ValladonŚcieżka najemników

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Zablokowany
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Ścieżka najemników

Post autor: Nezath »

Piaszczysta, cienka uliczka, biegnąca wolno między dwoma wielkimi budynkami publicznymi. Niewielu wiedziało i niewielu obchodzi co tam w nich się dzieje, oprócz kilka pokoi, zamieszkanych przez urzędników. W oficjalnym kontekście nie miała zbyt wielkiego znaczenia. Umownie jednak, było miejsce, w którym, w odpowiednim czasie można było wynająć do pracy jednego z najemników. Zabójcy przybywali oni co jakiś czas, ustalony u informatorów stojących niedaleko zaułka. Kryli się pod różnymi postaciami. Niektórzy przebrani byli za żebraków, inni za handlarzy, albo stawali w oknach pobliskich budynków. Wystarczyło zgłosić się do tej osoby, zapłacić, a gdy zabójca wróci, wykona zadanie. Najemnicy stali najczęściej we własnej osobie pogrążając się w rozmowie z pośrednikami innych osób. Strategiczne miejsce. Uliczka stanowiła ona ciemne przejście między jednymi z głównych alei w mieście.
Wiele osób z dala omijało to miejsce. Hmm... Wszyscy, oprócz klientów omijali to miejsce. Nawet strażnicy nie lubili tam zaglądać. To miejsce po pewnym czasie stało się zaułkiem, jakby "poza miastem", gdyż ginęły tam patrole, cywile, czasem nawet zwierzęta, w niewyjaśnionych okolicznościach, bez późniejszego wyjaśniania sprawy. Po prostu wchodzą i nie wychodzą.
________________

Nezath zwinnym krokiem, po dachu zmierzał w kierunku Ścieżki. Zmierzał... Zawsze go to śmieszyło. Odkąd stał się maksymalnie wytrenowany, czuł bardziej, że to bardziej świat przesuwa się w przeciwną stronę, niż w tą, w którą on idzie. A gdy koniec dachu się zbliża, hop. I tak dalej. Nieubłaganie przemieszczał się do celu swojej podróży. Aż w końcu stanął na krawędzi budowli i delikatnie spoglądając, co się dzieje trzy piętra niżej, na ziemi, starał się utrzymywać równowagę. Sukcesywnie. Nie było tam zbyt wiele osób. Tradycyjnie stali tam informatorzy, dwóch, może trzech najemników. Kilka kroków, by znaleźć się w miejscu do zejścia na dół. Kilka chwytów, jest na drewnianym daszku, dwa piętra niżej. Kilka ruchów i już tylko kawałek, do jego informatora. Kilka skoków, na miejscu. Zapukał w zamknięte, hebanowe okienko, które po chwili, otworzyło się, a w nim pojawił się długowłosy mężczyzna, na pierwszy rzut oka, dobrze zbudowany. Wzbudzał tym strach wśród ludzi. Nezath się już przyzwyczaił. W sumie, to z tego powodu go wynajął.
- Witaj Martin - rzucił do sługi z lekkim uśmieszkiem.
- Dobry Wieczór, Nezath - odpowiedział wyraźnie znudzonym i zrezygnowanym głosem.
- Przyszło coś? Coś znowu mam zabić, czy się nudzisz przez cały czas? - zapytał.
- Nie ma nic. A tak to siedzę i z tamtymi gadam - wskazał palcem na trójkę barbarzyńców - Ale nie są to zbyt inteligentne rozmowy.
Asasyn zaśmiał się, po czym poklepał pośrednika po ramieniu. Czując, że ktoś się zbliża, uznał ten znak, za nowego klienta. Pewnie wskoczył na ścianę i schował się w małej wnęce kilkanaście stóp wyżej. Nie przepadał za tym, że zleceniodawcy widzą jego oblicze.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

Dwayne szedł dziarsko, równym krokiem przez uliczkę.
No, może nie do końca prosto. I na pewnie nie dziarsko. Nie wspominając o 'równym' kroku. Właściwie, jakby tu nie patrzeć, to nawet nie szedł, a wlókł się. A będąc dokładnym, można by nawet stwierdzić, że powoli zataczał się od ściany do ściany, starając się nie otwierać oczu, nie wymiotować i nie wywracać się.
Zatoczył się ponownie, tym razem w kierunku hebanowego okienka. Złapał się nieporadnie małego parapetu, wydał trudny do zidentyfikowania dźwięk i złapał się za głowę, starając się jednocześnie znów podjąć wędrówkę, jak mu się przynajmniej zdawało, w przód. Nogą zahaczył o powietrze, co w jego stanie było całkiem możliwe, i runą jak długi na ziemię. Przeklną szpetnie w jakimś zagranicznym języku i jęknął głośno. Ze swojej aktualnej perspektywy widział całą ścianę. I jakąś wnękę. I jakiegoś człowieka. A tak mu się przynajmniej zdawało.
Ostatnio widział same dziwne rzeczy, więc nauczył się nie wierzyć samemu sobie. Uśmiechnął się do niego(albo też niej), a raczej boleśnie wykrzywił, choć intencje miał dobre.
- Poobrzyszy? - zapytał i zmarszczył brwi. Po chwili znów podjął: - Poomoczy?
Musiał wyglądać bardzo żałośnie. Brudny, mamroczący coś do siebie, zataczający się tam, gdzie zataczać się nie powinien.
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

"Jak on mnie zobaczył?!" zdziwił się.
Na widok przybysza wyraźnie się rozczarował. Oczekiwał jakiegoś bogatego klienta, a ten nie wyglądał na kogoś, kto ma w sakiewce coś więcej niż powietrze.
"Jak się można tak spić!" pomyślał prawie na głos, krzywiąc się ze wzrokiem zwróconym na pijaczka. "Chociaż by na ulicę nie wychodził. Ale se wybrał grubas miejsce na przechadzki" oburzył się lekko. Nie miał zamiaru więcej zwracać na niego swojej uwagi. Zwróciło jednak ją coś innego, trzech byczych barbarzyńców szyderczym wzrokiem spoglądających na pijaczynę. Nagle zawrzała między nimi rozmowa, cichsza niż inne do tej pory. Przytłumionym krokiem zaczęli skracać dystans do leżącego.
W Nezathu odezwało się coś dziwnego, co nie zdarzało się od dawna. Coś niczym współczucie. Żałośnie leżący otylec miał zaraz paść ofiarą trzech barbarzyńców. Nie podobał się za bardzo mu taki scenariusz. W jego głowie pojawił się dylemat, czy by mu nie pomóc, czy zostawić na pastwę osiłków. Wybrał pierwszą opcję.
- Ej, chłopaki, zostawcie go! - najemnicy tylko spojrzeli się na niego tępym wzrokiem, po czym dalej szli w jego stronę - Nie ma sensu, on nawet nie ma pieniędzy, to na co wam on? - duzi się zastanowili chwilę.
- Na to co wszytcy inni! - powiedział przodownik lekko niewyraźnie, jak to na przygłupa.
Zabójca się nieco zdenerwował i postanowił zadziałać. Mocnym skokiem pojawił się na drodze między najemnikiem i ofiarą.
- Głuchy jesteś?! - zapytał.
- Znalazł się obrońca uciśnionych - zaśmiał się, a zaraz po nim jego koledzy po fachu. Największym błędem było to, że się odwrócił do asasyna plecami. Nezath w tej chwili pod wpływem zdenerwowania i nieopanowania, nie zdarzało się mu to od dawna, podskoczył mu do głowy i wbił ostrze w prawy obojczyk, po czym skręcił mu kark. Ten padł bezwładnie na ziemię. Dla większego efektu, zabójca stanął na poległym i rzucił do dwóch pozostałych:
- Ktoś jeszcze? - ze względu, że reszta była dużo mniejsza od przywódcy, postanowili się oddalić i stanęli w niemałej odległości od asasyna. On odwrócił się do niesukcesywnie próbującego się podnieść pijaczka i pomógł mu wstać. Posadził go na ławeczce obok.
- Nie radzę ci się tu szwendać. Ciesz się, że nie lubię zabijać pijanych, a tu akurat byłem. Widzisz jakie typy tu przebywają.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

Z otwartymi ustami obserwował spektakl, kiedy tylko zdołał na wpół przytomnie podnieść się na łokciach. Wyraz zdumienia, lęku, zaciekawienia i jeszcze większego zaskoczenia przeszła przez jego zarumienioną od alkoholu twarz, kiedy Nezathu odwrócił się w jego stronę. Z ulgą przyjął do świadomości jego słowa i dał się posadzić na ławce.
Zamiast mu coś odpowiedzieć, przymknął powoli oczy i odchylił głowę do tyłu. Mlasnął parę razy ustami, jakby coś smakował. A smakował jego aurę. Skrzywił się.
W końcu znów spojrzał na assasyna trochę niepewnie i uśmiechnął się. Zastanawiał się, co powiedzieć. Bo coś powiedzieć by należało. W końcu ten człowiek uratował mu życie.
Słona, gorzka, trochę szczypiąca w język aura. Niewzruszony, zdecydowany osobnik. Pachnie lasem. Albo jest elfem, albo człowiekiem, który pracuje w lesie. Kolor barachitu i srebra. Nie bardzo wiedział, co oznacza ten pierwszy kolor, ale srebrny miał coś wspólnego z wiedzą i nauką. Cynowy połysk. Dużo pewnie podróżuje... Bursztynowa poświata. Burszty--!
Dwayne zadrżał. Każdy wiedział, co oznacza bursztynowa poświata. Ale z drugiej strony... W końcu on uratował mu życie. Może i był pijakiem, który w aktualnej chwili nie pamięta nawet własnego nazwiska, ale wiedział, że takich spraw się nie zostawia.
- Dziękuję... panie - dodał po krótkim wahaniu. Bo tak się właśnie zwraca do ludzi o wyższym statucie, prawda? Dwayne nie był pewien, czy kiedykolwiek uczył się etyki i trochę teraz tego żałował.
- To... bardzzo miłe, z pana ssstrony. Alalale nie ma sie czym martwić. M-m-maagia często dziaała na mojąą korzyść - powiedział nie do końca jasno i znów się uśmiechnął.
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

Po ostatnim zdaniu, które wypadło z ust siedzącego, lekko się skrzywił. On i magia?!
- Eee... Przepraszam, że tak się trochę, no, powiedzmy niekulturalnie wyrażam, ale... Ty masz coś wspólnego z magią?
Zastanowił się chwilę, po czym skupił się na zmyśle magicznym. Jak na pijaka dość mocno biła od niego magia.
Zastanowił się ponownie. "Do cholery, co za sens jest gadać ze spitym do upadłego człowiekiem?!" oburzył się nieco. Wpadł mu do głowy pomysł. "Może by trochę wytrzeźwiał. W końcu od czego mam czary?" zapytał się retorycznie.
- Teraz spokojnie. Pomogę ci nabrać trzeźwości. Najlepiej się rozluźnij, jeśli jeszcze wiesz co to znaczy - złapał grubasa za głowę. Lekko go odrzuciły jego całkiem przepocone i przetłuszczone włosy, ale trudno. Drugą dłonią wykonał parę gestów, pomruczał coś pod nosem. Po chwili czar został rzucony.
- Rzuciłem na ciebie zaklęcie trzeźwości - zaśmiał się, mając nadzieje, że choć trochę ubyło efektu upojenia alkoholowego i nie będzie musiał z nim rozmawiać jak z dzieckiem, albo przygłupem.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

Posłusznie, choć niechętnie, rozluźnił mięśnie i dał działać nieznajomemu. Niedawno odkrył, że lubi być pijany. To o wiele lepsze, niż się wydaje. Świat jest wtedy o wiele jaśniejszy, nie trzeba wiele myśleć, ludzi omijają cię z daleka. Na początku wszystko jest trochę przytłumione, dalej okropnie głośne, a później zazwyczaj następuje ten fragment, kiedy budził się po dwóch dniach w rynsztoku i zastanawia się, jak daleko jest do najbliższej karczmy, gdzie sprzedają alkohol.
Zaklęcie trzeźwości, pfff! Pomyślał wzdychając w myślach i zanim zdołał pomyśleć coś jeszcze, jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Jego ciało wygięło się w łuk i opadło z powrotem ciężko na ławkę. Zaczął sapać głośno, a z czoła począł kapać mu pot. Otarł go szybko rękawem i przez chwilę siedział nieruchomo odzyskując sprawność psychiczną i fizyczną.
- Och... - westchnął patrząc na świat przed sobą. Tak, stanowczo po pijaku wyglądał on lepiej. Magię, jak się okazywało, też tylko podczas upojenia alkoholowego widział dokładniej, choć tylko nieznacznie. W każdym razie usłyszał syk magii, która zwija się z powrotem wokół skrytobójcy. Mieniła się kolorami, jednak zaraz znów zszarzała i znikła z oczu Dwayna, dla którego ta sytuacja była bardzo normalna. Od zawsze widział magię, i zastanawiał się czasem, jak inni ludzie mogą bez tego żyć.
- Och, wybaczcie mi moją... reakcję od zaklęcia, ale to właśnie wszystko przez magię. Odczuwam ją nieco inaczej. I bardziej. I intensywniej. I zupełnie nie da się tego wytłumaczyć - wymamrotał i westchnął raz jeszcze.
- Acha... no i tego, odpowiadając na pytane... to, tak. Mam coś wspólnego z magią - wzruszył ramionami i zaczął przeszukiwać swój płaszcz w poszukiwaniu jakiegoś trunku.
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

Nie przejął się za bardzo odpowiedzią. Cóż, różne osoby żyją na tym świecie. Na przykład pijak-mag. Odwrócił się do hebanowego okienka i zmierzył w ich stronę. Zapukał w nie delikatnie, a dzięki metalowym nakładkom na rękawicy wydały też delikatny dźwięk uderzania metalu w drewno. Po chwili otworzył je ciągle ten sam, samotnie siedzący Martin.
- Taa? - zapytał znudzony.
- Sprzątniesz tego byczka, żeby nam tu złej opinii nie robił? Tamtych dwóch już zwiało - pośrednik wychylił się i zauważył ich zniknięcie. Rozejrzał się ponownie w poszukiwaniu kogoś, kto by mógł zrobić to za niego. Wpół przytomny pijak nie wyglądał na skorego do roboty, więc odparł:
- Chyba nie mam wyboru.
- Nie marudź! Przecież ci płacę - oburzył się lekko, po czym odwrócił się do nowo... No właśnie. Nawet nie znał jego imienia. Okienko zamknęło się z trzaskiem, a z drzwi we wnęce trochę niżej, od wcześniejszego miejsca pobytu asasyna wyszedł Martin. Zaczął zastanawiać się co zrobić ze zwłokami.
Nezath podszedł do pijaczka grzebiącego w torbie. Zdjął rękawicę z prawej ręki. Ujawniła się jego pomarszczona po wcześniejszym mocnym poparzeniu ręka. Była niestety odpychająca, szczególnie sińce na niej, oraz brak dwóch paznokci. Wyjaśniło się, dlaczego ciągle zakrywa dłoń. Jednak kultura wymaga zdjęcia jej przy podaniu graby. Wysunął rękę w stronę siedzącego, a z jego ust wypłynęło jego imie:
- Nezath. Nezath de Arthan.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

Czuł się dziwnie. Tak trzeźwy nie czuł się od co najmniej... parunastu tygodni. Podrapał się po głowie w zastanowieniu, po czym skrzywił się z niesmakiem, kiedy doszło do niego jak wygląda. Jasne, jakoś nigdy nieszczególnie świecił pięknością, ale to co się działo teraz... Powinien iść na swoje zakwaterowanie w gospodzie i umyć się. A przynajmniej spłukać z siebie tę warstwę błota, kurzu, potu, czegoś co mogło być zaschniętymi wymiotami i katarem, oraz inne rzeczy, które przyczepiły się do niego, kiedy ostatnio leżał w jakimś rowie. I trzeba będzie przepłukać też płaszcz... Cóż, pachniał też nie najpiękniej, o czym nie trzeba chyba wspominać.
Potarł nos i pociągnął głęboko z butelki, którą wygrzebał z jednej z kieszeni. Bo skoro był już na tyle trzeźwy, żeby wiedzieć co się wokół dzieje, znów można zacząć pić. Z powrotem schował flaszeczkę i spokojnie przyglądał się Martinowi przy pracy.
Kiedy asasyn wysunął rękę, Dwayn odruchowo przetarł swoją ją o spodnie, żeby choć częściowo oczyścić ją z tych i innych brudów. I jak na zapijaczonego, zmarniałego, choć dobrze zbudowanego, z dużymi dłońmi faceta, złapał dyplomatycznie dłoń Nezatha i potrząsnął ją energicznie, nie przejmując się jej wyglądem. Na marginesie społecznym widzi się dużo takich rzeczy.
- Dwayne. Dwayne Travis Anzelm Mooren, o ile sobie dobrze przypominam. - Ostatnio przedstawiał się tak jeszcze za czasów, kiedy cokolwiek pamiętał. Teraz już mało kto pyta go o imię. Tak... czasy, kiedy jeszcze pamiętał kim był. Cóż, ciężko się żyje, kiedy się nie zna własnej przeszłości.
- Możecie mi powiedzieć, gdzie jestem, panie? Wydaje mi się, że wracając do gospody, musiałem pomylić uliczki...
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

Po uściśnięciu ręki, założył na nią z powrotem rękawiczkę, słuchając, co mówi rozmówca.
- Domyślam się, że zabłądziłeś. Nie kręci się tu zbyt wiele ludzi - ironicznie się uśmiechnął - Primo, jesteś w Valladon. Nie wiem, czy się z tym zapoznałeś. A dokładniej, znajdujesz się na ścieżce najemników. Jak widziałeś, tamci trzej byczkowie do nich należą. Dzisiaj niewiele osób do wynajęcia. Zwykle kręcą się tu kilkuosobowymi grupkami.
Rozejrzał się dookoła, oraz w górę. Po chwili wyjął sztylet i zaczął się nim bawić: podrzucać, obkręcać itp.
- Jak widzisz Martin to mój pośrednik - wskazał na kolegę kryjącego zwłoki w wozie pełnym siana - Klienci dają mu pieniądze i podają obiekt zlecenia, a ja przychodzę, biorę pieniądze i zabijam cel. Proste, łatwe i bezpieczne.
Nezath błyskawicznym ruchem cisnął sztylet w kierunku daszku na drugim piętrze kawałek dalej. Trafił on w podejrzanego kruka siedzącego nań, którego zauważył chwilę wcześniej.
- Przepraszam, ale różne osoby chcą mi zrobić różne rzeczy na różne sposoby, więc wolę nie ryzykować. Nawet jeśli ten ptak nie był kontrolowany, to ekologów się nie boje - przypomniał sobie o ważnej rzeczy - A, i na następny raz. Bez ochrony lepiej się tutaj nie kręć, bo nie zawsze spotkasz tu kogoś takiego jak ja.
Po chwilce przerwy dodał:
- Zajmujesz się czymś konkretnym? Oprócz picia, oczywiście.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

Skrzywił się, kiedy sztylet przeszył ptasie ciało, a krakanie zamieniło się w bulgot gotującej się śmierci. Różowe, pomarańczowe i czarne iskierki magii błysnęły z wnętrzności, zamigotały i delikatnie zmieszały się ze strukturą wszechświata, pozwalając stworzonku na ostateczną śmierć. Każde istnienie ma choć odrobinę magii. Choć można by przypuszczać, że to ptaszysko miało jej odrobinkę... jakby więcej?
Wzruszył ramionami i spojrzał na niebo.
- Poza piciem, mówisz? Kiedy brakuje pieniędzy to idę do warsztatu alchemików i kreomaguję. Zazwyczaj pieczywo, które kupię albo upiekę, o ile ktoś mi użyczy pieca. Ewentualnie jakieś ciasta, ale z tym to zawsze trudniej, przez owoce... kiepsko chłoną magię. Czasem bochenki same mi się pieką, o ile wiesz, o czym mówię, a raczej wątpię. – Dwayne jakoś zapomniał o dodaniu słówka ‘panie’, a wyglądał bardziej jakby chciał powiedzieć ‘chłopcze’. Przez chwilę bawił się skrajem swojego płaszcza.
- He… właściwie, to skłamałem. Owszem umiem to robić, ale od jakiegoś czasu w ogóle nie pracowałem. Od dłuższego czasu. Właściwie, nie wiem z czego żyję. Nie wiem nic… - przerwał na chwilę i potarł wewnętrzną stroną nadgarstka o czoło, przymykając oczy, jakby zastanawiał się nad czymś. Nie wiedział, co się działo. Zaczynała go boleć głowa, umysł wydawał się ściśnięty do granic możliwości. Sylwetka Nazatha wydawała się coraz bardziej odległa. Magia naciskała ze wszystkich stron. Pachniała ona jakimiś zanieczyszczeniami i miedzią. Dlaczego, u licha, to właśnie on musiał widzieć to cholerstwo?

Skrzywił się i przez chwilę siedział nieruchomo. W końcu podniósł głowę i popatrzył na skrytobójcę.
- Jak rozumiem, czekasz na jakieś zlecenie. Pewnie masz wielu wrogów, prawda? – spojrzał na martwego kruka. Kruka? A co kruki robią w mieście? Ich środowiskiem, o ile sobie Dwayne słabo kojarzył, raczej miasta nie były. Nigdy. Magia. Zaczęła się sączyć z końca ulicy. Widział, jak źródła mocy strzelają o powietrze. Smakował jej smak i zapach. Zmysł magiczny przyćmiewał wszystkie zwyczajne zmysły. Nazath pewnie też to wyczuwał, choć zapewnie inaczej niż on.
Jego twarz stężała.
- Może opowiesz mi coś o nich…? – spytał wstając i odwracając się ku drugiemu wyjściu z uliczki.
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

Magia na końcu uliczki. Charakterystyczny zapach aury, już wiedział kto to jest. Nie był to dobry znak. Ruszył za Dwaynem.
- Może ci wyjaśnię. Mam fabrykę broni. Należała kiedyś do nich. Po jakimś czasie udało mi się ją przejąć, ale nie wiedziałem wtedy, jacy są silni. Widzę, że chcą się teraz o nią upomnieć. Lepiej chodźmy - widząc jak pijak odchodzi w stronę końca ulicy, złapał go za ramie i szarpnął w stronę hebanowego okienka - Właź tam - Wskazał mu drzwi we wnęce i rzucił do Martina - Choć! To nie jest dobry pomysł.
Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie to, że wychodząc zza rogu zobaczyli wystającą z wcięcia głowę Nezatha, wołającą kolegę. Asasyn ujrzał już dwóch magów i trzech żołnierzy, a ta liczba wzrastała. Szybko się schował i wszedł do kanciapy. Krzesło, stół, kilka szafek, Dwayne, nic więcej. Otworzył mocno drugie drzwi. Tam trochę więcej. Doszło kilka worków z pieniędzmi, bronie, amunicja, kartki. Jednak nie na tym się skupiał. Pokazał kolejne przejście.
- Tam masz wejście na dach. Lepiej tam pójdź i się nie wychylaj. Ja spróbuję ich spławić. Nie trafiłeś jednak może w porę. Idź - pośpieszył nowego kolegę, po czym przeniósł worek sztyletów do rzucania pod okienko. Zaczął obmyślać strategię.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia...? - burknął pocierając nos, zanim został wepchnięty do pomieszczenia. Potem wszystko działo się na tyle szybko, że jakoś nie mógł sobie przypomnieć, jak trafił na dach. Nezath coś wspominał o dachu, ale Dwayne machnął tylko ręką. Przez parę sekund spojrzał na świat przez zmysł magiczny. I bardzo nie spodobało mu się to, co zobaczył. Po drugiej stronie magia skupiała się coraz mocniej, aż Dwayne poczuł, jak włosy stanęły mu sztorcem na karku. Wziął parę głębszych wdechów i ostrożnie wspiął się dalej na dach, żeby zobaczyć co tam się dzieje. Miał nadzieję, że asasyn wymyślił już jakiś sensowny plan.
Uliczkę wypełniało coraz więcej ludzi. Magia wokół niektórych niemal już pękała, szukała ujścia. Aury szczypały w oczy, a zapachy z nich sprawiały, że pijakowi niemal nie zakręciło się w głowie. Nie podobało mu się to. Zmarszczył czoło niezadowolony i nawet nie wiedząc kiedy, wypuścił z siebie magię. Uwolniła się dziedzina Chaosu, dzięki której można było zmieniać świat i naginać fakty tak, że ptaki zamiast latać będą pływać, a ryby unosić się w powietrzu. Tym razem jednak skumulowane odczucia Dwayne zdołały natychmiast zachmurzyć niebo. Z góry zaczął padać deszcz. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej i gęściej. Jasny błysk przetoczył się przez uliczkę, pozostawiając za sobą iskrzące się iskierki elektryczności i magi oraz chwilę później - ogłuszający huk, kiedy w odezwał się dźwięk za wyładowaniem elektrycznym. Ktoś krzyknął, zanim zupełnie zwęglony padł martwy na ziemię.
Dwayne zaczął wątpić w bezpieczność swojej kryjówki. Powoli zsunął się w dół i włożył głowę przez okienko szukając Nazatha.
- Hej, panie asasynie! - Sam jeszcze nie wiedział po go zawołał. Zapewne i tak mu nie odpowie - tacy ludzie są zbyt zajęci ucinaniem komuś głów, niż troszczeniem się o sponiewieranych przez świat pijaków. Ale zawsze warto było spróbować. Miał też skromną nadzieję, że wpadnie on na pomysł lepszy, niż skakanie po dachach.
Nezath
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Banicki Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nezath »

"Deszcz, deszcz, DESZCZ!! Cholera! Teraz ogień się nie przyda na nic! Chociaż...". W tej chwili wpadł mu do głowy pomysł, trochę ryzykowny przy takiej bandzie magów. Jednak nie potrafił wymyślić nic innego.
- Dwayne! Weź cały alkohol jaki masz przy sobie i wylej z góry go na nich. Wiem, że coś pod pazuchą masz - jeszcze dla rozwiania dylematu pijaczka, dodał - Jak to się skończy, postawię ci tyle piwa, ile uda ci się wypić! - pochopna decyzja, ale miał 90% pewność, że wykona polecenie. Nie czekał na wyraźny sygnał, że poszedł. Stanął przy drzwiach. Uchylił je lekko i sprawdził jak mocno się rozpadało. Od wiatru drzwi otworzyły się, z hukiem uderzając o ścianę. Nezath przeklną coś pod nosem, w końcu ułatwił im znalezienie go w tym mroku. Na szczęście chwilę po tym trzasnął piorun i zwiększył szanse uznania obu dźwięków za błyskawicę.
Przykucnął. Odczekał około minutę, by upewnić się, że Dwayne rozlewa już alkohol. Zaczął wprowadzać plan w życie. Położył lewą rękę na mokrej ziemi, a prawą wycelował w niebo. Wyszeptał inkantacje. Poczuł przepływające ciepło w uniesionej ręce i zaczął kierować je w stronę podłoża. Czar miał na celu podgrzanie mokrego piachu, którym pokryta jest ulica kosztem oziębienia spadającej z chmur wody. W skutek tego, deszcz zaczął powoli zamieniać się co raz bardziej, po chwili stał się lekkim śniegiem, lecz w miarę upływu czasu, zmienił się w grad, co minuta to większy, cięższy, zimniejszy, aż w końcu zaczęły spadać ogromne bryły lodu, oraz ostre jak brzytwa sople. Na dole, podgrzana ziemia zaczęła wytwarzać małe ilości pary, im później, tym jej stawało się więcej i ulica wyglądem przypominała saunę obleganą soplami lodu.
Zaufał swojemu poczuciu czasu i przypuszczając, że Dwayne wylał tam alkohol, postanowił uruchomić drugą część planu. Wyjął sztylet i wbijając go w ziemię, tchnął w niego magię, by utrzymywał rzucone zaklęcie, a on sam udał się dalej. Podgrzewając powietrze dotykające jego ciała, sprawił, że lód stapiał się na ostrych końcach i nie wyrządzał wielkiej krzywdy asasynowi. Stojąc horyzontalnie na ścianie, wyjrzał z zaułka. Ogromna mgła pary, nie pozwoliła na dojrzenie ani pijaka na dachu, ani przeciwników w uliczce. Zaryzykował. Skupił ciepło w trzech palcach i puścił po ziemi sznurek ognia, który, przynajmniej teoretycznie powinien zapalić znajdujące się tam łatwopalne trunki. Jeśli tam są. Odczekał chwilę i rzucił się w chmurę, by pozabijać przynajmniej niektórych ocalałych.
Awatar użytkownika
Dwayne
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dwayne »

- Pff, tak marnować alkohol... - mruknął. Jednak kiedy magia z ulicy niemal odebrała mu dech w piersiach, szybko wgramolił się z powrotem na dach. Czyżby usłyszał coś jakby na kształt '...yle piwa, ile uda ci się wypić!'? Uśmiechnął się do siebie ponuro. To takich cyrkach wolałby raczej coś mocniejszego i bardziej uderzającego do głowy. Na przykład spirytus rozcieńczany wódką. Ale cóż było robić? Złorzecząc na niesprawiedliwość świata podciągnął się na sam szczyt i wyciągnął manierkę przejrzystego płynu. Dziwnie mocny zapach śliwowicy podrażnił nozdrza Dwayna. Łyknął sobie jeszcze, po czym chlusnął zawartością w dół. Manierkę schował z powrotem do przepastnych kieszeni płaszcza. Wyciągnął cudem ocalałe whisky. Ech, tak cenny napój marnować... ech... Że też to musiało go spotkać. Siąknął nosem i pożegnał się ze spadającą w dół butelką, która roztrzaskała się na głowie jakiegoś nieszczęśnika. Co tam dalej. A, no tak - mała buteleczka z likierem. Nie otworzył jej, bo wiedział, że jeśli tylko by spróbował choć kropelkę, nie odważyłby się zrzucić jej w dół.
Musiał się trochę pośpieszyć z opróżnianiem swoich zapasów, bo czuł jak Nezath zaczyna używać magii. Delikatna sugestia zapachowa pozwoliła mu przypuszczać, że używa magii ognia i jakoś nie podobała mu się koncepcja, że jego napoje mają służyć jako rozpałka, bo jakiś przeklęty deszcz postanowił sobie spaść właśnie teraz... Właściwie, jakby się tu zastanowić, to można by nawet przypuszczać, że to on sam go spowodował. Westchnął i wyciągnął kolejną butelką. Nawet nie zastanawiajcie się skąd on tego tyle ma i jak udaje mu się z tym chodzić nie brzdękając jednocześnie z każdym krokiem. Jakieś piwo splątało się z deszczem, zaraz znów rum i inne alkohole.
Kiedy stwierdził, że już wystarczy, odkręcił manierkę, łyknął i szybko ją schował. - A żebyście były cholernie, ale to cholernie łatwopalne, inaczej wszystko na marne - burknął, a magia zrobiła już swoje, nie pozwalając, aby słowa Dwayna stały się pustymi słowami. Bo przecież, alkohol może być jeszcze bardziej łatwopalny, prawda?
Kiedy tylko asasyn puścił na uliczkę ogień, nie trzeba było długo czekać na rezultaty. Jak nie huknęło... Niby niewiele tego pijak zrzucił, ale magia zawsze potrafiła zrobić swoje. Para mieszała się z czarnymi kłębami dymu i krzykami ludzi. Sam Dwayne stoczył się szybko z dachu na tyły, do okienka przez które tu wlazł, unikając latających w powietrzu grudek ziemi i kamieni, oraz ognia, który w pierwszej chwili wzniósł się wysoko w górę. Deszcz, a raczej dziwaczna burza z soplami miast deszczu zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła. Mgła i kłęby dymu rozwiały się, pozwalając ujrzeć efekty planu Nezatha. Obdrapane budynki, płonące pudła i beczki oraz koszule martwych ludzi. Na nogach trzymali się magowie, którzy osłonili się magicznymi tarczami. Zszokowani, trochę przestrzeni ale zdolni do walki. Choć po ich minach można by sądzić, że woleli by być teraz w jakimś ciepłym pubie i spokojnie sączyć piwo.
Dwayne wlazł do środka i ostrożnie wyjrzał przez drzwi, obserwując asasyna. Chciałby już iść stąd w jakieś bardziej bezpieczne miejsce...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nim ktokolwiek zdążył zrobić cokolwiek, ktoś przyłożył Dwaynowi czymś twardym w tył głowy. Mężczyzna upadł ciężko na ziemię tracąc przytomność. Dwóch zamaskowanych banditos złapało pijaka pod ramiona i sprawnie przeciągnęło przed próg drzwi, w zamieszaniu przemknęli wzdłuż kamienic, ciągnąć po kamiennej drodze nieprzytomnego nieszczęśnika. Jeden, ten wyższy, był magiem, który błyskawicznie wyczuł, że deszcz nie był naturalnym zjawiskiem, a kaprysem osoby, która świadomie, lub nie, używała dziedziny Chaosu. Kapryśna i niebezpieczna magia. Jeszcze chwila, a zapewne chodziliby tyłem do przodu. Trzeba było działać szybko - po prostu usunąć z zaskoczenia osobę, która tą magię tu ściągnęła. Szybko więc namierzył Dwayna, znokautował i teraz szukał miejsca, w którym mógłby go wyrzucić. Jako iż mag ten nie był okrutnikiem, nie zabił biedaka. Za pomocą swojego znajomego, wrzucili go po prostu do wozu z sianem, którego woźnica właśnie odjeżdżał.
Wóz z turkotem opuścił Ścieżkę najemników...
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość