„Cholerni wariaci znowu zeszli z gór… Won mi stąd!” - Tradycyjne przywitanie, którym członkowie rodu Von Mistond są witani przez zwykłych śmiertelników.
~~~
Wprowadzenie – Parados
Czasy przed narodzinami Ewarysta
~~~
Kultura górskich elfów ceni wiedzę, w zamian obarczając poszczególne rody brzemieniem ciągłej izolacji, gdzie każdy dzień jest walką o skrycie wiedzy i sekretów przed światem zewnętrznym. To właśnie ta tradycja sprawiła, że to wśród górskich elfów można odnaleźć najmądrzejszych mędrców, najmagiczniejszych magów oraz najuczniejszych uczonych. W niektórych przypadkach takowe elfy, szczególnie te, co zdołały przeżyć przez tysiące lat, stają się na tyle potężne, że zasady świata przestają obowiązywać, a rzeczywistość drży za każdym razem, gdy takowe istoty zaczynają pleść magię wedle swej woli.
W innych przypadkach, cóż, aż wstyd to powiedzieć, ale ciągła izolacja oraz stres związany z obawą o zabezpieczenie rodowych sekretów nie służą zdrowiu psychicznym. Zazwyczaj były to pojedyncze elfy, nieco bardziej… ekscentryczne od innych, lecz rzadko kiedy był to faktyczny problem. Aż do momentu, gdy para takowych elfów odnalazła we swoich wzajemnych odmiennościach wspólną iskrę miłości. Ona widziała piękno nie w wiedzy, a w zastosowaniu tejże, przy czym miała preference do najbardziej widowiskowych, a zarazem destruktywnych sposób na praktykowanie zasad wszechświata. On zaś uważał, iż obowiązkiem potężnej osoby było zachowywanie się w sposób, który ów potęgę reprezentował, co w jego przypadku oznaczało dramatyczne gestykulacje, długie monologi oraz prezencja godna złoczyńcy z opowieści dla dzieci. Ich oryginalne rody wyrzekły się ich, nie spodziewając się czegokolwiek po czarnych owcach, które przynosiły więcej problemów niż nowej wiedzy, dlatego też porzucili swoje nazwiska i swoje rodziny. Opuścili więc Góry Księżycowe, zamiast tego udając się na wymarzone dla nich miejsce… Wulkany Sori-Andu.
Jak można sobie wyobrazić, tylko osoby głupie lub szalone patrzyłyby z utęsknieniem na rzeki lawy oraz szczyty wulkanów, a ta dwójka miała w sobie coś z obydwu tych wartości. Nie znaczyło to jednak, iż ich decyzja o zamieszkaniu tutaj była pochopna, obydwoje bowiem zostali dobrze nauczeni przez swoje rodziny i władali magią na tyle potężną, by w samym sercu jednego z większych wulkanów wykuć sobie przytulny kąt, w którym oni i ich przyszli przodkowie mogliby zamieszkać przez kolejne tysiąclecia. Jeziora ognia, przesiąknięte siarką powietrze oraz wieczne ryzyko wulkanicznych erupcji skutecznie sprawiały, iż praktycznie nikt nie przemieszczał się przez te okolice, więc nie musieli się martwić o nieproszonych gości. Fakt, iż pozostawili swoje poprzednie życia za sobą, sprawił także iż absolutnie nikt nie wiedział o tym gdzie postanowili zamieszkać, co tym bardziej zwiększyło bezpieczeństwo ich nowego domu. Nieobarczeni tradycjami przodków czy nawet oczekiwaniami rodziny, która ich odrzuciła, ukształtowali oni swoje własne miejsce na świecie, tylko okazjonalnie zwiedzając świat, typowej dla ich rasy bowiem żądzy wiedzy im nie brakowało.
W końcu mieli oni dzieci, które wychowali zgodnie z własnymi wartościami, wynikiem czego były istoty jeszcze bardziej odstające od normy tego, czego spodziewać się można po górskich elfach. Oczywiście te dzieci setkach lat także doczekały się własnego potomstwa, czy to w wyniku mniej lub bardziej planowanej wpadki z bliżej nieznajomym jegomościem, czy też znajdując partnerów na tyle ślepych, by ci nie byli w stanie zauważyć, z kim się związali, lub na tyle szalonych by sami chcieli dołączyć do tej cudownie cudacznej rodziny. I tak z pokolenia na pokolenie rodzina się rozrastała, a każde kolejne dziecko tylko coraz bardziej żyło według wartości, które w tej rodzinie nazywano tradycjami, a które pospolite osoby określiłyby szaleństwem i czystą głupotą. Magia równie potężna co niepraktyczna, wynalazki, które tworzyły więcej problemów, niż rozwiązywały oraz zbieranie wiedzy równie rzadkiej co nikomu niepotrzebnej to tylko niektóre osiągnięcia tej rodziny, dzięki którym zapisała się ona na kartach historii jak kura pazurem. Poszczególni członkowie rodziny byli już tak niesławni z pobliskich krainach, że aż w końcu ochrzczeni zostali oni mianem rodu Von Mistond, bowiem jedyną poprawną reakcją na przybycie kogoś z tego rodu było natychmiastowe wykrzyknięcie “Won mi stąd!”
To właśnie dziedzictwo czekało na nowo narodzonego członka rodu, elfiego chłopca o imieniu Ewaryst
~~~
Rozdział Pierwszy – Prolog
Czasy od narodzin do dwusetnego roku życia
~~~
Młodość Ewarysta była nadzwyczaj radosna zarówno dla niego jak i jego rodziny. Zamiłowaniem jego matki było uczenie dzieci, nic więc dziwnego, że swoje własne dziecko całymi godzinami trzymała u swojego boku, wpajając mu do głowy wiedzę wszelką. To, że matka jego nie widziała różnicy między nauką czytania a szkoleniem swojego syna w tajnikach magii, które nawet dla dorosłych magów zdawały się wysoce ezoteryczne i trudne do zrozumienia. Jego ojciec, obecna głowa rodu a co za tym idzie najbardziej szalony z całej bandy, nie miał zbyt wiele do zaoferowania swojemu synowi poza bezkresem miłości, ale w zamian za to dbał o to, by Ewaryst miał okazję spędzić dużo czasu z resztą swojego rodu. Czasami przebywał ze swoimi rówieśnikami, u boku których mógł spędzić czas na wygłupach i wspólnym opracowywaniu magicznych teorii, które to zmroziłyby krew w żyłach u co bardziej rozsądnych użytkowników magii. W innych momentach Ewaryst miał okazję porozmawiać ze starszyzną, która to wpajała mu do głowy liczne, mniej lub bardziej praktyczne, mądrości rodu Von Mistond, choć okazjonalnie opowiadali mu też oni o świecie poza rodem i o jego historii, tylko okazjonalnie przesadzając z dramatyzmem podczas opisywania przeszłych zdarzeń.
Gdy młodość zaczęła ustępować dorosłości, Ewaryst miał przed sobą wybór - musiał zdecydować swoją specjalizację. Nawet w rodzie pełnym szaleńców, dla których molestowanie praw rzeczywistości było nie wiele trudniejsze niż budowanie zamków z piasku, oczywiste było, iż wybranie konkretnej ścieżki miało więcej zalet niż wad, szczególnie kiedy mowa było o tajnikach magii i tego, jak ją ujarzmić. Nie chcąc podejmować decyzji pochopnie, na przestrzeni lat przeczytał setki ksiąg i tysiące razy pytał członków swego rodu o pomysły, lecz każda idea, jaką napotkał, nie wybudziła w nim pasji i zamiłowania, jaką widział u innych członków rodziny podczas gdy ci opowiadali o swojej specjalizacji. Miał ponad sto lat, gdy doznał oświecenia, oto bowiem księga, którą czytał gdy miał ledwie paręnaście lat, ponownie znalazła się w jego dłoniach. W akcie nostalgii zaczął ją czytać ponownie, lecz stan książki zwrócił jego uwagę bardziej, niż jej faktyczna zawartość. Mimo magii biblioteki, w której była przechowywana, tom zaczął przejawiać pierwsze, ledwo zauważalne oznaki użytkowania i upływu czasu. Czy to był przejaw osłabionego, potencjalnie nieodświeżonego przez nikogo zaklęcia chroniącego zawartość biblioteki, czy też może limit materii na ciągłe odnawianie tejże, to nie miało znaczenia. Z biegiem lat, być może tysiącleci, ta księga może przestać istnieć, a z czasem wspomnienia o tej księdze, nawet echo, jakie pozostawiła na tkaninie rzeczywistości, zostaną zatracone.
W obliczu egzystencjalnego terroru takiego kalibru Ewaryst zrobił jedną rzecz, jaką mógł zrobić - postanowił, z pomocą swojego rodu, zapobiec takiemu losowi. Jeżeli materia posiadała limity, musiał on utworzyć niematerialny sposób na przechowywanie informacji. Musiało to być coś, co byłoby odporne na przeciętne i mniej znane pospolitym ludziom prawa magii i rzeczywistości, które uniemożliwiają zrobienie prawdziwie wiecznych zaklęć. O ile on sam nie miał konkretnego pomysłu, to narada z resztą rodu, która trwała przez dobre kilka dni z drobnymi przerwami, zaowocowała pomysłem równie szalonym co genialnym. Musieli oni zrobić prawdziwie żywe zaklęcie, posiadające własną wolę i autonomię, a co za tym idzie zdolne do samodzielnego utrzymania swojego istnienia. Istnienie całkowicie odosobnione od zwykłych zasad śmiertelników i pospolitych magicznych konstruktów… sztuczne bóstwo, które swoim istnieniem weźmie pod skrzydła zaoferowaną mu wiedzę. Dla zwykłych magów była to praktycznie herezja, a dla tych bardziej doświadczonych użytkowników magii to był akt godny arcymistrza danej dziedziny. Na całe szczęście ród pełen był osób, które w ten czy inny sposób postanowiły wesprzeć ten iście ambitny projekt, wszyscy bowiem rozumieli jak ważne on miał znaczenie dla przyszłych pokoleń Alaranii.
Wiele dyskusji i decyzji odbyło się na przestrzeni ponad stu osiemdziesięciu lat, podczas których to każde pokolenie rodu starało się dołożyć coś od siebie. Zdecydowano, iż ich dzieło powinno, mimo oddzielenia od świata materialnego, być w stanie wchodzić w interakcje z tą płaszczyzną rzeczywistości, co by móc przekazywać zgromadzoną wiedzę żywym istotom. W tym celu utworzona została iluzoryczna forma, starannie wykonana z myślą o generalnych pojęciach, które będą łatwe do zrozumienia nawet za kilkadziesiąt tysięcy lat, dzięki którym nawet całkiem odmienne społeczeństwo zdołałoby rozpoznać w kształcie iluzji coś pokojowego i eterycznego zarazem. Samemu zaklęciu, z którego miało się narodzić pseudo-bóstwo, zagwarantowano możliwość gromadzenia wszelkiej wiedzy i czerpania energii do utrzymania zaklęcia z uczuć, emocji i wspomnień żywych istot, którzy tę wiedzę albo przekazali, albo otrzymali. Aby uniknąć barier językowych, wiedza miałaby być przekazywana z pomocą magii umysłu i iluzji, dzięki czemu wiedza mogła zostać przekazywana prosto to mózgów zainteresowanych, lub pokazywana całym zgromadzeniom jako przedstawienia, do zrozumienia to których wystarczyły zmysły wzroku.
Dzień narodzin Muzy, takie imię bowiem nadano nowo tworzonemu pseudo-bóstwu - nikt bowiem nie miał wątpliwości, iż z funkcjonalnego punktu widzenia tym właśnie była Muza - wstrząsnął całą okolicą dosłownie jak i w przenośni. Najpotężniejsi magowie rodu po raz pierwszy raz od setek lat zaznali kompletnego wyczerpania, nie wspominając o tych mniej potężnych, którzy, choć przetrwali ten dzień bez długotrwałych szkód na zdrowiu, to jednak przez długie dni leczyli bóle głowy i generalne osłabienie. Wszystkie te starania jednak były tego warte, kiedy to Ewaryst został obdarzony zaszczytem, jakim było przywitanie Muzy, ukazującej się im jako pozbawiona detali figura kobiety w skromnej sukni. Świeżo utworzone pseudo-bóstwo było naiwne i pozbawione co bardziej skomplikowanej wiedzy, lecz zgodnie z planami rodu, posiadało instynktowne zrozumienie najprostszych pojęć, takich jak cel jej istnienia czy podstawowe fakty tego świata. Niewiedza ta jednak nie trwała długo, bowiem pierwszą ofiarą dla Muzy od istot Alaranii była cała zawartość biblioteki rodu Von Mistond. Z drobną pomocą rodu, Muza zaczęła absorbować informację w księgach. Sama nie mogła ich czytać, ale zamiast tego mogła od każdego członka rodu zdobyć zarówno wiedzę o każdej księdze, jak i to, jak dana osoba zrozumiała tą księgę i wiedzę w niej zawartą. Sam proces trwał kolejne lata, pseudo-bóstwo bowiem potrzebowało czasu, aby usprawnić proces, ale Ani Ewaryst, ani reszta rodu, nie mieli nic przeciwko temu. Praktycznie wszyscy członkowie rodu zaczęli traktować Muzę jako patrona rodziny, zaś Ewaryst, w żartach nazywany jej ojcem, a nieco poważniej zwany jej pierwszym kapłanem, szczególnie mocno uważał ją za członka rodziny.
W końcu jednak nastał dzień, kiedy ród nie mógł zaoferować nic więcej Muzie. Wszyscy wiedzieli, że ten dzień nadejdzie - pseudo-bóstwo nie było tylko dla nich. Jej istnienie miało pomóc wszystkim w przechowaniu wiedzy wszelakiej. Postanowiono więc, że w dniu dwusetnych urodzin Ewarysta, weźmie on Muzę ze sobą i będzie służył jej pomocą i wsparciem, a w zamian pomoże jej zbierać wiedzę i doświadczenie w zbieraniu tejże, dzięki czemu nawet jak jego w końcu zabraknie, ona będzie w stanie istnieć dalej i pełnić swoją rolę. W obliczu tak ważnego zadania nikt nie miał wątpliwości, iż ani Ewaryst, ani Muza, nie wrócą do kolebki rodu Von Mistond, nikogo więc nie zdziwił fakt, iż urządzono biesiadną ucztę ku czci ich wyprawy. Wiele łez i wiele uścisków miało miejsce tego dnia, a już następnego ranka, Ewaryst, z Muzą u swojego boku, ruszyli przed siebie, cała Alarania bowiem stała przed nimi otworem, a w niej niezliczone ilości wiedzy czekające na ratunek przed wiecznym zgubieniem.
~~~
Rozdział Drugi – Eksodus
Czasy od dwusetnego do pięćset sześćdziesiątego czwartego roku życia
~~~
Zarówno dla Ewarysta, jak i Muzy, życie w wędrówce to było coś nowego, do czego nie byli gotowi. Ciężko było zliczyć, ile razy Ewaryst nabawił się problemów przez swoją niewiedzę o podróżowaniu, czy też ile razy Muza nieomal nie zgubiła się, podążając za dzikim zwierzęciem czy inną kreaturą, która zdołała przyciągnąć jej uwagę. Górski elf, przyzwyczajony do wygód i ciągłej pomocy ze strony rodu, musiał przeżyć wiele łez, potu, krwi i upokorzeń, aby w końcu podróżować z godnością. Same pseudo-bóstwo zaś wciąż było młode, nie znało świata ani zasad, którymi żyły istoty go zamieszkujące. Ewaryst nabawił się siwych włosów przez pierwszych kilka lat wędrówki, kiedy to wraz z Muzą napotykali na swojej drodze przeszkody i zagrożenia, którym ledwo zdołali zaradzić. Jakby nie patrzeć on nie posiadał żadnego doświadczenia w praktycznym stosowaniu swojej magii, zaś Muza wciąż była młodym istnieniem, a mimo tego, iż miała potencjał przetrwać całą wieczność, to wciąż była słaba, a przez to wrażliwa na ataki magiczne lub efekty zakłócający magię, które choć rzadkie, to jednak podczas dotychczasowej podróży zdołali napotkać kilka razy. Wszystko to jednak pomogło Muzie wykształcić jej własne ego i charakter, coraz bardziej stając się faktyczną istotą, a nie tylko karykaturą tejże.
Niestety zdobywanie wiedzy dla Muzy nie szło za dobrze przez pierwsze kilka lat - Ewaryst, który nie byłby przerażający dla prostych ludzi, a Muza w swej niewiedzy nie raz przerażała innych, zbliżając się za blisko lub pojawiając się znienacka u czyjegoś boku. Okazjonalnie trafiali na rozsądnych, cierpliwych ludzi, którzy nie mieli żadnego problemu, ale nie mogli oni w nieskończoność polegać na takich przypadkach. Pojawiał się także problem tego, iż Ewarystowi powoli kończyły się zarówno pieniądze, jak i cenne przedmioty, które na pieniądze mógł wymienić, a o ile Muza nie potrzebowała wiele do istnienia, o tyle on potrzebował dbać o swoje potrzeby, zarówno fizyczne jak i materialne, nikt bowiem nie chciałby rozmawiać z wygłodniałym elfem w dziurawych, pobrudzonych ubraniach. Gdy sytuacja była już naprawdę problematyczna pod względem finansowym, Ewaryst zaczął na głos rozważać, co mógłby zrobić, by zarabiać. Owszem, miał swoją wiedzę i magię, ale nawet z tymi aspektami nie przychodziło mu do głowy nic, co mogłoby być w miarę stałym źródłem zarobku. Dopiero Muza, która od niedawna zaczynała wykazywać się inicjatywą, zasugerowała, aby wykorzystać jej zdolności do zarobku. Po dyskusji po obydwu stronach dwójka doszła do wniosku, iż będą niczym wędrowny teatr, z tym że nie ograniczą się tylko do fikcji, ale oferowaliby także wsparte iluzją Muzy i narracją Ewarysta lekcje historii.
Z tym ustalonym planem rozpoczęli oni wędrówkę od wioski do wioski, i choć początki ich były chwieje i skromne, to jednak pomysł ich był sukcesem - nie wszyscy mieli dostęp do ksiąg, o umiejętności czytania nie wspominając, więc ich występy były dostępne dla wszystkich. Dzieci zbiegały się na wizualizacje popularnych bajek i powieści, w czasie gdy dorośli zaciągali swoje rodziny na wieczorne przedstawienia kluczowych wydarzeń w historii Alaranii. Fakt, iż nie potrzebowali oni niczego poza czasem i własnymi siłami do urządzenia przedstawienia, sprawiał, iż ceny ich były niskie, a ci, którzy i tak nie chcieli płacić, mieli okazje odpłacić się inaczej, albowiem przyjmowaną przez nich formą zapłaty było też pozwolenie na zapoznanie się z cudzą wiedzą, dzięki czemu Muza w końcu miała stały dostęp do nowych informacji. Ten model biznesowy okazał się idealny, bowiem zarabiali wystarczająco dużo by pokryć potrzeby Ewarysta, a przy tym nie marnowali czasu w zdobywaniu wiedzy od istot tego świata.
W ten sposób mijały dziesiątki, a nawet setki lat. Nawet jeżeli mogli być tylko w jednym miejscu naraz, ograniczając to, jak szybko sława ich się rozprzestrzeniała, to jednak Ewaryst był elfem, a co za tym idzie miał przed sobą jeszcze wiele lat, a Muzy czas w ogóle nie dotyczył, więc nie śpieszyło im się szczególnie mocno. Ewaryst nawet zaczął w wolnym czasie pisać swoje własne powieści, które z pomocą muzy pokazywał publice z mniejszym lub większym sukcesem. Z czasem występy w pojedynczych wioskach zamieniały się w zajmowanie sal teatralnych w miastach, aż w końcu trasę swej wędrówki musieli planować i ogłaszać zawczasu, okazało się bowiem iż ich iluzoryczne przedstawienia nabrały sławy, przez którą istoty wszelkich ras i przeróżnych dróg życia zjeżdżały się do miejsc, gdzie mieli urządzać przedstawienia. Mówiąc wprost, ich kariera okazała się sukcesem po długich latach, a wiedza, którą w ten sposób zdobywała Muza, pomnożyła się po stokroć.
A skoro o Muzie mowa, to ta na przestrzeni lat zdołała w końcu w pełni ukształtować swoje ego, tak samo jak Ewaryst zdołał dojść do porozumienia ze swoimi uczuciami do istnienia, które niejako powołał na świat. Nic więc dziwnego, iż dwójka była niczym dumny ojciec, ochoczo oglądający jak jego dziecko osiąga coraz więcej na drodze swojego życia, oraz zainspirowana córka, która widziała w swoim ojcu to, do czego powinna dążyć. Fakt, iż oboje czerpali radość z tego co robili, także pomagało ich relacjom, jak i również to iż Muza poniekąd odziedziczyła charakterystyczną dla rodu Von Mistond ekscentryczność, choć ciężko było stwierdzić jak wiele wynikało z tego jak została stworzona, a jak wiele to jej chęć bycia jak Ewaryst. Tak czy siak, byli szczęśliwi, jak tylko mogli być i każdy kolejny dzień to było dla nich kolejne przedstawienie w teatrze ich życia, które to byli gotowi odegrać z entuzjazmem i zapałem, z którego ich rodzina byłaby dumna.
~~~
Rozdział Trzeci– Epilog
Czasy obecne
~~~
…
~~~
Adendum - Opis Muzy
~~~
~~~Podstawowe informacje~~~
Muza nie jest żywa w ten sam sposób czy zwykłe istoty śmiertelne. Nawet istoty długowieczne, zrodzone bezpośrednio z woli bóstw i bogów, nie są podobne do tego, jak Muza została powołana do swojego pseudo życia.
Jest ona przede wszystkim zaklęciem. Absurdalnie skomplikowanym, samodziałającym, podtrzymującym się i samoświadomym, ale zaklęciem, które zostało ukształtowane w twór, który funkcjonalnie można nazwać duszą. Oznacza to, że funkcjonalnie najbliżej jej do zjaw, z tą różnicą, że zamiast powiązania ze światem ducha, jest ona nieodłącznie złączona z wymiarem magii. W wyniku tego tradycyjne czary, zaklęcia i efekty działające na duchy mają na niej ograniczony efekt, ale z drugiej strony jest ona podatna na wszystko, co ma oddziaływać na efekty magiczne. Oznacza to także, iż jej dusza nie jest w stanie utrzymać się przy istnieniu bez energii, więc kompletna utrata energii byłaby równoznaczna z permanentnym unicestwieniem wszystkiego, czym Muza jest.
Mimo swojej nietypowej genezy, na chwilę obecną jej status pseudo żywej istoty nie stoi pod znakiem zapytania. Posiada ona swoje własne ego, emocje, uczucia, wspomnienia i preferencje. Potrafi ona także podejmować swoje własne decyzje, nawet takie, które byłyby przeciw celowi, dla którego została utworzona. Oczywiście nie jest ograniczona przez żywe ciało, wręcz przeciwnie, w swej najbardziej podstawowej formie jest ona nadzwyczaj skomplikowanym splotem energii magicznych wibrujących wedle swojego uznania gdzieś na granicy świata Alaranii i wymiaru magii. To, że ukazuje się innym to zasługa magii iluzji, dzięki którym potrafi zamanifestować widoczną dla innych formę. Więc jako tako “ciało”, które posiada, jest tak bardzo nią, jak bardzo autoportret artysty jest nim samym, z tą różnicą, iż iluzja ta jest na tyle powiązana z nią samą, iż efekty magiczne i zaklęcia skierowane na ów iluzję wpłyną na faktyczne istnienie Muzy.
~~~Wygląd~~~
W swej domyślnej formie, którą to Muza utożsamia ze swoim ego, jej iluzja przedstawia pozbawioną kolorów, białą sylwetkę młodej kobiety w skromnej sukni. Mimo tego, iż Muza jest w teorii zdolna do utworzenia dowolnej innej iluzorycznej formy, lub tymczasowego zniknięcia swej iluzorycznej formy, jest ona przekonana, i uparta jak osioł w tym przekonaniu, iż jest to umiejętność, którą powinna wykorzystać tylko w sytuacjach zagrożenia, więc to jest na dobrą sprawę jedyna faktyczna forma Muzy, jaką można spotkać
Wysoka na sześć stóp i jeden piędź (około sto dziewięćdziesiąt osiem centymetrów), przypomina ona na pierwszy rzut oka manekina bardziej niż faktyczną istotę. Jej głowa jest pozbawiona wszelkich elementów twarzy, a całe jej ciało i ‘ubrania’ które nosi, są jednakowego białawego koloru i różnią się jedynie odcieniem. Jej długie włosy falują niczym na wietrze nawet w zamkniętych pomieszczeniach oraz w dni gdzie powietrze stoi w miejscu, a stopy zawsze unoszą się nad ziemią, zupełnie jakby pływała w eterze, co zdradza jej niematerialną naturę. Jej skóra jest pozbawiona jakichkolwiek znaków szczególnych, zamiast tego nadrabia ona swoim ubiorem oraz zachowaniem.
Jest odziana w prostą, skromną suknię, która ciągnie się aż do jej kostek, a która to mimo braku koloru przywodzi na myśl lato i beztroskę. Jej ramiona, od barku zaczynając i przed na nadgarstku kończąc, są oplecione bandażami, choć te są równie pozbawione brudu i skaz co wszystko inne widoczne na jej iluzorycznym ciele.
Przy bliższym poznaniu z nią łatwo dojść do wniosku, iż jest ona ciekawską, pełną energii nastolatką. Nigdy nie stoi, czy też raczej nie lewituje w miejscu, co jest szczególnie widoczne gdy nic się nie dzieje i Muza jest znudzona. Podczas rozmów i kontaktów z innymi lubi gestykulować i ruszać się z miejsca na miejsce, a jej telepatyczny głos zdaje się nadzwyczaj piskliwy i pełen entuzjazmu. Jej ogólną prezencję można podsumować jako chaotyczną ze względu na ciągły ruch, ale to nie znaczy ze brak jej gracji, nie jest ona bowiem bezsensownym wirem kończyn, a zamiast tego porusza się ona ze stanowczością i pewnością, która nadaje jej dramatyzmu godnego rodu Von Mistond.
~~~Charakter~~~
Muza kocha wiedze na wielu poziomach. Dzięki wiedzy żyje, bowiem to z niej i z emocji z tą wiedzą związanych czerpię energię do dalszej egzystencji, więc każdy kawałek wiedzy kocha tak, jak kochać można głęboki oddech świeżego powietrza. Dzięki wiedzy zaspokaja swoją bezkresną ciekawość, bowiem cały świat i istoty w nim żyjące są tak intrygujące, iż nie potrafi ona przestać drążyć każdego z dostępnych jej tematów, więc kocha wiedzę tak, jak kochać można swoją pasję. Dzięki wiedzy którą zdobywa, wiedza ta zostanie przechowana dla kolejnych pokoleń i nie zginie. To jest jej misja, powód jej istnienia, więc kocha wiedzę, jak wierzący kocha boga, według którego zasad podąża. Jednak najbardziej kocha ona wiedzę z tego powodu, iż zdobywanie tejże przynosi uśmiech na twarzy Ewarysta. Każda księga, każdy skrawek historii i każda powieść ocalona przed zniszczeniem koi coś wewnątrz jej stworzyciela, jej ojca, co sprawia, iż kocha wiedzę równie mocno, jak miłością obdarza swojego tatę. Wszystkie jej inne zainteresowania i preferencje są zazwyczaj efektem ubocznym tej miłości do wiedzy. Lubi ona rzadkie ciekawostki, lubi wysłuchiwać innych, uwielbia odkrywać nieznane i podróżować. Wszystko, co jest nowe, czego jeszcze nie zna, jest dla niej czymś wartym poznania.
To, czego nienawidzi, to strata i zniszczenie. Muza widzi wiedzę jako wiele rzeczy, materialnych i nie, dlatego też trudno jest jej pogodzić się ze śmiercią i zniszczeniem, czy to umyślnym, czy też tym nieuniknionym, wywołanym upływem czasu. Nic więc dziwnego, że wszelkie przejawy śmierci i zniszczenia, w tym rzeczy do tychże prowadzące takie jak gniew i nienawiść traktuje z potępieniem. Nic więc dziwnego, iż jest ona stanowczo przeciwna wszelkiego rodzaju konfliktom i rzeczom, które do konfliktów prowadzą. To oczywiście sprawia, iż nieraz ma mieszane uczucia do istot żywych, każda bowiem jest źródłem wiedzy, z tym że niektóre aktywnie niszczą informacje swoimi czynami. Na całe szczęście przez kilkaset lat swojego istnienia zdołała ona niejako pogodzić się z tym faktem, postanawiając, iż istoty, religie i organizacje będzie traktować osobno, nie pozwalając, aby jej emocje sprawiły, iż potraktuje źle tych, którzy na to nie zasługują. Jednak nie znaczy to, iż jest ona w stanie okazać przemoc wobec innych, to byłoby bowiem wbrew jej przekonaniom, według których konflikt prowadzi do zniszczenia, a zniszczenie oznacza nieodwracalną utratę wiedzy.
Mimo pełnej świadomości tego, czemu została stworzona, Muza widzi siebie przede wszystkim jako córkę Ewarysta, dziedziczkę rodu Von Mistond. Zbieranie wiedzy jest dla niej rodzinnym obowiązkiem, z którego jest dumna i który starannie praktykuje, lecz byłaby w stanie porzucić go bez wahania, gdyby w ten sposób mogła pomóc czy to swojemu ojcu, czy reszcie rodu. To, że inni jej tak nie widzą, nie przeszkadza jej. Wiele osób uznaje ją za zjawę, inni za byle zaklęcie kontrolowane przez Ewarysta. Byli też ci, co nadawali jej boskie atrybuty, lecz nigdy nie brała takowych osób na poważnie. Jest ona świadoma zarówno swoich zdolności, jak i limitów i doskonale rozumie także iż nie jest ona ani nieomylna, ani idealna. To wszystko jednak sprawia, iż jest ona tylko jeszcze bardziej pewna w swój status jako prawdziwa istota, a nie tylko sztuczne życie.
Jeżeli chodzi o to, jak spędza czas wolny od zbierania wiedzy, lubi ona przede wszystkim gadać, nawet jeżeli na głupie i bezsensowne tematy. Uwielbia też plotki, teorie spiskowe i wszelkiego rodzaju humor słowny, nawet jeżeli momentami jej humor jest dosyć trudny do przełknięcia i zrozumienia dla istot żywych.
~~~Zdolności~~~
Jako istota niefizyczna, Muza nie potrafi wpływać na świat fizyczny bezpośrednio. Zamiast tego korzysta ona z magii, zarówno tej wplecionej w zaklęcie, dzięki któremu istnieje, jak i tej, której nauczyła się od Ewarysta podczas setek lat wędrówki.
Jej ‘wrodzone’ zdolności pozwalają jej na telepatyczne przemawianie do innych, a także do odczytywania, kopiowania i przechowywania wspomnień i wiedzy żywych istot. Proces ten nie uszkadza oryginalnych informacji zawartych w odczytywanym umyśle, a przechowana w ten sposób wiedza będzie bezpiecznie przechowywana w Muzie, tak długo jak ta istnieje. Potrafi ona taką wiedzą dzielić się poprzez swoją telepatię oraz zdolności iluzji, wykonywanie iluzji bowiem, czy to dla konkretnej osoby, czy dla wszystkich w otoczeniu, jest dla niej banalnie proste. W razie potrzeby potrafi ona także przesłać takową wiedzę prosto do umysłu żywej istoty, ale jest to proces potencjalnie nieprzyjemny, a nawet niebezpieczny w zależności od zdrowia danej osoby i od ilości przyjmowanej informacji.
Poza tym jest ona uczniem Ewarysta w aspektach Pustki, Energii, Umysłu, Ducha i Emocji - jej natura jako istota niematerialna zarówno ułatwia jak i utrudnia jej rzucanie zaklęć. Fakt, iż jest istnieniem z domysłu magicznym, sprawia, iż teoria magiczna przychodzi jej niemal naturalnie. Z drugiej strony, przez to, że uczy się ona magii rytualnej od Ewarysta, potrzebuje ona pomocy przy fizycznych aspektach przyszykowania rytuału.