To będzie wyzwanie utrzymać ich w zgodzie, ale...
Yaami z naturalną łatwością uległa uściskowi i zaraz oddała go, może nieco zdziwiona, ale cieplutko szczęśliwa. Nawet chwilowo zapomniała kontrolnie patrzeć na Chana, którego nagły przypływ młodocianej empatii wręcz sparaliżował. On nie umiał oddać uścisku, a jedynie zesztywnieć na całym ciele, choć już pochylony tak, jak go Desta chwyciła. Lecz chociaż zatrząsł się i zdawać by się mogło, że jedyne, czego pragnie, to wyrwać się z tej niezapowiedzianej bliskości, w jego oczach malowało się coś zupełnie odwrotnego - wraz z iskrami tańczyła w nich wdzięczność i nagły wybuch niepohamowanej radości, który swe ujście znalazł także w niepewnym, ale życzliwym uśmiechu. Nieobdarzony doskonałością urody elf nieśmiało uniósł ręce dopiero, gdy uścisk się skończył i, nie wiedząc, co z nimi zrobić, najpierw chwilę trzymał je w niezdecydowaniu, a potem potarł kark, w całkiem już typowym odruchu.
- W takim razie… - Nutria uśmiechnęła się, kiedy wstępna umowa została tak raźno przypieczętowana. - Chodźmy w stronę wybrzeża! - zaproponowała wesoło, bo i nie dlatego była nad brzegiem morza, by w popołudniowe upały smażyć się wśród bezwodnych piasków spiętrzonych w zdziczałe wydmy. Ruszyła też przodem, nie spodziewając się żadnego protestu. Tylko musieli udźwignąć na nowo swoje bagaże i pójść po wierzchowca nowej ich towarzyszki.
I tak opuścili przybytek Fuanga. Najedzeni i w dobrej kompanii, a także zadowoleni, bo i nic im się od posiłku nie stało. Będą mogli nawet polecać to miejsce innym. Było specyficzne, ale… niektórzy lubią odrobinę egzotyki. Zwłaszcza kiedy udają się w daleką podróż.
Idąc pod górę i w dół, kształtując ślady milionami złocistych drobinek i zamęczając konika, Nutria prowadziła równo swoich kamratów, nie uginając się znowu tak bardzo pod ciężarem torby i nawet znosząc prażące fale upału. Celowo obrała nieco inną drogę niż tą, którą przybyli tu z bratem i Ziharrią, nie chciała bowiem, by Chan znów o tym myślał. I tak będzie go to długo dręczyć, nawet gdy Momo wyjaśni całą sprawę. A na pewno i tak nie znajdzie wszystkich odpowiedzi od razu.
Na pewno jednak szukał ich, już pewnie teraz, zostawiając im wolną rękę, a psychikę brata - pod jej opieką. Zamierzała się zgrabnie wywiązać z tego obowiązku. Póki więc kryształek działał i mogła swobodnie mówić, zagadywała Destę, aby Chan mógł słuchać i potem samodzielnie kontynuować konwersację. Ale w tej chwili ona chciała trochę pokorzystać.
- Mogłabyś nieco lepiej opisać swoją siostrę? Bardzo jesteście do siebie podobne? - Zaczęła na początek, chętnie uczepiając się tak ważnego dla niej samej tematu rodzeństwa. A przy okazji zdobędzie więcej podstawowych informacji niezbędnych do poszukiwań. - Czy ona też posługuje się magią? To może braciom bardzo pomóc przy poszukiwaniach. I czy wiesz może jak podróżują? Mieli konie, własny wóz? To mogłoby się zmienić, ale wiesz, kiedy ma się pojazd łatwo się go nie zostawia. - Uśmiechnęła się wymownie, bo oni swojego pilnowali i trzymali się go, choćby szlak był niemalże nieprzejezdny. I Momo tylko dwa razy w ciągu ostatniego miesiąca chciał go sprzedać za jakiś magiczny amulet, a to wiele znaczyło. Tak, wóz to dobra rzecz, a na dłuższą wyprawę wręcz niezastąpiona. Z nich wszystkich chyba tylko Chan byłby w stanie usiedzieć tyle w siodle, by przejechać chociażby średnio wymagający dystans od Meot do Efne.
- I jest, morze! Chan, jaki pusty brzeg! - zawołała zachwycona, widząc tylko niewielki tłumek spieczonych postaci różnych kształtów i kolorów. Ktoś tam chował się za parawanem, ktoś zaklepywał miejsce kocem, ale koniec końców dało się przecisnąć bez deptania po wyciągniętych na piasku ciałach i rozpychania się torbą i siatką z po drodzę zakupionymi figami. Gdzieś z boku pod skarpą znalazło się nawet trochę cienia i miejsce dla konia, gdyby Desta chciała wykorzystać okazję i trochę się pomoczyć.
- Mówiłaś, że jesteś z Xan-Lovar, prawda? To chyba nie jest aż tak bardzo w głąb lądu, ale i nie przy brzegu… Więc byłaś kiedyś nad morzem? Albo kąpałaś się tutaj, nim się spotkaliśmy? - Mówiła z niezwykłą na siebie ekscytacją, jakby nie bała się wody i nie moczyła w niej jedynie kostek. Ale, doprawdy, inni tak lubili błękitne bezkresy, że nie mogła (obok strachu) nie cieszyć się na ich widok.