TurmaliaPodróż po nowe życie.

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Zdziwienie na twarzy Darshesa warte było małego królestwa. Rzadko co potrafiło go zaskoczyć, gdyż w większości przypadków starał się zachowywać obojętną postawę, a to co widzieli inni było tylko maską, by wydawać się bardziej ludzkim. Teraz jednak, jego uczucia wypłynęły na wierzch, ukazując na twarzy oszołomienie zasłyszaną propozycją. Nie spodziewał się tego, po tej szarej myszce. Zwłaszcza teraz, gdy przypomniał sobie o jej reakcji w sypialni. Szybko jednak jego brwi uniosły się w geście zaciekawienia, którego nie mogły zburzyć nawet wcześniejsze słowa Winki o "przerażającej bestii".
- Ciekawa, a zarazem interesująca propozycja... - powiedział, drapiąc się po parudniowym zaroście na podbródku. - Hmm...
Spojrzeniem zlustrował dziewczynę. Obdarta i posiniaczona. Brudna i zadrapana w wielu miejscach. Kilka z zadrapań było głębszych, jednak nie wyglądało na to, by groziła jej śmierć czy choćby omdlenie, chociaż... Z pewnością musiały bolec. Potem będzie się musiał tym zająć. Te jednak patrzył na nią jak samiec na samice, dodatkowo mniej więcej tego samego gatunku. Jak powiedział pewien krasnolud: "Szału nie ma". A jednak, uczona miała w sobie coś, co mówiło: "choć i spróbuj". I tak też postąpił.
Poddając się instynktom, bez ostrzeżenia zbliżył się do dziewczyny tak, jak uczono go w Ash Falath'neh: gwałtownie i bez zbędnych ruchów. Jedna jego ręka wylądowała na plecach dziewczyny, druga zaś uniosła jej podbródek nieco do góry. Złote źrenice, z odległości zaledwie dłoni przypatrywały się jej czarnym, a w spojrzeniu Winki odbijała się jego młoda, w połowie elfia twarz. "Hmm... Następnym razem będę musiał pominąć zarost." ~ pomyślał jeszcze, nim zatopił swe usta w ustach bibliotekarki. Był to delikatny pocałunek, jakim czasami nieśmiały młodzik obdarza ukochaną na pierwszych schadzkach. Wargi Winki były niezwykle miękkie i ciepłe. Zdawały się wręcz parzyć, lecz ból ten sprawiał dziwną przyjemność. I choć pocałunek trwał zaledwie chwilkę, maie przeniósł dłoń podtrzymującą podbródek na tył głowy dziewczyny, by ta mu nie uciekła.
Po sekundzie, może dwóch ich usta się rozłączyły, a na twarz ducha lasu wypłynął drapieżny uśmiech. Mimo iż wciąż wyglądał jak człowiek, coś nieludzkiego zalśniło w jego spojrzeniu. Ciągle nie puszczał jej tali, choć odjął dłoń z jej głowy, dając jej w ten sposób nieco swobody. Co kompletnie kłóciło się z faktem, że przyciskał ją do swego nagiego ciał.
- Jesteś pani pewna, że wszystkie bestie uciekły do lasu? - zapytał niebezpiecznie, przechylając delikatnie głowę, wciąż jednak wpatrując się w twarz dziewczyny. - Być może wywołałaś właśnie najniebezpieczniejszą z nich?
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka pożałowała swojej propozycji gdy tylko nieznajomy chwycił ją w swoje muskularne ramiona. Z tej bliskości wyraźnie poczuła jego intensywny zapach. Ostrą i kwaśną woń potu i determinacji. W sennych marzeniach nie ma czegoś takiego jak zmysł powonienia a skoro czuła zapach mężczyzny to oznaczało że znajdowała się w poważnych tarapatach.
Przez chwilę skrybę zupełnie sparaliżowało. Przerażona nie była w stanie opierać się poczynaniom swojego towarzysza. Bezwiednie pozwoliła mu na pocałunek, czując jego ciepłe usta na swoich wargach. Chwila ta trwała bardzo krótko, a gdy tylko Darshes uwolnił ją z swoich objęć, Winka natychmiast przystąpiła do ataku. Za wszelką cenę musiała się ratować. Dziewczyna zaczęła obkładać mężczyznę swoimi wątłymi pięściami, szarpiąc się i wyrywając na wszystkie możliwe sposoby.
- Co ty wyprawiasz na litość boską! Puszczaj mnie zboczeńcu! - Na twarz i korpus mężczyzny spadała cała seria błyskawicznych ciosów. Winka raz po raz zmieniała strategię ataku. Usiłowała odepchnąć napastnika od siebie, spoliczkować go, ciągnąc za włosy, kopać, szczypać a nawet gryźć. Wprawdzie z swoją siłą nie była w stanie wyrządzić mężczyźnie większej krzywdy, ale jej ataki były uciążliwe niczym komary w nocy, więc nieznajomy ostatecznie zdecydował się ją uwolnić. - Trzeba było powiedzieć że to nie sen! - Obwiniała Darshesa za całą sytuację.
Zrezygnowana skryba usiadła zrozpaczona na trawie, zalała się łzami, a po chwili położyła się na ziemi cały czas biadoląc w rozpaczy.
- O matko, ja nie śpię. No to już po mnie. Jak nic nie mam szans wydostać się z tego cało. Co za licho podkusiło mnie by zgodzić się na tą przeklęta podróż. - Winka podniosła głowę jakby nagle przypomniała sobie ze tajemniczy nieznajomy wciąż stoi obok będąc świadkiem urządzonego przez nią przedstawienia. Natychmiast wstała otrzepując szaty i poprawiając strzępy tego co zostało z jej fryzury. Chrząknęła głośno.
- No to ruszajmy nie ma co tu tak stać. - Oznajmiła dając jasno do zrozumienia że jej atak rozpaczy nie miał w ogóle miejsca. Zdecydowanie wykonała kilka kroków w dowolnie wybranym przez siebie kierunku. Spojrzawszy przed siebie zorientowała się ze właśnie zmierza w stronę gruzowiska jakie pozostało z domostwa w którym nocowała. Natychmiast obróciła się na pięcie i zawróciła, ponownie na ślepo wybierając drogę.
- No tak. Tędy. - Wskazała samej sobie, ale nowo wybrana trasa doprowadziła ją w gęste zarośla tarasujące przejście. - Albo i nie. Ty zdecyduj.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Lekko obolały, podrapany i co najśmieszniejsze ponownie ogłupiały, Darshes z niedowierzaniem wpatrywał się, jak Winka miota się od jednego kamienia do drugiego. Jakby była na wpół szalona. Przez myśl mu nie przyszło, że można mieć tak słabą orientacje w terenie, albo być równie gapowatym. Oczywiście, sam duch lasu nie był jakąś pedantyczną personą, ale na miłość bogów, co ona wyprawia?
- Sen... co? - mruknął, rozcierając zaczerwienienie na prawym policzku. Z serii zajadłych ciosów, udało mu się uniknąć tych najbardziej zajadłych, mierzonych w oczy i inne wrażliwe miejsca, co jednak nie znaczyło, że wyszedł bez szwanku.
- Rubidia, powiadasz... - zastanowił się na głos, nieco obrażony. Najwidoczniej dziewczyna już uznała go za swojego kompana. Cóż, jak nie będzie mógł dłużej znieść jej towarzystwa, zawsze może ją zjeść. - Jeśli wierzyć Frigg... Miasto znajduje się niedaleko Lasu Driad, a to oznacza, że oddziela nas od niego Rzeka Motyli i... Och, na Matkę Natrę! Gdzie ty leziesz? - złapał za poszarpany kołnierz bibliotekarki, gdy ta ruszyła na wschód. Niemal siłą odwrócił ją w kierunku ruin domostwa i wskazał palcem resztki akweduktu. - Bloodged musiał czerpać wodę z rzeki, a najbliższa w tej okolicy to właśnie Rzeka Motyli. Resztę sobie dopowiedz.
Puścił dziewczynę i spojrzał na nią krytycznie, a następnie na siebie. Oboje byli brudni i poranieni, choć jego zadrapania były raczej jej winą. Nie przyjmował do wiadomości, że mógł w jakikolwiek sposób zawinić w czymkolwiek. Brud można było zmyć w rzece, jednak ranami powinien się zająć już teraz, nim wda się jakieś zakażenie. Skupił się więc na swoim zmyśle magicznym i pobrał nieco więcej mocy, by zaleczyć swoje zadrapania i siniaki, a także złagodzić zmęczenie. Przyniosło to spodziewane mrowienie na całej powierzchni ciała i przyjemne ciepło, które rozgrzało jego zmarznięte członki. Kiedy już skończył ze sobą, a zaczerwienienie na policzku całkowicie znikło zwrócił się w stronę dziewczyny. Udało jej się odejść już pewien kawałek, dlatego musiał szybkim krokiem ją nadgonić.
- Zaczekaj! - zawołał za Winka, a kiedy się z nią zrównał, zagadnął najgrzeczniej jak tylko potrafił. Naprawdę... Pomaganie osobie, która zaatakowała cię za coś, co sama chciała, nie jest najprostszą rzeczą.
- Jesteś ranna. - stwierdził, wyciągając jarzącą się zielonkawym blaskiem dłoń. - Pozwól mi się tym zająć.
I nie czekając na pozwolenie, zaczął ją leczyć. Choć jego oczy wciąż patrzyły na dziewczynę, jego uwaga wędrowała razem z magią. Nie potrzebował do tego kontaktu fizycznego ze skórą leczonej osoby, jednak każda stopa odległości zużywała więcej mocy. Nie był również zaskoczony, że może wpływać na jej ciało z tak wielką łatwością. Od początku nie wyczuwał w niej ani krztyny talentu magicznego, a to oznaczało, że jako żywa istota nie stanowiła żadnego zagrożenia dla Darshesa. Teraz jednak musiał się skupić na kierowaniu mocą, bo w przeciwieństwie do leczenia energią, uzdrawianie z pomocą Dziedziny Życia wymagało znacznie więcej wysiłku. Niekontrolowana magia mogłaby na ten przykład samowolnie zatrzymać pracę serca bibliotekarki.
Chwile po tym, jak maie wypowiedział ostatnie słowa, zadrapania i ranki na ciele Winki zaczęły się zabliźniać, a siniaki niemal momentalnie zniknęły, nie pozostawiając po sobie nawet śladu.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Ku własnemu zaskoczeniu Winka stwierdziła że całkiem nieźle radzi sobie w pieszej wędrówce. Odniesione wcześniej rany w ogóle jej nie dokuczały, nie odczuwała też zmęczenia a z każdym krokiem wracało jej zaufanie w własne możliwości i pewność siebie. Nie mając rzecz jasna pojęcia o magicznej mocy uzdrawiania stosowanej przez Darshesa, skryba znalazła inne rozwiązanie swojej zadziwiającej kondycji. W pracy bibliotekarki wbrew powszechnemu mniemaniu pokonywała dziennie spory dystans, zarówno między regałami jak i wspinając się na nie. Winka nie wykluczała także iż jakiś jej przodek był niezwykłym podróżnikiem i odkrywcą a ona po prostu odziedziczyła w genach zdolności w tej dziedzinie.
Jakkolwiek silna była jego moc, maie lasu nie był w stanie sprawić jednej rzeczy. Wyleczyć ciało dziewczyny nie było rzeczą trudną, natomiast zwalczyć strach siedzący w jej umyśle graniczyło z cudem. A Winka bała się niemal wszystkiego. Była typowym mieszczuchem zupełnie nienawykłym do przebywania w lasach. Przerażał ja szum wiatru w liściach drzew, pohukiwanie sowy, trzask łamanych gałęzi czy spadających szyszek. Idąc za Darshesem bez przerwy deptała mężczyźnie po piętach, a idąc przodem co po chwile zatrzymywała się gwałtownie wskakując towarzyszowi na szyję.
- Co to było? Słyszałeś? Tam coś jest! - Wystraszona wskazywała w kierunku skąd dochodziły tak obce dla nie dźwięki. - A nie. Jednak nic. Pomyłka. No to chodźmy. - Z wymuszonym uśmiechem skryba co po chwile starała się ukryć zakłopotanie.
Dla dziewczyny znacznie większym problemem niż jej własne napady strachu była nagość mężczyzny. Nie mogła przecież całą drogę iść z głową wpatrzoną w koronę drzew.
- Posłuchaj. Tak dalej to się nie uda. Musisz się w coś ubrać. To niepraktyczne, głupie i krępujące dla mnie. - Nie wytrzymała wreszcie Winka po raz kolejny potykając się o leżący na ziemi konar. Zatrzymała się i z zajadłością zaczęła przeszukiwać zawartość swojego chlebaczka. - Nie. Nie. To też nie. I to. Musi gdzieś tu być. Masz. - Skryba podała mężczyźnie swoją nocną koszulę . Uznała ze skoro dla niej jest za szeroka i sięga do kolan to na Darshesa powinna pasować. Miała tylko nadzieję iż ten nie będzie poruszał tematu zabierania w podróż takich rekwizytów. Najlepiej samej było od razu zmienić temat.
- A zatem mówisz że nazywasz się Darshes. A kim jesteś i co tu robisz jeśli mogłabym spytać? Ja na ten przykład opiekują się księgami i właśnie te mam przywieźć z Rubidii. Myślę że mam ku temu talent. - Winka nie nawykła do długich przemówień. Obecnie jednak była wyjątkowo zdenerwowana, a mówienie czegokolwiek, przynajmniej w jakiś sposób działało na nią kojąco. Bez znaczenia był więc fakt że nie dopuszczała towarzysza do głosu mimo iż właśnie zadała mu pytanie. - Co prawda zdarzają mi sie niewielkie wpadki i drobne niedociągnięcia, przez co niektórzy zazdrośnicy podważają moja pozycję, ale naprawdę wkładam w tą pracę sporo serca. Chociaż nie zawsze jest to doceniane. Na przykład ten kanclerz. Stary piernik. O wybacz. - Plotąc swój monolog Winka cały czas gestykulowała rękoma, a ze starała się teraz iść ramię w ramię przy Darshesie to co po chwila uderzała tamtego w twarz. - Wcale nie lubi czytać a nie wiedzieć czemu tak zależy mu na mojej posadzie. Podważa wszystko co robie i oczernia mnie a każdym kroku, a powinie skrycie życzy jak mi najgorzej. Ale na szczęście mam też poparcie. Kogoś tam. Dlatego właśnie muszę się włamać tam gdzie muszę i ćwiczę techniki złodziejskie.
Nagle Winka zatrzymała się jak wryta dostrzegając przed sobą płynącą rzekę. Dopiero teraz uświadomiła sobie co też wcześniej mówił mężczyzna.
- Yyyy czy mając na myśli rzekę chodziło ci o ciągnący się dziesiątkami mil głęboki rów wypełniony wodą? - Spytała, bez względu na to jak głupkowato musiało to brzmieć. - Bo widzisz ja słabo pływam. Bardzo słabo. Właściwie to nie pływam wcale. Więc błagam powiedz że gdzieś tu jest solidny most.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Nie ubrał koszuli, acz przewiązał ją sobie w pasie tak, by nie onieśmielać więcej dziewczyny. Z jego punktu widzenia, był kompletnie ubrany, ale fakt, że dla niego skóra ludzka jest przebraniem z pewnością nie spodobałby się jego towarzyszce.
- Nie maaaa mostu - odparł, ziewając otwarcie i bez skrępowania. Każdy inny prawdopodobnie zasłoniłby usta, czy chociaż odwrócił głowę, by nie okazać towarzyszce swojego znudzenia jej paplaniną, Darshes się jednak tym nie przejmował. Słowa biblioteka, bibliotekarka czy tym podobne nie robił na nim żadnego wrażenia, gdyż choć słyszał o tych rzeczach, nigdy nie dane mu było odwiedzić zapełnionego regałami budynku, gdzie wszystkim co cię otacza są księgi i zwoje. Och, naturalnie wyobrażał sobie bibliotekę jako coś w rodzaju Trupiej Wieży w Maurii. Tam również było sporo ksiąg i mniej czy bardzie rozgarniętych ludzi z zamiłowaniem do starego papieru. Również problemy, o których wspominała wcześniej, były definitywnie poza jego pojmowaniem. Świat ludzi był tak komicznie skomplikowany, że nawet nieśmieszny.
- Nie ma mostu, a rzeka powinna być dość głęboka byś utonęła gdy tylko się zachłyśniesz. - powiedział, podchodząc do wodnej tafli i spoglądając w przybrzeżną toń. Nie była zbyt głęboka, a choć parę stóp dalej dno ginęło mu z oczu, prąd płynął dość leniwie. - Radziłbym więc nie otwierać ust zbyt często. - dodał ze sztucznym uśmiechem.
Odwiązał zaimprowizowaną przepaskę i rzucając ją na ziemie, jednym susem wskoczył w lodowate odmęty. Lądując, rozpryskał zimne krople na boki, ochlapując zarówno skórę dziewczyny jak i niedawno podarowaną, nocną koszulkę. Woda w pierwszej chwili oparzyła skórę Darshesa pozostawiając na niej zaczerwienienie, by już po chwili przeszyć jego kości lodowatym chłodem. Ciałem wstrząsnął dreszcz, mimo że zanurzony był ledwie po uda. Uczucie to przypomniało mu kąpiele w jego rodzonych stronach i choć rzeki w Ash Falath'neh zdawały się nieco cieplejsze, uczucie chłodu, przeszywającego każdy mięsień tysiącami igieł, budziło pewnego rodzaju nostalgię. Zapragnął wręcz zrzucić z siebie ludzka postać i rozkoszować się tym uczuciem w naturalnej formie. Nie zrobił tego jednak, zważywszy na to, że jego nowa znajoma mogłaby nagle zemdleć, widząc jak człowiecze ciało obraca się w barachitową mgiełkę.
Przypominając sobie o dziewczynie, odwrócił się w jej stronę. Stała dobry pręt od rzeki, a jej twarz wyrażała coś między konsternacją, niepewnością i całkowitym przerażeniem. Widać od razu, że starała się unikać patrzenia w jego stronę, choć jej oczy od czasu do czasu zdradzały jej myśli, gdy wzrok samoistnie wędrował w kierunku nagiego mężczyzny.
- Potem poszukamy czegoś, by przejść. Zostaw rzeczy, szczególnie te tomiszcza i wskakuj do rzeki. - powiedział nabierając w dłonie nieco wody i ochlapując swoje ciało odrobiną lodowatej cieczy. Fala lodowatych dreszczy przeszła wzdłuż kręgosłupa, a na skórze pojawiła się gęsia skórka, mimo ciepłych podmuchów letniego wiatru. - Jeśli tak bardzo chcesz paradować obdarta, to proszę cię bardzo. Jednak umorusana błotem, krwią i kawałkami zgniłego mięsa łatwiej przyciągniesz okoliczną zwierzynę, a ja nie mam zamiaru wdawać się w dysputy ze stadem wygłodniałych wilków... - Przerwał swoją wypowiedź, oblewając twarz i włosy kolejnymi porcjami lodowatego płynu. Chociaż sam nie był brudny, miał wrażenie że smród nieumarłych przylgnął do jego jestestwa. Z każdą sekundą coraz bardziej ogarniała go przemożna ochota by zmyć z siebie ten zapach, choćby miał zdrapywać skórę. Przeczesał brązowe włosy dłonią, zrzucając kilka listków w wodną toń, która natychmiast je porwała. Przechylając głowę niczym pies i uśmiechając się drapieżnie w stronę Winki, zapytał niewinnie:
- Wejdziesz sama czy mam cię wrzucić?
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Skryba uświadomiła sobie że im dłużej podróżowała u boku nieznajomego mężczyzny tym mniej pewnie czuje się w jego towarzystwie. Ów człowiek wydawał jej się jakimś strasznym dziwakiem. Niewiele mówi ł o sobie, zachowywał się nieracjonalnie, postępował wbrew temu co ona sama uznawała za logiczne i słuszne, a przede wszystkim cały czas wprawiał ją w zakłopotanie. Wystarczająco wiele trudu kosztowało Winkę by nie spoglądać w kierunku Darshesa gdy ten był ubrudzony i zalany krwią. Niepatrzenie na mężczyznę po kąpieli będzie wymagało znacznie większych starań.
- Kąpiel? Zatrzymaliśmy się tu tylko po to byś mógł wskoczyć do rzeki? Dziękuję ale ja nie skorzystam. Jestem pewna że w Rubidii czeka na mnie wielka bala z gorącą wodą i mydłem. – Winka była tez pewna że podróż ta nie zajmie im więcej niż kilka godzin o ile rzecz jasna nie będą pozwalać sobie na niepotrzebne przestoje, takie jak ten tu. – Poza tym wcale nie wyglądam tak źle. Myłam się dziś rano. Chyba? A już na pewno wczoraj wieczorem, a może to było w tym tygodniu. O matko … - Skryba ujrzała swoje odbicie w tafli wody. Właśnie wyglądała jakby przemaszerowały po niej dwie armie toczące między sobą bitwę. Nic dziwnego ze umarlaki uciekły na taki widok.
„Może jednak drobna kosmetyka mi nie zaszkodzi” Pomyślała przykucając nad brzegiem rzeki. Ostrożnie sprawdziła temperaturę wody zanurzając w niej jeden palec na głębokość połowy paznokcia. Była zdecydowanie za chłodna. Jeśli na samej powierzchni jest tak paskudna to absolutnie nie było mowy by weszła do niej głębiej niż po kostki.
Delikatnie nabierając wody w ułożone w łódeczkę dłonie, skryba przemyła swoją twarz. Była to jedna z jej najbardziej ekonomicznych kąpieli jeśli liczyć ilość zużytej wody. Następnie zabrała się za czyszczenie okularów i szczotkowanie swoich włosów. Na prostowanie ich nie było szans, ale zamierzała przynajmniej wyczesać z nich piach, liście i połamane gałęzie. Jej suknia również wyglądała tragicznie ale skryba nie zamierzała się z nią rozstawać..
- Wcale nie wygląda tak źle. – Oznajmiła Darshesowi. – I da się ją naprawić. Kosztowała trzysta ruenów, co na zarobki bibliotekarki jest liczącą się sumą. Czy możemy już ruszać?
Z zadumy i kłopotliwej sytuacji wyrwał Winkę dochodzący z oddali głos wściekającej się kobiety.
- Roz ty głupi capie! I to ma być bród. Ruszać się gnojki! Nie pozwolę by nasz wóz ugrzęzł w tym bagnie. Szybciej do cholery! Rozładujcie go i przenieście zdobycz na drugi brzeg. Gówno mnie obchodzi że woda jest lodowata. Wypuście bachory i nich pomagają ciągnąć. Jeśli któryś spróbuje uciec osobiście utopię go w tej przeklętej rzece!
Winka rozejrzała się gorączkowo wzdłuż brzegów rzeki. Nie dostrzegła wprawdzie nikogo, ale wodne koryto skręcało gwałtownie i ginęło wśród drzew. Najprawdopodobniej ludzie ci, kimkolwiek są znajdowali się gdzieś w pobliżu. Bez zastanowienia Winka zdecydowała się ruszyć w stronę skąd dochodziły okrzyki. Rozumiała z nich tylko dwie rzeczy. W okolicy znajdowali się jacyś podróżni a do tego posiadali własny wóz, co oznaczało że miała szansę na bezpieczny transport do celu.
- Słyszysz? Tam ktoś jest. Chodź. To dla nas idealna okazja. – Zwróciła się do kąpiącego się mężczyzny.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Jazgot "wesołej" kompani kupieckiej dobiegł Darshesa już jakiś czas temu, modlił się jednak by wóz zaprzątnięty w starą szkapę - sądząc po ciężkim oddechu zmęczonego zwierzęcia - minął ich, ruszając w stronę delty. Według jego wiedzy, w tamtych miejscach znacznie łatwiej było znaleźć przeprawę, a kupcom zwykle zależało zarówno na bezpieczeństwie jak i na czasie. Przeprawianie się przez rzeczny muł tutaj, było dowodem albo wielkiej determinacji, albo jeszcze większej głupoty.
Jego nadzieje jednak zdawały się płonne.
- Ludzie, co? - mruknął pod nosem, ścierając z twarzy resztki wody. - Równie dobrze mogę się pośmiać z cudzego nieszczęścia...
Wyszedłszy z wody, rzucił spojrzenie na podarowaną mu koszulkę z falbankami, a następnie podartą sukienkę Winki. Naprawdę nie bardzo wiedział, co w jego mniemaniu będzie bardziej wstydliwe: pokazać się w kobiecej halce czy z dziewczyną, wyglądającą jakby zaraz po gwałcie...
Westchnąwszy podniósł swoje jedyne odzienie i przewiązał je sobie w pasie, tak by nie "gorszyć" nagością istot ludzkich. Winka nie traciła jednak czasu: odwracając się do niego plecami, ruszyła w stronę skąd dobiegały ich wrzaski kobiety. Nie spodobał mu się sposób jaki tamta mówiła. Zwykle kupcy, których spotykał lub z którymi rozmawiał, nie zwracali się do dzieci per bachor. Dodatkowo nazwanie towaru "zdobyczą" świadczyło o niezbyt legalnym źródle jego pozyskania. Mógł więc przypuszczać, że wymarzona przez Winkę pomoc, jest w rzeczywistości grupą przemytników lub najzwyklejszych bandytów, którzy uciekając przed prawem, wybrali mało dogodne miejsce na przeprawę. W momencie zrównania się z bibliotekarką myślał nawet, że być może szczęście się do niego uśmiechnęło i zarazem spłatało mu figla. Przecież banda z tamtej wioski również była dowodzona przez kobietę, a towarem jaki wtedy zagrabili były nie tylko dobra materialne ale również grupa szczeniaków.
Potrząsnął jednak głową, odrzucając ten pomysł. Tamci z pewnością już dawno uciekli, ukrywając się w jakiejś zacisznej kryjówce, wśród formacji skalnych. A tak przynajmniej wyglądały kryjówki zbójców wedle wyobraźni Darshesa.
- Nie podoba mi się to. - szepnął po cichu do ucha Winki, gdy ta zaczęła przedzierać się przez wysoką trawę. - Coś mi w ich słowach nie gra. To nie są zwyczajni podróżnicy...
Nie dodał nic więcej, gdyż w tym samym momencie pośród łanami trawy dojrzał rudowłosą kobietę, stojącą na koźle wozu. Szarooka przywódczyni o zadziwiających walorach krzyczała na coś, co wciąż zasłaniały kłębowiska traw, a co z pewnością nie mieściło się wysoko na liście jej priorytetów.
- Uciszcie tego gówniarza! - ryknęła, spoglądając w dół. Dopiero po chwili maie zdał sobie sprawę, że jego uszu dobiega cichy szloch. - Jasna cholera! Bysior, zabieraj te łabska od baryłek! - wrzasnęła, odwracając się w drugą stronę. - Nic nie potrafisz zrobić dobrze!
Darshes momentalnie pociągnął Winkę za kołnierz i przyłożył dłoń do jej ust by nie wrzasnęła z zaskoczenia.
- Ciśś... - szepnął, odwracając jej twarz w swoją stronę, kładąc równocześnie palec na ustach. Powoli ją puścił i wskazał w kierunku wozu. - Patrz.
Wskazane dłonią łany trawy rozchyliły się delikatnie, ukazując grupkę dzieci o zapłakanych twarzach i podartym ubranku. Materiał w niektórych miejscach zbrązowiał, jakby wylano na niego plamy wina lub czegoś gorszego. Choć żelazne kajdany skuwały im kostki, szczeniaki w parach nosiły worki zboża, zbyt ciężkie na ich wątłe ramiona. Przytępiony wzrok nie rejestrował otoczenia, a tępo wpatrywał się w ziemię, biegnącą pod ich stopami. Darshes widział kiedyś to spojrzenie, stanowczo zbyt wiele razy.
- Jeńcy...
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Jednym zdaniem Darshes sprowadził Winkę z obłoków euforii na twardy grunt rzeczywistości. Nadzieja na błyskawiczny ratunek właśnie została zdeptana, a skryba poczułą się jak podróżnik który wdrapawszy się na spore wzniesienie, zamiast upragnionego celu, dostrzega trzy kolejne wyżyny. Sytuacja wyglądała ponuro i pesymistycznie. Jedyne co mogła zrobić do nie dać wiary słowom mężczyzny. ostatecznie niby dlaczego ów człowiek zawsze miał mieć rację?
- Jeńcy? Co ty bredzisz? W Turmalii od wieków nie ma niewolnictwa. Niby po co ... - Zdążyła wykrzyczeć bibliotekarka nim jej towarzysz siłą sprowadził ją na powrót do parteru. Darshes zdecydowanym gestem nakazał bibliotekarce być cicho i przyglądać się wydarzeniom znad brodu. Ostrożnie wychylając głowę znad traw skryba dojrzała ciężki wóz znajdujący się teraz mniej więcej na środku rzeki. Oś wozu była przekrzywiona co wskazywało iż jego koła po prawej stronie zapadły się na miękkim mulistym dnie. Na samym wozie wciąż znajdowało się wiele skrzyń i beczek, a przy dyszlu dziewczyna dostrzegła niewielką grupę dzieciaków w kajdanach. Jedyna zmiana jaką wyczuwała bibliotekarka to panująca wokół cisza. Ludzie zgromadzeni wokół wozu nagle zamilkli nerwowo rozglądając się wokół siebie. "Czyżby nas dostrzegli?" obawiała się Winka.
Leżała teraz przy samej ziemi modląc się o to by napotkani ludzie po prostu sobie poszli. Oczyma wyobraźni widziała dowodzącą nimi kobietę która z szyderczym uśmiechem spogląda w jej stronę. Zamknęła powieki nie chcąc tego oglądać. Była niemal przekonana iż przywódczyni bandy stoi nad nią z dobytym mieczem w dłoni. Dopiero szturchnięcia Darschesa wyrwały Winkę z ponurych rozmyślań. Mężczyzna gestami dawał jej jakieś znaki. Coś wskazywał, machał i zataczał koło, ale skryba za nic na świecie nie potrafiła zrozumieć jego intencji.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi! - Zdenerwowana odezwała się zdecydowanie zbyt głośno niż wymagała tego sytuacja. Gdyby nie pozycja leżąca która znacznie ograniczała jej ruchy, najchętniej sama zdzieliłaby się za to w pysk.
"Przestań bez przerwy pogarszać sytuację i zacznij myśleć" poganiała siebie w duchu. Problem w tym że nie miała pojęcia co robić. Najostrożniej jak tylko potrafiła Winka ponownie spojrzała w kierunku handlarzy niewolników. Z zgrozą zauważyła że przynajmniej połowa zbirów stojących wcześniej przy wozie teraz gdzieś przepadła. A skoro nie było ich tam to znaczy że musieli iść w ich kierunku. Dramatycznie usiłowała wymyślić jakiś plan, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nic poza jednym.
- Uciekaj! - Krzyknęła do mężczyzny, w czasie gdy sama wstała i rzuciła się na oślep do biegu. Bibliotekarka kompletnie nie wiedziała co robić. Usiłowała dotrzeć do gęstych zarośli rosnących naprzeciwko, mając nadzieję ze łatwiej znajdzie wśród nich schronienie. Nagle do głowy przyszło jej iż któryś z napastników może mieć kuszę, a ona sama wystawiła się właśnie jako idealny cel do strzału. Naprędce improwizując skryba przygarbiła się nieco i zaczęła biec zygzakiem w skutek czego wpadła na pierwsze napotkane drzewo. W panice odruchowo zrobiła kilka kroków w bok, zahaczyła o korzeń, po czym turlając sie po zboczu rzeki wylądowała siadając na tyłku w lodowatej wodzie.
- Zi... zi... zimna!- Wrzasnęła dygocząc gdy przejmujący chłód sparaliżował jej nogi. W miejscu w którym upadła woda wprawdzie była wyjątkowo płytka, za to sama skarpa okazała się na tyle wysoka iż uniemożliwiała wspinaczkę. Pomimo wszystkich przeciwności losu zdesperowana skryba podjęła próbę wydostania sie na brzeg. Dosięgła wprawdzie luźno wystających korzeni drzew lecz nie była w stanie podciągnąć sie wyżej, a każda kolejna próba wyskoku kończyła sie niepowodzeniem i ładowaniem w zimnej wodzie.
- Tam jest. Łapcie ją. - Usłyszała obce głosy nad swoją głową.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Rozszarpię ją!" ~ pomyślał zirytowany, widząc jak dziewczyna rzuca się do ucieczki. ~ "Rozszarpię i złożę do kupy, tylko po to, by znów rozszarpać ją żywcem!"
- Bysior, Alheror, Trong, łapcie ją! - rozległ się niski, kobiecy głos. - Na wszystkie demony! Relmar, odłóż tą kuszę!
- Przeca...!
- Bez dyskusji jełopie! - warknęła nieco ciszej i zdecydowanie lodowato. - Sprawdź lepiej, czy coś jeszcze w krzakach nie siedzi. Nie chcę żadnych niespodzianek.
Rudowłosa zdecydowanie była przywódcą tego stada. Zdominowała tą grupkę brutali charyzmą i z pewnością nie małą sławą, choć maie wcale nie chciał wiedzieć czego ona dotyczyła.
- Tia jest! - krzyknął kusznik, po czym rozległ się głuchy odgłos jakby ktoś uderzył drewnem w drewno. Czułe uszy druida zdołały jeszcze dosłyszeć wymruczany pod nosem komentarz. - Głupia suka...
Rozległ się odgłos kroków. Ciężki i miarowy, a w oddali wiele innych. Ten który się zbliżał, Relmar jak go nazywano, musiał dźwigać coś niezwykle ciężkiego. Jego chrapliwy oddech obudziłby nawet niedźwiedzia spowitego zimowym snem. Rozległ się szum źdźbeł i Darshes już wiedział, że nie zdoła umknąć, nie wystawiając się jak na talerzu dla gości z łukami. Mógł tylko czekać i przygotować się na przejęcie przeciwnika.
- Znalazłeś już coś?! - wrzasnęła kobieta. Ten jednak głos był nieco wyższy i zdecydowanie młodszy. Widać druga kobieta w ich składzie została przy wozie.
- Dopiero zacząłem! - wrzasnął Relmar, a sądząc po szumie trawy, odwrócił się do wołającej ze wściekłością.
- Strasznie się wleczesz... - odpowiedziała dziewczyna głosem, który sugerował pogardę dla rozmówcy.
- To rusz swój dziewiczy zad i pomóż mi szukać! - odwarknął, a powietrze przeszył cichy świst. Krótko po tym odezwało się głuche łupnięcie i cichy, kobiecy jęk.
- Relmar! - warknęła przywódczyni. - Jeszcze jeden taki numer, a odrąbie ci tym łeb!
Darshes nie wiedział czego dotyczyła rozmowa, ale z pewnością nie świadczyła zbyt dobrze o integralności grupy. Mógł to chyba wykorzystać... Oczywiście, jeśli jego wyobrażenia o Relmardzie były prawdziwe. Potrzebowałby jednak czegoś, co odwróciło uwagę zebranych od krzaków...
- Tam jest. Łapcie ją! - powietrze przeszył okrzyk jakiegoś mężczyzn.
Musiał to być jeden z trójki, która ruszyła za Winką. A więc daleko nie uciekła. Duch lasu pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie wytrwała nawet 3 minut w ucieczce... Długo by w dziczy nie pożyła.
- Szczęśliwe sukinsyny... - mruknął męski głos, tuż nad jego uchem. Widać Relmard wrócił do poszukiwań. - Zapewne już się zabierają za jej młodą... - W tym samym momencie, karłowaty mężczyzna o proporcjach beczki piwnej, zauważył półnagiego nieznajomego, leżącego wśród listowia. - Co tu się kur...!
Nie zdążył dokończyć krzyku, gdy ciało druida rozpłynęło się w gradzie zielonkawych drobinek, a kula jarzącej się barachitem energii, uderzyła go w pierś.

Darshes poruszył najpierw palcami u rąk, po czym zakręcił muskularnym ramieniem. Gdyby nie to, że krasnoludów już od wieku nie widziano w Alarani, przysiągłby, że posiadł jednego z nich. Niski mężczyzna, w którego ciele właśnie się znajdował, nosił się z prawdziwą zbrojownią na plecach. Nie licząc pordzewiałej kolczugi, prawe udo przyozdabiał pusty teraz pokrowiec, który wcześniej mieścił coś niezwykle grubego. Do pleców przytoczony miał topór o szerokiej głowni i karbowanym ostrzu, a w prawej dłoni ciążyła mu żelazna maczeta. Pancerne buty zdecydowanie ograniczały możliwość ruchów, ale sądząc po ekwipunku, nie taki był styl walki pseudo-krasnoluda.
Chłodny wiatr właśnie owinął się wokół jego czupryny, gdy w powietrzu rozległo się pytanie.
- Relmard? - Zaniepokojony, kobiecy głos.
Darshes podniósł swe pożyczone oczy i spojrzał na rudowłosą przywódczynie.
Zeskoczyła z kozła i zdążyła już zrobić kilka kroków w jego stronę. Na jej ramieniu spoczywał niewielki toporek o masywnym trzonku. Druid słyszał, że niektórzy wojownicy używali takiej broni do miotania w przeciwników, co według niego było głupota. Metal nigdy nie był tani, po co więc pozbywać się topora już na początku walki?
- Relmard? - ponowiła pytanie, przyglądając mu się z podejrzliwą minął.
- Czego? - burknął Darshes w odpowiedzi, starając się imitować intonację mężczyzny.
I był to olbrzymi błąd. Twarz rudowłosej zmieniła się na nieźle wkurzoną, a topór ze świstem poleciał w stronę właściciela. I gdyby nie refleks maie i długi trening w unikach, leżałby teraz z kawałkiem żelastwa wystającym z krasnowodzkiej czaszki.
- Ostrzegałam cię... - rozległ się zimny głos przywódczyni. W jej oczach iskrzyło coś, co mogło oznaczać tylko wyzwanie. Widać ów Relmard ostatnio często się stawiał i nadszarpnął cierpliwość herszta.
- Ja... - zaczął pośpiesznie druid, jednak przerwał mu krystaliczny śmiech.
Tuż za rudowłosą pojawiła się kolejna osoba. Dziewczynka mógłby rzec. Długie włosy w kolorze siana nosiła związane w kucyk, a ciało osłaniała jedynie lniana koszula i skórzane spodnie. Para ciemnych rękawic z jednym tylko palcem, a także krótki, wrzosowy łuk trzymany w prawej dłoni wyraźnie wskazywał jej pozycję w bandzie.
Łuczniczka.
- Nie widzisz, że prawie porobił się w gacie? - powiedziała, oplątując swe chude ramiona wokół szyi przywódczyni.
- Cel... - Rudowłosa syknęła, a było w tym słychać bardziej naganę niż groźbę.
"Interesujące" - pomyślał maie.
- Słyszałam, że wieśniaczka dała mu w pysk i uciekła do świń. - zaśmiała się blondynka, odskakując od pleców swego herszta. Zrobiła to z niewiarygodną szybkością, godną elfa czy driady. - Jest niewyżyty. Pozwól mu się zabawić...
Darshes spojrzał pytającą najpierw na jedną, potem drugą kobietę i niemal podskoczył z radości gdy rudowłosa skinęła głową. Nie miał pojęcia, kim była łuczniczka, ale być może uratowała mu życie. Zabierając odrzuconą broń, Darshes w ciele krasnoluda po raz ostatni spojrzał na wóz. Wszyscy zabrali sie zdejmowanie towarów, jednak łuczniczka rzucała mu zamyślone spojrzenie od czasu do czasu. Coś mu się w tym wzroku nie spodobało, nie wiedział jednak jeszcze co.
Chowając topór na swoje miejsce, ruszył ciężkim krokiem w stronę trójki mężczyzn wyciągających właśnie mokrą Winkę z rzeki.
- Czekajcie na mnie! - zwołał krasnoludzkim barytonem, starając się naśladować głos Relmarda najlepiej jak umiał.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Pomimo tego iż jej sytuacja wyglądała dramatycznie źle, Winka nie zamierzała się poddawać. Stała po kolana w lodowatej wodzie, a drogę ucieczki zagradzała jej wysoka skarpa i trzech stojących na niej mężczyzn. Skryba uzbrojona w gałąź którą ułamała wcześniej przy próbie wydostania się na górę, wymachiwała zaciekle w stronę napastników. Grupka oprychów z zakłopotaniem przyglądała się jej popisom. Żaden z nich nie miał ochoty wskakiwać w koryto rzeki, a wszystko wskazywało na to że inaczej nie wydostaną stamtąd dziewczyny.
-Wygląda jak strach na wróble. - Stwierdził na widok Winki chudy, czarnobrody wojownik ubrany w zwierzęce skóry.
- Mnie tam odpowiada. Wyłaź księżniczko, nie chcesz chyba rozłościć Bysiora? Jeśli będziesz niegrzeczna, zabawimy się dużo brutalniej niż to sobie wyobrażasz. - Oznajmił śliniący się osiłek w kolczudze.
- Odwalcie się! Nie macie prawa mnie dotykać! - Broniła się skryba.
- Srać na to. Idę po tę sukę! - Zdecydował zniecierpliwiony zbój wskakując w wodę tuż obok Winki. Bibliotekarka natychmiast przypuściła atak, uderzając napastnika gdy ten był jeszcze w locie, w sutek czego Bysior na moment się zachwiał i w konsekwencji skręcił kostkę przy niepewnym lądowaniu na skalistym dnie rzeki. Mężczyzna wrzasną z bólu. Potężnymi ramionami zdołał zasłonić się przed kolejnymi ciosami wymierzonymi w jego stronę, po czym walnął pięścią w twarz skryby. Trafiona Winka upadła w głębszej części nurtu przez moment zupełnie niknąc pod taflą lodowatej wody.
- Zatłukę cię dziwko! - Wrzasnął mężczyzna, chwytając półprzytomną dziewczynę za włosy i usiłując ją utopić. Skryba ż życiu nie pomyślałaby że znienawidzone z latach młodości próby uczynienia z niej marynarza teraz mogą ocalić jej życie. Oszukała wcześniej Darshesa wmawiając mu że nie umie pływać. W rzeczywistości mimo iż miała wstręt do wody i nienawidziła jej z całego serca, radziła sobie w niej znacznie lepiej niż przeciętny mieszkaniec Turmalii. Ojciec Winki, kapitan okrętu, nigdy tak naprawdę nie zrezygnował z uczynienia z swojej córki miłośniczki żeglugi, a jego lekcje pływania były surowe i pozbawione współczucia. Podtapianie w lodowatych odmętach nie było więc dla bibliotekarki niczym nowym. Rzecz jasna nie miała co liczyć że na Bysiora podziała sztuczka z udawaniem nieprzytomnej i liczenie na to iż ten w końcu się opamięta.
Na szczęście dla dziewczyny jej oprawca co jakiś czas wyciągał przemoczoną Winkę z wody napawając się swoim zwycięstwem, a samej skrybie dając tym samym czas na złapanie resztek oddechu. Napastnik i szarpiąca się z nim bibliotekarka znajdowali się teraz na znacznej głębokości . Woda sięgała do torsu Bysiora. Winka rozpaczliwie poszukiwała szansy na ratunek. Już wcześniej dostrzegła nóż znajdujący się przy pasie mężczyzny. Odczekując na moment w którym znów rzucona została pod wodę, dziewczyna wyciągnęła broń swojego oprawcy i z całą siłą na jaką było ją jeszcze stać, wbiła ostrze w udo człowieka.
Bysior krzyknął z bólu, a woda wokół niego zrobiła się czerwonawa od krwi. Puścił Winkę chwytając się za ranę. Przez jedną krótką chwilę bibliotekarka miała okazję do ponowienia ciosu i pozbycia się przeciwnika, ale zamiast tego skryba rzuciła się do ucieczki. Odwaga była czymś o czym Winka lubiła czytać siedząc w domu pod ciepłą kołdrą. W realnym życiu dziewczyna zdecydowanie częściej wybierała wycofanie się w bezpieczne miejsce. Teraz gdy i tak była przekonana że zginie w skutek wychłodzenia po kontakcie z lodowatą wodą, nie było sensu dodatkowo martwić się utonięciem. Uznając że jej jedyną szansą na ratunek jest dla niej dotarcie na drugi brzeg rzeki, skryba rzuciła się prosto w jej główny nurt usiłując niezdarnie walczyć z silnym prądem wody.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie zdążył tylko na końcówkę pokazu. Przemoczona do suchej nitki dziewczyna stała z okrwawionym nożem nad swoją ofiarą, a u jej stóp kulił się prawdziwy olbrzym. "Bysior, jak mniemam...". Jednak bibliotekarka nawet nie rzuciła powtórnego spojrzenia na swego oprawcę. Jej umysł wypełniła tylko panika i chęć ucieczki, co tez zrobiła.
- Trzeba go było dobić... - mruknął do siebie, zwalniając nieco kroku.
Rącza niczym łania, brnęła przez nurt wspomagana strachem i oszołomiona gwałtownością sytuacji, całkowicie nieświadomie wystawiając się pół-elfowi jak na tacy. Krzepki młodzieniec o nieco zbyt spiczastych uszach by móc nazwać je ludzkie, sięgnął po broń przewieszoną przez ramię. Jego ruchom brakowało gracji jasnowłosej, lecz maie nie miał wątpliwości co do precyzji elfickiego wzroku. Nie miał też jednak zamiaru stać i oglądać, jak chciwość i pycha znów rujnują coś cennego. Za dużo już stracił przez głupotę ludzką, by teraz przymykać oczy na takie postępowanie.
- Napnij łuk, a nigdy więcej nie wystrzelisz żadnej strzały, mieszańcu. - zagroził, łapiąc półelfa za łokieć w momencie, gdy ten sięgał po strzałę.
- Spieprzaj kurduplu! - warknął mężczyzna, odtrącając go uderzeniem.
Ruch ten jednak był tak niezgrabny, że uniknięcie go nie nastręczyło duchowi lasu większych problemów. Musiał jednakże nabrać dystansu, co pozwoliło łucznikowi na napięcie łuku i oddanie pojedynczej strzały. Przeszywszy powietrze, świsnęła tuż obok ucha Winki. Ptasie lotki zniknęły wśród fal, by nigdy już nie ujrzeć promieni słońca.
- Cattie to ty nie jesteś. - zakpił pierwszy, puszczając mimo uszu poprzednią sprzeczkę. Widać grupa nie dogadywała się tak jak należy i bez swej przywódczyni, prędzej czy później, skoczyliby sobie do gardeł. Nawet teraz, żaden z nich nie ruszył tyłka do rannego kompana.
"Chociaż dla niego, to już nie ma znaczenia..." ~ pomyślał maie, rzucając pojedyncze spojrzenie drabowi. Ilość krwi świadczyła o przerwaniu tętnicy. Bez szybkiej pomocy maga, tego człowieka równie dobrze można by nazwać trupem.
- Zamknij ryja! -warknął strzelec i ponownie sięgnął po strzałę.
Darshes nie miał jednak zamiaru mu na to pozwolić. Krasnoludzka rękę zatoczyła szeroki łuk, a powietrze między nimi wypełniło się szmaragdowymi smugami światła. Wyglądało to jak rój magicznych strzał o nieregularnych kształtach, które wystrzelone przez zręcznych łuczników, bez najmniejszego trudu odnajdywały swój cel, pozostawiając po sobie zaledwie barachitowe wstęgi. Półelf zareagował instynktownie, osłaniając twarz bronią, jednak niewiele to zmieniło. Jedna po drugiej, wiązki przebijały osłony, wyszukując żywe tkanki i z polecenia rzucającego, docierała do oczu, druzgocząc ów bezcenny zmysł. Świetliste inferno wciąż trwało, gdy karłowaty wojownik ruszył w stronę rzeki. Z tyłu rozległy się krzyki - widać reszta grupy zauważyła magiczne rozbłyski i pewnie sięgała teraz po broń, zaniepokojona tym nadnaturalnym zjawiskiem. Nie, żeby coś to teraz mogło zmienić.
Przechodząc między oślepionymi napastnikami, którzy po omacku próbowali się czegoś złapać, druid opuścił przejęte ciało i dodatkową smugą pozbawił przytomności niewysokiego mężczyznę, odzyskującego właśnie kontrolę nad swym muskularnym ciałem. Głuchemu chukowi upadającego ciała towarzyszyło zdzwonienie metalowych elementów ekwipunku. Sam zaś Darshes pozostał niematerialny, nie oblekając się w żadną formę. Tracenie mocy na coś, co zaraz zostanie podziurawione gradem strzał, całkowicie mijało się z celem.
- Na Prasmoka... - wycedził Bysior, widząc przed sobą zielonego whispa tuż przed tym, jak jego nieprzytomne ciało runęło w rzeczne odmęty.
Niemagiczni byli tacy bezbronni wobec magii, że potyczka ta nie przyspieszyła bicia jego serca, ani o uderzenie. Mógł więc wykończyć trójkę stojących za nim przeciwników. Byli oślepieni, zdezorientowani, a jeden nawet nieprzytomny. Rzeź ta jednak nie sprawiłaby mu żadnej przyjemności, a dokonując krwawej łaźni, nie uzyskałby niczego cennego. Innymi słowy uznał, że nie warto tracić na nich czasu. Swe energetyczne spojrzenie, po raz pierwszy i ostatni, zwrócił w stronę wozu, z którego nadbiegała grupa uzbrojonych istot. Nim rzucił się w rzeczną otchłań, by wspomóc Winkę w jej przeprawie, zatoczył zwycięskie koło nad głowami pokonanych.
Przelatując na lustrzaną powierzchnią, Darshes nie mógł dojrzeć swego odbicia, za to stwierdzenie, że nurt jest znacznie silniejszy niż początkowo przypuszczał, nie było wcale takie trudne. Tylko te największe, wyczuwane przez niego ryby płynęły tędy pod prąd, podczas gdy pozostałe wybrały spokojniejszą ścieżkę wzdłuż obu brzegów. Tylko jedna z istot, zbyt słaba by wygrać bitwę z siłami natury, uparcie przebijała się przez wodne zasieki, chcąc dosięgnąć swego wymarzonego celu.
"Nie uda jej się..." W prawdzie była już w połowie drogi, jednak z każdym ruchem ramion słabła. To jednak nie był najgorszy problem. W wodzie ludzkie ciało strasznie szybko się wychładzało, a Winka miała na sobie jedynie suknię, która dodatkowo utrudniała ruchy. Nie musiał używać magii by wiedzieć, że za parę chwil złapie ją skurcz, a być może coś jeszcze gorszego. Nawet jeśli wygra tą walkę, hipotermia dokończy dzieła, powoli ją zabijając. W sumie nie miałby nic przeciwko temu, by kolejny człowiek opuścił ten świat, ale przyrzekł, że tą jedną dziewczynę rozszarpie żywcem.
"Niech to cholera!"

Niby meteor z nocnego nieba, szmaragdowa kula splotów energetycznych zanurkowała na pełnej prędkości, tuż obok słabnącej bibliotekarki. Można by wręcz powiedzieć, że nie jak meteor, a duch. Jej przejście bowiem, nie pozostawiło po sobie żadnego znaku, nawet jednego kręgu na wodzie. Jednakże już po chwili, z wodnych odmętów wydobył się blask, rozjaśniający zarówno dno jak i ciało dziewczyny, nadając im nieziemską poświatę.
W rzecznych głębinach zamajaczył cień, który rósł w miarę jak olbrzymie cielsko, z niezwykłą prędkością zbliżało się ku powierzchni. Potężne, białe łabska młóciły wodę, z łatwością stawiając opór nurtowi. Powoli, jakby od niechcenia, śnieżnobiałe futro wyłoniło się pod dziewczyną tak, że nim ta się spostrzegła, już znajdowała się na grzbiecie olbrzymiego polarnego niedźwiedzia. Nie obyło się oczywiście bez pisku zaskoczenia ze strony niewiasty, co niewielki uszy potężnej bestii nie zniosły najlepiej.
Odwrócił ona śnieżny pysk w stronę pasażerki i wyszczerzył zębiska w parodii uśmiechu. Źrenice w kolorze płynnego złota spoglądały z nieskrywanym rozbawieniem z okalających je szmaragdowych pierścieni.
- Złapaaałem ryyybkę! - ryknął przeciągle Darshes, ku ogólnemu zaskoczeniu całkowicie w mowie ludzkiej.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka powoli wybudzała się z głębokiego snu. Dawno nie miewała takich koszmarów. Przez chwilę zastanawiała się skąd u niej tak silne myśli o śmierci. Do tego śmierci tak dziwacznej. Utopienie, przemarznięcie do kości czy pożarcie przez potwora, to nie są typowe rodzaje zgonów jakie spotykają bibliotekarki. Na szczęście teraz nie groziła jej żądna z tych opcji. Czuła się bezpiecznie, leżąc w własnym łóżku pod grubym i ciepłym kocem. Skryba uznała iż czuje się cudownie i nie ma zamiaru wychodzić dziś z swojego legowiska. Obracała się właśnie na drugi bok z zamiarem kontynuowania drzemki gdy nagle przerażająca myśl dobiła się do jej umysłu.
– Zaraz, przecież ja nie mam wełnianej pościeli. – Powiedziała na głos Winka otwierając zaspane oczy. Ku swojemu przerażeniu skryba uświadomiła sobie że zamiast w wygodnym łóżku leży w objęciach olbrzymiego białego niedźwiedzia. Szok i strach sparaliżował dziewczynę na tyle że nie była wstanie krzyczeć. Nagle wszystko to co przed chwilą było tylko migoczącą senną marą teraz okazało się przerażającą rzeczywistością. Jak przez mgłę docierała do niej świadomość z ostatnich wydarzeń. Niejasno pamiętała o tym że ją ścigano i to że później się topiła. Z nic jednak nie potrafiła przypomnieć sobie niedźwiedzia.
Winka gorączkowo zaczęła poszukiwać racjonalnego wytłumaczenia dla zaistniałej sytuacji. Musiało takie istnieć. W przeciwnym razie będzie to oznaczało iż oszalała. Z całą pewnością rzeka wyrzuciła ja nieprzytomną gdzieś na brzeg, a ta bestia ja znalazła i zaciągnęła ją tu gdzie jest. Tylko po co? Z wszystkich bestii na świecie jej musiała się trafić akurat taka która gromadzi zapasy na zimę, a do tego wyznaje zasadę ze żywe mięso dłużej pozostaje świeże. Albo po prostu był zbyt przeżarty a nie potrafił sobie darować darmowego posiłku?
Winka wybuchła histerycznym śmiechem uświadamiając sobie jak głupkowate są jej rozważania. Później będzie się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. W tej chwili przede wszystkim należało się ratować. Jedyna optymistyczna rzecz jaka przyszła skrybie do głowy to fakt iż obudziła się przed zwierzęciem i ma jeszcze szansę by nie stać się częścią jego obiadu.
Najostrożniej jak tylko potrafiła Winka spróbowała podnieść łapę którą obejmował ją niedźwiedź. Niestety okazała się ona dla niej za ciężka. „Jakim cudem mnie nie zmiażdżył?” zastanawiała się zmieniając taktykę. Skoro nie mogła odsunąć od siebie bestii to musi spod niej wypełznąć. Delikatnie, wspierając się na łokciach i kolanach, centymetr po centymetrze Winka przesuwała się w górę. Musiała się spieszyć a równocześnie zachować szczególne środki ostrożności. Po kilkunastu minutach morderczego wysiłku skrybie udało się osiągnąć tylko tyle że jej twarz ukryta wcześniej w torsie niedźwiedzia teraz znajdowała się przy głowie bestii. Olbrzymie szczęki i nozdrza zwierzęcia zmuszały do refleksji. Bibliotekarka nie mogła się powstrzymać by nie dotknąć jego wielkich kłów.
- Posłuchaj wielkoludzie. Kiedyś ma miejskim rynku miałam okazję kupić rękawice w niedźwiedziej skóry ale uznałam że to złe. – Winka uznała ze ta informacja może jej pomóc w ocaleniu. Nie kupiła ich wtedy głównie z względu na cenę o czym zwierzak już wiedzieć nie musiał.
Widok przerażającej paszczy drapieżnika przekonał dziewczynę ze pośpiech jest ważniejszy niż ostrożność. Kopiąc zwierzaka, wiercąc się i szarpiąc z jego łapami w końcu udało jej się wydostać z jego objęć. Winka natychmiast rzuciła się do ucieczki którą z głośnym „auć” zakończyła po niespełna dwóch krokach. Okazało się iż buty skryby zostały gdzieś pod cielskiem zwierzaka, a ona nie była w stanie ujść ni metra depcząc bosą stopą po twardych szyszkach i gałęziach. Co gorsza by je dostać spowrotem musiałaby obrócić monstrualne zwierzę na co nie miała najmniejszych szans.
- No dobrze niedźwiedziu. Miło cię było poznać, i w ogóle spędzić razem noc, ale teraz musze już iść. Znaczy się ja schowam się tu w pobliżu a ty sobie idź. Znajdź inną panią do towarzystwa. Tylko … no wiesz nie rozpowiadaj o mnie za dużo. – Gadanie do siebie dodawało skrybie odwagi. Przesuwając się po kolanach i odgarniając zawczasu wszelkie nierówności jakie ma przed sobą, dotarła ostatecznie do najbliższego krzaka za którym zdecydowała się ukryć. Liche drzewo chroniło przed bestią równie dobrze jak firanka przed wichurą ale skryba postanowiła że zaryzykuje swoje życie i poświęci resztę czasu na zrobienie sobie czegoś mogącego służyć za buty.
Jeśli Winka miała zdolności do jakichkolwiek prac ręcznych to były to prace introligatorskie. Umiejętności wycinania, klejenia, szycia i wszystko inne co na co dzień ratujące książki teraz posłużyły dziewczynie do tego by swój piękny szkicownik zamienić na wkładki do podeszwy pieczołowicie umieszczone w zapasową parę skarpet. Pochłonięta swoim zajęciem skryba zupełnie zapomniała o znajdującym się obok niedźwiedziu który z zaciekawieniem przyglądał się jej dziełu.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Po wyciągnięciu dziewczyny z rzeki, Darshes dostał dwa wybory: zjeść ją tu i teraz lub wynieść stąd Winkę oraz swoje włochate cielsko, nim zbierająca się na drugim brzegu banda naszpikuje ich gradem pocisków. Wybór był raczej prosty, a swoją skórę maie cenił znacznie wyżej niż jakąś tam dumę. Zresztą, nie gustował w mokrej padlinie...
Zaryczał donośnie na agresorów, hardo stając na tylnych łapach. Efekt był imponujący, zwłaszcza że niewiele leśnych besti mogło się z nim teraz równać postura. Echo ryku odbiło się wśród leśnej kniei, docierając do uszu każdego, najmniejszego nawet zwierzęcia. Zadowolony i poniekąd trochę rozczarowany, złapał w pysk kołnierz swej najnowszej ofiary i zniknął wśród gęstego listowia ku wściekłości rudowłosego herszta. Pewien był, że tamci nie podążą ich śladem.
Las o to zadba.

Potężne, białe łapsko trąciło wątłe ciało dziewczyny, które co jakiś czas poddawało się nagłym drgawką.
Była nieprzytomna już od jakiegoś czasu. Świadomość utraciła w drodze do matecznika, w którym się obecnie znajdowali. Prawdę mówiąc, w pierwszej chwili maie chciał dopaść jej bezbronne ciało i rozszarpać na strzępy. Jednakże pozycja w jakiej leżała, zbytnio przypominała mu inne trupy. Nie widział rysów ich twarzy, jednak sczerniałe oblicza spoglądały w jego stronę stopionymi oczyma, domagając się zemsty. Wiedział, że nigdy nie uwolni się od tych obrazów. Od tamtego poranka, który zmienił jego życie w prawdziwe piekło. To ludzkie dziecko powinno dziękować jego poległym braciom, że jej żywot potrwa nieco dłużej...
Klnąc pod nosem na czym to świat nie stoi, Darshes zabrał ją do najbezpieczniejszego znanego sobie miejsca - serca lasu. I choć nie znał do niego drogi, swoją wiedze zasilił informacjami jakie dostarczyły mu okoliczne drzewa i zwierzęta. Ciekawe jest to, że chociaż każda z roślin w danym gaju funkcjonuje osobno, wszystkie zdawały się posiadać wspólną jaź. Najbliższe drzewo zawsze zdawało się wiedzieć, co dzieje się nawet na drugim końcu boru. Było to coś, jak rozmowa mentalna choć na zupełnie innym poziomie.
Tak czy inaczej, wiedziony otrzymanymi wskazówkami, polarny olbrzym dotarł do matecznika dopiero po kilkunastu minutach. Jednak nawet taki czas mógłby być zabójczy dla wychudzonego ciała Winki i gdyby nie magia utrzymująca jej funkcje życiowe, jej organizm zapadłby w letarg lub być może nawet w śpiączkę.
Odnalezienie odosobnionego miejsca nie było trudne i mogłoby się zdawać, że to wola lasu ich tu przywiodła. Ułożywszy kruche ciało dziewczyny na listowiu, niedźwiedź zamknął oczy i ukształtował magię w niematerialne macki, które wniknęły głęboko w jej ciało, badając pracę każdego jej narządu i każdej tkanki. Mięśnie były stanowczo zbyt sztywne, a serce biło w miarę dopuszczalnym rytmie tylko dzięki jego magii. Można by powiedzieć, że interweniował w ostatniej chwili, bo w ciele widać już było pierwsze oznaki letargu. Gdyby organizm się mu poddał, szansa na to, by Winka wybudziła się z tak głębokiej hibernacji, była stosunkowo niewielka.
- I tak oto, ludzie przegrywają walkę z drobnym insektem... - zamruczał niedźwiedź z nutą ironii w głosie, badając kolejne fragmenty jej ciała. Magiczna sonda była w tym wypadku niezastąpiona i dawała druidycznym mocom znaczącą przewagę nad dziedziną porządku. - Widać obyło się bez większych komplikacji, jednak wciąż traci sporo ciepła. - dodał, przerwawszy skan.
Przywrócenie właściwej temperatury ciału nie leżało w granicach Magii Życia, mógłby jednakże delikatnie pobudzić organy wewnętrzne, by same zaczęły wytwarzać odpowiednią ilość ciepła. Nie powinien robić tego zbyt gwałtownie, gdyż dziewczyna może doznać ataku serca. Z drugiej strony, każda sekunda zwłoki pozbawiała ją odrobiny życiodajnego płomienia. Problem polegał na tym, by utrzymać go w granicach jej skóry do czasu, aż organizm wróci do normy.
- Coś do przykrycia... - mruknął, rozglądając się dookoła. Lecz w zasięgu wzroku miał tylko drzewa, krzaki i kamienie. Innymi słowy nic, co mógłby użyć. Irytujące było to, iż im dalej oddalał się od domu, tym większą wagę zaczynał mieć przyboczny ekwipunek, którego nawiasem mówiąc teraz nie posiadał. - W Ash Falath'neh nie miałem takich proble...
Jego wzrok niespodziewanie padł na jego własne, śnieżne łapska.
- ...mów. - dokończył, a kłopotliwy plan zaczął pojawiać się w jego głowie.

Koncentracje przerwał jakiś odgłos. Darshes odciął się więc od świata energii i zakończył jej pobieranie, by spojrzeć jakaż to istota zakłóca spokój wielkiego niedźwiedzia. Otworzył powoli oczy, a poranne światło, przebijające się przez grube listowie, ujawniło zamazaną postać. "Myśliwy...?" ~ pomyślał niepewny. Skupił odrobinę własnej magii, by wzrok szybciej przyzwyczaił mu się do wątłego oświetlenia. Była to marna sztuczka, którą większość jego braci nazwałaby zbędną, on jednak doceniał jej zalety. Plus, wcale nie była taka łatwa, jak się początkowo mogło wydawać.
W cieniu krzaka dzikiej róży siedziała piegowata dziewczyna. Rude, lekko falowane kudły sterczały jej w każdą stronę, zupełnie jakby nigdy nie widziały grzebienia. Choć twarz wyrażała skupienie, a drobne dłonie pracowały z zawziętością mistrza krawieckiego, jej ruchom brakowało gracji czy zręczności. Cokolwiek tworzyła, robiła to w takim pospiechu, że parę razy skaleczyła się igłą w palec, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
"Dziwne... Wygląda zupełnie jak..." To wtedy właśnie Darshes nie wyczuł między łapami chuderlawego ciałka. Ta mała żmija wyślizgnęła się z jego szponów i zwiała... Znaczy się, próbowała zwiać, gdyż cokolwiek to było, zatrzymało ją zaledwie kilkanaście stóp stąd. "W sumie... Teraz mogę ją zjeść bez wyrzutów sumienia." ~ pomyślał z przekorą, z powrotem kładąc swój biały pysk na ziemi. Sam nawet nie wiedział, kiedy poderwał go do góry i czemu jego oczy wciąż błądziły za błyskawicznie poruszającymi się dłońmi Winki. Jej praca zdawała się hipnotyzować, uspokajając nadszarpnięte w ostatnich tygodniach nerwy ducha lasu.
Teraz mógł ją zobaczyć w zupełnie innym świetle. Migotliwe punkciki, tańczące na jej rudych włosach, nadawały im wrażenie ruchu, a falowane kaskady przypominały setki wodospadów płynnej miedzi. Nieświadoma swego zachowania, nuciła coś pod nosem, a jej melodii akompaniował jakiś ptak, zapewne słowik. Bose stopy poruszały się w wymrukiwany rytm i porwane żwawą melodią, same tańczyły na gęstym listowiu. Choć w cywilizowanym świecie, jej porwana suknia byłaby oznaką bezwstydności - szczególnie to rozerwanie, kusząco negliżujące spory kawałek jej biodra - to w otoczeniu równie dzikiej natury, wyglądała jak prawdziwa nimfa w rzecznym strumieniu. Wiedział coś o tym...
Jednakże w momencie zaprzestania swej pracy, magia chwili prysła.
- Jak na przekąskę, podajesz się w niezwykle romantyczny sposób. - odparł ni to mruknięciem, ni westchnieniem. Dziwne uczucie spokoju wypełniało jego serce. Właściwie, miał nawet ochotę trochę pożartować. Ciekaw był kogo to zasługa: dziewczyny czy tego miejsca. - Dorzuć do róży kieliszek wina i obwiąż się czerwoną wstążką, a mój głód będzie twoim ostatnim zmartwieniem.
Dziwnie to zabrzmiało zwłaszcza, że wypowiedziane przez niedźwiedzia. Nawet sam Darshes musiał to przyznać.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Przerażenie jakie ogarnęło Winkę na dźwięk głosu i widok niedźwiedzia sprawiło że skryba niemal wykuła sobie oko trzymaną w ręku igłą. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, wymachiwać wszystkimi kończynami i rzucać w niedoszłego napastnika wszystkim co akurat wpadło jej w ręce. W kierunku Darshesa poleciały szpule od nici, grzebień, pojemniki na atrament, luźne kartki papieru, bielizna, a ostatecznie cały chlebak Winki i robione przez nią skarpeto – buty.
- O matko … ja nie… to wcale nie jest… tak jak myślisz… - Nie mając już amunicji, skryba spróbowała ucieczki, ale złośliwe leżące wszędzie szyszki skutecznie uniemożliwiły ten manewr. Kolejne ukłucie i skaleczenie w stopę, a następnie upadek dziewczyny prosto w kolczasty krzak róży, podcięły jej bojowy nastrój. Zrozpaczona usiadła na ziemi z wzrokiem wbitym w swoje krwawiące nogi. Umysł podpowiadał jej że widok i zapach krwi tylko rozsierdzi stwora więc lepiej trzymać się za stopy zasłaniając rany.
- Czekaj. Mam atak paniki. – Powiedziała starając się unikać spoglądania w kierunku niedźwiedzia. Z całego serca nienawidziła otaczającej ją przyrody i podróżowania po zieznanych ziemiach. Wszystko wokół, rośliny, zwierzęta, ludzie a nawet umarlaki postawiły sobie za cel pozbawienie jej życia. Właściwie nie istniał żaden racjonalny powód dla którego bestia miałaby ją posłuchać. I tak była stracona. Pozostawiona sama przez mężczyznę nie miała szans na wydostanie się z lasu. Jeśli nie zostanie pożarta to najprawdopodobniej padnie z głodu i wyczerpania. Z umiejętnościami przetrwania Winki, dziewczynie i tak nie zostało więcej niż kilka godzin życia.
– Nie mogę oddychać… – Dodała po chwili skryba, z wysiłkiem łapiąc powietrze. – Musiała się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć. Skoro już przyszło jej stanąć oko w oko z przerażającym potworem to może powinna być zadowolona że ów zwierz potrafi mówić i ma szansę się z nim ułożyć? Poza tym może liczyć na inteligencję niedźwiedzia. Być może napastnik uzna iż pożeranie tak tchórzliwej i pechowej istoty jak ona wcale mu się nie przysłuży. Musi go tylko przekonać iż niezdarność jest cechą zaraźliwą.
- Już lepiej. – Zapewniła po chwili. – Ja… ja… no, pomyślałam że skoro śpimy razem to równie dobrze moglibyśmy zjeść wspólnie śniadanie. To znaczy nie, nie mówię o sobie – nagle Winka zrozumiała że wspominanie o jedzeniu nie jest tu najlepszą z taktyk – to znaczy nie o sobie jako potrawie. Przygotuję co coś zobaczysz. Tylko musisz mi oddać buty.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Niedźwiedź zareagował na słowa dziewczyny rubasznym śmiechem. Winka była tak przerażona, że język plątał jej się w supły, a miast przekonywać go do nie zjedzenia jej, prawie sama zaproponowała wspólną kolację. Niemal, aż się prosiła by ją trochę podręczyć, co też maie miał zamiar uczynić z najwyższą przyjemnością. W końcu, iluż to już spotkał ludzi, którzy uważali się za mądrzejszych od zwierząt? Dziesiątki? Setki?
Dodatkowo rozbawiła go wzmianka o tym, że już razem sypiają. Nie każdy rzucał równie bezmyślnie tak wspaniały temat do docinek.
- Ty chcesz żywić mnie? - oparł, kiedy atak śmiechu już minął. Udał, że przygląda się uważnie dziewczynie, jakby oceniał ją po raz pierwszy. - Polowałaś kiedykolwiek? Z tymi patyczkami nawet królika byś nie utrzymała, o sarnie nie wspominając. - Mrużąc niedźwiedzie oczy, przyjrzał się jej twarzy. - Na moje oko, to wyglądasz mi na kogoś, kto uwielbia pakować się w kłopoty...
Wstał i wolnym krokiem zaczął obchodzić Winkę po okręgu, celowo nie zamykając paszczy. Dobrze widział, jak przerażone oczy dziewczyny utkwiły w jego zabójczych zębiskach. Mimo przerażającej fascynacji, jej ciało poruszało się niezwykle instynktownie. Każdemu powolnemu krokowi polarnej bestii towarzyszył jeden krok Winki w stronę, która zwiększał dzielącą ich odległość do maksimum.
- A teraz wpakowałaś się w naprawdę spore kłopoty... - dodał, zatrzymał się i warknął złowieszczo. No, może nie złowieszczo. W każdym razie większość zwierząt rozpoznałaby w tym ryku zduszony śmiech, ale naprawdę niewiele istot ludzkich rozumiało ich mowę. - Widzisz... Moi bracia i siostry nie lubują się w miodzie, tak jak nasi burzy kuzyni...
Znowu ruszył, okrążając domniemaną ofiarę. To, że była ofiarą jego gierek mogło pozostać tajemnica, przynajmniej na razie.
- Ptaki, foki, lisy... - wyliczał tak, jak pewien oberżysta zapytany przez Darshesa o skład gulaszu. - ... Czasem nawet ludzie się zdarzają. Dość łatwo was obrać... Nie macie denerwujących kłaków na całym ciele, a skóra jest cieniutka, zupełnie jak blaszka listka. Dodatkowo... Ach, to uczucie, gdy w twe gardło tryska świeża, tętnicza krew! Ten metaliczny posmak! Polubiłabyś go. - dodał z takim przekonaniem, jakby naprawdę w to wierzył. Prawda była jednak taka, że sam nie znosił smaku ludzkiej krwi.
Niedźwiedź znowu się zatrzymał i poleceniem myślowym zachęcił okoliczne zwierzęta do ciszy, tak by pokreślić efekt. Następnie powtórnie odwrócił swój pysk w stronę Winki i rozchylił paszcze dostatecznie, by mogła widzieć całą gamę bielutkich zębów: od olbrzymich kłów po masywne trzonowe. Wszystkie bialutkie, nowo stworzone.
- Widzisz... Ostatnio jadłem taką dziwną istotkę... Coś wrzeszczała, gdy ją pożerałem. Co to było...? - udał, że się zastanawia, odwracając delikatnie pysk na bok. - A, tak! Wrzeszczała coś o babliotekach, czy czymś takim... - Znów spojrzał na bibliotekarkę, jakby dając jej do zrozumienia, że doskonale wie, kim ona jest. - Potwornie muszą je karmić. Więcej w niej było kości niż mięsa i... Tak jakoś dziwnie się ciągnęła.
Tym razem ruszył prosto na dziewczynę. Jego oddech stał się ciężki i niezwykle głośny. Nie, nie specjalnie. Po prostu teraz gdy wysechł, jego ciało zaczęło nagrzewać w dramatycznie szybkim tempie. Jeśli nie chce doświadczyć śmierci z przegrzania, wkrótce będzie musiał zrzucić tą powłokę.... Tak, południe było stanowczo za ciepłe na tego typu ciała.
- W sumie smakowała w dość oryginalny sposób. Chętnie bym spróbowałbym kogoś podobnego... - Spojrzenie złotych oczu olbrzymiego drapieżnika utkwiło w dziewczynie, widocznie zmrożonej strachem bądź szokiem. Przekręcił wiec głowę tak, jak to ma pies w zwyczaju, gdy przygląda się czemuś z zaciekawieniem. - Byłaś kiedyś w tej całej babliotece?
Masywne ciało drżało... Od powstrzymywanego śmiechu oczywiście, a mimo poważnego, lekko zaintrygowanego tonu, oczy błyszczały szaloną radością. Były to jedna z niewielu chwili, gdy jego lekkoducha natura, wyłaniała się z koszmarów przeszłości. Chociaż słowo psikus niezbyt odpowiadało jego ofiarom. Zwykle woleli - bądź precyzyjniej mówiąc "wolały" - by nazywać to nękaniem psychicznym.
"A niech se nazywają to jak chcą." - rozbawiona myśl przeszyła jego myśli. "Obchodzi mnie to tyle, co piszczel na dachu Trupiej Wieży"
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Śmiertelnie przerażona Winka była stanie w którym zwyczajnie nie dało się bać jeszcze bardziej, ale niedźwiedź poprzez swoją mowę najwyraźniej chciał pokazać skrybie co znajduje się poza wszystkimi granicami strachu. Dziewczyna liczyła na atak serca który pozwoli jej umrzeć z przerażenia co przynajmniej oszczędzi bólu związanego z rozszarpywaniem przez kły bestii. Niestety dla siebie wciąż stała na nogach, a skoro miała tu zginać, to była zdesperowana by przynajmniej zrobić to po walce. Winka nie miała szans na ucieczkę a jedyną bronią jaka jej pozostała były słowa i jej wątpliwy dar przekonywania.
- No dobra, masz rację iż nie znam się na polowaniach - zaczęła usiłując skupić na sobie uwagę niedźwiedzia - kiedyś w prezencie dostałam żywą kurę, ale ta uciekła mi przy próbie zamienienia jej w rosół. Wojowałam z nią przez kilka godzin nim ostatecznie dałam za wygraną. No przynajmniej przez jakiś czas, bo potem próbowałam ją jeszcze zagłodzić. Przebrzydłe ptaszysko do tej pory mnie unika żywiąc się okruchami które zostawiam w swojej biblio... znaczy w swoim domu. - Szybko poprawiła się Winka która o mały włos zdradziłaby swoje pochodzenie, jeszcze bardziej zachęcając stwora do rozpoczęcia posiłku. - W każdym razie może i nie wiem zbyt wiele o technikach łowieckich ale rozumiem z nich przynajmniej tyle że najważniejsze w polowaniu jest to aby wysiłek w nie włożony był mniejszy niż energia jaką można uzyskać dzięki zdobytemu w ten sposób pożywieniu. W przeciwnym razie po takim posiłku będziesz jeszcze bardziej głodny niż przed nim.
Skryba improwizowała. Już wcześniej wyparła z umysłu pewne możliwości które teraz mogły stanowić dla niej jedyną nadzieję na ratunek.
- A po pierwsze ze mnie pożywienie jest żadne. Jestem chuda, koścista, niewiele znajdziesz na mnie mięsa a te ochłapy skażone są toksynami wywołanymi przez strach. A po drugie ty z kolei włożyłeś już nadmiar starań by wyciągnąć mnie z tej gospody pełnej umarlaków, a następnie uratować z lodowatej wody więc chyba nie chcesz mi teraz wmówić że zrobiłeś to dla marnych kawałków strawy? Skoro ryzykowałeś swoim życiem to mogłeś przynajmniej wybrać sobie lepszą ofiarę. - Wywód skryby był strzałem w ciemno. Niewiele pamiętała z wydarzeń o których teraz przyszło jej wspomnieć. Nie była w ogóle pewna czy niedźwiedź faktycznie brał w nich udział ale jak to mówią tonący chwyta się brzytwy. Dziewczyna czułą że jej czas się kończy. Starała sie mówić coraz szybciej nim wyczerpie sie cierpliwość niedźwiedzia. Swój wywód kończyła z zamkniętymi oczyma woląc nie widzieć reakcji bestii - Więc jeśli zrobiłeś to bo czujesz się tu samotny i nie masz do kogo otworzyć gęby to ja się zgadzam by z tobą tu zostać. - Dodała pospiesznie.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości