Szczyty FellarionuMiędzy Bogiem a miastem.

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika stanęła przed wyborem, który chociaż był oczywisty także okazał się być trudnym. Wiedziała, co musi zrobić. Sprawa była jasna – pójść z Yastre. Nic jej tutaj nie trzymało, a jedynie przyprowadziła nadzieja na zastanie Fresii. Jej jednak nie odnaleźli, a pozostanie tuż przy obozie również nie stanowiło przebłysku inteligencji. Nawet jeżeli strażnicy tylko „zlali się w gacie”.
Uczoną więc panterołak nie musiał wybitnie zmuszać do ruszenia w drogę, co oczywiście ułatwiło przekabacenie Hebana do tego pomysłu. Droga, jak zawsze okazała się długa i mozolna przez owego grubaska, a Kavika skupiona na tym, by się nie potknąć i przejś zgrabnie wszelkie pułapki zbudowane z korzeni, nie miała czasu na przemyślenia. Ufała temu bandycie i chociażby świat miał się za chwilę im zwalić na łby, ona by go posłuchała bez mrugnięcia okiem. Była w stanie podążyć za Yastre wszędzie w takowej sytuacji. Pełnej grozy, niepewności oraz niebezpieczeństwa, gdzie zdana była tylko na umiejętności złodzieja.
Posłusznie również powędrowała w przytulne miejsce wskazane przez Yastre, gdzie Heban od razu padł czterema literami na trawę. Nie przystało takie zachowanie na prawdziwego prawnika, aczkolwiek już za długo wlekł się z tą dwójką by dbać o dobre maniery w leśnej krainie. Szczególnie u boku mało subtelnego bandziora! Prawnik chciał jedynie usiąść, ryzykując momentalnie wielkim bólem nóg z powodu zakwasów, a Enthe choć zmęczona była w stanie iść dalej, gdyby nie zależność jaką uwiązana została przez sieci grubaska. Mogłaby go zostawić tu na pastwę losu, ale to nawet nie mieściło się w granicach moralności uzdrowicielki.
- W porządku – odparła dosyć sucho Kavka mając delikatnie spuszczoną głowę w dół.
Nie patrzyła na żadnego z mężczyzn, po prostu ugięła się pod ciężarem swojego zmęczonego ciała. Myśląc o swoich siostrach mogła przewędrować nawet całą pustynię bez mrugnięcia oka i bez słowa marudzenia, ale teraz zdana została na kiepską kondycję prawnika.
Dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę woreczka. Rozchyliła delikatnie materiał i ujrzała smakowite ciasteczka, ale mina dziewczyny wcale nie osłoniła się promiennym uśmiechem. Tym razem nie męczyła ją świadomość, że owe smakołyki zostały skradzione. Kavika czuła się oszukana. Ona, tak mało doświadczona w kwestiach sprzedawania swoich sprzymierzeńców, nie potrafiła przełknąć zdrady jakiej mogła dopuścić się Fresia. Niestety i Heban i Yastre mieli rację. Padało zbyt wiele podejrzeń na elfkę, a nie mieli tyle czasu by zajmować się odnalezieniem uszatej. Nie, gdy życie jej sióstr zależało całkowicie od niej. Los nimf teraz spoczywał na barkach kościstej blondynki i nieważne jak by się tego wypierała nie mogła zmienić prawdy, ani podmienić faktów. Nie pozostało jej nic więcej jak przełknąć całą tą sytuację i ruszyć dalej, bo przecież nimfy były teraz najważniejsze.
Kavika na krótką chwilę spojrzała na zmiennokształtnego wzrokiem nieukrywającego się cierpienia. Została oszukana, zdradzona, chociaż gdzieś z tyłu głowy wciąż pozostawała w niej nadzieja, że Fresia wciąż jest taka jak w jej wyobrażeniach. Prawdziwą partnerką do skrajności wszelakich granic.
- Ja… - zająknęła się. – Ja muszę na chwilę złapać oddech – stwierdziła, bo wiedziała, że za chwilę będą musieli ruszyć w drogę.
Enthe wstała i odeszła kawałek dalej, tak by panterołak miał ją w zasięgu wzroku, ale i też tak by zachować odrobinę marnej prywatności. Kavika nie posiadała niebywałego zmysłu magicznego, ale nawet zwykły człowiek poszukując osobistego miejsca wyczuwa pewne przepływy krążącej energii, które sprawiają, że właśnie w tym konkretnym miejscu, a nie innym chce się usadowić. Dziewczyna co prawda nie usiadła, aczkolwiek klęknęła tam, gdzie było w miarę równo, a wszelka roślinność wytwarzała pewne wolne pole między sobą w postaci mchu i żywej trawy, zupełnie jakby przecinające się linie wytwarzały pewien konkretny punkt.
Dziewczyna przełożyła dłonie do ziemi, po czym przyparła głowę do kciuków, co w mniemaniu wiary Kręgu Vicalii, pozwoliło Kavce na połączenie się z energią ziemi, na której obecnie się znajduje. Tkwiła w takiej pozycji przez dłuższą chwilę, po czym wyciągnęła ręce daleka za głowę wciąż nie odrywając palców od ziemi. Przymknęła oczy, z całych sił próbowała wyrzucić z siebie złe myśli. Nieważne, że z perspektywy Hebana wyglądało to dziwacznie, a nawet śmiesznie, ona pragnęła zaznać spokoju. Próbowała wyszukać złotego środka w swoich uczuciach. Koniec końców uniosła się tak, by usiąść pośladkami na swoich stopach i wyprostować sylwetkę. Spojrzała na drzewa i oślepiające słońce, które po raz kolejny chyliło się ku zachodowi.
- To nic nie pomaga… - szepnęła do Prasmoka mając nadzieję, że może za chwilę ześle jakieś błogosławieństwo na niespokojną duszę uzdrowicielki.
Dziewczyna skryła twarz w dłoniach powstrzymując łzy. Nigdy nie wierzyła w odwieczną wojnę między ludźmi, a elfami, ale teraz… Teraz i w niej wyrósł zalążek nienawiści.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był głupkiem, ale potrafił dostrzec, gdy ktoś był aż tak bardzo przybity jak Kavika. Momentalnie zrobiło mu się jej szkoda i bardzo chciał jakoś pomóc, ale coś mu mówiło, że nie powinien tego robić teraz, w tym momencie. Heban zaraz narobiłby rabanu, a jej zrobiłoby się niezręcznie... Czyżby nauki Fresii odniosły jakiś skutek i panterołak nagle odkrył w sobie malutkie źródełko subtelności?
        Bandyta nie oponował, gdy uczona wyraziła chęć pozostania sam na sam ze swoimi myślami, chociaż zmartwił się, czy aby na pewno może zostawić ją bez opieki - w końcu ktoś na nią polował, powinien jej chronić... Ale jednocześnie ufać. Dlatego po chwili zastanowienia kiwnął głową na znak zgody i dyskretnym ruchem kieszonkowca schował ukradzione ciastka, których Kavika nie przyjęła. Nawet nie wstał z miejsca gdy odchodziła i tylko mocno wyciągnął szyję, by cały czas mieć ją w zasięgu wzroku. Nawet strzygł uszami, by słyszeć każdy najdrobniejszy szmer. W końcu skoro jego ukochana blondyneczka nie schowała się za żadnym drzewem ani w jakiś krzakach znaczyło to, że może za nią zaglądać i pilnować jej bezpieczeństwa nawet z troszkę większej odległości. Nie do końca tylko wiedział co też Kavika wyprawia i martwił się, czy nie bolą ją plecy - widział kiedyś, jak jeden bandyta tak się kulił, gdy łupały go krzyże. "Mógłbym jej nazrywać na to jakiś ziół i utrzeć...", wpadł na pomysł, ale zaraz go odrzucił. Nigdzie po drodze nie widział żadnych przydatnych ziół, a zresztą by takie zadziałały, jego ukochana musiałaby z nimi dłuższą chwilę poleżeć... A na to nie było czasu. Yastre jednak nie dał się tak łatwo zniechęcić i uznał, że w razie czego może ją nieść albo przemieni się w panterę i ona sobie na nim usiądzie... Na pewno da radę jej ulżyć.
        Nagle panterołak usłyszał dźwięk podobny do ryku niedźwiedzia i grzmotu jednocześnie - nienawykły do tak wielkiego wysiłku fizycznego Heban zasnął tak jak siedział i w tym momencie donośnie chrapał. Bandyta łypnął na niego z niedowierzaniem, zaraz jednak w jego oczach pojawił się cwaniacki błysk - oto nadarzała się dla niego doskonała okazja, z której aż żal było nie skorzystać. By jednak żaden drapieżnik nie pomylił chrapania prawnika z charczeniem konającego zwierzęcia (bo właśnie tak to brzmiało!) i nie skusił się na łatwą zdobycz, zmiennokształtny połaskotał go po twarzy i szyi, sprawiając, że grubasek machnął zirytowany ręką, obrócił się na bok i już przestał chrapać. I idealnie, o to chodziło. Teraz Yastre mógł zająć się kimś znacznie ważniejszym.

        Zmiennokształtny nie skradał się do Kaviki, ale też nie zachowywał się specjalnie głośno, więc pewnie i tak dostrzegła go dość późno. Niemniej nie chciał jej przestraszyć. Podszedł spokojnie i klapnął obok niej. Spojrzał na nią z prawdziwą troską wymalowaną na twarzy, a gdy dostrzegł, że szklą jej się oczy, momentalnie jej pożałował. Wyciągnął rękę za jej plecami w zapraszającym geście.
        - Chodź, przytul się - zachęcił. - Spokojnie, Heban śpi, nie będzie się darł, a tobie ulży.
        Kot na zachętę dotknął jej ramienia, lecz jeśli nie chciała skorzystać z tego typu pomocy, nie nalegał - zabrał rękę albo ją przytulił, w zależności od tego, co wybrała. I dopiero wtedy zaczął mówić spokojnym, łagodnym głosem. W tym momencie naprawdę przemawiała przez niego tylko szczera chęć pocieszenia Kaviki i ulżenia jej w smutku.
        - Ja wiem, że to jest do bani - zapewnił. - Znam to, jak ktoś komu ufasz kopnie cię w dupę. Ale, Kavika, nie ma co się przejmować. Poradzimy sobie. Nadal masz mnie, ja cię tak nie zostawię. Pójdziemy dalej we dwó… trójkę i obronimy twoje siostry. Daję ci moje kocie słowo honoru - zapewnił, uśmiechając się do niej ciepło.
        - Ty jesteś mądra, a ja silny i zwinny, razem mamy wszystko, prawda? - zauważył jeszcze wesołym tonem. - No, głowa do góry. Szkoda, by taka fajna dziewczyna się martwiła.
        Yastre posiedział jeszcze chwilę z Kaviką, poczekał, aż trochę zejdzie z niej napięcie i odzyska dobry humor. Bez słowa po raz kolejny poczęstował ją ciasteczkami, przekonany o ich poprawiających nastrój właściwościach. Bezwiednie pogładził ją po włosach, które po niedawnej kąpieli były tak przyjemnie miękkie.
        - Czujesz się na siłach by iść? - upewnił się. - Bo jak nie to wiesz, nie spieszy się aż tak, możemy posiedzieć… A ja cię zawsze mogę nieść, jeśli coś ci dolega albo nazrywać ziół, byś poczuła się lepiej. Na plecy na przykład. Nie bolą cię plecy? Nie? Och, to wybacz, hah, gafa. Tak się opierałaś, myślałem, że coś cię boli...
        Panterołak szybko spostrzegł pytające spojrzenie uczonej, gdy wspomniał o bólach pleców i od razu poczuł, że palnął coś naprawdę głupiego. Z zakłopotaniem spuścił uszy i podrapał się po karku, maskując nietęgą minę nerwowym śmiechem.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika czuła, że Yastre zbliża się w jej stronę. Początkowo chciała okryć się czarnym kapturem i mocno go zaciągnąć, tak by skryć swoją twarz, jednak powstrzymała ją myśl o bezsensowności takiego działania. W obecnym stanie wszystko wisiało na cienkim włosku. Odrzuciłaby to wszystko, wyrzuciła w kąt i żyła dalej, ale świadomość umęczonego do końca życia sumienia chyba była jeszcze gorsza. Ryzykować bezpieczeństwo nimf z powodu zdrady?
Dziewczyna ostrożnie zerknęła na mężczyznę, gdy złożył propozycję prostą, lecz przy tym pełną wsparcia w formie przytulenia się. Pociągnęła nosem, kawowe oczy w zestawie z cienkimi brwiami wyrażały niemą niepewność. Nie wiedziała czy jej to przystoi, czy też nie, ale idąc za rozumowaniem Hebana, tutaj nie było już miejsca na dobre maniery. Szczególnie, gdy uzdrowicielkę wypełniła gorycz sytuacji. W milczeniu przyjęła jego pomoc i oparła się głową o jego silne ramię.
Skład słów jakich użył Yastre był, co najmniej, dobitny. Być może niejedną kobietę odrzuciłaby prostolinijność tych zdań, ale dla Kaviki, która nadmiernie szukała filozofii w każdym zdaniu, w każdej teorii i w każdym zachowaniu, ta prostota okazała się balsamem zlepiającym pokłute serce. W jego rozumowaniu wszystko posiadało barwę czerni bądź bieli, co stosunkowo ułatwiało ułożenie sobie myśli we wciąż pracującym na pełnych obrotach umyśle uczonej.
Lubiła jego głos. Niski, męski, jednakże posiadał w sobie jeden element, który wyróżniał go na tle innych. Czuła, że jest w nim coś więcej niż tylko płynące dźwięki ludzkiego głosu. Niezwykłą składową jego tonacji był tajemniczy, ukryty pomruk ujawniający się za każdym razem, gdy jego przepona i krtań wchodziły w korelację. Zwierzęca część Yastre dawała się we znaki w każdym jego geście, energii jaka od niego biła, ale także właśnie w głosie. Kavika uświadomiła sobie, że ta nielogiczna mieszanka pobudza w niej gamę emocji jakim chciała się poddać.
Ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej by czuć jego ciepło, by czuć te drgania, które wydostawały się z każdym jego słowem, jak i oddechem. Kocia terapia powinna zostać obiektem badań, jakie w przyszłości mogłaby dokonać Enthe.
Dziewczyna przyjęła ciasteczko. Nie zwracając uwagi na fakt, że było skradzione, przeplatała je chwilę między swoimi palcami. W końcu odetchnęła z niemalże namacalną ulgą. Wzniosła się na ręce, którą nieświadomie wsparła na udzie mężczyzny. Zwróciła się ku niemu, by być z nim w kontakcie twarzą w twarz i posłała mu delikatny uśmiech.
- Dziękuję – powiedziała krótko i równie prosto co zmiennokształtny. W końcu to w krótkich frazach czasem chowało się najwięcej ukrytych znaczeń.
- Odpocznijmy chwilę. Znaczy… Na pewno tego potrzebuje Heban.
Uzdrowicielka uśmiechnęła się jeszcze szerzej na samą myśl o niedźwiedzim śnie prawnika. Skosztowała ciasteczka już pełniejsza spokoju.
- Co? Plecy? – zapytała zdezorientowana. – Ach! O to ci chodzi, haha! – W geście komentującym głupotę jaką rzucił Yastre dziewczyna przyłożyła dłoń do czoła i pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie… Nie o to chodzi. Kiedy pragniemy nawiązać myśli z naszym stworzycielem, Prasmokiem, na początku łączymy się z nim. Wiesz… Im większy kontakt fizyczny z Prasmokiem tym silniej myśl do niego przepływa… Tak mniej więcej. To była forma… połączenia się z nim. Im więcej nagiego ciała dotyka ziemi tym większy jest jakby ten… przepływ. Sam pewnie rozumiesz, gdy śpi się w ubraniu skóra nie oddycha, nie odpoczywa tak jak w momencie bycia całkowicie rozebranym. Istoty nie zostały tak naprawdę stworzone do tego by obcować z naturą przez ubranie, tylko przez bezpośredni kontakt. Nie zrozumiesz struktury liścia, gdy go nie dotkniesz. Nie zrozumiesz uczucia wilgna, gdy nie dotkniesz wody. Nie skontaktujesz się z naturą, ze śniącym Prasmokiem, jeżeli go nie dotkniesz. Sądzę, że to dla niego dosyć miły aspekt… naga skóra. Poczucie ciepła ciała, ciepła dłoni…
Kavika po raz kolejny wdrążyła się w wykładowczy monolog, przy czym palce wspierające jej postać na udzie mężczyzny, delikatnie się zacisnęły. Myślami Enthe teraz była zupełnie gdzie indziej, nie na ciele Yastre. Uduchowiona postać kobiety teraz powędrowała za słodkim smakiem w ustach.
- Masz więcej tych ciasteczek? Dobre były – powiedziała cicho, jakby nie chciała mówić tych słów na głos, ale z drugiej strony, magia słodyczy połączona z miesięcznymi dolegliwościami zrobiła swoje.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre sam poczuł ulgę, gdy Kavika zgodziła się do niego przytulić - mógł jej pomóc w najprostszy, a jednocześnie najskuteczniejszy, możliwy dla siebie sposób, bo gdyby to odpadło, to miałby poważny problem. Nie był wszak specjalnie dobrym mówcą i szczerze wątpił, by dał radę wesprzeć ją na duchu samą przemową motywacyjną. Gdy więc uczona złożyła głowę na jego ramieniu, on ją objął, delikatnie jakby była świeżo wyklutym pisklakiem, bez żadnych gorszących podtekstów. Był ciepły i na swój sposób przytulny, chociaż może piżmowy zapach jego skóry trochę psuł uczucie komfortu płynącego z bliskości z panterołakiem. Ostatecznie jednak wychodziło na plus.
        Ku swojemu zaskoczeniu Yastre poczuł, jak z ciała Kaviki schodzi napięcie w miarę, jak ze wszystkich sił próbował ją pocieszyć. Był tak naprawdę przekonany, że niewiele wskóra, bo cóż taki głupek jak on może powiedzieć tak mądrej kobiecie jak ona? A jednak się udało, co bardzo go ucieszyło. Był w całkiem dobrym nastroju, a jednak momentalnie zamarł i spiął się, gdy jego ukochana blondyneczka oparła dłonie o jego tors - był to dotyk, na który niewielu mężczyzn pozostałoby obojętnych, zwłaszcza w przypadku, gdy mowa była o kobiecie nieobojętnej ich sercu. A to właśnie serce zaczęło bić w piersi zmiennokształtnego szybciej, mocniej i głośniej, w sposób, który nie pozwalał zachować jasności myśli. Wiele silnej woli kosztowało bandytę, by nie rzucić się w tym momencie na Kavikę, nie objął jej ciaśniej i przyciągnąć do siebie, pocałować i razem z nią legnąć na mchu… ”Uspokój się, uspokój się, uspokój się!”, powtarzał sobie w myślach Yastre i prawie udawało mu się utrzymać nerwy i instynkty na wodzy. Lecz wtedy uczona oparła się na jego nodze. Wzrok zmiennokształtnego momentalnie uciekł w tamtym kierunku - jej delikatne dłonie, kruche palce odznaczające się na tle zielonego materiału, jedynej przeszkody, która dzieliła je od nagiej skóry pod spodem… Bandyta już prawie, prawie zinterpretował sobie ten dotyk jako przyzwolenie na bliższy kontakt, gdy przypomniał sobie nie dość, że nauki Fresii, to jeszcze tak istotną okoliczność, jak stan, w jakim była Kavika - te wyjątkowe dni w miesiącu, gdy kobieta jest spokojna jak stado walczących kotów na łodzi podczas sztormu. Perspektywa bury, jaką mógłby zebrać, trochę go uspokoiła.
        I wtedy Kavika zaczęła mówić o dotykających się nagich ciałach! Ona robiła to specjalnie, nie było innej możliwości! Gdy on starał się ze wszystkich sił zachować jak dżentelmen, ona wszystkie jego myśli kierowała w jednym kierunku - w ten obszar jego ciała położony ledwo dwa palce powyżej miejsca, w którym trzymała teraz rękę. Tak bardzo był teraz zazdrosny o tego całego Prasmoka!
        - Łapię… - mruknął, chociaż ledwo ją rozumiał. Myślał tylko o tych nagich ciałach, a konkretniej o jednym jedynym nagim ciele, które właśnie obejmował przez cienką warstwę tuniki. ”Och, na drzewo z tym wszystkim! Jestem kotem, nie dżentelmenem!”, uznał w końcu kot, lecz Kavika odwlekła jeszcze moment napaści na tle seksualnym na swoją skromną osobę sprytnym pytaniem o ciasteczka. Yastre może był zwierzakiem, ale nie brutalem i gdy jego pani miała do niego jakąś prośbę, spełnienie jej było dla niego priorytetem. Zaraz podsunął jej zawiniątko z resztą ciasteczek i patrzył, jak się częstuje i je. Głęboko nabrał powietrza, gdy jej palce mocniej zaciskają się na jego udzie. Dał jej tylko tyle czasu, by zdążyła przeżuć i przełknąć.
        - Kavika… - zaczął cichym głosem tak podobnym do pomruku kota czającego się na ofiarę. Ramię, którym ją obejmował, przesunęło się lekko, mięśnie zagrały pod skórą przywodząc na myśl boa dusiciela zabierającego się za ofiarę.
        I nagle grzmot. Nie, nie grzmot… Ale też nie chrapanie Hebana, bo tamten dźwięk był niczym w porównaniu do TEGO. Do burczenia w brzuchu głodnego panterołaka, który na dodatek sporo się tego dnia nabiegał i zużył naprawdę sporo energii.
        Na twarzy Yastre momentalnie pojawiła się mieszanina zaskoczenia i paniki, a cała krew, która kumulowała się w jego kroczu, w jednej chwili zalała mu policzki, tworząc piękny karminowy rumieniec.
        - Ale siara… - jęknął boleśnie. Momentalnie puścił Kavikę, podkulił kolana i naciągnął chustę głęboko na oczy. Chciał się zapaść pod ziemię. Dlaczego jego przyspieszony metabolizm musiał dać znać o sobie akurat teraz? DLACZEGO?! Nie mógł poczekać tak jeszcze, dajmy na to, z godzinę? Pół chociaż? Piętnaście minut?! Teraz uczona pewnie będzie zniesmaczona albo zacznie się z niego nabijać! W takiej chwili żeby burczało mu w brzuchu - wstyd! Wstyd i hańba!
        - To… To ja zapoluję! - zdecydował w panicznym odruchu. Zaraz wepchnął Kavice ciasteczka do ręki i zerwał się z miejsca. Skoczył przed siebie jakby skakał na główkę do wody i nim dotknął ziemi, był już w swojej zwierzęcej formie. Obrócił się jeszcze na moment by spojrzeć na uczoną i prawnika, a gdy uznał, że w tym miejscu naprawdę nic im się nie stanie, potruchtał w las z typową kocią determinacją. Jak to dobrze, że w tej postaci miał typowe dla kotów ignoranckie podejście do całego świata i nie umiał się przejmować tym, co przed chwilą zaszło… ”O, czuję królika!”
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Gdy zwrócił się do uzdrowicielki imieniem, ona wpiła w niego swój wzrok z cichym „Hm?”. Kawowe oczy obejmowały całą męska twarz, chociaż głównie obserwowały złote tęczówki, zagłębiały się w czerń źrenic. Poczuła, jak przestrzeń między nimi delikatnie się zaciska, jak przyciąga ją do siebie niczym magnes i nie chodziło tu wyłącznie o gest jakim posłużył się panterołak, ale o samo jego ciało. Przyciągał ją do siebie, powoli, subtelnie a zarazem całkiem dziko, jakby chciał to zrobić bardzo szybko, zerwać się i przechwycić.
Ciało Enthe na krótko się spięło, bo gdzieś z tyłu głowy wciąż pozostawał głos upominający o moralność. Nie słyszała echa argumentów tego sprzeciwu, dlatego też pod wpływem wyrzutu hormonów skóra wydzieliła kuszący dla zwierzęcego zmysłu zapach, ale także sprawił, że usta kobiety delikatnie się rozchyliły, zaś powieki delikatnie opadły w dół w sposób jaki to zwyczajowo robiła płeć piękna i kusząca. „Pocałuje mnie czy mnie nie pocałuje?” wyrywała płatki kwiatów w myślach, które już po raz setny zadały to pytacie w przeciągu zaledwie kilku sekund trwania w tej sytuacji. Zmiennokształtny naciskał na nią, a ona pod naporem tych emocji uginała się niczym sprężyna. Dłoń Kaviki spłynęła nieco bardziej na zewnątrz uda mężczyzny, ale tam mocno go ucisnęła.
Pragnienie połączone z rozpaczą z powodu przerwania z niewiadomych przyczyn tej chwili sprawiły, że Prasmok zażyczył sobie odrobinę rozsądku, ale także i tortury dla obu stron. To burknięcie… Najwidoczniej usta pełne okruszków pobudziły jego apetyt – zarówno ten sam, który kazał je zlizać by następnie przejść do nieco bardziej konkretnych działań, jak i ten, który wywołał pustkę w żołądku.
Kavice nawet przez myśl nie przeszło by wyśmiać Yastre. Wręcz przeciwnie. Samej wykładowczyni zrobiło się strasznie głupio! Ona wcinała ciasteczka, a on taki biedny głodny chodził. Tyle dla niej zrobił przez ten czas, jeszcze walczył z tyloma strażnikami, przeszukał dla niej obóz, a ona pozwoliła mu głodować. Od zawsze wiedziała, że będzie kiepską gospodynią, nawet w trakcie podróży.
Blondynka sama popadła w popłoch i nie wiedziała jak zareagować, co powiedzieć, bo czuła się winna tej sytuacji, przynajmniej jeżeli chodzi o głód! Nim zdążyła zareagować on już zadecydował. Wcisnął jej ciasteczka i skoczył.
- A-a…ale… - Wyciągnęła za nim rękę, ale pantera już pognała nie pozostawiając po sobie ani nuty dźwięku.
Chociaż mogła mu dać te ciasteczka…

Niestety ona będąc wyłącznie człowiekiem nie posiadała zdolności zapominania się w instynkcie w pogoni za królikiem. Gdy Kavika pozostała sam na sam z ciasteczkami to nadarzyła się idealna okazja na uświadomienie sobie pewnych rzeczy, bo takie „złote myśli” spadały jak grom z jasnego nieba i teraz uderzyły właśnie w nią.
Ręce wykładowczyni wciąż drżały nie mogąc zapomnieć o bliskości jakiej doznały. Kobiece ciało wciąż płonęło od środka, a najbardziej Kavkę paliły policzki oraz wewnętrzne części dłoni, które miały okazję zetknąć się z Yastre. Szczególnie ta, którą mocno ścisnęła w końcowym akcie jego udo. Uzdrowicielka spojrzała na zbrodniczą część siebie i podobnie jak zakłopotany bandyta, teraz ona zalała się imponującym w nasyceniu czerwieni rumieńcem. Mina zastanowienia teraz przeobraziła się w rozpacz po skojarzeniu faktów. Dziewczyna była tak zawstydzona, że teraz sama zaciągnęła kaptur na czuprynę blond loków i złożyła się w pozycji „żółwia” nie potrafiąc sobie wytłumaczyć dlaczego tak postąpiła.
- Jestem okropna… - jojczenie na samą siebie zagłuszyła płachta trawy tuż przy jej twarzy.
Kavika wciąż krążyła wokół tematu Yastre i chociaż w tych wyrzutach pojawiał się Johans, to nie miał on tutaj większego znaczenia. Prawie. Gdyby nie fakt, że niedługo będzie stała na podeście i obiecała mu wierność do końca życia.
Dziewczyna wzniosła się na wyprostowanych rękach zaciskając bezlitośnie pięści w trawie i wyrywając przy okazji kilka źdźbeł. Johans… Przecież oboje się przyjaźnili już tyle czasu. Był jedynym mężczyzną, któremu ufała. Z tych całych szeregów kandydatów jakie nasprowadzał jej ojciec, tylko przy Johansie istniała możliwość rozwoju, podboju świata nauki. Miał pieniądze, był zajęty swoimi sprawami, głównie handlem, ale także i treningami, zarządzaniem posiadłością, ale przy okazji zajmował się swoim hobby. Umiał się zorganizować by to wszystko zrobić, by wszystko chodziło jak w zegarku. Ich życie zapowiadało się więc na ułożone, bo przecież przy Pedersenie nie mogło to wyglądać inaczej. Cały ten obraz burzył się jednakże przy Yastre, który również nie zasługiwał na takie traktowanie.
Fresia, choć była zdradziecką krową, to jednak miała rację. Powinna to wszystko powiedzieć Yastre, jednak Kavika szybko popadała w niemałą histerię na myśl o tym, że i on odejdzie. Opuści ją z tego niegłupiego powodu. Łatwiej by było, gdyby to ona odeszła. Jakże była głupia odrzucając ten magiczny naszyjnik, który jak na ironię chciał jej podarować właśnie on? Nie byłoby to zgodnie z jej sumieniem czy też wiarą, ale teraz też wcale nie działała zgodnie ze swoim sumieniem czy wiarą. Kłamstwa, dookoła tylko kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Intrygi, ukrywanie prawdy… To było nie na dobre serce uzdrowicielki, szczególnie, że sama się w to wszystko wplątała. Dopiero co ją pocieszał, a teraz znowu ma ochotę wyrwać sobie kępy włosów. Nie może odejść bo i tak ją znajdzie po zapachu, a gdyby nawet odeszła, naraziłaby się na tych zmiennokształtnych co na nią polują, złapali ją, a do nimf dorwaliby się później z dziecinną łatwością, chociaż nadal nie wiedziała jaką rolę odgrywa w tym całym przedstawieniu. Jeżeli powie Yastre prawdę to istnieje prawdopodobieństwo, że ją zostawi i wówczas dalszy ciąg historii pozostaje taki sam, jak w poprzednim wyobrażeniu. Okłamywanie Yastre czy też ukrywanie przed nim pewnych faktów nie godziło się z uczuciami Kaviki, ale to była największa szansa na ocalenie nimf.
W całej tej analizie powtarzały się dwie wiadome. Ona podobała się Yastre i nie potrafiła się wyprzeć przed sobą, że i on ją pociąga. Pytanie w tym wszystkim brzmiało czy on czuje do niej coś konkretnego poza fizycznością i namiętnością? I czy ona… O nie, nie, nie. To już za dużo! On ją tylko i wyłącznie fizycznie pociąga!
Nadeszła jednak chwila by zająć się nieco bardziej przyziemnymi sprawami, jak… zmiana comiesięcznych przedmiotów na jakie skazane były kobiety. Na szczęście Kavika w kieszeniach swojego płaszcza uchowała jakąś część tamponów i mogła załatwić wiadome sprawy. Śpiący, a co za tym idzie, niezaciekawiony Heban nie wywoływał stresu w uzdrowicielce. Po zmianie pewnych aspektów w swoim życiu wykładowczyni usłyszała znajomo-nieznajome dźwięki. Blondynka wstała i rozejrzała się po okolicy. Cichy pisk podobny do nawiedzonego dziecka, które przechodzi przez egzorcyzmy przywołało Enthe jedną myśl - „Kot?”.
Rzeczywiście, kawowe oczy wyśledziły burego kociaka na jednym z drzew. O jakże przesłodka była ta kuleczka o srebrzystych pasach!
Uzdrowicielka podeszła bliżej drzewa, na którym ulokował się kociak i przyjrzała się strukturze buku.
- Jak ja mam cię stamtąd ściągnąć? – zastanawiała się jasnowłosa, do momentu gdy ujrzała jedną niższą gałąź, którą była w stanie sięgnąć dzięki swojemu nieco wyższemu wzrostowi od przeciętnej driady.
Wyciskając więc resztki swojej siły podskoczyła łapiąc się gałęzi. Prawie że wyzionęła ducha, gdy wreszcie usiadła na podstawowej odnodze drzewca. Nabrała wdechu, po czym wstała by przejść dalej i dalej, aż w końcu udało się jej złapać pupila za skórę na karku. Spociła się przy tym ratowaniu zwierząt niesamowicie, w dodatku poczuła jak bardzo nogi odmawiają jej posłuszeństwa, ale czego uzdrowicielka nie zrobi dla cierpiącego? Właśnie miała zeskoczyć na ziemię, gdy kociak kichnął i nim zdołała wypowiedzieć „Na zdrowie” ta mała kulka się przemieniła!
Kavika zleciała z ostatniej gałęzi wraz z… chłopcem?
Enthe nie zdołała ugładzić obolałych pośladków, gdy dzieciak chciał wybić się do ucieczki, ale od razu się potknął i przewrócił.
- Cze… czekaj! – krzyknęła wykładowczyni, która prawie złapała chłopca za nędzną koszulę. Prawie, bo chłopiec wymierzył w nią sztyletem.
Kobieta momentalnie uniosła ręce na boki i wycofała swoją sylwetkę przełykając ślinę.
- Nie zbliżaj się! – zagroził chłopczyk.
Enthe szybko oceniła go wzrokiem. Mały, około dziewięcioletni dzieciak o brązowej czuprynie, kocio-zielonych oczach oraz z wiadomymi dodatkami, jak bury ogon i uszy. Poharatany, z biednej rodziny, miał nawet bliznę przechodzącą przez jego twarz, swoją drogą dosyć świeżą, oraz rozciętą nogę, prawą, tuż na kości piszczelowej.
- Twoja noga… - zauważyła wskazując palcem ranę na piszczelu, ale od razu prostowała się na baczność gdy ten przybliżył jej ostrze. Chłopiec nie miał siły wstać. Siedział na tyłku mierząc w dorosłą kobietę sztyletem, ale cóż, Kavika była kompletnie ogołocona z jakiekolwiek broni. Nawet nie miała masy, by chłopaczyna miał problem z przebiciem jej na wylot.
- Radzę ci się nie zbliżać! Pokazuj uszy!
- Co?...
- POKAZUJ!
- No już, już! – Kavika posłusznie zaciągnęła kosmyki włosów za uszy trzymając ręce jak najbardziej widocznie, i jak najwyżej mogła w danej czynności.
- O… Nie jesteś elfem. Taka ładna jesteś to myślałem, że elf – stwierdził.
- Nie… Nie jestem. A widziałeś elfy?
- Może… - burknął. - A sztylety masz? Podnieś szatę!
- Hę?! Oszalałeś?! – wzburzyła się Kavka. – Nie podniosę nawet skrawka ty głupi dzieciaku!
- He he… Tak chciałem sprawdzić czy się ugniesz.
Enthe tylko uniosła brew z braku aprobaty dla takowych żartów na co mlasnął mały chłopiec zawiedziony brakiem poczucia humoru ze strony blondynki.
- Dobra, ściągnęłaś mnie z drzewa to teraz mogę sobie iść! – ogłosił oficjalnie, ale jego próba wstania (kolejna) skończyłaś się niepowodzeniem. Syknął łapiąc się za ranę i opuszczając sztylet. Nie zdołał uchwycić ponownie ostrza, gdy uzdrowicielka przylgnęła do niego oglądając ranę.
- Daj spokój, przecież nic ci nie zrobię… - mruknęła jakby przepraszając go za przekroczenie jego osobistych przestrzeni. – Ojejciu, to się urządziłeś! - zauważyła dalej śledząc dokładnie ranę. Kot, dosłownie puszył się i syczał, gdy tylko sprawiła mu chociaż minimum bólu. Raz powstrzymał się by nie udrapnąć swojej wybawczyni, ale Kavika ani trochę się nie obraziła, co zaskoczyło kotołaka.
Enthe dłużej przyglądała się nodze z wieloma myślami. Na ranę zawsze dało się coś zaradzić, ale bardziej nastręczała ją myśl pochodzenia takiego wypadku.
- Rozcięcie nie jest głębokie, spójrz tutaj. To jest warstwa skóry, nie zahaczył o mięsień ani nic… Ale o tu…takie zaczerwienione miejsce, jeszcze tak bije od niego ciepło. Daj dotknąć… Ej, tylko nie drap! Albo staraj się nie drapać!
Chłopiec z bólu miał już prawie łzy w oczach, a ona kazała mu nie drapać?!
- I… proszę! – Kavka wykonała jeden gwałtowniejszy ruch, przez który zmiennokształtnemu zawirowało całe życie przed oczami, ale gdzieś poczuł też makabryczną ulgę.
- O cholera!... – przeklął ledwie łapiąc oddech i nie wiedząc czy on nadal żyje!
- Miałeś tu odłamek… grotu? Ajaj! Nie mdlej! Ej jej!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Polowanie to rodzaj rytuału, który bardzo pozwalał Yastre oczyścić myśli - wymagał od niego zmiany priorytetów, skupienia na otoczeniu, śladach i zapach, a nie tym, co roiło mu się w głowie. I chociaż gdzieś tam nadal przebijało niezadowolenie z powodu zmarnowanej szansy, głód i adrenalina spowodowana pogonią za zdobyczą stały się w tym momencie tym, co wypełniało prawie całą jego głowę. Zwęszony przez niego na samym początku królik okazał się być już tylko wspomnieniem - pod jednym z drzew znajdowała się opuszczona nora, z której unosił się charakterystyczny zapach zwierzyny, jednak same lokatora już dawno tam nie było. Pewnie coś go już zjadło albo z jakiegoś powodu się przeniósł - to akurat niespecjalnie obchodziło zmiennokształtnego, liczył się tylko sam fakt, że trzeba było szukać dalej. Pantera potruchtała więc dalej, by szukać sobie ofiary. Była tak głodna, że na liście potencjalnych celów zostały dopisane również sarny i inne większe niż zazwyczaj zwierzęta. "Ile bym zjadł tyle bym zjadł, a resztą podzieliłbym się ze stadem', planował z zadowoleniem Yastre, nawet nie zaprzątając sobie głowy takimi detalami jak to, w jaki sposób Heban i Kavika mieliby się posilać surowym mięsem. W końcu jako dzikie zwierzę nie miał takich rozterek, refleksja nadejdzie pewnie dopiero po przemianie.
        Jest! Znalazła się. Lekki podmuch wiatru przyniósł do nozdrzy zmiennokształtnego zapach zwierzyny - małego stada danieli, które co prawda znajdowało się spory kawałek przed nim, ale przecież co to dla niego takie odległości. Z zadowoleniem potruchtał przed siebie, a im bliżej był, tym wolniej i ostrożniej się poruszał, by ofiary go nie zobaczyły i nie poczuły. Adrenalina krążąca w jego żyłach powoli docierała do każdej tkanki i sprawiała, że jego serce biło szybciej, kończyny same znajdowały idealny rytm i podłoże, na którym nie uczynią żadnego hałasu. Był jednocześnie podekscytowany i taki spokojny, opanowany. Już widział swoją zwierzynę: kilka pasących się na polanie danieli, żyjących w błogiej nieświadomości tego, kto na nie patrzy i jak wkrótce odmieni się ich los. By wszystko się udało, panterołak nie zamierzał się spieszyć - lata doświadczenia nauczył go, że warto chwilę się zastanowić nim zaatakuje się zwierzynę, wtedy na pewno się ją dopadnie, a nie wypuści z łap…
        Drapieżnik zaatakował gwałtownie, szybko i bez najmniejszego ostrzeżenia. Wypadł nagle spomiędzy zarośli i rzucił się do ataku. Nie doszło do pogoni - zaraz dopadł jedno ze zwierząt, stojącą trochę na uboczu samicę, która ledwo dała radę się obrócić, nim w jej boki nie zatopiły się pazury napastnika. Ofiara zakwiliła rozpaczliwie, przewróciła się pod ciężarem oprawcy, a po chwili jej głos urwał się - dokładnie w momencie, gdy kły zatopiły się w jej szyję, przerywając wszystkie ważne naczynia.
        Yastre jeszcze raz czy dwa razy szarpnął dla pewności głową na boki - gdy był już pewny, że jego zdobycz jest martwa, zawlókł ją w jakieś ustronne miejsce i przeszedł do ucztowania. Ciepłe, świeże, soczyste mięso bardzo poprawiło mu humor - jego brzuch szybko się zapełnił, a panterołak mlasnął z ukontentowaniem, kończąc swój posiłek. Dokładnie oblizał mordę i brudne od krwi łapy, po czym oderwał od na wpół zjedzonego ciała swej ofiary tylną nogę i trzymając ją w pysku z zadowoleniem podreptał prosto do miejsca, gdzie zostawił Kavikę. Już dawno z jego głowy ulotniły się złe myśli związane z tym jakiego osła z siebie zrobił i teraz był z siebie bardzo zadowolony - niósł w końcu ze sobą kupę dobrego i świeżego mięsa!

        Droga powrotna zajęła Yastre znacznie mniej czasu niż w drugą stronę - głównie przez to, że nie szukał i nie węszył, lecz był ku temu też inny powód, mianowicie panterołak poczuł jakiś dziwny zapach, który mieszał się z wonią Hebana (bo Kaviki nadal nie czuł przez to dziadostwo od Fresii). Nie był to zapach człowieka czy elfa, ale też nie zwierzęcia, co więcej stworzenie go wydzielające nie było też ani samcem ani samicą, tylko czymś… innym. Bandyta nie do końca potrafił określić z czym ma do czynienia i przez to czuł niepokój, który zmuszał go do pośpiechu.
        Pantera wypadła spomiędzy zarośli lądując na szeroko rozstawionych łapach. W mordzie trzymała zakrwawioną nogę sarny, a jej wąskie źrenice wywoływały niepokój, że zaraz czyjaś inna noga może znaleźć się między jej zębami. Zaraz jednak się rozluźniła. ”Kociak!”, pomyślał z ulgą bandyta, wypluwając na ziemię swoje zdobyczne mięso. Oblizał mordę i mlasnął, a tymczasem małego kotołaka prawie rozrywało ze złości i przerażenia: oto miał przed sobą potężnego, dorosłego samca, który mógłby go załatwić jednym kłapnięciem szczęk. Co gorsza kwestia terytorium pozostawała sporna, gdyż teoretycznie młody był tu pierwszy, ale zdawało się, że tych dwoje ludzi znali tamtego panterołaka, więc mogli być z jednego stada…
        - Ale fajny dzieciak! - ucieszył się Yastre tuż po przemianie ku wielkiemu zaskoczeniu rzeczonego chłopca. Jemu tam nawet przez myśl nie przeszła walka o terytorium, bo przecież miał przed sobą ledwie marnego kociaka, który teraz powinien być przy mamie a nie tak pętać się samemu po lesie. A na dodatek, jak zostało wcześniej wspomniane, bandyta marzył o posiadaniu własnego potomstwa, więc bardzo lubił wszelkie dzieci… nawet jeśli one nie lubiły jego.
        - Skąd go wytrzasnęłaś? - zapytał Kavikę, kucając przed kotołaczkiem. Nie kłopotał się takimi drobiazgami, by wcześniej się ubrać czy zmyć z brody ostatnie kropelki krwi zjedzonego roślinożercy. Wyciągnął rękę, by potarmosić trochę fryzurę chłopca, ale ten odsunął się, sycząc.
        - Wara ode mnie stary pchlarzu! - zawołał próbując brzmieć groźnie, jego głosik był jednak stanowczo zbyt piskliwy by brzmieć poważnie. Zresztą, Yastre i tak by się tym nie przejął, bo widać było jak na dłoni kto tu jest silniejszy.
        - No daj spokój, młody, nie zjem cię, chodź tu… O pieronie - wyrwało mu się, gdy chcąc złapać kotołaka za nogę i przyciągnąć go do siebie dostrzegł ranę. Zamiast więc ciągnąć przytrzymał stopę chłopca i obejrzał rozcięcie, węsząc przy nim, by wyczuć ewentualne zakażenie albo mdły zapach zmieszanej z krwią trucizny. To jak chłopiec się wyrywał i próbował go drapać zupełnie ignorował, a gdy w końcu oberwał pazurkami w policzek, złapał go wolną ręką i przydusił do ziemi, by się nie miotał.
        - Oj młody, młody… Kto cię tak urządził, co? - zapytał z prawdziwą ojcowską troską w głosie panterołak.
        - Nie twój interes, stary zgredzie!
        - No wiesz co? - obruszył się Yastre. - Stary to jest Heban, ja jestem dorosły! Weź się nie miotaj, to ci tę ranę wyliżę…
        - Pogrzało cię stary zboczeńcze?! - Kotołaczek był naprawdę przerażony zachowaniem Yastre. Z prośbą i rozpaczą w oczach spojrzał na Kavikę. - Ty weź mu coś powiedz!
        - Oj, weź, nie histeryzuj. Ślina oczyści ranę i wytłumaczę bakterie, a ty jesteś młody, to resztę załatwi twój organizm, jutro będziesz zdrów jak ryba! Weź się nie miotaj! Gdybym miał zioła to bym ci dał! Nie zachowuj się jak dziewczyna.
        - Sam jesteś jak dziewczyna! - Chłopiec zrobił się czerwony ze złości i zamachnął się na bandytę, lecz ten ze spokojem przyjął pacnięcie po głowie, a gdy miał oberwać po raz drugi, złapał młodocianego napastnika za rękę i po prostu zacisnął palce, nie tak mocno, by zrobić mu krzywdę, ale na tyle, by zabolało. Kotołak syknął, spróbował się wyrwać, lecz gdy spojrzenie jego i panterołaka się spotkały, zaraz spokorniał. Yastre uśmiechnął się z zadowoleniem. Ten dzieciak tak bardzo przypominał mu jego samego za młodu - biednego i dzikiego, wojowniczego nie z natury lecz ze strachu. Bandyta wierzył, że to dobry dzieciak, tylko spotkał go tak samo nieciekawy los jak jego, ale jeśli dostanie trochę wsparcia i miłości to wyrośnie na naprawdę fajnego faceta. Yastre oczywiście od razu poczuł się do opieki nad dzieciakiem - no bo przecież nie mógł go tak zostawić! To byłoby zbyt okropne, przecież to był jeszcze dzieciak… Osąd bandyty był oczywiście dość mocno subiektywny - po prostu bardzo doszukiwał się analogii do tego, co stało się z nim kilkadziesiąt lat temu. Gdy był w wieku tego kotołaka, już od kilku lat był w cyrku…
        - Ej, ej, co ty wyprawiasz, weź przestań! - denerwowała się chłopiec, gdyż Yastre spełnił swoje groźby i językiem oczyszczał jego ranę. Ślinę zmieszaną z krwią i brudem wypluwał na ziemię i za nic miał protesty, że drapie i ma się zabierać. Fakt, jak wiele kotów, tak i bandyta miał język szorstki jak tarka… No, może nie tak do końca, bo kotem był tylko w połowie, ale nadal trochę drapał.
        - I gotowe - oświadczył prostując się. - No, było biadolić? Teraz raz dwa ci się zagoi! No, młody, nie bocz się tak. Jak się nazywasz? Ja jestem Wei.
        Yastre w końcu dopiął swego i wytarmosił czuprynę chłopca, po czym wstał, otrzepał kolana i w końcu poszedł się ubrać. Gdy już miał na sobie spodnie podniósł z ziemi swoją podartą i pokrwawioną tunikę i dokładnie jej się przyjrzał, marszcząc brwi i nos.
        - Kavikaaa - zwrócił się do uzdrowicielki. - Ja tego nie ubieram, to bez sensu, ma więcej dziur niż materiału.
        I po tym oświadczeniu tak po prostu rzucił ubraniem za siebie. Jemu to oczywiście pasowało, bo nie przepadał za noszeniem ubrań. Mimo to zawiązał na szyi obie swoje chustki, co wyglądało trochę komicznie: spodnie, nagi tors i opatulona szyja, jakby zmiennokształtny nie do końca umiał się zdecydować czy jest mu zimno czy też nie.
        - Upolowałem daniela - pochwalił się, prezentując urwaną zdobyczy nogę. - I mam świeże mięso, możemy wszyscy coś zjeść! Młody, ty też, a nie no, ty to przede wszystkim! No bo przecież musisz teraz odzyskać siły, nie? No już, nie patrz tak na mnie, nic ci nie odgryzłem. No, kto ci to zrobił, co?
        - Nie twój interes.
        - No weź, powiedz, krzywda ci się nie stanie - drążył Yastre, stojąc w lekkim wykroku, z jelenia nogą zarzuconą na ramię niczym maczuga.
        - Długouchy - prychnął kotołak i zaraz zaciął się w sobie, o czym jasno świadczyła jego postawa: siedział z podkulonymi nogami, obejmował je rękami i ogonem. Yastre wiedział już, że nie ma sensu drążyć.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Chłopiec był przerażony panterą samą w sobie, zaś wykrzywiona mina Kavika wyrażała mieszane uczucia widząc jak Yastre taszczy spory kawał nogi jakiejś wolno niegdyś hasającej łani. Wykładowczyni była odrobinę estetką więc widok praktycznie wyrwanej z ciała szkity trochę wywoływał u niej wymioty, szczególnie, że gdzieś wśród tych mięśni zwisały swobodnie tkanki tłuszczowe oraz wolno dyndające naczynia krwionośne. Nie żeby sama nie grzebała w niejednych flakach, aczkolwiek to miała za chwilę podobno jeść, a jakże posilać się jedzeniem widząc i pamiętając je w takim stanie?
Szybko jednak noga została odłożona gdzieś na bok, bo zmiennokształtny powrócił do humanoidalnej postaci. Ta mieszanka uczuć była jeszcze dziwniejsza. Z jednej strony umięśniony, silny mężczyzna, namaszczony dzikością krwi, a z drugiej… ufajdany chłop, który jest średnio przychylny co do mycia, o czym jeszcze nie do końca wiedziała Kavka.
- Ach, nie mów o nim jak o maskotce… - szepnęła uzdrowicielka, ale nie jakoś upominająco. Było to lekkie zwrócenie uwagi, szczególnie, że kotołaczek był ewidentnie negatywnie nastawiony do Yastre.
- Nie wzięłam go ze sklepu. Był ranny, to mu pomogłam zejść z drzewa – wyjaśniła dziewczyna, nie całkiem ujawniając niektóre fakty. Panterołak nie musiał przecież wszystkiego tak dokładnie wiedzieć.
Enthe delikatnie się zdziwiła widząc, że Yastre tak ostrożnie, a zarazem silną „łapą” podchodzi do dzieciaka. Jednak bardziej była pełna podziwu takiego podejścia z jego strony. Wpatrywała się w dwójkę jak w obrazek. Ta sprzeczka wyglądała tak… codziennie i typowo, jakby to był któryś dzień z kolei z ich życia. W sercu dziewczyny zagościło przyjemne ciepło. Pomyślała, że Yastre byłby dobrym ojcem. Trochę… nietypowym, nieco szurniętym i z kocim podejściem, ale to poczucie odpowiedzialności nad stadem czyniło go tak dobrym człowiekiem.
Człowiekiem? Może czyniło go po prostu dobrą duszyczką na tym świecie? Nieważne czy pantera czy też człowiek. Czuł się odpowiedzialny. To z kolei rzuciło odrobinę nowe światło na jej sytuację. Bandyta jakiś czas temu ocierał się o nią uznając ją za swoją dziewczynę. Nadal mu się to zdarzało i w dodatku za wszelką cenę ją bronił. Czuł się więc odpowiedzialny za nią, za… swoje stado. Kavika poczuła, że chciałaby należeć do jego stada tak całkowicie. Tak bezwzględnie.
Kobieta delikatnie opuszkami palców dotknęła policzka, jakby ta część ciała była zbudowana z cienkiego szkła, które pod naporem jakiegokolwiek nacisku mogło się rozpaść. Jakże to pragnienie było proste i prawdziwe, a jednak… nie mogła.
Dopiero, gdy chłopiec bezpośrednio się do niej zwrócił ona na niego spojrzała. Wzruszyła tylko ramionami i uśmiechnęła się wypierająco. Jej postawa była jasna i klarowna – skoro panterołak mówi, że ślina go uleczy to znaczy, że go uleczy. Nie ma wyboru i musi go posłuchać.
Po akcie „przemocy” jaki zafundował mu Wei, chłopczyk spojrzał na swoją nogę. Musiał popatrzeć czy czegoś mu tam dziwnego nie zostawił w tej ranie, ale chyba wszystko było w porządku. Mimo wszystko i tak mu nie ufał!
- Sova… - mruknął pod nosem poczuwając się do zalążka wychowania i przedstawieniu się, gdy inni to robią.
- Cccc… co to… co to za hałasy? – Drapał się po głowie Heban, który został zbudzony kłótnią między dwojgiem.
Od razu jednak się rozbudził, gdy spojrzał na tę przerażającą (dla niego) scenerię. Ubrudzony krwią bandyta i mały chłopiec z raną na nodze. Prawnik pobladł nie mogąc zrozumieć jak Kavika może na to patrzeć. Dłuższą chwilę się nie odzywał śledząc wzrokiem zmiennokształtnego, który sięgnął po ubrania. Nawet część łani jaką trzymał zmiennokształtny nie rzuciła mu się w oczy. Nie powiązał faktów między sobą, bo w głowie wciąż widniał mu ten jeden, straszliwy obraz. Nie usłyszał nawet, że ci nadal ze sobą rozmawiają. Ba! Jedyne co dojrzał to kulący się, biedny, mały chłopczyk mamroczący coś pod nosem.
- Ty… Ty zbóju! Małe dzieci, nawet tak głupie jak ty, gryźć?! – I po tych słowach rzucił nie jednym, a kilkoma kamieniami w stronę Yastre.
- Kavika uciekajmy stąd! To dzikus! – rzucał się grubasek, który już uchwycił blondynkę za ramię i przewracając się co chwila targał ją za sobą.
- Na Prasmoka! Heban uspokój się! – Wyszarpnęła się w końcu uzdrowicielka wskazując palcem w stronę złodzieja. – Zobacz! Upolował ci kolację, a ty biadolisz!
- A to dziecko?!
- To dziecko to ja znalazłam!
- Ale on gruby!
Kavika mocno naburmuszyła policzki. Potrzebowała długiego wypuszczenia powietrza nosem by nie dać się ponieść comiesięcznym ekscesom.
- Prawnik wysokiej rangi, a taka ciota bojąca się złodzieja na wolności – wycedziła w końcu przez zęby ledwie trzymająca się na wodzy uzdrowicielka.
- Ale… Ale to też pantera!
- Ciota! Ahahahahah! – śmiał się chłopczyk, a uzdrowicielkę szybko zalał rumieniec.
Luanelino! Przecież ten kotołak się uczy takich słów równie szybko co rybka łapie się na spławik!
- Ach! Nie, nie! Nie wolno tak mówić!
- Ciota, ciota, ciota! – powtarzał na przekór Sova wytykając Kavice język, ale to był błąd. Chociaż Enthe miała duże pokłady cierpliwości to jednak nie miała zamiaru wejść sobie na głowę. Szczególnie, gdy miała okres.
- Jeszcze raz pokaż mi język a Wei wyliże cię całego swoim szorstkim jęzorem – zagroziła ostro kobieta, a kotołakowi od razu oklapły uszy.
- A skąd wiesz, że ma szorstki język? – spytał złośliwie, a blondynka na chwilę zesztywniała.
- Nie wiem, patrząc na twoją zrozpaczoną minę mogłam to wywnioskować. Zresztą koty mają szorstkie języki więc takie duże kotowate kuzynostwo pewnie też. Nie wdawaj się ze mną w dyskusje! – przerwała Enthe, która zorientowała się w dziecinnej zabawy ze strony Sovy.
- Nie… Nie przedstawiłam się. Ja jestem Kavika z Rapsodii, a to jest Pan Heban Fjerdingen.
Prawnik tylko zadarł głowę do góry, czym niezbyt przejął się dzieciak. W nosie miał tego brzuchatego tłuściocha na cienkich patykach, które były nogami. Pogrzebał w nosie, podrapał się za uchem i przypatrywał się złowionej zwierzynie.
- Jejku, daniela upolowałeś? – zagaił do Yastre, bo on był bardziej interesujący. Szczególnie to co miał w ręce. – Mnie się jeszcze nie udało... Ale kiedyś też takiego upoluję! I przyniosę dla całego mojego stada! Ejej! Co ty wyprawiasz?! – szarpał się młody, bo znowu go oglądano jak jakąś wystawkę.
- Jesteś cały brudny i wszędzie masz strupy. Musisz się umyć, Sova – mówiła po matczynemu Kavka, która trzymała chłopca za ramię i oglądała.
- Oooooo nie! – krzyknął. – Ja się codziennie wylizuję!
- Wylizujesz?! – żachnęła się uzdrowicielka, no ale tak. Sova był w końcu kotem. – To nie wystarczy…
- Jak nie?! Pcheł nie mam!
- No pcheł nie! Ale masz wszy!
- Aj tam!... Jak ja mam się myć to on razem ze mną! Zobacz jaki z niego brudas! – Wskazał brzydko palcem w stronę panterołaka.
- Wei… - Uzdrowicielka spojrzała na Yastre proszącym wzrokiem.
- Jak on nie pójdzie ze mną to znaczy, że jest ciotą! A jak on sobie może być ciotą to i ja też!
Blondynka spojrzała wymownie w stronę Yastre by coś zrobił. Właściwie nie istniała dla niej inna droga jak po prostu umycie się tej dwójki w czystej wodzie. Ten las bogaty był w strumyki i oczka wodne więc nie byłoby problemem odnalezienie źródła czystości. Poza tym, złodziej wcale nie był czystszy od kotołaczka. Wzrok Kavki więc mówił: „No dalej! Zrób coś! Idź się z nim umyć!”.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre nie pojmował co też Kavika miała na myśli mówiąc o tej maskotce - czy on powiedział coś nie tak? A może to nie było takie do końca z wyrzutem jak mu się wydawało? Kurcze, baby potrafią czasami naprawdę rzucić jakąś taką aluzją totalnie nie do rozgryzienia! Ale jak nie da się jej rozgryźć, to po prostu trzeba ją zignorować i iść dalej, bo po co łamać sobie głowę takimi zagwozdkami? I tak właśnie postanowił działać Yastre, od razu zabierając się do pielęgnowania rany małego kotołaka. Słyszał protesty, ale je ignorował, no bo przecież dzieciaki zawsze marudzą, to akurat panterołak wiedział z własnego doświadczenia: w cyrku nie było cwaniaka, który byłby w stanie w pojedynkę go schwytać gdy przychodziło do czyszczenia uszu!
        Pobudka grubego prawnika przerwała tę sielankę. Bandyta na samym początku zupełnie go zignorował, no bo co będzie sobie głowę zaprzątał tą beczką na krótkich kulaskach? Później jednak Heban zwrócił się bezpośrednio do niego i to na dodatek w mało pochlebny sposób. Yastre zaraz się obrócił i przez to dostał w brzuch pierwszym rzuconym weń kamykiem. Syknął, po czym już zgrabnie uniknął dwóch kolejnych, a na następne wziął zamach sarnią nogą i odbił je jak w grze w palanta. Przysłonił oczy dłonią śledząc trajektorię lotu improwizowanych pocisków, a gdy te spadły gdzieś w leśne runo, wrócił myślami do rzeczywistości. Zaraz syknął jak to wściekły kot i rzucił się do Hebana.
        - Nie szarp jej! - ryknął, odpychając go od delikatnej blondynki. Ręce z obnażonymi pazurami miał wyciągnięte przed siebie i stał nisko na nogach, gotowy w każdej chwili rzucić się Hebanowi do gardła.
        - Oczadziałeś? - parsknął i już zupełnie rozluźniony zarechotał, gdy dotarło do niego o co podejrzewał go ten stary prawnik. Niby prawnicy są mądrzy, ale ten był wyjątkowo głupim egzemplarzem!
        - Na całym tym dzieciaku jest mniej mięsa niż na tej nodze co przywlokłem - zażartował. - Zresztą, nie jadam kotołaków, głupiś? Ty byś zjadł małego elfa? Albo nie, nie chcę wiedzieć! Przecież to by było niefajne, no… Czekaj, jak będziesz jadł tego daniela co upolowałem to nawet nie pomyślisz protestować!
        Pewność siebie bandyty była w pełni uzasadniona, gdyż sam zjadł większość upolowanego zwierzęcia i wiedział, że mięso jest świeże i smaczne i na pewno na długo zapełni ich brzuchy. Bardzo mu przy tym pochlebiało zainteresowanie Sovy - był pewien, że z tego dzieciaka wyrośnie odważny i zadziorny łowca, dziewczyny na pewno będą się za nim uganiały!
        - E tam, jakie wszy? - zbagatelizował sprawę Yastre, po czym nachylił się i przejrzał czuprynę kotołaka, by udowodnić swoje racje. - Tu nic… A nie, czekaj, tu jest jedna.
        Zmiennokształtny bandyta wyłuskał spomiędzy włosów kotołaka pasożyta i przez moment oglądał go z uwagą, po czym zgniótł żyjątko w palcach, roztarł, a opuszki wytarł o spodnie z wrodzoną sobie subtelnością i wyczuciem.
        - No i po kłopocie - uznał, przekonany, że złapał jedną i wystarczy. Tym bardziej, że dalszy ciąg tej rozmowy wcale mu się nie podobał. KĄPIEL?! Za co, co takiego złego zrobił, że chcieli go tak pokarać? On przecież kąpieli nie cierpiał, ba, żaden kot pewnie za nimi nie przepadał. A w każdym razie żaden w najbliższej okolicy, bo Sova też zdawał się być niezadowolony z pomysłu mycia. Bandyta od razu poczuł się w obowiązku, by wyciągnąć ich z tych tarapatów. Dwaj zmiennokształtni spojrzeli na siebie bez słowa, od razu zawiązując między sobą nić porozumienia, wspólny front przeciwko swej ciemiężycielce.
        - Nie no, Kavika, weź, my się nie możemy kąpać! - oświadczył Yastre, jakby była to najbardziej oczywista oczywistość. - Miałaś kiedyś kota? Kąpałaś go? No właśnie! Bo koty się same wylizują i to styka, naprawdę. Jak się umyjemy w wodzie to zmyje z nas nasz zapach i jak będziemy dawać sygnały innym zwierzętom? To tak jak z brodą u ludzi. No bo jak facet ma brodę to nie ma wątpliwości, że to facet, a jak nie ma, to już można wątpić, nie? Bo to może być na przykład bardzo brzydka baba.
        Panterołak stanął w bardzo buntowniczej pozie, na szeroko rozstawionych nogach i z założonymi na piersi rękami. Jego ogon kiwał się na boki zdradzając pewną nerwowość, lecz na razie Yastre panował nad sobą wystarczająco, by nie chować go między nogami. Gdyby jednak doszło do momentu, w którym nie miałby już żadnej opcji wymigania się, wtedy by się na pewno spietrał i nie mógłby tego ukryć.
        - Kavika, weź no, tyle ważniejszych rzeczy mamy na głowie, a ja mam teraz szukać sobie strumyka? Bez sensu - perorował dalej. - Jak mi się woda naleje do uszu i nosa to nie będę wiedział jak ktoś będzie nadchodził, a jestem jedynym samcem w stadzie... Ty się nie liczysz, za młody jesteś - wyjaśnił Sovie, który już chciał oponować. Przy okazji Yastre zmierzwił mu pieszczotliwie włosy.
        - A ty jesteś za stary - dodał jeszcze paluchem wskazując Hebana. Prawnik zaraz się zapowietrzył z oburzenia, że został mu wypomniany jego wiek, zamiast jednak kłócić się o takie detale, postanowił dopiec panterogłupkowi w zupełnie inny sposób. Jego wprawnemu oku nie umknęło wszak, że bandyta bardzo nie chce się umyć i chyba boi się wody, więc postanowił pójść tą drogą.
        - Panienka Kavika ma rację - poparł ją. - Musicie się wykąpać, a ta chwila na pewno nam nie zaszkodzi.
        - Właśnie, że zaszkodzi! Jeszcze tego mi trzeba, by mnie elfy ganiały na golasa po lesie!
        - Jesteśmy już daleko od ich obozu, na pewno nas nie znajdą. A tam, po drodze, mijaliśmy strumień...
        - Sova, wiejemy!
        Kotołaczek jakby doskonale znał odezwę na okrzyk panterołaka i gdy tylko usłyszał jego komendę, zaraz rzucił się razem z nim do biegu, śmiejąc się głośno i wołając "ciota! ciota!", chociaż nie wiadomo pod czyim to było adresem. Ważne, że obaj zmiennokształtni dali drapaka szybciej niż ktokolwiek zdążyłby pomyśleć. Nie uciekli jednak daleko - już po kilku sążniach Yastre z rozpędu wskoczył na jakieś drzewo i mocno obejmując pień nogami i jedną ręką, pomógł rannemu Sovie wspiąć się wyżej. Koty jak to koty, doskonale wspinały się po drzewach, a gdy jeszcze pracowały w tak doskonałym duecie, mogły wleźć wszędzie. Chwilę później obaj uciekinierzy siedzieli na mocnej gałęzi wysoko nad głowami Kaviki i Hebana, chichocząc i kiwając z zadowoleniem ogonami.
        - Wykiwaliśmy ich - zauważył z zadowoleniem bandyta, nadstawiając pięść, by stuknąć się ze swoim wspólnikiem. - Ja tam mogę być nazywany ciotą, mam zapach samca to i tak nikt się nie nabierze.
        - A kto to jest ta ciota? - dopytywał się Sova, upatrując chyba w panterołaku kogoś na kształt swojego starszego brata-rozrabiakę.
        - Taki facet, który całuje się z innymi facetami.
        - Fuj!
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika od razu zmarszczyła gniewnie brwi besztając tym samym niewerbalnie Yastre za świeżo co wypowiedziane słowa, który sprzeczki uniknął poprzez okrutną śmierć robaczka zamieszkującego czuprynę dzieciaka. Sam moment wygrzebania wszy, by się jej krótko przyjrzeć, sprawił, że dziewczyna z obawą przyglądała się przestrzeni między palcami panterołaka, a zgniecenie robala przyprawiło uzdrowicielkę nie tylko o zeza zmieszanego z obrzydzeniem, ale także przywołał uczucie mdłości. Co jak co, mogła grzebać we flakach, mogła operować, zszywać, ale była też kobietą! Najgorsze jednak nie było zutylizowanie pojedynczego problemu, a wytarcie go w spodnie.
Dłonie dziewczyny przywarły do jej twarzy i zsunęły się w dół ściągając za sobą delikatnie skórę.
- Udam, że tego nie widziałam… - wyszeptała do siebie powstrzymując utratę cierpliwości.
Późniejsza część działań potoczyła się jakoś sama, a odpowiedziami Enthe stały się krótkie i pretensjonalne westchnienia oraz zagryzanie warg czy też ściskanie zębów. Nie miała jakoś kiedy się wtrącić i z jednej strony było to dobrym powodem do wybuchu kontrargumentów Kaviki, które szykowały się do wystartowania z wielką parą, jednakże po drugiej stronie frontu obaj kotowaci kuzyni chyba nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji opcji „ucieczka”.
W międzyczasie zdołał zabrać głos Heban, bo jako polityk miał do tego predyspozycje. Uzdrowicielka tak nie potrafiła, ale za to umiała wykorzystać chwilę, w której rzeczywiście może zabrać głos. Prawnik niewiele pomógł, ale sam fakt, że stawał po jej stronie jakoś podniósł ją na duchu. Było to uczucie nietypowe, dziwne, bo względem łysawego liliputa nie czuła żadnych pozytywnych uczuć aż do teraz.
Blondynka zdołała tylko wstać wyciągając rękę za wiatrem, który pozostawił po sobie Sova. Nawet wtedy milczała, chociaż z ust wymsknęło się jej jęknięcie, jakby znowu przerwali kobiecie w trakcie zdania. Gdy już było po wszystkim obaj siedzieli na drzewach tylko doprawili oburzenie uzdrowicielki wychwalaniem się, a raczej Wei włączył ten burzliwy pstryczek czekający tylko na okazję by wreszcie wypuścić ogień w las.
- Yastr…! – pisnęła gwałtownie ściągając ręce wzdłuż ciała i prostując ustawione bojowo nogi. Ugryzła się, dosłownie, w język, bo przypomniała sobie, że ten głupek nie używa prawdziwego imienia!
– Ja stracę zaraz cierpliwość! – dokończyła wrzaskiem ewidentnie okłamując towarzyszy, bo właśnie w tym momencie ją straciła.
Rozwścieczona blondynka zbliżyła się do drzewa, a płuca zalały się sporym haustem powietrza, który zapowiadał istny tzw. „opierdol”.
- Wylizują?! – To było pierwsze od czego zaczęła. – Nie, nie miałam nigdy kota! Więc tak, nigdy go nie kąpałam, bo fizycznie nie miałam do tego możliwości! Poza tym nie jesteś tylko kotem! Jesteś też człowiekiem! A człowieki się nie wylizują! – zniżyła się do języka Yastre by lepiej zrozumiał, co do niego mówi – przynajmniej takie podejście miała sama Kavka.
Sova zaś od razu wyraził swój szok wspierając na prostych przedramionach. Chyba pierwszy raz obawiał się tak dorosłej kobiety.
- Póki co i tak nie wyczują czy jesteś samiec alfa, bo śmierdzisz jeleniem, którego zabiłeś, błotem, lasem i przede wszystkim potem! A z tego co wiem, to skóra cały czas wydziela zapach, nawet po umyciu się! To, że mnie Fresia wysmarowała śmierdzącym mydłem nie oznacza, że ty też się nie możesz postarać o odrobinę kamuflażu w postaci nie pozostawiania za sobą odoru! – nakręcała się coraz mocniej kobieta, która zbliżała się do drzewa o krok z każdym kolejnym argumentem.
- I ty nie chcesz tracić czasu na podejście do strumyka, który widział nawet ZA STARY na przywódcę stada człowiek? Dojrzał go, a na pewno jest bardziej ślepy od ciebie!
Heban przytakiwał cały czas Kavice, aż do momentu, gdy i jego skrytykowała. Mimo wszystko postanowił się nie wtrącać kobiecie w słowo, bo chociaż bardzo tego chciał, to jeszcze mocniej pragnął uprzykrzyć życie złodziejowi na drzewie. Także przymknął się skrupulatnie, chociaż gdzieś było słychać cichuteńkie „C…c…co?!”. Mimo to, zniknęło ono gdzieś w złości Enthe.
- I przestań uczyć Sovy brzydkich słów! – tym razem pisnęła tak, że kotołaczek aż przytkał uszy pokazując przednie ząbki z bólu.
- Ała… - szepnął i przywarł do Yastre, bo kobieta niebezpiecznie, szybko i nagle podeszła aż nazbyt blisko do drzewa. Sova miał wrażenie, że jasnowłosa za chwile obali je siłą wściekłości i nie chciał sobie wyobrazić siebie, gdy złapie go w swoje ręce. Kąpiel kąpielą, ale to była jego pierwsza nauka w życiu o tym, że nie warto kłócić się czasem z płcią piękna. Gdyby tylko wiedział, w jak wielkim był niebezpieczeństwie, gdyż Kavika akurat miesiączkowała.
Gorszy jednak byłby los jego nowego kompana, który wraz z nim tak bronił się od mycia.
- Ona tak zawsze?... – spytał nieco wątpliwie.
Zapadła ta niechciana cisza i zmiana w otoczeniu tego rodzaju, którego nigdy nie chce się spotkać, bo nigdy nie wiesz co nastąpi dalej.
Dziewczyna jednak podejrzanie się rozluźniła i jeszcze przez chwilę wpijała wzrok we w połowie rozebranego Yastre, bo jak się okazało, to on był głównym celem jej wyrzutu złości. Dzieciakowi się upiekło, tylko dlatego, że nawiązał współpracę z owym dorosłym.
- Ale skoro tak chcesz się bawić jak dzieciak z dzieciakiem… - powiedziałam niskim tonem blondynka, która obróciła się na pięcie tyłem do kotowatych i usiadła pod ich drzewem. – To ja też się tak zabawię – oświadczyła poważnie, a Heban podrapał się po głowie.
- Hę? – spytał nieco zdezorientowany.
- Skoro oni nie chcą zejść, to ja się też nigdzie nie ruszę. W końcu, możemy sobie pozwolić na ZMARNOWANIE CZASU, bo jakiś pacan nie chce się umyć. A ta noga daniela byłaby pięknie opieczona i pachnąca lepiej od ich dwójki, ale cóż… Najwidoczniej Sova nie jest głodny – Na te słowa młodemu zaburczało okrutnie w brzuchu, któremu pociekła ślina na widok tej wielkiej jeleniej nogi. - Nikt tutaj nie jest głodny! Ani nikomu się nie spieszy! Więc sobie tak posiedzę i poczekam! – mówiła coraz bardziej zdenerwowanym głosem, ale na nowo się uspokoiła przełykając ślinę w kolejnej chwili milczenia.
- Będę wam robić na złość, a jak mnie przerzucisz przez ramię, Wei, i będziesz niósł to wymyślę coś jeszcze innego! Nie tknę ani kawałka jedzenie, niech zemdleję, ale z brudasami łazić nie będę!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Dobra, może ucieczka na drzewo nie była zbyt dobrym pomysłem, lepsze jednak to niż kąpiel, a przynajmniej w mniemaniu dwóch zbiegłych kocich wspólników tak było. Yastre siedział więc na gałęzi i kiwał beztrosko nogami czekając, aż Kavice przejdzie gniew. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna wkurzyła się aż tak bardzo! Dopiero po chwili zreflektował się, że przecież ona ma okres. ”Ale kaszana… Trza było jej nie drażnić. Ale nie, chwila, jestem kotem, samcem, mam swój honor!”, przekonywał sam siebie, chociaż takie siedzenie na drzewie nie miało przecież zbyt wiele wspólnego z honorem.
        - Aj! - wyrwało się panterołakowi, gdy jego ukochana o mały włos nie zdradziła jego prawdziwego imienia. Sova pewnie by to zignorował, lecz po co dawać Hebanowi powody do jeszcze większej nienawiści albo - jeszcze gorzej - poszczucia na niego strażników? Całe szczęście Kavika była genialna i sama gładko wybrnęła z tej sytuacji.
        - Ale, ale Kavika… - próbował się wtrącić bandyta, lecz to nie było wcale takie łatwe. No ale przecież musiał jej wytłumaczyć, że na zapach samca składa się również odór krwi jego ofiar, to jest nie do uniknięcia przy mięsożercy! Blondynka była jednak jak w amoku, nie docierały do niej żadne argumenty tylko nawijała i nawijała, wylewając na zmiennokształtnych cały swój żal.
        - Ej no! - oburzył się jednak, gdy przyrównano go do Hebana. - Ty mnie do niego nie porównuj, serio, to poniżej pasa!
        Czy to coś dało? Absolutnie nie. Ucierpiała tylko duma panterołaka, bo został strasznie, strasznie obrażony tym, że gruby prawnik w tupeciku został w czymś uznany za lepszego od niego. Jednak całe szczęście Yastre nie umiał się zbyt długo gniewać gdy chodziło o ładną dziewczynę - od razu zrzucił jej słowa na karb zmęczenia i burzy hormonalnej i dalej mógł przyjmować wylewane na niego pomyje. Całą burę przyjmował dużo spokojniej niż Sova, który marszczył nosek, robił dziwne miny i niespokojnie kiwał ogonem. Bandyta patrzył na niego przez moment, aż w końcu zmierzwił mu włosy w dodającym otuchy geście. Ich spojrzenia się spotkały i w tym momencie starszy zmiennokształtny wzruszył z uśmiechem ramionami. Jego spokojna postawa uspokoiła nieco kotołaczka, chociaż ten nadal trochę obawiał się tej blond jędzy na dole. Z powodu jej wrzasków wtulił się w końcu w swego towarzysza niedoli, a Yastre wspaniałomyślnie zasłonił mu uszy dłońmi, by nie musiał słuchać tych pisków.
        - Hahaha, często - odpowiedział na zadane rozpaczliwym głosem pytanie “ona tak zawsze?”. No bo w sumie bandyta osobiście zebrał już chyba ze dwie bury tylko za to, że chciał być miły. Teraz za to wykazywał się ogromnym zrozumieniem dla wybuchu Kaviki, bo nic innego jak na razie nie mógł zrobić - w zdanie jej nie wejdzie, a też swojego nastawienia nie zamierzał zmienić, o nie. Uznał, że najwyżej powie jej prawdę, byle nie było przy tym tego gumowego ucha Hebana… Przy nim panterołak nie przyznałby się do żadnej słabości, chyba że miałaby to być słabość do Kaviki.
        Nagła cisza sprawiła, że Yastre zastrzygł uszami i uważniej spojrzał na ludzi pod swoimi nogami. Jego spojrzenie na moment spotkało się ze spojrzeniem wściekłej blondynki i wywołało na jego twarzy niekontrolowany uśmiech, który jednak nie zadziałał na jego korzyść. Kavika wycedziła przez zęby kolejną obelgę i groźbę, choć bandyta nie wiedział czego ma się niby obawiać, skoro nie zamierzała robić mu fizycznej krzywdy.
        - Ej, to było wredne! - oburzył się panterołak, gdy za argument został wzięty biedny, mały Sova. Obaj zmiennokształtni spojrzeli w tym momencie na siebie, starszy wyglądał na zdezorientowanego, a młodszy przypominał zbitego psa. Gdyby ktoś się dobrze wsłuchał, to usłyszałby, jak bandycie właśnie pęka serce z żalu. Jeszcze raz zmierzwił przyjaźnie włosy chłopca, bo na ten moment nie miał innego sposobu, by go pocieszyć.
        - Baby takie są - wyjaśnił mu tylko. - Wściekają się, a ty nawet nie wiesz za co. Ale spoko, Kavika jest naprawdę słodka, tylko teraz ma, wiesz, babskie dni.
        - Czyli? - podłapał zaraz Sova, no bo przecież był w wieku, gdy wszystko było dla niego interesujące i o wszystko pytał, wprawiając tym samym dorosłych w niezłą konsternację i zażenowanie. Lecz nie Yastre, jego mało rzeczy mogło ruszyć. Zaraz podrapał się za uchem i zaczął udzielać odpowiedzi.
        - Wiesz co, bo kobiety raz w miesiącu mogą mieć dzieci, a jak nie zajdą w ciążę to im macica szaleje i one też robią się wtedy wściekłe, lepiej do nich wtedy nie podchodzić.
        - A co to jest macica? - drążył dalej Sova, a jego mentor bez mrugnięcia okiem dzielił się z nim wiedzą.
        - Takie miejsce w brzuchu, gdzie są dzieci przed urodzeniem. Ale jak to dokładniej działa to byś musiał Kaviki zapytać, ja tego nie ogarniam za bardzo, w końcu jestem samcem. Ale to później, bo wiesz… Ona teraz jest wściekła jak osa. Ja z nią pogadam, spoko.
        Mimo zapowiedzi bandyta chwilę zwlekał, patrząc na swoją ukochaną w milczeniu. Był bardzo rozdarty, chociaż nie było tego widać po jego twarzy. Nie chciał, by ona była na niego zła, by siedziała taka smutna… Ale z drugiej strony on też miał swoje racje. I może faktycznie ten argument z zapachem był troszeczkę chybiony, ale za to ten ukryty był nie do obalenia: bandyta bał się wody. Strasznie, panicznie, bezgranicznie i nieuleczalnie. Nie był zresztą jedynym przedstawicielem swojego gatunku, którego to męczyło, wielu zmiennokształtnych przemieniających się w koty miało awersję do wody i mydła. Tylko jak jej to przetłumaczyć. Po raz kolejny bandyta dostał w imię postępu cywilizacyjnego - ludzie uważali, że komplikowanie życia było przejawem rozwoju, więc kąpali się, ubierali dziwne i niewygodne ubrania, wymyślali sobie zakazy i religie. Nie, by wszystko było złe, ale naprawdę… Yastre pamiętał, jak zwinął kiedyś jednemu kupcowi takie obcisłe spodnie. Gdy je założył, bał się, że ich nie zdejmie, a jego interes zostanie przerobiony na krwawą plamę i będzie gadał piskliwie jak dziewczynka.
        - Kavika… - odezwał się do niej w końcu bardzo łagodnym głosem. Gdy już zdobył jej uwagę, bez ostrzeżenia przechylił się na gałęzi i zdawało się, że zaraz spadnie, on jednak jakby nigdy nic złapał się nogami za konar i tak wisiał głową w dół, by być bliżej niej.
        - Nie złość się - zaczął mało dyplomatycznie, ale nadal bardzo ugodowym tonem. - Naprawdę robi ci to taką różnicę? No bo wiesz, to nie jest takie proste. Ty jesteś z miasta, a ja żyję prawie całe życie w lesie. To nie są salony. Moja rasa nie kąpie się tak często jak ludzie, ale dbamy o to, by być czystym. Na swój sposób. Nie chcę robić ci na złość ani robić ci krzywdy, ale naprawdę, odpuść tę kąpiel. Palcem cię nie tknę, będę się trzymał z daleka, ale odpuść. I nie wyżywaj się na Sovie, to tylko biedny dzieciak. Ja tam mogę chodzić głodny, nie problem, jeśli taka ma być moja kara. Ale Sova musi jeść, by odzyskać siły. No? Kavika…
        Yastre huśtnął się, złapał jedną ręką za gałąź, po czym zeskoczył na dół. Ziemia zadudniła potężnie, gdy zmiennokształtny na niej wylądował i aż dziw, że nic mu się nie stało. Zrobił tylko krok i już był przy uczonej, chyląc pokornie głowę.
        - Przepraszam - powiedział bardzo szczerze. - Nie chcę, byś była na mnie zła, ale ja naprawdę nie wejdę do wody choćby nie wiem co. Odpuść chociaż Sovie, no.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Panterołak rzeczywiście zyskał uwagę ludzkiej kobiety, gdyż ta na niego spojrzała. Oczywiście wciąż śmiertelnie obrażona, z założonymi rękoma, ale spojrzała! Przypatrywała mu się uważnie, ale brwi wcale nie chciały zmienić swojej wściekłej pozycji. Tym bardziej, że Yastre ewidentnie dolewał oliwy do ognia. Nie była zła, że tłumaczy chłopczykowi czym jest okres, ale na sposób w jaki to zrobił! Teraz ona wychodzi na tę złą! I jeszcze zwalał całą tę sytuację na comiesięczne dolegliwości, no co za typ! A ona go tak lubiła!
W głowie Kaviki wciąż szalał natłok złości. Jest taki sam, jak ta cała reszta baranów, która zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje głupie zachowanie woli zwalić wszystko na okres kobiety. O jakże ona była wściekła! Aż drzewo zakołysało się niespokojnie, wiatr mocniej owiał wszystkie postacie. Nikt nie wiedział jakiej burzy można się było spodziewać, tej z powodu hormonów czy tej na niebie. Jednak jedno było pewne – wichura, jakakolwiek by nie była, wprowadzi zamęt. A jak to burza lubi mieć w swoim zachowaniu – chwilę przed milczy. Tak samo milczała Kavka, nie komentując choćby słowem czy sapnięciem tego co nawygadywał dzieciakowi złodziej. Najprościej byłoby mu po prostu ukręcić łeb.
Nawet nie drgnęła o centymetr, gdy ten zawisł na drzewie. Sam Heban popadł w wątpliwości czy ten panterogłupek zaraz na nią nie spadnie, ale milczał, bo sam opieprzu zebrać nie chciał, a temu bandycie się należało!
Chłopiec zaś z uwagą spoglądał na podejście jego nowego mentora do kobiety, której macica wywoływała w niej takie humory. Chyba była zła, że nie zaszła w ciążę, bo jakby miała dzidziusia to przecież jej macica nie byłaby taka wściekła, no nie? Wystarczyło więc ją zapłodnić i od razu będzie spokojniejsza. Yastre zadeklarował się ją uspokoić więc chyba zrobi to tak by miała tego dzidziusia. Tak, to by było dosyć logiczne!
Jakkolwiek tego dzidziusia się w sumie robi…
Mimo że zmiennokształtny zaczął mało dyplomatycznie swoją wypowiedź, to jednak tak naprawdę pogrążył się dopiero wtedy, gdy zaczął się tłumaczyć. Od kiedy to mieszkańcy lasu się nie myją, a ludzie z miasta tak? Niby na jakiej podstawie ma mu odpuścić kąpiel?! A co najgorsze, czy on naprawdę nie chciał jej dotykać?!
Pierwszy raz od kiedy drogi dwojga bohaterów się złączyły, Kavice poczerwieniały policzki. Nie byłoby to rzeczą dziwną, gdyby nie fakt, że powodem tych rumieńców nie było zawstydzenie, a wściekłość. Wściekłość tak czysta i klarowna, że dla diabła zdałaby się piękna.
- Wybacz, ale to ty chciałeś z nim zostać na drzewie, bo nie chciałeś się myć, a jak mielibyście zjeść tę głupią nogę skoro leży kawał dalej od waszego drzewa? – wyjaśniła uzdrowicielka, która wycedziła każde słówko przez zęby i pochyliła się groźne w stronę swojego rozmówcy. – Sami sobie to zadeklarowaliście, nieschodzenie z drzewa dopóki nie odpuszczę wam kąpieli, ja wam nic nie narzuciłam – kontynuowała wybitnie ostro mrużąc tak oczy, że aż zdawały się one zamienić w dwie cienkie, długie i proste linie.
Zaistniał jednakże jeden moment, który mógł łatwo wychwycić każdy lepszy obserwator, a szczególnie Yastre znajdujący się tak blisko jasnowłosej. Mógł bowiem zauważyć błysk. Dokładnie był w stanie ocenić kiedy do umysłu Enthe wpadła kolejna myśl i ta właśnie myśl była przerażająca. Nie dla Kavki, ale dla samego panterołaka i mężczyzny wokół. Heban wyczuwał jaka chwila teraz nadejdzie i aż spocił się z nerwów. Sam chciał coś powiedzieć, powstrzymać to co za chwilę nadejdzie, ale nie mógł. Po prostu nie mógł. Chłopiec zaś nastroszył ogon i mocno wychylił się poza gałęzie drzewa.
- Czekaj, czekaj… - podjęła na nowo myśl zaskoczona dziewczyna. – Czy ty sądzisz, że byłabym zdolna wygłodzić biednego chłopca z raną na nodze? – spytała tak zszokowana, jak i zrozpaczona Enthe.
- O, na Luanelinę! Za kogo ty mnie maaaaaasz? – przeciągnęła ostatnie słówko, które zapowiadało ekstremalną zmianę humoru. W jej głosie słychać było tę gulę w gardle, która pojawia się, gdy ktoś pragnie zwalczyć napływające łzy.
- Za kogoś gorszego od siebie?! – pytała z pretensją, żalem i wszystkimi emocjami, które posiadały i nie posiadały swojej nazwy. – Że jak człowiek jestem, to taka okrutna? Bezduszna? Ja tylko chciałam pozbyć się tego robactwa z jego głowy! To dla jego zdrowia! Jeszcze złapie jakąś infekcję trudną do wyleczenie, krosty, wysypkę, a ty sądzisz, że chciałam go wygłodzić? – mówiła dalej, a w kącikach kawowych oczu dziewczyny pojawiły się lśniące punkciki.
- Jestem aż tak okropna i zła? – dopytywała przestrzeni, bo uzdrowicielka na dobre się rozpłakała i zaciągała nosem nie kierując się tak naprawdę bezpośrednio do Yastre. Podwinęła nogi tak, by objąć rękoma swoje kolana i mocno je do siebie przytulić oraz móc pochylić głowę.
- Ale ty jesteś palant! – wyrzucała skryta pod warstwą blond loków kobieta. – Nie! To moja wina! Ja jestem taka palantka! Matko Luan! – I ponownie buchnęła głośnym płaczem.
Sova nawet nie wiedział co tu się dzieję. Patrzył osłupiały nie rozumiejąc logiki myśli Kaviki. Albo on był na to jeszcze za głupi, albo za młody, albo to ona była jakaś nienormalna, a Wei go okłamał co do tej osoby. Ona słodka?! W którym momencie? Gdy wyzywa go od palantów czy gdy przegania go na drzewo zmuszając do kąpieli?
- A co najgorsze… - żachnęła się w stronę Yastre, który nawet próbując jakoś wyratować się z sytuacji skazany został na kolejny wyrzut. – Jestem tak brzydka, że nawet wolisz chodzić brudny i śmierdzący i mnie nie dotykać niż się umyć! – I wówczas nie było już ratunku nawet na to, by jasnowłosa w ogóle wyraziła chęć zaprzestania ryku.
- Mam za małe cycki i nie mam bioder do rodzenia! I wolę być mądra niż zostać gosposią! – płakała dalej.
- Nie chcę twoich przeprosin! Trzeba było mi od razu to wszystko powiedzieć!
Kotołaczek spojrzał na Yastre z pretensją. Przecież miał jej zrobić dzidziusia, żeby ją uspokoić, a ona teraz płacze! Nawet on nie chciał by płakała, mimo że jakaś nienormalna, a tu proszę! Sova mocno się zastanawiał czy nie zejść aby z drzewa, nie umyć się dla świętego spokoju, a w międzyczasie Yastre by dał jej to dziecko. Ona byłaby spokojna, jej macica by się nie denerwowała. Byłoby po sprawie! Jejku, jakby on wiedział o tych wszystkich sprawach chwilę wcześniej!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre chyba nigdy w życiu nie przypuszczałby, że swymi słowami rozpęta taką burzę. Nie chciał obrazić Kaviki ani jej uczuć, po prostu bardzo niefortunnie się wyraził, próbując jakoś odwieść ją od pomysłu wykąpania go bez przyznawania się do swojej wstydliwej słabości. Nie był przy tym na tyle cwany, by dostrzec subtelne zmiany w jej mimice i znaki, jakie dawało mu otoczenie, nim nie było dla niego za późno. No bo nie chodziło mu wcale o to, że wszystko było winą jej hormonów - wiedział doskonale, że sam nie był bez winy, był jednak święcie przekonany, że gdyby uczona nie miała "tych" dni, zareagowałaby o wiele łagodniej i możliwe byłoby negocjowanie z nią w cywilizowanych warunkach,a nie uciekając się do podstępu z wianiem na drzewo. Ech... Bandyta jednak faktycznie nie było mądrym kotem.
        Co najgorsze Yastre pomyślał, że rumieniec na obliczu Kaviki to dobry znak dla niego - rumieńce były wszak bardzo dziewczęce i urocze, świadczyły z reguły o zakłopotaniu i chociaż było mu trochę głupio, że doprowadził ją do takiego stanu, był gotów teraz ją ugłaskiwać, by poprawić jej humor. Przez myśl by mu nie przeszło, że właśnie widzi kobietę z wypiekami spowodowanymi złością - to w ogóle tak się dało?! W sumie już patrząc w jej oczy widział pewne niepokojące iskierki, ale nie potrafił ich zinterpretować... Aż nie było za późno. Bandyta aż klapnął na tyłek, gdy to Kavika przejęła pałeczkę w dyskusji. Chłód i złość bijące z jej słów i spojrzenia były prawie namacalne, chociaż póki co mu nie groziła. Stanowczo zbyt późno zorientował się, że popełnił błąd i teraz mógł tylko przyjmować werbalne razy z pokorą i w milczeniu, chociaż na jego twarzy odbijał się żal i niedowierzanie. Uczona z zadziwiającą łatwością wkładała w jego usta słowa, których nigdy nie powiedział i rzeczy, których nigdy nie pomyślał. A ten błysk... Zmiennokształtny w tym momencie już wiedział, że nie ma dla niego ratunku. Któż by pomyślał, że taka drobna kobieta może wywołać postrach u trzech mężczyzn? No dobrze, dwóch, bo Sova był jeszcze dzieckiem, a ci dorośli byli dla niego obcy, więc był usprawiedliwiony.
        Z Yastre jednak wcale nie było tak łatwo. Do początkowego strachu, żalu i niedowierzania dołączyła jeszcze jedna bardzo silna emocja: gniew. No bo jakby nie patrzeć, Kavika po raz kolejny robiła sobie z niego ścierkę. Nadinterpretowała jego słowa tak jak jej to było wygodne, bez żadnego kontekstu, byle tylko podsycić swój żal i gniew, a jego bardziej pogrążyć. Cholera, nie zdążyła go jeszcze poznać? Naprawdę myślała, że jest takim wieprzem, chociaż był w stanie zrobić dla niej prawie wszystko? Nosił ją na rękach, a gdy chciała, poszedł do obozu strażników leśnych, chociaż mogli go tam pochwycić lub nawet zabić na miejscu. Zawsze pamiętał, by robić dla niej przerwy na wypoczynek, przy dzieleniu jedzenia oddawał jej najlepsze kąski... A ona robiła z niego zwykłego wieprza. To bolało. Lecz z drugiej strony może Kavika miała rację i on faktycznie był zwykłym chamem. Nieświadomie, ale jednak. Yastre był przekonany, że jest za głupi, by to zrozumieć.
        A potem nastąpiło coś jeszcze gorszego: płacz. Kobiecy płacz, na który zmiennokształtny nie posiadał żadnej odporności. Nie wiedząc co uczynić i kierując się podszeptami podświadomości, zmiennokształtny ostrożnie podniósł się i na klęczkach wychylił w stronę Kaviki, jakby chciał okazać jej fizyczne wsparcie. Na razie jednak nadal się nie odezwał, pozwolił jej dalej wylewać żale i łzy. Cóż, trochę bał się teraz cokolwiek zrobić, bo jego ukochana zrobiła się bardzo nieprzewidywalna... Z drugiej jednak strony, kto jak nie on miał zapewnić jej wsparcie? Złośliwy Heban czy Sova, który był tylko dzieckiem? Teraz na moment jego własne uczucia przestały się liczyć. Musiał jej pomóc, choćby miał za to znowu oberwać.
        - Kavika... - wezwał ją, gdy już skończyła wyrzucać na niego pomyje. Zbliżył się jeszcze kawałek, tak by być tuż przy niej. Stanowczymi acz nadal delikatnymi gestami zmusił ją, by się rozluźniła i przestała być kłębkiem nieszczęścia. A gdy to mu się udało, bez proszenia o zgodę objął ją i przygarnął do siebie. Liczył się z tym, że może oberwać, ale co tam, nie da się kogoś wspierać na odległość. Jeśli go uderzy albo odtrąci to trudno, po prostu nie będzie nalegał.
        - Kavika, to nie tak - zapewnił ją bardzo szczerze, mówiąc tuż przy jej uchu i delikatnie głaszcząc ją po włosach. Nikt nie śmiał mu przerywać: Sova wolał zostać póki co na drzewie, a Heban był święcie przekonany, że wtedy sam oberwie, wolał więc by gniew blondynki skupił się na panterogłupku.
        - To wszystko nie tak - kontynuował Yastre, a w jego głosie słychać było autentyczną skruchę i żal. - Nigdy nie powiedziałem, że jesteś zła albo że jesteś brzydka. Ja tak nawet nigdy w życiu nie pomyślałem. Zachowałem się jak głupek, sprawiłem ci przykrość, wiem, przepraszam. Sprawiłem ci przykrość, ale nie o to mi chodziło. Wiem, że jesteś dobra, bo pierwsza zajęłaś się Sovą. I tak się martwiłaś o Fresię i o swoje siostry. I w życiu bym nie powiedział, że jesteś brzydka, wcale nie, jesteś słodka i delikatna jak jakaś sarenka. I nie chodzi o to, że nie chcę cię dotykać, no bo chcę nawet bardzo, ale myślałem, że ty się brzydzisz. Kavika... Koty po prostu boją się wody. I ja nic na to nie poradzę.
        Yastre westchnął cicho. W zawoalowany sposób przyznał jej się, że zamoczenie się to jego największy koszmar i było mu z tego powodu trochę wstyd. By więc to ukryć, po prostu zaczął ponownie gadać.
        - Wiesz, to dobrze, że chcesz być mądra, bo widać, że ci to wychodzi - zapewnił. - Nie musisz być gosposią... Mówisz tak przez to, co sam wcześniej mówiłem? Kavika... Kurka wodna, zrozum, ja jestem naprawdę głupi i dziki. I to nie jest tak, że kobieta to tylko do garów. Chodzi o szczęście i jeśli ty jesteś szczęśliwa ucząc się, to tak powinno być. Żaden facet nie powinien ci w tym przeszkadzać, bo nikomu krzywda się przez to nie dzieje, a ty jesteś wesoła.
        Yastre odsunął się od uczonej i ją puścił. Zaplótł ręce na piersi, przez moment milcząc, bo już nie wiedział co powinien mówić. Gdyby Kavika chciała go w tym momencie uderzyć, miałaby idealną okazję - panterołak na pewno by się nie bronił. Chyba podświadomie dał jej taką sytuację do rozładowania gniewu.
        - Czy jeśli się wykąpię, to się uspokoisz? - zapytał. Pytanie zostało zadane poważnym, bezbarwnym tonem, który nie sugerował żadnej odezwy.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika jako obrazu stu nieszczęść skumulowanych w jednym, chudym, ale wysokim ludzkim ciele mogłaby odstraszyć niejedną zjawę. Wprowadzić w oburzenie bądź zwątpienie niejednego mężczyznę, ale Yastre choć nie do końca odporny na zachowanie blondynki, był w stanie przebić się przez ten wykreowany przez okres obraz. Nie zauważyła, że pod wpływem gestów zmiennokształtnego stopniowo się uspokaja. Nawet, gdy ją objął to początkowo nie zwróciła na to uwagi. Była zupełnie, jak rozpłakana dziewczynka, której trzeba zakleić kolano plastrem i takim opatrunkiem stały się ramiona złodzieja.
Dziewczyna wtuliła się w niego wciąż mając pretensję do niego, do siebie…i w ogóle do całego świata, chociaż nie rozumiała po co i dlaczego. Tak, jak czasem facetem pokieruje część ciała znajdująca się w spodniach, tak teraz Kavika, jako kobieta, wpadła w pułapkę hormonów z powodu swojej (jak to wyjaśnił sam panterołak!) macicy.
Dopiero, gdy jego wypowiedź toczyła się dalej ona powoli orientowała się w miejscu jakim się obecnie znajduje. Zaciskała palce na jego ramionach, chowała głowę tuż pod jego brodą. Stał się skrytką dla oszalałeś duszy emocjonalnej kobiet, a właściwie jednej kobiety. Jednak rzeczywisty oddech złapała w momencie porównania jej do sarenki.
Serce blondynki roztopiło się, niemalże rozlało po całym organizmie powodując wstrzyknięcie całkiem niepodobnych dla niej uczuć. Dla niejednej pannicy słowa te brzmiały przepotwornie banalnie, ale Kavika zdołała poznać się w całkiem krótkim okresie na Yastre i jego słowach. Pasowały idealnie do niego, do jego ust. To on sam w sobie nadał wyjątkowości tej wypowiedzi i momentalnie Enthe zrobiło się i głupio…i ponownie chciała płakać, ale tym razem ze wzruszenia. Powstrzymała łzy, bo nie chciała wprowadzać mężczyzny w kolejne zakłopotanie swoją rozbestwianą osobą, a poza tym… kolejne wyznanie było dla niej równie absurdalne co obecne jej zachowanie. Mówił jednak dalej i dalej chowając gdzieś między słowami swoje zawstydzenie, a potem wypuścił ją z ramion.
Dziewczyna od razu powędrowała za nim wzrokiem, w momencie gdy się oddalał. Miała wrażenie, że chce jej wyrwać serce, bo przecież ona tak bardzo pragnęła jego bliskości.
Ona, wielka uczona wykładowczyni teraz nie umiała powiedzieć czegoś tak pozornie prostolinijnego jak „zostań”. Yastre być może nie znał się na sztuce, ani też nie wiedział czym są kwasy rybonukleinowe lub na czym polega gradient stężeń w przepuszczalności błon komórkowych, ale za to posiadał zdolność wyrażania swoich uczuć. Umiał je określać, nadać im nazwę, mimo, że używał prostych określeń. Za to Kavce brakowało języka w gębie. To nie prawda, że Yastre był głupi. To ona była niedouczona w niektórych kwestiach. O ironio losu.
I na koniec ostateczny cios, który pogrążył jej sumienie w czystej rozpaczy. Bezbarwność głosu mężczyzny oraz pytanie, którego tak bardzo nie chciał zadać.
Enthe rozchyliła usta, ale wypłynęła z nich jedynie kompletna pustka. Łzy suszyły się na licach dziewczyny powodując napięcie skóry, białka zapełniły czerwonymi żyłkami, ale to nie one stanowiły problem, a prawda, która snuje się tuż za jej plecami od początku ich spotkania.
Wówczas dopiero zrozumiała, co tak naprawdę liczy się w tej całej przygodzie. Nie pomoc niesiona na bazie skrytej prawdy, nie jej siostry, nie Fresia, tylko to co jest między nimi.
- Ja… - wydukała wreszcie z siebie blondynka, która na moment znowu zamilkła.
Spuściła głowę. Teraz uzdrowicielce było makabrycznie wstyd za siebie. Tak bardzo goniła za ocaleniem swoich sióstr, że zapomniała o tym co się liczy w życiu i… o prawach Kręgu Vicalli. O tym by szanować każde życie, które na to zasługuje. Z tysiąca istnień jakie dane było poznać Enthe Yastre był medalistą, a ona obecnie znajdowała się gdzieś na szarym końcu otrzymania czegokolwiek za sumienność, a z pewnością nie zasługiwała na niego.
- Ja tak nie mogę… - przyznała w końcu na głos odpowiadając tym samym zmiennokształnemu.
Powieki zadrżały jej z poczucia ohydy do swojej osoby. Była człowiekiem, czystej krwi człowiekiem, co właśnie udowadniała swoim zachowaniem. W przeciwieństwie jednak do większość ona miała zamiar złamać wykreowany kanon.
- Ja tak nie mogę! – powtórzyła się, ale tym razem głośniej i tym razem kierując słowa do siebie.
- Heban, przypilnuj Sovy! – zażądała nie spoglądając na nikogo, bo treść przyszłych słów była na to za ciężka.
Heban od razu zaczął jojczeć i marudzić dowodząc swojej wyższości oraz faktu, ze to kobiety winny zachować się dziećmi a nie on, wielki prawnik! Kavika jednak zignorowała treść jakichkolwiek słów z usta grubaska i pociągnęła za sobą Yastre zmuszając go do wstania i do odejścia gdzieś na bok, by zapewnić prywatność dla obojgu.
Dziewczyna stanęła przed bandytą przełykając głośno ślinę oraz walcząc ze swoimi oczami, które starały się dźwignąć ku górze by móc na niego spojrzeć, ale tak bardzo nie potrafiła. Zdała sobie jednak za mocno sprawę z tego, że wyjawnienie tajemnicy na swój temat nigdy nie odnajdzie odpowiedniego momentu czy okazji, a teraz, gdy napełniona jest gwałtownością i po brzegi wypełniona emocjami czuła, że może to zrobić, bo później… może być już za późno.
- To nie ty powinieneś mnie przepraszać… - przyznała nieco cicho. Czuła, jak pocą się jej dłonie, jak kolana uginają się samowolnie pod ciężarem sumienia, które tak ją dręczyło.
Klatka piersiowa dziewczyny wypełniła się kolejną dozą powietrza, co również przyczyniło się do tego, że dziewczyna w końcu odważyła się spojrzeć na twarz bandyty. Ramiona wraz z wydechem wolno opadły, a ona poczuła, że jest blisko ku wolności. Była spokojna. Wiedziała, że będzie tęsknić za tym co za moment prawdopodobnie straci, to jak nazywa ją sarenką, fakt, że pragnie jej dotknąć. Ona również chciała być blisko niego, ale nie na takich zasadach, nie gdy perfidnie go wykorzystuje i gra nim jak marionetką. Nie chciała kukły na sznurkach, ale czy w takiej sytuacji w ogóle powinna móc go pragnąć?
Na chwilę tylko kawowe oczy potoczyły się za dłonią, która sięgnęła kieszeni. Ujęła pierścionek w palce po czym ujawniła go złodziejowi. Chwilę jeszcze milczała wciąż ostro wpatrując się w jego oczy, ale nie próbowała czytać jego myśli.
- Ten pierścionek… - wydusiła z siebie mimo wszystko dosyć pewnie. – On nie powinien znajdować się tutaj… - ciągnęła dalej – A tu…
I po ostatnich słowach nałożyła ozdobę na odpowiedni palec u lewej ręki.
- Ja… Jestem narzeczoną Johansa Einar de Pedersen. – Powiedziała bardzo przedmiotowo o sobie, bo właściwie tak się czuła – utargiem. To przyszłe małżeństwo było dobrym interesem dla dwóch stron. Tylko tyle.
Nie pozwoliła jednak tej ciszy trwać nazbyt długo, być może Yastre nie chciał jej słuchać od tego momentu, ale wykładowczyni nie potrafiła zachować milczenia. Chciała mu powiedzieć wszystko, co leżało jej na sercu.
- Przepraszam cię… - głos się jej łamał, serce wolno rwało na cząsteczki, ale ten ból był nieunikniony. Wiedziała o tym doskonale i chociaż bardzo się tego bała to była gotowa się z tym zmierzyć.
- Byłam egoistką – przyznała otwarcie. – A może nadal nią jestem? Chciałam za wszelką cenę chronić moje siostry. Słysząc o tym jakie zagrożenie zbliża się ku nim z godziny na godzinę postanowiłam nic ci nie mówić na temat przyszłej białej sukni, którą mam na siebie założyć. Uratowałeś mnie w tak krótkim czasie już tyle razy, a ja nie okazałam ci za grosz wdzięczności. Jest mi za to strasznie wstyd…
Nie płakała, o dziwo nie płakała mówiąc to wszystko i nie zacięła się ani na moment.
- Byłeś jedynym mężczyzną, który mógł mi w tym pomóc, bo chociaż jesteś złodziejem to wcale nie wpływa to na twoją szlachetność. Masz czyste i szczere serce, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Dbałeś o mnie w noc, gdy spałam i nawet upolowałeś dla mnie nogę jelenia, a ja co dla ciebie zrobiłam? Trudno przechodzi mi to przez gardło, ale… ale cię wykorzystywałam. Nic ci nie mówiłam o moim ślubie, bo bałam się, że odejdziesz… - tylko na moment spuściła wzrok by nabrać odwagi do dalszych, być może niepotrzebnych wyjaśnień.
- Chciałam pomóc nimfom, jednak… kosztem czego? – spytała karcąc w głos samą siebie. – Jestem czystej krwi człowiekiem, bo chciałam ugrać dobro swoje na dobru innym. To nie tak powinno wyglądać… To nie tak… Chcę z tobą rozmawiać. Nie na bujdzie, którą sama utworzyłam. Nie zasługujesz na to… I ja… I ja nie umiem tak…. Nie umiem chodzić z myślą, że jesteś szczęśliwy pozornie, z mojej głupoty, ani nie umiem tkwić z myślą, że możesz być nieszczęśliwy… Bo chcę żebyś był szczęśliwy. - wyznała bardzo szczerze, ale to wciąż nie pozwoliło się jej zamknąć. Kavika, gdy zaczynała to nie wiedziała kiedy przestać.
- Zrozumiałam to w końcu… - na moment zawiesiła głos.
- Dlatego nie będę zła… -dodała - Ja nie mogę być na ciebie zła za cokolwiek. Nawet za to co teraz zrobisz. – Uśmiech na krótki moment wymsknął się na buzi dziewczyny. Omamiony był bezsilnością i bezradnością. Teraz i tak już nic więcej nie mogła zrobić. Była zdana na jego decyzje i rzeczywiście, cokolwiek by się nie stało nie umiała czuć żalu. Pragnęła jego szczęścia za to co już zdołał dokonać. Mogłaby przed nim składać pokłony z wdzięczności i przede wszystkim za cierpliwość jaką jej poświęcił.
- I… chciałam jeszcze powiedzieć… że… - zająknęła się cicho na koniec obejmując rękoma swoje ramiona. – Dziękuję…
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        To nie była ani głupota ani odwaga, Yastre zrobił to po prostu podświadomie - chciał pomóc komuś, kto był dla niego bliski, bez względu na to czy była to członkini jego stada czy też ukochana, nie mógł po prostu patrzeć na czyjeś nieszczęście. I równie podświadomie czuł, że kontakt fizyczny i wsparcie silnego ramienia jest tym, czego potrzebuje większość osób, chociaż czasami może się wzbraniać… Kavika jednak nie oponowała. Pozwoliła się objąć, a później nawet sama zdobyła się na jakieś gesty. Może go nie przytuliła, ale złapała się go, oparła głowę o jego tors, to wystarczyło. Bandyta tłumaczył sobie, że pewnie nadal jest na niego obrażona albo wstydzi się przy reszcie i dlatego nie przytula się do niego porządnie. Nic to, najważniejsze, że działało. ”Aj… chyba jednak coś zrobiłem nie tak”, pomyślał z niepokojem zmiennokształtny widząc jak Kavika patrzy za nim, gdy się odsuwał - zupełnie jakby ją zranił. Nie zrozumiał jej gestu, tych wyciągniętych błagalnie rąk i spojrzenia proszącego o więcej, o jego bliskość, ochronę, uspokajające tętnienie krwi, które i jej serce mogłoby uspokoić. Widział tylko żal, chociaż już bez tej furii sprzed chwili, pomyślał więc, że teraz Kavika powie swoje i już się sama uspokoi, nawet jeśli on przy tym oberwie.
        Kolejny moment zwątpienia nastąpił w chwili, gdy Yastre poddał się swojej ukochanej i zaproponował, że zgodzi się na kąpiel. Starał się jak mógł, by w jego głos nie wkradło się zdenerwowanie, złość, strach ani nic takiego, przez co zabrzmiał tak sucho i nieprzyjemnie… I obawiał się, że ona również to odczuła. Ach, jakie to wszystko było skomplikowane! Gdyby Kavice nie przeszkadzał jego zapach, to by do tego nie doszło! Mógł się lepiej wylizać gdy była ku temu okazja… I może gdyby nie ruszył tej wszy we włosach Sovy to też byłoby łatwiej… Niech to, czasu już nie cofnie, musiał wypić to piwo, które sobie nawarzył! ”Oho, zaraz będzie wyrok… A może nie… A może jednak… Ej, co jest z nią? Co tak nic nie mówi? Niech to, jak kobitka jest taka milcząca to to nie wróży nic dobrego…”, niepokoił się panterołak, co przełożyło się na nerwowe ruchy jego ogona, nad którymi niestety nie panował. Gdy więc Kavika wydukała z siebie to “ja…”, on aż podskoczył w miejscu czekając na jej wyrok. Jakoś podświadomie był pewny, że ona jednak tak łatwo nie odpuści i zmusi go, by się wykąpał, a on w końcu nie mógł cofnąć słowa, przecież mężczyźni tak nie postępują! Jej odpowiedź jednak zupełnie zbiła go z tropu. Jak to “ona tak nie może”? W sensie czego nie może? Zmusić go do kąpieli? Wytrzymywać go takiego śmierdzącego? Odpowiadać na takie bezczelne pytania? Bandyta był zupełnie skołowany, więc dalej siedział w miejscu i czekał na jakąś jaśniejszą deklarację, bo naprawdę był w stanie zrobić dla niej wszystko, byle tylko się uspokoiła i rozpogodziła… Musiał tylko wiedzieć co konkretnie ma zrobić.
        - Kavika, to nie jest chyba… - bąknął, gdy uczona kazała prawnikowi pilnować nieletniego kotołaka, który nadal siedział na drzewie jakby ziemia była lawą i zejście na dół groziło śmiercią w męczarniach. Nie zdążył jednak wyrazić do końca swoich wątpliwości, gdy Kavka złapała go w zadziwiająco zdecydowany sposób i podniosła z ziemi. Zmiennokształtny podążył za nią jak ciele na rzeź, rzucają tylko pozostałej dwójce zaskoczone spojrzenia mówiące, że on sam nie do końca wie co się dzieje i o co chodzi. Szedł więc w milczeniu, starając się po prostu nie narażać. Trochę niepokoiło go, co też Sova i Heban zrobią pozostawieni sami sobie, ale w tym momencie on był chyba w trochę gorszej sytuacji, bo kto wie, co szykowała wściekła na niego kobieta? To mogło być wszystko i Yastre raczej nie spodziewał się żadnego miłego rozwiązania.
        A jednak nie było tak źle. Kavika stanęła przed nim biedna i umęczona, jakby ktoś się nad nią znęcał, kotu momentalnie zrobiło się jej żal. Oparł dłonie o uda i nachylił się lekko, by słyszeć co też ona do niego mówi i z zaskoczeniem usłyszał, że ona go przeprasza!
        - Ale nie masz za co… - zaczął, lecz ona już ciągnęła dalej myśl. Bandyta powiódł wzrokiem za jej dłonią aż do kieszeni, a później przypatrzył się pierścionkowi, który mu zaprezentowała. Wiedział tylko jedno: nie była to żadna z jego zdobyczy, on nie zabrał żadnej ze swoich ofiar tak malutkiego drobiażdżku, pasującego raczej na kobiecą dłoń niż na męską… Poprawka: idealnie pasującego na delikatne palce Kaviki. Yastre był trochę zaskoczony, że biżuteria tak dobrze na niej leżała, jakby była dla niej zrobiona. Nie do końca rozumiał przy tym jakie znaczenie miało gdzie ta błyskotka się znajdowała - czy w kieszeni czy też na palcu - więc był już zupełnie skołowany. I dopiero słowo “narzeczona” zadziałało na niego jak magiczny przełącznik. Zmiennokształtny zastrzygł uszami jakby się przesłyszał, wyprostował się i patrzył na uczoną jakby trochę nie rozumiał co ona do niego mówi. Jeszcze nie zdążył dojść do żadnych wniosków, gdy dziewczyna znowu go przeprosiła, a tym razem płaczliwa nuta w jej głosie sprawiła, że i on prawie by się rozpłakał - jakby działa jej się naprawdę straszna krzywda. Tak bardzo chciał jej pomóc… Ale nie wiedział jak. Stał więc i słuchał, mając nadzieję, że w końcu dotrze do niego sens tej historii i znajdzie na nią rozwiązanie. Wbrew pozorom i trochę ku własnemu zaskoczeniu naprawdę wszystko rozumiał, co niestety nie znaczyło, że wiedział co począć. Słuchając o nimfach, białych sukienkach, przyjmując komplementy pod swoim adresem i obelgi, które ona kierowała do samej siebie mógł jedynie patrzeć na nią ze smutkiem. W jego głowie działo się zaskakująco wiele rzeczy - wyjaśniały się stare niedopowiedzenia i dziwne sytuacje, rodził się smutek, współczucie, gdzieś na granicy świadomości czaił się żal, a jego miłość do Kaviki miotała się po czaszce jak przerażone zwierzę, niepewna czy zaraz przyjdzie jej zginąć czy przetrwać tą nawałnicę. To nie było wcale takie proste! Yastre był przekonany, że zaraz jego mózg przegrzeje się i wybuchnie, lecz wtedy Kavika zakończyła swoją wypowiedź. Zastrzegła, że nie będzie miała żalu, podziękowała i uśmiechnęła się. I te podziękowania i uśmiech były tak słodkie, niewinne, szczere, że zmiennokształtny poczuł, jak jego serce się rozpuszcza. Dostrzegł też to, jak udręczona i zgnębiona była uczona i już wiedział, co zrobić i jak postąpić. Westchnął.
        - Moje biedactwo - pożałował jej na głos i tak jak stał, bardzo delikatnie i czule przygarnął ją do siebie i przytulił. - Czasami naprawdę w zbyt mądrych głowach rodzi się zbyt dużo myśli i wszystko się miesza. Wiesz, ja bym ci pomógł nawet jakbyś mi kazała spadać, przecież to chodzi o życie twoich sióstr, tak? To nie zabawa, nie? Ja ci mówiłem, gdybym nie musiał, to bym nie zbójował, bo ja lubię gdy inni mnie lubią, a lubią mnie gdy im pomagam. Ja to lubię, to tobie bym i tak pomógł. Ale spokojnie, nie zrobiłaś nic złego, po prostu… No byłaś trochę głupiutka, fakt. Ale zrobiłaś to by komuś pomóc. Ja rozumiem, serio. Nic się nie stało. Tylko… Gdybyś mi powiedziała wcześniej, to może bym tyle razy od ciebie nie oberwał? Aj, ale ze mnie osioł, ja cię!
        Yastre nagle odsunął się od Kaviki, wyraźnie skonsternowany i niepewny. Lekkie zażenowanie ujawniło się w jego fizjonomii w postaci niemrawego uśmiechu, oklapłych uszu i gwałtownego drapania się po karku.
        - Ja cię chyba nie powinienem dotykać, nie? - upewnił się. - No bo… No bo wiesz, ja nie jestem aż tak głupim zwierzakiem. Wiem, co to znaczy być narzeczoną i żoną, poważnie, wiem. To znaczy, że ty tego gościa kochasz i chcesz spędzić z nim resztę życia. Ja to rozumiem, spoko. Przepraszam, że tak do tej pory… Ale nie wiedziałem, serio! Twój zapach nie miesza się z zapachem żadnego mężczyzny, byłem pewny, że jesteś wolna… To wiesz, to ja cię nie będę już dotykał, jak masz kogoś, to przecież chyba nie powinienem…
        Mimo jasnej zapowiedzi wstrzemięźliwości widać było, że Yastre niespecjalnie chce to robić i podjął taką decyzję tylko ze względu na dobro swojej ukochanej. Nie mógł zaprzeczyć, że po tym wyznaniu bolało go serce: już zdążył się na swój koci sposób przywiązać do uczonej i wieść o tym, że musi sobie ją odpuścić… Było mu bardzo szkoda. Ale czyż tak nie było zawsze? W końcu zawsze przegrywał z ucywilizowanymi mężczyznami, którzy mieli pieniądze i pozycję. Taki był urok jego dzikiej natury - musiałby znaleźć sobie drugą dziką duszę, lecz wbrew pozorom tego typu kobiet nie było wcale wiele… Jak na złość w tym momencie przypomniała mu się Lena i przez to było mu jeszcze bardziej żal.
        - Kavika… Tak mogę, co? - zapytał, ujmując ją bardzo delikatnie za dłonie. - Kavika, słuchaj, ty nie jesteś egoistką, chciałaś pomóc. Trochę stchórzyłaś i tyle, ale jest w porządku. No nie mogę powiedzieć, bym się cieszył, bo trochę mi jest smutno… Ale przejdzie mi. I będę cieszył się razem z tobą. Dzięki, że mi powiedziałaś, serio. Wracamy? - upewnił się, ruchem głowy wskazując miejsce, gdzie przebywali Heban i Sova.


        Kotołaczek skrył się wśród liści na samym końcu gałęzi i z niezadowoleniem łypał na siedzącego na dole grubasa. Heban za to co chwilę spoglądał na niego z nieskrywaną złością. Z niego, wybitnego prawnika, zrobiono niańkę do dzieci! I to jeszcze do takiego brudnego smarkacza jak ten tu… Sova prawdopodobnie instynktownie wyczuwał skierowaną w swoim kierunku niechęć, więc sam również się nakręcał. Zaczął już marszczyć nos i robić dziwne miny do Hebana, aż w końcu nie wytrzymał i się odezwał.
        - Nie patrz się na mnie! - zażądał głośno, aczkolwiek troszkę piskliwie.
        - A to z jakiej racji? - parsknął prawnik. - Lepiej złaź stamtąd, bo zrobisz sobie krzywdę i wtedy oboje będziemy mieli kłopoty. Kavika kazała mi ciebie pilnować.
        - Twój problem - odparł rezolutnie Sova. - Nie gap się, bo dziwnie się robi!
        Kotołaczek poparł swoje żądania rzucając w prawnika szyszką. Spudłował, lecz nie wiadomo czy celowo, czy też przez przypadek. Habenowi wystarczył jednak sam koncept, by wpaść w furię. Zaczął wydzierać się na chłopca, by ten zszedł “Już, teraz, natychmiast!”, a Sova krzyczał tylko ze swojego miejsca, że nie zejdzie i ciota nie będzie mu rozkazywać, a swoje pyskówki przeplatał z typowym kocim posykiwaniem.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Mógł zrobić wszystko. Nakrzyczeć na nią, zakończyć znajomość. Zrobić rzeczy naprawdę straszne, naprawdę niespodziewane i po części skorzystał właśnie z tej drugiej opcji. Mogła spodziewać się nawet czystej obojętności od tego momentu, a on zareagował w zupełnie inną stronę. Kavika była mocno zdziwiona. Złożyła usta w dzióbek, ale już po pierwszych słowach panterołaka uśmiechnęła się, a gdy wyjaśniał całą skomplikowaną strukturę „lubienia” nawet cicho zachichotała. Ta swoboda jej reakcji była dowodem na to, że dziewczyna doznała wewnętrznego oczyszczenia. Teraz była już wolna.
Znaczy wewnętrznie, bo pierścionek wciąż znajdował się na kobiecej dłoni.
Mimo wszystko i mimo to, Enthe czuła się szczęśliwa. Szczerość to dobry handel, bo nie oczekuje niczego w zamian. Po prostu wypływa i dziwnym trafem zwraca pozytywną energię, chociaż wokół jej otoczki znajduje się tyle złego. Odporna kula, wewnątrz której zawsze będzie bezpiecznie. Choćby świat miał się zawalić, to konsekwencją prawdy jest bezgranicznie czysta dusza, o czym przekonała się Kavka.
- Wybacz… - dopowiedziała szeptem jasnowłosa. Fakt, nie oberwałby zapewne tyle razy!
Dziwne dla niej było nagłe odsunięcie się zmiennokształtnego. Na twarzy uzdrowicielki wyrysowała się jeszcze niewypowiedziana pretensja, jakby mu zaraz miała znowu nawrzucać, ale po jego kolejnych słowach szybko zmieniła taktykę emocji.
No tak! Przecież ona ma narzeczonego! Jak łatwo i szybko się o tym zapomina w jego ramionach…
Na samo to wewnętrzne upomnienie uzdrowicielka sama wpadła w panikę. Krążyła gdzieś dłońmi, to w powietrzu, to gdzieś na ciele, aż ostatecznie po prostu skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, nieco wyżej niż w zwyczaju miały kobiety i schowała palce pod pachy.
- No… no tak – przyznała nerwowo się przy tym śmiejąc krótkim „hehe”.
Oczy dziewczyny szukały punktu zaczepienia gdzieś w mchu bądź w trawie, ale gdy Yastre drążył temat było jej coraz bardziej wstyd! Szczególnie, gdy stwierdził, że kocha Johansa, a jeszcze na domiar złego nie wyczuł od niej żadnego męskiego zapachu. No jasne, że nie mógł! Od kilku miesięcy więcej podróżuje niż przebywa ze swoim przyszłym mężem, który honorowo nie tknął jej w sprawach łóżkowych! Uzdrowicielkę zalał wyraźny rumieniec.
- Wiesz… tak… tak się po prostu zdarzyło – powiedziała w końcu, ale nie wiedziała właściwie na jakie stwierdzenie mu odpowiedziała.
„Co ty durna pierniczysz?!” wewnętrznie gryzła się aż do krwi w wargę cicho powtarzając i wypominając własną głupotę. Chciała syknąć i pacnąć otwartą dłonią w czoło, ale tylko poszerzyła swój uśmiech. Odchrząknęła i poprawiła zagniecenia na szacie, próbując zakończyć ten niewygodny temat. Na szczęście Yastre ponownie przejął inicjatywę obejmując jej dłonie.
Dziewczyna podniosła na niego kolejny zaskoczony wzrok, ale nie negatywny czy odstraszający. Kąciki ust blondynki ponownie się uniosły, ale tym razem w sposób łagodny i dziewczęcy.
- Tak… Myślę, że tak możesz – odparła sama zaciskając palce w jego.
Znowu na moment się zawiesiła. Ewidentnie nie umiała mu na nic odpowiedzieć ani jakoś czegoś konkretnie skomentować.
- Masz rację... Stchórzyłam – przyznała szczerze i głośno, ale przyznanie się do błędu w jego towarzystwie nie było czymś piekielnie nie do przejścia. Przy Yastre wszystko było łatwiejsze… Takie normalne i do przejścia.
- Mam tylko nadzieję, że wszystko dobrze się skończy…
Krzyki dwóch pozostałych osobników sprowadziły mocno na ziemię zarówno uzdrowicielkę, jak i bandytę. Dziewczyna pokręciła głową unosząc oczy, jakby któryś raz z kolei musiała znosić sprzeczkę prawnika i kotołaczka.
- Lepiej wracajmy…

Enthe wraz z panterołakiem wrócili do reszty swoich towarzyszy. Kavika przeciągnęła palce przez blond loki, zaciągając je tym samym do tyłu. Jedna niesforna blond spirala opadła jej na twarz. Więcej wykorzystała energii i cierpliwości na Hebana niż póki co na ratowanie nimf, nie mówiąc już o tym, że dzieciaki potrafią wyssać siły do szpiku kości i czeka ją jeszcze dużo wysiłku w ciągu tego i każdego kolejnego dnia.
Uzdrowicielka tylko spojrzała na kłócącą się dwójkę. Póki obaj byli w jednym kawałku i nie krwawili to było dobrze.
- Może zamiast tak wykrzykiwać wniebogłosy opieczemy w końcu te nogę jelenia? – zaproponowała polubownie.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Biedna Kavika, czasami naprawdę za bardzo się przejmowała i zadręczała. Gdyby przez moment pomyślała o tym na spokojnie to przecież zauważyłaby, że ma przed sobą zbyt poczciwego chłopaka, by obrażał się za szczerość. Yastre jednak rozumiał: to kobieta, zawsze trochę bardziej emocjonalna niż mężczyzna, na dodatek mądra, a przez to za dużo myślała. Nie, by była to wada, choć czasami głupota zdawała się być prawdziwym darem - wtedy po prostu niektóre myśli nie zaprzątały głowy i można było cieszyć się błogą nieświadomością. Jak Yastre. Nie zwrócił uwagi na pokrętną odpowiedź w kwestii jej związku uczuciowego z przyszłym mężem, całe jej zachowanie zrzucając na karb stresu.
        - Dobrze się skończy, zobaczysz - zapewnił, gdy wyraziła na głos swoje wątpliwości. - Teraz wrócimy do reszty, zjemy coś i zaraz ruszamy, pójdziemy do twoich sióstr i je ostrzeżemy, a potem policzymy się z tymi łajzami, które chciały zrobić im krzywdę. Masz na to moje słowo, nieważne co by się działo, ja nie pozwolę, by im stała się krzywdy.


        Yastre widząc zastaną scenę cicho zarechotał z rozbawienia za plecami Kaviki. Cóż mógł poradzić, że wściekły Sova siedzący na gałęzi był taki śmieszny? A trzęsący się ze złości grubawy prawnik był jeszcze lepszy! Wyglądał jak galaretka! Dla bandyty ta kłótnia nie stanowiła kłopotu, w końcu brali w niej udział - bądźmy szczerzy - sami słabeusze. Jeśli trzeba będzie, to od tego jest samiec alfa, by porozstawiać towarzystwo po kątach, ale póki krew się nie lała i futro nie latało, to żaden problem.
        - Ooo! - Yastre wydał z siebie pomruk zadowolenia. - Tak, jedzenie to świetny pomysł! To koniec tej wojny, już. Sova, chodź na dół, zjesz coś, bo ci w kiszkach tak wyje, że wilki na drugim końcu lasu ci odpowiadają! No, złaź!
        - E-e. - Kotołaczek zacisnął wargi w cieniutką kreskę i gwałtownie pokręcił głową. Yastre podszedł bliżej i stojąc pod samą gałęzią wsparł się pod boki i zadarł głowę, by dobrze widzieć małego zmiennokształtnego. Westchnął dramatycznie, jak matka mówiąca "co ja z nim mam, same utrapienia". Był jednak zadowolony, o czym świadczył wysoko uniesiony ogon. Naprawdę nie było o co robić afery, w końcu to tylko dziecko. Na dodatek wystraszone: bandyta ze swojego miejsca dobrze widział lekko podkulony ogon chłopca, udawał jednak, że tego nie dostrzega, by nie robić Sovie wstydu. Zamiast tego klasnął w dłonie i rozłożył szeroko ręce.
        - Chodź tu - powiedział wesoło. - Skacz, złapię cię.
        - Zwariowałeś! - zawołał oburzony prawnik. - Połamie sobie nogi przez ciebie!
        Yastre skrzywił się na te wrzaski i zbył Hebana niedbałym machnięciem ręki, jakby odganiał natrętną muchę. I jeśliby pociągnąć dalej tę analogię, to grubasek i tak miał szczęście, bo zmiennokształtny miał w nawyku rozgniatać irytujące go owady.
        - No chodź Sova, nie cykorz, pomogłem ci tam wleźć to pomogę ci teraz zejść, no!
        - Nie upuścisz mnie? - zapytał podejrzliwie kotołaczek.
        - W życiu, słowo honoru! - odpowiedział natychmiast bandyta. - Obiecuję na własny ogon.
        - To ja skaczę! - oświadczył przekonany chłopiec. Obaj zmiennokształtni solidarnie ignorowali uwagi prawnika o niebezpieczeństwie i skrajnej nieodpowiedzialności. Yastre znał swoje siły, a dla Sovy taki skok był perspektywą świetnej zabawy, więc nie było mowy o wahaniu. Kotołaczek przesunął się odrobinę, po czym chwilę balansował na gałęzi, próbując wyczuć dobry moment. Panterołak zaś w tym czasie lekko kiwał się na boki, by w razie czego szybko skorygować swoje położenie. Później jak na zawołanie chłopiec skoczył, a jego przyszywany starszy brat cofnął się o krok. Kotołaczek wpadł mu idealnie w ramiona i chodź Yastre stęknął i mocno ugiął kolana, faktycznie go nie puścił. Nie odstawił go tak od razu, tylko najpierw podrzucił nim kilka razy, jakby szacował jego wagę. Sova przyglądał mu się z pewną podejrzliwością, ale na razie milczał, kiwał tylko niecierpliwie końcóweczką ogona.
        - Ale z ciebie chuchro - ocenił na głos panterołak i nim chłopiec zdążył mu odpyskować, bandyta wydarł się do uczonej. - Kavika, Sova je moją porcję, on jest chudy jak sztacheta! Chłopie, musisz teraz dużo jeść, by w przyszłość inne chłopaki się ciebie bały, a dziewczynom byś się podobał.
        Sova burknął coś pod nosem - był zbyt zadowolony z wizji zjedzenia tak dużej ilości mięsa, by szybko znaleźć celną ripostę na słowa Yastre. Starszy zmiennokształtny zrobił to wszystko oczywiście specjalnie, trochę w ramach żartu, a trochę w ramach troski. W końcu był typem, który bardzo szybko się przywiązywał i dla niego kotołak był już członkiem stada, małym kociakiem, którego trzeba było wychować. On w przeciwieństwie do Kaviki miał wręcz niespożyte siły i mógł zajmować się Sovą cały dzień - jeden taki dzieciak to dla niego drobnostka, dopiero jakby było ich z tuzin to mógłby zacząć mieć wątpliwości.
        - Dobra - uznał Yastre na głos. - To w takim razie ja i Heban idziemy po drewno, Sova siedzi i pilnuje obozowiska, a ty, Kavika, oczyściłabyś miejsce pod ognisko? Jak wrócimy, to oskóruję tą nogę, nie będziesz się z tym sama babrać. O, możesz poszukać jakiś ziół, może coś tu rośnie fajnego do mięska.
        Po rozdzieleniu prac bandyta od razu poszedł wykonać swoją część. Zostawił chłopca z Kaviką ze względu na jego ranną nogę, a powiedział o pilnowaniu, by kotołaczek poczuł się ważny i nie narzekał, w końcu dostał bardzo odpowiedzialne zadanie! I nic to, że nic nie mogło im w tym miejscu zagrozić, liczyła się sztuka. Dzięki temu Yastre szybko zebrał tyle drewna, ile potrzebował, nie zważając nawet na to co mógł wyprawiać Heban. Wrócił, szybko zakrzątnął się przy przygotowanym przez Kavikę miejscu i już prawie wszystko było gotowe…
        - Jeszcze noga! - oświadczył, biorąc rzeczoną część zwierzęcia i zabierając się za skórowanie. Nauczył się tego dzięki swojej bandzie lata temu, bo sam nigdy nie bawił się w takie drobiazgi, ot, jadł surowiznę i nadal mu smakowało. Teraz jednak postarał się, by wszystko było jak należy, wszak robił to głównie dla stada, dla Kaviki, Sovy i, tfu, Hebana. Gdy wszystko było gotowe, Yastre usiadł pod drzewem i zaczął dłubać sobie palcem w oku. Jakoś tak… senny się zrobił z tego wszystkiego. Położył się więc i przymknął oczy, by trochę odpocząć, pomyliłby się jednak ten, kto uznałby, że kot śpi - on nadal czuwał.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości