“Zamknij anioła w klatce, a będzie domagał się wolności.
Wychowaj go tam od dziecka, a on mimo wszystko będzie ciekawski jak to jest na zewnątrz.
Daj go mi, a za kilka tygodni będzie cię wychwalał ponad Najwyższego z pasją o jakiej ci się nie śniło.”
~Handlarz Życia, data nieznana, słowa skierowane do pewnego arystokraty.
Rozdział 0 - Matka oraz jej pierworodna
Daleko poza miejscami gdzie piętno cywilizacji pozostawiło swój świat na Matce naturze, życie dzieje się znacznie spokojniej. Na przykład daleko, daleko na południowym wschodzie kontynentu, w gęstwinach nie nazwanego dotąd lasu, rzadko kiedy coś zakłóca spokój tamtejszych mieszkańców. Drzewa są tam podobno różnorodne i egzotyczne, a ich owoce przyprawiają nawet najbardziej wybrednych o chęć zjedzenia więcej. Zwierzęta żyją, tak jak żyć powinny, równoważą się wzajemnie, nie przełamując delikatnego łańcucha pokarmowego. Nawet magia wydaje się tutaj łagodniejsza niż gdziekolwiek indziej.
Mówiąc ogólniej jest to po prostu idealne miejsce dla tak impulsywnej i łatwej do zdenerwowania rasy jak Eugona. A przynajmniej dla pewnej przedstawicielki tegoż to gatunku, która osiedliła się tam, by uciec z dala od miejsc, gdzie ludzie rozprzestrzeniają się niczym zaraza. Pół kobieta, pół wężyca imieniem Reia, o łuskach wiecznie spływających kolorem krwi oraz szkarłatnych oczach była wiecznie samotna z własnego wyboru. Niczym bestia, trzymała się sama, ufała tylko sobie i mordowała wszystko , co jej się nie podobało. Szczególny uraz miała do ludzi. Czemu - nie wiadomo . Jednak zdarzało jej się rozszarpywać nieszczęśników, zanim ci zauważą, iż coś ich atakuje. Nie była jednak chora psychicznie - w przypadku zagrożenia była rozsądna i ostrożna, ale takie sytuacje były rzadkie.
Jednak Reia zawsze czuła, że samotność nie może trwać wiecznie. Uczucia trawiły ją od środka, gdy przelewała krew zwierząt i ludzi. Nie chciała robić tego tylko, by przeżyć, ona chciała mieć cel w życiu, jednak nigdy nie miała w sobie tyle pewności siebie, by go ostatecznie ustanowić. Jednak, gdy lata w lesie mijały, nastała w końcu dla naturianki ta chwila słabości, gdy się przemogła i spróbowała zapoznać się bliżej z jakimś człowiekiem. O ile przemożeniem się można nazwać poddanie się pierwotnym instynktom, które w końcu zażądały partnera, a próbę zapoznania się z kimś - dzikim gwałtem na zagubionym podróżniku. Jej celem była potomkini. Wiedziała, że musi przekazać swoje życie komuś innemu, by jej dziedzictwo trwało, tak wiec starała się, by okazja na to mogła nadejść.
Tak więc oto, stało się. W szczegóły lepiej nie wchodzić, jednak należy nadmienić, iż człowiek, który padł ofiarą wężowej kobiety, umarł, gdyż serce jego najwyraźniej nie mogło znieść takich doznań, których niewielu jest w stanie zaznać. Chociaż jakby nad tym pomyśleć, równie dobrze poderżnięte gardło mogło być przyczyną jego zgonu, podobnie jak i rozerwana z ogromną siłą klatka piersiowa. Ciężko powiedzieć, eugona nie zwracała na takie drobnostki, choćby najmniejszej uwagi.
Ostatecznie, wynikiem końcowym tego wydarzenia było jedno gnijące, półnagie ciało, leżące gdzieś pośrodku leśnych gęstwin, pożerane powoli przez tamtejsze wilki oraz brzemienna naturianka. Reia naszykowała w swym legowisku, ukrytym w ogromnym, pustym od środka drzewie nieco więcej miejsca, a i zbierała zapasy jedzenia. Wiedziała, że po porodzie będzie zbyt słaba na polowanie. Przez wiele miesięcy szykowała się do tej cudownej chwili, gdy w końcu przestanie być sama. Ze szczęścia aż chciała podziękować temu, dzięki któremu było możliwe, lecz niestety, nie potrafiła rozmawiać ze zmarłymi.
Rozdział 1 - Córka oraz jej tresura
Jak to jest, gdy żyje się w szczęściu i dobrobycie? Niektórzy by powiedzieli, że to marne życie. Głównie ludzie, którzy brak zła mogą uznać za naruszenie równowagi świata, który potrzebuje chaosu, destrukcji. Ktoś nawet kiedyś powiedział, iż słodyczy nie odczuje ten, kto gorzkiego posmaku nigdy nie poznał. Jednak to jest ich zdanie. Zdanie istot, które wpisane mają w siebie potrzebę, by nie być idealnym.
I choć zdawać się może, że Naturianie nie podzielają i nigdy podzielać nie będą takiego toku myślenia, to jednak zdarzają się wyjątki. Jeden z nich pełzał po świecie, był eugoną i miał na imię, czy też raczej miała, gdyż to była ona, Lullasy. Ledwo osiem lat osiągnęła, a już jej matka, Reia, miała z nią nie lada kłopoty. Zwykłe dziecko to kłopoty, o tym wie każdy. Dziecko będące w połowie wężem, to bez wątpienia jeszcze więcej zmartwień. Jednak to , co wieńczy skalę problemu, to fakt, iż ta mała dziewczynka była w istocie swego rodzaju sadystką, której spojrzenie potrafiło zmrozić krew w żyłach. Wyrywanie skrzydełek motylkom oraz próba mordu wszystkiego co się rusza było normą - nic dodać, nic ująć. Młoda rosła w niesamowitym tempie, a siłą i instynktem prześcignęła by większość eugon w tym wieku. Była esencją zniszczenia, która była posłuszna tylko swej rodzicielce oraz instynktowi.
Nie licząc wybuchowego charakteru, godnego wulkanu gotowego do erupcji, młoda Lullasy była niemal idealną kopią swej matki. Łuska w łuskę takie same, tylko oczywista różnica wieku pozwalała odróżnić te dwie krople wężowej, zabójczej wody od siebie. Nawet pod ludzkimi postaciami, czy też nawet w formie węży były niemal nie do rozróżnienia, chyba że ktoś zauważyłby, że to to mniejsze było o wiele bardziej nabuzowane energią i śmiercionośne.
Dokładnie w dzień dziesiątych urodzin małej, Reia odkryła, że sprowadziła niemałą katastrofę na las, w którym mieszkała. Jedna eugona potrafi pożreć całkiem sporo zwierzyny, ale dwie eugony o iście zwierzęcym apetycie to było najwyraźniej za dużo dla okolicznej fauny. Przez cały poranek, gdy mała jeszcze spała, przeszukiwała las, by upolować coś soczystego na śniadanie, jednak nie zastała nic, oprócz wszechobecnych, poobgryzanych do czysta przez dwie naturianki, kości. Tylko drobniejsze ptaki ocalały, a nawet rozmnożyły się jeszcze bardziej niż zwykle, gdyż wszystkie okoliczne drapieżniki pożarła Reia z córką. Dzięki temu las rozbrzmiewał nigdy nie ustający świergot, który nie sposób było zignorować. Z jednej strony było to szokujące i straszne, z drugiej strony zaś była tym zadowolona, iż tak porządnie wykarmiła Lullasy. Cóż, do optymistów świat należy, ktoś kiedyś rzekł.
Jednak ta wiadomość ostatecznie była zła i to bardzo. Reia wiedziała, że przez to będzie musiała przenieść się do innego miejsca wraz z małą. Ze względu na wciąż młodą Lullasy, bała się iść na południowy wschód, wgłąb nie nazwanego lasu, gdyż sama nie wiedziała co może tam je czekać. To oznaczało, iż jedynym rozwiązaniem jest wyjście z lasu i znalezienie innego miejsca. Jednak od najbliższego miejsca, gdzie mogłyby znaleźć schronienie, dzieliła je równina Maurat, która nie była najbardziej bezpieczna drogą pod względem strategicznym. Brak drzew by się skryć przez niebezpieczeństwem, nadmiarem słońca czy deszczem. Mówiąc ogólniej - jedyne co mogła zrobić, to zaryzykować przeprawę.
Wężowa dama zaplanowała dokładnie drogę - zamierzała dostać się jak najszybciej nad błyszczące jezioro, gdzie planowała pierwszy i jedyny postój. Dalej tylko czekałaby ją prosta droga do Szepczącego lasu, gdzie schronienia, jak i zwierząt do zjedzenia nie brakowałoby im przez wiele setek lat. Nie miała ona jednak żadnego zapasowego pomysłu, wierząc naiwnie w duchu, iż uda im się przedostać tam bezproblemowo za pierwszym razem. To jak bardzo Reia się myliła, dało się zobacz w momencie, gdy opuściły las.
W momencie , gdy ich łuski zetknęły się po raz pierwszy z dziko rosnącą trawą, która porastała bezkresną na pierwszy rzut oka równinę, przypieczętował się los obu eugon. Wystawione na otwartej przestrzeni, były idealnym celem dla tych, którzy od dawna wbijali w nie swoje oczy. Oczy, które nie widziały życia, a towar, za który otrzymają tyle złotych gryfów , ile ów towar waży. To byli Łowcy Życia.
~~~
Notka poboczna - Organizacja oraz jej geneza
Łowcy Życia to stara organizacja zajmująca się niewolnictwem na terenie całej Alaranii. Jej początek jest szacowany na około dwusetny rok Ery Alariańskiej, jednak pewności nie ma, gdyż nikt nigdy nie spisywał historii tej organizacji. Ustne podania mówią, iż tym, który w teorii dał początek organizacji jest osoba, która zwała się Handlarzem Życia. Ów osobnik miał być dobroczyńcą, który wędrował przez Alaranie i wiele innych krain, dając szansę na nowe życie tym, którzy już nie mieli niczego, nawet nadziei.
Uczył on mężczyzn pracy najemnika, kobiety zaś szkolił w roli służki. Nie żądał nic w zamian, nie licząc szczęścia tych, którym pomagał. Pomagał im zdobyć zarobek, a co za tym idzie, przeżyć. Jednak to był zwykły człowiek, pewnego dnia umarł ze starości, zgodnie z prawami natury. Wtedy też splugawiono jego rolę, w momencie, gdy chciwy człowiek przejął jego tytuł i założył organizację, mającą na celu handel niewolnikami dla czystego zysku.
Od tamtego czasu Handlarz wraz ze swoimi Łowcami rósł w siłę, jednak nadal byli mało znani. Jednak to nie był przypadek, a zamierzone działanie - organizacja była cicha, ze względu na to, iż wielu tych o dobrych sercach potępiałoby ją. Dlatego też tylko wybrani z wyższych sfer z całego kontynentu wiedzieli o wszystkim i napędzali swoimi bogactwami Łowców Życia, którzy do dziś istnieją.
~~~
Ledwo eugona wraz ze swoją córką przebyła sto stóp drogi, a już wpadły w pułapkę. Z przodu, z tyłu, jak i po bokach zmaterializowały się portale, z których wyłoniło się co najmniej pół setki zbrojnych, opancerzonych w twardą stal, a dzierżących potężne dwuręczne miecze, ciężkie i niezwykle ostre. Nie minęło wiele czasu, nim otoczyli oni zwartym kręgiem swoje ofiary.
Tymczasem mag, który utworzył portale, wyszedł z ukrycia, a konkretniej odczynił czar niewidzialności, w jaki był przyodziany. Imię jego było Wirknar, dusza jego była mroczniejsza niż pusta otchłani, a ego jego było na tak wysokie, iż gdyby na nim stanąć, można by dotknąć gwiazdy bez większego problemu. Jednak nie był to wbrew pozorom głupiec - stał w bezpiecznej odległości od eugon, wiedząc, iż nawet taka liczba żołnierzy może nie wystarczyć, po czym ogłosił naturiankom cel tego wszystkiego. Mianowicie zażądał oddania młodej eugony, by w imieniu Handlarza Życia wychować i wyszkolić ją, by mogła sprostać trudom tego świata. Było to oczywiste kłamstwo, lecz nawet gdyby to była prawda, Reia nie zgodziłaby się na to, dopóki jej serce nadal biło. Ledwo wykrzyczała, iż nigdy nie odda swej Lullasy na łaskę ludzi, a jeden z rycerzy zamachnął się mieczem. Krzyk histerii dziesięcioletniej naturianki przeszył powietrze, gdy głowa jej matki opadła na trawę, a jej krew rozbryzła w powietrzu, niczym szkarłatny deszcz bólu i cierpienia.
To, co dalej się działo, łatwo było przewidzieć. Zmysły małej eksplodowały w dzikim szale, gdy rzuciła się na oprawców jej rodzicielki. Chciała albo pomścić ją albo umrzeć w walce. Ze względu na swój mniejszy rozmiar, była zwinniejsza, choć jednocześnie o wiele bardziej brutalna i impulsywna od swej matki. To, co czyniła nie było walką - to była rzeź. Doświadczeni w boju rycerze padali jeden po drugim, raz za razem. Każde mrugnięcie mogło być ostatnim dla ludzi, dosłownie. Jednak w końcu potężne, a zarazem celne uderzenie rękojeścią miecza ogłuszyło Lullasy. Dokonał tego ten sam, który zabił Reie, a zarazem jedyny, który przeżył. Młoda zabiła czterdziestu dziewięciu, jednak nie pomściła swej matki, gdyż zabójca ocalał.
Gdy się obudziła, Pierwsze co do niej dotarło to jej własny gniew. Chciała się wyładować, okazać światu to, co jej się stało, ten poczuł jej ból, lecz coś ją przytrzymywało w miejscu. Nie mogła ruszyć swoimi rękoma ani tułowiem, jedynie ogon był do pewnego stopnia swobodny. Instynkt opanował ją do tego stopnia, iż nie potrafiła nawet zrozumieć, gdzie jest ani kto obok niej stoi.
W ten sposób, eugona szalała, przytrzymywana do skalnej ściany przez zaklęte łańcuchy, których nawet smok by nie zniszczył. Jej ogon zaś na oślep próbował trafić w cokolwiek, co było w pobliżu. I nawet się udało, lecz Lullasy nie była na wystarczająco długo świadoma by to zrozumieć, gdyż chwile po tym zapadła w wywołany odpowiednim zaklęciem sen. Sen, z którego już nigdy nie obudzi się w swej dawnej postaci. WSTAWENTER WSTAWENTER Uczynił tego Wirknar, który przyglądał się ciekawie momentowi, gdy naturianka odzyskała świadomość. Był szczęśliwy, gdyż ta reakcja oznaczała, iż będzie miał sporo pracy z tym okazem. Wiedział jednak , że ma sporo czasu, skoro dotarli do Klatki, czyli miejsca, które jest domem Łowców oraz miejscem, gdzie szkoli się przyszłych niewolników. Tak czy siak, to będzie dla niego czysta przyjemność. Jednak po chwili zauważył, iż ktoś już ucierpiał przez Lullasy. Jego bliska przyjaciółka po fachu, pokusa, przetarła twarz z krwi, której wciąż przybywało. Uderzenie ogonem było wystarczające, by boleśnie uszkodzić jej nos, a co za tym idzie, nieco oszpecić jej piękną buźkę. W oczach piekielnej widać było chęć krwawego rewanżu.
W ten sposób, rozpoczęła się pierwsza faza tresury, jak to Łowcy Życia określali czas, gdy schwytane istoty poddaje się działaniu wyspecjalizowanych klątw, tortur oraz zaklęć, które pozwalają na złamanie ciała i umysłu. Dzięki temu, powstawały posłuszne marionetki, gotowe zrobić wszystko dla tego, kogo uznają za pana. Wirknar niczym władca wszelkiego stworzenia, zniszczył to co zastał w umyśle Lullasy, by móc wszystko ukształtować od nowa.
Nie miał on jednak pełnej swobody, ze względu na pewne wymagania tego, który zażyczył sobie eugony. Mianowicie, nie mógł on w żaden sposób jej fizycznie uszkodzić, czy nawet jakkolwiek naruszyć jej fizyczną powłokę ani też wpływać nią pod względem wyglądu. Z tego powodu, nie mógł on zadawać jej żadnych fizycznych obrażeń, co dosyć ograniczało wachlarz tortur, jakim mógł się posługiwać. Miał on jednak swoją magię, wystarczającą, by nagiąć ciało, umysł i duszę swej ofiary swoją własną wolą zgodnie z oczekiwaniami tego, kto za to jest gotów zapłacić więcej, niż można sobie wyobrazić.
To wszystko zajęło około cztery lata, podczas których naturiankę trzymał w swych objęciach bezlitosny sen, który nie pozwalał jej umrzeć. Gdy naturianka miała już czternaście lat życia za sobą, jej ciało było naznaczone czterema potężnymi klątwami Wirknara, które on sam wymyślił oraz wykonał oraz jedną, wykonaną w akcie zemsty przez urażoną piekielną. Choć o tym ostatnim mag-oprawca wiedział, nie powstrzymał tego, gdyż nie widział w tym żadnego problemu, a nawet uważał, iż może to mieć pozytywny efekt w dalekiej przyszłości. Jednak wracając do Lullasy, w końcu przywrócono jej świadomość. Jednak to już nie była agresywna eugona, to była posłuszna niewolnica, która czekała posłusznie na jakikolwiek rozkaz, wydany w jej kierunku.
I wtedy też rozpoczął kolejny etap tresury - oczyszczona ze starych wspomnień, uczuć emocji czy większej części wolnej woli, była gotowa dołączyć do sobie podobnych, szkolonych w podstawowych czynnościach niezbędnych dla każdej niewolnicy. Wpajano jej zasady etykiety, podstawową wiedzę jaką musiała opanować oraz została wyuczona w grze na losowo wybranym, klasycznym instrumencie, co w tym przypadku oznaczało harfę. Ogółem mówiąc, była przygotowywana do usługiwania swemu panu.
Wirknar wtedy też, z dnia na dzień niemalże, przywiązał się do najnowszego nabytku. Większość swego czasu spędzał przy wężowej niewolnicy, obserwując ją nieraz całymi godzinami, a z czasem nawet postanowił sam zadbać o nauczenie jej danej czynności. Wiedział jednak , że nie może za dnia poświęcać jej wystarczająco dużo czasu, a w nocy ta musiała odpoczywać, by dać radę nie zapaść się ze zmęczenia następnego dnia. Wtedy też zrodził się pomysł tresury podczas snu.
Od tamtego dnia, każdej nocy we śnie eugony zjawiał się czarodziej wraz z grupą pomocników, adekwatnych do tego, co miała trenować naturianka danej nocy. W świecie sennych marzeń nie trzeba było martwić się o jej ciało czy zmęczenie, co pozwalało jej trenować przez długi czas co tylko Wirknar sobie zamarzył lub też co było konieczne. W ten sposób lata mijały nieubłaganie, a z każdą chwilą oprawca eugony zdawał się coraz bardziej przywiązywać do pokrytej łuskami istoty
Rozdział 2 - Niewolnica oraz jej życie
W końcu nadszedł czas, by eugona poznała tego, dla którego miała służyć. I nie tylko ona - Wirknar porzucił Łowców Życia, by móc mieć na oku swoje najwspanialsze dzieło, które, gdyby miał odwagę, nazwać mógłby swym własnym dzieckiem. Mag zapłacił z góry za możliwość mieszkania tam, gdzie naturianka, a także zaoferował swe dozgonne usługi tej samej osobie, której miała służyć Lullasy, która wtedy miała aż dwadzieścia dziewięć lat. Wraz z naturianką dotarł w okolice Demary, na skraj lasu, który otaczał szczelnie legendarne trzy jeziora. Tam zastali budynek, który przypominał pałac. Piękny, opływający bogactwem pałac.
Spotkanie z tym, którego był to dom przeszło gładko. W ten sposób Lullasy oraz Wirknar poznali Adreriona z rodu Kareath, typowego z zachowania szlachcica o przenikliwych i strasznych oczach oraz Elenore Kareath, jego żonę, większą w szerokości niż wysokości, która nie kryła się z faktem, iż to nie miłość ją zeswatała z nim, a chęć posiadania bogactwa oraz sprawy rodzinne. Aż ciężko uwierzyć, że jedno z nich jeszcze nie skończyło z poderżniętym gardłem. Posiadali oni kilkuletnie dziecko - nieślubne, znienawidzone przez Elenore, gdyż było owocem jednego z wielu romansów Adreriona, z czym ani ona ani on się nie kryli ani trochę, przynajmniej przed nowo przybyłymi. Być może to z powodu, iż mieli oni zamieszkać u nich, a co za tym idzie, zostać “częścią” rodziny? Albo po prostu wątpili, by ktokolwiek inny w to uwierzył z ust niewolnicy i podstarzałego maga, kto wie.
Już po kilku dniach wszystko wydawało się normą. Lullasy pełniła przeróżne obowiązki - gotowanie, sprzątanie, zabawianie dziecka, czy też nawet pobyt u boku swego pana podczas wizyty u innych przedstawicieli stanu szlacheckiego. Pomagała jak tylko mogła, będąc na każde zawołanie pana. Wirknar zaś nadzorował ją, pomagając w specyficznych przypadkach, a także użyczając swego talentu magicznego Adrerionowi. Przez ten czas eugona odkryła, iż tuż obok domu znajduje się hodowla koni oraz bydła, kowal, piekarz, krawiec, a nawet karczma, wszystko zbudowane i należące do państwa Kareath na całkowitą własność. Po tygodniu czasu, zdarzało jej się robić okazyjne wypady do jednego z tych miejsc, z rozkazu jej pana oczywiście.
W międzyczasie, Wirknar musiał znosić świadomość tego, iż wiedział co było głównym powodem, dla którego arystokrata zażądał niewolnicy - mag pamiętał doskonale jak nauczał ją w jej snach dosyć specyficznych umiejętności, mających na celu wykorzystanie jej ciała ku uciesze drugiej osoby. Wiele razy miał okazję widzieć, jak Adrerion przywoływał eugonę w dogodnym momencie w zaciszne miejsce, gdy Elenore nie było w pobliżu. Odgłosy, które wtedy słyszał nie były jednoznaczne, a wręcz oczywiste. Nie przeszkadzało mu myślenie o tym kiedyś, jeszcze we wczesnych czasach tresury, bo nie sądził, że tak przywiąże się do Lullasy lub że w ogóle podąży za niewolnicą. Teraz jednak było inaczej. WSTAWENTER Pod koniec pierwszego miesiąca pobytu w rodzinie Kareath, eugona zbudziła się na wozie kierowanym przez Łowców Życia. W oddali płonął dom jej pana, jej ciało było obolałe i pokryte bliznami, które najwyraźniej powstały niedawno, a po Wirknarze czy Adrerionie nie było ani śladu. Cokolwiek się stało, to zmieniło nieco los niewolnicy
Rozdział 3 - Aukcja oraz jej skutki
Wystawiona na sprzedaż, eugona wywołała niemałe zamieszanie. Podczas tajemnej aukcji, pewna pokusa z pomocą przyjacielskiego czarodzieja, najęta, by wykupić niewolnicę dla księcia Karnsteinu, wraz z tajemniczym upadłym aniołem, który dołączył do tejże bez widocznego powodu, zamordowała Handlarza życia, a Lullasy przywłaszczyła za darmo. Stamtąd, poprzez portal, cała czwórka dostała się na teren Karnsteinu, gdzie oprócz prowizorycznego opatrzenia świeżo nabytych ran eugony, typowych rozmów osób, które ledwo uciekły przed śmiercią oraz ataku parodii nekromanty, żądnego władzy nad całą Alaranią, nie działo się nic ciekawego. Jakiś czas później, przekazano niewolnice pośrednikowi księcia, który od tamtego momentu miał na sobie ciężar pilnowania wężowej damy.
Rozdział 4 - Samotnia oraz jej sekrety [Trwa]