Arturon[Okolice Arturonu] Cichy sen

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Zablokowany
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

[Okolice Arturonu] Cichy sen

Post autor: Dżariel »

        Minęło wiele miesięcy od kiedy Dżariel opuścił Arrantalis. Jego podróż przywoływała wspomnienia: zarówno jego pielgrzymkę, którą odbył tuż przed poznaniem Delii, jak i te lata, które spędził w poszukiwaniach swego drogiego przyjaciela. No ale właśnie: ta pierwsza droga miała szczęśliwy finał, druga zaś zgoła odmienny, pełen goryczy, straty i smutku. Co czeka go teraz? Często zadawał sobie to pytanie. Nie tracił nadziei i cały czas wierzył, że mu się powiedzie i wróci do krajów swej ukochanej królowej zwycięski, lecz czasami nachodziły go czarne myśli - co jeśli przyjdzie mu coś poświęcić? Wierzył w równowagę i dary losu, które były zarówno przyjmowane jak i dawane, ale bał się z całą stanowczością stwierdzić, że teraz może być już tylko dobrze, bo zaznał w życiu dość goryczy. Wiarę niezmiennie przywracała mu jednak błękitna tasiemka, którą nosił zawiązaną na nadgarstku. Była już trochę wyblakła, ale jeszcze się nie postrzępiła - anioł dbał jak tylko mógł o to, aby zachować ją w jak najlepszej kondycji. Nic nie mógł poradzić na prażące słońce czy deszcz, których sam nie mógł uniknąć, ale starał się, by ta pamiątka po Delii przetrwała jak najdłużej w jak najlepszym stanie. Często na nią spoglądał, by dodać sobie otuchy. Wspominał ukochaną z czułością i ciepłem w sercu, które pomagały mu przezwyciężyć te gorsze chwile, gdy zdarzało mu się myśleć o porażce czy poddaniu.

        W swojej pogoni Dżariel przemierzył bez mała całą Alaranię. Nie był jedynym, który ścigał zbiegłego maga, gdyż w Arrantalis wyznaczono pokaźną nagrodę za jego schwytanie. Dlatego gdy anioł dotarł na kontynent, wszędzie roiło się od informacji, ale również od rywali. Im dalej jednak się posuwał, tym jednego i drugiego było mniej. Przed nim zaś zaczął wyłaniać się jasny obraz tego, z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Nabrał już praktycznie bezgranicznej pewności co do tego, że przyjdzie mu mierzyć się z piekielnym - wskazywały na to świadectwa świadków, które zbierał po drodze. Wiedział również, że to mag o wielkiej sile, lecz prawdopodobnie o słabym charakterze albo innej skazie, która mimo potęgi nie pozwalała mu na rozprawienie się z przeciwnikami. Laki brał pod uwagę to, że być może ma do czynienia z rytualistą, który nie może związać się z nikim w czynnej walce, ale to nie była dla niego jedyna możliwość. Na razie miał zbyt mało przesłanek, by przesądzać z całą stanowczością o charakterze swego przeciwnika. Mógł jedynie stwierdzić, że ten był szybki i sprytny, bo nieraz prawie mu się wymknął. Nie wiedział jednak jak bardzo doświadczony w tego typu pościgach, wytrzymały i zdeterminowany był przemierzający za nią całą Alaranię anioł. Jego nie dało się zgubić. Każdy inny śmiertelnik już dawno odpuścił, lecz nie Dżariel - on w pogoni za piekielnym udał się na kontynent, przekroczył Góry Dasso i Pustkowia. Aż wylądował tu - na nabrzeżu niedaleko Arturonu. Tu jednak ślad był wyraźny, a Dżari miał pewne przypuszczenia dlaczego tak się stało. Po pierwsze: diabeł mógł podejrzewać, że zgubił pościg, bo w istocie na ostatnim etapie trochę się od siebie oddalili. Po drugie zaś: wkrótce miała nadejść pora zbiorów. Kłosy były pełne ziaren i szumiały kusząco czekając na to, aż zostaną zebrane. Gdyby teraz dopadła je choroba… To byłoby wielką klęską. Ludzie nie zdążyliby zasiać po raz drugi, by zebrać plony przed zimą, a nie mieliby również zapasów na jej przetrwanie. Idealne warunki, by przypodobać się swojemu władcy w Piekle. Zwłaszcza po nieudanej próbie zniszczenia królestwa anielicy.
        Wioska do której dotarł Dżari, leżała niecały dzień drogi od murów Arturonu i chyba nawet nie miała nazwy, poza może jakimś zwyczajowym określeniem w stylu Ośmioraków czy Zielonej Miedzy. Tu jednak przywiodły go zakusy poszukiwanego Piekielnego, którego ostatnimi czasy ścigało się podążając szlakiem zniszczonych pól i lamentujący rodzin, które straciły całe plony w jedną noc. Anioł dotarł na miejsce pod wieczór, a wraz z nim nadeszły ciemne, ołowiane chmury, porywisty wiatr i dobiegający z oddali huk błyskawic. Upiorna sceneria, gdy stało się nad brzegiem pola, które wyglądało jak po pożarze, choć nie strawił go ogień. Trudno się dziwić, że oblicze Lakiego miało tak posępny wyraz. Wszedł on na drogę prowadzącą między polem a nietkniętym piekielną magią sadem i tak szedł wzdłuż magicznego pogorzeliska, nie wiedząc nawet czego szuka. Wytężał wszystkie zmysły - zwłaszcza ten magiczny, bo chyba liczył po cichu na to, że tak łatwiej odnajdzie ślad po magu… Kręciło mu się już jednak w głowie od tej kakofonii dźwięków i jęku konających, które miał od tego w głowie. Spalone pole zaczęło mu się przez to w tym mroku kojarzyć z polem bitewnym, a wizja ta była tak sugestywna, że w końcu zdecydował się zejść z drogi, bo resztki roślin w jednym miejscu zaczęły przypominać mu spalone zwłoki. Wolał się upewnić, czy na pewno dobrze widział…

        - Ty tam, nie ruszaj się! Wstawaj, ale ręce daleko od siebie!
        Dżari ledwo zdążył upewnić się, że to tylko przywidzenia wywołane zapadającym zmrokiem i zbyt bujną wyobraźnią, gdy usłyszał za sobą głosy. Nie chcąc od razu zaogniać konfliktu wykonał polecenie i już z własnej woli bardzo powoli się odwrócił. Stał przed nim jakiś niecały tuzin chłopa. Ze dwóch miało pochodnie, reszta zaś siekiery, widły, jakby szykowali się na łapanie czarownic… Anioł nie był głupi, od razu domyślił się w co się wpakował.
        - Tyś spalił jędrkowe pole! - zawołał jeden z mężczyzn, wygrażając Lakiemu widłami.
        - Niczego nie spaliłem - odpowiedział jak najspokojniej Dżariel. - Ja nie podpalam tylko szukam tego podpalacza…
        - W Starym Zakolu widzieli takiego jak on! - odezwał się ktoś z tyłu. - Obcy z włosami jak złoto, nie wszedł nawet do wioski tylko go widziano jak po tych spalonych polach chodził. Gdy pojawił się w wiosce, kobiety słyszały w nocy lament z pola jakby kto nad nimi płakał!
        - Bo ścigam podpalacza, nie mam czasu zajeżdżać do gospodarstw! - bronił się anioł i choć mówił z przekonaniem, ręce nadal trzymał rozłożone na boki w geście bezbronności. Pomyśleć, że przy pasie nosił miecze, którymi mógłby pozbawić życia całą tę grupę samemu wychodząc ze starcia bez szwanku…
        - Jak ściga, to na czyj rozkaz, hę? - podłapał któryś z bystrzejszych chłopów.
        - Władczyni Arrantalis.
        - Phi! - parsknął jeden z tych co trzymali pochodnie, wprawiając tym samym Dżariel w niemałe zaskoczenie, bo nie spodziewał się tak lekceważącej reakcji. - A niby kto to taki? Nazwę żeś sobie wymyślił teraz w tej chwili, takiego państwa nie ma nawet na mapie! Łżesz!
        - Ja nie kłamię! - uniósł się anioł, choć widział, że to wcale nie pomogło mu w przekonaniu żądnych zemsty wieśniaków do swojej osoby.
        - Ino tyś jest nietutejszy co pojawia się wszędzie tam, gdzie ten przeklęty ogień! Ludzie wiosny przez ciebie nie dożyją, to i ty na to nie zasługujesz, jak żeś im taki los zesłał!
        "No pięknie", jęknął w duchu Dżariel, widząc, że stał się kozłem ofiarnym zrozpaczonych wieśniaków, którzy musieli na kimś wyładować swoje frustracje. Zawsze najłatwiej na obcym.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Jak się później okazało, człowiek ten poszukiwany był w całej Katimie. Wśród straży miejskiej rozesłano ogłoszenia o poszukiwanym na gwałt rycerzu, który natychmiast miał stawić się w siedzibie króla, gdyby go odnaleziono. Słyszano o jego przybyciu do miasta kilka dni wcześniej, widziano go w „Złotym serduszku” nocną porą… A następnie zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie był duchem ani zjawą… Lecz kto go tam wiedział? Jakiś nuworysz, w okolicy mało znany. Ale król wici rozesłał, to i dotrzeć do niego musiały, bo po kilku dniach zjawił się na dworze królewskim. Łachmaniarz, żaden tam rycerz, ale król go przyjął, dłoń uścisnął. I list przekazał. Nie wiadomo od kogo to pismo było, a rycerz też wyrazem twarzy nie podpowiedział. Bo twarz miał jak z kamienia.
*
        W ciągu dziesięciu lat robienia na królewskim dworze nauczył się, że w obecności bogaczy, możnych i władyków należy zawsze stosować pokerową twarz – nieważne, co by się działo. Czy na łeb spadało niebo, czy spod nóg buchały ognie piekielne. Nuka nie wychodził z roli wiecznie opanowanego i chłodno patrzącego na świat milczka. A bywało, że miał ochotę przyrżnąć komuś w twarz antyczną wazą.
        Po pożegnaniu się z Enarem - uwielbiającym alkohol towarzyszem podróży - zajął się sprawą, z powodu której znalazł się w Katimie. Król Artur bowiem poprosił go, aby odszukał jednego z lenników, który odmawiał wysłania plonów swojemu darczyńcy – władcy Arturonu. Nuka poczuwał się do tego, by problem rozwiązać – z szacunku oraz sympatii, jakimi darzył króla. Esker wyraźnie powiedział, że jest na każdy jego rozkaz, zamierzał więc dotrzymać słowa, mimo że oficjalnie nie przebywał już na dworze. Zdecydowanie nie przepadał za napiętą atmosferą po ostatnich dwóch latach pałacowych dramatów, zwłaszcza, że teraz nie było tam nikogo, dla kogo mógłby tę atmosferę znosić. Wolał działać w terenie, gdzie się najlepiej sprawdzał. I sprawdził się. Po godzinie cierpliwego czekania pod bramą Jaśniepana, aż Jaśniepan łaskawie otworzy wrota, by porozmawiać z nim o zaistniałym problemie, został, o Hosanno, zaproszony, a nawet przywitany z gestem i rozmachem. Kiedy w końcu zdołał przekonać Jaśniepana, że problem istnieje, Jaśniepan naburmuszył się, zrobił się purpurowy ze złości, po czym nawrzeszczał na niego i zwyzywał od zuchwalców i tupeciarzy. Nuka zareagował uniesieniem brwi. Jako że król był świadomy niekonwencjonalnych sposobów Eskera, jakimi ten rozwiązywał konflikty, nie zdziwiłby się, gdyby ktoś mu doniósł, że rycerz bezceremonialnie uderzył Jaśniepana w twarz, by przywrócić mu trzeźwe myślenie. Nikogo by to nie zdziwiło. Poza Jaśniepanem, który w pokłonach błagał o wybaczenie, jednocześnie skomplikowaną gestykulacją wydając rozkaz zawiezienia zebranych plonów do Arturonu. Po pozytywnie rozpatrzonym wniosku o natychmiastowe stawienie się Jaśniepana u króla z przeprosinami, Nuka wyszedł z pełną satysfakcją. Ktoś dostał w pysk, a on wykonał misję śpiewająco. Wilk syty i owca cała. Poniekąd.
        Dlatego właśnie dopiero po kilku dniach dotarły do niego wieści, że koniecznie musi zjawić się na dworze króla Diego, by osobiście odebrać list od swojego przełożonego. Nie chcąc zdradzić jakichkolwiek szczegółów, po prostu przyjął list, podziękował i opuścił pałac. Bez zbędnych ceregieli. Kto by miał na to czas?
Zatrzymał się za mostem zwodzonym, po czym precyzyjnie otworzył zapieczętowany list nożem, z którym ani na krok się nie rozstawał. Treść pisma nie była pokrzepiająca.

Esker,
        Źle się dzieje. Jeżeli jeszcze nie odwiedziłeś Manuela – zostaw to. Są ważniejsze rzeczy, niż namawianie starego buraka do okazania jakiejkolwiek wdzięczności swojemu królowi. Mam nadzieję, że dostaniesz ten list w porę, że nie będzie za późno. Ktoś z jawną premedytacją niszczy pola uprawne. Całe hektary płoną, nic z tego nie zostaje, jeszcze solą są posypywane. Tak nie może być. Nie przeżyjemy zimy, jeśli tak dalej pójdzie. Potrzebuję Cię. Wiem, że już prosiłem o jedno, lecz poproszę o drugie. Pojedź do Zielonej Miedzy, tam prawdopodobnie zmierzają bandyci, czy ktokolwiek stoi za tymi zbrodniami. Wynagrodzę Ci to. Nie wiem, z czym lub kim będziesz musiał zmierzyć się na miejscu, lecz uważaj na siebie. Wyślę tam ludzi.
        Król Artur XI Rob


        - Zaraza – mruknął, chowając list do torby przewieszonej przez ramię. Rzucił się dzikim biegiem w dół brukowanej ulicy, popychając po drodze przypadkowych przechodniów. Ignorował wyzwiska i wyrazy oburzenia rzucane pod jego adresem, teraz skupiał się na swoim celu. Musiał pożyczyć od kogoś konia, lecz nie było czasu na pytanie o zgodę. W biegu wyjął z sakiewki kilka Złotych Gryfów, po czym stanął jakby wrósł nagle w ziemię. Rozejrzał się, nerwowo obracając monety w zgrabiałej dłoni. Oddychał szybko i nierówno, włosy rozwiały mu się niesfornie na wszystkie strony świata, a wzrok miał dziki, niczym u młodego kota, czyhającego na niewinną ofiarę. Uparcie wzrokiem przemierzał okolicę w poszukiwaniu nadającego się do jazdy wierzchowca. Nie miał ani chwili do stracenia. Przeszedł się prężnym, wojskowym krokiem w stronę portu. Był już tak przyzwyczajony do portowego hałasu i zgiełku, że nie zwracał uwagi na wrzeszczących do siebie marynarzy i bijące dzwony, ogłaszające wpływające i wypływające z przystani statki. On miał cel, i to na nim się skupiał. W pewnym momencie mignął mu niewyraźny obraz. Ku jego uldze była to przykarczemna stajnia. Nie bawił się w szukanie właściciela dorodnego kasztana. Zostawił pieniądze w sakwie, którą odczepił od siodła, po czym wsiadł na koń i pogalopował w jedynym słusznym kierunku.
        Do Zielonej Miedzy dojechał nie bez trudu i nie od razu. Z ulgą jednak przyjął do wiadomości fakt, że dotarł na miejsce. Konia porządnie nakarmił, napoił i puścił na pastwisko w najbliższym gospodarstwie, gdzie hodowane były owce. Miało konisko miłe towarzystwo przynajmniej. On sam, z rozwianym włosem i potem na czole, poprawił nieco wymiętą koszulę, założył znoszoną kamizelkę i ruszył przed siebie, łapiąc spokojniejszy oddech. Nie było dobrze. Nuka jeszcze nigdy nie spotkał się z tak desperacko napisanym przez króla listem. Artur XI Rob uchodził za jednego z najbardziej opanowanych ludzi w Alaranii, niemal zawsze miał głowę na karku i nie ukazywał najmniejszej słabości, czy nadmiernego pośpiechu i zniecierpliwienia. W ten list jednak przelał wszystkie swoje obawy. Nuka wręcz słyszał w głowie roztrzęsiony głos króla, gdy czytał to pismo. Nie podobało mu się to. Albo król przesadzał, albo mieli do czynienia z czymś naprawdę bardzo poważnym.
         Już z oddali widział oddział przysłanych przez króla żołnierzy. Przyspieszył kroku, wciąż idąc z wojskową manierą. Uniósł dłoń, by osłonić oczy przed porywistym wiatrem. Mimo końca lata, dzień był chłodny, ponury, wysysający resztki chęci do życia z człowieka. Eskerowi mimo to skoczył poziom adrenaliny, gdy po chwili dostrzegł, że żołnierze starali się rozgonić rozentuzjazmowany tłum, dzierżący widły i pochodnie. Nuka westchnął ciężko, przechodząc do truchtu.
        - Będzie zabawnie – skwitował sam do siebie, zbliżając się do głośnej wrzawy.
        Przepchnął się między swoimi, po czym stanął naprzeciw zdesperowanych chłopów. Czubki prowizorycznej broni skierowane były w złotowłosego mężczyznę, ustawionego w pozycji krzyża. Nuka zatrzymał się wpół kroku dosłownie na ułamek sekundy, by przyjrzeć się ofierze gawiedzi. Wyjątkowo spokojne spojrzenie mężczyzny wzbudziło w nim pewnego rodzaju niepokój. Zdołał napatrzyć się na tyle długo, by stwierdzić, że w tym człowieku drzemało niewyjaśnione kłębowisko czegoś, czego Nuka nie potrafił nazwać. Coś, co powodowało u rycerza chęć nagłego odwrotu. Z trudem odwrócił wzrok. Mimo, że stał tyłem do białowłosego, czuł na sobie jego przeszywające spojrzenie. Postanowił zająć umysł czymś innym, choć nie przyszło mu to łatwo. Chciał się przede wszystkim upewnić, że te widły nie spotkają się z niczyją głową.
        - Panowie! – krzyknął, by zwrócić na siebie uwagę. – Panowie! Dla waszej wiadomości, jestem wysłannikiem króla Artura, widzicie? – Napiął kamizelę, by pokazać królewskie odznaczenie. – Proszę o…
        - Ten, tu, pali nasze pola! – wpadł mu w słowo jeden z chłopów. Nuka warknął pod nosem zirytowany. Nie lubił, gdy mu przerywano. Wysłuchał jednak słów wieśniaka, zerknąwszy przez ramię na tajemniczego mężczyznę, nadal rozstawionego, jak strach na wróble. Nie mógł się powstrzymać. Coś w nim było… magnetyzującego. Przełknął ślinę i ponownie odwrócił się do chłopów.
        - Proszę o spokój, zaraz wszystko się wyjaśni! – próbował przekrzyczeć tłum. Poddał się jednakowoż; dał więc znak swoim, by spacyfikowali rozwrzeszczanych mężczyzn, bo nie dało się dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Dopiero, gdy siekiery i widły padły na ziemię, byli skłonni wysłuchać, co rycerz miał do powiedzenia. – Przybywam tu z rozkazu króla Artura. On również jest zaniepokojony tym, co się stało w przeciągu ostatnich kilku dni. Porozmawiajmy zatem – odwrócił się, zwracając bezpośrednio do tajemniczego mężczyzny.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari stał niewzruszony jak posąg pośród spalonego pola, choć wiatr targał mu włosy i płaszcz i aż go ręce swędziały, by zabrać sobie te pojedyncze loki, które wpadały mu do oczu. Sytuacja była jednak, cóż, bardziej niż napięta. Miejscowi chłopi nie chcieli za bardzo słuchać jego wyjaśnień, co z jednej strony go nie dziwiło, a z drugiej frustrowało. Domyślał się rozpaczy, jaką czuli patrząc na stracone bezpowrotnie plony i myśląc o ciężkich zimowych miesiącach, które jeszcze były przed nimi. Zachodził jednak w głowę czym sobie zasłużył, by zostać tu zlinczowanym. Odpowiedź była oczywiście prosta, ale jego nie przekonywała: zjawił się w złym miejscu o złym czasiem. Obcy, który tak wygodnie napatoczył się pod rękę i chociaż częściowo pozwoli dać upust frustracjom. Na dodatek ktoś go kojarzył - był więc argument, który przekona niejednego stróża prawa, o ile ktoś chciałby szukać winnych śmierci jakiegoś bezimiennego podróżnika. Królowa, na którą się powoływał, na pewno się o niego nie upomni, z prostej przyczyny - nie wiedziała, gdzie był rycerz jej serca.
        W całej sytuacji istniał jednak jeden niezwykle istotny, choć subtelny haczyk - Dżariel nie był bezbronny. O ile wśród chłopów nie było żadnego maga - a jeśli zmysł magiczny go nie mylił to nie było - mógł ich wszystkich spacyfikować i zbiec. Władał magią, orężem. Byle przebił się do konia, który został na drodze - wtedy zdoła zbiec. Niestety to nie rozwiąże ostatecznie jego problemów, gdyż od tego momentu sam będzie ścigany przez wściekłych miejscowych, ale… Tym będzie martwił się później. Może to w ogóle były tylko czcze przemyślenia, bo zdoła się wyłgać samą gadką.
        Szanse na to jednak malały z każdą kolejną chwilą. W sytuację wmieszał się niewielki oddział żołnierzy, którzy przechodzili drogą. Przypadkowy patrol, oddział w drodze do garnizonu czy też specjalnie wezwane siły, nieważne - raczej nie wyglądali na sprzymierzeńców. Anioł zaczął się niepokoić. Czy mogło być gorzej? Oczywiście, będzie. Ale jeszcze nie teraz.
        - Co to za zbiegowisko? - zawołał gromko dowódca tego oddziału.
        - Ten tu podpala pola w okolicy, panie władzo! - odparł jeden z chłopów, gniewnie potrząsając widłami i mocno akcentując każde “o” w swojej wypowiedzi.
        - Ledwo tu przybyłem, nie mam z tym nic wspólnego! - bronił się natychmiast Dżariel. - Nawet butów jeszcze nie zabrudziłem…
        Nim dyskusja rozgorzała na dobre, zrobiło się jeszcze gorzej, przynajmniej w ocenie Lakiego. Pojawienie się kolejnego bohatera tego dramatu sprawiło, że zarówno żołnierze, jak i chłopi zamilkli i patrzyli na nowo przybyłego. Dżariel nie był wyjątkiem - czujnym wzrokiem śledził brodacza, który stanął między nim a tłuszczą. Charyzma wręcz od niego biła, tak samo jak opanowanie i zdecydowanie. Choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt reprezentacyjnie, anioł mógł postawić pieniądze, że ma do czynienia z kimś ważnym - oficerem, rycerzem albo lordem. Na rzecz tej pierwszej wersji przemawiał fakt, że miał ogromny posłuch wśród żołnierzy, którzy reagowali na jego słowa jak dobrze szkolone psy.
        Dżariel głębiej nabrał powietrza, jakby i na nim zrobiły wrażenie odznaczenia mężczyzny, którymi ten pochwalił się, aby uwiarygodnić swoje słowa. Kwaśno pomyślał, że szkoda iż sam nie miał podobnego glejtu, bo jego wstążka niestety nikogo nie przekona…
        Laki po raz kolejny głęboko nabrał tchu, gdy któryś chłop przerwał przybyłemu rycerzowi, by przedstawić swoją wersję zdarzeń. Z taką retoryką przecież nie było szans się kłócić! Jakimś cudem jednak wyglądało na to, że anioł miał tego dnia wyjątkowe szczęście w nieszczęściu, bo możny wcale nie wyrywał się do szybkiego i spektakularnego linczu i najwyraźniej chciał usłyszeć wersję obu stron. Co za ulga. Szkoda tylko, że chłopi byli tak żądni krwi, że nawet nie chcieli już rozmawiać i słuchać ważniejszych od siebie. Dopiero argument siły sprawił, że trochę się opamiętali, choć proces ten trochę trwał.
        Ich spojrzenia nagle się spotkały. Dżariel nie spuścił wzroku, patrzył w jego oczy i bez słów pytał co on o tym myśli, co podpowiada mu serce, umysł, logika. Nie prosił o wysłuchanie ani tym bardziej o litość, bo jak to mówią: tylko winny się tłumaczy.
        Gdy w końcu Lakiemu został udzielony głos, ten skłonił się lekko w podzięce, nadal jednak trzymając ręce w górze i patrząc na mężczyznę, który póki co ratował mu skórę, choć widać było, że jeśli nie zostanie przekonany, nie będzie miał litości.
        - Jestem Dżariel Laki - zaczął tłumaczyć niebianin. - Tak jak wy, mości rycerzu, przybywacie w imieniu waszego króla, Artura XI Roba, tak ja jestem tu z woli mojej królowej, Jej Wysokości Delii Antelion z Arrantalis. Ścigam maga, który dopuścił się tych podpaleń. To samo wydarzyło się w naszym kraju, tam również plony marniały, czerniały i ostatecznie umierały, wyglądając jak pogorzeliska. U nas nie doszło do tragedii dzięki szybkiej interwencji królowej, która sprowokowała maga do ucieczki na kontynent. Ja jednak ruszyłem jego śladem, by wymierzyć mu sprawiedliwość za zło, które wyrządził jej poddanym. W ten sposób dotarłem tutaj.
        Dżariel odetchnął, jakby w tej sposób akcentował koniec pewnej części historii.
        - Jaśniepanie, ten typ był wczorej w Starym Zakolu, tam też pola są czorne! - odezwał się znowu ten co akcentował “o”.
        - Mości rycerzu - wtrącił się natychmiast sądzony anioł. - Odwołuję się do waszego rozsądku i logiki. Czy gdybym to ja był tym magiem, pojawiałbym się przed czy po tym, jak plony zostały zniszczone? Po co miałbym tu przychodzić? By napawać się wyrządzonymi zniszczeniami?
        Laki liczył na to, że ta wizja wyda się brodaczowi równie niedorzeczna co jemu, a nie że ten uzna, że właśnie tak postępują psychopaci, do których z pewnością taki podpalacz byłby zaliczony.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Ptaki poderwały się z pobliskiego drzewa, gdy po niebie potoczył się echem burzowy grzmot. Wiatr zawył na pogorzelisku, wzbijając w powietrze tumany kurzu wymieszanego z popiołem. Nuka uniósł wzrok ku niebu, na ciemne, ciężkie chmury, które z wolna poczęły zawisać nad wsią. Westchnął ciężko – psująca się pogoda z pewnością nie była w tym momencie potrzebna. Kłopotów mieli ludzie już nadto.
        Milczał, słuchając z uwagą wyjaśnienia podejrzanego. O Arrantalis słyszał i osobiście chciał kiedyś wybrać się na wyspy, ale dotąd nie były mu one po drodze. Nic dziwnego, skoro leżały na drugim końcu Alaranii, pośrodku oceanu… Mężczyzna logicznie argumentował swoje przypadkowe pojawienie się na drugim końcu świata w miejscu, gdzie psy dupami szczekały. Z tego, co Nuka zapamiętał z nudnych lekcji geografii, Arrantalis nie miało wpływów po tej stronie Alaranii, więc z jakiego innego powodu królowa Delia miałaby wysyłać tego mężczyznę na Wybrzeże Cienia? Nie chciał bawić się w detektywa, nie znał się na ludziach tak, jak jego ukochana, która oszusta i szulera potrafiła rozpoznać z odległości piętnastu sążni, nie musząc z nim zamieniać nawet słowa. Niemniej, miał za sobą lata doświadczeń, dzięki którym był w stanie poznać się na człowieku o złych zamiarach. Dżariel na takiego nie wyglądał. I choć Nuka wiedział, że to żaden dowód, instynkt podpowiadał mu odpuszczenie gnębienia mężczyzny aktami oskarżenia. Najzwyczajniej w świecie pragnął pokojowego rozwiązania. Nie chciał, by okazało się, że wtrącił do więzienia niewinną osobę. Musiałby nie mieć sumienia, by bez oczywistych dowodów popełnionej zbrodni oskarżyć przypadkowego gościa, który równie dobrze mógł się znaleźć w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. A niewiele wskazywało na to, by Dżariel okazał się poszukiwanym magiem. Jeśliby tak było, już dawno on i jego ludzie albo leżeliby martwi pośrodku pola, albo uciekaliby gdzie pieprz rośnie. Bo który potężny mag poddaje się bandzie wieśniaków?
        Uniósł dłoń na znak, by żołnierze opuścili broń. Rozległ się szczęk chowanych mieczy, Nuka nawet nie czuł potrzeby sprawdzenia, czy wykonano jego rozkaz. Wiedział.
        Natychmiast usłyszał oburzone głosy chłopów, którzy poczęli rzucać przekleństwami pod adresem rycerza - że dureń, że się nabrał na piękną twarz, że na słodki głosik. Sratytaty, jak zwykle, gdy chciało się zawrzeć pokój. Audiencja wielce niezadowolona, gdyż nie polała się krew. Żadne spektakularne przedstawienie, bo widły gościowi tyłem czaszki nie wyszły. Niestety, wszystkim nie mógł dogodzić. A wolał mieć za wrogów chłopów z pochodniami, niźli tego, który mógłby stworzyć prawdziwe zamieszanie. Nuka miał wrażenie, że Dżariel właśnie mógł okazać się tym typem człowieka. Wolał dmuchać na zimne.
        - Może pan opuścić ręce – rzekł spokojnym tonem, wykonując dłonią gest z góry na dół.
        Obrócił się w stronę chłopów.
        – Idźcie, panowie. Gwarantuję wam, że znajdziemy podpalacza i wymierzymy mu sprawiedliwość.
        - Jakie „znajdziemy”, toć to on za tym stoi! Kogo innego, jak nie jego przed sąd, o! – krzyknął jeden z nich, wymachując pięściami.
        Nuka potarł ze zmęczeniem nasadę nosa, wyrażając swoje poirytowanie przeciągłym warknięciem.
        - Idź pan stąd albo uznam, że to pan jesteś winny. – Zmierzył chłopa groźnym wzrokiem. Awanturnik chyba doszedł do wniosku, że pan rycerz użył tonu nietolerującego jakiegokolwiek sprzeciwu, bo już w następnej sekundzie, gnąc się w pas, wycofał się za oddział żołnierzy, nawołując kolegów po fachu, co by poszli jego śladem. Nuka skinął głową w stronę swoich, dając do zrozumienia, że ma sytuację pod kontrolą. Poprawił uwierającą mu lędźwie kuszę, po czym obrócił się ku Dżarielowi, skupiając na nim całą swoją uwagę.
        - Uznajmy, że nie jesteś psychopatą podpalającym pola i pójdźmy dokądś, gdzie nie będzie na nas padało. – Wyciągnął ku niemu z lekka zabrudzoną dłoń. Odchrząknął, zauważywszy, że ma na niej więcej ziemi niż skóry, więc wytarł ją o spodnie, po czym ponowił gest. – Nuka Esker, rycerz i prawa ręka Jego Królewskiej Mości Artura XI Roba.
        Nie lubił przedstawiać się tytułami, lecz formalności musiało stać się zadość.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel kiwnął głową w wyrazie zrozumienia i podziękowania jednocześnie, po czym opuścił ręce, które już go bolały od trzymania w górze. Od razu odgarnął sobie włosy z twarzy, cały czas czujnie przyglądając się rycerzowi i wściekłym wieśniakom. Nie wtrącał się - brodacz robił dobrą robotę i ustawiał sobie tych chłopów jak chciał, nie było więc sensu rzucać zjadliwymi ripostami. Anioł pozostał więc na miejscu tak długo, aż nie został sam na sam z rycerzem, który odprawił również żołnierzy.
        - Dziękuję za pomoc... i za kredyt zaufania - odpowiedział na grzeczności Dżariel. Domyślił się, że rycerz nie ufa mu jeszcze dość i być może jego propozycja znalezienia miejsca na odpoczynek nie była jedynie propozycją, ale subtelnym rozkazem, do którego lepiej się dostosować, bo nadal było się na cenzurowanym. Mimo to pewne oznaki dobrej woli były zauważalne: chociażby to jak brodacz wyciągnął rękę na powitanie... Zaraz ją jednak cofnął, a gest ten wyjątkowo przypadł do gustu Lakiemu: było w nim coś szczerego i naturalnego, zdradzającego naturę rozmówcy lepiej niż słowa. Dżari już nawet wyciągnął rękę, by uścisnąć prawicę rozmówcy, zawahał się jednak na ułamek sekundy, kontrolnie zerkając na jego oblicze. Prawa ręka króla... Nie wyglądał, ale nie to było w tym wszystkim najgorsze, bo pozory niejednego już zmyliły. Czy wypadało, aby ktoś tak nic nie znaczący jak Laki pozwolił sobie na tak poufały gest wobec kogoś tak ważnego? W sumie to on zaczął, można powiedzieć... Z tą myślą Dżari zaryzykował i podał Eskerowi dłoń, jego uścisk był jednak subtelny i krótki.
        - Dżariel Laki - przedstawił się po raz kolejny dla formalności. - To dla mnie zaszczyt, panie. Sam nie posiadam jednakże żadnych tytułów, jestem prostym człowiekiem, choć nie kłamałem mówiąc o misji od królowej Delii - zastrzegł natychmiast.
        Ciekawie wyglądali naprzeciw siebie. Gdyby przypadkowy przechodzień na podstawie samego wyglądu miał ocenić który z nich to szlachetny pan, a który podróżnik po przejściach, pewnie nikt by nie zgadł. Dżariel był bardzo urodziwy i mimo trudów podróży zadbany - należał do tych osób, których w magiczny sposób brud się nie imał. Miał zresztą pewne odruchy medyka, które kazały mu często myć ręce i mieć czyste mankiety. Esker był przy nim trochę obdarty, choć nie można było mu odmówić pewnego trudnego do opisania nimbu szlachetności - wzbudzał szacunek swoją postawą. I jednocześnie sympatię takimi prostymi gestami jak to wytarcie dłoni o spodnie. Nadęty raczej nie był, Dżariel wolał jednak być w stosunku do niego zbyt uprzejmy niż chociaż odrobinę zbyt bezczelny. To Nuka powinien decydować o zmianie stopy ich znajomości.
        - Jeśli o mnie chodzi, chyba lepiej bym się nie pokazywał w tej wsi - zauważył, ruchem głowy wskazując majaczące w oddali czarne bryły budynków mieszkalnych, w stronę których zmierzali chłopi, którzy jeszcze niedawno chcieli go nadziać na widły.
        - Zdaję się na was w kwestii kierunku - dodał, po czym uniósł wysoko rękę i zagwizdał przez zęby, aby przywołać swojego wierzchowca, który w trakcie całego zamieszania oddalił się dość znacznie od swojego właściciela. Teraz jednak, gdy było już spokojnie, zwierzak chętnie przydreptał i dokładnie obejrzał i obwąchał anioła, jakby sprawdzał czy temu nic się nie stało. Dżari zaśmiał się, gdy oddech konia połaskotał go po szyi.
        - No już, już - powstrzymał go z czułością w głosie, głaszcząc go między oczami. - Jestem cały.
        Anioł zerknął kontrolnie na Eskera, nie tak jakby podejrzewał go o zmianę tego stanu, a raczej jakby upewniał się, że ten nie patrzy na niego jak na wariata przez te rozmowy z koniem. Gdy tak mierzył go wzrokiem, z nieba spadły pierwsze grube krople ostrzegawcze - ulewa była na wyciągnięcie ręki.
        - Znajdźmy jakieś suche miejsce i wtedy opowiem wszystko co wiem o tych zniszczonych uprawach? - zaproponował Dżariel, zaciągając na głowę kaptur swojej podróżnej peleryny.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Wciąż podchodził do mężczyzny z rezerwą – nie wyglądał na groźnego, acz uścisk dłoni, mimo subtelności, miał mocny, co wyraźnie utwierdziło Nukę w przekonaniu, że w tym człowieku drzemała większa siła, niż ktokolwiek mógł się po nim spodziewać. Nie planował zaleźć mu za skórę, choć to już zależało od tego, jak najbliższe sprawy miały się potoczyć. Wolał go mieć po swojej stronie. Esker stwierdził poniewczasie, że Dżariel nadawałby się o wiele lepiej na rycerza, niż on. Schludny, zadbany, dobrze mu z oczu patrzyło. Wzbudzał szacunek. Może nie w tych stronach, bo większość mieszkańców Wybrzeża Cienia było, delikatnie mówiąc, mało obeznana ze światowymi standardami i szeroko pojętą kulturą osobistą. Dlatego właśnie obcy mieli tu nieco gorzej – nikt ich nie znał, czyli z miejsca stanowili zagrożenie. Tak w skrócie można było opisać proces myślenia prostych ludzi. Nic więc dziwnego, że Dżariela nie potraktowano ulgowo. Nuka, na szczęście, nie miał problemu z odróżnieniem człowieka światowego od wioskowego głupka. I chyba dzięki temu Dżariel nie oberwał po głowie.
        - Nic nie insynuowałem – odparł spokojnie na tłumaczenie mężczyzny. – W zasadzie prędzej uwierzyłbym tobie, gdybyś przedstawił się jako tytułowany książę, niźli faktycznemu władyce.
        Nie kłamał. Nie miał w zwyczaju kłamać. Zawsze mówił to, co myślał, co już nieraz wpędziło go w niemałe kłopoty. Nie miał przynajmniej wyrzutów sumienia, że czegoś nie powiedział. I niczego nie żałował, choć dopiero miało się okazać, czy aby nie porwał się z motyką na słońce, zawierzając Dżarielowi.
        Skinął głową, zgadzając się z nim. Faktycznie, lepiej by było, żeby złotowłosy zniknął z widoku jak najszybciej. Nuka nie zamierzał stracić jedynego rzetelnego informatora. Nadal jednak nie czuł się swobodnie, gdy spoglądał Dżarielowi w oczy. Biło z nich wyjątkowe opanowanie, ale Eskerowi wydawało się ono ciszą przed burzą; nie chciał mącić, dlatego skrupulatnie unikał kontaktu wzrokowego. W ogóle nie przepadał za wślepianiem się w rozmówcę. To było dla niego bardzo niezręczne. Prawdopodobnie to kwestia tego, że Nuka był z reguły skromnym człowiekiem, czasem wręcz nieśmiałym w stosunku do innych. Nie przepadał za przechwalaniem się, a już na pewno miał trudności z przyjmowaniem komplementów. Starał się grać pewnego siebie i twardo stąpającego po ziemi mężczyznę, gdy tak naprawdę miał ochotę odciąć się od wszystkiego, usiąść gdzieś w krzakach i przesiedzieć w nich cały rok, aż zatęskniłby za kontaktem z człowiekiem. W tej chwili czuł coś bardzo podobnego. Próbował się zmusić do spojrzenia Dżarielowi w oczy, lecz jego wzrok mimo to lądował gdzieś na czole złotowłosego. Nie potrafił. Zrezygnował więc, przenosząc spojrzenie na biegnącego w ich kierunku srokatego konia. Odsunął się kilka kroków, by dać im więcej miejsca na czułości, przy okazji minimalizując ryzyko przypadkowego nadepnięcia na swoją stopę. Zwierzę było pokaźnych rozmiarów i zapewne ważyło niemało, więc, wyliczywszy w pamięci szanse na zmiażdżenie kości, wyszło Nuce, że były one dosyć spore. Lubił swoje stopy, nie chciał ich stracić.
        Przytaknął po chwili na propozycję Dżariela.
        - Znam doskonałe miejsce, gdzie niebo nie zwali nam się na głowy – odparł z odrobinką nutki entuzjazmu w głosie.

        Idąc głównym traktem na południowy wschód od Zielonej Miedzy, dosłownie po kilkunastu minutach niespiesznego spaceru można było dotrzeć do widowiskowej gospody „Stopa wieloryba”. Nuka już dawno przestał zadawać cisnące się na usta pytanie: „Czy wieloryby mają stopy?”, bo wiedział, że nie mają, a z właścicielem przybytku, czy kimkolwiek, kto wymyślił tak chwytliwą nazwę, nie było sensu się kłócić. Swego czasu próbował, ale ktoś wyłożył mu całą teorię na temat tego, że wieloryby jednak posiadają stopy i jest to udowodnione naukowo. Co za niedorzeczność…
        „Stopa Wieloryba” została zbudowana na kształt tytułowego zwierzęcia, z wejściem znajdującym się w imponująco przedstawionej, rozdziawionej paszczy giganta. Nikt z przyjezdnych nie spodziewałby się tak wyróżniającej się oberży, niewinnie stojącej przy głównej drodze. Była ona istną atrakcją turystyczną w tym rejonie, a mało kto o niej wiedział, o dziwo. Nuka od czasu do czasu lubił w niej przesiadywać – przywracała miłe wspomnienia z dzieciństwa, gdy wraz z rodziną wypływali w morze na większy połów. Jak się można było łatwo domyślić, specjałem gospody były ryby. Przyrządzane na sto różnych sposobów, przywożone ze wszystkich zakątków Alaranii. I piwo mieli dobre, nie jakieś tam portowe szczyny – z tutejszego zboża, z dodatkiem aromatycznych ziółek.
        Zdołali zdążyć przed burzą, ale nie minęło kilka minut, gdy i tutaj zaczęło kropić. Nuce deszcz nie przeszkadzał w podróży, ale już w poważnej rozmowie, od której zależały losy całego wybrzeża, owszem. Odprowadził kasztanka do stajni, rozsiodłał i kazał go nakarmić. Spisało się konisko niebanalnie. Odetchnął głębiej, prostując delikatnie koszulę.
        - Mam nadzieję rozwiązać nasz problem przy smażonym dorszu i kuflu porządnego piwa – rzekł, kierując się ku błękitnym drzwiom gospody.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        - Ja zaś nic wam nie zarzucam - odparł uprzejmym tonem Dżariel. - Wolałem jednak zawczasu wyjaśnić tę kwestię, skoro przedstawiłem się jako wysłannik królowej… Ale dziękuję za komplement - dodał, bo stwierdzenie, że miał w sobie coś z władcy brzmiało raczej jak komplement niż obelga. Jak wielkie znaczenie miała intonacja: gdyby Esker wypowiedział to zdanie trochę innym tonem, Laki mógłby poczuć, że uznano go za nadętego bufona, a tak miał wrażenie, że dostrzeżono raczej te dobre jego cechy. Jakiekolwiek one nie były - czy o sam wygląd, czy również o charakter, który do tej pory zaprezentował.
        Tego jak rycerz unikał konfrontacji wzrokowej, anioł póki co nie dostrzegł - wokół było zbyt wiele bodźców, by odnotował takie subtelności. Zwłaszcza, że sam za szczególnie nie dążył do tego typu kontaktu - wystarczyły mu słowa, świadomość tego, że druga osoba słyszy i słucha. To że wzrok Nuki uciekał gdzieś na boki można było przypisać wielu czynnikom, chociażby temu, że wiatr się wzmagał i wszystko wokół fruwało, rozpraszając uwagę. Dżari miał zresztą podobny problem - nieustannie walczył z wpadającymi do oczu pasmami włosów. Rano jeszcze nic nie zwiastowało załamania pogody i gdy szykował się do drogi, nie zaplótł sobie warkocza - teraz płacił frycowe za tę chwilę pobłażania dla samego siebie. Cena nie była jednak wysoka - gdy całe życie ma się długie włosy, do wielu związanych z tym niedogodności można się przyzwyczaić.
        - Prowadźcie więc - przytaknął gorliwie Eskerowi, gdy ten zapewnił o tym, że gdzieś w pobliżu było gdzie się zatrzymać i chociaż przeczekać burzę. Trudny do przeoczenia entuzjazm rycerza był jednak trochę zastanawiający: co też mogło go radować?

        W drodze Dżariel nie zagajał żadnej rozmowy - za mocno wiało, a zawodzący wiatr wpychał słowa z powrotem do ust wypowiadającej je osoby, nie było więc sensu kłapać bez sensu jadaczką. Esker być może był podobnego zdania, gdyż i on po prostu szedł przed siebie raźnym, żołnierskim krokiem. Anioł przyglądał mu się ukradkiem, jakby próbował ocenić z kim ma do czynienia, dostrzec coś, co wcześniej być może mu umknęło. Choć szlachetności nie można było mu odmówić chociażby przez jego zachowanie, Laki był skłonny przypuszczać, że nie ma do czynienia z przedstawicielem starego arystokratycznego rodu. Jego dłonie wyglądały jak dłonie mężczyzny nawykłego do pracy fizycznej, sylwetkę miał krzepką i raczej surową jak człowiek, który wyrobił ją sobie całokształtem swojego stylu życia, a nie precyzyjnie dobranymi ćwiczeniami pod okiem instruktorów. Te cechy wzbudzały jednak w Dżarielu szacunek - lubił tych, którzy z niejednego pieca chleb jedli i potrafili oceniać świat nie tylko przez pryzmat kryształowej bańki, w której całe życie tkliwi. Nie miał żadnej pewności, że Nuka był taką osobą, ale wiele na to wskazywało.
        Przed karczmą Laki zatrzymał się wyraźnie zszokowany - bryła budynku robiła wrażenie, tak samo zresztą jak nazwa. Widać było, że na końcu języka miał pytanie czy wieloryby miały stopy.
        - No dobrze, nie wnikam - mruknął w końcu, kapitulując nim w ogóle podjął dyskusję. - Ogarnę tylko Srokę…
        Tak, wierzchowiec Dżariela choć był wałachem, nosił imię przywodzące na myśl klacz. Nikomu jednak to nie przeszkadzało, a Sroka wychodził z założenia, że “imię jak imię”. Oczywiście, że Laki go o to zapytał…
        Po zajęciu się koniem, anioł wkroczył z Nuką do karczmy. Przytaknął jego propozycji zamówienia jakiejś kolacji, zdejmując z głowy kaptur i robiąc porządek ze swoimi włosami.
        - Pierwsza kolejka na mój koszt, za pomoc z miejscowymi - zaproponował. Nieważne, że Nuka pewnie miał pieniądze by za siebie zapłacić, to nie o to chodziło: liczył się gest wdzięczności. Anioł nawet nie brał pod uwagę, by Esker chciał protestować. Zostawił swoje rzeczy przy stoliku, który zajęli i poszedł do baru, aby złożyć zamówienie. Wcześniej jednak jego droga przecięła się z drogą dziarskiej kelnerki, która bardzo szybkim krokiem zmierzała w tym samym kierunku, a gdy prawie na siebie wpadli, spojrzała na anioła z profesjonalnym uśmiechem i bardzo ogólnym pytaniem “Czegoś panu trzeba?”.
        - Dwa piwa i dwie porcje dorsza do tamtego stolika, dziękuję - odpowiedział jej Dżariel, kciukiem wskazując miejsce, gdzie czekał na niego Esker. Dziewczyna spojrzała w tamtym kierunku, a na widok rycerza uśmiechnęła się promiennie. ”Znajoma czy zauroczona?”, zainteresował się przez moment Laki.
        - Zaraz przyniosę - zapewniła dziewczyna i już jej nie było, a Dżariel pozostawiony tak sam sobie po prostu wrócił do Nuki. Zdjął z ramion płaszcz i zasiadł, podwijając rękawy do łokci. Na jego lewym nadgarstku zawiązana była błękitna tasiemka, zupełnie nie pasująca do reszty jego bardzo praktycznych ubrań.
        - Nie wiem od czego zacząć - mruknął szczerze anioł. - Od samego początku w Arrantalis, czy od tego ataku teraz… Co wiecie o tej zarazie?
        Dżariel mówił cicho, jakby nie chciał, by słyszano go przy stolikach wokół.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Chciał już wyrazić sprzeciw odnośnie pomysłowi, jakoby Dżariel miałby płacić. Zatrzymał się, spojrzał na niego z politowaniem, lecz po chwili zreflektował się, dochodząc do wniosku, że w sumie złotowłosy raczej nie pochwaliłby odmowy. Wzruszył więc ramionami i pozostawił tę kwestię bez komentarza.
        Rozejrzał się z nostalgią po wnętrzu gospody, po której rozchodził się słodki dźwięk fletu wymieszanego z lutnią. Robiąc jeszcze w patrolu, zwykł brać poranne zmiany, by wieczorami móc swobodnie wypić piwo z kolegami po fachu. „Stopę wieloryba” polecił mu niegdyś jego świętej pamięci dowódca. Mimo że Nuce nie było do gospody po drodze, chętnie zbaczał z wyznaczonej trasy. W zachwyt wprawiało go niemal wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Od sklepienia w kształcie kopuły, w której tkwił okrągły otwór, jak te, które wieloryby rzeczywiście miały na głowach, przez okrągłe okna, po iście morski wystrój. Z belek pod sufitem zwisały rybackie sieci, na ścianach dostrzec można było koła sterowe wszelkich kształtów i rozmiarów oraz obrazy z morskimi motywami. Całe wnętrze okraszone było bielą i błękitem, a gdzieniegdzie prześwitywały dodatki w kolorze piasku. W podłogę wtopione były ogromne, perłowobiałe muszle i kolorowe kamienie o gładkich krawędziach. Za czasów jego pierwszych wizyt zajętych było jedynie kilka stolików, teraz ledwie zdołali znaleźć jakiś wolny. Klienteli wyraźnie przybyło w ciągu tych dziesięciu lat. I dobrze, takie miejsca zasługiwały na posłuch. W gospodzie panował duży ruch, zgiełk, hałas. Ludzie pili, rozmawiali, śpiewali, śmiali się i spali. W powietrzu unosił się zapach potu i alkoholu, ale dało się wyczuć również subtelną nutkę soli morskiej, ku zdziwieniu co bardziej wrażliwych. Nuka uśmiechnął się pod nosem, miło wspominając dawne czasy.
        Zdjął kuszę z pleców i oparł ją o nogę ławy. Usiadł przy stoliku, wciąż podziwiając kunszt artystyczny tego niepozornego miejsca. Gdy Dżariel ruszył ku szynkowi, Nuka odprowadził go uważnym wzrokiem. Mężczyzna nie wydawał się stwarzać wielkiego zagrożenia, lecz on nie mógł pozbyć się obrazu oczu złotowłosego ze swojej głowy. Jak dwa mętne jeziora, w których odbijały się co jakiś czas światła błyskawic. Wstrząsnął nim mimowolny dreszcz, potrząsnął głową, wyrywając się z chwilowej hipnozy. Wtem przyuważył znajomą twarz młodej dziewczyny. Dotknął swobodnie dwoma palcami czoła w geście powitania, a ta uśmiechnęła się, zarumieniła i zniknęła w tłumie. Po chwili przysiadł się do niego Dżariel. Nie uszła uwadze Nuki wstążka na nadgarstku mężczyzny, tak nietypowo wyglądająca w zestawieniu z resztą odzienia. Mógłby śmiało stwierdzić nawet, że aż nie pasowała. Albo to kwestia gustu, albo wstążka znaczyła więcej dla Dżariela niż Nuka przypuszczał. Niektórzy w ten sposób oddawali komuś hołd, pamiętali. Zwykłą ozdobą nie była, tego Esker był pewien. Korciło go, by wypytać towarzysza o ten szczegół, stwierdził jednakże, że nie byłoby to w tym momencie na miejscu. Zbyt słabo się znali. Może później.
        Położył łokcie na stole i nachylił się z lekka ku rozmówcy, bo ledwo słyszał jego konspiracyjny szept wśród karczemnego harmidru. Wytężył słuch, a gdy dosłyszał pytanie, odchrząknął, by pozbyć się chrypki.
        - Niewiele – odparł zdawkowo. – Wieści dotarły do mnie kilka dni temu, gdy siedziałem w Katimie. I nie zostały mi one szczegółowo przedstawione. – Sięgnął do torby, po czym wyjął z niej pognieciony list od króla Artura. Ktoś obeznany z savoir-vivre zapewne zganiałby go za brak szacunku dla państwowego dokumentu. On miał to gdzieś, to nadal był tylko kawałek papieru. – Nie było mnie w okolicy na tyle długo, by nie mieć konkretnego rozeznania w tej sprawie. Po prostu mnie tu wezwano, mówiąc tylko co mam zrobić. – Westchnął i zaraz musiał się odsunąć, by nie dostać w głowę talerzem z rybą. Znajoma dziewczyna wyraźnie unikała jego spojrzenia, choć nie potrafiła powstrzymać się przed mało dyskretnym zerkaniem na niego co jakiś czas. Gdy postawiła już wszystko, co zamówili, na obdrapanym blacie stołu, stanęła nad nimi, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Pocierała nerwowo dłonie, wpatrując się w Nukę jakby był jej objawieniem. On uśmiechnął się do niej serdecznie, co spowodowało, że dziewczyna zrobiła się czerwona jak dojrzały pomidor. Nuka rzucił rozbawione spojrzenie towarzyszowi, po czym zagaił do dziewczęcia:
        - Masz na imię Manuki, prawda? – spytał, a w odpowiedzi otrzymał jedynie delikatne skinięcie jasnowłosą główką. – Nie wiem, czy mnie pamiętasz…
        - Pamiętam – wtrąciła natychmiast, czerwieniejąc się jeszcze bardziej, jeśli to było w ogóle możliwe.
        - W takim razie miło mi, że mnie zapamiętałaś.
        - Czy… - wyrwała się z zadaniem krępującego pytania, ale zaraz cofnęła się o krok speszona. Nuka jej nie poganiał, nie chciał peszyć jej jeszcze bardziej. W końcu zebrała się w sobie i dokończyła: - Niedługo kończę pracę, czy zechciałby pan… Czy miałby pan ochotę na spotkanie?
        Nuce nagle smutno się zrobiło. Biedne dziewczę, nie wiedziała, że zaraz jej serce zostanie złamane... Chwycił jej drobne, zapracowane dłonie w swoje, tworząc tym samym uroczy kontrast. Westchnął ciężko, gdy oczy Manuki rozszerzyły się do wielkości spodków.
        - Moja droga, proszę cię o wybaczenie. Moje serce należy do innej kobiety. Mam szczerą nadzieję, że niegdyś i do ciebie będzie czyjeś należało.
        Dziewczyna, ku ogromnemu zdziwieniu Nuki, uśmiechnęła się delikatnie. Dotknęła jego policzka szczuplutką dłonią i nachyliła się ku niemu.
        - Nic się nie stało. Oby ten ktoś był tak szlachetny jak pan.
        Posłała jeszcze jeden uśmiech Nuce i Dżarielowi, po czym pocałowała Eskera w czoło, odwróciła się i ponownie zanurzyła się w gęstwinie ludu. Nuka zamrugał kilkakrotnie, starając się obudzić z szoku. Spojrzał na Dżariela z niemałym zdziwieniem.
        - No, coś takiego – rzekł spokojnie, chwytając za sztućce. – Nie spodziewałem się takiej reakcji.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Idąc do baru Dżariel pozwolił sobie na rozejrzenie się po karczmie. Było to miejsce równie niezwykłe w środku, co i z zewnątrz, aż przez moment zaczął się zastanawiać czy nie jest to jakieś ekskluzywne miejsce dla elit i nie został tu wpuszczony tylko dzięki temu, że był z Nuką Eskerem. Szybko uznał tę myśl za niedorzeczną: w środku było zbyt wielu gości, aby można było ich uznać za selekcjonowanych.

        Gdy rycerz nachylił się konspiracyjnie do anioła, ten zrozumiał, że mówi jednak trochę za cicho jak na panujący wokół radosny gwar. Trochę podniósł ton rozmowy, zaraz jednak oddał głos Nuce. Ten niestety nie miał za wiele do powiedzenia, choć wyciągnięta przez niego wiadomość żywo zainteresowała Dżariela - liczył po cicho na to, że w niej znajdzie się jakaś informacja, która być może dla Eskera wyglądała na nieistotną, ale pomoże jemu. Nie by zamierzał działać za plecami rozmówcy, ale po prostu miał więcej elementów układanki…
        Nadejście kelnerki na moment przerwało ich rozmowę. Dżariel tak samo jak Nuka odchylił się, by ułatwić dziewczynie pracę, po czym przysunął się do stołu. W swej naiwności nie dostrzegł od razu sceny, jaka się przed nim rozgrywała i przegapił tę wielce wymowną wymianę spojrzeń między nimi. Później zaś zrobiło mu się trochę głupio: chyba nie powinien być świadkiem takiej próby wyznawania uczuć. Jak jednak miał nie słuchać, skoro siedział na wyciągnięcie ręki od osób dramatu? Desperacko szukając dla siebie jakiegoś zajęcia, dzięki któremu nie gapiłby się bezczelnie na Nukę i Manuki, sięgnął w końcu po list, który pokazał mu rycerz, mrucząc pod nosem na odczepnego “mogę…”. Przeczytał treść, zwracając uwagę na to jak swobodnym tonem była napisana - Esker naprawdę musiał być blisko z królem, skoro pozwalali sobie na takie poufałości. Dżariel zastanawiał się przez moment czy to dobrze czy źle, że trafił na kogoś takiego.
        Zaraz po odejściu Manuki anioł zerknął za nią kontrolnie, po czym oddał Nuce jego list, uśmiechając się doń przepraszająco. Nie odezwał się słowem na temat sceny, której był świadkiem mimo woli, choć zachowanie rycerza mu się spodobało: nie robił dziewczynie nadziei, szczerze przedstawił swoją sytuację i dbał o to, aby nie urazić jej uczuć. Prawdziwy rycerz. Ciekawe kim była jego wybranka… Anioł odruchowo zerknął czy Nuka nie nosił obrączki, lecz jej nie dostrzegł, to jednak nie musiało nic znaczyć. Głupio jednak pytać.
        - Dobrze ją potraktowałeś - przyznał jednak, gdy rycerz rzucił swój komentarz na temat odrzuconych zalotów kelnerki. Było słychać, że anioł docenił ten gest.
        Dżari chwilę milczał, stukając paznokciami w kufel z piwem - widać było, że nad czymś się głęboko zamyślił. W końcu odetchnął głębiej i zaczął mówić.
        - Cały czas mówi się, że te pola zostały podpalone, a o tym kto to uczynił mówi się “podpalacz” - zauważył, wracając do przerwanej rozmowy o zniszczonych plonach. - Ale to nie do końca prawda. Tych pól nie zniszczył ogień, jego wszak widać z daleka i nie jest tak łatwy do opanowania, by zniszczył tylko uprawy, a nie wszystko wkoło. A wystarczyło spojrzeć choćby na polu, gdzie się spotkaliśmy: trawa przy drodze była nietknięta. To magia, magia zła i chaosu. Sieje zniszczenie w miejscach precyzyjnie wskazanych przez maga, dlatego nic wokół nie jest strawione… To samo działo się w Arrantalis - trochę zmienił temat, od aspektu technicznego przechodząc do tego jak potoczyła się ta historia z jego perspektywy. - Tam gdy pola zaczęły umierać, na miejsce zaraz udała się królowa ze swoją świtą. Ona sama włada magią i ma też wielu magów na swoim dworze, którzy pomogli rozwikłać tę zagadkę tak naprawdę dość szybko, lecz niestety nie dość, by schwytać sprawcę: ten uciekł na kontynent. W pogoń za nim ruszyło wielu śmiałków, gdyż królowa obiecała sporą nagrodę za schwytanie tego maga, lecz chyba teraz tylko ja kontynuuję pogoń: dawno nie spotkałem nikogo innego z moich, powiedzmy, “rywali”. Wygląda na to, że w międzyczasie ten mag nigdzie się nie zatrzymywał: zakładam, że to po części przez to, że czuł nasz oddech na plecach, a po części też przez to, że dopiero teraz zbliżają się żniwa, więc zniszczenia będą najdotkliwsze. Wszystko wskazuje na to, że to diabeł. Musi ukrywać się pod ludzką postacią, bo w przeciwnym razie zaraz rzucałby się w oczy, ale to nie jest dla mnie przeszkodą, poznam go zapewne po aurze. Niewielu piekielnych chodzi po tej Łusce, więc szanse na trafienie są spore - zauważył uśmiechając się krzywo, zaraz jednak wrócił do meritum sprawy. - Trop mam świeży, zauważyłem też pewną prawidłowość w tym jak działa ten mag. Wszystko wskazuje na to, że to rytualista, potrzebuje sporo czasu aby rzucić swoje zaklęcie, dlatego nie działa każdej nocy, a co drugą: dzisiaj jest ta, jak to nazywam, “spoczynkowa”. Jutro zniszczy kolejne pole. Pół dnia pieszej wędrówki od poprzedniego, cały czas przesuwając się na zachód… Podejrzewam, że jeśli spróbować zastawić na niego zasadzkę, może się przyczaić i zniknąć na jakiś czas, dlatego nie chciałbym angażować w to większych sił. Jedna, dwie osoby, są bardziej mobilne i mogą ruszyć w pościg w każdej chwili, zaskoczyć go. Raczej nie będzie miał wsparcia, bo nigdy nie słyszałem by poruszał się w grupie. Nie powinno się go jednak lekceważyć, wiadomo, to mag. I diabeł - dodał kwaśno, bo jako anioł miał tym większą animozję do tej rasy.
        Dżariel spojrzał na Nukę czujnym, przeszywającym wzrokiem. Tylko chwilę wahał się, czy złożyć mu pewną propozycję.
        - Zgodzicie się, byśmy połączyli siły w szukaniu tego maga? - zapytał bez owijania w bawełnę.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Podziękował Dżarielowi za doceniony gest skinięciem głowy, wskazując na niego widelcem i jednocześnie przeżuwając. Było to nazbyt wymowne, tak że słowa były zbędne. Przyglądał się z zaciekawieniem zamyślonemu towarzyszowi, cały czas ruszając szczęką. Popił, nie spuszczając wzroku z jego dłoni, której palce uderzały o wyszczerbiony kufel. Nie trzeba było być wybitnym geniuszem, by domyślić się, że mężczyzna intensywnie się nad czymś zastanawiał. Nuce tyle wystarczyło, by dojść do takiego wniosku – zresztą słusznego, bo po chwili Dżariel kontynuował wcześniej zaczętą myśl. Esker pochłaniał dorsza w ciszy, spijając każde słowo z ust Dżariela. Bardzo chciał wiedzieć więcej o tej dziwnej sprawie, gdyż rzeczywiście pojęcia miał o niej tyle, co tamci chłopi, którzy chcieli nabić złotowłosego na widły. Przełknął głośno wszystko, co właśnie przeżuwał, i zastygł na ułamek sekundy, gdy usłyszał o magii. O magii używanej do złych celów. Odchrząknął, by nie dać po sobie poznać, że przejął się tym faktem bardziej niż powinien. Jedyną rzeczą, której nie lubił bardziej od polityki była magia. A kiedy dodać do tego jeszcze słowa „zło” i „chaos”, to już z pewnością nie wróżyło to nic przyjemnego. Z tego, co opowiadał Dżariel wywnioskował, że trwało to o wiele dłużej, niż król przypuszczał. Szlag by to; a miał nadzieję załatwić to szybko. Trudno, trzeba będzie się z tym zmierzyć zatem.
        Nie był zadowolony z tego, że będzie musiał biegać po krzakach za jakimś niewyżytym czarcim pomiotem. Wystarczyłoby mu po prostu bieganie po krzakach, obyłby się bez dodatkowych atrakcji. Dżariel jednakże wydawał się pewny swoich możliwości, poza tym o potencjalnym wrogu wiedział bez wątpienia o wiele więcej od Nuki, który w sprawach magicznych okazywał się pierwszorzędnym laikiem. Jedyną magią, jaką tolerował, była jego własna, pozwalająca na szybsze zasklepianie się ran. Tyle w temacie. Domyślał się, że Dżariel mógł posiadać o wiele potężniejszą siłę, niż jego własna. Nie miał zamiaru wtrącać się między niego a jego ofiarę. Plaga jednakże dotykała również państwa Eskera, więc było także w jego gestii, by pozbyć się czarta raz na zawsze. Dlatego też skinął głową, gdy towarzysz zadał pytanie.
        - Zgodzimy – odparł bez chwili zwłoki. Nie miał czasu ani ochoty bawić się w podchody. Jak konkrety, to konkrety. Oczywiście nie raczył spojrzeć Dżarielowi w oczy. – Mam nawet podejrzenia, co może być jego kolejnym celem. Lub raczej, gdzie jego kolejny cel może się znajdować. Kilkanaście mil od Zielonej Miedzy stoi spore gospodarstwo, którego właściciele utrzymują się z uprawy pszenicy i jęczmienia, a są to niezwykle urodzajne ziemie. Część z ich plonów trafia do miasta, część do okolicznych młynów. Nie dość, że są cenne, to na dodatek stanowią przynajmniej jedną dziesiątą tego, co ludzie zostawiają na zimę. A to nie jest mało. To gospodarstwo będzie idealnym celem dla naszego diabła.
        Zasępił się nad kawałkiem ryby. Choć tego nie okazywał, miał spore obawy przed ruszeniem w pościg. Znał kilka sposobów na unieszkodliwianie magów, ale nigdy dotąd nie spotkał się z żadnym przedstawicielem sił wcielonego zła tego świata. To mogło nieco frustrować. Naprawdę nie podobała mu się zaistniała sytuacja. Miał nadzieję, że dopadną diabła, gdy ten będzie smacznie spał sobie pod drzewkiem, ze słomianym kapeluszem nasuniętym na twarz, uważając, by słońce go za mocno nie przyprażyło. Psia jego mać!, zaklął w myślach Esker, wbijając ze złością widelec w łeb dorsza. Ryba niczym nie zawiniła, ale on nie miał jak wyładować swoich frustracji, a wbicie widelca w dłoń towarzysza nie było najlepszym sposobem na zaczęcie znajomości. Zwłaszcza, że towarzysz okazał się być całkiem porządnym człowiekiem.
        Nuka rozluźnił się dopiero wraz z trzecim kuflem piwa, który już on sponsorował z całą świadomością, że może pozwolić sobie na jeden wieczór rozpusty alkoholowej. A i tak ze względu na pewne jego cechy, alkohol wchłaniał się w jego organizmie o wiele wolniej, niż u przeciętnego zjadacza chleba. Omiótł wzrokiem izbę, wsłuchując się w piękną balladę, której słowa znał co do linijki. Aż sam zaczął śpiewać ją pod nosem.

Żegnaj, ukochana
Wkrótce będziemy razem
Spoczywam z aniołami
Zaprowadzą mnie do ciebie.

Spokojnie, ukochana
Wkrótce się zobaczymy
Spotkamy się w niebiosach
Zaczekam na ciebie.

Dobranoc, ukochana
Uspokój zmartwione serce
Zachowaj mnie w modlitwach
Nic nas nie rozdzieli.

Uważaj, moja słodka
Nigdy nie będziesz samotna
Patrzę z niebios
By uchronić cię od ran


        Jednym spojrzeniem wychwycił spośród tłumu Manuki. Przeprosił Dżariela, wstał od stołu, po czym niezachwianym, dziarskim krokiem ruszył w kierunku dziewczyny. Miał szczerą chęć wynagrodzić jej złamane serce, więc poprosił ją do tańca. Ona, z lekka zdezorientowana, chwyciła jego dłoń, po czym oboje, wstąpiwszy na parkiet, dali się ponieść miłosnej piosence. Nuka momentalnie zatęsknił za swoją ukochaną. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakowało. Zamknął oczy, opierając policzek na głowie przytulonej do niego dziewczyny. Naprawdę życzył jej jak najlepiej.
        Gdy bard zakończył swój występ, Nuka podziękował ślicznie dziewczynie za taniec, za co dostał buziaka w policzek i ładny uśmiech na pożegnanie. Wrócił do stolika wyraźnie bardziej zrelaksowany, bardziej swobodny. Zerknął na kuszę, chcąc sprawdzić, czy nadal była na swoim miejscu, po czym zwrócił się miłym tonem do Dżariela:
        - Wyruszymy, gdy przejdzie największa zawierucha. – Zamyślił się na chwilę, a następnie zapytał zawadiacko: - Grywasz w karty?
Ostatnio edytowane przez Nuka 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Zachęcony przez rycerza Dżariel zabrał się za jedzenie z werwą - dawno nie miał niczego w ustach. Nie by głodował podczas swojej wędrówki, bo nie była to pielgrzymka pokutna, ale gdy złapał trop jadał byle co, a porządne posiłki urządzał sobie z rzadka. I być może to właśnie głód był doskonałą przyprawą do jedzonego dorsza, a może ryba była po prostu świeża i świetnie zrobiona, bo smakowało wybornie. Dżariel nie rozwodził się nad nią - zamruczał tylko z ukontentowaniem i samo zaangażowanie z jakim jadł świadczyło o tym jak mu smakowało. Przerwał na czas wyjaśniania sprawy ze ściganym Piekielnym, a później wrócił do posiłku, dając Eskerowi czas na przetrawienie zasłyszanych informacji. Widział, że generalnie rycerz nie był zachwycony usłyszanymi wieściami, ale nie wyłapał żadnych subtelnych - tego, co Nukę uwierało bardziej, a co mniej. Najważniejsze było po prostu to, że przystał na propozycję wspólnego polowania na diabła. I bez niego Dżari ruszyłby w dalszy pościg, ale wsparcie było budujące. Esker już wykazał swoją przydatność, a jeszcze na pewno nieraz okaże się potrzebny, nie wspominając już o tym, że znał te okolice znacznie lepiej od anioła i sam był tu o wiele lepiej znany, co mogło zadziałać na ich korzyść - choćby tak jak niedawno w sytuacji z wściekłymi chłopami.
        - Masz rację - przytaknął Dżariel, gdy Nuka podzielił się z nim swoimi przypuszczeniami co do kolejnego celu ataku piekielnego. - To by pasowało do jego sposobu działania… Dobrze byłoby udać się tam jak najszybciej i ostrzec gospodarzy… Oczywiście gdyby w panice zaczęli zbierać zboże mogłoby to nam pokrzyżować plany, ale może będą mogli zabezpieczyć się w inny sposób… Sam zresztą wolałbym go złapać nim zniszczy całe pole - z tego co wiem jego zaraza się rozprzestrzenia, więc nie wszystko musi zostać zniszczone od razu.
        Obaj zamyślili się nad swoimi porcjami ryby. Dżariel obmyślał dalsze posunięcia, a Nuka przetrawiał sytuację od samych podstaw - miał nad czym myśleć. Anioł spoglądał na niego kontrolnie co jakiś czas, jakby oczekiwał kolejnych pytań, te jednak póki co nie padały, a on nie był osobą, która musiała zapełnić ciszę, aby czuć się dobrze. No chyba, że chodziło o muzykę - tę zawsze witał z radością i gdy usłyszał płynącą z parkietu melodię zerknął w tamtą stronę z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. Jednym uchem, dyskretnie zerkając, słuchał też śpiewu Nuki. Słyszał, że nie miał on wykształcenia muzycznego, ale i tak… Sama barwa jego głosu była przyjemna dla ucha. Laki również nabrał ochoty, aby śpiewać, ale on nie lubił robić tego przy takim tłumie. Może później, w nocy, gdy wszyscy będą spali…
        Dżariel delikatnym ruchem dłoni zapewnił, że Nuka ma się nie krępować i iść, bo on urażony nie będzie za to, że ten zostawi go przy stoliku. Z brodą wspartą na dłoni obserwował odchodzącego rycerza, uśmiechnął się nikle, gdy dostrzegł, że ten poszedł poprosić do tańca Manuki. Miał przez chwilę wątpliwości co do jego intencji - w końcu jeszcze aż tak dobrze się nie znali. W głębi ducha nie chciał jednak, aby Esker okazał się być jednym z tych, którzy po piwie zapominają o niektórych swoich zasadach i o danym słowie. Z tego względu obserwował tańczącą parę… I doszedł do wniosku, że niepotrzebnie się martwił. Choć ich taniec nie był niezobowiązującym przytupańcem, Nuka zachowywał się przyzwoicie. Jak brat albo po prostu zwykły znajomy. Gdy Dżariel na nich patrzył, pomyślał o Delii. Nie by wcześniej o niej nie myślał, bo od opuszczenia Arrantalis nie było dnia, by jej nie wspominał, ale teraz nostalgia była wyjątkowo silna - potęgowała ją zwłaszcza miłosna piosenka, którą grali muzycy. Jednocześnie w jego głowie pojawiła się blada myśl, że takie słowa mógłby do niego kierować… Avra. O na Prasmoka, jak Dżarielowi go brakowało. Minęło prawie dwadzieścia lat, a on nadal nie potrafił pogodzić się z utratą tak bliskiego przyjaciela.
        Pogrążony w myślach Laki nie od razu spostrzegł, że utwór dobiegł końca, a Nuka zmierza z powrotem do stolika. Dostrzegł go dopiero gdy siadał, a wtedy spojrzał na niego z lekkim zażenowaniem. Zwrócił jednak uwagę na to jak dobry humor miał teraz rycerz - może nie promieniał, ale na pewno czuł się lepiej.
        - Jestem gotowy do drogi w każdej chwili - zgodził się anioł na propozycję wyruszenia gdy tylko minie burza. Przez chwilę korciło go, by skorzystać z możliwości przespania się w karczmie, w końcu w normalnym łóżku, bo przez ostatnie kilka dni był nieustannie w drodze, ale z drugiej strony perspektywa, że być może wkrótce uda mu się dopaść tego Piekielnego i wrócić do Arrantalis była zbyt kusząca.
        Dżariel nagle spojrzał z zaskoczeniem na Nukę.
        - W sumie… Szczerze to nigdy nie próbowałem - przyznał szczerze, może z lekkim skrępowaniem, bo jednak pewnie nikt by się nie spodziewał, że wędrowny wojownik nie uprawia hazardu.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Skinął z entuzjazmem na odpowiedź Dżariela i zamówił im jeszcze po piwie, bo wieczór właśnie począł stawać się wyjątkowo interesujący. Muzyka nabrała tempa, atmosfera zgęstniała, gdy ludzie wyszli na parkiet, by kręcić piruety. A on wyjął z torby już mocno naznaczoną zębem czasu talię kart, która nosiła na sobie również ślady pogryzień. Dlaczego na kartach były ślady kłów? Ahné miała kota. Te trzy słowa obrazowały sytuację lepiej niż opowieści niejednego bajkopisarza. Ile Nuka musiał się użerać z tym futrzakiem, to już jego, ale mimo wszystko lubił rudzielca. Miał nadzieję spotkać ich oboje już niedługo. Ale na to jeszcze miał przyjść czas, teraz skupił się, by nauczyć złotowłosego, jak porządnie rozgromić przeciwnika w gwincie. Tak, by już się nie podniósł z popiołów swojej porażki. Zaśmiał się mimowolnie pod nosem, przypominając sobie moment, gdy jeszcze w Arturonie udało mu się przegrać z takim kretesem, że stracił całą wypłatę, którą dopiero dostał. A mógł nie kantować, wyszłoby mu to na lepsze. Nie żałował, śmiesznie było pożyczyć pieniądze na chleb od dowódcy.
        Przetasował skrupulatnie karty, objaśniając ze szczegółami zasady gry. Powstrzymał się od zaproponowania zakładu na pieniądze. Nie byłoby to sprawiedliwe względem Dżariela, a on sam od kilku lat walczył z uzależnieniem od hazardu, bo przepuścił naprawdę astronomiczną sumę pieniędzy, bawiąc się w kanciarza. Miał nadzieję, że towarzysz okaże się godnym przeciwnikiem.
        No, i pluł sobie w brodę później, bo Dżariel za trzecim podejściem rozłożył go na łopatki. Jego wojska po prostu rozdeptały siły Eskera, jakby od niechcenia. Nuka rzucił karty na stół, chwycił wściekłym gestem kufel i dopił to, co w nim zostało, przełykając również przekleństwo. Dobry był, niech go… Nie docenił pojętności ucznia, cholera jasna. W duchu cieszył się, że nie złożył propozycji, która mu po głowie chodziła, bo żałowałby podwójnie. Nuka nie potrafił chować urazy, a wręcz doceniał naturalny talent Dżariela do gry. Wyciągnął więc ku niemu dłoń, gratulując wygranej. Raz jeszcze przypatrzył się mało dyskretnie jego błękitnej opasce. Nuka lubił słuchać historii innych, i chętnie wysłuchałby i tej. Powstrzymał się od zadania pytania. Ciężko było zepchnąć ciekawość na drugi plan. Nie chciał jednakże wymuszać na Dżarielu niczego, czego on sam by nie uznał za dogodne. Nie musiał mu się z niczego zwierzać.
        Schowawszy karty do znoszonej torby, odetchnął głębiej i zerknął w stronę okna. Na zewnątrz się ściemniło, a deszcz bębnił o szyby tak głośno, że nawet muzyka nie umiała tego zagłuszyć. O wyciu wiatru między deskami już nie wspominając.
        - Oby za dnia nie padało – rzucił do towarzysza. – Nie widzi mi się walczyć z Piekielnym w czasie takiej burzy.
        Pogładził z troską swoją kuszę. Kamienie runiczne, które w niej tkwiły zapewniały jej niezbitą ochronę, była nie do zdarcia, a mimo to Nuka nie lubił narażać jej na kaprysy pogody. Kwestia przyzwyczajenia. Zerknął na Dżariela i zastygł w miejscu, jakby nad czymś myślał. A po chwili zwrócił się do towarzysza:
        - Jak rozumiem, miałeś już styczność z podobnymi typkami. Czego można się po takim spodziewać?
        W jego głosie można było dosłyszeć wyraźną nutę niepewności, a wręcz obawy. Prawda była taka, że Nuka nigdy dotąd nie starł się w boju z nikim, kto nie był człowiekiem lub zwierzęciem. Wolał być chociaż psychicznie przygotowany na to, co go czekało.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel wcześniej stronił od gry w karty, co nie znaczyło, że nie chciał się jej nauczyć. Hazard go nie kręcił, ale sama gra wydawała mu się dobrą rozrywką na właśnie tego typu burzowe wieczory. Przysunął się więc z krzesłem, gdy Nuka wyciągnął z torby swoją wysłużoną talię kart. Słuchał zasad, jakby zamierzał wszystko pojąć za pierwszym razem, choć tych było całkiem sporo - nie grali wszak w zwykłą wojnę. Im dalej jednak nauka postępowała, tym częściej Dżariel z podziwem zerkał na Nukę. Odezwał się w końcu, gdy rycerz wyłuszczył wszystkie zasady i tasował karty do pierwszej partyjki.
        - Dobry z ciebie nauczyciel - zauważył. - Sprawdziłbyś się w szkole oficerskiej.
        Nie by Dżariel miał doświadczenie z tego typu jednostkami, bo sam uczył się walki w Niebiosach, a tam system szkolenia wojowników był nieco inny, ale trochę też przeżył lat na terenach Alaranii, by móc szastać takimi opiniami. Zaraz zresztą mieli się przekonać o słuszności komplementów anioła.

        Laki wcale nie udawał, że to było planowane - widać było, że jego zwycięstwa szokowały go jeszcze bardziej, niż rozgromionego Nukę. Co lepsze, anioł nie oszukiwał, jedynie stosował się do rad i zasad, które przedstawił mu rycerz. Nie potrafiłby kantować - gdyby próbował oszukiwać, zaraz byłoby to po nim widać, jak po psie, który zjadł swojemu panu pantofle.
        - Szczęście nowicjusza - skomentował z lekkim skrępowaniem, ale i zadowoleniem, no bo każdemu było miło, gdy wygrywał. Uścisnął wyciągniętą przez Eskera dłoń. - I zasługa dobrego nauczyciela - dodał już znacznie pewniejszym tonem, by trochę ugłaskać wzburzonego przegraną rycerza.
        Uwadze Dżariela nie umknęło to, jak brodacz gapił się na jego wstążkę. Domyślał się, co chodziło mu po głowie, ale nie rozwiał tych wątpliwości - wydawało mu się, że na tym etapie znajomości nie powinien wspominać co łączyło go z królową. Jeszcze pomyśli sobie coś niestosownego… A sama wzmianka o tym, że to podarek od damy jego serca pewnie byłaby niewystarczająco. Może w przyszłości poznają się na tyle, aby móc rozmawiać na tak prywatne tematy.
        Uwagę o pogodzie anioł zbył mruknięciem - to nie był czynnik, który by go powstrzymywał przed walką. Zwłaszcza, gdy stawka była taka wysoka. Rozumiał jednak, że nie każdy był tak zdeterminowany.
        - Miałem - przyznał bez owijania w bawełnę Dżariel. - Niestety można się po nich spodziewać wszystkiego, a już na pewno tego, że będą grali nieczysto. Niestety diabłu nie można wierzyć, gdy się poddaje i odkłada broń, bo może mieć coś jeszcze w rękawie. A nawet jeśli nie jest dość sprytny, by używać takich sztuczek, jest brutalny i zajadły w walce… Rzadko da się doprowadzić do pojmania diabła, z reguły trzeba go zabić, żeby samemu nie zginąć. Zwłaszcza wtedy, gdy walka jest jeden na jeden… Jeśli chodzi o tego konkretnego diabła, spodziewałbym się raczej pierwszego wariantu: będzie korzystał z niecnych sztuczek. Gdyby dążył do walki, już dawno by do niej doszło, w pierwszej kolejności nie uciekłby z Arrantalis. Zresztą, jego znajomość magii świadczy o świadomości i inteligencji wyższej, niż w przypadku większości przedstawicieli tej rasy - generalnie jest to rasa, bez urazy, dość durna. Silni i głupi - podsumował, po czym upił solidny łyk piwa i dopiero po odstawieniu kufla kontynuował. - Mnie nie zależy na pojmaniu go. Wyrok na niego został już wydany, za całe zło, którego się dopuścił nie czeka go nic innego jak śmierć… Zresztą… - W głosie Dżariela nagle pojawiła się wyraźna nuta ostrożności. - To… też kwestia tego, że gdy się z nim zetrę, jedno z nas musi zginąć, żadna ze stron nie odpuści, taki urok naszej rasy. On jest diabłem, a ja… Aniołem. Aniołem Światła, jak moja królowa - dodał, jakby Nuce miało się wydawać, że się przesłyszał. Patrzył mu przy tym z powagą w oczy, by Esker nie miał wątpliwości, że to nie jest żaden blef ani głupi żart.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Nie dał po sobie poznać, że komplementy towarzysza mile połechtały jego skromne ego. A uwaga o szkole oficerskiej szczególnie podbudowała mu nastrój; będąc kapitanem gwardii królewskiej warto było znać swoje możliwości. On starał się nie naciskać swoich ludzi, kierował nimi konkretnie, acz z szacunkiem. To, że miał stołek na wysokim stanowisku, nie znaczyło, że mógł frywolnie pomiatać sobie podwładnymi. On sam niegdyś robił pod dowódcą Carterem i wiedział, że ta robota nie była spacerem po parku. Skinął więc głową w podzięce Dżarielowi. Rad był, gdy inni dostrzegali jego trud i oddanie.

        Słuchał towarzysza w milczeniu, a z każdym jego kolejnym słowem mina coraz bardziej mu rzedła. Miał do czynienia z oszustami i szulerami, ale Piekielni zdawali się być na o wiele wyższym poziomie w robieniu ludzi w konia, niż przypuszczał. Jego światopogląd legł w gruzach, gdy Dżariel wspomniał o ich przebiegłości. Pobladł nieznacznie, przez co jego twarz w świetle dogasającej świecy wyglądała, jakby należała do wampira. Lubił wyzwania, lecz wizja śmierci z ręki diabła nie napawała go łaknieniem przygody. Nie był jednak tchórzem, honor nakazywał mu stanąć po stronie bezbronnych i uciśnionych, choćby miał przypłacić tę postawę życiem. Na to już nie mógł nic poradzić. Czuł potrzebę zmierzenia się z niebezpieczeństwem.
        - Z silnymi głupcami zwykłem tułać się po świecie – skwitował z kwaśnym uśmiechem. – Prawdopodobnie jako jedyny przeżyłem – dodał, zerkając spode łba na Dżariela. Machinalnie dotknął dłonią policzka, na którym widniała krótka blizna – pamiątka po jednym z przydupasów Ralfa. Nuka odpłacił się pięknym za nadobne, wydłubując mu oko, gdy tamten spał, urżnąwszy się w pień. Uniósł kącik ust. Gdyby mógł, nie zawahałby się przed powtórzeniem tego czynu.
        Wyrwał go z zamyślenia głos towarzysza, kontynuującego wypowiedź. Słyszał jego ton, przepełniony goryczą i żądzą zemsty. Ponownie odwrócił wzrok, mając wrażenie, że błyskawice w oczach Dżariela zaraz przebiją jego serce, a jemu już pozostanie tylko dopełnienie resztki żywota. Właśnie takie poczucie wzbudzał w nim ten człowiek. Widział kryjącą się w nim grozę, mimo tego, że nic z zewnątrz za tym nie przemawiało. Widział skrzywdzoną osobę, która za wszelką cenę chciała dopiąć swego, spotkać się ze swoim przeznaczeniem. A, jak wiadomo, ciężko było się z kimś takim spierać. Zabrał łokcie ze stołu i wyprostował się nieco, uważnie przysłuchując się słowom towarzysza, które przybrały bardzo ostrożny ton.
        Zamrugał kilkakrotnie i uniósł pytająco brwi, nie będąc w stanie ruszyć ani jednym mięśniem więcej. W tej chwili to był szczyt jego możliwości. „Aniołem światła” – słowa te dźwięczały mu w uszach jeszcze przez dobre kilka minut, gdy zbaraniały wpatrywał się w Dżariela jak sroka w gnat. To już wiedział, skąd się wziął epitet „anielsko piękny”, bo miał przed sobą żywy tego egzemplarz. Wyglądał iście groteskowo w zastygłej pozycji, z wyrazem głębokiego zdumienia na twarzy i ze wzrokiem tęskniącym za rozumem. Zamrugał ponownie; powoli poczęła mu wracać inteligencja, którą wyraźnie utracił wraz z ostatnimi słowami towarzysza. Podparł głowę na ręce w geście bezsilności, jakby wykonywał go w zwolnionym tempie. Otrząsnął się dopiero, gdy ucichła karczemna muzyka, a dużo czasu minęło, zanim tak się stało. Odchrząknął wymijająco, przybierając mądrzejszy wyraz twarzy.
        - Sądziłem, że anioły mają skrzydła.
        Zganiał się w myślach za te słowa. Mógł sobie darować tak durny komentarz.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel wiedział, że to co mówi nie napawa wcale otuchą, zwłaszcza, że najwyraźniej miał do czynienia ze śmiertelnikiem, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z Piekielnymi. Cóż, nie dziwota - mało kto miał. Nie było ich wcale aż tak wielu, a gdy przebywali między ludźmi woleli się maskować, bo w przeciwnym razie mógłby im grozić lincz. I bohater dupa, kiedy ludu kupa, jak to mówili, dlatego nawet tak silne istoty jak diabły mogły obawiać się wściekłego tłumu.
        - Och… - mruknął Dżariel, przez moment nie wiedząc jak zareagować na uwagę rycerza o silnych głupkach. - W takim razie doświadczenie już masz - uznał lekkim tonem, starając się nadać wszystkiemu formę żartu. - Przypuszczam, że niewiele różnili się od diabłów poza tym, że te są bardziej czerwone.
        Laki nie wiedział o jakich głupich osiłkach konkretnie wspominał Nuka, ale jego ponury wyraz twarzy kazał mu nie drążyć. A w każdym razie jeszcze nie teraz - może kiedyś. Zdawało mu się jednak, że nie miał on na myśli młodych rekrutów, ale typki zdecydowanie gorsze, z marginesu. To, razem z grą w karty, która nie była rozrywką arystokracji oraz z wyglądem Eskera sprawiało, że Laki był coraz bardziej ciekawy jego historii. Nie mogła być typowa.

        Moment zwierzenia się Dżariela z jego rasy był chyba dla obu trudny - anioł jakoś nigdy nie wiedział jak zacząć i widział, że reagowano na niego bardzo różnie, zwłaszcza teraz gdy nie miał skrzydeł. Esker zaś… to bystry mężczyzna, na pewno zorientował się, że to nie będzie zwykła karczemna ploteczka. Przez moment Laki rozważał nawet czy się nie wycofać, ale skoro już zaczął mówić, to nie mógł nagle przerwać - to by tylko podkopało jego wiarygodność. Powiedział więc to do czego zmierzał i niech się dzieje wola nieba.
        Reakcja Nuki zdawała się aniołowi z jednej strony zabawna, a z drugiej trochę niepokojąca - nie wiadomo co po takim szoku mogło mu strzelić do głowy. Czy mógł to powiedzieć jakoś delikatniej? Może powinien być jednak ostrożniejszy. Liczył tylko w duchu, że nie zostanie nazwany oszustem albo bajkopisarzem, bo to mocno oziębiłoby stosunki między nimi.
        Dżariel wbrew pozorom na komentarz o skrzydłach zareagował nie oburzeniem, a dyskretnym uśmiechem. W sumie to pytanie miało sens, o ile nie znało się jego rasy. No i świadczyło chyba o tym, że Nuka był skłonny mu uwierzyć.
        - Mają - przytaknął. - Ale często je ukrywamy, gdy przebywamy w Alaranii, bo są nieporęczne. Tu jest bardziej tłoczono, a pomieszczenia są mniejsze i ciaśniejsze, często coś strącamy albo zwyczajnie się nie mieścimy… Przyznam jednak, że ja ukrywam swoje skrzydła z żałoby i dla pokuty. Po tragicznie zmarłym przyjacielu, który był mi bliższy niż brat, a którego nie zdołałem obronić - wyjaśnił Laki. Mówił bardzo spokojnie, jakby to nie była żadna tajemnica, jakby się nie krępował. Jednocześnie słychać było w jego głosie żal, jak zawsze gdy wspominał Dżariela Avrę, swego imiennika i osobę, która przez całe dziesięciolecia była najbliższa jego sercu.
        - Mam nadzieję, że nie czujesz się oszukany? - upewnił się Laki. W międzyczasie, podczas gry w karty, jakoś płynnie przeszli na bardziej poufałą formę zwracania się do siebie. A przynajmniej anioł, który do tej pory starał się traktować rycerza z szacunkiem.
        - Wiem, że bez skrzydeł musisz mi uwierzyć na słowo - przyznał ze skruchą w głosie. - Jednak jeśli to może świadczyć o mojej prawdomówności, w świetle dziennym anielskie oczy mają lekki srebrny blask. Wystarczy poczekać do rana, byś mógł mieć jakiś dowód.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Był skłonny uwierzyć Dżarielowi. W Alaranii działo się tak wiele niezwykłych rzeczy, że jeden anioł światła więcej raczej nie powinien wywrzeć na Nuce aż takiego szoku. Owszem, wywarł, ale Esker szybko pogodził się z faktem, że siedział naprzeciw anielskiego towarzysza. Dotarło do niego, że spotkanie tak niecodziennej osoby mogło się przydarzyć każdemu innemu śmiertelnikowi. A spotkało jego, w żadnym razie nie było w tym nic dziwnego. W Nuce zagotowała się nagle niepohamowana ciekawość, niczym u dziecka, które dopiero co odkryło ogień.
        Dostrzegł nikły uśmieszek Dżariela i raz jeszcze zaklął w myślach, przypominając sobie o tamtym prostackim komentarzu. Spuścił wzrok, jakby zawstydzony. Rzeczywiście, głupio mu było. Niby obeznany z częścią świata, a burak z niego wyszedł. Dobrze, że nie słoma z butów…
        Popatrzył na towarzysza spode łba, ze współczuciem i troską w oczach. Jego ton doskonale obrazował to, co Nuka czuł każdej nocy, gdy zasypiał. Rozumiał towarzysza lepiej, niż ktokolwiek inny. Może mieli ze sobą więcej wspólnego, niż mogli przypuszczać.
        - Dobrze wiem, co czujesz – mruknął, opierając łokcie na stole. Wydawało mu się, że Anioł postanowił mu nieco bardziej zaufać. On też nie widział przeciwwskazań, by wyjawić prawdę. Zmarkotniał, przybierając ponury wyraz twarzy. – Naprawdę ci współczuję. Utrata kogoś, kogo bezwzględnie się kochało… To tragedia sama w sobie, a obwinianie się tylko pogarsza sprawę i rozszarpuje sumienie kawałek po kawałku. Powoli. I boleśnie.
        Zrobiło się smutno. Bębniący o szyby deszcz, hulający w dziurawych ścianach wiatr i cisza, jaka nagle zapadła w gospodzie zlały się w jeden szum, a wszelkie głosy Nuka słyszał, jakby wydobywały się zza grubego szkła. Od niechcenia jeździł palcem po krawędzi pustego kufla, wpatrując się w niego, jak w bezdenną studnię. Tej nocy z pewnością nie będzie dane mu zasnąć spokojnie. Tak, jak każdej poprzedniej.
        - Ciężko jest pogodzić się ze śmiercią bliskich – rzekł po chwili ciszy, ale brzmiało to, jakby mówił w eter, do nikogo konkretnego. – Dwadzieścia lat temu miałem na sobie krew siostry. – Głos mu zadrżał w pewnym momencie, a oczy zaszkliły, lśniąc w świetle świecy. – Niedługo potem pochowałem mężczyznę, który był dla mnie jak drugi ojciec. – Zebrał w sobie odwagę, by spojrzeć Dżarielowi w oczy. Obaj skrzywdzeni przez los, obaj w żałobie. Już nie widział czającej się w oczach towarzysza grozy. Ból i żal. One się w nim kłębiły, tak jak kłębiły się we wnętrzu Nuki.
        Rany, które nigdy się nie zagoją.
        Pociągnął nosem, ocierając łzy z twarzy brudnym rękawem pogniecionej koszuli. Nie żałował, że otworzył się przed Dżarielem, choć ledwie się znali. Anioł wzbudzał zaufanie. Enarowi opowiedział o sobie tylko dlatego, że tamten był pijany jak świnia i ledwie zapamiętał początek jego opowieści. Przy Dżarielu nie czuł oporu, nie wahał się. To był chyba dobry znak. Zaprzeczył, gdy towarzysz zadał pytanie.
        - Skądże – odparł natychmiast. – Nie śmiałbym nawet tak pomyśleć, możesz mi wierzyć.
        Uniósł dłoń i pokręcił głową, dając znak Dżarielowi, że nie musi się martwić o to, czy Nuka mu uwierzył.
        - To nie będzie konieczne. Już sam twój wygląd świadczy o twoim pochodzeniu, więcej mi nie potrzeba – zapewnił, uśmiechając się nieznacznie. – Słyszałem opowieści o aniołach; wszystkie traktowały o was jako o istotach niemalże boskich. Że zwykły śmiertelnik nie jest godzien nawet zerknąć, bo to uwłacza waszej czci. – Zaśmiał się, wyraźnie bardziej rozluźniony. – Ktoś chyba będzie musiał zweryfikować te informacje. Rad jednak jestem, że okazały się nieprawdziwe.
        Muzykanci skończyli koncertować, ale Nuka w tej chwili pragnął muzyki niż czegokolwiek na tym świecie. Postukał niecierpliwie palcami w stół, rozglądając się po izbie, po czym opadł bezsilnie na ławę i zerknął na towarzysza.
        - Nie przepadam za ciszą. Wytrąca mnie z równowagi – wytłumaczył swoją nadpobudliwość, tupiąc nerwowo nogą.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości