają demony. Istoty, które nie mają potrzeb, grzechów ludzkich. Od zawsze Kaer Natherini głowili się, dlaczego ci ludzie się tak zachowują? Dotychczas wszyscy myśleli, że wyższość demonów i brak takiej samej zachłanności jak śmiertelnicy to przejaw najwyższej cnoty.
A czymże jest cnota dla demona? Warta tyle samo, co dla człowieka skromność.
Kaer Natherini jednak długo zastanawiali się nad naturą innych ludzi. Demony uważały się za istoty wyższe, bardziej wykształcone, jednak czegoś im brakowało - dlaczego ludzie zachowują się jak się zachowują? Czyżby mieli coś więcej niż Kaer Natherini?
Dlatego powstał nowy demon. Nowy, ale taki sam jak pozostali, jednak różnił się jedną rzeczą - miał misję.
- Zhalia Zaehr Thor - oznajmił Ymier, pierwszy z ośmiu przywołujących szkieletorów. - To twe imię. Witaj w zgromadzeniu, siostro.
Od samego początku Zhalia zaczęła słuchać starszych od niej demonów. Wszyscy opowiadali jej o dziejach ludzkości - doszkolili w historii, opowiadali o naukach, jakich uczą się ludzie. Młoda Kaer Natherinka postanowiła nauczyć się wszystkiego, czego tylko mogła. To w tym rozdziale w życiu Zhalia zagłębiła krótko tajniki ziemskich ksiąg - nauk fizyki i historii - a także kilku trudniejszych dziedzin - bestiologia, czasologia oraz demonologia. To, co jednak najbardziej przykuwało uwagę kobiety, to nekromancja. Długie lata Zhalia zastanawiała się, dlaczego wygląda jak jeden z żywych trupów, jak to opisywali ludzie w książkach (chociaż fakt, wygląd demonicy odbiegał mocno od owych umarlaków). To był pierwszy raz, kiedy zainteresowała się ludźmi sama z siebie.
A dopiero po długich latach dowiedziała się, do czego została powołana…
1456 lat temu
- Jesteś Zaehr Thora. A to oznacza, że masz cel w życiu. Nie bez powodu nadaliśmy ci drugie imię - mówił Ymier. - Jesteś dla nas informatorem. Nie wolno ci zapomnieć, skąd tak naprawdę pochodzisz. Po tylu latach… Jesteś gotowa wtopić się w świat ludzi.
Zhalia była jednocześnie podekscytowana i przerażona. Nie dała po sobie tego poznać (w końcu należała do zbyt dumnej rasy, która raczej rzadko okazuje jakiekolwiek emocje), mimo że uczucia targały nią niemiłosiernie. Później istniał już dla niej tylko mrok.
1455 lat temu
Ziemia. Nocne niebo przysłoniły ciemne chmury, które nadawały scenerii niewyobrażalnego mroku. Zhalia stała w środku lasu, rozkoszując się nowym otoczeniem, a jednocześnie już tęskniąc za Otchłanią.
Niespodziewanie demonica usłyszała łamanie gałęzi. Odwróciła się. Nie zdążyła w porę ukryć swojej obecności, a już złapała pierwszy kontakt z człowiekiem - a konkretniej, z drakonem - który celował w nią ostrym zakończeniem kosy. Zhalia uśmiechnęłaby się, gdyby miała czym. Niestety, jej anatomia nie pozwalała na wiele uznawanych za przyjazne gestów.
- Witaj - zaczęła. Szorstki głos kobiety nie pomógł jej zdobyć przychylności stojącego przed nią mężczyzny, zatem postanowiła kontynuować i jakoś ułaskawić się w jego oczach. - Chcę tylko porozmawiać. Nie będziemy walczyć. Dobrze?
Nie dostała żadnej odpowiedzi. Jedyne, co interesowało drakona, to pozbyć się potwora z lasu, jednak strach paraliżował go na tyle, że nie był w stanie w ogóle się poruszyć.
Zhalia nie chciała krzywdzić mężczyzny, zatem wyciągnęła rękę i zabrała mu broń. Drakon nie protestował, spoglądając przerażony na potwora. Najwidoczniej pragnął zaimponować swoją odwagą, przekonać swoich ludzi, że jest godzien walki razem z nimi. Albo…
Albo pragnął zaimponować kobiecie.
Młoda, może kilkunastoletnia dziewczyna, wskoczyła między Zhalię a drakona. Osłoniła mężczyznę własnym ciałem, podczas gdy z jej oczu leciały łzy. Kaer Natherinka nie mogła się napatrzyć na nią.
Ta kobieta była po prostu piękna.
***
Następne, bardzo długie lata, Zhalia spędziła na obserwacji ludzi z daleka i szkoleniu swojej magii śmierci. Uczyła się magii, uczyła się nekromancji, a “w wolnej chwili” próbowała zrozumieć istoty ludzkie. Nikt z jej dawnej “rodziny” nie skontaktował się z nią. Ile jeszcze mogła wypełniać swoją misję? Rok? Tysiąc lat? Nie wiedziała.
Wszyscy mieszkańcy ziemi wykazywali jednak jedną cechę, okazywaną na wiele sposobów: chciwość. Wszyscy chcieli pieniędzy, wszyscy chcieli wysokiej pozycji, wszyscy chcieli być naj - najmądrzejsi, najpiękniejsi.
Zhalia nie potrafiła zrozumieć kilku rzeczy; dlaczego? Po co? Jaki to wszystko ma cel? Obserwowała ludzi latami, lecz nie znalazła odpowiedzi. Dopiero długo, długo potem postanowiła zrobić coś, co bardzo odmieniło jej życie. Musiała wykorzystać do tego swoją ulubioną dziedzinę magii i doszkolić się w jeszcze jednej.
Żeby zrozumieć człowieka, trzeba być człowiekiem. A przynajmniej wyglądać i poczuć się jak on.
989 lat temu
Minęły długie lata. Nauka Zhalii postępowała tak dobrze, jak kobieta sobie to wyobrażała. Opanowała nekromancję na bardzo wysokim poziomie, co testowała w środku nocy - kiedy najmniej osób kręciło się w okolicy.
Kaer Natherinka poczuła nie lada satysfakcję, gdy kolejny trup stanął przed nią i uśmiechał się, dokładnie tak, jak mu nakazywała Zhalia. Kobieta szybko przystąpiła do działania - wycięła na ramieniu zmarłego specjalne symbole, które zapobiegały rozkładaniu się ciała, a następnie zabrała to ramię. Następnie skupiła się mocno i nagięła rzeczywistość tak, jak tego pragnęła - aby ręka dopasowała się do jej własnego ciała.
Zadziałało.
Teraz mogła używać ramienia truposza jak swojego własnego. Jakby to od zawsze było jej ramię. Jednak Zhalii coś nie pasowało - a mianowicie, monstrum, które przywołała, znajdowało się już w pewnym stadium gnicia. Lekko żółtawa skóra i widoczne ślady po robactwie przeszkadzały kobiecie. Ludzie już się jej obawiali, co dopiero, jak zacznie chodzić jako prawdziwy żywy trup.
Demonica jednak nie wiedziała, że już w tej chwili doświadczała niezwykle ludzkiego uczucia; chciwości.
A chciała być tak piękna jak tamta kobieta.
Studiowanie tylu dziedzin magii opłaciło się - dzięki magii mogła połączyć swoje nowe ciało w iluzji, która upodabniała ją do ludzi niemal w idealnym stopniu. Problemem stały się jednak proporcje - Zhalia mogła stworzyć idealne ciało, idealną iluzję, lecz nie mogła żyć w tej perfekcji ze swoim Kaer Natherinowskim wzrostem, odorem, brakiem ust…
Mogła wymienić swoje części ciała na ludzkie, lecz nie wiadomo, ile potęgi by przez to straciła. I nigdy nie osiągnęłaby takiej perfekcji.
Musiała znaleźć inny sposób. Mniej inwazyjny. Musiała być piękniejsza niż inni.
***
Morderca z Demary. Valladoński rzeźnik. Krwawy zabójca z Efne. Mimo tego że Zhalia nabyła bardzo dużo nowych określeń (zaczęło się od "potwora" i "tej bestii z trupim spojrzeniem"), nie poczuła się przez nie urażona. Wręcz przeciwnie - upodobała sobie nawet jeden. "Kolekcjonerka ciał". Zawsze, kiedy potrzebowała zdobyć kolejną część ciała, zostawiała za sobą trupy. Na dodatek demonica była bardzo wybredna - kiedy któraś część ciała nie pasowała do innej, nowo nabytej, koniecznie musiała ją dopasować, a to równało się z kolejnym morderstwem. Kolejną kradzieżą. Ludzie tak szybko się wykrwawiali... A zdolności walki i kreomagowania kobiety polepszały się co ofiarę.
A po wielu, wielu latach, Zhalia w końcu zrozumiała, dlaczego ludzie pragną piękna. Później jednak zechciała więcej i więcej...
Aż nie znalazła mężczyzny o najszczerszym, najmilszym sercu, jaki mógł żyć w tym okrutnym świecie. Ten człowiek okazał jej tyle dobroci, której nie objawiał nikt inny. Pomógł Zhalii, kiedy podróżowała już długi czas, zaprosił ją do siebie.
Kaer natherinka wyrwała mu to cudowne serce. I zechciała go jako własne.
Magia życia wymagała ogromnej wiedzy. Zhalia z pomocą swych dawnych nauk mogła tak naprawdę zrobić wszystko - nawet stworzyć nowe życie, coś, czego nikt jeszcze nie wykreował. Istotę o najczystszym sercu, najwspanialszą...
Perfekcyjnego człowieka. Właśnie do tego dążyła przez wiele, wiele kolejnych lat.
***
600 lat temu.
I oto powstała. Po wielu, wielu latach przed oczami Zhalii jawiła się jej idealna powłoka, jej idealne ubranie, perfekcyjne ja. Kaer Natherinka nie mogła napatrzeć się na swoje dzieło - ludzkie ciało, stworzone z najpiękniejszych części innych person. Cudowna głowa, skradziona kobiecie o niesamowicie jasnych blond włosach. Idealne rysy twarzy, tylko odrobinę zmodyfikowane przez demonicę.
I to ciało. Długie nogi o dość konkretnych udach, piękne wcięcie w talii, delikatne, acz silne ramiona. Im dłużej Zhalia spoglądała na swoją idealną lalkę, tym bardziej pragnęła nią być.
Swoją świadomość przenosiła za pomocą magii umysłu. Długo ćwiczyła tę magię w momencie, w którym uczyła się nekromancji - aby móc kontrolować zmarłych od środka.
Zhalia była człowiekiem. Przez pierwsze pięć minut w nowym ciele biegała wokół, skakała i śpiewała - była człowiekiem o idealnym ciele, najczystszym sercu i nieśmiertelnym. Chwilę później jednak jej świadomość została cofnięta do ciała kaer natherinki. Szok kobiety szybko minął, kiedy zrozumiała, że jeszcze długa droga przed nią.
***
Mimo że w teorii Zhalia była człowiekiem, w głębi nie potrafiła porzucić swojego kaer natherińskiego "ja". Chociaż uważała się za kogoś o najszczerszym sercu, nadal mordowała w poszukiwaniu coraz to piękniejszych części ciała. Dopiero wtedy Otchłań postanowiła się odezwać...
- Zaehr Thora. - Głos tak znany jak wczorajszy sen pobudził zmysły Zhalii. Kobieta uśmiechęła się w duchu, po czym odwróciła się, aby ujrzeć swego dawnego mentora.
- Ymier - rzekła cicho. - Jak wspaniale, że postanowiłeś mnie odwiedzić. Przybyłeś po raport?
Mężczyzna tylko skinął głową. Nie wzruszył go nawet upadek ciała swej podopiecznej, choć późniejsza reakcja na wychodzącą zza drzew kobietę pozostawiała pewne wątpliwości co do braku emocji u demonów tejże rasy.
Ymier wzdrygnął się, a jego twarz, będąca wiecznie bez wyrazu, zdawała się zniesmaczona. Zhalia nie zwracała na to uwagi, a tylko obróciła się w swoim ludzkim ciele trzykrotnie, śmiejąc się głosem słowika i mrużąc oczęta.
- Patrz, do czego jestem zdolna, Ymier! - wykrzyczała. - Jestem człowiekiem. Jestem najlepsza, najpiękniejsza!
Demon zamilkł. Spoglądał na kobietę chłodno, aby następnie przemówić:
- Zapomniałaś, skąd pochodzisz, Zhalio.
To był ostatni czas, kiedy widziała swojego mentora.
***
300 lat temu.
Zhalia nie zamierzała zaprzestać eksperymentów oraz badań. Skoro mogła stworzyć ludzkie ciało, chciała sięgnąć wyżej i sprawić, aby narodziło się coś nowego za jej pomocą. Coś, czego jeszcze nie było.
Gdy jednak przez tyle lat nie próbowała sie ukrywać, znalazł ją i on. Kobieta nigdy nie poznała jego imienia, dla niej był wyłącznie Starcem, który ledwo przemieszczał się z laską. Spotkali się na polu pełnym krwi - albowiem ciał już dawno nie było. Zhalia trzymała w dłoniach nowy nabytek - drobną stópkę, najpewniej najdrobniejszą, jaką w życiu widziała. Starzec oskarżył ją o liczne zbrodnie. O kradzież, o konszachty z samym piekłem, o liczne morderstwa...
- Phi - bąknęła kaer natherinka. - Nawet mi się nie przydasz. Ale zgiń. - Machnęła ręką, w której znajdowała się dawno temu skradziona kosa, lecz mężczyzna, o dziwo, uniknął jej ciosu. To zaskoczyło kobietę, aczkolwiek nie tak bardzo, jak to, co wydarzyło się później.
- Nigdy nie ujrzysz już piękna - po tych słowach Starzec zaczął bardzo szybko poruszać ustami. Zhalia nie słyszała nic, nic nie mogła odczytać, lecz im dłużej spoglądała na mężczyznę, tym bardziej bolały ją oczy. Krzyknęła.
I już nic nie widziała.
***
100 lat temu.
Tymczasowe wysyłanie świadomości do lalki, do trupów pozwalało jej na chwilę odzyskać wzrok - zupełnie jakby klątwa działała od nowa. Niestety, nie mijało dziesięć minut, a kobieta ponownie była ślepa. Nauczyła się słuchać i zrozumiała, dlaczego dawno temu Ymier nie nazwał jej Zaehr Thorą.
Nie uznawał Zhalii za jedną z nich.
Od tej pory kobieta była zdana wyłącznie na siebie. Pragnęła znaleźć sposób na złamanie klątwy, ponieważ bardzo jej przeszkadzała w spełnianiu swego celu. W tym czasie potrafiła już wytrzymać w ludzkiej powłoce dobre kilka godzin, a także wdrożyła się w świat i kulturę alarańskiego ludu niemal perfekcyjnie.
***
Obecnie.
- Zhalia Zaehr zgłasza się do twych usług, wasza wysokość. - Kaer natherinka nie dygnęła, nie ukłoniła się. Patrzyła na króla swym niewidomym spojrzeniem zupełnie tak, jakby mogła zobaczyć jego wnętrze.
Dwór spoglądał na nią. Świdrowali wzrokiem kogoś, kto mimo ślepoty był najbardziej pożądanym magiem w tej części ziemi.
- Wasza wysokość nie musi się zgadzać na tego maga. Znajdziemy takiego, który jest w pełni sprawny - odezwał się jeden ze strażników. Nie minęła sekunda od zakończenia tego zdania, a Zhalia już trzymała kosę przy jego szyi.
- Zapewniam, że jestem dużo lepszym magiem od "w pełni sprawnego" - oznajmiła Zhalia z uśmiechem, spuszczając głowę. - Trzymaj te osądzające oczęta z daleka. Dobrze ci radzę.