Arya i Tenor zostali stworzeni przez czarodzieja, który zamieszkiwał w swojej posiadłości niedaleko Kryształowego Królestwa. Czarodziej – Ingo – bo tak miał na imię, od zawsze lubi eksperymentować na różnorakich stworzeniach. Zdawało się, że nie ma on ani grama empatii. I tak pewnego dnia Ingo postanowił rozpocząć eksperymenty nad stworzeniem lisołaka. W tym celu związał się z łowcą i rzezimieszkiem – Nadirem, by ten znalazł dla niego niemowlęta, na których mógłby przeprowadzać eksperymenty. Nadir był pozbawionym uczuć i skrupułów człowiekiem, który bez przeszkód podjął się zadania. Porywanie niemowląt nie stanowiło dla niego problemu. W górach i na skrajach Szepczącego Lasu było wiele wiosek, gdzie na wiosnę dzieci rodziły się nieustannie. Ingo miał więc pod dostatkiem niemowląt, do swoich okrutnych eksperymentów.
Minęły trzy lata, w twierdzy Ingo, na jego rękach umarło wiele niemowląt, lecz ten nie zamierzał przestać mordować. Uparcie dążył do zrealizowania swojego celu. I w końcu się udało, nie na jednym niemowlęciu, a na dwóch! Chłopiec był 3 miesiące starszy od dziewczynki. Silny, zdrowy, pochodzący z wioski w górach, po ojcu górniku i matce zielarce. Przeżył! Przeżył jako pierwszy! Skoro się udało, czarodziej natychmiast zabrał się za eksperymenty na dziewczynce. Pochodziła z tej samej wioski, jej ojciec również był górnikiem, a matka zajmowała się jubilerstwem. Tak! Miał teraz dwa lisołaki i zamierzał wykorzystać je do maximum.
Tenor i Arya dorastali w strasznych warunkach. Piwnica w której byli zamknięci przez wiele lat była brudnym, wilgotnym miejscem, z dwiema małymi okienkami przy samym suficie. Kraty w nich nie pozwalały na ucieczkę. Przez długie lata Arya i Tenor tylko przez te małe okienka oglądali świat. Widzieli las, drzewa, zieloną trawę i zioła. Kiedy mieli 10 lat postanowili, że uciekną. Nie mieli pojęcia jak, ale wiedzieli, że jeżeli tego nie zrobią, umrą od eksperymentów Ingo. A czarodziej nie miał dla nich litości. Kazał im pić trucizny, by ich organizmy uodporniły się na ich działanie. Wlewał w nich zioła i inne mikstury sprawdzając reakcję jakie wywołają na ciałach lisołaków. To, że przeżyli przemianę w dzieciństwie oznaczało, że są bardzo silni, dlatego Ingo nie miał litości. Tenor i Arya mieli jeden, jedyny brak w swoich formach, nie potrafili przemieniać się w ludzi. Pozostawali albo w formie lisa, albo hybrydy. Był to kolejny powód eksperymentów Ingo.
Gdy para lisołaków skończyła 14ście lat, w końcu znaleźli sposób ucieczki z ich więzienia. Kilka tygodni wcześniej Ingo spowodował wybuch w swojej pracowni. Był tak silny, że naruszył kamienną strukturę twierdzy. Przy jednym z okienek w piwnicy odpadło kilka kamieni, a kraty się obluzowały. Tenorowi, przy transportowaniu z pracowni mistrza do piwnicy, udało ukraść się krótki pogrzebacz, którym razem z Aryą powoli i żmudnie kruszyli kamienie i zaprawę między kratami.
Aż w końcu stało się. Pewnej nocy udało im się wyjąć kraty z okienka, a świat stanął przed nimi otworem. Uciekli. Biegli przez całą noc, aż do samego świtu. Spali niewiele i jedli tylko to co znaleźli w drodze. Tak spędzili parę tygodni, aż w końcu trafili w miejsce, które pokochali od pierwszej chwili. Daleko na południu Szepczącego Lasu. Polana pełna fiołków, niezapominajek i innych kwiatów. Usłana ziołami i trawami wszelkiego gatunku. Niedaleko szemrał strumyk. Fiołkowa Polana była idealnym miejscem do osiedlenia się. I tak Tenor i Arya rozpoczęli swoje własne, spokojne życie, z dala od cierpień i przeszłości. Niedaleko polany znaleźli jaskinię, w której zamieszkali i tak, po dwóch latach na świat przyszedł pierwszy, naturalnie urodzony lisołak, a właściwie lisołaczka – Amertin. Rok później, gdy Arya miała dopiero 17ście lat urodziła drugą, zdrową córkę, niestety poród był tak trudny, że Arya umarła na rękach swojego ukochanego Tenora. Ojciec Amertin i Farico był zdruzgotany, jednak odpowiedzialność za córki wzięła górę. Musiał pochować swoją ukochaną i zająć się dwiema, maleńkimi istotami, które były częścią tak samo jego jak Aryi.
Na Fiołkowej Polanie nastał piękny, słoneczny dzień. Arya i Tenor oraz ich malutka córeczka Amertin oczekiwali przyjścia na świat kolejnego członka rodziny. Wszystko zdawało się być tak jak należy i nikt nie przypuszczał, że zakończy się on właśnie w ten sposób…
Poród Aryi trwał dosyć długo, był trudny, Tenor pomimo radości z kolejnego potomka czuł, że coś jest nie tak. Po ciężkich chwilach dla Aryi, na świat przyszła kolejna córeczka lisiej pary – Farico. Niestety po trudnym porodzie, ukochana Tenora była słaba, wydanie na świat małej lisołaczki było jednocześnie poświęceniem samej siebie. Arya umierała na rękach ojca swoich dzieci, nic nie mówiła, jedynie patrzyła w jego oczy, a on mógł dostrzec w jej spojrzeniu wszystko to, za co ją kochał. Nie widział strachu, nie widział bólu, lecz w tym spojrzeniu odczytał coś, co było przeznaczone tylko dla niego – dbaj o nie, są piękne…
Po śmierci Aryi Tenor był zdruzgotany, nie potrafił poradzić sobie z utratą ukochanej, lecz musiał wziąć się w garść, bo na świecie zostały dwie, malutkie istotki, które właśnie teraz potrzebowały go najbardziej.
Kolejne lata upływały Tenorowi na wychowywaniu swoich córek, które były istnymi żywiołami energii, nad którymi czasem ciężko było zapanować. Farico lubiła psocić, często wycinała tacie przeróżne numery, aż dziwne, że Tenor miał w sobie tyle cierpliwości, by znosić wszelkie wybryki lisołaczki. Od samego początku, pomiędzy Farico i Amertin wywiązała się szczególna więź. Córeczki Aryi i Tenora, zawsze bawiły się razem, razem poznawały otaczający ich świat, uczyły się nowych rzeczy, a z czasem ich ojciec zauważył, że oprócz niezwykłej przyjaźni i siostrzanej miłości, jest jeszcze coś. Gdy starsza z córek miała 9 lat, a młodsza 8, to co łączyło małe lisołaczki okazało się bardziej wyjątkowe niż mógł przypuszczać. Kiedy jednej z nich działo się coś złego, druga od razu wyczuwała to i spieszyła na pomoc. Tak również odkrył, że Farico posiada talent do uzdrawiania. Pewnego dnia jak szalona wybiegła z jaskini, czując coś nieprzyjemnego, co związane było z Amertin. Tenor biegł za nią przestraszony, wołając jej imię i próbując zatrzymać, lecz nic nie mógł zrobić, bo ta zupełnie nie słuchała. Wkrótce okazało się, że całe to zamieszanie było spowodowane właśnie tą niesamowitą więzią między siostrami. Farico wyczuła, że Amertin ma kłopoty. Kiedy dwójka dobiegła do starszej z córek, Farico zauważyła, że jej ukochana siostra skaleczyła się w prawą, przednią łapkę. Tenor odetchnął z ulgą, co prawda coś było nie tak, ale zachowanie jego młodszej córki wskazywało raczej na to, że wydarzyła się jakaś tragedia… a tego mógłby już nie znieść. Ojciec lisołaczek również dostrzegł to, że rana na łapce Amertin nie była poważna, przysiadł więc obok nich i obserwował uważnie. Farico dotknęła lekko noskiem łapki swojej siostrzyczki, a malutka rana wkrótce zniknęła, co zaskoczyło całą trójkę.
Kolejne sytuacje z życia lisiej rodziny, utwierdzały Tenora, że jego córki są wyjątkowe i pomimo silnych relacji między nimi i wszelkich podobieństw, są zupełnie inne. W Amertin rozwijały się talenty manualne, potrafiła robić wiele pięknych rzeczy, ozdób, którymi obdarowywała Farico i swojego tatę, z kolei młodsza z córek takich talentów nie miała. Ciągnęło ją do ziół, kwiatów, które rosły na Fiołkowej Polanie, może kiedy trochę podrośnie będzie potrafiła robić z nich coś wyjątkowego?
To co najbardziej wzruszyło Tenora, były talenty magiczne jego córek. Amertin posiadała niezwykły talent do dziedziny ognia, która doskonale władała Arya, z kolei Farico potrafiła używać dziedziny wody, co było domeną ich ojca. Tenor postanowił szkolić swoje córki pod tymi aspektami, przekazywał im wszystko to czego sam się nauczył. Młode lisołaczki szybko przyswajały wiedzę przekazywaną przez ojca, rozwijając w sobie różne talenty i umiejętności. Ale i na zabawę był czas! A to była ich ulubiona rozrywka – wszelkie, wspólne psoty, figle i radośnie spędzany czas. Amertin i Farico odziedziczyły po rodzicach jeszcze jedną cechę – żadna z nich nie potrafiła przyjąć formy ludzkiej.
Kolejne lata mijały, siostry poznawały powoli historię swojej rodziny, Tenor opowiadał im o ich matce, o tym jak wyglądało ich życie przed narodzinami córek. Nie był to łatwy temat, ale obie powinny znać historię swojego pojawienia się na świecie. I właśnie to sprawiło Farico ogromny ból. Na początku czuła się okropnie winna śmierci swojej matki, bo to przecież po jej narodzinach zmarła i nie mogła zająć się wychowaniem swoich pociech. Czuła się winna również tego, że zabrała Tenorowi jego miłość, a Amertin matkę, której przecież też tak bardzo potrzebowała. Smutek i poczucie winy przepełniały serce Farico, lecz tym razem młoda lisołaczka nie była sama. Otoczona miłością przez Amertin i Tenora, zrozumiała, że nie miała żadnego wpływu na to co się stało i niczego nie mogła zrobić, nikt nie był na nią zły za to, że pojawiła się na świecie. Właśnie ta jej mała, kochająca rodzina nauczyła ją empatii, zrozumienia i tego, że nie zawsze można mieć wpływ na pewne wydarzenia. Wiedza o tym co się stało, jeszcze bardziej zbliżyła Farico do jej starszej siostry, która była nie tylko jej siostrą, najlepszą przyjaciółką, ale również przewodnikiem i poniekąd zastąpiła jej matkę.
Lisołaczki rozwijały się pod czujnym okiem ich ojca, lecz szczęście rodzinne nie trwało zbyt długo. Gdy Farico miała 14 lat, a Amertin 15, wesoło bawiły się w jaskini, pochłonięte sobą i swoim towarzystwem, nie zauważyły jak czas szybko mijał. Amertin martwiła się, że ojciec tak długo nie wraca, to było do niego zupełnie niepodobne. Poleciła swojej młodszej siostrze pozostanie w ich domu, a sama udała się na poszukiwania ojca, który na pewno wracał pospiesznie do nich i zaraz przeprosi za swoje spóźnienie. Starsza z córek poszukiwała Tenora przez jakiś czas, ale nie chciała odchodzić zbyt daleko, bo nie miała zamiaru zostawiać Farico zupełnie samej. Dzień jeszcze nie dobiegł końca, dlatego powróciła do jaskini i zabrała ze sobą siostrę. Nie musiały odzywać się na ten temat, żeby obie zdawały sobie sprawę z tego, że musiało wydarzyć się coś złego. Po dłużyszm spacerze, wciąż nie wiedziały gdzie podział się Tenor, za to obie mogły usłyszeć w oddali głosy mężczyzn, którzy głośno rozprawiali o czymś. Amertin i Farico schowały się w pobliskich krzakach, zachowując swoje lisie formy. Obecność mężczyzn nie była niczym dziwnym, lisołaczki dotarły w okolica niewielkiego miasteczka, do którego czasem zabierał je ojciec. Uczył je tego, by pamiętały o zachowaniu bezpieczeństwa, bo nie wszystko jest takie proste i sprawiedliwe jak mogłoby być. Amertin usłyszała o udanych polowaniach na jednej z leśnych polan, mężczyźni chwalili się między sobą tym, co upolowali i co będą mogli zawieźć do swoich rodzinnych miast. Lecz pewne słowa, które dotarły do jej uszu zmroziły jej krew w żyłach… Te słowa również usłyszała Farico, która od razu wtuliła się w swoją siostrę. Myśliwi polujący w okolicy, chwalący się swoimi zdobyczami, upolowali pięknego lisa, z którego będą mieć wiele pożytku.
Do obu lisołaczek dotarł to, że upolowanym lisem był ich ojciec. Farico nie migła opanować smutku, który zalał jej serce, dlaczego ktoś zabił jej tatę… dlaczego ktoś ot tak zabrał jej jedną z najważniejszych osób w jej życiu …
Farico nawet nie pamięta jak tamtego dnia dotarła do domu, utrata ojca zupełnie ją rozbiła, zresztą nie tylko ją. Siostry przeżywały śmierć Tenora, który zostawił je zupełnie same. Jednak życie trwało dalej…
Farico i Amertin musiały wziąć się w garść i uporać się z bólem, by żyć dalej. Tragedia umocniła więź między nimi i z czasem były gotowe na to, by stawić czoła temu co je czekało. Lisołaczki opiekowały się sobą nawzajem, starały się żyć tak, by każdy dzień był wyjątkowy. Nauczyły się cieszyć z małych rzeczy, nie poddawały się, kiedy pojawiały się trudne chwile. Stały się dla siebie wsparciem, pomagały sobie i otaczały miłością, pielęgnując swoje relacje oraz pamięć o utraconych rodzicach.
Mijały kolejne lata, w których musiały radzić sobie bez pomocy rodziców, ale dzięki temu, że zawsze były razem, wszystko zdawało się łatwiejsze. Żeby zarobić na najpotrzebniejsze rzeczy, Farico zajęła się wyrabianiem perfum i olejków z kwiatów i ziół, a Amertin tworzyła piękne ozdoby z naturalnych przedmiotów, tkała pledy, derki dywany i inne przydatne rzeczy oraz potrafiła pleść przeróżne przedmioty z trzcin, słomy oraz wikliny. Tak wytworzone przedmioty sprzedawały na targach, a za zarobione pieniądze mogły kupować to co było potrzebne. Dzięki wyprawom do miast, siostry miały okazje do poznawania nowych ludzi, zawierania nowych przyjaźni.
Obecnie nadal mieszkają na Fiołkowej Polanie, ciesząc się swoim towarzystwem i czerpiąc z życia to co najlepsze.