Valladon[Poddasze karczmy "Czarny Kruk"]Początek kłopotów

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rhyannon
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhyannon »

Zbytnio ją nie zainteresowała rana Marco, więc nawet nie przyszło jej na myśl, by spytać się, gdzie ją nabył. Choć zwykle bywała bardziej ciekawska.
Po jej wypowiedzi Arianna gwałtownie zareagowała, wróżka się nawet trochę przestraszyła, gdy alchemiczka zerwała się na nogi i zaczęła krzyczeć. Temu jedynemu tu człowiekowi powinni zakazać wydawania głośnych dźwięków, zazwyczaj źle to się kończyło. Na przykład ostatniej nocy, gdy wybudziła bogu ducha winną naturiankę.
- Ale ty się słodko złościsz - zaśmiała się wesoło, gasząc ogień, gdy dziewczyna już do niej podchodziła.
Gdy ta już stała praktycznie przed nią, poczuła delikatny strach. Jeszcze ta przemowa, aby nie unikać odpowiedzialności. Nie chciała przecież tego robić naprawdę... chyba.
Podleciała bliżej do dwójki znajomych, tak by mieć wgląd na to, co robi Arianna. W sumie nie obchodził ją teraz Marco, więc się na nim nie skupiała. Nagle z alchemiczką zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
- Co się stało? Znowu on ci coś zrobił?! - spytała, gdy zauważyła zaczerwienienie na jej twarzy. Gdy ona się odsunęła wróżka również podfrunęła do niej bliżej.
- Kochanie, czemu się tak czerwienisz? - może tak nazwanie dziewczyny nie było na miejscu, lecz Rhyannon już zdążyła się do niej przywiązać. Nie chodziło jej o żadne okazywanie miłości, po prostu ją lubiła, a takie nazewnictwo każdej bliskiej osoby było dla niej normalne.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Wreszcie, choć nie bez ociągania, cała trójka się zebrała, aby, tak jak już umyślili, wyruszyć ku Lasowi Driad. Ach, uprzednio rozwiązali jeszcze sprawę zniszczonych drzwi - rzeczywiście, gospodarz był bardzo niezadowolony i kazał im odpracować szkodę. Spędzili w "Czarnym Kruku" dodatkowo całe dwa dni, pomagając przy zmywaniu, ścieleniu łóżek, zamiataniu podłóg i roznoszeniu zamówionych dań dla gości. Oj, musiały to być bardzo kosztowne drzwi.
Ostatecznie rozstali się jednak z karczmarzem w zgodzie i nawet dostali trochę suchego prowiantu na drogę. I wyruszyli.

Przywództwo w tej wyprawie - na ich zgubę, jak się miało potem okazać - objęła najbardziej zawzięta i energiczna osóbka, czyli malutka Rhyannon. Właściwie to sama obwołała się przywódcą, nie pytając nikogo o zgodę, a ani Marco, ani Arianna jakoś się nie sprzeciwili... I to tak naprawdę doprowadziło do katastrofy... O tak, spotkanie w valladońskiej karczmie to był początek kłopotów.

Wróżka prowadziła towarzyszy z taką pewnością siebie, że nikt nawet nie pomyślał, iż mogliby wędrować w kierunku dokładnie przeciwnym od zamierzonego...! Do dziś żadne z nich nie wie, czy zrobiła to zwyczajnie przez pomyłkę, czy może umyślnie. Po opuszczeniu Valladonu ruszyli bowiem nie na zachód, gdzie mieli znaleźć stosunkowo niewielki, pełen dziwów i czarów Las Driad, lecz na wschód - do olbrzymiego Szepczącego Lasu, a tam...

Tam kłopoty zrobiły się naprawdę poważne, kiedy trójka podróżników rozdzieliła się jakimś sposobem i każde z nich zagubiło się w olbrzymiej połaci lasu. Każde oddzielnie, zdane jedynie na siebie. Oj, to były kłopoty.

Arianna natrafiła wreszcie na rzekę - była to rzeka Livar - i rozsądnie postanowiła wędrować wzdłuż niej, dzięki czemu w końcu wydostała się z gąszczu.

Rhyannon, kiedy zrezygnowała już z wściekłego planu spalenia całego tego cholernego lasu, miała niebawem dowlec się jakimś cudem do Polany Wróżek, gdzie poznała istotki podobne sobie i przeżyła mnóstwo przygód.

Marco miał największego pecha, bo poszedł w najgorszym kierunku, jaki można było sobie wyobrazić - prościutko na południowy wschód, czyli tam, gdzie las ciągnął się i ciągnął na całe długie tygodnie wędrówki.
W dodatku chłopak nieszczęśliwym trafem ominął wszystkie z nielicznych skupisk cywilizacji na tym terenie.
Raz tylko, kiedy był już u kresu sił, pomogła mu smukła dziewczyna o zielonych włosach i nieludzko dzikich oczach, podając mu wodę i coś porządnego do zjedzenia, opatrując rany, jakich się tu nabawił, i pozwalając przespać się spokojnie i bezpiecznie na swoich kolanach... Ale może to był tylko sen? Majaki? Od tego czasu jednak wstąpiły w niego nowe siły, które nie pozwoliły mu się poddać. I słusznie - po paru dniach zamajaczyły przed nim mury miasta Meot.

Ciąg dalszy: Marco
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości