Oglądasz profil – Ka'zah'stane

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Ka’zah’stane "Kazik" Kantri
Rasa:
Nordyjczyk
Płeć:
Mężczyzna
Wiek:
43 lat
Wygląda na:
43 lat
Profesje:
Inna, Chłop
Majątek:
Zasobny
Sława:
Rozpoznawalny

Aura

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Ka'zah'stane
Grupy:

Skontaktuj się z Ka'zah'stane

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Rejestracja:
3 miesiące temu
Ostatnio aktywny:
1 miesiąc temu
Liczba postów:
1
(0.00% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Księga Boskich Praw
(Posty: 1 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Prośby o sprawdzenie KP
(Posty: 1 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:silny, wytrwały, odporny
Zwinność:niezbyt zręczny, powolny, dokładny
Percepcja:dobry wzrok, dobry słuch, wyostrzony węch, wyostrzony smak, wyostrzone czucie, pozbawiony zmysł magiczny
Umysł:niezbyt bystry, niezbyt błyskotliwy
Prezencja:nieokrzesany, szarak

Umiejętności

Hodowla koniEkspert
Bestiologia - KoniowateEkspert
JeździectwoBiegły
PolowanieZaawansowany
PrzetrwanieZaawansowany
Pisanie i CzytanieOpanowany
Targowanie sięOpanowany
WspinaczkaOpanowany
HandelPodstawowy
RytualizmPodstawowy
SzamanizmPodstawowy
Śpiew (plemienny)Podstawowy
Taniec (plemienny)Podstawowy

Cechy Specjalne

Dziedzictwo NordyjczykaRasowa
Jak na nordyjczyka przystało, jest on ogromny, chłód mu nie straszny a żołądek jego pozwoliłby mu rywalizować pod względem aptetytu z mniejszym smokiem, a pod względem tolerancji alkocholu z największym z krasnoludów.

Magia:

Nowicjusz

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

Ka’zah’stane ma przede wszystkim wielkie serce, miłość bowiem to było pierwsze, co zaznał w tym świecie, a co towarzyszy mu po dziś dzień. Nic więc dziwnego, iż odwzajemnia ją z każdym dniem. Kocha on swoją matkę i jej plemię, jego rodzinę wędrującą z nim po świecie, żywych. Kocha on swojego ojca, zarówno jako wspomnienia i umiejętności, które dzięki niemu ma, jak i również w rzeczach, które po sobie zostawił, gdy dusza jego odeszła w głąb wiecznej śnieżycy. Wielbi on także konie, zarówno mustangi towarzyszące jego rodzinie, jak i wszystkie inne gatunki i osobniki, które dane mu było spotkać. Wychował się wśród nich, nic więc dziwnego, że widział je na równi z istotami rozumnymi. Poza kwestiami sentymentalnymi jest on także w podziwie wobec ich siły i majestatu, choć nawet w ich słabościach widzi on dowód na to, iż są one stanie przezwyciężyć nawet swoje własne ciało gdy jest to potrzebne.

Poza tymi, dla których bije jego serce, jest on także zdolny docenić Matkę Naturę i jej dary. Od cudownych widoków z gór, na których się wychował, po przeszywający ciało ziąb na ów góry zapadający, wszystko to przyjmował z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. Gdy zaczął podróżować po Alaranii, najpierw z ojcem, a później samotnie gdy jego zabrakło, odkrył on inne cuda matki natury, od leśnych gęstwin pełnych życia po dudniące wiatrem równiny. Momentami także miał on okazje napawać się dziełem istot takich jak on, od ogromnych miast, po dzieła sztuki i architektury, które zapierały dech w piersiach. Akt stworzenia, nawet jeżeli pozbawiony dotyku Zielonej Matki, także był godny podziwu dla nordyjczyka.

Niestety, wraz z podróżowaniem poza odizolowane górskie szczyty, odkrył on także tych, przez których odczuł on ból, żal, a nieraz i gniew, jakiego nigdy wcześniej nie miał okazji doznać. Naiwni, gardzący bogactwem natury lub marnującym potencjał tejże. Chciwi, niezdolni do empatii lub też niechętni do jej okazania. Okrutni, wobec tych, których uznawali za mniej ważnych od siebie, bez względu na to czy chodziło o zwierzęta, czy inne rasy zdolne do Mowy Wspólnej. A także i ci, których nie warto było określać, którzy to niszczyli i zabijali, przez których to świat bezcelowo tracił to, dzięki czemu był tak piękny.

Mimo tych mrocznych aspektów rzeczywistości, Ka’zah’stane wciąż wierzy w dobro i wszystko, co z dobrem związane. Choć nie dane mu było jeszcze spotkać tej, którą mógłby okazać swej matce jako swoją wybrankę, to nie traci on nadziei. Wierzy on, iż kiedyś Zielona Matka uśmiechnie się ku niemu i poprowadzi go ku tej, z którą chciałby spędzić najdłuższą z zamieci.

Pod względami religii, wiara Ka’zah’stane ściśle podąża za wierzeniami plemienia jego matki. Wielbi on Matkę Naturę i wszystko, co z niej wywodzi, w tym także dzieła tych, którzy z jej łaski zostali narodzeni, bez względu na to czy zwą się satyrianami, czy też nie. Jest on świadomy istnienia innych religii, choć nie zagłębiał się nigdy w tajniki tychże, zamiast tego uznając postawę, iż każdy ma prawo do swojej wiary, tak długo gdy także uznaje taką samą zasadę wobec innych.

Choć słyszał wiele o magii, zarówno w legendach plemienia jak i podczas podróży przez Alaranie, to jednak nie posiada on ani daru magicznego, ani też nie jest na tyle uzdolniony i zmotywowany, aby za tajnikami magii podążać. Nie jest on także skory do wszelkiej walki, tak samo jak rodzice bowiem jest praktycznie pacyfistą i z tego samego powodu nie ciągnie go do rzeczy, które powodują cierpienie innych, przez co podąża on po dobrej stronie prawa.

Gdy widzi swoje odbicie w lustrze, Ka’zah’stane widzi przede wszystkim dziedzictwo swoich rodziców i miłość, jaką został otoczony. Dlatego też swoją wartość i samoocenę opiera na spełnieniu marzeń swojego ojca, jak i również na podążaniu za wartościami plemienia, w którym to wciąż jest jego matka. Z tego też powodu jest on krytyczny wobec błędów i pomyłek wykonanych przez siebie, szczególnie gdy wpływają one negatywnie na istoty w jego otoczeniu. Dla innych, szczególnie tych bardziej cywilizowanych, wydawać się on może na pierwszy rzut oka dzikusem, zarówno z wyglądu jak i pierwszego wrażenia, jednak każdy, kto go zapoznał czy to jako przyjaciel, czy partner biznesowy, wie, iż Ka’zah’stane jest przyjemnym i bezkonfliktowym fanatykiem hodowania koni, który całymi godzinami mógłby zachwalać się nad tymi zwierzętami, które dla niego są na równi z innymi rasami rozumnymi.

Gdy umysł jego nieskupiony na koniach, można odkryć inne ciekawostki o nim. Jego poczucie humoru jest dosyć specyficzne i sprowadza się do gadania w sposób, który można określić jako “szamańskie bzdety” w odpowiedzi na pozornie proste pytania innych. Gdy nie jest zajęty mieszaniem innym w głowach takimi pogawędkami, lubi on praktykować szamańską wiedzę przekazaną mu przez szamana plemienia. Robienie prostych totemów z drewna, odprawianie symbolicznych rytuałów czy śpiewanie plemiennych legend to tylko niektóre z rzeczy, na których można go przyłapać, gdy próbuje on zrelaksować się po męczącym dniu.

Wygląd

Mimo tego, iż ojciec jego był pół elfem, to jednak wzrost Ka'zah'stane został odziedziczony po matce, a być może nawet i po dziadku po jej stronie, mierzy on bowiem siedem i pół stopy wysokości (około dwa metry i dwadzieścia pięć centymetrów). Od dziecka nie brakowało mu ani jedzenia, ani aktywności fizycznej, dlatego też jego budowa to praktycznie stereotyp potężnego, umięśnionego nordyjczyka, którego ciało zahartowane zostało przez surowy klimat górski, a mięśnie ukształtowane przez ciężką pracę i nieustanny wysiłek. Nic więc dziwnego, iż waży on aż nieco ponad dwa i pół centara (około sto pięć kilogramów) i większość z tego to same mięśnie.

Po ojcu odziedziczył on zarówno uszy jak i kolor skóry, ten bowiem był w połowie mrocznym elfem, w wyniku czego Ka’zah’stane posiada szpiczaste uszy oraz ciemno-szarawą skórę, przypominającą niektóre odmiany gliny. Przez plemienne tradycje, jego włosy, oryginalnie czarne, zostały trwale przefarbowane na niebiesko, białka jego błękitnych oczu zaś zyskały żółtawy odcień. Na jego twarzy zaś wytatuowany został plemienny symbol feniksa w barwach, które naniesione zostały na jego oczy i włosy, zakrywając znaczną część jego środka i niemal całą prawą stronę jego twarzy.

Najczęściej spotkać go można w prymitywnych ubraniach ze zwierzęcych futer i skór, w których to podróżuje, choć okazjonalnie zastępuje on je koszulami i spodniami z tanich tkanin, które to kupuje podczas swoich podróży wtedy, gdy jego domyślne odzienie okazuje się zbyt ciepłe na klimat, do którego trafił. Podobnie ma się sytuacja z butami - surowe, od spodu obite grubą skórą a z wierzchu zawinięte ciepłym futrem trzewiki zdobią jego stopy gdy tylko nie jest na to za gorąco, a gdy temperatury są za wysokie, chodzi on boso, lub owija nogi w tanie szmaty, jeśli droga zbyt nieprzyjazna, by nogi pozostawić bez ochrony.

Nie przykłada on szczególnej uwagi do tego, jak jest postrzegany. Głos jego donośny, głęboki i silny, więc nieraz przestraszyć potrafi mniej gotowych na to ludzi, zaś jego generalna postura i kultura, choć nie agresywna i oburzająca dla innych, to jednak pozostawia wiele do życzenia dla osób, dla których takt i kultura to życiowe wartości.

Historia

„Nie musisz mówić językiem zwierząt, by je zrozumieć. Są żywą częścią Matki Natury, nasi bracia i siostry. Bądź więc wyrozumiałym rodzeństwem dla nich wszystkich. Daj im czas, uwagę i bądź dla nich, gdy cię potrzebują.” - wspomnienie z dzieciństwa Ka’zah’stane

~~~
Wprowadzenie – Końskie zaloty
Czasy przed narodzinami Ka’zah’stane
~~~


Początkiem miłości, dzięki której narodził się Ka’zah’stane, była upartość.

Jego matką była, Ka’sah’sina, Nordyjka, narodzona w skromnym plemieniu, które już wieki temu postanowiło odstąpić od cywilizacji i oddać się w objęcia Matki Natury. Domem jej były lodowe szczyty Thargornu, plemię jej bowiem było nomadyczne z natury i żyło od pokoleń u boku stada mustangów, które to były dla niej tak samo rodziną jak humanoidalna część plemienia. Zarówno ona, jak i jej bracia i siostry byli dzicy i wolni, bez względu na to czy mieli nogi, czy też kopyta. Każdy w plemieniu był swoją własną istotą, ludzką czy też nie, i robił w plemieniu to, co umiał robić najlepiej. Ka’sah’sine od zawsze czuła mocną więź ze swoimi parzystokopytnymi bliskimi, dlatego też już od młodu czuwała nad nimi, ofiarując im swoją pomoc czy to w chorobie, w głodzie czy przeszywającym chłodzie ich górskiego domu.

Ojciec, Abastane, zaś był mieszańcem, zrodzony z przelotnego romansu erravalki z mrocznym elfem. Wychowany w Valladonie przez samotną matkę reprezentującą najbiedniejszą klasę społeczną, jego dzieciństwo nie było pełne bogactwa, ale bez wątpienia nie brakowało w nim matczynej miłości. Jego najważniejszym momentem w dzieciństwie było, gdy wkradł się na teren turnieju rycerskiego i po raz pierwsze zobaczył Valladońskie konie rycerskie. Te majestatyczne stworzenia oczarowały go swoją siłą i wytrwałością, nic więc dziwnego, że jeszcze zanim stał się młodzieńcem, zaczął pomagać w stajniach, choćby za pół darmo, co by tylko mieć więcej okazji na ujrzenie koni wszelakich. Gdy był dorosłym, praca się opłaciła, zdołał bowiem zarówno swoim doświadczeniem, wiedzą jak i pieniądzem zaoszczędzonym wkupić się w łaski właściciela jednej z królewskich stadnin, gdzie hodowało się Valladońskie konie rycerskie. Spędził wiele lat, pracując tam, zarobkiem utrzymując swoją matkę i spełniając swoje marzenia. Jednak gdy matka umarła znienacka ze względu na chorobę, która musiała bezobjawowo trawić ją od lat, Abastane postanowił opuścić Valladon. Konie dalej były jego pasją, ale miasto stało się miejscem żałoby nad jedyną rodziną, dlatego też wyruszył w świat, marząc o tym, by zacząć hodować konie, które mogłyby konkurować, a nawet przerosnąć te hodowane w Valladonie.

Pół elf z początku błądził po świecie, szukając zarówno koni dorównujących jego ambicjom, jak i również miejsca, gdzie mógłby te hodować. Z pomocą plotek i opłaconych informacji znajdywał jedno lub drugie, lecz nigdy warunki nie były odpowiednie, a nawet gdy były, to ów konie lub ziemia, którą zamieszkiwały była w cudzym posiadaniu, a cena była albo zbyt wysoka, albo wprost odmawiano wszelkiej sprzedaży. W końcu, po kilku latach takiej tułaczki, plotki zaprowadziły go do gór Thargornu, gdzie mówiono o odciętej od cywilizacji grupie nordyjczyków, którzy to podróżowali po mroźnych szczytach w towarzystwie koni, które były w stanie galopować nawet w najcięższej burzy i najgrubszym śniegu. Zapuścił się więc tam i nieomal nie przypłacił życiem, nie był bowiem przygotowany na srogie warunki czekające go w górach. Abastane by pewnie został jednym z wielu zamrożonych trupów, gdyby nie właśnie plemie, które to poszukiwał, a które to znalazło go i pomogło mu powrócić do zdrowia.

W czasie, gdy szaman pomagał mu odzyskać siły i odzyskać czucie w kończynach, pół elf zapoznał zarówno samo plemię, jak i jego zwyczaje, Nordyjczycy bowiem nie ukrywali ani siebie, ani swoich zwyczajów, byli oni bowiem pokojowo nastawieni wobec kogoś, kto nie okazał im ani wrogości, ani agresji. Rzecz jasna to, co przykuło jego uwagę najbardziej, to towarzyszące plemieniu Mustangi. Konie te, choć nieufne wobec niego, zdawały się traktować członków plemienia jak swoje własne stado. Nic więc dziwnego, iż gdy tylko był na tyle silny, by ustać na własnych nogach, zaczął nachodzić Ka’sah’sine, w nadziei, iż jeżeli wejdzie w jej łaski, zdołałby wynegocjować kupno jednego z mustangów, które jak dotąd zdawały się idealne do jego przyszłej hodowli. Niestety, nordyjka jako jedyna z plemienia zdawała się oburzona jego obecnością, do tego stopnia, iż traktowała go jak potencjalnego złodzieja i blokowała wszelkie jego próby interakcji z mustangami. Jego początkowo pokojowe próby, po spotkaniu z upartością Ka’sah’siny, przerodziły się w dosyć intensywne dyskusje o wszelkich tematach związanych z opieką nad końmi. Jej plemienna wiedza i instynktowne spojrzenie na świat toczyło brutalne potyczki z jego zaawansowaną edukacją i głęboką znajomością końskiej anatomii i chorób. Ich bitwy słowne były na tyle intensywne, a obydwie strony na tyle zawzięte, iż nawet gdy pół elf wyzdrowiał, to Ka’sah’sina zażądała, iż ten pozostał w plemieniu, co by mogli sobie nawzajem w końcu udowodnić, kto ma racje. Szaman plemienia, po czasie namysłu, zgodził się na to, dzięki czemu Abastane zaczął żyć z plemieniem.

Przez kilka miesięcy pomagał on Ka’sah’sine przy mustangach, powoli przyzwyczajając je do swojej obecności w plemieniu. Oczywiście nordyjka wiecznie krytykowała jego wiedze i czyny, jednak z czasem słowa jej straciły na ostrości, bardziej przypominając niepoważne zaczepki. On sam także z czasem zdołał spojrzeć poza własną ignorancję i ujrzeć w niej osobę, która mimo braku zaawansowanej wiedzy potrafiła zaopiekować się mustangami czy to w zdrowiu czy w chorobie. Szacunek ten sprawił iż z czasem stali się swoimi najlepszymi przyjaciółmi, a to zaś po kilku latach wspólnie spędzonych w plemieniu przerodziło się w uczucie zwane miłością. Z błogosławieństwem szamana i Matki natury która przez niego przemawiała, stali się parą. A jakiś czas po tym, po wielu dyskusjach między sobą i z resztą plemienia postanowili oni wspólnymi siłami urzeczywistnić marzenie Abastane’a, nawet jeżeli w innej formie, niż to sobie kiedyś wyobrażał.

Z pomocą pozostawionego po matce Abastane majątku, on i Ka’sah’sine zbudowali własny dom głęboko między Szczytami Thargornu, nieopodal którym szlaku regularnie przemieszczało się nomadyczne plemie oraz towarzyszące im mustangi. Zbudowali wszystko, co było im i koniom potrzebne, lecz nie zmusili mustangów do pozostania tutaj, zamiast tego oferując i im i reszcie plemienia to miejsce jako miejsce, gdzie zawsze czekać na nich będzie ciepłe jedzenie, wygodne łoże oraz wszystko, czego mustangi mogłyby potrzebować, szczególnie w chorobie i gdy przyszedł czas na kolejne pokolenie źrebiąt. A skoro o młodych mowa, to w okolicznościach tych Abastane i Ka’sah’sine zaczeli spodziewać się swojego własnego dziecka, które zgodnie z tradycjami plemienia matki zostało nazwane Ka’zah’stane


~~~
Rozdział Pierwszy – Końskie zdrowie
Czasy od narodzin Ka’zah’stane do trzydziestego roku życia
~~~
Ka’zah’stane był dobrym dzieckiem w dobrej rodzinie. Abastane i Ka’sah’sine nie byli bez wad jako rodzice, ale starali się i to koniec końców okazało się najważniejsze. Jego matka, wspierana przez pozostałe kobiety plemienia zarówno w wiedzy jak i czynach, bardzo szybko zdołała zbudować swoje życie dookoła swojego potomka w sposób, by wciąż mieć czas by spędzać czas z wszystkimi członkami plemienia, parzystokopytnymi czy też nie. Wypełniła dzieciństwo Ka’zah’stane plemiennymi pieśniami i legendami, a gdy plemię ich odwiedzało, to pozwalała mu spędzić czas z mustangami, które bardzo szybko zaakceptowały go jako członka stada. Ledwie nauczył się chodzić, a już biegał za źrebakami, a gdy była na to okazja, dosiadał jednego z mustangów w towarzystwie swojej matki lub kogoś z plemienia. A skoro o plemieniu mowa, to nordycka jego część nie stroniła od młodego chłopca mimo jego mieszanej rasy. Dorośli spędzali z nim czas, aby dać rodzicom odpocząć, a młodsze pokolenie chętnie bawiło się z nowym członkiem ich wielkiej rodziny.

Abastane tymczasem był oknem na resztę świata dla swojego dziecka, jak i również filarem, na którym polegała zarówno jego rodzina, jak i obydwie strony plemienia. Z jego wiedzą o anatomii koni i związanej z nimi medycynie, od lat ani jeden mustang nie umarł za młodu, dzięki czemu stado było na tyle wielkie, iż nikt nie stawiał oporu, gdy jednego z młodszych, bardziej spokojnych mustangów sprzedano to za niemałą sumę. Pieniądze tak zdobyte zapewniły zapasy dla wszystkich, a na dodatek pozwoliły mu na zakupienie swojemu synowi zarówno książek, z którymi uczył się czytać, jak i przyborów do pisania. Z początku próbował kupować zabawki, lecz żadna nie przyciągała uwagi jego syna mocniej niż plemienne konie, z którymi to spędzał czas kiedy tylko mógł. Ojciec Ka’zah’stane starał się także zapewnić swojemu synowi wiedzę o tym, jak toczy się życie poza górami Thargorn. Z początku były to ledwie kołysanki i bajki, które mu czytał na dobranoc, a z czasem też historie z jego własnego życia i opowieści o miejscach, które widział lub o których słyszał. Rozwijał on także wiedzę plemienną zapewnioną przez Ka’sah’sine o to, co sam wiedział i rozumiał o świecie, zasiewając ziarno nauki i cywilizacji w mity i legendy, które tak fascynowały jego syna.

Sam Ka’zah’stane bardzo wcześnie okazał się niezwykle żywym dzieckiem, choć prezentował to czynami aniżeli słowami. Uczył się mówić równie szybko co każde inne dziecko, ale nawet gdy umiał już mówić pojedyncze słowa, częściej korzystał on z gestów czy czynów, by pokazać, co chce lub czego jest ciekawy. W ten sam sposób okazywał też uczucia, nikt bowiem nie był bezpieczny od jego przytulasów, szczególnie źrebaki, do koni bowiem lepił się jak niedźwiedź do miodu. Mówiąc wprost, był pełen energii i okazywał to gdy tylko była do tego okazja. Gdy podrósł i stał się młodzieńcem, Ka’zah’stane stał się nieco mniej żywiołowy, aczkolwiek wciąż był wszędzie, gdzie akurat było coś do zrobienia. Widać było, iż szaman plemienia był dla niego wzorem do naśladowania, starał się bowiem być poważny podobnie jak on, a wierzenia plemienia brał w głębie serca. Nie zamykał się jednak na resztę świata, wciąż bowiem uwielbiał spędzać czas ze swoim ojciem, dzięki któremu miał wgląd na to, czego plemię nie mogło mu zaoferować. Kilka razy został nawet zabrany poza góry gdy Abastane potrzebował osobiście zakupić coś w jednym z okolicznych miast, by móc doświadczyć tego jak życie toczy się poza jego plemieniem. Uczył się także od swojego ojca wszystkiego, co on sam wiedział, rozumiał bowiem że w przyszłości będzie musiał przejąć obowiązki na nim spoczywające.

~~~
Rozdział Drugi – Kopać się z koniem
Czasy od dwudziestego piątego roku życia do czasów obecnych
~~~

Gdy miał dwadzieścia pięć lat, został on oficjalnie dorosłym w oczach plemienia. Zgodnie z tradycją, został on wysłany na najwyższy szczyt góry, mając ze sobą jedynie ceremonialne ubrania i mustanga. Tam zebrał on garść śniegu we własne dłonie i powrócił do plemienia, nim śnieg stopniał w jego dłoniach. Jego sukces celebrowany był głośno i długo, a w międzyczasie szaman użył zdobyty śnieg i kilku specyficznych roślin, by sporządzić specjalne barwniki potrzebne do ostatniej części ceremonii. Gdy tylko świętowanie ustało, Ka’zah’stane został naznaczony jako dorosły. Jego włosy trwale przefarbowane na niebiesko, białka oczu zaś zyskały żółtawy odcień. Na jego twarzy zaś wytatuowany został jeden z mitycznych duchów plemienia w barwach, które naniesione zostały na jego oczy i włosy. Szaman wybrał jako jego ducha niebieskiego feniksa, aby skrzydła jego chroniły go gdy ten zawędruje poza góry, a ogień jego strzegł go podczas najsilniejszych ze śnieżnych burz.

Kolejne pięć lat Ka’zah’stane uczył się fachu swojego ojca, zarazem wspierając plemię jako pełnoprawny jego członek. Nauczył się handlu i targowania się, w tym samym czasie uczestnicząc w wychowywaniu kolejnych pokoleń plemienia. Rozwijał swoją wiedzę o hodowaniu koni w różnych zakątkach Alaranii, a zarazem pomagał matce w jej obowiązkach, opiekując się nad mustangami gdy te tego potrzebowały. Z czasem zaczął także pobierać nauki od szamana, choć wiedział, iż nigdy tego tytułu nie otrzyma. Wciąż jednak jego duchowość była silna i chciał ją rozwijać, co sam szaman doceniał i wspierał. Ostatni, piąty rok spędził nawet poza górami, praktykując w stadninach w Gaji i Gorli co by zdobyć wiedzę wykraczającą poza to, co jego ojciec posiadał, a zarazem by znaleźć potencjalnych kupców na mustangi, które były gotowe i chętne na opuszczenie plemienia.

Niestety, gdy powrócił, zastał pusty dom. A gdy odnalazł plemię w poszukiwaniu odpowiedzi, ujrzał on swoją matkę w żałobie. Okazało się że gdy go nie było, góry naszła burza, jakiej od pokoleń nie widziało. Cudem było, że plemię dotarło do jego rodzinnego domostwa nim śnieg i zimno zagrzebali ich żywcem, jednak nie obyło się bez ofiar. Abastane pomagał, tak jak reszta plemienia, w zaprowadzeniu mustangów w bezpieczeństwo, lecz niestety dla niego nie skończyło to się dobrze. Nie był nordyjczykiem, więc dla niego takie warunki były jeszcze gorsze, a następnego dnia już nie żył. Plemię, zgodnie ze swoimi tradycjami, spaliło go na jednym ze szczytów, co by duch jego mógł unieść się wysoko i odnaleźć swoje miejsce po drugiej stronie.

Ka’zah’stane był załamany tą stratą, i kolejne tygodnie spędził u boku plemienia, u boku matki, z dala od pustego domu. Z czasem jednak żałoba zanikła, a on sam postanowił kontynuować marzenie ojca. Postanowił sam powrócić do swojego domu rodzinnego, w czasie gdy Ka’sah’sine, niezdolna do powrotu tam bez swojego męża, pozostała z plemieniem. Nie było to kompletne rozstanie, gdy tylko bowiem Ka’zah’stane powrócił do domu, plemię wciąż go odwiedziło tak, jak czyniło to wcześniej. Jedyne, co pozostało, to kontynuować marzenie ojca. Z tego też powodu zaczął częściej opuszczać góry, jego ojciec nie chciał bowiem bez przerwy polegać na mustangach będących częścią plemienia. Zaczął więc kilka razy w roku przemierzać kontynent, w poszukiwaniu konii które mógłby skrzyrzować z mustangami, a dzięki którym to mógłby utrzymać przy życiu choćby marzenie jego ojca, nawet jeżeli on sam już opuścił ten świat.


~~~
Rozdział trzeci – Postawić na czarnego konia
Czasy obecne
~~~


Posiadłość

Lokalizacja: Daleka Północ
Wyróżniając się wśród pokrytych śniegiem zboczy i wzniesień północnej części Thargornu, gospodarstwo zbudowane przez rodzine Kantri było miejscem narodzin i wychowania Ka’zah’stane. Obecnie to właśnie on zarządza całą posiadłością jak i również kontynuuje związane z nią obowiązki, zarówno wobec matki podróżującej z plemieniem, jak i koni, którym to jego zmarły ojciec poświęcił całe swoje życie.

Samo gospodarstwo to przede wszystkim dosyć spory kawałek terenu mierzący około trzy pługi powierzchni (około 1.3 hektara), który choć pochyły, to jest pozbawiony nierówności, o które można się potknąć czy czeluści, w które można wpaść. Cały teren został ogrodzony prymitywnym płotem z surowo ociosanych drewnianych pali, grubych niczym ręka rosłego mężczyzny i równie wysoko wystających ponad twardą powierzchnię gór, które to zostały umieszczone jedne przy drugim. Wzdłuż tego płotu umieszczone zostały w równych odległościach cztery luki, pozbawione bramy czy innego zabezpieczenia, na tyle duże, by przepuścić nawet największe z powozów na teren gospodarstwa. Ze względu na śnieżne warunki panujące niemal całorocznie, nie ma tutaj ani wybitych ścieżek czy innych szlaków, te bowiem zawsze zasypuje świeży śnieg.

Wewnątrz tego płotu odnaleźć można przede wszystkim prosty dom z drewnianych bali, zbudowany na planie prostokąta o proporcji dwa do jednego i przykryty trójkątnym dachem niemal wiecznie przykrytym śnieżną pierzyną. Samo wnętrze domostwa pozbawione jest ścian, sprawiając, iż jest to niczym jedno wielkie pomieszczenie, w którym odbywają się wszystkie aspekty życia. Są tutaj ręcznie wykonane drewniane meble, zwierzęce skóry oraz wszystko, czego potrzeba do przeżycia w tym zimnym pustkowiu. Nie ma tu ani wdzięcznych malowideł ani innych zdobień, a jedyne metale, jakie można tu spotkać to narzędzia czy też przyrządy kuchenne, o braku klejnotów czy metali szlachetnych to już nie trzeba chyba wspominać. Nie znaczy to jednak, że jest to miejsce zimne, nie brakuje bowiem tu wszystkiego, czego można się spodziewać po miejscu, gdzie żyła szczęśliwa rodzina. Stare zabawki Ka’zah’stane wciąż walają się po kontach, tak samo jak i również jego naiwne próby nauczenia się sztuki malowania palcami od jego matki. Rzeczy nieobecnego już ojca także wciąż są tutaj, większości nietknięte ze swojego miejsca ze względów sentymentalnych.

Poza samym domem, nieopodal jest także spora stodoła o podobnej konstrukcji, zbudowana na wzór stodół powszechnie budowanych i wykorzystywanych w większych miastach. Dookoła stodoły mniejszy, nieco staranniejszy płot tworzy zagrodzone miejsce dla koni, które spędzają tu czas gdy warunki pogodowe lub zdrowotne nie pozwalają im na podróż przez szczyty u boku plemienia, lub też gdy samo plemię przyszło odwiedzić Ka’zah’stane. Kawałek dalej jest także drewniana chatka, zbudowana z wiele mniejszych bali i trzykrotnie mniejsza od faktycznego domu, która służy za spiżarnie - cienkie ściany nie zostały uszczelnione, więc chłód skutecznie utrzymuje jedzenie świeże na dłużej, a sama chatka wciąż chroni zapasy przed dziką zwierzyną.
  • Najnowsze posty napisane przez: Ka'zah'stane
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data