Mesmer przypomniał sobie rozmowę z oficer straży miejskiej, którą odbył kilka dni temu:
- Możesz umknąć przed wymiarem sprawiedliwości jeśli uda ci się uzyskać protekcję potężnego człowieka. Prawie dwa lata temu jedyny potomek hrabiego Efrisa opuścił rodzinną posiadłość, zerwał wszelkie kontakty z rodziną i postanowił wstąpić do sekty „Biała Tarcza”. Pomimo długich poszukiwań nie udało się trafić na jego trop aż do niedawna. Nasi informatorzy twierdzą, że za kilka dni w tunelach pod miastem odbędzie się spotkanie członków sekty. Podobno ma to być jakaś większa uroczystość. Wierzymy, że syn hrabiego również tam się pojawi. Jeśli chcesz poprawić swoją sytuację, demonie, odszukaj Edmunda i sprowadź go z powrotem.”
Upiór odnalazł syna hrabiego bez większych problemów. Okazało się, że przebywający w sekcie Edmund Efris przybrał nowe imię – Nudwaia - i był teraz pierwszym zastępcą mistrza. Prawą ręką guru.
Kierujący jego ciałem Mesmer podszedł do balkonu i przez chwilę obserwował przesuwający się powoli w dole ludzki korowód. Korytarz, którym się poruszali oświetlony był jedynie przez stojące po bokach kandelabry. Przed wejściem do sali głównej stała dwójka strażników, którzy starannie sprawdzali świadectwa wstępu. Migotające światło świec rzucało na ściany groteskowe cienie, gdy kolejni wyznawcy przechodzili przez punkt ochronny. Każdy z wchodzących miał na sobie czarno-czerwony płaszcz, twarz zaś skrywał pod białą maską.
- Mistrzu Nudwaia – zza pleców odezwał się głos jednego ze strażników – Wszechmocny oznajmił, że wkrótce przybędzie.
- To dobra wiadomość – odparł Mesmer. Wyjął spod połów płaszcza białą maskę, założył na głowę, po czym wolno ruszył w dół korytarzem.
W tej chwili upiór powinien zabrać stąd swoje naczynie, jak najszybciej opuścić podziemia i przekazać Edmunda do czekających na zewnątrz ludzi hrabiego Efrisa. Ambicja jednak wzięła górę. Zaczął się zastanawiać, czy dałby radę pojmać również samego przywódcę?
Wszechmocny. Tak kazał się do siebie zwracać przywódca sekty. Prywatnie nazywał się Jaleel Harouni, był fanatycznym badaczem magii zła i ludzkim rasistą. Tak jak większość członków "Białej Tarczy" uważał, że rasa ludzka powinna zdominować i rządzić innymi, „pomniejszymi”. Główna część złota, jakie Harouni pobierał od syna hrabiego, szła na zdobywanie coraz to bardziej egzotycznych surowców do przeprowadzania swoich rytuałów. Pomniejsi członkowie sekty nierzadko tracili podczas tych obrzędów swoje zdrowie i życie.
Ponadto Wszechmocny posiadał wyjątkową zdolność przemieszczania się w przestrzeni. Był to główny powód, dla którego nikomu dotychczas nie udało się go złapać. Pojawiał się wyłącznie na z góry zaplanowanych spotkaniach i znikał nim komukolwiek udało się do niego zbliżyć.
Edmund Efris, z racji swojej sporej fortuny oraz licznych znajomości, był jedynym człowiekiem, z którym przywódca sekty rozmawiał osobiście. Tylko on miał szansę do niego podejść na odległość umożliwiającą zadanie ciosu. Najlepszym do tego celu był moment wykonywania obrzędu. Jaleel wpadał wtedy w jakiś rodzaj transu i nie był tak bardzo skupiony na otoczeniu.
Mesmer sięgnął do ukrytej, wewnętrznej kieszeni. Sztylet pokryty silnie działającym środkiem obezwładniającym spoczywała bezpiecznie na swoim miejscu.
Nie minęło dziesięć minut, gdy Wszechmocny pojawił się znikąd na drugim końcu sali. Ubrany był w ten sam płaszcz i maskę co reszta zgromadzonych. Wszedł na podwyższenie i podniósł oba ramiona w górę. Na ten gest zgromadzeni w pomieszczeniu członkowie sekty zaczęli głośno skandować imię przywódcy. Harouni przysłuchiwał się temu przez chwilę, po czym z uśmiechem odwrócił się w stronę swojego wspólnika. Wyglądał na wyraźnie podekscytowanego.
- Witaj, bracie Nudwaia.
- Mistrzu. – upiór przywitał go lekkim skinieniem głowy.
- Przynoszę dziś ze sobą drogocenny dar dla naszego zgromadzenia. Zapewni on nam należytą władzę i pozycję w społeczeństwie. Niech ludzie przygotują się do rytuału. Zamierzam skorzystać z niego natychmiast.
- Tak, mój Mistrzu.
Po tych słowach Wszechmocny padł na kolana i zaczął kreślić na podłodze skomplikowany wzór okręgu. Dwójka pomocników wniosła na podwyższenie specjalny pojemnik z magicznymi składnikami. Jaleel pracował z nieludzka wręcz szybkością, tak, że w niedługim czasie pentagram był prawie gotowy. Jego wysiłkom towarzyszyły wciąż wykrzykiwane hasła uwielbienia ze strony członków sekty.
- Mistrzu – Mesmer zbliżył się do krawędzi okręgu - czy mógłbyś zdradzić czym jest dar, który nam dziś przekażesz?
Harouni przeciął swój nadgarstek i zaczął obficie zaznaczyć krwią wnętrze pentagramu.
- Dzisiaj, bracie Nudwaia, połączę swój byt z istota wyższą. – metaliczny zapach momentalnie rozniósł się wokoło - Zwiążę ją w sobie i przejmę jej moc. Udało mi się zdobyć prawdziwe imię jednego z mieszkańców Otchłani. Moja moc wzrośnie dzięki temu nieporównanie. Chcę, żeby wszyscy byli tego świadkami.
- Wybacz mi zuchwałość Mistrzu, ale czy to nie jest zbyt ryzykowne?
Na każdym z ramion gwiazdy znalazł się srebrny świecznik.
- Czyżbyś we mnie wątpił, Nudwaia? – Jaleel zatrzymał się w swojej pracy i przyjrzał się uważnie swojemu wspólnikowi.
Upiór natychmiast skłonił nisko głowę – Nigdy, Mistrzu.
Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz.
Harouni zamierzał podczas tego zgromadzenia wezwać potężnego demona i przejąć nad nim kontrolę. Niezależnie od tego, czy był w stanie to zrobić czy nie, trzeba było go powstrzymać natychmiast. Mesmer wiedział, że dziki, siłą wyciągnięty ze swojego naturalnego środowiska demon, stanowił o wiele większe zagrożenie dla Valladonu niż grupa ekstrawaganckich świrów w białych maskach. A co za tym idzie również dla przepustki upiora na wolność.
Mesmer sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjął stamtąd sztylet pokryty środkiem obezwładniającym. Zerwał się na nogi i rzucił na przywódcę sekty, powalając go na ziemię. Korzystając z zupełnego zaskoczenia tego drugiego, wbił mu ostrze w klatkę piersiową. Harouni zdążył jeszcze krzyknąć i znieruchomiał. Po czym zniknął.
Upiór patrzył się w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą leżał Wszechmocny.
- Nie zadziałało?!
Za plecami usłyszał dźwięk odbezpieczanej kuszy.
Strażnicy oddali w jego stronę kilkanaście strzałów, trafiając w brzuch, nogi i ramiona.
- Wystarczy – rozkazał przywódca sekty, pojawiając się kilka metrów dalej. Odebrał od członka sekty lekka kuszę.
- Ty hipokryto… - roześmiał się Mesmer, krztusząc się krwią. Z trudem podniósł się na łokciu. – Nie jesteś człowiekiem.
- Nie jestem – Jaleel podszedł do leżącego na ziemi wspólnika i wycelował mu bełt w głowę – I naprawdę mi przykro, że tak to się kończy.
Odgłos zwalnianego pocisku utonął w hałasie wywołanym przez wiwatujący tłum.
- Zatrzymajcie się.
Mesmer otworzył oczy i podniósł głowę. Ktoś go ciągnął za nogi po ziemi. Jeden z sekciarzy, najwyraźniej kompletnie zaskoczony jego nagłym ozdrowieniem, puścił go wolno i odskoczył do tylu. Patrzył się teraz przed siebie szeroko otwartymi oczami.
- Mistrz Nudwaia? Żywy? To cud! Cud!
Upiór uśmiechnął się krzywo, słysząc radosne okrzyki. - Zaawansowana magia iluzji, prawdę powiedziawszy, ale cud też brzmi ładnie.
- Nie krzycz tak głośno, dobrze?
Ceremonia przywołania prawdopodobnie już się rozpoczęła. Nie było czasu do stracenia.
Mesmer spojrzał na swoje poplamione krwią ubranie a później na wyznawcę.
- Oddaj mi swój płaszcz i maskę.
Skradając się ostrożnie, odziany w nowy płaszcz i maskę, podszedł do drzwi sali głównej. Z wewnątrz co kilkanaście sekund dochodziły okrzyki uradowanych wyznawców. Wszedł do środka. Na jego szczęście wszyscy obecni wpatrzeni byli w to co się rozgrywało na scenie. Wszechmocny przywódca Jaleel Harouni stał dumnie na podwyższeniu, przed wyrysowanym na podłodze okręgiem. W dłoni ściskał świeżo wycięte serce jakiegoś biedaka.
- Tej nocy, bracia! Dokona się!
Serce powędrowało na środek pentagramu. Jaleel zamknął oczy, ułożył ręce w geście powitania i wymówił pierwsze wersy zaklęcia. Rytuał przywołania rozpoczął się.
Mesmer powoli, klucząc między klęczącymi wyznawcami, zbliżał się do sceny. Strażnicy zaczęli mu się podejrzliwie przyglądać ale nie chcieli gwałtownym zachowaniem przerywać transu Wszechmocnego. Kilku z nich zeszło ze sceny.
Upiór był już o kilka metrów od pentagramu, kiedy pierwszy z uzbrojonych wyznawców zagrodził mu drogę. Jednak na okrzyk przywódcy sekty każdy z nich odwrócił głowę w tym samym kierunku.
- Przybądź na me wezwanie, Szkarłatny Cieniu, bowiem nazywam cię twym prawdziwy imieniem!!!
Po tych słowach Harouni wymówił imię demona.
Przez salę przetoczył się odgłos przypominający grzmot. Wszyscy obecni w sali skulili się zasłaniając instynktownie głowę.
Mesmer przecisnął się obok klęczącego ochroniarza i spojrzał na scenę. Nad pentagramem unosiła się teraz sporych rozmiarów chmura czerwonego dymu.
Mesmer i reszta zebranych w sali ludzi wpatrywała się w to, co działo się na podwyższeniu.
Przyzwany demon w postaci czerwonego dymu zaczął powoli zbliżać się w stronę przywódcy sekty. Podpłynął do krawędzi okręgu i przekroczył go. Sądząc po zdziwionym wyrazie twarzy Jaleel nie tak to sobie zaplanował. Najwyraźniej nie docenił potęgi z jaką będzie musiał się zmierzyć.
Krzyknął słowa w nieznanym upiorowi języku, ale obca istota najwyraźniej nie miała zamiaru być posłuszna. Zamiast tego wyciągnęła coś na kształt ramion i zanurzyła je w klatce piersiowej Wszechmocnego. Przywołany demon musiał znaleźć szybko jakieś ciało, inaczej straci całą energię i wróci do świata niematerialnego. Jaleel szarpnął się w bok i odepchnął od siebie dymowe macki jakimś magicznym gestem.
Zderzenie tych dwóch mocy spowodowało, że w powietrzu rozszedł się gryzący i duszący zapach siarki.
Wyznawcy widząc, że ich przywódca traci kontrolę nad sytuacją wpadli w popłoch. W sali zapanowała ogólna panika.
Jaleel zaczął cofać się do tyłu, aż napotkał plecami ścianę. Jego jedyną drogę ucieczki zagradzał demoniczny pomiot. Pokonanie bestii z Otchłani i przejęcie nad nią władzy było jego jedyną szansą na przeżycie. Harouni wpatrywał się przed siebie szeroko otwartymi oczami i z nadludzką szybkością recytował kolejne zaklęcia. Jego ręce zaczęły emanować dziwnym światłem, gdy kumulował w nich energię magiczną.
Przyzwany demon zbliżył się do stojącego pod ścianą mężczyzny. Czerwony dym otoczył go z każdej strony. Wkrótce zakrył go całego, pochłaniając od stóp do głów.
W tym czasie Mesmer odebrał od skamieniałego ze strachu strażnika kuszę i wskoczył na podwyższenie. Podszedł ostrożnie do otoczonego przez czerwony dym Wszechmocnego i wycelował w niego broń. Jeżeli ten obcy demon opęta go, stanie się nie do powstrzymania.
Poprawił chwyt na broni i położył palec na spuście.
Nim zdążył oddać strzał ze środka czerwonej chmury rozległ się rozpaczliwy krzyk Jaleela. Chwilę potem skumulowana przez Wszechmocnego energia magii zła została uwolniona w postaci potężnego wybuchu.
Jego siłę dało się wyczuć aż na powierzchni miasta.