„Nic nie jest dobre ani złe w próżni. Tylko kontekst nadaje zarówno przedmiotom jak i istotom żywym to, co my postrzegamy jako dobro a zło.” - Fragment filozoficznej debaty podczas jednego z wykładów wewnątrz Twierdzy Czarodziejek, data nieznana.
~~~
Wprowadzenie – Pierwsze tchnienie
~~~
Deimos został stworzony nie z miłości, a jako narzędzie.
Nie był to wielki sekret, wiedza ta bowiem była już w jego umyśle, gdy po raz pierwszy zrozumiał on fakt swojego istnienia. Nie znaczyło to jednak, iż nie pragnął on być wolny. Jego serce już od pierwszego serca biło swoim własnym rytmem, a skrzydła jego pragnęły zaprowadzić go tam, gdzie jego piekielna dusza pragnęła być. Chciał własnymi szponami wyryć swoje przeznaczenie, a swoimi ustami opowiedzieć swoją własną historię, a nie wolę Księcia Ciemności. To jednak nie było mu dane, nie teraz. Dopiero co powstał, a rozumiał różnice między swoją własną potęgą a praktycznie niemożliwą do opisania mocą tego, który go powołał do życia. Dlatego też, bez wątpienia podobnie jak wielu jego braci przed nim, ukląkł on i złożył przysięgę, która pozostawiła na jego języku smak goryczki. Jego istnienie nie było unikatowe. Nie był wybrańcem, a ledwie jednym z wielu. Dlatego też również jego przysięga była prosta: “Moje ręce, twymi rękoma”, wypowiedziane w czarnej mowie. Tyle wystarczyło, aby zniewolić jego istnienie do woli tego, który go utworzył. Tatuaż, będący permanentnym zapisem tej przysięgi, wyrył się na wnętrzu jego dłoni, przez co każda czynność, którą wykona diabeł, na zawsze byłaby splamiona przez wolę Mrocznego Pana.
Ledwie piekielny tatuaż zabłysnął swoim własnym światłem, a Deimos został odrzucony na bok, z rozkazem co by udać się do świata śmiertelników i szerzyć zło wszelakie, co by napełniać dusze grzechem i sprowadzać je na drogę wiecznego potępienia. Jego istnienie było ledwie skutkiem ubocznym tego, czego pragnął władca piekielnych czeluści. To właśnie ta myśl sprawiła, że gdy tylko pojawił się w świecie żywych, a portal do piekieł zanikł, to wykrzyknął w akcie pierwotnego gniewu, zaprzysięgając, iż odnajdzie on sposób, aby nadać swojemu istnieniu sens, a także, aby uwolnić swoją duszę od piętna kontraktu, co by dłonie jego przestały być spętane mocą nieczystą do kogoś, komu nawet na nim nie zależało.
~~~
Rozdział Pierwszy – Pierwsze spojrzenie
~~~
Widok pierwszej istoty nienależącej do piekła, bez względu na to jakkolwiek eteryczna i niematerialna ta być się zdawała, w połączeniu z tym, jak bardzo zaskoczony był obecnością innej istoty w miejscu jego przybycia na Alaranie, sprawiło, iż Deimos odruchowo rzucił się w stronę ów sylwetki, która w obecnej formie zdawała się bardziej przypominać nieskalaną ciałem duszę, niż istotę żywą. Jednak ani jego skrzydła, ani szpony nie pozwoliły mu uchwycić tej, którą po chwili namysłu zidentyfikował jako Maie, dziecko matki natury.
Przez sekundę miał w głowie myśl, co by zignorować ów istotę. Jego celem powinny być rasy ludzkie i bliskie im istoty, z mięsa i kości i niezwykle podatne na zejście na drogę grzechu. Jednak natychmiast wybił to sobie z głowy, gdy jego niedoszła ofiara zachichotała, jakby fakt, iż ściga ją łowca dusz był dla niej zabawą w berka. Z urażoną dumą i poczuciem, iż zostało mu rzucone wyzwanie, powrócił więc do ścigania maie, a z mijanymi godzinami Deimos zaczął coraz bardziej czerpać przyjemność z gonitwy, z czasem bowiem dotarło do niego, iż brak sukcesu nie miał konsekwencji, a czas spędzony na gonieniu istoty o melodyjnym głosie zdawał się zapisywać w jego wspomnieniach jako niezwykle przyjemny. Były chwile gdy tracił całkiem Maie z oczu, wtedy też odkrywał on miejsce, w który zagoniła go Maie, a gdy znajdywał ślady cywilizacji, zaczął prowadzić swoją misję sprowadzania śmiertelnych na drogę moralnej zguby.
Z początku, zgodnie ze swoim instynktem, przyjmował on formę śmiertelnika i próbował sprytem i podstępem dokonać swojej misji. Bardzo szybko jednak zyskał odrazę do tego, nie miał on bowiem ani krztyny cierpliwości do osobistego użerania się z tymi istotami. W przeciwieństwie do Maie, która nigdy nie opuszczała jego myśli, były to istoty brudne, brzydkie i barbarzyńskie. Dlatego też porzucił ideę wtapiania się w tłum. Zamiast tego odszukał on w swojej duszy magii, jaką czuł w sobie już od pierwszego momentu istnienia. Gdy tylko ją odnalazł, uchwycił ją i oddzielił swoją własną potępioną duszę od fizycznego ciała, które pozostawił w bezpiecznym miejscu, gdzie leżało niczym marionetka bez sznurków. Jego astralna projekcja tymczasem zaczęła nękać tych o słabej woli, jego głos rozbrzmiewający w ich głowie, skłaniający ich do coraz to większego zła. To, to było coś, co Deimos mógł robić godzinami. Czasami był subtelnym, cichym głosem, który przechylał szalę niezdecydowania na swoją korzyść. Innym razem był on nieustępliwą myślą, rozbrzmiewającą na okrągło w czyjejś głowie. Czasami też stawał się krzykiem gniewu i impulsywności, pchając tych na skraju złamania w czeluści błędnych decyzji.
Bez względu na to ile czasu minęło, maie zawsze wracała. A on zawsze za nią gonił, zabawa w kotka i myszkę, którą zarówno on, jak i ona, chcieli prowadzić bez końca. Z czasem ich relacja stała się czymś głębszym, i tak samo jak maie zaczęła odnajdywać swoją fizyczną formę, tak samo ich gonitwa nabrała charakteru. Bywały dni, gdy on zakradał się za nią. Bywały dni gdy serca ich biły szaleńczo, a świat dookoła stawał się rozmytą, nieistotną smugą. Były też nieliczne chwile, gdy spędzali czas razem, a gonitwa odchodziła zapomnienie. Po pewnym czasie pojawił się dialog, dzięki czemu poznali swoje imiona. Zaczęli wymieniać się doświadczeniami i tym, co robili, gdy drugiej osoby nie było obok. Sam Deimos nie krył się z tym, za co uważał rasy śmiertelne - zrodzone do czynienia zła pasożyty, kryjące swoje prawdziwe intencje pod zasłoną cywilizacji. Z tego też powodu, mimo zrozumienia, iż daremny to trud, spróbował uświadomić Maie o tym, iż zadawanie się z ludźmi sprowadzi jej tylko smutek i cierpienie. Czuł on swego rodzaju sentyment do istoty, która towarzyszyła mu już od pierwszych jego chwil w Alaranii. Specjalnie dla niej wielokrotnie na jej oczach czynił swoje kuszenia, pokazując słabość ludzkiego umysłu. Ona wciąż była uparta, lecz Deimos wiedział, iż prędzej czy później, czy tego chce czy nie, naturianka zrozumie jak wielki jest błąd, który popełnia.
~~~
Rozdział Drugi – Pierwsze Łzy
~~~
Konfilkt między ludźmi, których Europa tak wielbiła, był nieunikniony. Nie trzeba było znać przyszłości, by o tym wiedzieć. Sam Deimos pewnie nie byłby potrzebny, aby do niego doszło, choć fakt, iż był często w okolicy, oznaczał, iż przynajmniej ułamek toczących się walk został zaiskrzony przez działania piekielnego. Naturianka naiwnie ruszyła w sam centrum tego chaosu, próbując zaniechać dalszych walk. Łowca dusz obserwował jej działania, ignorując okazje, jaką był otwarty konflikt, podczas którego to łatwiej byłoby mu sprowadzić członków obydwu stron do grzechu. Takich walk będzie jeszcze wiele, zaś okazji na to, by złamać ducha i wiarę Europy w ludzkie istoty? To już była rzecz, która mogła zdarzyć się tylko raz, dlatego też latał wysoko nad nią, obserwując z bezpiecznej odległości. Patrzył na każdą kolejną jej porażkę, lecz nie czuł radości z tego. Zamiast tego jego twarz wykrzywiał coraz mocniej grymas zadowolenia, gdy naturianka zyskiwała coraz to kolejne rany, mimo tego, iż była jedynie postronną osobą w tym, co toczyło się na ziemi. Czekał niecierpliwie, aż ta uświadomi sobie swoją pomyłkę i ucieknie w bezpieczne miejsce, lecz ona, zamiast tego, załamała się kompletnie, padając na kolana na drodze dwóch fal wojowników, które nie zważały na nic nieznaczącą przeszkodę.
Nie myślał nad tym co robił. Po prostu poszybował w dół, a chwilę później znajdywał się z powrotem wysoko nad polem bitwy, tyle że z zapłakaną naturianką w jego ramionach.
- Miałeś rację – Jej głos był jak stłuczone szkło, delikatny, ale jakże bolesny. Deimos aż mocniej przycisnął jej skulone ciało do swojego.
- Jakoś nieszczególnie mnie to teraz cieszy – Przyznał szczerze. To, że nieomal stracił jedną istotę, która umilała mu każdy dzień, nie było powodem do radości. Wręcz przeciwnie, serce jego ściskało uczucie, o którym postanowił, póki co nie myśleć.
- Co… Co teraz będzie? Nie chce tam wracać – I łowca dusz nie pozwoliłby jej wrócić, a przynajmniej nie po to, aby daremnie próbować zaniechać ten konflikt tak jak wcześniej to próbowała. Nie, jeżeli ona faktycznie chciała, żeby przestali, potrzebne były bardziej stanowcze metody, co dało piekielnemu niezwykle podstępny pomysł.
- Niech natura odbierze co swoje – Użył tonu, który by zazwyczaj skorzystał przy manipulowaniu ludźmi. Stanowczy szept, po części rozkaz, po części sugestia. Jedyną różnicą było to, że zamiast podawać się za cudzą podświadomość, mówił to jako… przyjaciel naturianki, choć sama myśl o tym, iż są przyjaciółmi, ponownie ścisnęła mu serce w sposób, który zdawał się równie obcy co nienaturalny.
Oh, jego słowa uwolniły coś w naturiance. Wylądowali nieopodal, a gdy maie stanęła na własnych nogach, jej magia rozbrzmiała przez żywioły tego świata. Jej gniew stał się furią ziemi, aż ta zatrzęsła się tak, jak drżały zaciśnęte pięści. Jej łzy stały się nawałnicą niebios, a deszcz. który skąpał jej ofiary. przynosił nie życie, a ból i cierpienie. Europa, a co za tym idzie żywioły, które kontrolowała, uspokoiła się, dopiero gdy wszyscy ludzie umarli. Cisza, jaka panowała, była równie niesamowita co widok pobojowiska, jaki maie zostawiła, jakby sama matka natura zaniemówiła w obliczu takiej furii u jednego ze swoich dzieci. Deimos szczerze mógł powiedzieć, iż nie wiedział, czy widok ten przerażał go, czy zadowalał, nie sądził bowiem iż tak potężna magia mogła drzemać w kimś tak… miłym.
- Chodźmy – Była spokojna jak ocean, na którego dnie leżały setki statków, tak oto bowiem na jej sumieniu były już tysiące ofiar, a ona zdawała się niewzruszona.
- Ale… dokąd? - Zapytał aż, nie wiedząc, jak wielkie mogą być jej ambicje. Co będzie jej następnym celem? Okoliczne wioski? Miasta? Całe państwa? Cokolwiek ona zdecyduje, Deimos czuł, iż chciał, nie, pragnął być tego świadkiem. Pragnął towarzyszyć jej w odkryciu tej nowej, brutalnej osobowości, która właśnie się w niej zrodziła.
- Za horyzont – stwierdziła. Następnie chwyciła piekielnego za rękę i razem ruszyli przed siebie.
~~~
Rozdział trzeci – Pierwsza strata
~~~
Przemierzyli wiele krain, wspólnie, gonitwa dawno zapomniana. Deimos znajdywał w ludziach to, co najgorsze i sprawiał, iż całe to zło i grzech mogły ujrzeć światło dzienne. Dzięki temu karmił gniew naturianki, przekonanie, iż śmierć to jedyne, na co zasługują istoty ludzkie.
Razem tworzyli kataklizm. Jego przybycie było falą konfliktu, przemocy i ogólnie pojętego zła, a gdy tego było wystarczająco dużo, świat walił się im na głowy, żywioły niczym żywe pochłaniające tych, którzy oddali się niegodziwościom i złym decyzjom. Oczywiście, z czasem ludzie zaczęli zauważać, iż przed ów kataklizmem zawsze pojawia się para istot, jeden piekielny i jedna istota o nietypowym wyglądzie, która musiała być jedną z Maie. Wiele wiosek i miast przemierzyli, i za każdym razem Deimos i Europa odnajdywali jedynie podatne na chciwość i gniew istoty niegodne litości. Piekielny był w swoim żywiole, w czasie gdy naturianka była coraz bardziej przekształcana przez brutalne realia, na które była wystawiana. Łowca dusz przede wszystkim był dumny, iż u jego boku nawet naturianka zaczęła oddalać się od swojej wrodzonej natury jako łagodna istota, lecz było w ich relacji też coś, co sprawiało, iż cieszył się on jej obecnością bez zważania na okoliczności.
Niestety, ślad zniszczenia, który za sobą pozostawili, w połączeniu z faktem, iż niebianie to uparte istoty szkolone w tropieniu piekielnych sprawiło, iż ta złowieszcza sielanka nie trwała długo. Z początku para walczyła, lecz każda kolejna walka była coraz brutalniejsza, rany coraz gorsze. I choć Deimos był gotowy na swoje własne unicestwienie, to jednak nie potrafił sobie wyobrazić tego samego losu dla istoty, którą gdzieś po drodze zaczął darzyć miłością. Dlatego też musiał ją opuścić, to jego bowiem ścigali niebianie, a maie, gdy już będzie samotna, bez problemu zdoła się ukryć i odzyskać wolność niezmąconą przez codzienną ucieczkę przed siłami niebios.
- Musimy się rozdzielić – Głos deimosa był zmęczony. Nadchodził poranek, a mijająca noc miała byc dla niego ostatnią nocą w objęciach istoty, dla której byłby w stanie zrobić wszystko. Pozostawała mu tylko nadzieja, że ta rozłąka nie będzie wiecznością.
Europa, jak na impulsywną kobietę przystało, chciała walczyć o ich miłość. Ale to nie był czas na walkę, dlatego też ale delikatnie położył palec na jej ustach i kontynuował.
- Dla twojego… Dla naszego bezpieczeństwa. Razem jesteśmy łatwym celem. Ale nie martw się najdroższa. Jeszcze kiedyś się zobaczymy. Gdy będziemy wystarczająco silni, aby zawalczyć o naszą przyszłość – Skradł jej ostatni pocałunek, a następnie otworzył bramy do piekła, gdzie planował zaszyć się przez lata, stulecia, nawet jeżeli zaszłaby taka potrzeba. Pożegnanie było pełne łez ze strony naturianki, ale nawet on sam był zasmucony nadchodzącą rozłąką. Lecz w momencie, gdy był już w połowie po drugiej strony portalu…
Ból.
Jego własny krzyk przeciskający się przez zaciśnięte usta.
Ostatkiem świadomości poczuł, jak jego ciała spada resztę drogi przez zamykający się portal, oraz to, jak jego najdroższa krzyczała z rozpaczy.
A potem… ciemność.
~~~
Rozdział Czwarty – Pierwsza Krucjata
~~~
Tylko fakt, iż portal od początku skierowany był w cichy i odosobniony zakątek piekła, sprawił, iż nie ściągnął na siebie uwagi swoich piekielnych pobratymców, którzy może i by go uratowali, ale za cenę resztek wolności, których Deimos nie byłby w stanie poświęcić.
Zamiast tego, skryty pośród przedwiecznego ognia i pozbawionych życia skał, Deimos leżał skulony w samotności w kałuży własnej nieświętej krwi. Zaciskał on drżące ręce na błogosławionej strzale wystającej z jego prawego boku. Ktokolwiek w niego trafił, musiał być znakomitym strzelcem, grot bowiem znalazł drogę między jego żebrami i wbił się w płuco, w wyniku czego każdy oddech był ciężki, a każdemu wydechowi towarzyszył kaszel pełen krwi. Mało tego, błogosławiona broń paliła go żywcem tak długo, jak była w kontakcie z jego ciałem. Prawde mówiąc, ból był niewyobrażalny, a dłonie jego, którymi próbował wyciągnąć uświęconą broń, płonęły świętym ogniem.
Śmierć zdawała się litością, w porównaniu do cierpienia, które właśnie przeżywał. Była część jego, która była gotowa wypuścić strzałę i pogodzić się ze swoim losem. Ale za każdym razem gdy był blisko poddania się, w jego głowie rozbrzmiewał głosy Europy. Przypominał sobie, iż ona wciąż tam jest. Wciąż jest i czeka. A on obiecał jej, że powróci. Wtedy też, wbrew bólu, wbrew utraconym siłom, zaciskał on zęby i z krzykiem na ustach wyciągał strzałę coraz bardziej z krwawiącego krateru, jaki ta po sobie zostawiła.
Ból, jaki został mu zadany, był niczym w porównaniu do bólu, jaki czuł w sercu na myśl o pozostawieniu Maie w samotności.
Krew, jaką stracił, nijak się miała do tego, co był gotowy utracić, by usłyszeć głos Europy po raz kolejny.
Ogień święty, który trawił go od wewnątrz, zdawał się zimny w porównaniu do płomienia miłości, który czuł na myśl o swojej ukochanej.
Następne kilka tygodni zlały się, wola przetrwania i szaleńczy ból napędzały go mimo rany, która powinna go zabić. Pierwszych piekielnych, których spotkał, wyrżnął w pień tą samą strzałą, którą sam został zaatakowany, a gdy spotkał kolejnych, pokryty posoką poprzednich, zdołał ‘wynegocjować’ na tyle zapasów, by utrzymać swoje ciało nie przy życiu, a na wąskiej linii między bólem a śmiercią. Mimo tego Deimos stał się terrorem tej części piekieł, każdy, kto stanął mu na drodze albo zginął, albo uciekł z życiem w zamian za drobne przysługi. Lecznicze mikstury, zaklęcia mające oczyścić ranę ze świętej magii. Zaklęte płótno, dzięki któremu mógł nosić niebiańską strzałę, swoją prowizoryczną broń, bez dalszego kaleczenia swoich rąk.
Gdy tylko stan jego stał się stabilny, a każdy dzień z walki o przetrwanie stał się bolesną tułaczką, zaczął on niezwykle powolny proces odzyskiwania sił. Miesiącami odszukiwał sposobów zarówno na pełne uleczenie swojej rany, jak i również na odzyskanie dawnych sił. Czasami wymagało to zabicia tych, którzy bronili swoich skarbów. Innymi czasami były to drobne przysługi - nigdy nic, co by zadłużyło go, tylko rzeczy które mógł natychmiast odpłacić. Nie opuszczał przez ten czas Piekła ani na chwilę. Obawiał się że ci, którzy oryginalnie go wytropili, wciąż czailiby się by na niego. Dlatego też miesiące zmieniły się w rok, a rok zmienił się w długie lata. Niemal dwadzieścia pięć lat ciągłej tułaczki po piekle pozwoliło mu nie tylko odzyskać dawne siły, ale także uzyskać wiedzę, doświadczenie i moc, dzięki której mógł spełnić swoją obietnicę.
Poraz pierwszy od ćwierćwiecza, Deimos otworzył przed sobą portal do świata żywych. Wybrał to samo miejsce, gdzie spotkał Europę, lecz nie zasmucił się, gdy jej tam nie spotkał. Dwadzieścia pięć lat to długi czas, nawet dla istot takich jak maie. Zamiast tego uśmiechnął się, widząc przed sobą miejsce, które obudziło w nim wszystkie cenne mu wspomnienia.
Teraz już nic nie stało mu na drodze, by powrócić do tej, u boku której chciał zobaczyć jak świat staje w ogniu.
~~~
Rozdział Piąty– Czasy obecne
~~~
…