“Suchy ląd ma jedną zaletę, której nie sposób zignorować - przelana krew zawsze, prędzej czy później, spłynie w dół.”
~Kitt
~~~
Wprowadzenie - Kompania Morska “Płetwa i Żagiel”;
Czasy przed narodzinami Kitta.
~~~
Tak długo, jak istniała Arranta i Talianis, tak długo istniała działalność zwana “Płetwą i Żaglem”.
Ów kompania morska zaczęła skromnie, jako przedsiębiorstwo składający się z jednego alarańczyka, jednego trytona i jednej mizernej łodzi. Jedyne co mieli to siebie nawzajem, determinację oraz całkowity brak pogardy dla takich rzeczy jak moralność czy uczciwość. Nie byli może źli do szpiku kości, ale nie odmawiali potencjalnym zarobkom, bez względu na to czy było to coś tak banalnego jak eksport, import czy inne usługi transportowe, czy też oszustwa, naciąganie, czy nawet celowe kierowanie statków na pewną zgubę wśród ukrytych tuż pod taflą wody skał, co by naturianin mógł wydobyć z nich co lepsze kosztowności gdy te już spoczną pod powierzchnią
Jak to w bezdusznej działalności bywa, obydwoje mieli niemożliwy do poskromienia głód pieniądza, a klientów i zleceń była zawsze skończona ilość. Z początku próbowali uniknąć konfliktu poprzez podział terenu - Alarianin zajmował się sprawami na lądzie, a tryton tymi w wodzie - lecz prędzej czy później chciwość przemogła obydwu, przez co zaczęli sobie skakać do gardeł. O tym, kto zwyciężył, zadecydowała zdolność oddychania pod wodą, naturianin pozostawił bowiem ciało swego dawnego towarzysza na dnie oceanu, z daleka od oczu i uszu tych, co podejrzewali morderstwo.
O dziwo ów zabieg sprawił, iż praca stała się lżejsza w obliczu braku współpracownika. Gdy nie musiał dyskutować godzinami nad tym, jakie zlecenia przyjmą, a które ignorują, wszystko szło szybciej, a jego zdolność oddychania pod wodą pozwoliła mu także w przerwach między zleceniami zagrabiać co kosztowniejsze skarby, dotychczas spoczywające w zapomnieniu na morskim dnie dookoła wyspy. Gdy tylko sytuacja na to pozwoliła, zaczął zatrudniać zarówno ludzi na powierzchni, jak i również swych morskich rówieśników, dbając o to, aby każdy z nich był gotów ubrudzić sobie ręce w imię zarobku.
Od tamtego momentu zysków tylko przybywało. Unikatowe połączenie tradycyjnego transportu wraz z możliwościami oferowanymi przez grupę syren i trytonów, gotowych przenieść, zdobyć lub wydobyć nawet co cięższe przedmioty przez oceaniczne głębiny sprawiało, iż konkurencja, zarówno w legalnych jak i nielegalnych sferach, po prostu nie potrafiła nadążyć. Mizerna łódź wkrótce została zastąpiona przez pełnoprawny statek z dedykowaną załogą, a niedługo po tym jeden statek stał się całą flotą, gotową na ciągłe i regularne kursy do co ważniejszych miast handlowych Alaranii. Przedstawiciele przedsiębiorstwa na lądzie zyskali na liczebności na tyle, by móc tworzyć wyspecjalizowane grupy, w wyniku czego działy odpowiedzialne za księgowość, transport lądowy, kontakty z klientami, zastraszanie konkurencji czy nawet eliminacje wścibskich osobników. Tymczasem pod powierzchnią wody wciąż przybywało tych, co byli gotowi poświęcić nieco czasu i energii w ramach sowitego zarobku pod postacią waluty z lądu. Szczególną popularnością, ze względu na zysk dla kompanii jak i również zarobki zatrudnionych, cieszył się interes podwodnego szmuglowania, mało który port bowiem dbał o to, aby sprawdzać, czy przypadkiem pod kadłubami statków nie przebywają naturianie, a w ich rękach bardzo nielegalne oraz równie drogocenne towary.
Kompania Morska “Płetwa i Żagiel” stała się siłą, z którą każdy handlarz i każdy przemytnik na terenie Arranty musiał się mierzyć. Może i nie mieli całkowitego monopolu na rynku, ale to wystarczało. Byli w idealnej sytuacji, gdzie ich operacje przyniosły niewyobrażalne zyski, a gdzie wciąż byli w stanie ukrywać swe nielegalne działalności przed władzami tego państwa. Trytonowi, któremu to podlegała cała Kompania, podobał się taki stan rzeczy, dlatego też przez lata cieszył się życiem pełnym owoców jego ciężkiej pracy. Z czasem jednak, gdy miał tyle sojuszników co wrogów, zrozumiał, iż sielanka nie będzie trwała wiecznie. Potrzebował zabezpieczenia, czegoś, co sprawi, że nawet w obliczu jego nagłej i nieplanowanej śmierci Kompania przetrwa, a wraz z nią przetrwa jego nazwisko, K’night, to był bowiem jego główny cel - aby nikt o nim nie zapomniał. Bardzo szybko okazało się, iż spłodzenie potomka i ustanowienie dziedzicznej władzy nad Kompanią było jedynym słusznym wyborem.
Syrena, którą wybrał, nie była miłością jego życia. Nie była też szczególnie piękna, przynajmniej jak na syrenie standardy, a i brak jej było talentów czy innych kwalifikacji. Zamiast tego miała jedną zaletę, którą cenił w niej ponad wszystko - była odurzona bogactwem, jakim dysponował, a co za tym idzie, robiła wszystko zgodnie z jego wolą. Nie musiał jej nawet namawiać na poczęcie dziecka, to ona bowiem podjęła inicjatywę, bez wątpienia, aby zagwarantować, iż nie zostanie wyrzucona z jego łask. Jakby nie patrzeć, poza cielesnością nie miała do zaoferowania nic a nic, więc ta akcja z jej strony była jak najbardziej logiczna, ale co najważniejsze, była jak najbardziej na rękę właścicielowi Kompanii.
W ten oto sposób ród K’night wpisał się na karty historii - Czy to syrena, czy tryton, każde kolejne pokolenie po uzyskaniu kontroli nad Kompanią okazywało się bardziej wyrachowane od poprzedniego. Ulice Arranty spłynęły krwią tych, którzy próbowali przeciwstawić się chciwości rodu, w czasie gdy handel morski od i do tego państwa był pod niemal całkowitą kontrolą “Płetwy i Żagla”
Nawet za czasów władania tego, który zwany był tyranem, a którego to imię praktycznie wymazane zostało z kart historii, Kompania Morska utrzymała się na powierzchni, a nawet rozrosła się w wyniku bezwzględności króla. Dotychczas niezbadane rejony takie jak handel niewolnikami czy wprost porywanie ludzi z nadbrzeżnych osad na kontynencie zaczęło przynosić zyski, których wysokość wręcz wymusiła trwałe dodanie tychże działalności do ich repertuaru, nawet w czasach kiedy panowało bezkrólewie, a kiedy to klątwa zaczęła zatapiać wyspę. A skoro o klątwie mowa, to ta także okazała się niespodziewanym źródłem dochodów. Wydobywanie pochłoniętych przez wodę dóbr i kosztowności, a także ubezpieczanie cudzych firm na czas przyszłych zatopień tylko wzmocniły pozycję Kompanii na rynku. Rzecz jasna pomagał też fakt, iż czas zatopienia był idealny do tego, aby zaszkodzić konkurencji, czy to poprzez niszczenie budynków czy też w nieco subtelniejszy sposób.
W ten sposób kompania kwitła z każdym rokiem bezkrólewia. Niektórzy próbowali zebrać władzę nad wyspą, lecz ta nigdy nie była niepodważalna i całkowita. Ten stan rzeczy tylko ułatwiał sytuacje, łatwiej było bowiem łamać zasady i prawa, których nikt nie był w stanie utrzymywać bądź wprowadzać w życie. I właśnie w tej rzeczywistości narodził się Kitt K’night.
~~~
Rozdział Pierwszy - Książę bezkrólewia
Czasy od narodzin do trzydziestego drugiego roku życia Kitta.
~~~
Kittowi nigdy nic nie brakowało.
Chciał coś zjeść? Jadł to wtedy kiedy tego chciał, i tak jak tego chciał.
Chciał się pobawić z innymi dziećmi? Te bawiły się z nim, jeśli chciały słodkości i monety, które zostały im w zamian obiecane.
Ktoś zrobił mu przykrość? Tortury były spodziewaną reakcją.
Z jakiegoś powodu czuł się źle? Najlepsi magowie, znachorzy i lekarze czuwali przy nim i robili wszystko, co mogli, aby przynieść ulgę, od tego bowiem zależała ich zapłata, a czasem i ich żywot.
Można by pomyśleć, że rodzice go kochali ponad wszystko, a w wyniku tego rozpieszczali go nawet wtedy, gdy był on już dorosłym trytonem. Co niektórzy zaczęliby wnioskować, iż to wina tego, iż urodził się on powabny i delikatny niczym niewiasta, a przez to traktowany był przez swych opiekunów niczym istota ze szkła, mogąca się rozpaść od najmniejszego dotyku. Czy to jednak była prawda? Ależ oczywiście, że nie. Prawdziwym powodem była nie miłość czy też nadopiekuńczość, a bezduszna, finansowa decyzja, trwająca nieprzerwanie od setek lat w głowach tych, co zostali właścicielami Kompanii.
Ród K’night musiał mieć potomka, który zdoła nie tylko odziedziczyć, ale też utrzymać “Płetwę i Żagiel”, z więcej niż jednego powodu. Dla pracowników Kompanii była to obietnica stabilności i gwarancja tego, iż bez względu na to co się stanie, zawsze będzie ktoś, kto zdoła wypłacić im kwotę, na którą zapracowali. Był to zarazem środek motywacyjny, jak i zapobiegawczy, dzięki temu bowiem nawet najbardziej wyrachowani i bezwzględni pracownicy, nie próbowali przejąć władzy. Ryzyko wynikające z buntu zrodzonego na niższych szczeblach hierarchii było po prostu zbyt wysokie w porównaniu z niemal gwarantowaną świetlaną przyszłością, która czekała ich na ich obecnym stanowisku, szczególnie ze względu na to, iż co bardziej nielegalne segmenty Kompanii sowicie wynagradzany co ryzykowniejsze akcje wykonywane pod banderą “Płetwy i Żagla”.
Co to ma wspólnego z luksusem, w jakim żył Kitt? Ano to, iż pomimo tego, iż rodzice widzieli w nim pełnoprawnego, przyszłego właściciela firmy, to jednak nie chcieli oni, aby ten przejął kompanię za ich życia. Byli zbyt dobrze świadomi, iż wystarczyłoby, aby Kitt obiecał większe zarobki, aby znaczna większość pracowników stanęła za nim murem. Z tego też powodu, tak długo jak żyli, musieli zagwarantować, iż Kitt nigdy, ale to przenigdy nie będzie miał powodu do tego, by chcieć przejąć władzę, a danie mu pełnego dostępu do ich bogactwa i niemal absolutną kontrolę nad wszystkim było jedną adekwatną opcją.
Kitt nie bał się wykorzystywać tego, wydając majątek na wszystko, czego pragnął. Cena nie grała roli, więc był gotowy zapłacić fortunę za choćby najmniej znaczące udogodnienia. Z wiekiem, gdy z dziecka powoli wyrastał mężczyzna, Kitt zaczął doceniać nie tylko faktyczną użyteczność rzeczy, ale też prestiż związany z posiadaniem tychże. Jeżeli coś było, to on chciał to mieć, choćby dla samego faktu posiadania. Mniej więcej w tym samym czasie zaczął też w bardziej skupiać się na opinii innych. Kiedyś myślał o tym w standardowo dziecięcy sposób - chciał być w centrum uwagi i żeby wszyscy się go słuchali. Kiedy jednak dojrzałość przybyła, wraz z nią pojawiła się potrzeba bycia wywyższonym ponad ciemną masę. Nie wystarczyło, aby był otoczony tymi, których zwabiło jego niezaprzeczalne bogactwo. Chciałby zazdroszczono mu, by spoglądał na niego w ten wyjątkowy sposób… by był pożądany niczym rzeczy, za którymi sam się uganiał, wydając przy tym absurdalne ilości waluty.
Na całe szczęście on był wciąż piękny i młody gdy pierwsze iskry tego pragnienia się w nim zrodziły, a alchemia i medycyna oferowała wiele specyfików, które pozwoliłyby mu zachować taki stan rzeczy. W ten oto sposób, gdy coraz to bardziej zaczął się udzielać na przeróżnych spotkaniach i uroczystościach w państwie bezkrólewia, wszystkie oczy szły na niego. I to nie tylko dlatego, że wyglądał na trytona, któremu syreny zazdroszczą urody. Lata mijały, jego aktywność społeczna była coraz większa, a on wyglądał dokładnie tak, jak wszyscy go pamiętali z jego pierwszego społecznego debiutu. Był niczym zamrożony w czasie, nic więc dziwnego, że nawet jego trytonia postać była uznawana przez kobiety z wyższych sfer za obiekt westchnień.
Naturianin pławił się beztrosko w tym wszystkim. Był on niczym dzieło sztuki, a osoby, którymi się otaczał to jego audiencja, która była gotowa zapłacić, by choćby przez chwilę doznać piękna, jakim emanował tryton. W międzyczasie używki wszelakiej maści, od ekstremalnie drogiego wina po mocniejsze narkotyki, sprawiały, że świat był o wiele ciekawszy, podobnie zresztą jak ci, z którymi miał okazję przebywać. Gdy jednak uwaga nie była wystarczająco silna, a ciało potrzebowało odwyku od potencjalnie groźnych substancji, lubił on umilać sobie czas przy pomocy tych, którzy wpadli w sidła jego wdzięków. Manipulowanie ludźmi niczym zabawkami było nadzwyczaj rozkoszne, szczególnie gdy ci ślepo wierzyli, że to, co robił Kitt to był wynik miłości, a nie nagłego napadu nudy.
~~~
Rozdział Drugi - Upadek “Płetwy i Żagla”;
Czasy trzydziestego trzeciego roku życia Kitta.
~~~
Kitt nigdy nie zapomni dnia, w którym to Delia Antelion, dosłowna anielica, została królową nowo zjednoczonego Arrantalis. Wszyscy na każdym szczeblu hierarchii “Płetwy i Żagla” zaczęli popadać w istną panikę. Jedni cofali swoje inwestycje, składając bogactwa niczym skarb piracki, czy to na pustkowiach, czy po prostu w swych piwnicach. Inni szykowali się jak na wojnę, szukając najemników gotowych do obrony Kompanii i interesów tejże. Byli też tacy, co rozejrzeli się dookoła, odetchnęli mocno, wykrzyknęli ‘Jebać to’ i czmychnęli, byle jak najdalej od dowodów na to, czego dokonywali w imię bogactwa.
Kitt tymczasem? Kitt robił to, co zawsze robił - korzystał z bogactwa, póki to było. Nie martwił się o niebiankę, oraz jej niechybną i nieuniknioną sprawiedliwość, poza rodowodem był on bowiem, jak dotąd, kompletnie nieobecny “Płetwie i Żaglu”. Owszem, miał prawo się rządzić, ale nigdy z tego prawa nie skorzystał… bo i po co? Odpowiedzialność i towarzyszące temu niebezpieczeństwo było czymś, co wolał pozostawić w rękach swoich rodziców, po których widać było, iż czują na szyi sznur szubienicy po latach prowadzenia czegoś, co można bez wyrzutów sumienia określić jako organizacje niemal całkowicie skupioną na przestępstwach zarówno na jak i poza Arrantalis.
Do upadku spółki nie doszło od razu, ciężko było bowiem przywrócić prawo i porządek, ale z każdym kolejnym dniem prawa i rozporządzenia nowej władczyni, wsparte przez głos ludu oraz rosnącą liczbę oddanych jej strażników, coraz bardziej wyniszczały to, na co pracowali jego rodzice, ich przodkowie i przodkowie tychże przodków. Bez względu na to jak próbowali ukryć swe działania, nie miało to znaczenia. Może to interwencja Najwyższego, może też fakt, iż przez setki lat nikt nie dbał o dyskrecję, ale nie było jak ukryć brudów, które skrywane były przez “Płetwę i Żagiel.”
W dniu gdy jego rodzice zostali skazani za swe uczynki, Kitt pozostał z posiadłością i resztkami bogactwa, które zostały łaskawie niezagrabione na rzecz państwa. To jak znana była działalność rodu K’night przez niemalże każdego mieszkańca Arranty sprawiło, iż ‘niewinność’ Kitta w kwestii działalności Kompanii była praktycznie niezaprzeczalna. A co z jego innymi czynami? Cóż, Kitt od zawsze był ostrożny w kwestiach, które mogły mu zaszkodzić, ale nawet tych było niewiele, zazwyczaj bowiem nie miał nic przeciwko temu, by być grzecznym, obrzydliwe bogatym obywatelem Arranty, więc to także zagwarantowało, iż nikt nawet ręki na niego nie podniósł w czasie, gdy organizacja, dzięki której pławił się w luksusach przestała istnieć.
Kitt nie rozmyślał długo nad tym, co chciał. Chciał on bowiem, by wszystko było tak jak dotychczas i wcale nie chodziło tu o istnienie “Płetwy i Żagla”. Raczej chodziło o to, iż chciał on mieć dostęp do praktycznie nieograniczonego bogactwa, a zarazem mieć praktycznie zerową odpowiedzialność za to, skąd się ów bogactwo bierze. Na całe szczęście ponad trzydzieści lat życia oferowały mu nie tylko niemalże nieograniczony dobrobyt, ale także wiele znajomości oraz wiedzę, dzięki której jego życzenie będzie czymś więcej niż tylko marzeniem rozpieszczanego od dziecka trytona.
~~~
Rozdział Trzeci - Narodziny i żywot “Rekina z Arranty”
Czasy od trzydziestego czwartego do sto trzydziestego siódmego roku życia Kitta
~~~
Przybycie Delii miało swoje plusy. Pod jej koordynacją oraz z pomocą tych, którzy jej wolę zmieniali w czyny, Arrantalis stało się pełnoprawnym państwem o szybko rozwijającej się ekonomii. Grzechem byłoby z tego faktu nie skorzystać, co Kitt czynił z zaskakującą efektywnością.
Jego pierwszymi krokami było skorzystanie ze znajomości z “Płetwy i Żagla”. Było wiele osób, które uciekły przed nowo ustanowionym prawem, i choć znalezienie ich nie było proste, to jednak Kitt był w stanie poświęcić nieco swych wciąż ubywających bogactw na ten cel. Odszukał on zarówno ludzi, jak i syren i trytonów, o których to wiedział, że potrzebują źródła zarobku. Można by pomyśleć, że chciał, aby u niego pracowali, ale to nie była prawda. Zamiast tego, w zamian za drobny procent z ich przyszłych zarobków, obiecał im że znajdzie im pracodawców, mniej lub bardziej legalnych zależnie od tego, jak bardzo nie komfortowo czuli się wobec wizji potencjalnego starcia z nowo ustanowionym przez anielicę porządkiem. Niektórzy się zgodzili, i dzięki temu Kitt mógł spełnić swoją część umowy.
Gdzie znalazł osób szukających pracowników, przemytników czy innych rąk do pomocy? A nigdzie indziej jak na bankietach, balach i innych uroczystych rzeczach organizowanych przez najbogatszą warstwę społeczną dawnej Arranty. Znał tam wiele osób, czy to kupca co to zawsze narzekał na brak silnych rąk do pomocy, czy też arystokratę, który nie krył się z tym, że wraz z rozpadem “Płetwy i Żagla” stracił on dostęp do regularnych dostaw bardzo drogich i bardzo nielegalnych specyfików. Były też inne osoby, mniej lub bardziej zdesperowane i w potrzebnie mniej, lub bardziej legalnych współpracowników. Negocjacje, przy których wspierał się swoim wyrobionym przez lata prestiżem, a nawet urokiem osobistym, szły dobrze, jeśli nie bardzo dobrze.
Gdy tylko uporał się z tym, zaczął dokonywać tego samego, tyle że na większą skalę. Szukał i odnajdywał przedsiębiorstwa, ludzi związanych z hadlem lub po prostu adekwatnie bogatych ludzi w potrzebie, a następnie z pomocą swych znajomości, wiedzy i chęci do uzgodnienia adekwatnych cen sprawiał, iż ich problemy się rozwiązywały, a w jego rękach pojawiała się obietnica, iż będzie regularnie wynagradzany kwotą zależną od tego, jakie przychody z tego wynikną. Rzecz jasna taka umowa była niezwykle ryzykowna, ale tylko, gdy patrzeć na jedną. Gdy dorobił się takich dziesiątki, a później i setki? Prawa matematyki były po jego stronie, bowiem kiedy część firm, od których zależał jego dobrobyt, przechodziła kryzys, inne były w trakcie rozkwitu. A im więcej ludzi i zakładów było oplecione wokół jego palca, tym większe oraz bezpieczniejsze stawały się jego przychody.
Tytuł “Rekin z Arranty”, choć nie wynikł od niego i pojawił się najwyraźniej znienacka, był miłym atutem. Pomimo tego, iż w teorii oraz w świetle prawa nie posiadał on ani jednego przedsiębiorstwa, to jednak ci zaznajomieni z tym co tak naprawdę się działo w Arrantalis wiedzieli, iż przez lata naturianin znaczne udziały w najważniejszych firmach, kompaniach czy interesach dziejących się na obu wyspach. Było to też o tyle wygodne, że w ukrytym przed wzrokiem Królowej Delii przestępczym półświatkiem tytuł ten zaczął wzbudzać szacunek, dzięki czemu Kitt nagle miał o wiele łatwiej z tym, by pomimo swojego delikatnego wyglądu nawiązać bardzo poważne znajomości i wspomagać niezwykle odważne interesy. To w dużej mierze dzięki Kittowi właśnie przemyt od i do Arrantalis nie stał się wymarłym gatunkiem, a zamiast tego rozkwitał w najlepsze.
W pewnym momencie jego bogactwo dorównuje temu, co oferowała "Płeta i Żagiel" prowadzona przez jego rodziców. Kitt nie próżnował jednak i dbał o to, by inwestować. Nigdy nie tworzył bezpośrednich źródeł dochodów, zamiast tego dbając o to, by to inne spółki z tego czy innego powodu były zobowiązane do wspierania jego finansowych potrzeb. Dla publiki i tych u władzy był praktycznie organizacją charytatywną, finansując nawet najbardziej ryzykowne i szalone idee w zamian domagając się niemalże zerowego procentu z tego co w przyszłości dana firma zdoła zarobić. W rzeczywistości jednak tam, gdzie nie sięgały oczy praworządnych, dbał on o to, aby każde jego działanie było opłacalne, a zarazem niemal niemożliwe do przypisania do niego. Nawet pośrednicy jego pośredników mieli pośredników, więc nawet ci, którzy oburzeni byli jego agresywnymi stawkami w zamian za jego pomoc nie mieli jak zakończyć jego żywota. A wyboru wielkiego nie mieli, bo z każdym rokiem Kitt zdobywał coraz to większą kontrolę nad ekonomią Arrantalis, aż w końcu niewidzialna ręka rynku została zastąpiona jego własną, równie niewidzialną, lecz o wiele bardziej stronniczą dłonią.
W końcu jednak nadszedł punkt, gdzie musiał on przestać aktywnie udzielać się w Arrantalis. Był zbyt świadomy tego, iż nie mógł mieć całkowitego monopolu, to by bowiem przypieczętowało jego los, nie sposób byłoby ukryć bowiem jego czynów, gdyby były one widoczne w każdym zakamarku obu wysp. Zamiast tego pozwolił on, aby działo się to, co miało się dziać, pozostawiając nowe spółki na łaskę losu, a stare trzymając przy sobie na warunkach, jakie wcześniej ustanowił. Nie znaczyło to jednak, że miał on dość bogactwa. Oj nie...
Jeszcze wiele bogactwa czekało na niego, ale to już leżało daleko poza Arrantalis, a to oznaczało, iż “Rekin z Arranty” musiał zacząć pracować nad tym, by stać się “Rekinem Alaranii”...
~~~
Rozdział Czwarty - Interes musi trwać
Czasy obecne
~~~
...