Valladon[Ulice miasta] Polowanie na myśliwych

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Zablokowany
Arren
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Obrońca
Profesje:
Kontakt:

[Ulice miasta] Polowanie na myśliwych

Post autor: Arren »

Pomarańczowa tarcza słońca powoli znikała za linią horyzontu, ulice miasta stopniowo zaczynały się wyludniać, a cały zgiełk i hałas zdawały się znikać wraz z całym gorącem tego upalnego dnia. Dla strażników była to jedna z niewielu chwil, kiedy można było zwyczajnie odetchnąć, jednak dla Kapitana Greysona wieczór i noc zapowiadały równie ciężką i upierdliwą robotę, co użeranie się z tłumami hołoty z najróżniejszych zakątków Alaranii. W nocy ożywały zaułki, kanały, karczmy i burdele. Świat, który w ciągu dnia spał tuż pod nosem jego i jego ludzi budził się do życia i zaczynał działać bardzo intensywnie. O wysyłaniu strażników w niektóre dzielnice miasta nie ma mowy, tym bardziej w świetle ostatnich wydarzeń. Dla Greysona ważny był każdy rekrut, straż była dla niego tym czym dla wielu rodzina i bliscy. Doskonale wiedział, że tereny opanowane przez główne kartele są praktycznie wyłączone z miejskiej jurysdykcji. Rozwiązaniem zawsze byli najemnicy i poszukiwacze przygód, część z nich nie różniła się zbytnio od szeregowych, ale część bywała przydatna. Wspólne akcje przynosiły straży znaczne korzyści w postaci informacji, łupów, wyeliminowania ważniejszych przestępców, a i straty były zdecydowanie mniejsze. Szczególnie teraz przydałby mu się ktoś do tej właśnie roboty... W tym właśnie momencie sierżant pomyślał, że ktoś w niebiosach musi mieć czas na słuchanie jego myśli, bo zesłał mu gotowego kandydata. Szeroki uśmiech zagościł na zaprawionej twarzy żołdaka. Przez bramę, jako jeden z ostatnich konnych wjechał mężczyzna, na pierwszy rzut oka trochę nieokrzesany, nic dziwnego, nosił na sobie ślady długiej podróży, jednak spokojne i badawcze spojrzenie, potężna postura i równie potężny rozmiar miecza zdecydowanie przemawiały do sierżanta. Lata obserwowania podróżnych nie poszły na marne, nada się!
- Hej, ty tam! - Głos sierżanta przyzwyczajony do wydawania, krótkich komend zabrzmiał mocno w przestrzeni między murami, jednocześnie Greyson błyskawicznie sięgnął po swój stalowy miecz. Strażnicy dookoła zareagowali bardzo szybko, szukając tylko spojrzenia przełożonego, gotowi spełnić każde polecenie. Reakcja nieznajomego była jeszcze szybsza, z początku wydawało się, że wyjmie miecz, jednak ostateczną było tylko spojrzenie, cholernie spokojne spojrzenie, dziś sierżant trafił na kogoś ciekawego..
Arren
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arren »

Nie widziałem jeszcze miasta większego od tego, dobrze, że trafiłem tu o tej porze. W godzinie szczytu muszą się tu przewijać setki jeżeli nie tysiące podróżników, ochrona kogokolwiek w takich warunkach to zadanie prawie nieosiągalne. Nie wyczuwam żadnych wrogów dookoła mnie, a jednak nie opuszcza mnie niepokój, wiele zła musi zalegać w umysłach tutejszych mieszkańców.

Z grzbietu konia Arren uważnie badał najbliższe otoczenie. Jego spojrzenie zatrzymało się na jednym z posterunków straży przy bramie.

Wyglądają profesjonalnie, jednak proporcjonalnie do wielkości miasta jest ich niewielu.
Wtem z drugiej strony dobiegł go okrzyk z wysokości murów oraz dźwięk wysuwanego miecza. Ciało zareagowało błyskawicznie, dłoń wystrzeliła w stronę rękojeści, jednak w porę opanował standardową reakcję.

Brak wrogości, spokojnie.

Zmierzył wzrokiem postać stojącą u szczytu schodów prowadzących na mury.

" Mocna prosta sylwetka, ciało musi być przyzwyczajone do noszenia pancerza, doświadczony żołnierz, spojrzenie przenikliwych niebieskich oczu i twarz mówi to samo, to zapewne człowiek warty uwag.i"

- Czego potrzeba, strażniku?

- Mam interes do ciebie, nieznajomy.

- O jakim interesie mowa?

- O interesie zgodnym z twoją profesją.

- Widzisz mnie po raz pierwszy, co możesz o mnie wiedzieć?

- Gdybyś służył przy bramie tyle czasu co ja, jednym spojrzeniem potrafiłbyś określić z kim masz do czynienia.

- Moje oczy mnie również mnie nie mylą, doświadczony żołdak, bez dwóch zdań.
Lekki zamknięty uśmiech zagościł w na wargach Arrena.

- A więc woda, wino czy coś mocniejszego? - Nutka rozbawienia zagrała w oczach kapitana.

- Z powodu przyszłych obowiązków chyba obaj powinniśmy zostać przy wodzie.

- Ktoś tu jest obowiązkowy? - zarechotał Greyson. - Dobrze. Zapraszam do baszty. O interesach nie wypada rozmawiać wśród chmury kurzu i ciekawskich par uszu. Moi ludzie zajmą się twoim wierzchowcem. Za mną.

Arren zręcznie zeskoczył z konia i podążył schodami na basztę. Na chwilę przystanął spoglądając na widok miasta zatopionego w promieniach zachodzącego słońca i skierował się do wnętrza wieży. Tu ogarnął go przyjemny chłód. Pomieszczenie było urządzone funkcjonalne, prócz ustawionego na stojakach uzbrojeniach w kącie stał sfatygowany drewniany stół, kilka krzeseł i kilka par naczyń oraz sztućców. Sierżant spokojnie zasiadł na jednym, po czym wysunął drugie w stronę Arrena. Gdy obaj już zasiedli, sierżant przemówił uprzejmym głosem.
- Wypada się teraz przedstawić. Jestem kapitan Greyson, dowódca tego posterunku.

- Arren, wędrujący wojownik Zakonu Światła.
Jeszcze raz wymienili spojrzenia, po czym uprzejmie uścisnęli sobie dłonie.

- Zakon Światła, ha? - Brwi Greysona lekko się uniosły Słyszałem trochę o was i prawdę mówiąc cieszę się, bo nie mogłem trafić lepiej.

- Dziękuję, dobrze, że nasze działania spotykają się z taką aprobatą. Jak mogę więc pomóc? - W głosie dało się wyczuć zaciekawienie i nutę zapału.

Kapitan przez chwilę pogrzebał w skrzynce stojącej przy stole po czym wyjął dwa kubki i zakurzoną butelkę.
- Doskonałe wino, z ciepłego południa... - rozpoczął szelmowsko Grey.

- O tej wodzie mówiłem poważnie...

- Haha - huknał Grey - w porządku, chciałem cię tylko sprawdzić. Proszę, oto twoja woda.

Sierżant nalał wody do dwóch kubków, po czym pociągnął tęgi łyk i odezwał się znacznie poważniejszym tonem.

- Ktoś poluje na wyższych oficerów miejskiej straży. Prawdopodobnie jest to zabójca bądź zabójcy wynajęci przez jeden z karteli, kto wie, może wszystkie też doszły w tej kwestii to porozumienia. Jak dotąd zdarzały się podobne incydenty, ale nigdy w tak krótkich odstępach czasu. Rzecz z tym ma się jak ze wszystkim, ludzie pozostawieni bez przywódców pójdą w rozsypkę, dlatego nie możemy dopuścić by któremukolwiek z oficerów stała się krzywda. Przypuszczam, że wewnątrz przestępczego świata doszło do przetasowania i teraz za sznurki pociąga ktoś zdecydowanie bardziej radykalny. Morale już i tak jest niskie, ludzie boją się wracać samotnie do domów, a o patrolach w gorszych dzielnicach już nie mówię. W takiej sytuacji kartele mogą działać swobodnie na coraz większych obszarach miasta. Do tej pory w miejskich kanałach odnaleźliśmy ciała trzech oficerów i kilkunastu strażników. Wszyscy brali udział w patrolach bądź akcjach na terenie karteli. Nasi obecni ludzie ledwo wystarczają by utrzymać porządek w pozostałych częściach miasta, poważniejsze akcje oznaczałyby wypowiedzenie wojny kartelom, a to pociągnęłoby dużo ofiar, tym bardziej, że część naszych jest prawdopodobnie skorumpowana. Dlatego potrzebujemy ludzi takich jak ty. Gdyby udało nam się schwytać zabójców, staliby się dla nas doskonałym źródłem informacji. Mogliby nas doprowadzić do tych, którzy odpowiadają za wydawanie decyzji oraz do ludzi skorumpowanych w straży.

Arren z kamiennym spokojem słuchał opowieści kapitana. Przez dłuższą chwilę trwał zatopiony w myślach, dopiero gdy zniecierpliwienie zaczęło malować się na twarzy kapitana, przemówił poważnym tonem:

- Oczywiście pomogę ci, kapitanie Grey, to mój obowiązek jako członka Zakonu Światła. Mam nawet plan jak to zrealizować. Będę wprawdzie potrzebował do tego pewnej pomocy.

- Proszę, kontynuuj - powiedział Kapitan z widoczną ulgą i zadowoleniem.

- Ja i kilku ludzi moglibyśmy przebrać się za strażników i wykonać patrol na terenie kartelu. Nasze wkroczenie nie pozostałoby niezauważone. Byłoby tylko kwestią czasu, gdyby ktoś ruszył naszym śladem. Wtedy z pewnością doszłoby do starcia. Gdyby tak się jednak nie stało, zawsze moglibyśmy powtórzyć ten manewr.

- Brzmi rozsądnie, jeżeli chodzi o uzbrojenie i strój to nie stanowi problemu, jednak nie jestem w stanie użyczyć ci żadnego z moich ludzi.
Po krótkiej pauzie:

- To pewien problem, jednak myślę, że będę w stanie znaleźć odpowiednie osoby. Potrzebuję jednak trochę czasu i prawdopodobnie pieniędzy. Niewielu jest w stanie zaryzykować własne życie wyłącznie dla idei.

- Oczywiście, rozumiem, do tego czasu możesz przebywać w budynku koszar gdybyś potrzebował odpoczynku bądź strawy.

- Dziękuję.

- To ja jestem wdzięczny.

- Nie będę tracił czasu, obejdę okoliczne miejsce, istnieje pewna szansa, że spotkam kogoś wartego uwagi - powiedział podnosząc się z krzesła, po czym ruszył w kierunku wyjścia.

Mając już za plecami basztę ruszył szybkim krokiem brukowaną ulica prowadzącą do centrum miasta. Po kilku minutach marszu zaczął dochodzić do niego wzmożony gwar dobiegający z różnego rodzaju karczm.

" Jeżeli mam znaleźć odpowiednie indywidua, to właśnie tam."
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości