OpowiadaniaCoś ode mnie

Opowiadania waszego autorstwa o dowolnej tematyce.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aaron
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Coś ode mnie

Post autor: Aaron »

Postanowiłem się podzielić z wami moją twórczością, Może to zmobilizuje mnie do tego by ruszyć tyłek i napisać w końcu kolejny rozdział.
Witamy
W Wielkiej Brytanii istnieje dziesięć określeń na różne rodzaje deszczy. Ten, który padał na początku sierpnia w południowej części walijskiego hrabstwa Pembrokeshire był nazywany rainstorm. Rozpędzone krople deszczu uderzały o nawierzchnię jezdni i znikały. Zachmurzone, szare niebo stawało się co kilkanaście sekund jasne, po czy znów ciemniało. Pioruny uderzały w anonimowe punkty gdzieś za horyzontem. Powietrze przecinały so chwilę głośne, potężne grzmoty.
W tak brzydką pogodę niewiele samochodów jechało gdziekolwiek. Jednym z tych, które jednak mknęły tą drogą był srebrny Seat Tolendo. Jego wycieraczki pracowały najszybciej jak to było możliwe. Samochód prowadziła młoda kobieta, Sam Leader, która bacznie obserwowała drogę. Fotel pasażera zajmował szesnastoletni chłopak, śledził wzrokiem krople deszcze zsuwające się po szybie. W radiu leciała właśnie lista najpopularniejszych piosenek lat osiemdziesiątych. Numer jedenasty zajmowała Whitney Houston, której piosenka „Love will save the day” właśnie leciała w radiu. Chłopak, Tomy Leader, był wyraźnie znudzony, zarówno długą podróżą jak i piosenkami, których tak bardzo nie lubił.
Jego smutną minę zauważyła Sam, która chcą poprawić synowi nastrój wyłączyła radio i zadała pytanie, które chłopak słyszał już kilkakrotnie w ostatnich dniach.
-Na pewno chcesz tam jechać? –zaczęła spoglądając kątem oka na Tomyego. –Mogę zadzwonić do cioci May i powiedzieć, że jednak nie przyjedziemy. Może jednak pojedziesz z nami do Edynburga? –skończyła i zacisnęła mocniej ręce na kierownicy.
-Nie, mamo, nie chcę jechać na warsztaty. –odpowiedział po czym wymusił smutny uśmiech.
Siostra Tomyego, Emily, trenował taniec towarzyski od prawie trzech lat. Pasja pochłonęła ją całkowicie i bardzo często zdarzały się konkursy, w których dziewczyna chciała wziąć udział. Jej szkoła organizowała wycieczkę na dwutygodniowe warsztaty taneczne w Edynburgu. Potrzebni byli opiekunowie więc rodzice Emily i Tomyego zgłosili się na ochotników. Nie uprzedzili jednak wcześniej syna, który nie miał najmniejszej ochoty jechać i spędzić całych dwóch tygodnie chodząc tam gdzie cała grupa wycieczkowa.
Ultimatum było mieszkanie u siostry Sam, May Venton, która żył w starym dworku należącym do rodziny jej męża Riana. Rodzice nie chcieli zostawiać Tomyego samego w domu na tak długo więc postanowili go wysłać właśnie tam.
-Zobaczysz, że będzie fajnie. Ten wielki stary dwór i tereny otaczające go to wspaniałe miejsce na spędzenie wakacji. Dwa tygodnie miną bardzo szybko i zanim się obejrzysz, przyjedziemy po ciebie –powiedziała Sam.
Tego typu zapewnień słuchał na okrągło od kiedy zdecydował się nie jechać do Edynburga. Choć nie wierzył im w najmniejszym stopniu to wolał pobyt rodziny niż spędzanie dni wakacyjnych na obserwowaniu warsztatów tanecznych. Może jednak nie będzie najgorzej. Mam MP4 i kilka książek –próbował pocieszać sam siebie.
Nagle samochód ostro skręcił w prawo. Z gładkiej drogi szybkiego ruchu zjechali na piaszczystą i nieutwardzoną. Okolica nagle przestała być przyjazna. Olbrzymie liściaste drzewa spuszczał swe gałęzie tak nisko, że prawie dotykały dachu auta. Po lewej stronie rozciągały się pola uprawne. Jeszcze nie skoszone zboża uginały się przez uderzające w nie krople deszczu. Z prawej rozciągał się las, którego kresu nie było widać. Woda wymywał sobie niewielkie korytka, które przecinały żużlową drogę.
Samochód zaczął się bardzo mocno trząść i Tomy bardzo zapragnął jak najszybciej dojechać do celu. Głowę odchylił na oparcie, zamknął oczy biorąc głęboki wdech. Kiedyś, dawno temu, odwiedził z rodzicami ciocię May i wujka Riana. Wtedy ich dom wydawał mu się wielki i przerażający. Nie był jeszcze wtedy odnowiony i odremontowany. Tomy bardzo dobrze pamiętał opowieści swojej siostry o duchach i potworach czających się w mrocznych zakamarka dworu. Były to tylko złośliwe próby przestraszenia go lecz właśnie taki obraz domu cioci May zapamiętał. Teraz już nie bał się tamtego miejsca lecz cały czas, gdzieś w głębi serca czuł niepokój.
Pola, które towarzyszyły im przez ostatnie kilka minut drogi zostały zastąpione przez drzewa. Teraz jechali lasem. Ciemność, która towarzyszyła burzy została jeszcze bardziej pogłębiona. Tomy z nudów zaczął się uważniej przypatrywać okolicy. Strużki deszczy spadały jeden obok drugiego z wysokich gałęzi drzew. Nigdzie nie było widać ani śladu żywej istoty. Po pewnym czasie, gdzieś w oddali las zaczął zanikać. Dalego za drzewami zaczynało się jezioro.
-To już niedaleko –zapewniła Sam uśmiechając się lekko do syna.
-Tak –odrzucił krótko a ostatnią literę było słuchać bardzo słabo.
-Więc, co ze sobą zabrałeś –zaczęła ponieważ przez większą część drogi w ogóle się do siebie nie odzywali. –No wiesz, dla umilenia sobie czasu.
-Klika książek, MP4 i jakieś gazety –odpowiedział szybko.
-Jakie książki –dopytała Sam nie dając za wygraną.
-„Upiory spod łóżka”, „Bój się ciemności!”, „Miasto upadłych” i „Słabości” –wyrecytował tytuły książek, które spoczywały w torbie na tylnym siedzeniu.
-Bardzo się cieszę, że dużo czytasz. Ludzie w twoim wieku spędzają czas tylko przy komputerze –skomentowała choć nie lubiła narzekać na współczesny świat. –A nie myślałeś może o czytaniu czegoś innego niż tylko horrory, kryminały i fantastyka? –spytała.
-Te trzy gatunki najbardziej lubię, myślałem też nad przeczytaniem książki bazującej na teoriach spiskowych –odpowiedział po raz kolejny wyglądając przez okno.
W jednej chwili ściana lasy po prawej zniknęła i oczom Tomyego i Sam ukazał się stary upiorny dworek w oddali. Znajdował się on prawie tuż nad jeziorem. Droga rozwidlała się. Jedno pasmo prowadziło w głąb złowrogo wyglądającej puszczy, drugie prowadziło w stronę celu ich podróży.
-Widzisz, już jesteśmy –rzuciła Sam.
Kiedy zjechali na drogę prowadzącą do dworku nawierzchnia stała się bardziej ubita i równa. Samochód przestał trząść się na wszystkie strony.
Bardzo szybko dojechali do celu i zatrzymali się przed bramą. Była ona metalowa i olbrzymia. W najwyższym, środkowym punkcie miała prawie cztery metry. Dworek otaczał dwumetrowy mur z szarej cegły, który prawie w całości obrósł mchem i pędami roślin.
Nagle, zupełnie znikąd, pojawili się dwaj mężczyźni ubrani w czarne płaszcze i rękawiczki, ich twarzy nie było widać. Zaczęli oni powoli otwierać potężną bramę. Była ona nienaoliwiona ponieważ zawiasy zapiszczały głośno. Kiedy olbrzymie wrota stanęły już otworem auto ruszyło. Jeden z mężczyzn wskazał im drogę.
Chłopak nie zwracał uwagi na wielki budynek przez którym się znaleźli. Widoczność była bardzo ograniczona przez pogodę i późną porę.
Nie wjeżdżali na główny dziedziniec lecz skręcili w małą kamienną dróżkę. Prowadziła ona do garażu. Było on przeznaczony na więcej niż jeden samochód i co dziwniejsze, wybudowano go w takim samym stylu co resztę budynków. Świadczyć by to mogło, że powstał wtedy kiedy dwór. Jednak pod koniec osiemnastego wieku ludzie nie znali samochodów. Stały się ona popularne dopiero w dwudziestym wieku. Ten budynek mógł kiedyś pełnić funkcję garażu ale dla powozów oraz riksz. Istniała też możliwość, że była to niegdyś stajnia.
Sam stanęła tuż obok samochodu, który należał do May i Riana. Był to czarny Nissan Qashqai, z którego deszcz zmył już wszelkie ślady brudu. Kobieta zabrała z tylnego siedzenia tylko beżową torebkę i parasolkę po czym otworzyła drzwi.
-Zabierz swoje rzeczy –poleciła po czym otworzyła parasolkę i wysiadła.
Tomy szybkim ruchem narzucił kaptur na głowę i poszedł w ślady matki. Otworzył tylne drzwi i zabrał z samochodu plecach i torbę, oba ze znaczkiem Adidasa.
Tymczasem podszedł do nich młody mężczyzna. Ubrany był w czarne spodnie, buty i płaszcz. Jedynie aksamitne rękawiczki były białe. Głowę osłaniała mu jedynie wyłącznie niewielka parasolka. Z pewnością był to lokaj lub kamerdyner. Wskazywały na to jego wygląd i postawa.
-Witamy w rezydencji państwa Venton –odezwał się z kamienną twarzą. –Pani May i pan Rian oczekują was –oznajmił po czym skłonił się delikatnie i ruszył w stronę szerokich schodów.
-Dziękuję –odpowiedziała krótko.
Siostra Sam i jej mąż byli bardzo zamożnymi ludźmi. Stać ich było na pokojówki, ogrodników, kucharzy i lokajów. Samo utrzymanie tak wielkiego domu i terenów otaczających go było bardzo kosztowne.
Tomy szedł za matką po białych schodach w stronę wielkich drewnianych drzwi. Dopiero teraz zauważył, że boje od nich mocne światło. Były otwarte. Klamkę trzymał ten sam mężczyzna, który wcześniej ich powitał. Gestem zapraszał do środka.
Kiedy chłopak wszedł do budynku uderzyło w niego piękno i przepych bogatego wnętrza. Podłoga była wyłożona białym marmurem. Na samym środku widniała olbrzymia mozaika przedstawiająca różę wiatru ustawioną zgodnie z realnymi kierunkami. Zaraz na przeciwko drzwi rozciągały się wielkie schody, szerokie w dolnej części i wąskie w górnej. Były zbudowane z czarnych, mocno kontrastujących z podłogą, brył. Po ich obu stronach widać było wąskie przejścia, prawdopodobnie do dalszej części budynku. Wielki hol zajmował dwa piętra. Na wysokości około sześciu metrów, przy ścianie, biegło przejście. Centralnym punktem pomieszczenia był olbrzymi żyrandol wiszący wysoko nad głowami stojących na ziemi. Znajdowała się w nim tylko jedna lampka. Promienie światła przechodziły przez niewielkie i oświetlały cały hol.
Tomy długo przyglądał się wszystkim detalom. Był jak zahipnotyzowany. Z transu wyrwał do mocny uścisk cioci May.
-Cześć skarbie! –wykrzyczała mu prosto do ucha. –Ale ty urosłeś! –zachwyciła się kobieta.
-Cześć młody –rzucił Rian podając chłopakowi rękę.
Tomy awansował z „Mały” na „Młody”. To tej pory pamiętał jak w czasie ostatniej wizyty jego wujek nie nazywał go prawie w ogóle po imieniu. Wtedy jego siostra zyskała przydomek „Młoda” a do Tomyego przylgnęło „Mały”.
-Musicie być głodni –powiedziała May. –Charles zaniesie bagaże do twojego pokoju –dodała lecz Tomy dopiero po chwili zorientował się że mówiła do niego.
-Czy mogę? –spytał lokaj ubrany podobnie jak pozostali. Ten jednak był starszy.
-Em... Tak proszę –odrzucił i zanim się obejrzał Charles maszerował już w górę schodów.
-Więc zapraszam –powiedziała May gestem wskazując przejście umieszczone z prawej ścianie.
-Niestety nie mogę zostać na kolacji –odrzuciła Sam z lekkim uśmiechem. –Jutro rano mamy samolot –tłumaczyła.
-Na pewno zdążysz –nakłaniała ją siostra.
-Nie, naprawdę muszę jechać –zaprzeczyła.
May w końcu ustąpiła i pożegnała Sam. To samo zrobił Rian. Kobieta podeszła do syna.
-Bądź grzeczny –powiedziała gładząc jego włosy po czym ucałowała go w czoło.
Skierowała się w stronę wyjścia. Chwyciła mosiężną klamkę i popchnęła drzwi rzucając im jeszcze jedno spojrzenie i wyszła.
-Choć, Młody, kolacja stygnie.
Wszyscy przeszli do jadalni. Była ona mniejsza od holu lecz równie bogato urządzona. W centralnym punkcie stał długi, dziesięcioosobowy stół i krzesła. Na oknach wysiały wielki czerwone zasłony. Pomieszczenie oświetlały dwa żyrandole. Mniejsze niż ten w holu lecz zbudowane na takiej samej zasadzie.
We trójkę usiedli do stoły, zaczęli jeść i rozmawiać. May i Rian zadawali pytania o zainteresowania Tomyego, o to jak sobie radzi w szkole. Pytali o wszystko co dotyczyło chłopaka. On tylko uśmiechał się i cierpliwie odpowiadał choć miał ochotę iść już do swojego pokoju. Kolacja trwała jednak długo i zanim Tomy odszedł od stoły minęły dwie godziny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość