Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Był naprawdę wdzięczny Mitrze za to, że ten wykazał się większym rozsądkiem od nieumarłego i spróbował go uspokoić, bo nie było sensu się denerwować. A przynajmniej tak się Aldarenowi na początku wydawało. Myślał, że skoro ukochany opanował jego gniew, to rozmowa z Babcią dobiegnie końca i o ile nie wyjdą w tej chwili by mieć chwilę spokoju bez niej, to w milczeniu, ignorując jej towarzystwo dopiją jej herbatę i dopiero wtedy pójdą do siebie.
        Niestety. Chyba za bardzo się pospieszył ze swoją oceną sytuacji.
        Mitra, choć mu pomógł się opanować, dał się wciągnąć w gierki Amy i nie wyglądał jakby zamierzał odpuścić. A Aldaren naprawdę nie zamierzał dać się wciągnąć w ten niedorzeczny konflikt, ku uciesze staruszki. Po tym co wydarzyło się w mieście... a raczej jaki miało to wpływ na jego partnera, wampir naprawdę chciał chwili spokoju, by móc to wszystko sobie w głowie poukładać. Pomyśleć o tym jak mógłby pomóc Mitrze, by ten nie musiał się więcej martwić, że podczas jakiejś operacji czy niesienia pomocy jednemu z pacjentów szpitala on doprowadzi do jego śmierci, tylko przez to, że będzie nią zbyt zafascynowany by podjąć akcje ratunkową.
        Niestety sam nekromanta miał chyba z deka inne zdanie na ten temat. Żadne z nich nie zamierzało przerwać tej niedorzecznej przepychanki i w pewnym momencie... skrzypek zwrócił uwagę na to jak podobny do wiedźmy w tej chwili jest jego partner. To mu się bardzo nie podobało, a najgorsze było to, że nie wiedział jak spokojnie mógłby zażegnać ten spór. Owszem mógłby wziąć nekromantę pod pachę i z nim wyjść... ale martwił się, że Mitra mógłby być na niego bardzo zły za to, że wampir naruszył bez ostrzeżenia jego przestrzeń osobistą. A jeśli nie, to zapewne nie ułatwiałby skrzypkowi wyjścia z domu wiedźmy. Natomiast gdyby to ją postanowił uspokoić... mogłoby wyjść jeszcze gorzej, Mitra wnerwiłby się jeszcze bardziej i koło nie tylko by się zamknęło, ale jeszcze bardziej by się napędzało. Miał wrażenie, że problem nie leżał w samej konfrontacji, a raczej w tym, że i Mitra i Ama jej chcieli. Jakie więc inne wyjście miał nieumarły, skoro ta dwójka chciała ze sobą drzeć koty?
        - Wydaje mi się, że już mówiłam - dużo przyjemniej jest słuchać czyjejś wypowiedzi, niż wyciągać ją sobie z głowy swojego rozmówcy. Ha! W takim wypadku nie można by w ogóle mówić o rozmowie, prawda? - odpowiedziała nekromancie jeszcze przed wyjściem Aldarena. - "Podejrzewam, że doskonale znasz odpowiedź na swoje pytanie. Wierz mi, że niektórzy mimo wiedzy, że zdobyłam wszelkie informacje z ich głowy, potrafią w żywe oczy kłamać i iść w zaparte. To mnie tak w tym bawi, Mitro" - dodała w jego umyśle, uśmiechając się przyjaźnie, jakby była jedynie niewinną, bezbronną i sympatyczną staruszką.
        No i niedługo po tym wampir opuścił zdenerwowany mieszkanie wiedźmy. Po prostu... Tak jak powiedział, miał już dość tej ich sprzeczki i pełnych złośliwości słów staruszki. Ogólnie miał dość słuchania tej dziecinady. W pierwszej chwili chciał iść po prostu do chatki i nieco odpocząć, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Nigdy przecież nic dobrego nie wychodziło z tego, że tłumiło się swoje emocje, a nie się je rozładowywało. Choć może ostatecznie Aldaren lepiej by wyszedł na tym pierwszym? Cóż...i tak nie miało to znaczenia, skoro wampir postawił jednak na wyładowanie swojego gniew na niczemu winnych demonach, które sam przyzywał, wyrywając z ich wymiaru, wbrew ich woli. Co prawda zaraz były odsyłane z powrotem, gdy tylko traciły przytomność, ale mimo wszystko. Tak go przecież denerwowała dziecinna sprzeczka między Mitrą i Amą, a obecnie sam zachowywał się jak dziecko. I to jeszcze rozwydrzone zapewne.
        Wystarczyła chwila, by dał się temu w pełni pochłonąć. Jakby wpadł w jakiś dziwny trans, już nawet nie kontrolował przywoływanych przez siebie demonów i samych przywoływań. Atak, atak, parada, atak i unik... Rozchodząca się po ciele fala bólu, gdy tylko źle odczytał ruchy przeciwnika, albo za długo zwlekał ze zrobieniem uniku. Przez to wszystko z każdą kolejną chwilą miał coraz mniej sił, nie tylko magicznych, ale i psychicznych, a mimo to wciąż podnosił sobie poprzeczkę. Kiedy Mitra go odnalazł, skrzypek ledwo stał na nogach cały poobijany i brudny od ziemi i leśnego runa. O tyle dobrze, że cała walka wyglądała bardziej jak sparing, a nie bójka na śmierć i życie, bo pewnie o wiele gorzej w tym momencie wyglądałby nieumarły.
        Dyszał ciężko, mocno zmęczony, lecz mimo to nadal się katował. Przed ciosem jednego demona zdołał się obronić. Ba! Nawet sprawie go znokautował podczas kontrataku, niestety drugi, który zaatakował w tym momencie nieumarłego od tyłu z zaskoczenia. Nie otrzymał jednak żadnego ciosu z jego strony, bo w porę Mitra zaatakował i tamten demon został spacyfikowany przez tych wskrzeszonych przez niebianina. Mimo to, zaskoczony takim obrotem spraw wampir odskoczył i omal przy tym nie stracił równowagi. Udało mu się ustać na miękkich nogach i dopiero teraz zaczęło do niego docierać wołanie ukochanego. Jego błagania, by skrzypek już zaprzestał swych działań. Skupił spojrzenie na swoim partnerze i cofnął się by plecami oprzeć się o drzewo stojące za nim i po nim cupnąć na ziemię. Resztką sił odesłał pokonane demony i wskrzeszone truchła.
        - Nie jest dobrze, skoro nie potrafię przerwać nawet durnej dziecięcej kłótni dwójki dorosłych osób. Nie potrafię cię obronić przed jej obelgami, to jak miałbym cię obronić przed prawdziwym zagrożeniem? - warknął wściekły na siebie. Dobre w tej sytuacji mogło być to, że mimo lekko spuchniętych i zaczerwienionych od płaczu oczu, jego tęczówki miały swój naturalny kolor.
        Patrzył na ukochanego z żalem, a gdy ten ujął jego twarz i otarł łzy, Aldaren na moment zamknął swoje oczy i nabrał głęboko powietrza. Akurat w momencie, jak Mitra dostrzegł niewielki skaleczenie na zimnej skórze wampira, a gdy go dotknął, skrzypek lekko się skrzywił, nieznacznie unosząc lewy kącik ust, gdzie błysnął ostrzegawczo jego kieł. Nie to, żeby jakoś bardzo mocno go bolało, bo przecież tragedii nie było, skoro do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że został draśnięty i to można by się zastanawiać czy faktycznie jakiś demon zdołał go zranić, czy może wampir przez przypadek sam się skaleczył w którymś momencie o rosnący kilka sążni od nich krzew akacji. Po prostu skaleczenie zaczęło lekko piec, gdy Mitra go dotknął. Nie było to przyjemne uczucie, mimo że normalnie dotyk ukochanego byłby bardzo miły.
        - Nic mi nie jest - burknął ponuro. Przez adrenalinę praktycznie nie czuł jeszcze bólu tam gdzie był poobijany, ale pewnym było, że będzie miał całą masę siniaków na torsie, plecach i przynajmniej ramionach. Nie chciał by Mitra się o niego martwił, bo uważał, że nie zasługiwał na jego troskę.
        Nie opierał się jednak, kiedy nekromanta złapał go za dłonie i pociągnął, aby Aldaren wstał, a po tym by poszedł z nim do chatki. Był bardzo przybity tym wszystkim, bez dyskusji i najmniejszych oporów poszedł z Mitrą do ich chatki.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra był naprawdę przejęty tą walką Aldarena z demonami - nie rozumiał co się dzieje. Z jednej strony widział, że to on je przywołał i kazał im siebie atakować, z drugiej strony obawiał się czy jego ukochany nie przeholowywał… Widział, że był zmęczony, widział, że wróg stawał się coraz silniejszy. Bał się o Aldarena. I na dodatek zupełnie nie rozumiał jego pobudek. Dlaczego on to robił? Dlaczego tak dawał się bić? Co chciał w ten sposób osiągnąć? Myślał, że wyładowanie się, ale… Aż tak był zdenerwowany? Biedny Ren…
        Gdy błogosławiony dopadł do swojego ukochanego, ten osunął się po drzewie, przyprawiając nekromantę o stan przedzawałowy - naprawdę się zmartwił, że ze skrzypkiem jest coś nie tak, że jest ciężko ranny albo przeholował i mdleje. Przykucnął obok i utkwił w nim zatroskane spojrzenie.
        - O czym ty mówisz? - zapytał zbity z tropu, marszcząc lekko brwi. - Jakiej durnej… Ach - mruknął po chwili ze zrozumieniem. Nie podobało mu się to określenie, ale… Niech to, trochę miał rację. To nie było zachowanie godne dorosłych. Powinien się lepiej zachować, nie dać się tak sprowokować Amie, ale… Nie potrafił. Ależ mu było teraz głupio.
        - Przepraszam, nie chciałem cię denerwować - powiedział cicho nim nadeszły kolejne “ciekawe” wyznania Aldarena. Te już troszkę Mitrę dotknęły… Ale na razie się do nich nie odniósł. Pokręcił głową z niezadowoleniem i zajął się oglądaniem swojego ukochanego pod kątem ran. Ale nie zostawi tak tego tematu, wróci do niego, gdy już będzie spokojniej.
        - Och, przepraszam… - zreflektował się, gdy zorientował się, że jego dotyk boli skrzypka. Albo piecze go, to też było w sumie możliwe.
        - Tak, jasne, nic ci nie jest - pozwolił sobie na lekką ironię. - A ta śliwa pod okiem, która ci się rodzi to tylko moje omamy. Chodź, obejrzę cię i porozmawiamy na spokojnie.
        Na koniec Mitra mówił już całkiem łagodnie, bo łajanie ukochanego wcale nie sprawiało mu przyjemności i naprawdę chodziło mu głównie o troskę o jego zdrowie. Dlatego nie prowadził dalej żadnej wymiany zdań. Gdy skrzypek tak posłusznie wstał i za nim poszedł, błogosławiony poprowadził go do chatki trzymając go za dłoń i nieustannie na niego zerkając, jakby chciał się upewnić, że ten za nim idzie. Gdy już obaj weszli do środka, Mitra zamknął dokładnie drzwi, po czym w pierwszej kolejności pozbył się swojej maski i płaszcza. Później spojrzał krytycznie na Aldarena, jakby oceniał jego stan.
        - Och, Ren - westchnął podchodząc do niego. Delikatnie objął dłońmi jego twarz i przyjrzał się jej z troską. Opuszkami palców bardzo ostrożnie dotknął opuchlizny pod jego okiem i w kąciku ust.
        - Naprawdę mocno oberwałeś - ocenił z troską, choć może trochę przesadzoną, jak to w przypadku zakochanych bywa. Jeszcze chwilę patrzył na oblicze Aldarena zatroskanymi, pełnymi miłości oczami, po czym jego spojrzenie przesunęło się na szyję, a potem jeszcze niżej - na tors. Spodziewał się, że pod koszulą również czekają na niego siniaki i opuchlizny… Istniał tylko jeden sposób, by się przekonać.
        - Zdejmiesz koszulę? - zapytał, podnosząc na niego proszące spojrzenie. Nie planował tego, ale jego troska i chęć pomocy sprawiły, że miał błagalny wzrok kociaka, któremu naprawdę trudno było się oprzeć. Lecz jeśli Aldaren był bardziej odporny na jego urok niż się zdawało, po prostu sam zaczął rozpinać jego koszulę.
        - Ren… - zagaił w międzyczasie. - Przepraszam za tę kłótnię z Amą. To chyba tak będzie wyglądało do końca naszego pobytu tutaj, będę się z nią wiecznie kłócił. Ona mnie wkurza i, no… Boję się jej. Więc będę pyskował. Ale mogę przestać się do niej odzywać, jeśli to ma nam pomóc. Po prostu raczej nie spodziewam się, byśmy mieli się polubić i spokojnie rozmawiać. Dałem się sprowokować jak dzieciak - przyznał ze skruchą w głosie. Gdy mówił, zdążył rozpiąć koszulę swojego ukochanego i teraz zsunął ją z jego ramion nawet nie zastanawiając się nad tym jak bardzo zmysłowy był to ruch. Teraz najważniejsze było zdrowie Aldarena i jego dobre samopoczucie, uśpienie jego sumienia, które niepotrzebnie było takie niespokojne.
        - Ren - odezwał się do niego ciepłym głosem, gdy już pobieżnie przyjrzał się jego torsowi i siniakom, które na nim zdążyły wykwitnąć. Podniósł na ukochanego wzrok.
        - Wiem, że chcesz obronić mnie przed całym złem tego świata i nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci za to wdzięczny i jeszcze bardziej cię kocham, ale nie przejmuj się tak. Te jej złośliwości nie są wcale aż tak złe… A przed tymi najgorszymi zagrożeniami bronisz mnie wzorowo - zapewnił z przekonaniem. - Zająłeś się mną w Tartos, opiekowałeś się mną w trakcie podróży… Przecież od tego na dobrą sprawę zaczęła się nasza znajomość i to dzięki temu spojrzałem na ciebie bardziej przychylnie: bo obroniłeś mnie przed Faustem. Jesteś naprawdę wzorowym obrońcą… A ja też muszę się troszkę nauczyć, by radzić sobie z takimi wiedźmami - dodał, podnosząc na niego wzrok. - Wiem, średnio mi idzie, daję się Amie prowokować jak smarkacz. Chętnie przyjmę rady jak sobie z nią radzić, jeśli jakieś masz… A na następny raz kopnij mnie w kostkę, bym się jej nie dał tak podpuszczać - poprosił, starając się nadać swoim słowom lekki ton, aby Ren już się tak nie przejmował. On naprawdę był z niego dumny i czuł się przy nim bezpiecznie, skrzypek nie musiał się aż tak martwić.
        Mina Mitry spoważniała, gdy odchylił jeszcze odrobinę koszulę Aldarena. Zdjął ją całkowicie z jednego jego ramienia i aż skrzywił się widząc dorodną ciemną plamę, która się tam uformowała.
        - Ależ musiał cię walnąć - westchnął. - To wygląda poważnie… Boli cię, gdy ruszasz ręką? - upewnił się, specjalnie łapiąc go za ramię i każąc mu wykonać bardzo konkretny ruch. Bez względu na odpowiedź przytrzymał go za bark i drugą dłoń położył na tym posiniaczonym miejscu. Nie musiał wykonywać takich gestów, bo czarował mocami, ale czasami to pozwalało mu lepiej ukierunkować myśli i zaklęcia. Skupiając się na siniaku, starał się teraz wspomóc regenerację tkanek, by chociaż powstrzymać rozrost tej fioletowej plamy. W myślach przeklinał sam siebie, że nie znał lepszych zaklęć.
        - Przydałby się jeszcze kompres - skomentował cicho. - Zaraz pójdę po wodę do studni. Połóż się i odpoczywaj, zaraz wracam - oświadczył, nie dając Aldarenowi szans na dyskusję. Delikatnie zmusił go, aby usiadł na łóżku i najlepiej by się od razu położył, po czym założył na twarz maskę i zaciągając kaptur wyszedł na zewnątrz. Bardzo sprawnie obrócił do studni i z powrotem, niosąc nie do końca pełne wiadro z chłodną, świeżą wodą. Gdy już wrócił z tym do chatki, uśmiechnął się do ukochanego, choć przez maskę i tak nie było tego widać. Szybko wrócił do skrzypka, usiadł obok niego i robiąc z jednego z ręczników kompres, delikatnie przyłożył go do barku ukochanego w miejscu, gdzie tworzył się wyjątkowo dorodny siniak.
        - Jest dobrze? - upewnił się, patrząc na niego ze szczerą troską.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Choć był zły przez tą kłótnię w domu Amy, to jednak ciężko słuchało mu się przeprosin ukochanego. Nie chciał zmuszać Mitry do przeprosin, nie chciał ich ogólnie. Wstyd mu było, że był zdenerwowany, dał się ponieść przez dziecinne zachowanie Mitry i Amy, a sam obecnie nie zachował się lepiej. Przecież przywoływanie demonów tylko po to by je na siebie nasłać i dać im poobijać sobie twarz nie było wcale mądre. Dlatego tak ciężko było Aldarenowi słuchać przeprosin nekromanty. Poza tym... to wszystko naprawdę nie było warte tego, by Mitra się tak o niego martwił.
        Powstrzymał się jednak przed powiedzeniem tego na głos, tak samo jak odpowiedzią na jego przeprosiny, gdy niebianin dotknął rany na szyi wampira. Chciał powiedzieć, że w sumie to mu się należało, ale... nie chciał bardziej martwić nekromanty. Ani tym bardziej sprawiać mu przykrości przez to, że nie przejmował się swoim stanem. Spojrzał tylko na ukochanego, gdy ten postanowił lekko zażartować.
        - Możliwe - mruknął ponuro w ramach komentarza na te "omamy", no a chwilę później wstał i skierował się z partnerem w stronę ich chatki.
        Gdy wracali, Aldarena zaczęły dopadać wyrzuty sumienia za to, jak dał się ponieść emocjom, choć jednocześnie wyglądał jakby udało mu się ochłonąć. No bo... miał pretensje do Mitry, a sam nie zachował się lepiej, niż dziecko, które zamiast w jakiś inny sposób poradzić sobie ze swoimi emocjami, zamyka się w swoim pokoju i rozwala zabawki. Nie było mu wcale dobrze z tą myślą. Zwłaszcza, że przecież, gdy był tak zdenerwowany już kilka razy omal nie uderzył Mitry, a na pewno go poważnie wtedy wystraszył. Nie było mu dobrze z tym, że w każdej chwili mógł wybuchnąć. Z tego powodu był bardzo ponury, nawet po znalezieniu się już sam na sam w ich chatce. Aldaren spojrzał za swoim ukochanym, gdy ten poszedł zamknąć porządnie drzwi i się rozebrał z płaszcza i maski. Skrzywił się lekko, gdy nekromanta dotknął jego twarzy, ale zaraz odetchnął jakby z ulgą, wtulając spuchnięty policzek w jego dłoń.
        - Nie jest tak źle - mruknął może lekko obojętnie, ale naprawdę nie chciał, by Mitra się tak o niego martwił. Lekko przekrzywił głowę, gdy niebianin tak chwilę stał nic nie mówiąc i się mu przyglądał.
        Słysząc pytanie, a może nawet polecenie o zdjęcie koszuli, otworzył w zaskoczeniu nieco szerzej oczy, choć z lewym było to nieco trudne, bo było mocno napuchnięte. Westchnął ciężko, gdy jego ukochany zrobił tę słodką minkę, przymilającego się kociaka, której w innych okolicznościach pewnie nie był w stanie się oprzeć, ale obecnie miał zbyt duże wyrzuty sumienia, że tak go martwił.
        - Nie ma takiej potrzeby - powiedział pod nosem, spuszczając wzrok, by łatwiej było mu znieść to spojrzenie Mitry. Zapomniał jednak przy tym jak uparty jest jego partner i że nigdy nie daje tak łatwo za wygraną. Westchnął cicho, nie cofając się, nie uciekając od niego by nie sprawić mu większej przykrości. Bez żadnych trudności dał mu rozpinać swoją koszulę.
        - Nie. - Pokręcił głową. - Nie przepraszaj i nie przejmuj się tym. To mnie bez powodu poniosło, po prostu... Przez to co miało miejsce w mieście, przez to co czuła tamta kobieta, jaki to wszystko miało wpływ na ciebie... Chciałem po prostu w spokoju odpocząć, ochłonąć po tym wszystkim, bo czułem się przytłoczony, a przez to rozdrażniony... Przepraszam za mój wybuch, ale nie wiedziałem co innego mogłem zrobić - mówił z coraz bardziej rosnącym poczuciem winy i żalem. Było mu naprawdę przykro, że przez niego tak to wszystko wyglądało. - Chciałem byś czuł się tu komfortowo, by ten wyjazd był dla ciebie przyjemny... Wiem, że to wszystko przeze mnie i przez Amę... Żałuję, że tak późno się za to zabiorę, ale... pogadam z nią, by w końcu z ciebie zeszła i przestała cię denerwować - obiecał z napięciem, patrząc ukochanemu głęboko w oczy. Wyciągnął ostrożnie w jego stronę dłoń i pogładził go delikatnie po policzku, zgarniając opadające mu na twarz kosmyki, czule za ucho.
        - Ale nie jestem w stanie cię obronić przed samym sobą - powiedział, mocno tym faktem przygnębiony. Już nie chciał przypominać tego epizodu w Thulle, gdy rzucił się na nekromantę niczym wygłodniała bestia... że praktycznie tak niewiele brakowało, by w ogóle nie podjął żadnych działań w kwestii Fausta. Że właśnie kilka razy podczas swojego wybuchu omal nie zrobił krzywdy swojemu partnerowi. Nie wątpliwe też, że niejednokrotnie przez wampira nekromanta będzie w poważnych tarapatach. Właśnie tego wszystkiego Aldaren się najbardziej bał. Że Mitra z jego powodu...
        - Nie jestem wcale wzorowym obrońcą, bo taki przecież nie ściąga niebezpieczeństw na głowę osoby przez siebie ochranianej - mruknął naprawdę tym zmartwiony. Westchnął znów spuszczając głowę ze skruchą, w zamyśleniu sięgając dłonią do blizny na swoim boku, po ataku Zabora.
        No właśnie. Przecież była jeszcze kwestia okrutnego demona jego Mistrza, który nie zamierzał wrócić do swojego świata. On od zawsze nienawidził Aldarena, odkąd tylko chłopak pojawił się w życiu jego i Fausta, mocno przy tym zaburzając ich spokojną, pełną krwi i odoru śmierci egzystencję. Póki był stary wampir, demon skrzypkowi nie mógł za wiele zrobić, bo jego pan mógł go poważnie ukarać za coś takiego. Jednakże teraz, gdy jedynego prawdziwego zagrożenia dla Zabora nie było i jego okowy zniknęły wraz ze śmiercią poprzedniej głowy wampirzego rodu van der Leeuw, mógł sobie w końcu w pełni pozwolić na usunięcie z powierzchni Łuski tego, który życie Zabora tak mocno zatruwał i wywrócił je do góry nogami. To przez Aldarena potężny i dumny demon jego pokroju, oddany doradca i prawa ręka Fausta, zdegradowany został do roli maskotki oraz opiekunki. A takiej ujmy na honorze nie da się zmazać jedynie lekkim draśnięciem. Demon zamierzał doszczętnie zniszczyć wszystko, czego wampir się dotknął, wypalić do gołej ziemi każde miejsce po którym stąpał skrzypek. Chciał nie tylko pozbyć się jego, ale i również jakichkolwiek wspomnień o nim, dopiero wtedy mógłby zaznać choćby imitacji spokoju i dawno utraconego szczęścia.
        Mimo swojego zamyślenia, wampir cały czas z uwaga słuchał, co mówił do niego jego partner i pokręcił głową znowu.
        - Porozmawiam z nią, byś mógł się tutaj czuć swobodnie - zapewnił, patrząc na niego z oddaniem. - I zapomnij o tym, że cię kopnę. Nie będę ci robił krzywdy - powiedział poważnie, więc nawet jakby go Mitra bardzo mocno prosił, nie zmieniłby zdania co do tego. Był na siebie wściekły, gdy przez przypadek ranił ukochanego, a do dopiero gdyby miał mu zrobić krzywdę z pełną tego świadomością.
        - Drętwieje i trochę mrowi, ale nie jest już źle. W każdym razie nie powinno by, bo praktycznie od razu nastawiłem sobie bark - odpowiedziałem szczerze ukochanemu, bo po co miał się niepotrzebnie martwić, skoro praktycznie od razu po wybiciu tego barku, rozwiązał ten problem.
        - Czekaj... co ty? To naprawdę nie jest konie... Mitra... Hej...
        Był mocno zaskoczony tym, jak bardzo Mitra przejął się tym siniakiem. Nawet nie był w stanie go jakoś uspokoić, a już tym bardziej, żeby się aż tak tym nie przejmował. Nie szło mu nawet nic wyjaśnić. Zwłaszcza, że gdy Mitra polecił wampirowi się położyć, ten nawet nie zdążył o tym pomyśleć, jak został przez ukochanego pociągnięty lekko w stronę łóżka i przymuszony do tego, by się położyć. Skrzypek pokręcił głową rozbrojony rozgorączkowaniem ukochanego i przeczesał dłonią włosy. Nie zdążył go jednak powstrzymać przed wyjściem, bo gdy chciał go złapać za rękę i po prostu przytrzymać w miejscu, aż ten się nie uspokoi, Mitra już był przy drzwiach. Westchnął ciężko i po prostu czekał.
        Nekromanta szybko wrócił z powrotem i jeszcze szybciej zrobił zimny kompres i położył go na posiniaczonym ramieniu. I jak tu go nie kochać? Aldaren odetchnął głęboko i wyciągnął dłoń w stronę twarzy ukochanego, pogładził do po policzku i delikatnie przesunął dłoń na jego kark by przyciągnąć go łagodnie do siebie i pocałować krótko w usta.
        - Jest dobrze, nie panikuj tak - powiedział czule, patrząc mu głęboko w oczy i się lekko uśmiechnął, puszczając partnera by mógł się cofnąć na komfortową dla siebie odległość, jeśli tego potrzebował. Zaraz jednak Aldaren spoważniał i sięgnął dłonią do kompresu, zerkając na niego kątem oka, by przewrócić go na drugą - nadal chłodną - stronę i lekko docisnąć ją do obolałego miejsca, po tym zostawił zmoczony ręcznik w spokoju. - Gdy wrócimy... Gdy spotkam się z Zaborem by wyjaśnić sobie raz na zawsze kilka spraw najprawdopodobniej będę w o wiele gorszym stanie. Gdybym miał porównywać obecny byłby pewnie pieszczotliwym poklepaniem po główce przez niego. - Westchnął ciężko, spuszczając wzrok.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrę bolało to jak bardzo Aldaren był nachmurzony – nie spodziewał się, że jego ukochany może aż tak źle się czuć. Gdy szli z miasta wydawał się być całkiem pogodny. No dobrze, to złe określenie zważywszy na to co zaszło w Tartos, ale na pewno nie był taką chmurą gradową jak teraz. Tylko burczał coś pod nosem albo odpowiadał półsłówkami, obracał wzrok i naprawdę Mitra przygotowywał się psychicznie, że zaraz usłyszy „idź sobie”. Nie by zamierzał posłuchać… Za bardzo był przejęty stanem ukochanego, by tak go zostawić. Nawet gdyby faktycznie chwila samotności miała mu dobrze zrobić, trzeba było obejrzeć jego rany. Może to nic, może miał tylko powierzchowne draśnięcia, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne. Poza tym Aldaren nie był osobą, która dobrze czuła się sama – nekromanta nauczył się już, że gdy jego najdroższy miał zły dzień, należało go przytulać i głaskać, w żadnym wypadku nie pozostawiać samego.
        O proszę – wystarczyło, że błogosławiony dotknął jego policzka, on już się łasił. Naprawdę potrzebował czułości… Więc niech nie udaje niedostępnego. Utwierdziwszy się w swoim przekonaniu Mitra śmiało kontynuował swoje zabiegi.
        - Ależ jest potrzeba – odpowiedział stanowczo. Uwagę o tym by nie pouczać lekarza, zachował dla siebie i zajął się robotą. Nie zastanawiał się nawet nad tym zdejmowaniem z ukochanego koszuli, nie przyszły mu do głowy żadne głupie myśli, był zbyt skupiony na jego siniakach i na tym, co doprowadziło do tej sytuacji. Zamiast więc myśleć o głupotach pozwolił, aby jego ręce poruszały się zgodnie z własnym rytmem, a sam zaczął w końcu wyjaśniać co zaszło i przepraszać. Nie zdziwiło go wcale, gdy Aldaren nie dostrzegł w tym wszystkim jego winy i wszystko wziął na siebie. Wyznanie o tym jak bardzo źle się czuł trochę dotknęło błogosławionego – spojrzał na niego z żalem i troską. Nie spodziewał się, że było tak źle, naprawdę… Tym bardziej głupio się czuł.
        - Nie masz za co przepraszać – zapewnił go cicho, wbijając się między słowa.
        Nie poczuł się jednak lepiej, napięcie wcale z niego nie zeszło – nie, gdy usłyszał jak Aldaren kontynuował i roztoczył wizję tego jak miał wyglądać ten wyjazd, a jak się póki co prezentował. Fakt, może nie było idealnie… Ale źle przecież też nie było. Mitra nie miał mu niczego za złe, był szczęśliwy, że mogli tyle czasu spędzić razem i naprawdę czuł się coraz gorzej z tym, że to on wszystko zepsuł swoimi fobiami i brakiem pewności siebie. Nieświadomie zwiesił głowę, co można było jednak z łatwością przeoczyć i uznać, że po prostu skupił się na guzikach Aldarena albo na jakiejś ranie, którą poczuł pod palcami. Nic więc dziwnego, że drgnął i lekko westchnął, gdy nagle skrzypek dotknął jego policzka. Podniósł na niego spojrzenie – trochę jakby nadal zmartwione, ale z pewnością kochające i ufne. Nie bał się tego dotyku. I co więcej, nawet słabo się uśmiechnął zamykając przy tym oczy, gdy ukochany odgarnął mu włosy za ucho. Jakby sprawiło mu to przyjemność. W głębi ducha zastanawiał się jednak nad jego propozycją i wszystkim co powiedział. Może to nie tak powinno wyglądać…
        - Przed tobą obronię się sam, tak jak ci obiecałem w Nimerin – zapewnił z czułością, choć przecież to co mówił w tamtym mieście wcale czułe nie było. Grożenie włożeniem noża pod żebra wymyka się poza ramy romantyczności.
        Nie zauważył, że ukochany odpłynął gdzieś myślami – był pewny, że ten nadal go słucha. Tym bardziej, że odpowiedział bez namysłu, gdy został poproszony o kopanie.
        - To tylko szturchnij mnie delikatnie – poprawił się, trochę rozbawiony tym, że kopanie pod stołem zostało uznane za robienie krzywdy. Nie skomentował słów o Amie – sprawiał przez moment wrażenie, jakby mimo wszystko chciał coś powiedzieć, ale odpuścił. Zresztą zaraz pojawił się temat, który całkowicie go pochłonął – ten paskudny siniak na barku skrzypka. Mitra jak w amoku zabrał się za obdukcję tego miejsca i nie znosił żadnego sprzeciwu ani dyskusji ze strony Aldarena. Coś tam słyszał, ale nie przejmował się tym – jego partner miał zaskakującą umiejętność bagatelizowania swoich obrażeń, więc ktoś musiał się tym martwić za niego. Na przykład błogosławiony z aspiracjami do zostania medykiem. Zresztą chyba skrzypek nie stawiał aż takiego oporu – coś tam mówił, ale Mitra bez problemu go usadził i zabrał się do pracy. Wybiegł z domku nawet nie zauważywszy, że Aldaren próbował go powstrzymać.
        Na dworze miał chwilę, aby trochę pomyśleć. W pierwszej kolejności oczywiście myślał o tamtej ranie. Wybity bark… To sporo tłumaczyło. A jego ukochany sam go sobie nastawił! Na pewno dobrze? Będzie musiał to sprawdzić. Niby był to zabieg, który mógł się tylko powieść albo nie, nie było stanów pośrednich, ale on musiał się upewnić. Nie mógł dopuścić do tego, by taki drobiazg mógł mieć jakieś dalsze przykre konsekwencje. Zredukuje opuchliznę i jeszcze raz obejrzy to miejsce.
        Kręcąc kołowrotem przy studni Mitra spojrzał na chatę starej wiedźmy. No tak – pozostała jeszcze ta kwestia… Aldaren zapewnił go kilkakrotnie o tym, że się tym zajmie i porozmawia z Amą, by dała im (mu!) spokój, jednak… Mitra czuł, że to może się nie udać. Czuł, że to trzeba inaczej rozegrać, bo w przeciwnym razie tylko dadzą tej starej jędzy nowy powód do kpin. Niestety, nie miał o niej dobrego mniemania. Miał jednak pewien pomysł jak można by to rozegrać.

        Po powrocie do chatki nekromanta nadal sprawiał wrażenie bardzo skupionego na swoim zadaniu, choć jego ruchy nie były już tak gwałtowne. Nadal jednak łatwo było go podejść – znowu wzdrygnął się, gdy skrzypek dotknął jego policzka, ale nie uciekł. Spojrzał na niego pytająco i cały czas na niego patrzył, gdy ten przyciągnął go do siebie, nie stawiał jednak cienia oporu. Zamknął powieki dopiero tuż przed pocałunkiem, a po wszystkim sprawiał wrażenie, jakby wcale nie chciał tak szybko kończyć. Nie nalegał jednak, a gdy został delikatnie upomniany, uśmiechnął się przepraszająco.
        - Co poradzę, że jesteś dla mnie taki ważny? – zapytał, by jakoś się usprawiedliwić. – Nie chcę byś cierpiał. Nawet jeśli sam to sobie sprawiłeś – zastrzegł, patrząc na niego przez moment wręcz komicznie poważnie. W międzyczasie Aldaren odebrał mu kompres i sam go obrócił. Mitra nie oponował, bo było to rozsądne zachowanie. Skoro jednak przez moment nie miał co ze sobą zrobić, usiadł trochę wygodniej na łóżku, równolegle do leżącego ukochanego, wciągając na posłanie jedną nogę i opierając plecy o ścianę za sobą. Był w idealnej pozycji, by głaskać skrzypka po głowie, co też zaraz uczynił. Wyglądał na zamyślonego.
        - No tak… - westchnął. - Prawie zapomniałem o tym wrzodzie. - Przerwał, spoglądając na skrzypka z troską. - Masz czas się przygotować, by wyjść z tego we w miarę jednym kawałku… A ja po wszystkim poskładam cię tak, by nie było śladu. Wierzę, że dasz radę - zapewnił gorliwie. - Chcesz… Się jakoś przygotować do tego starcia? Poćwiczyć? - upewnił się.
        Mitra dał Aldarenowi czas, by ten odpowiedział jaki ma plan. Wierzył, że będzie to na pewno dobra strategia, bo kto znałby Zabora i jego możliwości lepiej od osoby, która tyle lat miała go za towarzysza, sługę czy czym też ten pomiot nie był. Martwił się, to było widać w wyrazie jego twarzy, jednak nie zamierzał skrzypka od tego odwodzić, wręcz przeciwnie - chciał zapewnić mu wsparcie. A przynajmniej nie być mu ciężarem. A skoro o tym mowa…
        - Ren - zagaił ostrożnie nekromanta, gdy temat demona był już za nimi. - Wydaje mi się… Może się mylę, ale chyba lepiej, bym to ja postawił się Amie? Nie wiem czy ją dobrze rozumiem, ale obawiam się, że jeśli to ty będziesz mówił za mnie, potraktuje mnie jak wymoczka, a ciebie jak nadopiekuńczą kwokę i będzie miała z nas używanie. Może się mylę… Ale spróbowałbym sam ją o to zagadać - zaproponował ostrożnym tonem, zerkając na Aldarena po każdym wypowiedzianym zdaniu, żeby poznać jego reakcję.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W momencie zdejmowania przez Mitrę skrzypkowej koszuli, Aldarenowi również do głowy w tej chwili nie przychodziły różne głupie myśli, jak wtedy, gdy pierwszy raz nekromanta pozbawiał wampira jego górnej części garderoby. Za bardzo się obecnie martwił i wściekał się na siebie, by czymkolwiek się podniecać w obecnej chwili. Miał ogromny żal do siebie, że tak to wszystko wyglądało i wcale nie miał żalu do Amy, że traktowała go jak upierdliwego smarkacza. Jedynie zbłaźniłby się jeszcze bardziej, gdyby próbował jej wyperswadować, że tak nie jest, choć prawdą było, że w ogóle nic nie wydoroślał, ani nie zmądrzał. najlepszym dowodem na to było to, jak naiwny był przyjeżdżając tutaj z Mitrą na wakacje, dobrze znając swojego ukochanego i doskonale wiedząc do czego była zdolna stara wiedźma. I w sumie niebianin również...
        Zabawne jak podobna do siebie była ta dwójka. Oboje uparci i z trudnym charakterem, stanowczy i konsekwentni wobec swoich przekonań, choćby się ich miało kołem łamać i odcinać członki, nic by to nie dało, bo tylko jeszcze bardziej staliby przy swoim. I Ama i Mitra, oboje odpychający i zrażający do siebie przy pierwszym kontakcie, zyskując dopiero przy bliższym poznaniu. Do tego, gdyby uświadomić to tej dwójce, najpewniej nekromanta i wiedźma zakopaliby na moment topór wojenny, tylko po to, by za takie herezje z miejsca ukatrupić skrzypka i dopilnować by nieumarły, pozostał już na dobre umarły. Genialny sposób na unikalne samobójstwo. Co prawda póki co, nie spieszyło się Aldarenowi na tamta stronę, nie mógłby zrobić czegoś takiego Mitrze i go zostawić, ale... zapamiętać na przyszłość można było.
        Aldaren westchnął z rezygnacją, gdy Mitra z marszu zapewnił, że w razie zagrożenia ze strony ukochanego, da sobie radę, że wampir wcale nie musi się o to martwić. Łatwiej jednak było powiedzieć, niż zrobić, bo skrzypek nadal był bardzo zmartwiony tym wszystkim. Chyba nawet nie chodziło o to, czy niebianin zdołałby się przed nim obronić, a raczej o to, że skrzypek w ogóle mógłby chcieć zaatakować swojego partnera. Co prawda wtedy w Thulle praktycznie nic ich nie łączyło, a Aldaren w chwili ataku był głodny i pod wpływem Xargana, ale mimo wszystko... Zaatakował niczego nie spodziewającego się człowieka.
        - Niczego nie obiecuję, najdroższy - odpowiedział na propozycję szturchnięcia nekromanty, gdyby ten znów dał się sprowokować Amie i wciągnąć w jej gierki.
        Po tym w sumie... nie było już za wiele do dyskusji, bo Mitra całą swoja uwagę poświęcił okropnemu siniakowi na ramieniu nieumarłego i choć Aldaren starał się go jakoś uspokoić, że niepotrzebnie się tak martwi, bo wszystko jest pod kontrolą, ten wygonił wampira na posłanie i zaraz wybiegł z chatki. Pewnie nawet nie miał pojęcia w jak wielki szok wprawił skrzypka swoją obecną stanowczością. Lazurowooki parsknął pod nosem z rozbawieniem i zaraz pokręcił głową. Miał pięć wieków na karku, był nieumarłym, krwiożerczym potworem, który jeszcze kilka set lat temu był jednym z największych postrachów wśród mieszkańców podmiejskich wiosek, którym potrafiono straszyć niesforne dziatki, a sporo młodszy od niego niebianin z dziecinną łatwością i bez cienia strachu rozstawiał go po kątach. Zaśmiał się zaraz mocno tym rozbawiony, zwłaszcza, gdy dotarło do niego, że w sumie Mitra od samego początku rządził w ich związku, a wampir mu się bez słowa sprzeciwu podporządkował. Z resztą... jak miałby w tej sprawie dyskutować, skoro dopiero teraz sobie to uświadomił? Nie żeby mu to przeszkadzało, bo aż miło się patrzyło, gdy Mitra wręcz emanował pewnością siebie i stanowczością, gdy byli sami.

        - Wiesz... nieraz by mi się pewnie należało - mruknął i zamyślił się na moment. Chciał jeszcze coś dodać, ale zupełnie odpuścił gdy poczuł dłoń ukochanego, gładzącą go po głowie. Zamknął lekko oczy i się tym rozkoszował, odpuszczając tą dyskusję.
        Była jednak inna, ważniejsza, niż ta odnośnie odczuwania bólu i dobrych tego stron, dotycząca mianowicie konfliktu z Zaborem, który po unicestwieniu Fausta nie zamierzał wrócić do swojego wymiaru, a śmiało sobie poczynał i świetnie się bawił na ulicach Maurii. A raczej pod nimi, bo z tego co słyszał, Zabor głównie widziany był w Katakumbach.
        - Taa... - mruknął niezbyt przekonany tym, że wyszedłby w jednym kawałku z tego spotkania, nawet gdyby miał armię smoków po swojej stronie. W ogóle nie wierzył w to, że uda mu się pozbyć Zabora i jeszcze to przeżyć. Co prawda ostatnim razem dał mu się zaskoczyć... ale demon miał rację - skrzypek był żałosny, bo jedynie udawał wielkiego demonologa godnego noszenia nazwiska van der Leeuw. Daleko mu również było do wojownika z bardzich pieśni, zwłaszcza, że w większości wampir wojował jedynie na dworach arystokracji i wystawnych balach. A to, że umiał sobie poradzić z niebezpieczeństwami podróży, nie miało najmniejszego znaczenia, skoro do walki musiał uciekać się niezwykle rzadko. Chyba... w ogóle by porzucił myśl o jakimkolwiek przygotowaniu się do walki z demonem, skoro wynik i tak był z góry przesądzony na niekorzyść nieumarłego. Jednakże... wtedy Mitra by mu chyba nigdy tego nie wybaczył. Chyba rzeczywiście będzie musiał się jakoś postarać przygotować, żeby chociaż spróbować wyjść jakoś z tego pojedynku. Dla Mitry.
        - Chyba będę musiał, jeśli cokolwiek miałoby zostać do składania - powiedział smętnie i spojrzał na ukochanego. Aż wstyd mu było spojrzeć niebianinowi w oczy, przez to jak beznadziejnym wojakiem był Aldaren. - Te demony, które przyzwałem, w porównaniu do Zabora były niczym pchła na psim ogonie, a jak mnie obtłukły... - westchnął sam sobą strasznie rozczarowany.
        - Ale... pomyślę jak to rozwiązać. Po jutrze. Jutro przecież mieliśmy cały dzień na plaży spędzić - powiedział zaraz, zmuszając się do lekkiego uśmiechu, skierowanego w stronę partnera.
        - Hm? - zapytał, nadal się uśmiechając głupkowato, ale zaraz spoważniał, gdy usłyszał ton ukochanego. Nie na długo jednak, bo zaraz spojrzał na niebianina urażony. - Nie jestem nadopiekuńczą kwoką - jęknął z naburmuszoną miną, jakby rzeczywiście akurat to z całej wypowiedzi blondyna było najważniejsze. Odetchnął jednak i pokręcił głową, lekko się zaraz drapiąc po karku. - Nie wiem... może masz rację. Do tej pory co jej zwracałem uwagę, odwracało się to raczej przeciwko mnie, albo niedługo po tym było jeszcze gorzej. Jeśli czujesz się na siłach, możesz spróbować, ale jeśli nadal nie będzie żadnych zmian... Nie będę cię dłużej męczył przebywaniem tutaj - odparł poważnie, a po tym odwrócił się na bok w stronę błogosławionego by się do niego nieco przytulić. Nie objął go, nie chciał by Mitra czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo, nie chciał go dodatkowo drażnić i stresować. Po prostu leżał na boku, obok niego zwrócony w stronę nekromanty, blisko niego.
        - Zrobię wszystko byś był szczęśliwy i czuł się bezpiecznie - powiedział cicho, wpatrując się hardo, ale łagodnie i bez większego celu we włóka jego koszuli.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Gdyby Aldaren wypowiedział na głos swoje obserwacje i zasugerowałby, że Mitra jest stanowczy i “się rządzi”... On by pewnie nie uwierzył. Wymówiłby się wyższą koniecznością albo tym, że skrzypek był zmęczony i to pewnie przez to mniej waleczny, z czego błogosławiony skorzystał… Albo wymyśliłby coś podobnego. W chwilach przytomności nie wyobrażał sobie, by mógł swoim ukochanym rządzić, lecz faktem było, że pod wpływem silnych emocji stawał się bardzo stanowczy. Uświadomiłby sobie to po fakcie, przypominając sobie swoją reakcję na oświadczyny, to jak szył Aldarena po ataku Zabora, nawet tę sytuację z siniakiem sprzed chwili. Niechętnie przyznałby rację - nie chciał być zaborczy, nie chciał brać Ala pod pantofel, bo wydawało mu się, że w ten sposób robi mu krzywdę i że to on powinien być uległy. Może więc lepiej, że nie znał myśli swojego partnera.

        Mitra był naprawdę mile zaskoczony tym, jak skrzypek za każdym razem w pełni poddawał się pieszczotom - mogło się z nim dziać cokolwiek, ale głaskany momentalnie się uspokajał i poddawał. To było… słodkie. Błogosławiony czasami wykorzystywał to w pełni świadomy efektu, jaki uzyska, ale czasami - tak jak teraz - robił to po prostu, bo sam również miał z tego przyjemność, tym większą, im większa była błogość na obliczu wampira, który w tym momencie przypominał bardzo dużego szczeniaka.
        Gdy temat zszedł na potyczkę z Zaborem, Mitra usłyszał brak wiary we własne siły w głosie skrzypka i z tym większym zaangażowaniem głaskał go po głowie, by okazać mu wsparcie. Również w jego czułym spojrzeniu było widać, że on w niego wierzy i na pewno nigdy nie przestanie. Nie uważał, by była to wiara naiwna - naprawdę był zdania, że Aldaren był zdolnym demonologiem tylko po prostu charakter miał za dobry. Jeśli podczas starcia będzie odpowiednio zmotywowany, na pewno osiągnie sukces.
        Argument o pchłach był zabawny - Mitra parsknął cicho i pokręcił głową.
        - Obiły cię, bo tego chciałeś - oświadczył. - Wybacz mi psychoanalizę, ale wydaje mi się, że po prostu chciałeś trochę oberwać, by odreagować… Naprawdę uważam, że dasz radę. Może te parę dni to dobry moment, aby nauczyć się pokonać przeciwnika, a nie z nim walczyć? Wiesz co mam na myśli: nie dać się wciągnąć w bezsensowną wymianę ciosów, uderzyć raz, silnie i dobrze. Albo… Wymyślić jakieś sprytne sztuczki na niego - dodał, jakby dla niego było to całkiem kuszące rozwiązanie.
        Zbycie dalszej dyskusji wspomnieniem plaży poskutkowało - niebianin przytaknął, zgadzając się, by odsunąć kwestię potyczki na pojutrze.
        - Nie mogę się doczekać, gdy tam dotrzemy - zapewnił z subtelną ekscytacją. - Niewiele mieliśmy czasu na takie prawdziwe randki… - dodał, choć głos mu się lekko zachwiał przy ostatnim słowie, jakby zawstydził się tym wyznaniem. Obrócił lekko głowę. Cóż mógł powiedzieć, że dla niego takie wyjście bez celu, tylko po to by pospacerować w miłym towarzystwie, zdawało się być takie ważne? Wiecznie gdzieś gnali, a wspólne spacery z reguły były po prostu drogą do szpitala, do sklepu, podróżą… A teraz mieli po prostu tak bez celu przejść się na plażę, by tam posiedzieć. Fakt, bliskość oceanu też była nie bez znaczenia - Mitra nigdy nie widział morza z tak bliska i fascynował go ten widok.
        Późniejsza uraza Aldarena na wieść, że zostałby uznany za kwotę, wprawiła Mitrę w wesołość.
        - Nie jesteś - zapewnił go z czułością. - Ani nadopiekuńczą, ani kwoką. Jesteś moim ukochanym, oddanym szczeniaczkiem - oświadczył, w końcu mówiąc to, co od tak dawna chodziło mu po głowie. Już kiedyś porównał skrzypka do pieska… Ale chyba nigdy aż tak bezpośrednio.
        Mitra sprawiał wrażenie rozluźnionego, spokojnego - jakby podjęte przez nich decyzje w kwestii ewentualnego treningu Aldarena i rozmowy z Amą sprawiły, że poczuł się w końcu bezpiecznie. Oparł głowę o ścianę za sobą i słuchał dalej swojego ukochanego, leniwie mierzwiąc mu włosy. Ponownie spojrzał na ukochanego, gdy ten wspomniał, że odejdą, jeśli zachowanie wiedźmy nie ulegnie zmianie. Przyglądał mu się bacznie, jakby jeszcze rozważał swoją odpowiedź i być może dyskutować, ale w końcu znowu się rozluźnił i uśmiechnął.
        - Nigdzie nie wyjedziemy - oświadczył szeptem. - Jestem szczęśliwy i czuję się bezpiecznie tam, gdzie ty jesteś, dzięki tobie.
        Błogosławiony spojrzał na Aldarena. Jak rozkosznie wyglądał, gdy tak leżał i patrzył przed siebie z takim czystym uporem w oczach.
        - Ren… - odezwał się do niego ostrożnie Mitra. Skrzypek na pewno znał ten ton, to “chciałbym, ale boję się”, które towarzyszyło zawsze propozycjom, które w pewien sposób naruszały ich do tej pory opracowaną równowagę. - Przytul się, jeśli masz ochotę. Śmiało, lekarz zezwala - zaproponował, odsuwając rękę, by umożliwić skrzypkowi zajęcie lepszej pozycji. Mówił z przekonaniem, nie było słychać strachu w jego głosie. W sumie Aldaren już kiedyś trzymał głowę na jego udach, czego więc miał się obawiać?
        - Naprawdę nie powinieneś myśleć, że jest mi tu źle - oświadczył, gdy już skrzypek się umościł. - Wcale tak nie jest. Mamy komfortowe miejsce do spania, okolica jest naprawdę piękna, tak jak mi obiecywałeś, a ja cieszę się, że mogę tu z tobą być, na naszych prawdziwych wakacjach. Nie przejmuj się Amą, nie przejmuj się tym co zaszło w mieście. Wiesz jaki jestem, szybko wpadam w gniew i trudno nade mną wtedy zapanować… Ale naprawdę jestem szczęśliwy, że tu z tobą jestem. I nie chcę wracać. Chcę, by te wakacje trwały jak najdłużej - zapewnił całkowicie szczerze.
        - A gdy już dojdziesz do siebie, co powiesz na spacer po okolicy? - zaproponował po chwili. - Chętnie nacieszyłbym się pięknymi widokami w twoim towarzystwie… Ale możemy poczekać z tym do wieczora - zastrzegł, gdyby Aldaren nie chciał już tego dnia wyłazić na słońce. Zrozumiałby to, w końcu trochę się teraz nadwyrężył, a przebywanie w świetle dnia na pewno by mu nie pomogło w regeneracji.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdyby to zależało od wyłącznie od wampira, cały czas domagałby się atencji ze strony ukochanego. Jak dziecko. Choć w młodości mu raczej uwagi nie brakowało. Można by się nawet pójść o krok dalej i odważyć się na stwierdzenie, że ze strony Fausta miał jej nawet stanowczo za dużo. Gdy Aldaren był jeszcze człowiekiem, starszy wampir zachowywał się po porostu jak bardzo nadopiekuńczy ojciec swojego jedynego dziecka, którego tak długo wyczekiwał. I choć lazurowooki był rozpieszczany, miał wszystko czego tylko zechciał, nawet egzotyczne owoce i słodycze sprowadzane z drugiego końca Łuski, to jednak Faust stanowczo ograniczał przygarniętego chłopca. Praktycznie nie mógł samemu opuścić zamczyska, a jak już mógł z kimś nawiązać znajomość, to tylko z tymi, których jego Mistrz zapraszał do swojej rezydencji albo gdy to oni zostali zaproszeni na wieczorek u kogoś z nieumarłej śmietanki. Ale i tak najgorzej było po przemianie, bo to wtedy Faust zrobił się prawdziwie zaborczy.
        Kłamstwem więc byłoby stwierdzić, że to przez brak zainteresowania jego osobą był teraz takim pieszczochem, co prawda wyłącznie Mitry, ale mimo wszystko. A może... to właśnie przez to, że w przeszłości był w raczej toksycznym związku, teraz tak bardzo pożądał czułości ze strony ukochanej osoby? Naprawdę najchętniej by po prostu tak leżał, przywiązał rękę niebianina do swojej głowy, by ten nigdy nie przestawał go tak głaskać. Ale ze względu na to, że dzieciństwo i ogólnie przeszłość Mitry nie obfitowała w szczęśliwe chwile, był zmuszany do wielu paskudnych rzeczy, Aldaren wolał być bardziej powściągliwy i usilnie starał się nie być nachalny wobec ukochanego. Dlatego więc z taką łatwością oddawał się każdej pieszczocie ze strony partnera i to jeszcze w takim stopniu, że nie liczyło się dla niego nic więcej w takiej chwili prócz Mitry i jego czułości, nawet jeśli obok miały się otworzyć wrota do Czeluści, albo Prasmok miałby się przebudzić ze swojego snu.
        Było Aldarenowi niezwykle dobrze, choć nieco spochmurniał na nowo, gdy poruszyli temat Zabora, a dokładniej kwestię pozbycia się demona zmarłego mistrza lazurowookiego raz na zawsze. Spojrzał na ukochanego, gdy ten się zaśmiał. Był lekko zaskoczony ta reakcją, bo nie do końca wiedział o co Mitrze chodziło.
        - Uhmm... Może masz rację - odpowiedział zaraz się nad tym zastanawiając. Choć nie było się nad czym zastanawiać, bo przecież Mitra dobrze to podsumował, ale Aldaren nie chciał otwarcie się do tego przyznawać. Wyszedłby na hipokrytę, bo przecież niebianinowi zabronił się samookaleczać, a sam dał się stłuc swoim demonom na kwaśne jabłko. I to przez to, że był lekko zdenerwowany. Słuchał przez cały czas ukochanego, jego pełnych wiary w wampira słów, lecz nieumarły przyjmował je raczej z powątpiewaniem. A przynajmniej do momentu, aż Mitra nie zaproponował, by pokonać demona nie walcząc z nim. Aldaren był naprawdę zaskoczony tymi słowami i nie chodziło o to, że miały filozoficzny wydźwięk, w to że Mitra był inteligentny nigdy nie wątpił, ale... Mitra nigdy nie walczył. A przynajmniej nigdy nie wspominał o tym, by kiedykolwiek stawał z kimś do pojedynku. Jego słowa godne były prawdziwego taktyka. O ile Aldaren wątpił w znalezienie słabego punktu Zabora i uderzenie w nie z całej swojej siły, by położyć demona jednym ciosem, o tyle pokonanie go nie walką, a jakimś sposobem wydawało się dobrym pomysłem. Będzie musiał trochę poczytać i popracować nad swoimi umiejętnościami demonologa, skoro siła nie na wiele mu się zda.
        Zajmie się tym w najbliższym czasie, tak jak powiedział Mitrze - zajmie się tym pojutrze, bo następnego dnia czekała ich wyprawa nad morze. Był wdzięczny Mitrze, że dzięki niemu wiedział, od czego przynajmniej zacząć swoje przygotowania do potyczki z Zaborem, a przez to i oczywiście przez bliskość ukochanego humor mu się ponownie nieco poprawił. Ba! Aldaren nawet zaczął wierzyć, że naprawdę miał szansę na powodzenie w starciu z Zaborem.
        - Czy ja wiem... Bardzo mi się podobała randka w Nimerin - powiedział pogodnie i szczerze, patrząc z oddaniem na błogosławionego i się lekko do niego uśmiechając. Urocze było to jak Mitra się zawstydził, ale chyba Aldaren był już stanowczo za stary na "randki" i tego typu rzeczy, bo jutrzejszej wyprawy na plażę w ogóle nie odbierał jako randki. Chciał Mitrze sprawić przyjemność pobytem nad szumiącym oceanem, z dala od Amy i Tartos, tylko we dwoje. Spędzić wspólnie miło czas. Zaświtała mu w głowie pewna myśl, przez którą uśmiechnął się nieco przebiegle, ale wyszła kwestia związana z wyjaśnieniem sobie z Amą kilku rzeczy, no i Aldaren naburmuszył się przez to, że miałby zostać nazwany kwoką. Nawet nadął butnie policzki, patrząc groźnie na nekromantę, a jego wesołość była niemalże balsamem kojącym jego siniaki i serce. Stanowczo Mitra powinien się częściej uśmiechać. Do twarzy mu było z uśmiechem. Co prawda jeden uwieczniony cały czas nosił w wewnętrznej kieszonce swojego płaszcza, ale ten niezbyt często widziany na twarzy niebianina na własne oczy, był bez porównania piękniejszy od tego na papierze. Bo gdyby zechciał posmakować tego uśmiechu, o wiele łatwiej jest to uczynić w rzeczywistości, niż namiętnie obściskiwać się z rysunkiem. Już nie wspominając o tym, że z fizyczną osobą, a nie narysowaną było to bardziej... normalne.
        - Czekaj... szczeniaczkiem? - parsknął rozbawiony, patrząc na ukochanego z psotnymi iskierkami w oczach. Nie codziennie słyszał takie określenia pod swoim adresem i o ile mógłby się zgodzić z tym, że był "jego", "ukochanym" i "oddanym", o tyle nie do końca rozumiał skąd Mitrze przyszedł do głowy ten szczeniaczek. Był naprawdę rozbawiony tym porównaniem i zainteresowany jego genezą.
        - Wiesz, nie dziwiłbym się, gdybyś nazwał mnie wielkim złym wilkiem, albo przerośniętą pijawką, czy zmutowanym komarem... grrrr... - zawarczał robiąc groźną, szczerzącą kły minę i rozczapierzając zgięte palce, niby jakieś dziwne pazury, ale zaraz się zwyczajnie przez to roześmiał. Może gdyby Mitra był bardziej... otwarty na niespodziewane wygłupy naruszające jego niedotykalność, Aldaren zdecydowałby się go teraz przyatakować znienacka i go połaskotać, ale że Mitra to Mitra, wampir odpuścił sobie tego typu okrutne wobec niebianina pomysły i stanowczo zbyt niebezpieczne dla zdrowia i nie-życia nieumarłego.
        - Dziękuję, mój ukochany aniele, miło, że tak sądzisz - powiedział, również się delikatnie uśmiechając. Nie chciał kontynuować tego tematu, bo on i tak zamierzał zrobić to, co zadecyduje Mitra, a to co zdecyduje się dopiero okaże po rozmowie z Amą. Nie wątpił, że może się okazać, iż po niej nekromanta będzie chciał wracać do domu. Z Mitrą nigdy nic nie wiadomo. Nie można było powiedzieć, że z błogosławionym jest nudno.
        Wampir odetchnął głęboko i przewrócił się, leżąc teraz na boku, twarzą skierowany w stronę swojego partnera i jak najbliżej niego z zachowaniem jednak względnej odległości od niego, by nie naruszać strefy komfortu blondyna. Wpatrywał się przez chwilę tępo we włókna jego odzienia, jakby coś rozważając albo je licząc, lecz w końcu po prostu przymknął oczy, by może rzeczywiście nieco odpocząć. Chociaż pół godzinki, bo przecież i tak trzeba będzie za niedługo pomyśleć o jakimś obiedzie dla Mitry.
        - Mmm... - mruknął na znak, że słucha partnera, gdy ten go wezwał. Zaraz jednak otworzył oczy i podniósł się, wspierając na łokciu, aby spojrzeć na ukochanego, zaalarmowany tonem z jakim odezwał się blondyn. Słysząc jednak jego słowa, aż mu serce w piersi urosło. Zrobiło mu się naprawdę niezwykle miło, gdy Mitra zezwolił mu się przytulić i z czystą przyjemnością miał ochotę to uczynić, jednakże... miał jakieś dziwne wrażenie, którego nawet nie umiał zidentyfikować. Niby nie wyglądał jakby się obawiał tego, ale z drugiej strony... może się tylko wampirowi wydawało, ale miał wrażenie, że mimo to jakiś spięty był Mitra. Po takiej propozycji odmowa nie wchodziła czy zbycie tej prośby nie wchodziło w grę, bo pewnie sprawiłby niebianinowi jedynie przykrość. Natomiast gdyby położył głowę na jego udzie, brzuchu czy piersi... jego ukochany mógłby się nie czuć zbyt komfortowo przez takie naruszenie jego przestrzeni osobistej. Zdecydował się więc na najbezpieczniejsze chyba w tej sytuacji rozwiązanie - oparł głowę na ramieniu blondyna. Westchnął cicho z ukontentowaniem. Było mu naprawdę dobrze w tej pozycji, bo niby miał jakąś tam bliskość z Mitrą, a jednak nie naruszał aż tak brutalnie jego strefy komfortu. Powinno być w porządku. Co prawda w każdej chwili Aldaren był gotów na to by się odsunąć, gdyby padły takie słowa ze strony ukochanego, ale póki co po prostu tak na wpół leżał. Po... ostatnich wydarzeniach i tym co przeskrobał poprzedniego dnia, wolał nie przesadzać. Naprawdę zależało mu na tym by Mitra czuł się dobrze, Aldaren nie chciał być dla niego utrapieniem.
        Nie zamykał już oczu, nie chciał by zdarzyło się tak, że on zaśnie, a Mitra go wtedy poprosi o odsunięcie się i wampir nie będzie mógł tego spełnić, bo nieumarły będzie drzemał. Przez to niebianin poczuje się nie pewnie, może nawet będzie zaniepokojony tym, że skrzypek będzie go "na siłę" trzymał przy sobie, wbrew woli blondyna, który znienawidzi jakąkolwiek bliskość ze strony Aldarena, wybuchnie kolejna kłótnia i o ile się nie rozstaną, na pewno wrócą do punktu wyjścia, gdy opuszczali Thulle, że Mitra nie dawał się do siebie zbliżyć, dotknąć, nie zdejmował przy lazurowookim maski, tak jak przy wszystkich innych.
        "Uspokój się!" - Aldaren skarcił sam siebie w myślach i odetchnął głęboko. Skupił się na słowach ukochanego, by nie dać się znów ponieść paranoi. Przecież tyle razy już się z Mitrą kłócili, tyle razy Aldaren swoim zachowaniem przesadził tak, że ich związek wisiał na włosku, a nigdy nie było sytuacji, by cofnęli się na sam początek. Co prawda po ten sytuacji ze skrzydłami... sporo się cofnęli, nie trudno było zauważyć, że Mitra znów był bardziej powściągliwy i ostrożny z odkryciem przed wampirem choćby niewielkiego kawałka swojego nadgarstka, już nie wspominając o tym, że raczej chodził po tym w odzieniu wyłącznie z długim rękawem, ale ich relacja na pewno nie cofnęła się do samego początku.
        - Niestety... ale wychodzi na to, że cię okłamałem - powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej, już nie opierając głowy na ramieniu ukochanego. Spojrzał na niego z lekkim smutkiem i wyrzutami sumienia. - Okolica wcale nie jest tak piękna jak ci o niej opowiadałem, jak ją zapamiętałem. Przy tobie nawet najbardziej zjawiskowy wschód słońca i najbardziej zapierająca dech w piersi pełnia tracą cały swój urok. Żaden z tych widoków, o których ci opowiadałem, jakie pamiętałem z tych okolic w żadnym stopniu nie mogą równać się z twoim pięknem, a już szczególnie gdy twe lico pogrążone jest w głębokim się, a słońce przeplata swe promienie przez twe złociste kosmyki i tańczy figlarnie na twojej skórze - powiedział szczerze, z prawdziwym oddaniem w głosie i westchnął zawiedziony tym, że najprawdopodobniej kolejny raz rozczarował ukochanego swoim kłamstwem, nawet jeśli to kłamstwem wcale nie było, bo przecież widoki zapamiętane z tej okolicy rzeczywiście były przepiękne i oszałamiające, ale prawdopodobnie tylko dla tych, którzy nie byli zakochani, bo przecież dla prawdziwie zakochanych jedynym najpiękniejszym widokiem w całym ich życiu jest ich partner, poza którym świata nie widzą.
        - Wieczorem będzie chłodno i nie będziesz nic widział, nie będziesz mógł podziwiać widoków. Zaraz pójdziemy tylko najpierw coś zjesz - zarządził wampir i się lekko uśmiechnął do niebianina. Zsunął się z łóżka i się przeciągnął, nieznacznie się krzywiąc. Przyłożył dłoń do spuchniętego, sinego ramienia i pokręcił barkiem kilka razy. Po tym poszedł do swojego bagażu by założyć czystą koszulę. Trochę mu zajęło zapięcie guzików przez lekko mrowiejącą rękę, ale nie było na co się uskarżać. "Zagoi się jak na psie" - pomyślał i zaraz się uśmiechnął do siebie pod nosem. Chyba rzeczywiście bliżej mu było do psa niż pijawki. Ciekawe co by było, gdyby był wilkołakiem, a nie wampirem.
        Zarzucił na ramiona swój płaszcz, nie wsuwając rąk w rękawy, bo przecież w domu Amy i tak go z siebie zdejmie. Zaciągnął kaptur na głowę i spojrzał na Mitrę.
        - Zawołać cię, gdy już będziesz miał obiad gotowy czy przynieść ci go tutaj? - zapytał, wychodząc z założenia, że Mitra raczej nie będzie chciał iść z nim do domu Amy, po tej sprzeczce. Może uda mu się wyżebrać od Amy trochę czarniny jeśli jeszcze została, na pewno szybciej wampir doszedłby do siebie i nie musiałby dłużej już martwić ukochanego. Albo może będzie miała jakieś mazidło, od którego te siniaki mu szybciej znikną. Mógłby przez to Mitrze udowodnić, że naprawdę nic mu już nie jest, nawet jeśli miałoby to być niewielkie kłamstewko. Nie chciał, by Mitra przez niego przedwcześnie osiwiał.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Czyżby Aldaren pod wpływem głaskania lekko przysypiał? Mitra zauważył, że od momentu, gdy zaczął go głaskać, odpowiadał coraz krótszymi zdaniami i z coraz większymi przerwami. To… Było słodkie. Naprawdę, bardzo słodkie. I chociaż nekromanta czasami wolałby usłyszeć coś więcej, zdecydowanie wygrywała w nim chęć dopieszczania partnera, nawet jeśli to co robił było tak prostą czynnością. Skoro tak dobrze działało…
        - No tak, ta w Nimerin była przyjemna - zgodził się z nim cicho błogosławiony, wracając myślami do tamtego wieczoru. Szczególnie wyraźnie w jego pamięci odcisnęła się tamta rozmowa na temat picia krwi, którą odbyli wieczorem w pokoju - wydawało mu się, że był to ten jeden z niewielu momentów, gdy przesunęli odrobinę swój związek do przodu bez wcześniejszych albo późniejszych awantur. No i był jeszcze ten spacer i wizyta na wieży… Tak, tamten wieczór był bardzo miły - Mitra przypominając go sobie aż się rozpogodził, a subtelny rumieniec zaczął cofać się z jego policzków.

        Mitrze wydawało się, że popełnił jakąś gafę. Czy nazwanie Aldarena szczeniaczkiem było takie dziwne? Może powinien to zachować dla siebie? Ale… Naprawdę miał takie skojarzenie. Chociaż… tyle dobrego, że jego ukochany nie wyglądał na obrażonego - po prostu go to bawiło. Może więc da radę obrócić to w żart? Ale niech to, jak mu oczy iskrzyły… Aż nabierało się ochoty na zabawę z nim, gdy był taki psotny. Krew w żyłach błogosławionego lekko się wzburzyła pod wpływem tej refleksji, ale całe szczęście Aldaren poprowadził rozmowę dalej, nastawiając jego myśli na właściwe tory.
        - Ej! - obruszył się lekko, po czym delikatnie pacnął skrzypka po dłoniach udających szponiaste łapy. - Komarem to mogą cię nazywać te głupki z Maurii, dla mnie jesteś szczeniaczkiem - upierał się przy swoim. Wyglądał na odrobinę nabzdyczonego, ale zaraz został udobruchany, gdy skrzypek mu podziękował. Zaraz też wrócił do głaskania go po głowie, czyniąc to z nowym zaangażowaniem.
        - Nie jesteś zły - oświadczył. - Wielki… Może tak. Większy ode mnie w każdym razie. Ale jesteś czasami takim uroczym pieszczochem. Jesteś taki wierny i ekscytujesz się jak… jak szczeniaczek właśnie, tak czysto i szczerze. I psocisz, tak jak wtedy, gdy mi się oświadczyłeś - dodał w sposób bardzo dobitny, jakby to był najpotężniejszy argument, po którym Aldaren nie miał szans się obronić. Tak, udało mu się odzyskać rezon i teraz nie zamierzał się już wycofywać z tych słów o szczeniaczku. A jeśli jego ukochanemu się to ostatecznie spodoba to może czasami będzie wracał do tego określenia.
        No ale naprawdę, czy nie przypominał małego słodkiego pieska, gdy tak leżał skulony przy jego boku, taki ufny i zadowolony z tego, co otrzymał, nie domagając się więcej? I pomyśleć, że właśnie taka postawa z jego strony sprawiała, że Mitra pozwalał mu na drobne przesuwanie granic i sam nabierał ochoty na przytulanie się. Stąd między innymi jego propozycja… Która została przyjęta dość ekspresyjnie.
        - No nie patrz tak - zganił lekko wampira, bo ten gdy tylko się podniósł wyglądał, jakby Mitra zaczął mówić w innym języku. Później jednak zrobił absolutnie cudowną minę - miał szeroko otwarte, błyszczące oczy, uśmiechał się, po prostu wyglądał na przeszczęśliwego. I jak tu go nie kochać? Mitra ledwo się powstrzymał, by go nie złapać i nie przygarnąć do swojej piersi, przytulić tak mocno jak to tylko możliwe i nie wypuszczać aż całkiem opadnie z sił… Ale całe szczęście się opanował. Nie mógł wysyłać Renowi mylnych sygnałów, to byłoby z jego strony podłe.
        W końcu skrzypek oparł się na jego ramieniu, a Mitra - dalej kierowany czułością, która w nim wezbrała - objął go i przytulił do siebie. Cicho westchnął, jakby było mu dobrze… Nie, nie “jakby” - naprawdę było mu dobrze. Czuł się komfortowo, bo z jednej strony otrzymywał tyle czułości, ile był w stanie dobrze przyjąć, a z drugiej wydawało mu się, że Aldaren też nie jest w tym momencie specjalnie poszkodowany… No wiadomo, mogło być lepiej, ale to jeszcze nie był ten czas, choć Mitra bardzo by chciał, aby to wkrótce się zmieniło. Na razie jednak pozostało mu cieszyć się tym, co miał.
        Wieść o kłamstwie zaniepokoiła błogosławionego do tego stopnia, że poluźnił swoje objęcia i spojrzał na skrzypka niemal natychmiast wymownym spojrzeniem - “obyś miał dobre wytłumaczenie albo szybko przyznał się, że to tylko słaby żart”. Trochę zmarkotniał na wieść, że chodzi o lokalne krajobrazy, które miały wcale nie być takie piękne - cóż, przeżyje to. Choć wydawało mu się, że wcale nie były złe, jemu się bardzo podobały. Szczególnie gdy stało się tak, aby jednym kątem oka widzieć góry, a drugim bladoniebieski widnokrąg w miejscu, gdzie niebo spotykało się z morzem… Nie był jednak zupełnie przygotowany na to, że to był sprytny wstęp do komplementu. Z początku wyglądał na zaskoczonego, jakby nie umiał tak szybko łączyć wątków, ale zaraz wszystko do niego dotarło, a reakcja była… ciekawa. Najpierw Mitra głęboko nabrał tchu, zszokowany, później wyraz jego twarzy złagodniał przybierając wyraz czułości i wdzięczności, a na koniec jego policzki pokryły się rumieńcem. Błogosławiony zasłonił całą dolną połowę twarzy dłońmi i obrócił głowę, zawstydzony.
        - Już nie przesadzaj… - bąknął. Ale nie gniewał się, choć przecież Aldaren komplementował jego urodę, czego Mitra do tej pory nie przyjmował dobrze. Tym razem nie miał z tym problemu. Po prostu… tego było za dużo na raz, a on jeszcze nie wierzył w siebie tak bardzo, by przyjąć wszystko tak o, z radością.
        Błogosławiony ostrożnie przeniósł wzrok z powrotem na swojego ukochanego, jakby sprawdzał czy wystarczy mu na to śmiałości. Nie starczyło, bo zaraz ponownie spojrzał w bok, ale zabrał już dłonie od twarzy. Jego policzki nadal były lekko czerwone.
        - Dziękuję - powiedział cicho. Chciał odpowiedzieć jakoś zaczepnie, ale jak to już wcześniej bywało, nie znalazł w porę żadnej błyskotliwej odpowiedzi. - Ale pozwolisz, że sam ocenię czy te widoki są cokolwiek warte, hm? - zaproponował, w końcu zbierając w sobie dość odwagi, aby popatrzeć na Aldarena.
        - Dobrze, proszę pana - odparł już rozbawiony, gdy wampir ułożył im plan na resztę tego dnia. Wodził za nim kochającym i troskliwym wzrokiem, siedząc na łóżku i nie przeszkadzając podczas prób samodzielnego ubrania się. Nie odzywał się, aż nie został zapytany.
        - Wiesz co… - Mitra lekko się zawahał, rozglądając się po ich wspólnej izbie, jakby rozważał jakąś opcję. - Idź, a ja przepiorę sobie parę ciuchów, skoro już tu wodę przywlokłem i wtedy do ciebie dołączę. Co ty na to? - upewnił się takim tonem, jakby sam uważał to rozwiązanie za genialne. - Tobie też coś wyprać? - dodał troszkę zaczepnie. Można by się zastanowić co też strzeliło mu do głowy, bo przecież nie należał do osób specjalnie dbających o porządek, jednak to miało sens. Po pierwsze: choć był strasznym bałaganiarzem, nie był flejtuchem, który nie dba o własną higienę, a po drugie: nie zabrał ze sobą tylu ubrań, by codziennie mieć coś świeżego, logiczne było więc, że kiedyś nadejdzie moment prania. A chociaż wiedział, że gdyby tylko wyraził taką chęć to Aldaren chętnie zrobiłby to za niego, chciał trochę sam o siebie zadbać. I o niego przy okazji też. W końcu nie był niedołężny, a co mogłoby być trudnego w praniu? Fakt, że to odwlekało trochę w czasie ponowne spotkanie z Amą i jednocześnie nie było jawnym ukrywaniem się przed nią dodatkowo świadczył na korzyść takiego rozwiązania.
        - Idź, zaraz do ciebie dołączę - zachęcił, wstając z łóżka i podchodząc do Aldarena. Dał mu buziaka na odchodnym, a gdy został sam, zabrał się dziarsko do roboty. Nie przebierał swoich ubrań, zamierzał wyprać wszystko jak leci, zostawiając tylko jeden komplet, bo musiał w czymś chodzić aż to nie wyschnie. Gdy ręce miał zajęte robotą dotarło do niego to, co stało się przed chwilą. Że przyjął komplement na temat swojego wyglądu. Bez paranoi, wstydu, złości, strachu. Że… podobało mu się to. Ta myśl bardzo go uderzyła i na moment zamarł nad miską z wodą w całkowitym bezruchu. Przypomniał sobie tamte słowa i nawet teraz, gdy świadomie o nich myślał, nie wywoływały w nim negatywnych odczuć. Nawet pod ich wpływem spojrzał w mętne mydliny w misce, jakby chciał sprawdzić czy naprawdę wygląda tak jak powiedział skrzypek, ale nie dostrzegł swojego odbicia. Myślał jednak o tym bardzo długo, hołubiąc nie tylko romantyczny gest swojego partnera, ale i swoją reakcję na to. Uznał to za swój maleńki sukces i nadzieję, że może kiedyś to stanie się dla niego naprawdę naturalne. Że może kiedyś będzie normalnie.
        Po wypraniu wszystkiego, co było do wyprania, Mitra przywdział maskę, po czym wyszedł z chatki. Wodę z mydlinami wylał byle gdzie na trawę, a później z miską pełną czystych rzeczy poszedł w miejsce, gdzie Ama miała rozciągnięte sznury do suszenia prania. Rozwiesił wszystko jak leciało - może doświadczona gospodyni zrobiłaby to lepiej, bardziej efektywnie, ale i tak poszło mu całkiem sprawnie jak na to, że sam nigdy nie sprzątał. To było jednak trochę łatwiejsze niż gotowanie.

        Gdy więc za jakiś czas Mitra wkroczył do chatki Amy - choć nie zrezygnował ze swojej maski i trochę ostrożnego poruszania się w towarzystwie tej starej prukwy - wyglądał na zadowolonego i spokojnego, a nie jak kot, który nie ma gdzie zwiać. Swoim zwyczajem zignorował wiedźmę i od razu podszedł do Aldarena.
        - Jestem - oświadczył cicho, opierając się o blat obok niego i zerkając na jego poczynania. - Jak ci idzie? Co to?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słysząc, że Mitra nawet nie próbował się zapierać, że nigdy nie byli na randce, Aldaren uśmiechnął się pod nosem tryumfalnie. Znaczy i tak już był bardzo zadowolony, przez to jak mu przyjemnie było od głaskania Mitry. Co prawda przechadzka po Nimerin wcale nie zaczęła się tak sielankowo, jak można by się spodziewać po spacerze dwójki zakochanych, bo przecież Aldaren z powodu głodu miał wtedy dość poważne problemy ze sobą i był rozdrażniony, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie było im obu wtedy bardzo miło. Zwłaszcza, że wampir zdecydował się spłatać ukochanemu wtedy psikusa przy okazji, jak byli w baszcie i wyskoczył przez okno, popisując się swoimi umiejętnościami, brakiem piątej klepki i swoimi pięknymi, połyskującymi w świetle księżyca refleksami, kruczymi piórami. Z chęcią powtórzyłby taki wypad...tylko po wcześniejszym zaspokojeniu głodu, by oszczędzić Mitrze wszelkich nieprzyjemności i by w pełni się rozkoszować wyłącznie przechadzką z ukochanym. No i oczywiście trzeba by się zastanowić jak to zrobić, by i w Maurii nadal praktykować wychodzenie na randki. Bo czemu mieliby to robić wyłącznie okazyjnie, podczas wspólnych podróży daleko poza granicami Państwa Umarłych?

        - Dobrze już nie bocz się tak - zaśmiał się z rozbawieniem wampir, gdy Mitra przystąpił do zaciekłej obrony swojej opinii o tym, że Aldaren był podobny do szczeniaka. Ugryzł się przy tym w język, by nie powiedzieć czegoś o bzykaniu nad uchem Mitry i podgryzaniu go w środku nocy w odniesieniu do tego, że bliżej było mu do komara, niż małego i uroczego pieska. Oj za taki komentarz nie wiadomo czy uszedłby z życiem.
        - A może to ty jesteś mniejszy? - obrócił słowa Mitry przeciwko niemu, nie kryjąc przy tym łobuzerskiego uśmieszku, który wkradł się w tej chwili na twarz nieumarłego. No bo czemu niby miało być na niego, że to on jest "za duży"? Zaraz jednak przypomniał sobie o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym. Pokręcił głowa i się uśmiechnął czule do blondyna, nadal nieco rozbrojony tym, że miał być niby podobny do szczeniaka. - A jak mam nie psocić, gdy przy tobie czuję się jak smarkacz? Chciałbym przeżyć przy tobie drugą młodość, mimo tych moich pięciuset lat na karku - powiedział łagodnie i przymknął z przyjemności oczy przez to jak był przez Mitrę głaskany.
        Oczywiście miało to być sprytne odwrócenie uwagi niebianina od tego wcześniejszego, może nieco złośliwego pytania wampira. Aldaren nie chciał mu sprawić tym żadnej przykrości, po prostu miał nadzieję się z ukochanym nieco podroczyć, ale sobie przypomniał (niestety już po wypowiedzeniu tych słów), że nie będzie więcej łapał Mitry za słówka. Cóż... będzie to strasznie trudne do wykonania, ale skrzypek zrobi co w jego mocy, by ostatecznie pozbyć się tego procederu raz na zawsze. Dla dobra ukochanego, jego komfortu i dobrego samopoczucia.
        I tak Aldaren może by usnął od tego miarowego głaskania po głowie, lecz to co powiedział Mitra i że wcale nie żartował, skutecznie sprawiło, że skrzypek się rozbudził. Spojrzał na niego niepewnie, a gdy okazało się, że słowa niebianina nie były wyłącznie wytworem chorej wyobraźni nieumarłego, ten rozpromienił się niemal od ucha do ucha i przytulił się do partnera. Co prawda z boku mogło to wyglądać na nieznaczące oparcie się jedynie głowa o niego, ale Aldaren nie chciał wystawiać komfortu psychicznego blondyna na próbę. Wolał też nie ryzykować sprawdzaniem na ile by mu Mitra pozwolił w tym przytuleniu się. Fakt, pragnął czegoś więcej, pragnął się do niego przytulić całym sobą, objąć go w pasie i przygarnąć do siebie, oprzeć głowę na jego udach i się zdrzemnąć czy tak się położyć z Mitrą, by ten leżał mu na brzuchu, na "kanapkę", ale obawiał się, że to mogło być stanowczo za wiele dla nekromanty. Nie ważne co z tego wybrałby wampir. Wychodził z założenia, że oparcie głowy na jego ramieniu było najlepszym rozwiązaniem. Niebianin nie będzie się aż tak mocno stresował, a skrzypek będzie miał jakiś substytut prawdziwej bliskości dwóch zakochanych w sobie osób. I chyba nawet nie potrzebował więcej, zwłaszcza, że zaraz otrzymał dowód na to, że i Mitrze było w tej chwili bardzo miło. Lepszej nagrody za swoją decyzję nie mógłby sobie wymarzyć.
        - Hm? - mruknął, lekko przekrzywiając głowę, nie do końca rozumiejąc z czym miałby przesadzać i po co w ogóle miałby to robić w odniesieniu do ukochanego. Zaraz jednak zorientował się po zachowaniu Mitry, że... chyba powiedział coś nie tak, inaczej niebianin nie byłby przecież taki...zakłopotany? Rumienił się, ale wcale nie patrzył na nieumarłego i trochę to Aldarena zaczynało niepokoić. Mógłby spróbować udawać, że nic nie powiedział albo przeprosić Mitrę, choć nie był pewien do końca za co, jednakże nekromanta w końcu podniósł na niego swoje spojrzenie. Skrzypek się łagodnie do niego uśmiechnął, nadal nieco zdezorientowany, gdy błogosławiony mu podziękował. Powstrzymał w sobie chęć zgarnięcia mu włosów za ucho i pogładzenia przy tym palcami jego policzek. Trzymał ręce przy sobie i postanowił przyjąć taktykę obronną pod tytułem "zapomnieć o tym co zostało powiedziane". Powinno być dobrze.
        - Oczywiście. Sam jutro ocenisz czy było warto pokonać taki szmat drogi - powiedział łagodnie, zgadzając się z propozycją Mitry by to jemu zostawić kwestię oceny czy okolica jest piękna, czy raczej nie koniecznie.
        - Hehe, w porządku. Wybacz za kłopot - odparł lekko zakłopotany, co chciał zamaskować uśmiechem na twarzy. Naprawdę żałował tego co się stało, jak się zachował i że narobił Mitrze tylko problemów. Nadal mu było strasznie głupio i chyba szybko nie przestanie tak być. Manto, które zostało mu spuszczone przez jego własnoręcznie przyzwane demony stanowczo mu się należało. Szkoda tylko, że Mitra musiał być tego świadkiem. Wampir narobił mu tylko niepotrzebnych zmartwień.
        Spojrzał na ukochanego i uśmiechnął się do niego łagodnie, machnąwszy niedbale ręką na jego propozycję wyprania przy okazji ubrań skrzypka.
        - Nie ma takiej pot... - zaczął, lecz zaraz skierował wzrok na swoje ubranie i w stronę swoich bagaży. Nie brał zbyt wielu ubrań na tę podróż, bo wychodził z założenia, że zawsze można było je względnie przeprać w jakiejś rzece czy jeziorze, a teraz wychodził z założenia, że po co prać, skoro można kupić nowe, ale... byłoby to zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto. Miał przecież dobre ubrania, nie zniszczone, ani nic tych rzeczy, jedynie lekko przybrudzone w trakcie podróży, a to kurzem, a to pyłem i innym brudem. Nie było sensu wydawać niepotrzebnie pieniędzy, zwłaszcza, że niektórzy nie mają nawet złamanego ruena na chleb, a co dopiero na kupowanie co chwila nowych ubrań, bo na obecnych jest drobny pyłek. - Poprosiłbym, jeśli to nie będzie dla ciebie problem, mój kochany aniele - powiedział w końcu ze szczerą wdzięcznością w oczach.
        - Gdybyś potrzebował pomocy, wiesz gdzie mnie szukać - mruknął z miłością i pogładził ukochanego po policzku, gdy ten do niego podszedł dać mu całusa na tę chwilową rozłąkę. Po tym Aldaren wyszedł z ich chatki, kierując się do iście wiedźmowego domku na kurzej łapce. I może byłoby w tym sporo przesady, gdyby nie fakt, że na dachu zaraz będzie miała całą łąkę i tylko patrzeć kiedy drzewo jej tam jakieś wykiełkuje.

        Po wejściu do domu Amy i skierowaniu się do kuchni, spojrzał w stronę wiedźmy, kręcącej się po salonie za nim i po innych pomieszczeniach na piętrze. Chciał ją jakoś delikatnie prosić o to by w końcu odpuściła Mitrze, że on nie chce toczyć z nią żadnych wojen, lecz szybko przypomniał sobie o rozmowie ich obu i jedynie westchnął ciężko. Nie to żeby nie ufał Mitrze, że on sam da sobie radę załatwić tę sprawę, ale myślał, że może... gdyby skrzypkowi się udało, to niebianin nie musiałby tym sobie więcej zawracać głowy. Niestety problem polegał na tym, że znając Amę, Mitra mógł mieć sporo racji i staruszka po wyręczeniu nekromanty przez wampira, mogłaby się jeszcze bardziej na nich uwziąć.
        Pochłonięty swoimi myślami, nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi dwa niecały sążeń od siebie, przez co zjeżył się jak wystraszony kot i cofnął nieco.
        - Ama, co ty...? - burknął poddenerwowany, tym że go wystraszyła, jednak zaraz złagodniał, gdy zobaczył, że ślepa na przynajmniej jedno oko staruszka wcisnęła mu do rąk jakąś maść.
        - Co prawda, gdybyś się napił krwi, szybciej zniknęłyby ci te wszystkie siniaki, ale to też powinno nieco przyspieszyć zanik krwiaków i zminimalizować ból. Nie będzie to tak efektywne, ale zawsze coś pomoże - powiedziała i pomogła Aldarenowi umyć przygotowane przez niego warzywa.
        - Gdybyś nie zaczynała kłótni z Mitrą, nie byłoby czego minimalizować - mruknął pod nosem poirytowany. - Nie rozumiem czemu w ogóle pomagasz, skoro to twoja wina.
        - Właśnie dlatego. Z resztą nie ja ci to zrobiłam. Sam jesteś sobie winny, że nie masz ani odrobiny dystansu i obchodzisz się z Mitrą jak z jajkiem. On nie jest twoim dzieckiem i lepiej by było żeby nigdy nie był, skoro chcesz z nim być w poważnym związku w całym znaczeniem tego słowa. Nad Faustem się tak nie trząsłeś, a sam dobrze wiesz, że niejednokrotnie potrafiłeś zrobić mu gorsze rzeczy, niż to przed czym starasz się chronić Mitrę. I nawet nie próbuj się mi wmówić, że to przez to co go spotkało. Może najwyższa pora być w końcu szczerym z samym sobą? - Podniosła na niego stanowcze spojrzenie, przerywając na moment płukanie składników do obiadu, które wampir zaczął kroić.
        Zaprzestał na moment tej czynności i chwilę stał w milczeniu zastanawiając się nad tym. W końcu jednak zerknął na staruszkę ze wzrokiem zbitego psa i lekko spuszczoną głową.
        - Mitra jest człowiekiem, jest słabszy ode mnie i... - mruknął w końcu, niezbyt dumny z tego. W tym też momencie Ama chlapnęła mu kropelkami wody ze swoich pomarszczonych, suchych palców, patrząc na wampira surowo.
        - Nawet nie wiesz w jak wielkim błędzie jesteś - zganiła wampira i pokazała palcem na krojone na mniejsze kawałki przez niego warzywa, by skrzypek kontynuował, bo do przyszłego miesiąca nie zdąży ugotować ukochanemu tego obiadu. - Może i jest śmiertelnikiem, ale mocno go nie doceniasz. Choćby przez to, że gdyby doszło miedzy wami do poważnej walki, szybko byś przegrał. Z jednego poważnego powodu. On najprawdopodobniej nie miałby litości, gdybyś go tak do siebie zraził, że by cię już całkiem znienawidził. On myśli zdroworozsądkowo, a to co mu się przydarzyło w życiu sprawiło jedynie, że tylko stał się silniejszy. W momencie zagrożenia, gdy zostanie przyparty do muru, nie będzie się zastanawiał. Nad niczym, podczas gdy ty dostajesz manto od wszystkiego co się rusza, nawet od samego siebie - podsumowała z szyderczym uśmiechem na twarzy. Kiedy jednak dostrzegła, że Aldaren znów przestał kroić i wpatrywał się tępo, przygnębiony w warzywa spoważniała i widać było, oznaki zmartwienia na jej licu. - Mimo tego, że znalazłeś w końcu wspaniałego partnera, nadal jesteś znużony życiem, prawda? - spytała, niezbyt zadowolona z tego w jak kiepskim stanie psychicznym był skrzypek.
        - Tylko wtedy, gdy nie ma go przy mnie... - przyznał cicho i westchnął ponuro, odkładając na moment nóż i odwracając się w stronę staruszki, choć nawet na nią nie patrzył.
        - Gdy wrócicie do Maurii odwiedź grób swoich bliskich - westchnęła ciężko i poklepała przybitego wampira po ramieniu. Wierzyła, że to mu dobrze zrobi, choć po części rozumiała, czemu skrzypek zaczął zaniedbywać odwiedzanie zmarłych, w których krypcie przecież niejednokrotnie potrafił spędzić kilka dni, gdy było mu naprawdę źle.
        Po pokrojeniu warzyw: marchewki, brokułu, kalafiora, kalarepy i kilku innych, wrzucił je na patelnie z odrobiną smalcu, by się już powoli smażyły. Posypał je mieszanką przypraw przygotowaną wcześniej przez Amę i ufając jej, że nie pozwoli się warzywom przypalić, wyszedł na tył domu, by złapać jedną z biegających po podwórku gęsi. Złamał jej jednym sprawnym ruchem kark i odrąbał jej głowę ciężkim tasakiem, wbitym w pieniek, służącym właśnie do tego, wnioskując po przebarwionym od zaschniętej krwi drewnie. Szybko się wyrobił z obraniem gęsi z piór i wygrzebaniem z niej wszelkich wnętrzności, umył ją w wiadrze z deszczówką i wrócił z gotowym do porcjowania ptakiem do kuchni, gdzie jeszcze raz go umył z pozostałej w jego wnętrzu krwi i odkroił mięso z klatki piersiowej, by pokroić je zaraz na kawałki i obtoczyć delikatnie w tych samych przyprawach, delikatnie podlanych babciną nalewką, po czym wrzucił je do syczących na patelni warzyw. Ama podsunęła mu miskę z parującymi, białymi ziarenkami, które Aldaren chyba pierwszy raz na oczy widział.
        - Wsyp je na patelnię na moment, gdy mięso będzie już dochodzić. Przecież nie podasz swojemu ukochanemu samych warzyw z jakimiś tam kawałkami mięsa. Daj się chłopakowi porządnie najeść - poradziła i odeszła do swoich spraw, albo po prostu uciąć sobie drzemkę na poddaszu. Nie zdziwiłby się gdyby okazało się, że staruszka spała w trumnie stojącej na wielkim narysowanym na ziemi pentagramie z krwi nieochrzczonych noworodków albo zwisając do góry nogami z sufitu. W tej okolicy chyba naprawdę nie było nic bardziej strasznego od niej.
        - Witaj - uśmiechnął się pogodnie do Mitry, niedługo po tym, jak Ama zniknęła, wracając najpewniej do swojej przytulnej piekielnej czeluści, z której wypełzła. - Jak widzisz, powoli do przodu. Hmm... gęś z warzywami... chyba. Nie wiem, myślałem tylko o tym by było dla ciebie smaczne i sycące. Ale czy ma to jakąś swoją nazwę to ci niestety nie powiem - powiedział rozbawiony, zerkając na obrany z mięsa korpus gęsi, wraz z nogami i skrzydłami. Zastanawiał się co z tego zrobić, ale chyba padnie na jakąś zupę. Może rosół albo bazę jakiegoś chłodnika na jutro. Od momentu jak tylko Mitra wszedł do chatki wiedźmy, Aldaren wręcz promieniał, jakby wraz z przybyciem niebianina, wróciła mu na nowo cała jego wola do życia. Bo gdy Mitra był w pobliżu, nieumarły myślał wyłącznie o nim i jego szczęściu, a cała reszta przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra był wyraźnie zaskoczony tym argumentem, że to on był za mały. Zamilkł na chwilę, jakby próbował pozbierać myśli i wymyślić jakąś błyskotliwą ripostę, ale nie wpadł na nic dość szybko.
        - No może – skapitulował niedbale nim wrócił do swojej argumentacji. Gdzieś z tyłu głowy jednak jakoś tak analizował to stwierdzenie. Zawsze wydawało mu się, że jeśli chodzi o gabaryty jest raczej przeciętny. Może chudszy niż średnia, ale na pewno nie był niski ani drobny. Chociaż… wielu zachwycało się tym jak był delikatny, a komentarzy o szczupłych nadgarstkach i szyi miał dość do końca życia. Może to jednak była kwestia tego, że tylko te nadgarstki i szyję było czasami widać spod zwalistych ubrań? No i to, że zawsze mówiły to wampiry, które miały swoje rasowe fiksacje… Oczy zresztą też często mu komplementowano. Tak, to była raczej kwestia tego, że niczego innego nie było pod ręką… Tej wersji się trzymał, by nie popaść znowu w swoje kompleksy – miał w końcu potyczkę słowną do wygrania.
        I tak jednak przegrał, jeśli brać pod uwagę to, że nie miał wcale ostatniego słowa. Nie zależało mu już jednak – te słowa o przeżyciu drugiej młodości go rozczuliły. Rozluźnił się i spojrzał na ukochanego z czułym uśmiechem, głaszcząc go po głowie w znacznie czulszy sposób niż dotychczas, lekko wsuwając palce między jego włosy, a nie tylko dotykając je po wierzchu. Zresztą, czy Aldaren mu w ten sposób nie przyznał racji? Był jego słodkim, psotliwym szczeniaczkiem.

        Przy wymyślnym komplemencie skrzypka Mitra nawet nie spodziewał się, że jego reakcja może być dwuznacznie odczytana, że może sprawić jakiekolwiek wątpliwości. Był pewny, że wszystko widać jak na dłoni – to zakłopotanie wynikające z tego, że nie umiał radzić sobie z komplementami, które wyjątkowo do niego trafiały ani z emocjami, które były dla niego nowością. Nie strach, nie niechęć ani obrzydzenie, a pewne zadowolenie. Chciałby, by Aldaren powiedział coś jeszcze, by dodał coś w podobnym tonie albo chociaż wytłumaczył mu jak ma sobie poradzić z tym, co już słyszał, lecz on milczał. Dlatego nekromanta domyślił się, że teraz to on musi zareagować. Nie wiedział jak, więc pewnie zabił cały klimat, ale gdzieś w środku niego nadal tkwiło to dziwne uczucie… Chciał, by jego ukochany mówił tak do niego jeszcze. Może sam powinien również używać podobnych komplementów? Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, absolutnie nie miał na to śmiałości, choć gdyby Aldaren zajrzał mu do głowy pewnie usłyszałby znacznie pikantniejsze pochlebstwa niż te, które on sam wymawiał. Szkoda, że Mitra tak bardzo nie umiał sobie radzić z własnymi uczuciami – przez to nieświadomie odbierał swojemu ukochanemu wiele radości.

        Jednak później podczas prania nekromanta nie miał już takich czarnych myśli – wydawało mu się, że wszystko poszło dobrze. Siedział właśnie okrakiem nad balią i zapamiętale prał koszulę Ala. Sam wybrał kilka sztuk odzieży do odświeżenia z bagażu swojego partnera, bo nie dostał żadnych instrukcji za co powinien się zabrać. Kierując się jednak praktycznością i tym, co jego ukochany najbardziej lubił nosić, nie miał większych trudności w selekcji. Zgarnął podobną ilość co swoich własnych ubrań i już, po kłopocie. Teraz tylko żmudne pranie i pogrążanie się w myślach. Gdy skończył, miał chłodne i lekko pomarszczone od wody dłonie – przez to jeszcze delikatniejsze niż zwykle. Pachniały jednak mydlinami i to wydawało mu się całkiem przyjemne.
        Do domku Amy wszedł w całkiem dobrym humorze, choć mimo to ostrożnie. Nie dostrzegł tego, że jego ukochany wcześniej był w złym nastroju – przecież uśmiechał się, gdy tylko błogosławiony wszedł. To była kwestia ułamków sekund, które Mitra przegapił, skupiony na wypatrzeniu zagrożenia. Miał problem, bo w chatce nie był w stanie namierzyć tej starej wiedźmy po jej aurze – ona wypełniała całe to niewielkie pomieszczenie, a on był za mało doświadczony, by odnaleźć precyzyjnie źródło. Nigdzie jej jednak nie widział, więc założył, że musiała siedzieć gdzieś poza kuchnią, dlatego też zdobył się na odrobinę czułości względem ukochanego i przelotnie pogłaskał go po ramieniu. Później patrzył na jego kuchenne poczynania z takim zainteresowaniem, jakby na jego oczach działa się jakaś spektakularna magia. Zdjął zaraz kawałek maski z ust, aby lepiej czuć wyjątkowo smakowity zapach powstającego dania, które wydawało mu się bardzo egzotyczne.
        - Skąd ty bierzesz pomysły na te wszystkie potrawy? – mruknął z podziwem i niedowierzaniem. Obszedł krzątającego się przy blacie wampira i przyjrzał się dokładniej skwierczącemu na ogniu daniu, po czym – przypominając trochę ciekawskiego kota – szybkim ruchem ręki porwał z patelni różyczkę brokułu. Zaraz wrzucił ją sobie do ust, choć w tym samym momencie tego pożałował.
        - Gorące – poskarżył się, starając się jednocześnie trochę ochłodzić kęs wciągając powietrze przez stulone wargi i pazernie niczego nie wypluć. W końcu przeżuł i połknął, choć kosztowało go to trochę wysiłku. – Ale dobre – pochwalił szczerze, bo mimo wszystko zdołał poczuć smak, którym nasączony był kawałek warzywa. Później podszedł i pogłaskał Aldarena po głowie z czułością, uprzednio rozglądając się czy Amy naprawdę nie ma w pomieszczeniu, choć przecież gdyby gdzieś tu siedziała, na pewno już dawno pozwoliłaby sobie na jakiś złośliwy komentarz.
        - Pomóc ci z czymś? – upewnił się. Nawet jeśli skrzypek nic dla niego nie znalazł, Mitra sam postanowił się do czegoś przydać i chociaż wyciągnął naczynia, by nałożyć danie.
        - Ren… Gdzie jest Ama? – zapytał po chwili, bo cały czas rozglądał się i jej nie widział ani co gorsza nie słyszał. Nie podejrzewał co prawda, że starucha przeniosła się za tęczowy most, ale czuł się jak osoba z arachnofobią, która wie, że w pokoju jest pająk, ale go nie widzi.
        Gdy dowiedział się, że stara poszła odpocząć do pokoju obok, odrobinę się rozluźnił. Myślał nawet nad zdjęciem maski i parę razy sięgał do niej, ale w ostatniej chwili przekonywał się, że to zły pomysł. Nie, ta stara wiedźma zaraz może się obudzić i tu wparować, a on nie chciał pokazywać jej swojej twarzy. I tak już cholera za wiele o nim wiedziała wbrew jego woli.
        Niedługo po tym mogli zasiąść do posiłku. A w sumie to Mitra zasiadł, a Aldaren mu towarzyszył, ale błogosławiony już się przyzwyczaił, że jada z widownią i nie przeszkadzało mu to specjalnie. Wiedział, że dla jego ukochanego poczęstowanie się takim daniem źle by się skończyło, a zawsze wyglądał na takiego szczęśliwego, gdy patrzył jak nekromanta wcina aż mu się uszy trzęsą. Tak było też tym razem – Aresterra już wiedział, że czeka na niego pyszny obiad dzięki tej ukradzionej różyczce brokułu, ale i tak nie mógł się doczekać na główne danie. Zaraz nabił na widelec kawałek gęsi, marchewkę i zjadł je, wzdychając z ukontentowaniem.
        - Pyszne – oświadczył. – Naprawdę pycha.
        Mitra zawsze gdy mu smakowało jadł jakby był to jego pierwszy posiłek od tygodnia i z pewnością napychał się bardziej niż potrzebował, ale za to nawet gdy był głodny a mu nie smakowało, jadł bez entuzjazmu, tylko tyle ile potrzebował – gdy więc pałaszował tak jak teraz nie musiał nic mówić, czyny mówiły za niego. Policzki miał pełne jak polny chomik na łowach. Tak pełne, że w końcu zdecydował się podnieść maskę na czubek głowy, aby mu nie przeszkadzała, ale też móc szybko zsunąć ją z powrotem. Z pełnymi ustami uśmiechnął się w tym momencie do Ala, jakby zrobił coś bardzo sprytnego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Milczenie ze strony Mitry... nie było zbyt pocieszającym sygnałem. Już prędzej takim, że Aldaren powinien zacząć się obawiać. I w sumie tak też było, ponieważ praktycznie zaraz po wypowiedzeniu swoich słów, zaczął ich żałować. Obserwował przez chwilę ukradkiem, ale bardzo uważnie ukochanego, starając się zorientować czy sprawił mu niezamierzoną przykrość, czy Mitra był na niego zły i się obrazi. Oczywiście mógłby zapytać i od razu przeprosić za to co powiedział, ale co jeśli dopiero wtedy niebianin sobie uświadomi, że wampir coś do niego powiedział i coś co mogłoby zostać przez niektórych (o ile nie przez większość normalnych osób) uznane za obelgę? Chyba najbezpieczniej jednak było siedzieć cicho i się niepotrzebnie nie wychylać, by uniknąć prawdopodobnej konfrontacji. A przecież nie miał nic złego na myśli. Zwłaszcza, że strasznie się Aldarenowi podobała drobna (w porównaniu do własnej) i delikatna postura ukochanego. Nie wyobrażał sobie Mitry jako większego od siebie i strasznie napakowanego niedźwiedzia.
        Z resztą... nie wyobrażał sobie, że w ogóle mógłby być z jakimś ogromnym mięśniakiem. Ani to ładne nie było, raczej odbierało apetyt, a i z doświadczenia wiedział, że tacy to w głowie nie mają absolutnie nic. Choć się bardzo starał znaleźć jakieś dobre strony tego rodzaju ludzi, to jednak nie był w stanie nawet na siłę wymyślić czegoś, przez co troglodyci nie byli by tak surowo przez wampira ocenieni. Tacy to tylko na katów się nadawali, najemników albo gladiatorów, względnie jako mięso armatnie lub kozioł ofiary. Nic mniej, nic więcej.
        Przez swoje rozważania na temat przesadnie napakowanych osób jeszcze bardziej doceniał szczupłą, ektomorficzną budowę ciała Mitry. Jego kochany, delikatny aniołek... Który zapewne przeprowadziłby na skrzypku wiwisekcję, gdyby tylko dowiedział się o czym wampir obecnie myślał. A że Aldaren był nieumarły... nie umrze z powodu wykrwawienia, więc mogła to być nawet trwająca całą wieczność tortura. Chociaż... leżenie przed Mitrą będąc praktycznie nagim i przywiązanym, gdy ten by go oblatywał dookoła ze skalpelem w dłoni i poplamionym krwią wampira ubraniem... Pokręcił energicznie głową, by wyrzucić z niej te nieprzyzwoicie brutalne i podniecające wizje. Dobrze, że Amy nie było w pobliżu, a Mitra nie potrafił czytać w myślach. Gdyby któreś z nich się o tym dowiedziało, miałby jeszcze bardziej przechlapane, niż z powodu tego, jak bardzo pociągający był dla niego nekromanta przez swoją szczupłą sylwetkę.

        Z późniejszym raczej nieudanym i tandetnym komplementem podjął z reszta taką samą taktykę, bo cóż innego mógł zrobić? Kontynuowanie tego mogło skończyć się naprawdę różnie. Przy czym skrzypek nie zakładał, że brnięcie w to dalej i na siłę polepszy sytuację. Nie, gdy widział jak zakłopotany był jego ukochany po tym, co wampir powiedział. Miał nadzieję, że Mitra nie weźmie sobie tego do serca i postara się szybko zapomnieć o słowach nieumarłego. Aldaren naprawdę nie chciał by blondyn był zły albo czuł się niezręcznie. Zasługiwał na to by być wiecznie szczęśliwy i beztroski. Szkoda tylko, że przez wampira nie zawsze jest to możliwe, choć przecież lazurowooki tak mocno się o to stara. Może... w tym właśnie tkwi problem? Że stara się za bardzo? Albo wręcz przeciwnie - za słabo? A gdyby tak zapytał Mitrę o jakieś wskazówki? Tak byłoby najbezpieczniej, bo po dostosowaniu się do woli ukochanego, uniknie wyjścia na starego i obleśnego natręta.
        "Nie być z Mitrą. Być dla Mitry" - pomyślał, przypominając sobie niezręczną sytuację sprzed wyruszenia w drogę do Tartos, gdy... przekombinował za bardzo i nie docenił gestu ukochanego, gdy ten odważył się pokazać mu swoje skrzydła na plecach. Okropnie się czuł przez cały dzień, gdy niemalże się w ogóle do siebie nie odzywali i unikał nekromanty prawie cały dzień. Jednakże... był bardziej, niż pewny, że przez swoje zbagatelizowanie otrzymanego od Mitry daru, dotkliwie zranił ukochanego i ten najpewniej czuł się dużo gorzej od wampira, którego jedynie pożerał wstyd. Pewnie... dla Mitry to było nawet gorsze od tego, jak Aldaren go znienacka zaatakował w Thulle, co było swego rodzaju traumą dla skrzypka po dzień dzisiejszy.
        Gdy o tym wszystkim myślał, aż dziw go brał, że niebianin nadal potrafił patrzeć na nieumarłego z taką czułością w oczach, bo gdyby to Aldaren był na jego miejscu... pewnie nie byłby w stanie spojrzeć na osobę, przez którą tyle wycierpiał i która sprawiła mu tak wiele przykrości. Co było z nim nie tak, że mimo swojego wieku i raz popełnionego błędu, zamiast się czegoś nauczyć oraz zmądrzeć, skrzypek cały czas twardo brnął dalej w to bagno, w którym się jedynie coraz bardziej pogrążał. I jeśli szybko nie zmieni czegoś w swoim postępowaniu, może być tak, że już nigdy nie wyjdzie z tego bagna. Albo na brzegu nikt już nie będzie na niego czekał. Każdy miał przecież granice własnej cierpliwości i miłość nie miała tu nic do gadania, bo przecież ile można tolerować coś, co nam się nie podoba i udawać, że wszystko jest w porządku?
        Z Mitrą przecież już nie raz byli o włos od zakończenia ich wspólnej przyszłości i nie wiadomo czy ten kolejny raz nie będzie ich ostatnim. Naprawdę Aldaren będzie musiał zacząć stosować bardziej bezpieczne podejście w relacji z nekromantą, bo nie chciał go stracić. Mitra był całym jego życiem i jedyną motywacją by nadal egzystować na tym żałosnym łez padole, motywacją, by otworzyć oczy i przeżyć każdy kolejny dzień. Razem. Bez znaczenia czy będzie to tak szczęśliwy i ekscytujący dzień, jak wtedy, gdy Mitra miał przyjemność pierwszy raz lecieć na gryfie; czy raczej pełen goryczy i złości, jak choćby tamten felerny dzień, gdy Aldaren o mały włos nie zabił Nihimy, a Mitra oddał jej swoją krew, aby wyciągnąć skrzypka z kłopotów w jakie się wtedy wpakował.
        W sumie... przez to wszystko zaczął dochodzić do bardzo niepokojących wniosków, że stanowczo za dużo gadał i o ile nie powinien zamilknąć na wieki... to może jednak lepiej by było, gdyby mówił mniej niż dotychczas? Może wtedy zacząłby najpierw myśleć, a dopiero później się wypowiadać. Tylu problemów i kłótni dałoby się wtedy uniknąć, gdyby tak od samego początku robił. Dla szczęścia Mitry i jego komfortu był w stanie zrobić wszystko.

        Pożegnał się z ukochanym dość czule, jak na to jakie czarne myśli pojawiały się w jego głowie praktycznie od momentu popełnienia pierwszej gafy, jaką według wampira było wytknięcie Mitrze, że był mały. Gdy szedł do chatki Amy, sporo o tym wszystkim myślał i wcale nie było mu lepiej. I Ama to chyba od razu na wejściu wyczuła, inaczej zaczęłaby najpewniej szydzić z krwiopijcy i go obrażać, nie rozmawiałaby z nim na spokojnie. Nie interesowałoby ją, że coś bardzo mocno trapiło skrzypka. Nie podeszłaby do sprawy jak człowiek, starając się jakoś chociaż dobrą radą, wspomóc podłamanego wampira. A już szczególnie nie przyłożyłaby ręki do gotowanego dla nekromanty obiadu. Bo przecież nie pomagała Aldarenowi umyć składników do obiadu tylko po to, by mieć pretekst do stania przy skrzypku i zamęczania go swoimi kazaniami. W głębi serca naprawdę dobrze życzyła obu mężczyznom i chciała by byli szczęśliwi w tym związku. Nie mogła, więc z czystym sumieniem oddać się gnębieniu skrzypka, gdy widziała w jak kiepskim stanie psychicznym był. Ale i temu był sobie sam winien. Z resztą... oboje cały czas oszukiwali samych siebie. Było to po części tak samo rozczulające, jak i irytujące, bo choć starała sobie przypomnieć, to jednak jeszcze w życiu nie spotkała się z tak starymi dziećmi. A lat przecież miała nie mało i jeszcze więcej w życiu dziwów widziała oraz przeżyła.
        Miała nadzieję, że Aldaren nic nie schrzani i oboje poczują się dużo lepiej jeszcze zanim ułożą się do spania. Inaczej zmarnowała masę czasu i składników na przyrządzenie dla wampira tej maści na stłuczenia. Bo prawda była taka, że nie był to specyfik jedynie dla nieumarłego, ale miał również pomóc niebianinowi w przebiciu bariery, która oddzielała ich obu od siebie. Może i staruszka była ślepa na jedno oko, ale miała jeszcze wystarczająco dobry wzrok, by dostrzec jak daleko od ciebie byli ci dwaj, mimo że obaj ślepo wierzyli w to jak blisko siebie są. Ani trochę blisko siebie nie byli, mogłaby się pokusić nawet o stwierdzenie, że byli sobie zupełnie obcymi osobami jedynie o wysokiej empatii, która nie pozwalała przejść obojętnie obok siedzącego w rynsztoku żebraka, który z głodu nie miał siły nawet podnieść się z miejsca. Mogła mieć jedynie nadzieję, że gorzej między mężczyznami już nie będzie.
        Usunęła się sprawnie ze sceny, nim Mitra wszedł do jej domu, nie było sensu stresować ich bardziej swoją obecnością, niż już byli. Z resztą w głowie się nie mieściło by stara prukwa dawała rady miłosne, dwóm dorosłym i inteligentnym mężczyznom. Do tego takim, którzy chcą otworzyć i prowadzić własny szpital. Dzieciaki...
        - Po części z głowy, po części ze spiżarni - odpowiedział z lekkim rozbawieniem, nie przerywając przygotowywanego przez siebie posiłku i tylko kątem oka podążając za blondynem, by go nie spłoszyć śmielszym spojrzeniem. - Po prostu skorzystałem z tego co mam pod ręką i połączyłem to z innymi składnikami w taki sposób, by tworzyły jakąś względnie logiczną całość. Okazuje się, że gotowanie ma wiele wspólnego z alchemią - dodał zaraz spokojnym tonem, delikatnie mieszając smażące się warzywa, by się nie przypaliły i nie przywarły do patelni.
        Urocze było to, z jakim zaciekawieniem Mitra przyglądał się smażącym się warzywom, jednakże nawet wampir nie był w stanie zareagować, na to, jak w jednej chwili nekromanta porwał ze stojącej na ogniu patelni jeden kawałek brokułu. Nie zdążył nawet wypowiedzieć imienia ukochanego, gdy ten z dumą wrzucił sobie do ust upolowane warzywo i - co było do przewidzenia - zapłacił za swoją łapczywość, poparzeniem.
        - Oj Mitro, Mitro... - mruknął z troską skrzypek, kręcąc głową i zaraz nalewał do drewnianego kubka zimnej wody, by chociaż w ten sposób nieco ulżyć ukochanemu. Podał blondynowi naczynie, kiedy ten, tym razem z sukcesem, zakończył swoją walkę z wrednym brokułem. - Cieszę się, że ci smakowało, choć musiałeś zapłacić taką cenę - powiedział, ze zmartwieniem spoglądając na partnera. Kiedy jednak miał pewność, że wszystko już chyba w porządku, skoro Mitra stanął przy nim i już nie chuchał intensywnie przez poparzony język, skupił się na dorzuceniu do smażących się warzyw i mięsa, białe ziarenka, które postawiła na blacie obok Ama, nim zeszła z widoku. Nie spodziewał się przy tym, że zostanie pogłaskany, ale... po pierwszym zaskoczeniu było to bardzo przyjemne. Na tyle, że przeszył go przy tym lekki dreszcz.
        - Y-ymmm... już kończę - mruknął cicho i jak tylko Mitra się od niego osunął, od razu otrzeźwiał i wrócił do rzeczywistości. Tak niewielki gest, a tyle przyjemności potrafił przynieść skrzypkowi. Uwielbiał być w ten sposób nagradzany przez Mitrę, nawet jeśli, tak jak w tej chwili, nie wiedział za co został pogłaskany. Z resztą... powód był dla niego nie ważny, po prostu rozkoszował się tym, że w ogóle coś takiego miało miejsce.
        - Poszła na górę. Pewnie nieco odpocząć albo w spokoju obmyślić misterny plan jak posłać wszystkich do diabła - odparł łagodnie, dziękując Mitrze za podłożenie przez niego talerza, na który Aldaren zaraz nałożył dwie hojne, drewniane łychy usmażonej mieszanki warzywno-mięsno-biało ziarenkowej. Będzie musiał zapytać Amy, jak to białe się nazywa, bo naprawdę głupio się czuł, gdy podczas myślenia określał to jako "białe ziarenka". A co dopiero gdyby miał to wypowiedzieć na głos.
        Aldaren wziął i postawił na stole talerz z nałożonym dla Mitry posiłkiem, po czym usiadł naprzeciwko swojego lubego. Choć sam nie jadł i tak czerpał masę przyjemności z każdego wspólnego posiłku, gdy mógł niemalże z melancholią i najszczerszą czułością w oczach, obserwować jak zajadał się jego partner. I jak mu posiłek smakował. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego ukoronowania swoich starań kulinarnych, niż to, że Mitrze naprawdę bardzo smakował przygotowany dla niego obiad.
        - Dziękuję...choć tym razem nie gotowałem sam. Ama zrobiła chociażby tą aromatyczną mieszankę przypraw. I dzięki jej drobnej modyfikacji samego dania, wyszło ono chyba bardziej sycące i smaczniejsze - powiedział spokojnie wspierając policzek na dłoni, z rozmarzeniem przypatrując się nekromancie, który odważył się nawet podnieść nieco swoją maskę.
        - Hm? - mruknął pytająco, gdy niebianin się do niego uśmiechnął w ten specyficzny sposób. - Co ci chodzi po głowie? - spytał zaraz jakby nieco bardziej rozbudzony, bo wyprostował się na krześle i przyglądał z uwagą ukochanemu, nie wiedząc co ten kombinuje, albo wykombinował.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra słuchał pilnie odpowiedzi Aldarena, chociaż jego ciekawskie spojrzenie było raczej utkwione w tym co leżało na blacie i smażyło się na patelni. Zaintrygowany podszedł do pieca.
        - Ja bym tak nie umiał - oświadczył. - Jesteś naprawdę zdolny.
        I zaatakował, szybko porywając brokuł, którego może normalnie by zignorował, ale był nie dość, że głodny to jeszcze zaintrygowany, a ta różyczka akurat była skierowana nóżką do góry, więc łatwo było ją złapać. Niby od razu pożałował swojej decyzji, ale nie zamierzał się poddać. Przeżuł, połknął, nawet pochwalił, ale nie odmówił pomocy - wyciągnął obie ręce po zaoferowany kubek z wodą.
        - Dzięki - rzucił krótko, nim napił się trzymając naczynie tak, jakby grzał sobie o nie ręce. Odetchnął. - Och, lepiej - oświadczył. - Ale warto było - zastrzegł od razu rezolutnym tonem, po czym dopił wodę i odstawił kubek na blat na tyle daleko, by nie przeszkadzał on Aldarenowi. Przyglądał mu się chwilę, bo wydawało mu się jakby skrzypek był trochę markotny, nie wiedział jednak, że trafił na dziwny przypadek “paradoksu obserwatora” i sama jego uwaga sprawiała, że jego ukochanemu się poprawiało. Gdyby chciał dostrzec go w gorszym nastroju, musiałby to zrobić tak, aby Aldaren był tego nieświadomy - łatwiej powiedzieć niż zrobić…
        Nekromanta nie ukrywał jednak ulgi, gdy dowiedział się, że byli w tym momencie naprawdę sami, bo Ama poszła do swojego leża odpocząć. Widać było, że się rozluźnił i był w stanie poruszać się po tym pomieszczeniu jak po swojej kuchni w Maurii - może nie grzebał wybitnie po szafkach, ale widać, że nie porusza się już jak przestraszony kot. No i do posiłku mógł zasiąść z większym apetytem, który na dodatek był jeszcze zaostrzony przez ten nieszczęsny brokuł, którym trochę poparzył sobie język - dzięki Prasmokowi nie tak mocno by stracić smak, bo byłoby mu naprawdę przykro.
        Trochę zrzedła mu mina, gdy usłyszał, że Ama przyłożyła rękę do tego dania. Przeżuł, połknął i przyjrzał się zawartości talerza tak, jakby po raz pierwszy je widział. Pomyślał jednak chwilę, po czym wzruszył ramionami i podjął pałaszowanie dania.
        - No nieźle jej wyszło - ocenił, nawiązując do kwestii przypraw. - A co jeszcze wymyśliła? Gęś? Marchewkę? Ryż? - podsunął, idąc tropem tego co jest sycące i co mu najbardziej smakuje w tym daniu. Tak, przypadek sprawił, że on znał te białe ziarenka - jako dzieciak jadł ryż na zmianę z kaszą do niemal każdego posiłku. Uroki wojsk zaciężnych. Aldaren nie powinien mieć problemu by zorientować się, o którym składniku była mowa, bo nie znał chyba tylko jednego w całym tym daniu.
        Mitra był mniej więcej w połowie dania, gdy zaczęła go ogarniać przyjemna sytość i ciepło rozchodzące się od żołądka. Nie zamierzał jednak skończyć jeść - talerz wyczyści do końca, nawet jakby go miało wydąć jak krowę. Gdy jednak był już w miarę najedzony, poprawił mu się humor i do głowy zaczęły przychodzić dziwne pomysły. Jak ten, który zaświtał mu podczas zdejmowania maski. Na razie zachował go dla siebie, ale zdradził go uśmiech. Aldaren zareagował jak psiak słyszący otwierające się drzwi do spiżarki, co tak zachęciło Mitrę, że postanowił nie czekać z realizacją swojego niecnego pomysłu.
        - Nachyl się do mnie - powiedział półszeptem, jakby chciał mu zdradzić sekret. Był nieustępliwy i tajemniczy, bo jeśli skrzypek zapytał o co chodzi to on nie wytłumaczył nic tylko powtórzył zaproszenie, kiwając na niego niecierpliwie ręką. A gdy wampir w końcu się nachylił, błogosławiony śmiało wyciągnął do niego rękę i przytrzymując go za kark pocałował go z ogromną czułością. Trochę to trwało, a gdy się odsunął, wyglądał na bardzo dumnego z siebie.
        - I jak smakowało? - zapytał. - Ha! Nie spodziewałem się, że uda mi się to wykorzystać drugi raz! Chyba nie masz mi za złe takich podstępów, co? - upewnił się z trochę udawaną skruchą, po czym wrócił do pałaszowania obiadu. Nadal co chwilę się uśmiechała, mała bestia.

        Posiłek jednak w końcu dobiegł końca, a Mitra nie domagał się dokładki, choć na patelni jeszcze trochę zostało. Wiedział jednak, że czeka ich spacer i wolał się aż tak nie opychać. Bo że był najedzony i pełny nie ulegało wątpliwości - porcja była jak dla kogoś o połowę większego od niego, nie było szans, by jeszcze chodził głodny.
        Posiedział jeszcze chwilę przy stole, gdy Aldaren sprzątał.
        - Dziękuję, było pyszne - zapewnił, odchylając się na krześle jakby chciał na nim zasnąć. Patrzył za swoim ukochanym z błogim uśmiechem na twarzy. Zapomniał, że byli w domu wiedźmy, której się obawiał, siedział sobie taki spokojny i zadowolony. A gdy wampir kończył już zmywać, podszedł do niego, po czym prześlizgnął się pod jego ręką i przytulił do niego, chowając twarz w koszuli na jego torsie. Maskę miał na czubku głowy, więc wyglądało to trochę upiornie, jakby gapił się na Aldarena mając bardzo dziwnie przekrzywioną głowę. Coś wymruczał - prawdopodobnie podziękowania - po czym podniósł wzrok na skrzypka.
        - Jesteś najlepszym, najbardziej troskliwym partnerem na świecie - oświadczył, po czym oparł głowę na jego ramieniu. Westchnął.
        - Mmm… - mruknął. - Idziemy do naszej chatki? Przebiorę się i pójdziemy na spacer? Bo jak teraz usiądę to zasnę, a ponoć spacer po posiłku dobrze robi.
        Pomysł spotkał się z aprobatą, więc Mitra skończył z przytulankami, zasunął maskę na twarz i wyszedł razem z ukochanym na dwór, a potem do chatki. Wyglądało tam troszkę jak po włamaniu, bo Mitra nie do końca posprzątał brudne ubrania, których z jakiś powodów nie uprał, teraz jednak szybko pozbierał je i upchnął w ich sakwach. Nie było tego dużo - większość wisiała na sznurkach na dworze.
        Nekromanta kręcił się trochę po pokoju jak kot za potrzebą - czegoś szukał, ale sam jeszcze nie wiedział czego. W końcu jednak wymyślił - wyjął z plecaka jedno z ubrań, które tam schował, po czym czmychnął za parawan, by się przebrać. Gdy wrócił, miał na sobie bluzę z kapturem. Można było się domyślić, co nim powodowało - jednocześnie by było wygodnie i nie za grubo, ale nadal mógł się cały schować pod ubraniami.
        - Gotowy - oświadczył Aldarenowi, zaciągając na głowę kaptur i sięgając po maskę.
        Na dworze przez ten kawałeczek, który mieli do przejście do głównej drogi Mitra nie odezwał się słowem. Dopiero gdy stanęli na ubitej ziemi przystanął, rozejrzał się i otworzył usta.
        - Ani tam, ani tam - oświadczył, wskazując oba kierunku, w których biegła droga. - Nad morze idziemy jutro, więc nie ma sensu. Może zaprowadź mnie gdzieś w góry? W jakieś ładne miejsce z widokiem na Tartos albo zatokę?
        Mitra mówił z wyraźną ekscytacją - miał wielką nadzieję na popołudnie mile spędzone z ukochanym na spacerze po lesie i na piękne widoki. Był spokojny, bo z tego co widział u podnóża gór rozciągały się właśnie lasy, więc jakiś czas na pewno będą szli w cieniu, Aldaren nie powinien więc tak cierpieć od słońca.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oczywiście - odparł ani trochę nie przekonany słowami Mitry, nawet przewrócił przy tym oczami, ale nie tracił łagodnego uśmiechu z twarzy. - Choć szczerze powiedziawszy nie przesadzałbym aż tak bardzo, biorąc pod uwagę to, że tamta "jajecznica" nadal nawiedza Żabona w najgorszych koszmarach. - Zaśmiał się rozbawiony tym wspomnieniem, choć w sumie nie powinien się śmiać, skoro omal nie zabił swojego ukochanego banalnie prostą w przyrządzeniu i zupełnie nieszkodliwą potrawą.
        - Iii to przecież dzięki tobie zacząłem gotować - przypomniał, patrząc na ukochanego z czułością oraz wdzięcznością w oczach. Miał w nosie, że był praktycznie chodzącym paradoksem i inni mogliby się z niego śmiać, no bo wątpił, aby na Łusce były inne wampiry, które nie tylko potrafiłyby gotować jakiekolwiek posiłki, ale sprawiałoby im to również przyjemność. Wampiry żywiły się wyłącznie krwią istot żyjących, więc umiejętność gotowania byłaby w ogóle nieprzydatna w ich przypadku.
        Późniejsze zachowanie nekromanty, to jak Mitra rzucił się do kradzieży jednego ze smażących się na patelni warzyw, choć było rozczulające, to jednak mocno zmartwiło wampira. Przecież nekromanta mógł sobie zrobić krzywdę - poparzyć się, albo zachłysnąć. I po prawdzie tak też się stało, bo blondyn niemalże od razu został ukarany za swoje łakomstwo i brak cierpliwości. Dobrze jednak, że skończyło się na lekkim poparzeniu sobie języka, które skrzypek nieco chciał załagodzić podaniem ukochanemu kubka z wodą.
        - Warto, nie warto, uprzedzaj proszę na przyszłość, to będę mógł ci odłożyć trochę na talerzyk na spróbowanie i odłożyć na bok by się przestudziło - poprosił łagodnie, nadal zatroskany i pocałował partnera w głowę, po czym skupił się na dokończeniu przygotowywania posiłku dla Mitry.
        Aldaren nie zamierzał ukrywać tego, że Ama mu pomagała podczas pichcenia tego dania. Nie tylko dlatego, by udowodnić niebianinowi, że staruszka nie jest aż tak zepsuta do szpiku kości i wstrętna, jak o niej zapewne myślał, choć z tym wampir miał świadomość, że wcale tak łatwo nie będzie przekonać nekromanty do Amy; ale również przez to, że nie chciał okłamywać ukochanego. Nie w przypadku takiej małoznaczącej sprawy, może w innym przypadku by się zastanawiał, dla dobra partnera, jednakże w obecnej sytuacji nie było takiej potrzeby.
        Kiedy Mitra zaczął dociekać, co jeszcze było zasługą Amy w tym daniu oprócz przypraw, skrzypek aż otworzył szerzej oczy, nieco zdziwiony słowami blondyna. "Ryż?" Szybko się zastanowił o co mogło z tym chodzić, a zaraz uśmiechnął się pogodnie.
        - Ryż mi poleciła do tego dodać i widzę, że była to chyba dobra decyzja - odparł z zadowoleniem, że posłuchał dobrej rady kobiety. I że dzięki temu dowiedział się jak nazywały się te tajemnicze białe ziarenka. Zastanawiało go, skąd Mitra wiedział jak to białe się nazywało. W Maurii przecież czegoś takiego nie było. Albo Aldaren nigdy tego tam nie widział, bo się tym nie interesował? - Jadłeś już kiedyś ryż? - zapytał wiedziony ciekawością, skąd jego ukochany mógł znać coś takiego.
        Uśmiech, jaki Mitra posłał mu po jakimś czasie pałaszowania posiłku przez nekromantę, był bardzo uroczy, lecz jednocześnie wampir bez problemu domyślił się, że coś się za tym musiało kryć. Nie od dziś był z Mitrą i nie chodziło o samą wesołość na jego licu, bo chciał by Mitra był szczęśliwy jak najwięcej i najdłużej. W tym jednak przypadku najbardziej podejrzane były chochliki, które tańczyły w oczach niebianina. Wydawał się być bardzo dumny z siebie, jak kot, któremu udało się upolować mysz i z niesionym w pysku gryzoniem przyszedł się pochwalić wszem i wobec jaki jest zdolny. Aldaren nie był do końca pewny czy bezpiecznie było pytać o to, co wykombinował jego ukochany. Czy to na pewno bezpieczne?
        Patrzył bezmyślnie na Mitrę całkowicie zbity z tropu tym, że po swoim pytaniu niczego się nie dowiedział. Niebianin nie obmyślił chyba podstępnego planu pozbycia się wiedźmy...prawda? Po chwili wahania wykonał polecenie blondyna. Jeśli rzeczywiście chciał się przyczaić na Amę, to lepiej byłoby o tym wiedzieć wcześniej, niż później, by może spróbować go przed tym powstrzymać. W ogóle się nie spodziewał tego, co tak naprawdę zamierzał Mitra i jeszcze chwilę po jego pytaniu, patrzył na niego lekko oszołomiony, z otworzonymi ustami. Kiedy dotarło do niego w końcu to, co się stało, oblizał ostrożnie koniuszkiem języka swoje wargi i parsknął rozbawiony tym, że dał się tak podejść. Był bardzo mile zaskoczony tym co Mitra wymyślił i samą jego śmiałością, a przyjemne ciepło, które zaczęło się rozchodzić po jego nieumarłym ciele podczas tego pocałunku, nadal rozkosznie pulsowało mu w żyłach.
        - Największą zbrodnią przeciwko ludzkości byłoby mieć ci to za złe - odpowiedział, patrząc z czułością jak Mitra z jeszcze większą dumą zaczął dokańczać swój posiłek. - Ja tu myślałem, że ty jakiś spisek przeciwko Amie uknułeś, a ty mi tu smacznego buziaka sprzedajesz - powiedział z rozbawieniem, informując przy tym Mitrę, o co miał tak naprawdę największe obawy. - A co do obiadu, nie sądziłem, że taki słodki wyjdzie - dodał i mrugnął do nekromanty jednym okiem, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, by ten wiedział, że ta słodycz, która skrzypek odczuł, wcale nie pochodziła z obiadu.
        Chwycił Mitrę za dłoń i z pogodnym wyrazem twarzy przyglądał się jak ten dalej się zajada. Gładził przy tym delikatnie kciukiem jego wolną dłoń. Całym sobą kochał tego mężczyznę i wątpił by kiedykolwiek to się miało zmienić. Dla Mitry dałby się pokroić na kawałki albo wyrżnąłby w pień co najmniej połowę Łuski, wraz z kobietami i dziećmi.

        Nieco później, gdy brakowało już tylko tego, by Mitra wylizał swój talerz do czysta, Aldaren wstał od stołu i zajął się sprzątaniem po przygotowanym dla ukochanego posiłku. Myślał, że ten przez to ile zjadł, będzie pewnie potrzebował chwili, żeby uleżeć sobie wszystko w żołądku, bo pewnie tak się opchał, że teraz będzie mu ciężko cokolwiek robić i na spacer będą pewnie szli za jakieś pół godziny. Okazało się jednak, że najedzony Mitra, to... bardzo przytulaśny Mitra. I nawet nie odstraszała Aldarena wpatrująca się w niego maska na czubku głowy ukochanego. Nekromanta miał ich tak wiele i były praktycznie codziennie przez niego używane, że skrzypek był już do nich przyzwyczajony. Póki nie lewitowały w powietrzu i nie mówiły ludzkim głosem, ani się do niego nie uśmiechały z pożądaniem, to wszystko było w porządku. Aldaren uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem i sięgnął po ścierkę, by wytrzeć sobie dłonie, po czym delikatnie objął swojego swojego partnera i go do siebie przytulił.
        - Oj daj spokój, bo się zarumienię. Zwłaszcza, że nie jestem tak wspaniały, jak ty. Naprawdę jesteś aniołem - powiedział i z czułością pocałował Mitrę w głowę.
        - W porządku najdroższy. Chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdybyś po sobie nieco odpoczął po obiedzie nim pójdziemy na spacer - mruknął z czułością. Wolał odpuścić uwagę o tym, że uwielbiał sennego Mitrę albo przyglądać się mu jak usypiał, bo wyglądał wtedy naprawdę rozkosznie.
        Kiedy nekromanta cofnął się, by mogli się zebrać do wyjścia, Aldaren westchnął z lekkim niezadowoleniem, bo było mu naprawdę miło, gdy tak stali przytuleni do siebie, ale nie mógł niczego od nekromanty wymagać. Wiedział przecież o jego fobiach, no i mimo że Ama zapewniła o ofiarowaniu im odrobiny prywatności, mogła w każdej chwili stwierdzić, że koniec z dobrą babuleńką i zejść w każdej chwili na dół. Choćby ze zwykłej złośliwości.
        Po dotarciu do ich domku, Aldarena zamurowało w progu. Z niepokojem przyglądał się całemu bałaganowi, lecz mimo to, nie zachował resztek rozsądku, zakładając, że włamywacz może być nadal w środku i może być niebezpieczny.
        - Mitra, zaczekaj - powiedział z napięciem skrzypek i złapał nekromantę za rękę, by zatrzymać go w miejscu, aby pierwszym wejść do pomieszczenia i je dokładnie przeszukać czy nigdzie się nikt na nich nie czai. - Sprawdź proszę czy nic nie zostało ukradzione, a ja spróbuję poszukać włamywacza, który narobił tego całego bałaganu - zarządził, gotów w każdej chwili zmienić się w kruka i z lotu ptaka przeszukać okolicę w okolicy domku czy nikt nie ucieka z wielkim brzęczącym workiem pełnym ich wartościowych fantów.
        Kiedy jednak okazało się, że nie było żadnego włamania... wampirowi zrobiło się strasznie głupio, że tak zareagował. Zwłaszcza, że dotarło do niego, iż mógł przez swoją błędną ocenę sytuacji zrobić ukochanemu przykrość. Przez co od razu przeprosił i przez większość czasu już po prostu milczał. Chyba że Mitra się do niego odezwał, wtedy oczywiście z szacunku do partnera mu odpowiadał.
        W końcu wyszli na spacer, co prawda nie po krótkim odpoczynku, o którym wcześniej wspominał wampir, ale już trudno. Nie będzie przecież trzymał na siłę Mitry w jednym miejscu, kiedy ten chciał wyjść. Szli przez jakiś czas w milczeniu, obaj z zaciągniętymi na głowę kapturami. Aldaren nie wiedział, gdzie Mitra chciałby pójść, a z zapytaniem go się wahał, bo co jeśli miał to być po prostu zwykły spacer po okolicy bez żadnego punktu docelowego?
        - Znam jedno miejsce, z którego pięknie będzie widać całą okolice i zachodzące słońce - powiedział z łagodnym uśmiechem i zaraz skierował się w stronę niewielkiego lasku rozciągającego się u podnóża gór.
        Przez całą drogę starał się nie okazywać po sobie jak bardzo męczą go jego własne rozterki i prażące okrutnie słońce. Chciał by to był przyjemny dla Mitry wypad, cała reszta nie miała znaczenia. Szli przez dobre dwie godziny zanim dotarli do lasu, gdzie Aldaren pozwolił sobie zdjąć swój płaszcz i rozpiąć nieco na piersi swoją koszulę by się całkiem nie ugotować. Jeszcze by się zaczął rozkładać na oczach Mitry i najpewniej niebianin już nigdy nie chciałby się zbliżyć do nieumarłego.
        - W sumie... kiedy gotowałem uświadomiłem sobie kilka rzeczy... - zaczął niepewnie, nie wiedząc czy Mitra chciałby rozmawiać podczas podróży przez las i późniejszej wspinaczki szlakiem na Obsydianowe Szczyty, czy wolałby raczej porozmawiać, gdy już będą odpoczywali na miejscu. - Jeśli wolałbyś porozmawiać dopiero na miejscu, zrozumiem i się dostosuję - powiedział lekko poddenerwowany, zerkając na ukochanego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Yhm, jadłem - przytaknął Mitra, gdy już przełknął to co miał w ustach. Mówiąc nie przerwał pracy nad swoim obiadem, choć na razie wstrzymał się z jedzeniem, a tylko rozgarniał sobie potrawkę na talerzu, jakby dzielił wszystko na porcje na później.
        - To było jak byłem dzieckiem. Wojska najemnicze często korzystają z ryżu, bo jak jest suchy to się trudno psuje, a ugotowany dobrze napełnia brzuch, jest lepszy od ziemniaków - wyjaśnił. Później trochę zmienił ton, wyraźnie przechodząc od dzielenia się ogólną wiedzą do bardziej intymnych zwierzeń. - Wiesz… Gdy byłem taki bardzo mały, nie miałem jeszcze dziesięciu lat, to czasami dostawałem taki ryż z mlekiem, słodki. Nie wiem jak to się robiło, czy on był w tym mleku gotowany jak w wodzie czy właśnie ugotowany w wodzie i zalany mlekiem, ale lubiłem to. To była taka nagroda, bo wiadomo, trudno w drodze o świeże mleko. A jak dostałem do tego jeszcze owoce, maliny albo jagody, o, to było najlepsze co mogłem dostać do jedzenia.
        Mitra zakończył swoją wypowiedź biorąc do ust duży kęs obiadu, wyglądał jednak przy tym jakby myślami był w zupełnie innym świecie. Chyba zadumał się nad swoimi wspomnieniami, choć trudno było powiedzieć czy były to myśli czułe czy smutne.

        Później posiłek rozgrzał Mitrę od środka, poprawił mu humor i dodał ochoty na psoty. Stąd ten pocałunek. Niebianin był z siebie troszkę dumny, gdy udało mu się zrobić niespodziankę Aldarenowi tym pocałunkiem. A to jak on oblizywał wargi… O na Prasmoka, co za widok. Dało się poznać, że Mitra zapatrzył się, zauroczony zachowaniem skrzypka do tego stopnia, że później nawet nie pamiętał jakie pytanie zadał i nie do końca rozumiał o co chodziło z tą zbrodnią przeciwko ludzkości, ale później już pojął w czym rzecz.
        - S… Słodki? - Nekromanta był wyraźnie zdezorientowany. Przecież danie nie było słodkie, a i on niczym słodkim nie zapijał, więc skąd… Ale gdy Aldaren mrugnął, do Mitry w mgnieniu oka dotarło, że to był podstęp. Zapowietrzył się z zaskoczenia i kopnął ukochanego w kostkę, momentalnie rumieniąc się po same uszy.
        - To było…! - Nie umiał znaleźć odpowiedniego słowa. Prychnął i jeszcze chwilę próbował wymyślić jakąś błyskotliwą ripostę, ale ta nie nadchodziła. W końcu więc wrócił do dłubania widelcem w potrawce na talerzu.
        - Naprawdę słodki? - upewnił się, a w jego głosie idealnie słychać było tę mieszaninę emocji, która nim miotała. Jednocześnie trochę niewinnego wstydu, zadowolenia, nadziei i ciepła, a to wszystko podszyte niewypowiedzianą prośbą, by Aldaren powtórzył, bo to było szalenie miłe. Tym razem pokonany Mitra był skłonny przyjąć swoją porażkę, choć w innych okolicznościach lubił, gdy jego było na wierzchu.
        Uścisk ręki błogosławiony przyjął bardzo swobodnie jak na niego - tylko podniósł na skrzypka spojrzenie i uśmiechnął się do niego. Nie zabrał ręki, nie zamarł, nie wzdrygnął się, jedynie po chwili wygodniej umościł swoją dłoń w jego i tak siedział, ciesząc się tym kontaktem. Gdy co jakiś czas zerkał na Aldarena, w jego oczach widać było, że przy tym stole, w tym momencie, w tym towarzystwie, jest najszczęśliwszą osobą na świecie.

        Podczas przytulania się po obiedzie Mitra nie kłócił się z Aldarenem - w każdym razie nie kłócił się werbalnie, bo za każdym razem, gdy wampir się krygował albo mówił coś, co wymagałoby komentarza, błogosławiony przytulał go odrobinę mocniej. Nie tak, by połamać mu żebra czy odebrać mu dech, tylko tak by zaznaczyć, że ma swoje zdanie. Dopiero gdy został nazwany aniołem, podniósł głowę i przez to zamiast w czubek głowy, dostał całusa w czoło. Zaśmiał się cicho z radością, przymykając przy tym oczy.
        - Chodźmy - powtórzył, nieświadomy, że ta troska o to, by jednak odpoczął po obiedzie, nie była taka zupełnie podyktowana tylko tym, że skrzypek się o niego martwił, ale też tym, że lubił zaspanego Mitrę. Gdyby wiedział, że pobudki jego ukochanego są bardziej romantyczne… Być może inaczej by odpowiedział. Żył jednak w błogiej nieświadomości i teraz był bardzo skoncentrowany na tym, by wyjść na spacer - miał w związku z nim pewne plany…
        Tym bardziej się zdziwił, gdy Aldaren zaczął się dziwnie zachowywać pod chatką. Słuchał się i gdy miał stać to stał, a gdy mógł iść to podążył za wampirem, ale nie wiedział czemu miało to służyć. Dopiero na wieść o włamywaczu trochę się ocknął.
        - Ren, ale ja nikogo nie wyczuwam… - wyjaśnił ostrożnie, powołując się na swoje czytanie aur. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to przez bałagan skrzypek podejrzewał włamanie.
        - Ren! - oburzył się. - Głuptasie, to byłem ja… Już zdążyłeś zapomnieć, że masz za partnera najgorszego bałaganiarza w całej Maurii? - zapytał, zaczepnie szturchając go w ramię. Później dał mu buziaka w policzek.
        - Przepraszam, że tak cię nastraszyłem - powiedział ze skruchą. - Nie zwróciłem w ogóle uwagi na to jak straszny bałagan zostawiam…
        I potem szybko wszystko uprzątnął i przygotował się do spaceru, co do którego Mitra miał pewne konkretne wymagania, którym całe szczęście skrzypek dość łatwo był w stanie sprostać.
        - O, tak, to by było idealne - podłapał nekromanta z nie przesadnym, ale na pewno wyraźnym entuzjazmem. Po chwili dotarło do niego jeszcze to, co Aldaren powiedział o zachodzie słońca. Wyobraził to sobie: jak siedzą razem gdzieś na skale czy łące i oglądają piękny krajobraz przed sobą… Aż westchnął sobie cicho i w zamyśleniu, nie zdradzając się słowem ze swoimi myślami, szedł obok skrzypka. Ciekawe czy on słyszał jak biło mu serce? Głośno i szybko, ale nie ze stresu tylko z radości - w końcu był na romantycznym, intymnym spacerze ze swoim partnerem. Nie rozmawiali, ale sama obecność była dla Mitry wystarczającym powodem do radości. Co chwilę spoglądał na Aldarena z ogromną miłością w oczach, choć też z zauważalną troską. Czuł ulgę na myśl, że część spaceru będą w lesie - jego biedny ukochany nie będzie narażony na palące promienie słońca.
        Mimo wszystko czas mijał Mitrze zdecydowanie za szybko. Chwilę musiał się zresztą skupić na wysiłku, bo czekało ich małe podejście. Nie by było ponad jego siły, bo aż tak słabowity to nie był, ale jednak złapała go lekka zadyszka. Gdy mógł, korzystał z pomocy Aldarena w pokonywaniu trudniejszych miejsc - jakiś korzeni przerastających ścieżkę czy czegoś w tym stylu. Poradziłby sobie co prawda sam, ale pragnął tej interakcji ze skrzypkiem. Z czułością przyjmował jego pomocną dłoń, tak samo mu dziękował. Co jakiś czas pogłaskał go po ramieniu albo głowie. Wyglądał na szczęśliwego, choć widać było tylko jego oczy.
        Gdy weszli między drzewa, Mitra poczuł się na tyle bezpiecznie, że zdjął kaptur i maskę, wsuwając ją za pasek na biodrze. Przez chwilę patrzył na Aldarena jakby coś planował i jeszcze zastanawiał się czy na pewno warto to robić. Rozluźnił się i uśmiechnął czule widząc, że jego ukochany również pozbywa się dodatkowy warstw ochronnych. Spoważniał jednak momentalnie, gdy wampir zagaił rozmowę. Przygryzł wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
        - To… są miłe przemyślenia? - upewnił się. - Czy wręcz przeciwnie? Ja… - zagaił, ale momentalnie sapnął i uśmiechem zbył ten temat. Też miał pewne przemyślenia, ale… Wolał by to Aldaren mówił.
        - Poczekajmy aż dotrzemy na miejsce - zawyrokował w końcu. I nie zastanawiając się już dłużej nad tym co robi, wziął ukochanego za rękę, idąc tuż obok niego póki pozwalała na to ścieżka. Uśmiechał się nikle nie dając po sobie poznać, że i on ma mu coś do powiedzenia…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi odnośnie tego, czy Mitra wcześniej jadł te białe ziarenka...ryż, Aldaren momentalnie zamienił się w słuch, w pełni skupiając się wyłącznie na swoim ukochanym. Nie przyszło mu jednak do głowy, że skoro w pewnym sensie miał dopiero dzisiaj pierwszy w swoim życiu kontakt z ryżem i Mitra nigdy nie jadł czegoś takiego przy nim, to najprawdopodobniej jadł te białe ziarenka, gdy jeszcze się nie znali. Być może w dalekiej przeszłości Mitry. Tej, niezbyt przyjemnej, do której nekromanta zapewne nie chciałby już nigdy więcej wracać.
        Gdy Mitra zaczął mówić, Aldaren dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie co mały niebianin robił z najemniczymi wojskami. I choć zapaliła mu się czerwona lampka i powoli zaczął żałować, że postanowił drążyć temat ryżu, to jednak cieszył się, że tępo nie zapytał o co chodziło z tymi wojskami. Pierwsza jednak część wypowiedzi nekromanty okazała się być jedynie wprowadzeniem do właściwego przekazu, ale przynajmniej dzięki temu, rozumiał, dlaczego Ama kazała mu do gęsi i warzyw dodać ryż. Aczkolwiek zastanawiał się dlaczego nie mogły to być ziemniaki albo rzepa. Po dalszych informacjach, w których to błogosławiony wyjawił, że uwielbiał jeść ryż na słodko z mlekiem i owocami... Aldaren miał prawdziwy mętlik w głowie. Słysząc, że jego ukochany lubił tego typu danie, niby odruch bezwarunkowy miał ochotę zaraz mu coś takiego przygotować do zjedzenia, lecz wcale nie był pewien czy rzeczywiście sprawiłby tym Mitrze przyjemność czy może raczej przykrość. No bo skoro Mitra swoje dzieciństwo spędził na wojnie, szkoląc się i łatając rannych w szpitalu polowym i otrzymywał takie "rarytasy" w ramach nagrody, nim jeszcze jego życie zmieniło się w piekło po pojmaniu... Ugotowanie partnerowi ryżu na mleku z owocami, nie mogło nieść ze sobą dobrych skojarzeń w takim rozrachunku. A może to było jedno z tych dobrych wspomnień z dzieciństwa? Ugh! No i właśnie wychodziło jak niewiele zna swojego lubego. Przez swoje domysły nigdy nic nie osiągnie i tylko czekać aż Mitra zacząłby chodzić głodny albo - nie daj Prasmoku - sam by sobie gotował, bo wampir zbyt długo by się zastanawiał czy rosół z kury byłby dla nekromanty dobrym wspomnieniem czy złym.
        - Jeśli... kiedyś byś miał ochotę... może udałoby mi się ugotować dla ciebie coś takiego - mruknął z zakłopotaniem, nadal niepewny czy w ogóle dobrze robił, że w ogóle kontynuował ten temat. W odruchu samoobrony odwrócił delikatnie w bok spojrzenie, by tylko nie widzieć gniewu czy przygnębienia na licu swojego ukochanego. A może temat po prostu zostanie przemilczany? Aldaren nie odezwał się w końcu jakoś specjalnie głośno, więc może nekromanta nawet nie zarejestrował, że wampir cokolwiek do niego mówił.

        Mitra chyba kiedyś wspominał Aldarenowi o tym, jak bardzo wampir przez swoje zachowanie i gesty potrafił działać na blondyna. I to chyba nawet niejednokrotnie było o tym mówione, jednakże obecnie skrzypek nawet nie myślał o tym by w jakikolwiek sposób prowokować swojego lubego do Prasmok wie czego. Zaskoczony tym nagłym pocałunkiem oblizał swoje wargi zupełnie nieświadomie. Jedyną zbrodnię jaką popełnił z pełną premedytacją, to nazwanie nekromanty słodkim, ale i to uczynił bez większego przemyślenia, po prostu zareagował tak w przypływie chwili.
        - Ałaa... - zaśmiał się, nie mogąc powstrzymać rozbawienia z powodu tego jak Mitra go kopnął pod stołem. Pewnie nawet nie miał pojęcia jak uroczy w tej chwili był, gdy się tak burzył i rumienił.
        Aldaren znów parsknął i jednocześnie powstrzymał się przed wyrażeniem opinii na temat tego jak słodko obecnie Mitra dla niego wyglądał i... że uwielbiał, gdy nekromanta się tak pieklił. Wolał w sumie nie przesadzać z rzucaniem w stronę nekromanty takimi wnioskami, bo blondyn jeszcze zamknąłby się w sobie i resztę ich wakacji szlag by trafił. Skoro było dobrze, to czemu miał ryzykować? Zwłaszcza, że dzisiaj już i tak popełnił wystarczająco dużo gaf, już nie wspominając o tych z dnia wczorajszego chociażby. Niesamowite jak cierpliwy i wyrozumiały był przy tym wszystkim Mitra, jak dzielnie znosił wszystkie żenujące komplementy wampira i jego przykre słowa. Naprawdę nie zasługiwał, aby być i dzielić szczęście oraz darzyć się wzajemnym uczuciem z tak wspaniałym mężczyzną jak Mitra.
        - Um...! - mruknął nieco spanikowany, jakby właśnie sobie uświadomił, że nadepnął właśnie na wybuchającą pieczęć. Kiedy jednak spojrzał na ukochanego i zobaczył w jego oczach to oczekiwanie... aż sam się lekko zarumienił. W tym momencie miał tylko jedno wyjście. Postanowił spróbować się wytłumaczyć. Mógł mieć tylko nadzieję, że ostatecznie nie wyjdzie tak źle jak wtedy, gdy Mitra pokazał mu swoje skrzydła, a później przez wampira, praktycznie przez cały dzień się do siebie nie odzywali.
        - Według mnie tak - zaczął ostrożnie. - Ten pocałunek był dla mnie słodki, bo bardzo mocno cię kocham... świata poza tobą nie widzę i uważam, że tak samo słodki jesteś ty... - powiedział, zastanawiając się czy zaznaczyć, że nie miał wcale na myśli krwi nekromanty. Nie chciał, by Mitra uznał, że wampirowi jedynie o jego krew chodziło. Westchnął ciężko i podrapał się po karku. - Tak jak ja dla ciebie jestem słodkim szczeniaczkiem - dodał, mając nadzieję, że to rozwieje wszelkie wątpliwości i rozwiąże cały problem. W końcu jakby nie patrzeć wampir się właśnie zgodził z ukochanym, że nieumarły był jak szczeniak, nawet jeśli miał co do tego całkiem sporo "ale".

        Po dotarciu do ich chatki i ujrzeniu tego pobojowiska, chyba każdy doszedłby do wniosku, że ktoś bardzo intensywnie buszował w torbach obu mężczyzn, nieobecnych w domku w tym czasie. Nie powinno więc nikogo dziwić, że wiecznie zatroskany o swojego ukochanego wampir w pierwszej chwili pomyślał, że ktoś włamał się do ich domku i ich okradł. Kierując się zdrowym rozsądkiem i dobrem partnera, nakazał mu poczekać chwilę przed wejściem, podczas gdy nieumarły szukał intruza. Nie dotarły przy tym do niego słowa nekromanty, informujące o tym, że w pomieszczeniu nikogo nie ma.
        - Hm? Czemu miałbyś nas... - zaczął zaskoczony, lecz nie dokończył, uświadamiając sobie skąd ten cały bałagan. "Żeby się tak wygłupić" - westchnął ciężko. Spojrzał przepraszająco na Mitrę i choć nadal miał ogromne wyrzuty sumienia, że tak zareagował, najprawdopodobniej sprawiając przez to niebianinowi przykrość, był nieco spokojniejszy po pocałunku w policzek.
        - Nie jesteś najgorszy, bo jesteś najwspanialszą osobą na Łusce jaką kiedykolwiek spotkałem przez całe moje życie i nie-życie - powiedział poważnie, by nekromanta nie myślał, że skrzypek naprawdę ma go za strasznego bałaganiarza. Zaraz też zabrał się za sprzątanie, by jakoś względnie przywrócić ład i porządek w pokoju. Nawet przeprosił blondyna.
        I w końcu ruszyli na romantyczny spacer, po którym Aldaren miał nadzieję będzie już tylko lepiej. Zamierzał poważnie porozmawiać z Mitrą i lepiej go dzięki temu poznać. Lepiej późno, niż wcale jak to mówią.
        Droga przez równiny, choć minęła im w większości w milczeniu i Aldaren był narażony na działanie okrutnego słońca, przed którym mógł się schronić na moment jedynie, gdy przez niebo sunęła jedynie samotna chmurka; była całkiem przyjemna. Nie musieli się nigdzie spieszyć, mogli się w pełni cieszyć pięknymi widokami, jak również swoim towarzystwem. Zwłaszcza, gdy wkroczyli na mniej uczęszczaną - można by wręcz powiedzieć dziką - ścieżkę, na której pojawiło się więcej przeszkód i nierówności. A to jakiś zdradliwy, skryty w trawie korzeń pobliskich krzaków czy też właśnie jakieś zawzięte chaszcze, które umyśliły sobie jak największego terenu okolicznych polan. Aldaren nie narzucał się ukochanemu ze swoją pomocą, za każdym razem, gdy zauważył na drodze jakiś niewielki wybój czy odrobinę błota, lecz bez wahania był dla niego wsparciem, kiedy na przykład niebianin potknął się o korzeń, którego nie było widać na pierwszy rzut oka. Jak również w przypadkach, gdy zaczęli wchodzić pod niewielkie wzniesienie, po jakimś czasie wędrówki i widać było, że niebianin jest nieco zmęczony, zwłaszcza, że w pełnym słońcu szedł szczelnie owinięty ubraniem jak kokon. Oprócz zarządzenia krótkiego postoju i nakazania ukochanemu, aby się napił trochę, z zabranego przed wyjściem bukłaka z wodą, szedł z Mitrą pod górkę za rękę albo po prostu obok niego, by w razie czego go podtrzymać jakby, nie daj Prasmoku, blondyn miał zasłabnąć.
        W końcu jednak dotarli do lasu, co było ulga chyba dla nich obu, bo dla Aldarena na pewno. Nie musiał się już męczyć aż tak marszem w słońcu, a i mógł zrzucić z siebie okrycie i przestać się na ten moment gotować. Zastanawiał się przy tym czy to była dobra chwila, aby podzielić się z ukochanym swoimi wątpliwościami tak jakby na temat ich relacji, czy jednak lepiej byłoby poczekać, a przez to, że sam nie mógł zdecydować, zwrócił się po pomoc do Mitry - wprost go o to pytając.
        - Wydaje mi się, że tak - mruknął, po chwili zastanowienia, gdy zaniepokojony nekromanta odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie sądzę by było to coś złego... choć ostatecznie może okazać się co innego... - dodał niepewnie. Był co prawda przekonany, że o ile nie są to miłe przemyślenia, to na pewno są neutralne i szkody żadnej nikomu nie wyrządzą, ale z Mitrą trzeba było być ostrożnym i brać pod uwagę tak profilaktycznie każdą możliwość. Już nieraz się przecież zdarzyło, że skrzypek robił lub mówił coś w dobrej wierze, a wychodziło zupełnie co innego. Tak jak choćby z tymi nieszczęsnymi skrzydłami błogosławionego, do których jeszcze trochę i wampir sam się nabawi urazu.
        Chwilę myślał nad tym czy może czegoś jeszcze nie dodać do swoje wypowiedzi by uspokoić partnera i by ten spacer był rzeczywiście jak najdłużej dla niego przyjemny, jednakże nim cokolwiek postanowił, Mitra odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie i kontynuował ich spacer, idąc ze skrzypkiem za rękę. Aldaren odetchnął głęboko, jakby dotyk i bliskość ukochanego, jego uśmiech, przyniosły mu ukojenie albo przynajmniej na moment dały spokój jego duszy i myślom. Domyślał się, że pewnie w tej chwili ani trochę nie poprawia niebianinowi humoru swoim zachowaniem, skrzypek z resztą sam siebie nie poznawał, ale... gdy cały czas gadał bez zastanowienia co mu ślina na język przynosiła, nie wynikało z tego nic dobrego. Może czasami, ale w ogólnym rozrachunku ile razy się kłócili przez to, że wampir coś głupio i bezmyślnie palnął? Nie chciał się więcej kłócić, bo nie wiedział ile jeszcze kłótni przerwa ich związek, zanim Mitra stwierdzi, że nie chce takiego życia i nie potrzebuje więcej nieumarłego, z którym tylko się wiecznie awanturuje. A jeśli nie Mitra... to Aldaren nie wiedział ile jeszcze wytrzyma nim jego serce całkiem rozpadnie się na kawałki i doszczętnie zgnije, poddając się rozkładowi, nawet jeśli ciało skrzypka nie będzie dawało żadnych oznak tego, że gnił od środka jak to trup.
        Po niecałej godzinie wyszli z lasu i Aldaren zatrzymał się na moment u podnóża gór. Nie było nigdzie w zasięgu wzroku żadnej ścieżki, a jedynie mniej lub bardziej strome podejście czy odstające półki, bądź jakieś szczeliny, ale aż tak wampir nie chciał katować ukochanego wspinaczką.
        - Widzisz tamto drzewo rosnące na krawędzi klifu? - zapytał partnera, zadzierając głowę do góry i pokazując ledwo widoczną koronę drzewa rosnącego, gdzieś pośród półek i skał. Można było odnieść wrażenie, że końcówkami swoich liści muskało powierzchnię chmur sunących po niebie i nie było w tym ani trochę przesady, gdyż co niżej dryfujące obłoki rozbijały się o ścianę Obsydianowych Szczytów nieco poniżej widocznej korony. - Pójdziemy najwyżej jak się da, a resztę drogi przelecimy. Chyba że wolisz od razu polecieć - zaproponował ukochanemu, nie pospieszając go i cierpliwie czekając na jego decyzję.
        W zależności od odpowiedzi, poprowadził ukochanego zarośniętą, ukrytą między skałami, stromą ścieżką, która w pewnym momencie się urywała i musieli się przez chwilę wspinać, by zaraz po tym dobrych kilkanaście sznurów nad ziemią kontynuować wycieczkę przeskakiwaniem z półki na półkę, czy wędrówką bardzo wąską, na pół stopy dróżką, przytuleni całym sobą do zimnej góry. W tym przypadku Aldaren cały czas służył pomocą niebianinowi, bo już gdy byli sążeń nad ziemią, wolał nie sprawdzać na ile Mitra da sobie radę przejść całą drogę samodzielnie. Nie chciał, by przez to wszystko nekromanta nabawił się jakiejś kontuzji czy, nie daj Prasmoku, poślizgnąłby się na wilgotnych skałach i spadł ze skał.
        Gdy znaleźli się na niewielkiej polance, Aldaren narysował wielki na dwa kroki średnicy krąg przyzywający, po czym specjalnie rozciął sobie dłoń o jedną z ostrzejszych skał i pozwolił by kilka kropel jego krwi spadło na wyrysowane przez niego w piasku linie i symbole. Krąg zaczął cicho syczeć i brzęczeć, jak naelektryzowany. Wszystkie jego konury zaskrzyły się na czerwono, a po chwili z otwierającej się czeluści wyłonił się czarny jak noc, może o połowę mniejszy od gryfa, potworny ptak z dwoma parami skrzydeł, dziobem, którego krawędzie górnej części wyglądały jak brzeszczot piły do drewna. Po obu stronach dziobu, w dolnej części wyrastały mu długie rogi przypominające szable dzika albo szczękoczułki pająka, do którego stworowi było w sumie blisko przez cztery pary krwistoczerwonych oczu. Warto również wspomnieć, że na głowie miał gołą skórę i to tak zrogowaciałą i stwardniałą, że można się było pokusić o stwierdzenie, że była to naga czaszka tego pierzastego demona, którego ogon i krawędzie skrzydeł rozpływały się niczym dym czy cień. Aldaren pomógł nekromancie usadowić się na grzbiecie przyzwańca i nakazując stworowi w Czarnej Mowie podążanie za sobą, zmienił się w kruka i pokonali pozostałą cześć szybko, łatwo i przyjemnie.
        Jeśli Mitra od samego początku chciał sobie odpuścić wspinaczkę, to wampir oczywiście na samym początku przywołał demonicznego ptaka i szybciej znaleźli się na górze.
        Zdążyli na zachód słońca, a Aldaren podszedł na samą krawędź klifu, by zaraz na niej usiąść w cieniu drzewa i cieszyć się wspaniałym widokiem na rosnący w dale las, równinę zaraz za nim, kawałek zatoki i majaczący w dali, olbrzymi Las Driad. Spojrzał na swojego ukochanego z czułością, zapraszając go obok siebie i zapewniając, że niewiele osób tu przychodzi, więc nie ma się czego obawiać. Chwilę się wahał, bo nie miał w ogóle pomysłu jak mógłby zacząć to co chciał Mitrze powiedzieć. Już pomijając oczywiście kwestię tego, że się stresował.
        - Wiem, że pewnie cię zaniepokoiłem, gdy powiedziałem, że sobie uświadomiłem kilka rzeczy... przepraszam cię za to. Wiem też, że zawsze wszystko partolę mimo najszczerszych starań, tak jak wtedy przed wyjazdem - mruknął skruszony, patrząc lekko przygnębionym spojrzeniem w stronę zachodzącego słońca. Naprawdę nie chciał by sytuacja ze skrzydłami się powtórzyła. Bardzo się tego bał. - Kiedy gotowałem obiad zrozumiałem, że wszystkie moje błędy i przykrości jakie ci sprawiam biorą się przez to, że tak naprawdę niewiele ciebie znam. Wiem, że lubisz ostre potrawy i rysowanie. Że nienawidzisz być w centrum uwagi i bliskości, zwłaszcza bycia dotykanym, przez wydarzenia z przeszłości, ale... to praktycznie wszystko co o tobie wiem. Nie znam twoich pragnień, o czym marzysz, co myślisz... mam wrażenie, jakby od samego początku wszystko co robiliśmy, przeżyliśmy, zaistniało odkąd jesteśmy razem, było wyłącznie owocem mojego egoizmu. Nie umiem sobie nawet przypomnieć czy kiedykolwiek zrobiłem coś dla ciebie, czegoś co ty chciałeś, a nie ja - powiedział cicho, dając się coraz bardziej pochłonąć swoim czarnym myślom, z których wynikało, że zamiast dawać Mitrze szczęście, niewiele różnił się od jego dawnych oprawców, narzucając ukochanemu swoją wolę i zmuszając go do rzeczy, których nekromanta sam niekoniecznie by chciał. Do tej wyprawy chociażby został przecież zmuszony, bo inaczej czekałaby ich kolejna rozłąka, nie wiadomo nawet na jak długo.
        - Nie chcę dłużej tak żyć i sprawiać ci kolejnych przykrości. Chciałbym być dla ciebie, szczerze powiedzieć, że cię rozumiem, wiedzieć na co miałbyś ochotę, co myślisz, przez samo spojrzenie na ciebie. Mógłbym co prawda skorzystać z magii umysłu, by zawsze wiedzieć jak się zachować, aby nie spowodować kolejnych problemów, ale nie chcę być jak Ama. Nigdy nie grzebałem ci w głowie i nigdy tego nie zrobię. Zawsze się wszystkim przejmuję, ale naprawdę, chcę uniknąć kolejnych konfliktów między nami. Boję się, że kolejny może być tym ostatnim, który zabije to co jest między nami i nasz związek. Przepraszam cię za wszystko co powiedziałem, a co sprawiło ci przykrość, choć nigdy nie miałem zamiaru cię zezłościć czy doprowadzić do łez. Nie wiem jak mógłbym z tobą rozmawiać, by zamiast wbijać ci ostrza w serce sprawiać ci przyjemność. Jestem ograniczonym umysłowo dupkiem, który nie potrafi nic poza ranieniem i ograniczaniem ukochanej osoby, ale wszystko co robię i mówię, podszyte jest strachem, że mógłbym cię stracić. Nawet to, że trzęsę się nad tobą jak nad dzieckiem, choć przecież jesteś dorosłym, silnym mężczyzną, który potrafi doskonale sam o siebie zadbać. Pewnie nawet lepiej, niż ja - dodał łamiącym się delikatnie głosem, spuszczając głowę, bo naprawdę nie wiedział, gdzie mógłby ukryć swoje pełne bezsilności, obawy, złości i goryczy spojrzenie. Powiedzieć, że był imbecylem, to jak nic nie powiedzieć. Był na siebie naprawdę wściekły za to jakim był idiotą i nie miał do Amy ani granika żalu, zgadzał się w pełni ze wszystkimi ostrymi słowami jakie padły z jej ust i wycelowane były w stronę nieumarłego. W pełni sobie zasłużył na jej pogardę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Naprawdę? - Mitra ocknął się ze swoich wspomnień i zareagował mieszaniną zaskoczenia i entuzjazmu na wieść, że Aldaren mógłby mu ugotować taki ryż na mleku. - To byłoby cudowne, dziękuję.
        Wystarczyło w tym momencie spojrzeć na jego delikatny uśmiech, aby nabrać pewności, że to dobry pomysł i że błogosławiony naprawdę się ucieszył, bo akurat to wspomnienie należało do tych dobrych. Tak naprawdę nigdy nie wspominał źle swojego dzieciństwa tylko przez to, że spędził je wśród śmierci i wojny. Od niemowlaka towarzyszył mu zgiełk bitew i jęki konających - przywyknął. A w lazarecie czuł się bezpieczny. Czy również kochany… Sam chyba nie wiedział. Miał w pamięci wiele luk z tamtego okresu i czasami podświadomość wypełniała je w dziwny sposób. Nie by kiedykolwiek zdawało mu się, że był skrzywdzony… Lecz czasami wydawało mu się, że był wtedy strasznie samotny, innym razem wręcz przeciwnie - że mimo iż nikt nie stał się jego rodzicem zastępczym, miał tuziny wujków, cioć i starszych braci, którzy się nim opiekowali. Wspomnienie takich drobiazgów jak choćby ten słodki ryż potęgowały w nim przeświadczenie, że był wtedy chociaż trochę kochany, a to prowadziło do nostalgii, czasami wręcz tęsknoty. Były to mimo wszystko dobre wspomnienia.
        - Tylko ja sam nie wiem jak to było robione - zorientował się nagle nekromanta. - Więc… będzie trzeba pokombinować. Albo… zapytać Amy - podsunął, choć widać było, że ta perspektywa niespecjalnie go radowała. Cóż, miał przed sobą jasny dowód, że wiedźma na jedzeniu się znała i raczej nie chciała go otruć, ale po prostu nie chciał jej o nic prosić. Nie byli wszak przyjaciółmi i nie chciał mieć względem niej długu.

        Podczas rozmowy o słodkim pocałunku, Mitra cały czas miał tę poruszoną minę i rumieniec nie schodził z jego policzków. Śmiech Aldarena, jego szczera wesołość, nie mogły pogorszyć nastroju błogosławionego, wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej go nakręcały. Gdyby nie to, że siedzieli w domu Amy i oddzielał ich stół, Mitra chciałby, aby skrzypek go objął i powtarzał mu takie miłe słowa. Tak bardzo by tego chciał…
        Jednak chyba i tym razem rozminęli się w interpretacji tej sceny. Wampir wyglądał na zaskoczonego - znowu tak, jakby został na czymś przyłapany. Mina Aresterry również zrzedła - powiedział coś nie tak? Może nie powinien się tak dopominać komplementów. Przyjmować to co mu dawano i nie być chciwym… Chyba przesadził. Ta świadomość podkopała jego dobre samopoczucie, przede wszystkim pozbawiając go tej ochoty na pieszczoty i przytulanie. Dobrze, że Aldaren dodał to o szczeniaczku - poprawił tym nekromancie humor.
        - Jesteś kochany - szepnął z czułością Mitra i po raz kolejny przechylił się przez stół, aby pocałować ukochanego. Na tym zakończył ten flirt, który ledwo się przecież zaczął, ale oboje go skutecznie zgasili.

        Mitra miał na tyle dobry nastrój, że nie potrafił gniewać się na Aldarena po tym jak ten podejrzewał, że bałagan w ich chatce to dzieło włamywacza. Jego reakcja była nawet urocza.
        - Wiem, że jestem bałaganiarzem, nie musisz mnie usprawiedliwiać - zapewnił skrzypka, czule głaszcząc go po ramieniu. - Ale i tak dziękuję ci, że tak chciałeś mnie chronić, nieważne czy przed bandytą czy złym słowem - dodał, wagę swoich słów podkreślając buziakiem. Nie chciał wystraszyć swojego ukochanego i psuć mu nastroju, dlatego starał się być jak najmilszy, by odzyskać jego dobry humor nim jeszcze wyruszą na spacer.

        - Ojej, dziękuję - westchnął z wdzięcznością, gdy po trochę cięższym podejściu Aldaren poratował go bukłakiem z wodą. Łapczywie wypił dwa łyki i zaraz odjął butelkę od ust, jakby nakazywał sobie pewną dyscyplinę, aby nie zabrakło im wody na drogę powrotną. Oddał bukłak wampirowi, ocierając usta wierzchem dłoni.
        - Dzięki - powtórzył. - Stokroć bardziej dbasz o mnie, niż ja sam - zauważył, bo on wyszedł na ten spacer tak jak stał, nie biorąc ze sobą niczego, a Aldaren najwyraźniej pomyślał chociaż o wodzie.
        Wszystko było w jak najlepszym porządku do chwili, gdy skrzypek zagaił, że muszą poważnie porozmawiać. Choć Mitra starał się tego nie okazywać, strasznie się tym przejął. Podbudowało go co prawda to, że skrzypek w pierwszej chwili przyznał, że to raczej nic złego, lecz gdy sam się zawahał to wystarczyło, by i w nekromancie zasiać ziarno niepewności. A jego głowa była bardzo podatnym gruntem na tego typu czarne wizje. O co mogło chodzić? Aldaren powiedział, że coś sobie uświadomił podczas gotowania. I był taki markotny… To nie mogło być nic dobrego. Może powiedział, że to coś miłego po to, by Mitra się aż tak nie denerwował i to dobrze przyjął? Chyba… Nie chciał się… wycofać? Zakończyć ich związek? Może wydawało mu się, że to jest najlepsze rozwiązanie dla nich obu i będą przez to szczęśliwsi? Kilka razy wyskoczył już z podobną głupotą.
        Mimo uśmiechu i tego, że szli za rękę, widać było, że Mitra z każdym kolejnym krokiem gaśnie. Dobry nastrój opuścił go nim dotarli pod strome podejście i nie był w stanie cieszyć się widokami. Gdyby przystanął na dłuższą chwilę dałoby się poznać, że drży. Naprawdę był przekonany, że Aldaren ze źle pojętej troski będzie próbował z nim zerwać.
        Gdy skrzypek w końcu przerwał milczenie, Mitra wbrew pozorom był całkiem przytomny. Spojrzał w górę, osłaniając sobie oczy dłonią przed słońcem. Lekko przygryzł z konsternacją wargi, oceniając swoje szanse.
        - Sądzisz, że dam radę? - zapytał skrzypka oczekując szczerej odpowiedzi. Sam nie widział nawet drogi i nie wiedział czy to jakaś ukryta za krzakami ścieżka czy może czeka ich teraz wspinaczka wysokogórska bez zabezpieczeń. W sumie to z początku chciał od razu polecieć, by jak najszybciej mieć za sobą rozmowę, która ich czekała, ale z drugiej strony chciał ją odwlec, jeśli miała okazać się tak straszna, jak już zdążył sam siebie przekonać.
        Skrzypek bez mydlenia mu oczu szczerze przyznał, że to trudna trasa, ale będzie go asekurował - to podniosło Mitrę na duchu i zdecydował się spróbować.
        - Jakby co da się zawrócić? - upewnił się jeszcze, choć uznał, że to będzie ostateczność. Był wszak znany ze swojej zawziętości.
        Wspinaczka faktycznie była trudna i momentami widać było, że Mitrę ogarnia strach, ale dał radę nad sobą zapanować. Skupiając się przede wszystkim na tym gdzie stawia nogi i za co chwyta, przestał myśleć o czarnym końcu tego spaceru - tyle dobrego. Można powiedzieć, że wręcz ten spacer po bardziej wymagającej ścieżce zadziałał na niego terapeutycznie. Gdy jednak w pewnym momencie zachwiał się i został złapany przez Aldarena, przylgnął do niego mocno jak rzep i nie chciał puścić znacznie dłużej, niż tylko do odzyskania równowagi. Całe szczęście byli już blisko celu, a Mitra z determinacją w oczach twardo zapewnił, że da radę - jakby rzucał wyzwanie tej górze, że żadne durne kamienie nie będą sprytniejsze od niego.
        Chwilę później znaleźli się na ścieżce, z której rozpoczął się lot. I choć to na czym siedział Mitra w żadnym stopniu nie przypominało gryfa, doświadczenie było równie absorbujące co lot z Nimerin. Kolejny element tego spaceru, który trochę go uspokoił i pozwolił nie martwić się jego końcem. Teraz zresztą miał inne zmartwienie - Aldaren znowu pozbawił się odrobiny krwi. I tyle czasu przebywał na słońcu… Na pewno będzie strasznie osłabiony po tym dniu.
        Już na górze Mitra po zeskoczeniu z grzbietu ptasiego demona rozejrzał się po polance z samotnym, rosnącym na krawędzi urwiska drzewem. Objął swoje ramiona - był trochę zmarznięty po locie. Bez entuzjazmu podszedł trochę bliżej krawędzi urwiska. Nie miał lęku wysokości i nie obawiał się tego jak daleko stąd na dół, ale nie potrafił cieszyć się tym widokiem. Spojrzał na Aldarena, nie odnajdując w sobie śmiałości, by ponaglić go do wyrażenia na głos swoich myśli. Gdy został zaproszony bliżej, podszedł i usiadł, pozwalając się nawet objąć jeśli skrzypek chciał. Później - nadal w milczeniu - słuchał. Zaczął skubać palce już przy pierwszym zdaniu, ale co jakiś czas się mitygował i przerywał. Zwiesił głowę i pozwolił sobie tylko na nieokreślony grymas, gdy wampir zauważył jego zaniepokojenie. Zerkał co jakiś czas na ukochanego, ale on na niego nie patrzył - wbijał wzrok w zachód słońca przed nimi. Mitra westchnął, a później skulił się, podciągając kolana do piersi. W sercu czuł… pustkę. Nie, nie pustkę - taki chaos, taki natłok emocji i myśli, że wszystko zlewało się w jedno i ten natłok sprawiał złudne wrażenie pustki. Zrobiło mu się słabo, ale wytrwał, choć chciał się położyć, skulić i udawać, że nie istnieje. Albo wstać i iść, choć nie wiedział gdzie.
        W końcu Aldaren powiedział wszystko co go dręczyło i Mitra wiedział, że teraz jego kolej. Spojrzał na ukochanego, ale on nadal na niego nie patrzył. Choć zrobiło mu się z tego powodu przykro, nie na tym się skupił - bardziej skupił się na tym jak cierpiał jego ukochany i jak źle o sobie myślał.
        - Nie mów tak - poprosił szeptem, ostrożnie kładąc mu dłoń na ramieniu. - Bo gdyby to powiedział ktoś obcy urwałbym mu łeb za te bezpodstawne obelgi, ale ciebie… Po prostu jest mi smutno, że tak myślisz. Nie jesteś ograniczonym umysłowo dupkiem. Jesteś troskliwy, trochę zwariowany, ale bardzo się o mnie troszczysz, wiem to i doceniam. To… To wszystko moja wina - przyznał z westchnieniem, jakby po wielu latach ukrywania się przyznał, że to on dokonał największej zbrodni w dziejach Łuski i już nie ma siły, by się dłużej ukrywać. Zabrał dłoń i ponownie otoczył rękami swoje podkulone nogi.
        - To moja wina - powtórzył, jakby chciał się upewnić, że te słowa na pewno dotarły do Aldarena. - To moja wina, bo… Nie umiem rozmawiać. Nie umiem okazywać emocji. Nie umiem po prostu pogodzić się z własnymi myślami. Tobie przychodzi tak łatwo komplementowanie mnie, wyrażanie swoich uczuć, potrafisz tak pięknie mówić. Ja tego nie potrafię. Wydaje mi się, że to co rodzi się w mojej głowie jest takie… Niestosowne. Albo głupie. Żałosne. Brudne… Wydaje mi się, że gdybym powiedział to co kłębi mi się w głowie, odsunąłbyś się ode mnie. Tak bardzo nie chcę cię do siebie zrazić, dlatego… Nie mówię. A ty… Nie pytasz. Rzadko pytasz o mnie, o coś co nas dotyczy. Od razu robisz. Mówisz to “zamknij oczy, jeśli mi ufasz”... Nie zrozum mnie źle, ja to bardzo lubię. To jest takie… Nasze. Intymne. Bo pamiętam pierwszy raz gdy to powiedziałeś i nadal czuję się z tym tak dobrze… I nadal lubię, gdy to mówisz. Ale mógłbyś mnie kiedyś o coś zapytać. Czy chcę być pocałowany. Czy możesz mnie dotknąć tak jak nigdy wcześniej. O to czy to co zrobiłeś było w porządku. Nawet o to co robiłem. Nie zapytałeś nigdy co się ze mną działo, gdy wyjechałeś - zauważył, podając pierwszy z brzegu przykład, który przyszedł mu do głowy. - Nie mam o to do ciebie żalu, to nie jest istotne, ale… Ren… Przez całe dorosłe życie żyłem w przeświadczeniu, że jestem plugawy. I że nikt nie ma prawa się do mnie zbliżyć, bo w ten sposób chronię ten ostatni okruch samego siebie, którego jeszcze mi nie odebrano. Dlatego nie dziw się, że teraz… Nie potrafię się tak otworzyć. Próbuję. Ale potrzebuję pomocy.
        Mitra westchnął przejmująco i na moment mocniej się skulił, dociskając czoło do kolan. Po chwili jednak odetchnął, jakby dodawał sobie odwagi, i podniósł znowu spojrzenie na Aldarena.
        - Nie jesteś egoistą - powiedział. - Wręcz przeciwnie. Tak bardzo starasz się mnie nie urazić, że przekombinujesz. Ren… Kocham cię i chcę być z tobą - oświadczył, odnajdując dłoń Aldarena i mocno go za nią ściskając. - Prawdziwym tobą, a nie z kimś, kim starasz się być. Nie chcę byś się zmieniał i stawał na uszach tylko po prostu… Byś był sobą.
        Mitra pozwolił sobie na ciepły, choć przy tym bardzo zmęczony uśmiech. W świetle zachodzącego słońca jego oczy szkliły się jakby w jego wnętrzu szalał ogień, choć to w porównaniu do tego jak blady był teraz nie wydawało się prawdą. Sprawiał wrażenie zmęczonego, ale nadal czującego wolę walki. Oparł skroń o własne oparte na kolanie ramię i patrząc na ich złączone dłonie ponownie westchnął.
        - Podobało mi się, gdy w chatce powiedziałeś, że jestem piękny - wyznał szeptem. - I to jak to powiedziałeś. To… Był pierwszy raz, gdy te słowa mnie zachwyciły. Gdy nie poczułem paniki, a radość i… trochę też dumę. To było tak… inne, że nie potrafiłem sobie z tym poradzić - wyznał, jakby przyznawał się do czegoś bardzo wstydliwego. - Ale gdy to powiedziałeś wiedziałem, że to szczere słowa i że są wyjątkowe. Byłem ci za nie bardzo wdzięczny… Ale nie umiem przyjmować komplementów. Nie wiedziałem jak zareagować. Chyba… Moje podziękowania cię nie usatysfakcjonowały - podsumował, zerkając na Aldarena by poznać jego reakcję. Nie tylko na treść tego wyznania, ale też na sam fakt, że się na nie zdobył.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości