Dawno, dawno temu, w krainie Meder, wielki cios spadł na mieszkańców tej krainy. Hordy goblinów spadły na wsie, miasta, zamki. Wojownicy z całej krainy dawali radę odeprzeć ataki wrogów, lecz wciąż napływały hordy potworów z Złotych Gór, które były nieodkrytym miejscem. Wsie padły od razu. Gobliny nie oszczędziły nikogo. Po wsiach zostały gruzy po domach
i stosy trupów po mieszkańcach. Powoli padły również mniejsze miasta. Rozpacz rodzin zabitych nie miała granic. Wszyscy mężczyźni przechodzili wstępne szkolenie, by zostać wysłanym do upadłych miasteczek i wsi. Nie przeżywali oni głównie pierwszych starć. Potrzebne było wsparcie wyszkolonych, doświadczonych wojów. Jedyną nadzieją było wysłanie posłańców do starych sojuszników z prośbą o pomoc. Tak rozpoczęła historia naszego bohatera…
Była jesień, 14 roku 5 ery. Brązowe, pomarańczowe i żółte liście opadły na gościńce z drzew. Drogą jechało trzech ludzi na koniach. Wszyscy byli odziani w szare płaszczę, a na głowach mieli kaptury. Jechali wolno. Patrzyli przed siebie, nie rozglądali się po bokach. Jechali tak przez kilkanaście minut, aż nagle z drzew po ich prawej strony wybiegł mężczyzna. Był to niski mężczyzna, widocznie przerażony i zmęczony. Był chłopem mieszkającym w pobliskiej wsi. Od razu zauważył trzech ludzi na koniach.
- Stójcie! – krzyknął – Moja wieś! Pomóżcie! –
Podróżnicy zatrzymali konie. Wszyscy swój wzrok skierowali na chłopa. Jeden z trzech mężczyzn podniósł głowę, ukazując twarz. Owa twarz miała szlachetne rysy. Mężczyzna miał lekki zarost. Jego piwne oczy lśniły niczym dwa ogniki.
- Poczekaj – rzekł – Co się stało? –
- Gobliny! – krzyknął chłop – Zaatakowali moją wieś! Ratujcie! -
- Dobrze. Zaprowadź nas do tej wsi –
- Dziękuję szlachetni panowie. Odwdzięczę się! Za mną –
Chłop zszedł z drogi. Podróżnicy szarpnęli wodzami na znak, by konie ruszyły. Jechali za wieśniakiem. Szedł on między drzewami, aż dotarli na duże pole uprawne. Po drugiej stronie owego pola znajdowała się niewielka wieś. Mieściło się w niej kilka chat, młyn i karczma.
- To tam – rzekł do mężczyzn chłop – Zaatakowali z drugiej strony lasu. Teraz pewnie mordują naszych. Zróbcie coś! –
- Panowie! – krzyknął mężczyzna który ukazał wcześniej swą twarz – Za mną! Atakujcie goblinów! –
Ruszył on przed siebie, a za nim pozostałych dwóch mężczyzn. Przejechali całe pole. Znaleźli się na „tyłach” drewnianej chaty. Dało się tam słyszeć wrzaski rozpaczy i powarkiwania goblinów mordujących mieszkańców wsi. Podróżnicy wyjechali przed chatę. Ich oczu ukazał się straszny widok. Zielone stwory z mieczami w dłoniach ganiały między domami przerażonych ludzi. Gdy jeden z mieszkańców nie zdołał uciec potworowi, jego żywot kończył się szybko i krwawie. Jeden z podróżników wyjął łuk i kołczan strzał. Zaczął ostrzeliwać goblinów. Drugi podróżnik wyjął duży topór, zsiadł z konia i zaczął ciąć nim potwory. Ostatni podróżnik, o znanej nam twarzy wyjął długi miecz i zaczął jeździć między domami, ciachając przy tym zielonych stworów. Gobliny przestały ganiać wieśniaków i skupiły się na walce z podróżnikami. Walka była krótka i typowa. Nie działo się nic odbiegającego od norm walki. Po kilku minutach ciała zielonych stworów były porozrzucane po całej wsi. Mężczyźni, którzy toczyli ten bój, zebrali się na małym placyku między domostwami.
Teraz ich twarze były dobrze widoczne. Twarz pierwszego znamy już. Drugi, ten który walczył toporem był krasnoludem. Zwykłym, niskim krasnoludem. Jego twarz była zdobiona gęstą, długą jak na krasnoluda przystało brodą. Jego włosy były zasłonięte przez hełm. Oczy i twarz miał wyraźnie dojrzałe. Trzeci mężczyzna miał czarne włosy, niebieskie oczy i czystą, niepokrytą zarostem twarz. Miał piękną twarz, która nie ukazywała jego młody wiek. Był elfem.
Podróżnicy stanęli obok siebie i zaczęli rozmowę. Rozmawiali o dalszym celu podróży. W rozmowie przerwał im chłop, który podszedł do nich.
- Dzięki wam! – krzyknął – Uratowaliście nam żywoty i jeszcze domy. Oddamy wam wszystko co mamy. Jestem Mark z Thord. Mógłbym poznać wasze godności? –
- Ja jestem Golin z Skalnej Grani – odpowiedział krasnolud.
- Me imię to Aerni. Pochodzę z Doliny Światła – rzekł elf.
- Na mnie wołają Ceinae – rzucił ostatni, człowiek.
- Miło mi was poznać – powiedział Mark – Chodźcie! Weźcie co chcecie! –
- Nic nam nie potrzeba – odpowiedział Ceinae – Musimy ruszać! Bywaj! –
- Skoro tak, nie będę nalegał – rzucił chłop – Do zobaczenia dobrzy panowie! –
Podróżnicy wsiedli na konie i ruszyli w kierunku drogi, którą wcześniej jechali.
Tak kończy się opowiadanie zwana „Na ratunek”. Następne części opowiedzą o dalszych losach trzech podróżników.