Mauria[EVENT] Mauria - Poszukiwania czas zacząć (III)

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Odniosła wrażenie jakby czas stanął w miejscu lub zdecydowanie zwolnił. Słyszała tylko swój przyspieszony oddech i ślepo patrzyła się w stwora, który kierował się w jej stronę. Jakby nie było niczego więcej. Tylko jedna scena z życia. Jeden urywek... jeden...
Widziała to. Jedno mignięcie, inny czas i miejsce, ale to nie było jej wspomnienie. Gdy jednak powieki powędrowały w dół i na nowo odkryły obecną chwilę, utraciła obraz.
Potwór zwalił się na nią swoim cielskiem, co spowodowało bezradne pisknięcie driady. Troglodyta był jednak... sztywny. Jakby pod czyjąś władzą, jakby nie mógł się uwolnić z klatki. Frigg zwróciła się twarzą do druida. Jego oczy płonęły intensywną zielenią, taką jak za drzwiami w chacie wiedźmy, a może i jeszcze mocniejszą? Głęboko utwierdziła czekoladowe oczy w jego, ale znalazła w nich jedynie pustkę. Miała wrażenie jakby ten bezlitosny wzrok nie był skierowany wyłącznie do potwora. Nie miała jednak czasu na rozważanie tego typu spraw.
Uchwyciła mocno sztylet w prawą dłoń i szybkim ruchem wycelowała w serce potwora. Z całych swoich marnych sił, którym towarzyszył krzyk, zwaliła z siebie pokrakę, która jeszcze zawyła w niehigienicznej brei. Wolną dłonią wyszarpnęła broń z troglodyty by użyć jej jeszcze raz, a nawet i więcej razy. Rąbała jego głowę ostrym narzędziem. Z jednej strony mogłoby się wydawać, że został workiem treningowym, na którym wylała wszystkie swoje negatywne uczucia, z drugiej jakby nie miała do końca pojęcia jak ubić stwora.
Frigg nigdy wcześniej nie miała do czynienia z troglodytą. W sumie...to je widywała, ale nigdy nie walczyła. Udawało się jej omijać ich siedliska szerokim łukiem bądź bezszelestnie przemknąć w bezpieczne miejsce. Teraz, pierwszy raz w życiu, zabiła jednego z nich. Poharatane zwłoki trudno było już nazwać ciałem, mimo że używała wyłącznie prawej ręki.
Klęczała nieco zasapana przed dowodem swojego zwycięstwa. Szczelnie oblepiona w dość lepkiej mazi, która byłą krwią. Wykąpana w ściekach, przez co końce rudo-brązowych włosów niezdarnie się zlepiły, zdała sobie sprawę, że zabicie potwora nie niosło ze sobą większej satysfakcji. Nawet lisi płaszcz przesiąkł nieprzyjemnym zapachem.
Martwy troglodyta wyglądał jak zerwane kwiatki na drewnianej podłodze. Tylko w przeciwieństwie do roślin, jemu się należało...
Driada zwróciła się w stronę maie. Ręka już jej cierpła z powodu zgrabnie powiązanych lin. Jednak nie ona okazała się teraz najważniejsza. Oczy druida wciąż płonęły, wypełnione po brzegi bezwzględnością. W ciemnym tunelu dostrzec mogła jedynie brutalną zieleń.
-Darshes?...-kobiecy głos driady wypełniony był niepewnością i obawą.
Pytanie obiło się echem o ściany, za którymi być może już przybywała kolejna dokładka troglodytów.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie nie odpowiedział w pierwszej chwili.
Bo w pierwszej chwili w ogóle nie poznał driady. Wyłączając myślenie i zdając się na odruchy, Darshes zawędrował na niebezpieczne wody. Rozumowanie było dziedziną ludzką. Ograniczali oni swoje akcje do strefy poznania, co uniemożliwiało im opanowanie pewnych zdolności. Ten typ myślenia, nabył u driad i druidów. To co się z nim teraz działo było nieco bliższe zachowaniu dzikiego ducha natury. Stał się dzikim zwierzęciem, które właśnie oceniało zagrożenie. Jego pusty wzrok prześlizgnął się po driadzie. Nie z lubieżnością, z jaką nie jeden mężczyzna na nią patrzył, lecz z czystym wyrachowaniem. Nie zagrażała mu, nie w tym stanie. Twarde spojrzenie skierował w stronę z której przyszli. Wici magii niemal natychmiast podążyły za wzrokiem ducha lasu, a nawet nieco dalej.
- Dwóch... nie, trzech... - odezwał się cichym, pozbawionym krztyny ciepła głosem. Jego spojrzenie padło w drugą stronę. - A tu tylko jeden.
Złote źrenice zwęziły się nieco. Ten był znacznie słabszy od pokonanego i stosunkowo młodszy. Idealnie, będzie następną ofiarą. Dwa trupy. Nie mógł powiedzieć skąd, czuł jednak, że taka ilość zniechęci pozostałą trójkę. Jego brwi zbliżyły się do siebie, a na czole wystąpiły zmarszczki. Młode uciekało. Musiało wyczuć woń krwi, a może przestraszyło się odgłosów walki. Tak czy tak, zmierzało dokładnie w tym samym kierunku co oni.
- Nie zdąży... - usta maie wykrzywił uśmiech, który mógłby zmrozić krew w żyłach najmężniejszych z rycerzy.
Powoli uniósł prawą rękę do góry. Nie miał pojęcia jak zrobić to, co zamierzał, ale wiedział, że da radę. Dłoń zalśniła barachitowym światłem, a strumień mocy pomknął wzdłuż magicznych linii.
"Nie!" - to "ludzka" świadomość przebiła się do kontroli nad ciałem.
Niestety za późno. W oddali rozległ się przeraźliwy skowyt. Czar dopadł młodego troglodyte tuż przed wyjściem spoza zasięgu. Chwile potem rozległo się głuche pluśnięcie - zapewne ciała upadającego w ściekowy nurt. Na twarzy maie wystąpiła odraza, a żołądek niemal wywrócił się na drugą stronę. Nie raz już zadawał śmierć: zatrzymywał serce, wygaszał funkcje życiowe czy odcinał mózg od reszty ciała. Nigdy jednak nie sprawił, by czyjeś serce eksplodowało. To nie mieściło się w jego i tak już pokręconym kodeksie moralnym
Bladymi jak kreda dłońmi, druid sięgnął po sztylet. Wypolerowana kość ostrza odbiła blask odległej pochodni. Jego dłoń się trzęsła. Chociaż umysł powoli zaczynał akceptować to, co się stało, ciało wciąż było w szoku. Miał tylko nadzieje, że Frigg nie zdoła tego zauważyć. Gdyby wiedziała o jego własnej klątwie, mogłaby nie chcieć kontynuować z nim poszukiwań. A on miał przecież obejrzeć tę sztukę do końca!
"Weź się w garść człowieku!" - napomniał sam siebie w myślach.
Zrobił głęboki wdech i przytrzymał powietrze w płucach, po czym wypuścił ze świstem. To go nieco uspokoiło. Złapał sieć i przeciął jeden ze splotów. Jak zwykle. Idealnie ostra krawędź przecięła włókno równie dobrze, co najlepszej jakości miecz. Był to niemal kojący zabieg. Prosty, zwykły i na swój sposób piękny. Zresztą teraz wszystko się wydawało piękne. Ścieki przybrały niemal wygląd korytarza w jakimś bajkowym zamku. Tylko smród pozostał ten sam, teraz jednak odór rozkładu wydawał mu się bardziej wyczuwalny.
Z głową pełną samopogardy i obrzydzenia, maie wziął się za rozcinanie kolejnych oczek.
- W naszą stronę zmierza jeszcze trójka troglodytów. - powiedział, przecinając kolejne wiązanie. Metalowe elementy dźwięczały nieprzyjemnie z każdym jego ruchem. Jakoś nie miał ochoty patrzeć teraz driadzie w oczy. Bał się w nich zobaczy... czego? Odrazy? Zasługiwał na nią jak cholera!
- Dasz radę iść? - zapytał, uwalniając się z siatki i wskazując pierwotny kierunek ich wędrówki.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg trudno było się skupić na otoczeniu. Druid wypowiadał jedynie hasła, które powinny być zupełnie czytelne dla każdego, ale driada nie potrafiła się skupić na samym sensie słów. Słyszała jedynie sposób wymowy i przyglądała się zachowaniu mężczyzny. Z otumanienia ocknął ją ruch ręki i barachitowe smugi, które skierowane był do młodszego stwora. Dopiero teraz do jej uszu nabyły oddechy reszty nadchodzących wojowników. Umilkły jednak w momencie, gdy kolejne zwłoki padły w brązowej rzecze.
Nie miał broni. Żadnego kawałka drewna, żadnego ostro zakończonego żelaza, ot zwykła magia. Skuteczna.
Długo jeszcze wpatrywała się w ciemny koniec tunelu. Wokół panowała niezłomna cisza. Jeszcze okrutniejsza niż w tedy, gdy szli niemalże obok siebie. Blask odbity w ostrzu zwrócił jej uwagę. Wydawało się, że zadrżał.
Z początku stwierdziła, że umysł znowu płata jej figle, jednakże maie zdradził głęboki wdech i świszczący wydech, który zawsze działał kojąco. Od tego momentu obiecała sobie nie wmawiać żadnych figli czy halucynacji. Każdy jego ruch chciała zapamiętać, zrozumieć by dowiedzieć się kim jest ta postać.
Klęczała przy nim wiernie czekając aż rozetnie odpowiednio siatkę. Ciemne oczy driady wpatrywały się druida, niczego nie oczekując, żadnej odpowiedzi ani ruchu.
Dopiero przy koniec jego żmudnej pracy, sama uwolniła swoją dłoń wykorzystując zakrwawiony sztylet. Głos Darshesa zabił nieprzyjemną ciszę. Tuż po jego słowach przyłożyła swoją, dopiero co , świeżo uwolnioną dłoń do jego, po zewnętrznej stronie. Trwało to dosłownie sekundę. Zazwyczaj tego typu gest oznaczał, że wszystko jest w porządku i nic się nie stało, teraz trudno było go zinterpretować. Niewielki istotka wstała i odstąpiła dwa kroki do przodu czekając aż jej towarzysz uwolni się z "klatki".
-Dam. -odparła krótko.
Z początku szła ramię w ramię w maie nic się nie odzywając, w późniejszym czasie zdołała go wyprzedzić o kilka niedużych kroków.
Ta barachitowa poświata... Był w stanie spiąć wszystkie mięśnie tego stwora, zdobyć kontrolę nad jego ciałem, a później zabił z odległości drugiego. Szare komórki powoli zaczęły pracować dociekając prawdy. Nie wiedziała do końca w jaki sposób ów stwor zginął, ale domyślała się, że w podobny co ten pierwszy. Z odpowiedniej równowagi mięśniowej, która pozwoliła troglodycie wyskoczyć w jej stronę, nagle stało się sztywne cielsko, jakby potrafił zmienić... funkcje życiowe!
Wspominał też coś o tym, że uratował jej życie! To właśnie dzięki temu! Wiedźma nie rzucała żadnych zaklęć, zdaje się, że coś marudziła jej na temat magii. Ledwo pamięta moment ocknięcia się w jej chacie... Głowa aż ją zabolała od próby wygrzebania czegokolwiek z pamięci. Otarła delikatnie brudne czoło, ale nie z zamiarem wyczyszczenia go. Rana od oparzenia wywołała bol w postaci pieczenia, przypominając w ten sposób o swoim istnieniu. Przyglądała się jej w milczeniu, po czym opuściła wzdłuż ciała.
Dlaczego? Dlaczego on w ogóle z nią idzie? Sprawia mu więcej kłopotów i zabierała więcej czasu niż by tego chciał. Uratował jej życie, a ona mu nawet nie podziękowała... Chociaż nadal nie była tego tak do końca pewna. Na dodatek teraz też wpakowali się w kłopoty, w których znowu w cale się nie wykazała. Troglodyci zdawali się przecież słabsi od magika trzeciego rzędu i bardziej żywi niżeli Zgnilce. Nie potrafiła nawet sama sobie pomóc z oparzeniami, bo właśnie skupiała całą swoją magię na żyle wrotnej wątrobowej. Musiała też oszczędzać swoje siły na nagłe wypadki. Ciągłe używanie dziedziny życia było wyczerpujące, a musieli przecież dojść do "Złotego grosza".
Frigg była niezwykle świadoma swego ciała. Jakby znała każdy zarys i kontur narządów wewnętrznych, których działanie wielokrotnie zmieniała. Była królikiem doświadczalnym dla samej siebie. Odczuwała także momenty słabsze, ale nie na tyle wątłe by od razu używać magii. Kilka razy pożałowała tego typu ruchów. Wielokrotnie miała więcej szczęścia niż rozumu, a tutaj pod kanałami, miała Darshes'a, dla którego była prędzej kłopotem niż pomocą.
Natłok myśli sprawił, że jeszcze bardziej wyprzedziła swojego towarzysza, a ich koniec zmusił ją do nagłego postoju.
-Wiesz... jak nie chcesz wcale nie musisz ze mną iść.
Nie miała jakoś odwagi zwrócić się do niego twarzą. On był mordercą stworzeń, które były dla nich zagrożeniem, ona zaś mordercą kwiatków, które wywołały u niej jedynie negatywne emocje. Czym sobie na to zasłużyły?
-Wkroczyłeś do Miasta Śmierci. Chyba tylko to było Ci potrzebne, prawda?
Ostatnie słowa brzmiały niezwykle chłodno, chociaż serce driady wypełnione były niepewnością co do sposobności zadanego pytania.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Pytanie driady całkowicie zbiło go z tropu. Do tej pory szedł na przód całkowicie pogrążony we własnych myślach.
Ostatnio wybuchy furii nawiedzały go coraz częściej. Tu i owdzie zostawiał trupy. Czasem był to skraj lasu, innym brzeg rzeki. Wszystkie jednak miały takie same cechy szczególne: ciała bez żadnych widocznych gołym okiem obrażeń oraz luki w pamięci druida. Zaczynał mieć wrażenie, że im bardziej oddala się od złocistego boru, tym częściej i tym częstsze są napady klątwy. Ostatni atak był z błahego powodu, lecz maie nie potrafił sobie przypomnieć jakiego.
Tak czy inaczej, od kiedy zaczął podróżować z Frigg, zawsze udawało mu się wrócić do ciała przed punktem krytycznym. Wtedy w karczmie tak jak i przed chwilą, w ściekach.Pamiętał oba zdarzenia doskonale co tylko było dowodem, że klątwa - jak ją nazywał - się nie aktywowała. Nie zostawiał również za sobą stosu trupów, a jego ofiarą padali jedynie agresorzy. Tego oczywiście nie mógł driadzie powiedzieć.
Niemal wpadł na dziewczynę, gdy ta się gwałtownie zatrzymała.
- Że co? - zapytał, mrugając oczami. Jeszcze przez chwile wpatrywał się w długie, rude włosy, pozlepiane od wody zmieszanej z fekaliami i bogowie jeszcze wiedzą czym. Dopiero po chwili dotarła do niego treść pytania. - Tak, w sumie masz rację.
Powiedział to w końcu. Odrobina prawdy nie zaszkodzi. Do tej pory dziewczyna musiała się już chyba domyślić kilku spraw, o których nie raczył wspomnieć. Jeśli powie oczywiste rzeczy, które i tak nikomu nie zaszkodzą, to jaka w tym szkoda? Może uda mu się zdobyć jej zaufanie najzwyklejszą szczerością.
- Wtedy, przy bramie... - wziął głęboki oddech. - Byłem gotów was zostawić. Zarówno Ciebie jak i Agaresa. Nie spodziewałem się, że któremukolwiek z was uda się przedostać do punktu spotkania.
Znowu wypuścił magiczne macki za nich. Trwało to dłużej niż przedtem i mógł to zrobić na mniejszy zasięg. Zawsze tak było, zupełnie jakby coś ograniczało jego magię. Maie nigdy nie uczył się czaroznastwa. Wiedział czym różnią się 4 sposoby rzucania czarów od siebie, jednak nigdy nie interesowało go co wpływa na siłę i możliwości danego zaklęcia w wybranym systemie. Były to sztuki tajemne, do których prości ludzie, jakimi byli druidzi, nie mieli dostępu.
- Jednak wiedziony przeczuciem, mimo wszystko ruszyłem w tamtym kierunku.
Wici nie natrafiły na żaden pościg. A więc instynkt miał racje. Stwory zbytnio się bały by kontynuować pościg za nieznajomymi, którzy w ich mniemaniu z taka łatwością wykończyli dwójkę z nich. "Prymitywny sposób myślenia" - przemknęło mu przez głowę, natomiast na głos dodał:
- Układałaś kiedyś puzzle?
Zrównał się z driadą i spróbował spojrzeć jej w twarz. Nie był pewien co tam wyczyta. Obrzydzenie? Złość? Pogardę? Na szczęście, w tunelowym półmroku jej oczy skrywał cień rzucany przez grzywkę.
- Wierzę, że jeśli powstawiasz właściwe elementy na właściwe miejsce, zobaczysz obraz. - jego głos lekko zadrżał. Ze śmiechu? Trudno to było określić. Jego oblicze nie zdradzało teraz niczego poza zamyśleniem. - W tamtej chwili, w moich poszukiwaniach, brakowało mi jakiegoś elementu. Nie mogłem dalej układać obrazu gdyż brakowało mi jakiegoś puzzla. To frustrujące uczucie, jak przy przerwie w czasie spektaklu. Chcesz wiedzieć co byłoby dalej, ale musisz cierpliwie czekać, aż aktorzy odegrają swoje role.
Maie nigdy nie uczestniczył w prawdziwym spektaklu. Raz czy dwa, razem z resztą druidów odgrywali dla dzieci przedstawienia, by lepiej mogły wyobrazić sobie opowiadane przez nich legendy, jednak te częściej się kończyły porażką niż czymkolwiek innym. Słyszał jednakże, że w większych miastach, gdzieś w głębi kontynentu, ludzie mają ogromne budowle, w których barwnie ubrani aktorzy odgrywają postacie z mitów i legend. Takie samo uczucie towarzyszyło mu, gdy zasłuchiwał się w nieskończone jeszcze fragmenty opowieści wędrownych bardów.
- Kiedy ta stara ropucha pojawiła się przede mną, ni z tego ni z owego, czułem, że kolejny element układanki wchodzi na swoje miejsce. Diabelskimi knowaniami bądź zbiegiem okoliczności i ty również znalazłaś się pod jej dachem. Układanka ruszyła dalej. Nie mam pojęcia czym ona cię leczyła zanim przybyłem, ani jaki był twój pierwotny stan, ale na tamtą chwilę nie wyglądało to dobrze.
Szybko podniusł obie ręce, wnętrzem dłoni zwróconym w stronę driady. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, może nieco zakłopotany.
- Nie zrozum mnie źle. Nie chcę twoich podziękowań. To, że znalazłaś się w takim, a nie innym stanie było częściowo moją winą...
"I tego przeklętego, łuskowatego piecyka na dziewicę" - dodał szybko w myślach.
- Chcę tylko powiedzieć, że dla mnie wydajesz się kimś istotnym, bez kogo nie byłbym wstanie zakończyć tego dzieła. A oboje chcemy odnaleźć tego kupca. - Coś w jego oczach błysnęło. Ciężko powiedzieć czy był to błysk magii, iskierki rozbawienia, czy może niebezpieczny błysk, który czasem widać u przedstawicieli profesji nazbyt wątpliwych. - Poza tym dostałem od wiedźmy kilka informacji i chcę niektóre sprawdzić.
Darshes opuścił lewą rękę, a prawą wyciągnął w przyjaznym geście pogodzenia.
- Nie mam więc zamiaru zostawiać cię, zdradzać, ani też pozwolić, byś sama błąkała się po tej zapyziałej dziurze.. - jego głos był teraz poważny i mówił całkiem szczerze. - Dopóki to szaleństwo się nie skończy, możesz być pewna, że twoje plecy są lepiej chronione niż zad Elladora Żelaznego w murach Żelaznej Twierdzy.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg ponosiły różne emocje, ale każdą chwilę coraz to bardziej skrajne. Na zmianę denerwowała się i stawała spokojniejsza. Już pierwsza wyznania druida wzbudziły w niej negatywne odczucia, ale z drugiej strony, był szczery. Lubiła to. Nawet jeżeli prawda nie koniecznie przypadła jej do gustu. Odczuła odrobinę szacunku jaką jej okazał, jednakże momentalnie przypomniała sobie wszystkie jego głupie teksty i żarty. Pf!
Pytanie o puzzlach było, co najmniej, dziwaczne. A jednak to ono pozwoliło jej unieść wyżej głowę i spojrzeć na mężczyznę. Uniosła brew do góry. Z początku odniosła wrażenie, że gada z idiotą, że jego szczerość to bujda i chce jej nawciskać tyle kłamstw, co sprzedawca na rynku jakiejś biuściastej, bogatej pannicy. Co on o jakich puzzlach jej tu wyskakuje? Później sytuacja rozwinęła się ciekawiej.
Słuchała go uważnie z założonymi rękoma, z mocną, twardą pozycją. Czekała aż skończy swoje wyjaśnienia, każde słowo było dla niej cenne.
Dopiero pojednawczy gest zwolnił bramkę do jej wypowiedzi.
-Mówiłam Ci. -zaczęła- Nie mam zamiaru Ci dziękować. -rzuciła ostro i równie szczerze w odwecie.
Ujęła jego dłoń. Delikatnie uścisnęła. Był to wyjątkowo łagodny gest, emanował kobiecością, ale nie na długo... Szarpnięciem przyciągnęła do siebie towarzysza, tak by znaleźli się idealnie przed sobą, na tej samej wysokości, twarzą w twarz. Migoczące światło dalekiej pochodni pozwoliło na odczytanie emocji goszczących w jej wzroku. Był zdecydowany, zarozumiały, pewny siebie i jak zwykle, wściekły.
-Jakie informacje Ci udzieliła ta stara rura?-koniec ostrza delikatnie wpiło się w szyję Darshes'a, tuż przy tętnicy szyjnej wewnętrznej, która po przebiciu nie dałaby mu długo pożyć.-Jaką układankę składasz? I na co Ci ten cholerny kupiec? Gadaj wszystko!-zagroziła nie na żarty, a Darshes mógł odczuć, że przyciągnęła go do siebie jeszcze o milimetr- W końcu... Jeżeli wędrujemy razem i moje plecy są tak bezpieczne, to powinieneś się takimi sprawami ze mną podzielić.-dodała na koniec niskim głosem, w którym wyraźnie było słychać odrobinę kpiny.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Reakcja driady była zaskakująca i mimo swojego refleksu, maie nie zdążył nawet mrugnąć okiem, a już spoglądał w czekoladowe oczy. W świetle pobliskiej pochodni błyszczały tajemniczo i groźnie.
"Matko, co za oczy..." - przemknęło mu mimowolnie przez myśl.
Chwile potem, ze stanu zachwytu wyrwał go dotyk zimnego metalu. Tak zimnego! W tych cholernych, duszących, parnych, śmierdzących kanałach było coś tak zimnego, że niemal zmroziło jego myśli. Chwile potem naszła go kolejna myśl, że mógłby wpakować jej ten sztylet w serce jej własną ręką. Jednak kolejne bicie serca przyniosło wspomnienie, jak jego energia była wsysana przez jej ciało podczas leczenia. Co mógł zrobić? Jeśli skłamie, a ona jakimś sposobem odkryje to, może pożegnać się z pozostaniem incognito. Jesli zaś powie prawdę, w którą Frigg nie uwierzy, bądź jej się nie spodoba, wynik pozostanie ten sam.
"Czyli mam szanse jedną do trzech, że nie zostanę pozbawiony powłoki cielesnej...." - nie była to przyjemna myśl, zwłaszcza gdy niebezpieczeństwo było tak realne.
Czy zdążyłby się obronić magią? Nie, był zbyt blisko niej. A może teleportacja? Mógłby wykorzystać czas podczas wyjaśnień, by przystosować przestrzeń ciasno wokół niego i przenieść się parę metrów od niej. Oczywiście od razu by się zdemaskował. Szczerze, ile istot potrafi przenosić się w jednej chwili z miejsca w miejsce bez użycia magii? To mogłoby być dobrym planem awaryjnym, jednak nie wiele lepszym niż porzucenie cielesnej powłoki. Wiązał się jednak z nie porzucaniem swoich ubrań w śmierdzącej brei.
- Ehhh... czyli jednak nie masz zamiaru mi zaufać. - stwierdził zamykając powieki.
Chciał pokręcić głową, ale ten pomysł skończyłby się wycięciem drugiego uśmiechu. Kiedy znów otworzył oczy, nie malowało się w nich żadne uczucie, nawet bezwzględność gdzieś się ulotniła. Wydawały się puste... martwe. Jakby należały do kukiełki, marionetki poruszanej zaledwie mocą magii czy też siłą woli. Jak na ironię, było to trafne porównanie, choć sytuacja była trochę bardziej skomplikowana.
- Jak już wspomniałem, choć dosyć mgliście, chcę zobaczyć obraz, w którym znajduję kupca. Ja bądź my. Na pierwszym planie, ja zabijam idiotę-maga, który myśli, że ukrycie za barierami mu cokolwiek pomoże, ty odchodzisz ze swoim cennym kwiatkiem lub z informacjami na jego temat i wszyscy mamy zadowolone gęby.
W jego głosie nie pobrzmiewało nic, a bardzo by pragnął by znalazła się w nim nutka ironii. Przecież już jej to tłumaczył. Mogła by dodać dwa do dwóch. Tymczasem jego myśli zaczęły krążyć wokół otaczającej go przestrzeni. Potrzebował jakiegoś punktu zaczepnego, z którym mógłby połączyć bieżący, by w końcowym efekcie móc zagiąć przestrzeń. Migające światło, dobiło się od oczu driady.
"Pochodnia! - znalazł już punkt zaczepny. A więc dostosowanie przestrzeni było gotowe. Teraz wystarczył impuls, by aktywować teleportację.
- Pytałaś o staruchę. - powiedział, dalej się nie ruszając. - Dała mi pewien przepis, choć podejrzewam, że ciastka to z niego nie będą. - udało się! Wreszcie usłyszał ironię w swoim głosie. Słabą bo słabą, ale jednak tam była. - Ja tego świństwa nie wypiłbym za żadne skarby, ale znam kogoś, kto chyba jest to gotów zrobić. - na jego twarz uśmieszek, który sam zaliczał do serii "ja wiem". - Chcę zobaczyć, czy ten ktoś przekręci się na miejscu, czy dozna cudu. Tyle.
Przełkną ślinę, a grdyka niechcący zahaczyła o ostrze, powiększając nieco rankę. Nie było to nic poważnego, jednak maie poczuł dziwną suchość w ustach.
- Reszta informacji jest na tyle prywatna, że gdybyś miała mnie zarżnąć na miejscu, nie zdradziłbym ci ich. Są one zbyt ważne, by ryzykować je kosztem nawet tej misji. Musisz więc się zdecydować: jesteś gotowa powierzyć mi swoje plecy czy zostawić je całkowicie nie chronione? - jego wzrok rozjaśniły iskierki rozbawienia. Mógł się mylić, ale słowa które miał zamiar wypowiedzieć były kolejnym elementem układanki. - Chyba jesteś gotowa podjąć znacznie większe ryzyko, nie?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

-Nie mam podstaw by Ci ufać.-niemalże wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Bo tak przecież było, prawda? Zadawała sobie to pytanie już wielokrotnie. Od chwili, gdy go spotkała. Nie powinna mu ufać, nikomu. To właśnie zaufanie doprowadziło ją tu i teraz, do ścieków, do tego, że jest z nim. Nie chciała być z nim.
Coś jakby ukuło ją od środka. Przełknęła ślinę, bo nie rozumiała tej szpilki.
Zieleń jeszcze nigdy nie wydawała się taka bez życia i bez duszy. Nie była podobna do żywo przechylających się traw, ani odrobinę tajemnicza co u wygiętej łodygi, ani nawet nie zakończona zielonym, ostrym kolcem. Była pusta. Beznamiętna, a ona chciała znaleźć w nich te namiętność. Ta myśl zbiła ją z tropu, jakby na chwile straciła koncentrację. Zwęziła jednak oczy i przyjrzała mu się jeszcze uważniej i nieco groźniej, a usta wykrzywiły się w niesmaku.
Nie była pewna co do jego interesu z kupcem, ale z drugiej strony, jeżeli chciałby go zabić to może powstrzymać druida, jedno zagrożenie mniej...albo bardziej kontrolowane. Nie może przecież oddać w łapy jedyną osobę handlującą tak cennym towarem!
Drugiej połowy wypowiedzi wysłuchała znacznie uważniej. Już pierwsze słowa zaprowadziły ją w zakłopotanie, chociaż nie dała tego po sobie poznać. Przepis na coś tak ryzykownego, że może zabrać życie? A jednak jest osoba, która tego pragnie? Odniosła wrażenie, jakby rozmawiali ze sobą na jej temat, ale przecież tak nie mogło być. Wiedźma nie miała aż takich informacji! No bo skąd? A po pijaku też się nie nie była wylewna... Nigdy nie wyżalała się ze swoich smutków pod wpływem dużej ilości procentów. Na pewno nie z takich tajemnic. Zazwyczaj gadała głupoty, pakowała się w problemy, bawiła wśród biesiadników albo najnormalniej w życiu zarżnęła do stanu, w którym stawała się workiem kartofli do niesienia. Nie mógł więc wiedzieć. Nie było nikogo kto by mógł mu zdradzić ten sekret. Nikogo.
Nie miała więc wyboru. Musiała oddać swoje plecy w ręce Darshes'a.
Właśnie miała go puścić wolno i się oddalić, gdy ten zadał ostateczne pytanie. Oczy driady poszerzyły się w zdziwieniu. Z trudem nie ukazała na twarzy swojego, coraz to większego, zagubienia. Kompletnie nie wiedziała co myśleć. Zdecydowanie za bardzo mieszał jej w głowie. To była podstawa by mu nie ufać.
"Przecież nie wie..." -zapewniała siebie w myślach chcąc w to uwierzyć.
Puściła jego dłoń, a sztylet wolno powędrował w dół. Wyprostowała się bardzo uważnie, w jego tempie. a raczej on w jej. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Hm... inaczej. Wiedziała, ale nie była pewna, na które pytanie by mu odpowiedziała. Zabrzmiało ono dwuznacznie, jakby miało drugie dno.
"Przecież nie wie."-skarciła się jeszcze raz.
Gdy wymijała druida wciąż na niego patrzyła ostrym wzrokiem. Zrobiła kilka kroków prowadząc ich dalej. Koryto brązowej mazi na moment podwyższyło swoje dno sprawiając, że rzeka była płytka. Stopy mogły na chwilę ochłonąć od ciągłego topienia. Poczuła, że coś nadepnęła, ale z początku wzięła to za ściekowy syf.
-Auć!-pisnęła po czym złapała się za nogę, podskakując na drugiej, niezranionej.-Coś mnie ugryzło! -poskarżyła się całemu światu.
Małe stworzenie zapiszczało, po czym szybkimi ruchami powędrowało gdzieś wzdłuż ściany. Frigg chciała się rzucić w stronę stworzenia, ale gdy tylko postawiła stopę znowu syknęła. Stworzonko wcisnęło się w jedno z dziur, gdzie zabrakło kamyczków ginąc w swoich włąsnych, mysich tunelach. Ale było to coś miało większe rozmiary, z długim ogonem, jakby...
-Szczur?-spytała nie dowierzając.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie nie mógł wyczytać niczego pożytecznego z reakcji driady, choć przez moment ta zdawała się bić z myślami. Darshes nauczył się, że istoty cielesne reagują w ten sposób, kiedy muszą coś zrobić, a nie mają na to ochoty. Mogło to dotyczyć wszystkiego. Być może coś co powiedział przekonało ją, że lepiej z nim pozostać. Jednak ostry jak sztylet wzrok dobitnie przekazał mu, że do zaufania to jeszcze daleka droga.
"Ale się porobiło" - pomyślał z irytacją.
Miał już ruszyć za dziewczyną, gdy ta odegrała scenkę, która kompletnie nie pasowała do jej wcześniejszego zachowania. Druid parsknął śmiechem. Widok ognistowłosej wojowniczki, operującej sztyletami z chirurgiczną precyzją, przestraszonej przez myszkę był tak zabawny, że musiał parę razy chrząknąć by się uspokoić. Piski uciekającego przed nimi szczura również nie pomagały. Mówiły coś o matce driady i jej rodzie "piekielnych pomiotów".
"Przyjacielu, wybacz nam najście!" - zawołał za nim maie, starając się wyczuć umysł gryzonia.
Nawiązywanie kontaktu ze zwierzętami było znacznie prostsze i przyjemniejsze niż z roślinami. Były nieco bardziej inteligentne i miały poczucie własnego ja, a nie zbiorową świadomość. To było jak rozmawianie z dzieckiem. Tępym, ale dzieckiem.
- Nie pasujecie tu! Wynoście się!
Naturalnie, szczurek nie potrafił oddzielić warstwy myślowej od zewnętrznej, toteż maie słyszał i piski, i rozumiał słowa.
"Nie chcieliśmy wyrządzić ci żadnej krzywdy. Zabłądziliśmy i szukamy drogi..." - odparł ulegle.
- To ją znajdźcie. - umorusany pyszczek wysunął się parę cali z norki, wąchając z zaciekawieniem.
Darshes odczuł zarówno satysfakcję jak i frustrację. W przeciwieństwie do Frigg, gryzoń niemal od razu mu zaufał. Być może instynkt podpowiadał mu, że druid nie zamierza wyrządzić mu krzywdy. Jednak ta sama rzecz, utrudniła im kontakt. Musiał bezpośrednio zapytać się szczura o drogę, inaczej ten nie zrozumiałby o co mu chodzi.
"Zaprowadzisz nas do wyjścia z tych tuneli? Chcemy się dostać do miasta."
Przez chwile nie było odpowiedzi, jakby zwierzątko się namyślało. Mężczyzna jednak wiedział, że zwierze walczy między swoją płochliwą naturą, a chęcią pomocy nieznajomemu. Tak czy tak, i tak podąży za instynktem.
- Zgniłe ścierwo - zapiszczał oburzony, wystawiając ryjek poza obręb norki. Jego błyszczące oczy spoglądały z nienawiścią na Frigg. - Będzie chciała kopnąć, otruć bądź napuścić kota. Taka sama jak czarni!
Maie zamrugał oczami. Zwierzęta zwykle rozróżniały ludzi po jakiś charakterystycznych cechach. Zazwyczaj był to zapach, rzadziej kolor. Gryzoń nie powiedział jednak "czarny", a "czarni". Dodatkowo porównał ich do Frigg, która wyrządziła mu krzywdę. Zatargi między szczurami a ludźmi nie były niczym szczególnym i należały raczej do rutyny. Jeśli jednak ta istotka mówiła o nich z taką nienawiścią, oznaczało to coś więcej niż potraktowanie wałkiem czy pułapka na myszy.
"Jacy czarni?" - zapytał maie zaciekawiony.
Mały łebek obrócił się w jego stronę i prychnął.
- Złe istoty. Zostawiają kwiaty i wyrzucają do ścieków ciała. Śmierdzą. - szczurek zadrżał. Zwierzęta instynktownie wyczuwały złych ludzi. - Moi bracia się ich boją.... Ludzie się ich boją.... Sprowadzili koty! To musieli być oni! Było nas wielu... Teraz jestem sam..
Zwierzę się bało tak bardzo, że uczucie to zdawało się emanować dookoła. W maie zaczął się budzić gniew. Tu działo się coś nienaturalnego. W całym mieście brakowało zwierząt. Wszędzie były tylko koty. Nie jakieś domowe pupile. Te, które wtedy widział wyglądały dziko. Coś albo ktoś musiał je tu przyciągnąć. Bawił się, nie rozumiejąc delikatności systemu równowagi i harmonii. Niszczenie tego, równało się niszczeniu natury. A ona była dla Darshesa cenniejsza niż życie. Krew w jego żyłach zaczynała buzować, a wraz z nią przebudziła się magia. Nie wpadł w szał. Brakowało mu wrogów, których mógłby zniszczyć. Jednak ten kto to zrobił, doczeka się godziwej zapłaty.
"Twoja historia to prawdziwa tragedia." - wysłał, wraz z uczuciem smutku. - "Jeśli nadarzy się okazja, postaram się żeby zarówno koty jak i czarni zniknęli. Muszę się jednak dostać na powierzchnię, a tylko ty znasz drogę." - maie spojrzał z rozbawieniem na driadę.
- Obiecuję ci, że nie wyrządzi ci krzywdy. Ona również chciałaby wyjść z tych podziemi. - powiedział zarówno na głos jak i w myślach. Chciał tym samym przekazać wiadomość zarówno do Frigg jak i do zwierzęcia.
Szczur ponownie spojrzał na driadę i z ociąganiem wybiegł z norki. Obszedł dziewczynę szerokim łukiem, rzucając przy tym pojedyncze "zdzira" i ruszył przodem unikając stóp zielonej.
- Za mną! - zapiszczał radośnie, gdy znalazł się poza jej zasięgiem.
- Przewodnik wzywa. - powiedział maie, gestem wskazując na szczura. - Damy przodem.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

-Nie śmiej się!-nakazała zawstydzona.
Sytuacja była na swój sposób zabawna, czego świadom była Frigg. Nie było jej jednak aż tak bardzo do śmiechu, gdy w nodze znów przeszył ją uszczypliwy ból. Zwierzę najwidoczniej uległo druidowi i nawiązał z nim konwersację. Driada przez całą rozmowę milczała. Nie podobało się jej zachowanie szczura, ale chyba miał ku temu powody. Mimo to, przecież całkiem z przypadku zdeptała mu ogonek! Miała właśnie okazać swoje zranione uczucia i strzelić focha, ale powstrzymała się w ostatnim momencie.
Nie rozumiała samych słów, które wypowiadało zwierzę, ale próbowała odczytać jego emocje, na co pozwalały jej to wyższe to niższe dźwięki pisku. Małe, trzęsące się ciałko również zdradziło strach panujący w tej istocie. I oczka, czerwone, jedno zranione lecz na dobrej drodze by się zagoić. A tak poza tym, szczur jak szczur. Dla większości ogromny i obrzydliwy, dla Frigg, mały, biedny, roznoszący zarazki.
-Oczywiście, że nie chce mu zrobić krzywdy! -zaprotestowała- Nie sądziłam, że będzie tu jeszcze jakiś szczur.
Parsknęła nieco zirytowana, gdy mały stworek zdecydowanie, z niechęcią ją ominął. I ten jego wzrok.
Nie musiała tak na prawdę dostawać informacji, żeby ruszyć za szczurem, ale takie hasła były raczej kwestią przyzwyczajenia.
-Pfff.-przewróciła oczami na ostatnie słowa druida. Niech jej tutaj żadnych kulturalnych farmazonów nie prezentuje. -Co on o mnie gada?! -zapytała wskazując nieładnie palcem na zwierzę- Przecież niczego nie zrobiłam specjalnie! Nie ruszę się stąd dopóki mi nie powiesz. -stanęła niczym żołnierz, tylko trzymając założone ręce na klatce piersiowej- Samą prawdę!-zażądała.- Mów wszystko co powiedział! Każdą informacje.-dorzuciła na koniec, prawie zapominając o najważniejszym pytaniu.
Była już zmęczona. Bardzo zmęczona. Chciała położyć się spać, w jakimś porządnym miejscu. Nie w chacie wiedźmy, której łóżko, wbrew pozorom, było niemiłosiernie niewygodne, ale w porządnym łożu ze sterylnie czystą pościelą. Czystą... to słowo nabrało jakby nowego znaczenia, cenniejszego. Zanurzyła stopy w ściekach, później walczyła z troglodytą, który zanurzył ją całą w tej rzece gówna. Poparzyła sobie dłonie chcąc uratować jakiegoś chłystka zarzekającego się obroną jej pleców. Wprowadzał ją w jakieś umysłowe zaułki, przez co zmęczona była i psychicznie. Na dodatek ta żyła wrotna wątrobowa... I szczur, który ją dziabnął, a teraz parska na nią obrażony, rzucając pewnie jakimiś wyzwiskami. A mimo to stanęła niczym kołek czekając na odpowiedź. Uważała, że należą się jej słowa wyjaśnienia. Kolejną rzeczą jakiej nienawidziła to "niewiedza". Gdyby nie niezwykłe składowiska upartości w jej charakterze, dawno by usiadła gdzieś na krawędzi i spała. Nogi miała jak z waty, ledwo stała. Smród i brak tlenu sprawiał, że denerwowała się jeszcze bardziej i szybciej i na dłużej (o ile było to możliwe). Jeszcze ryzyko zapadnięcia na jakieś większe cholerstwo niż te Zgnilce. Kto wie jakie zarazy nosi za sobą ten szczur.
- I gadaj mi, dlaczego kłamałeś, że mnie przeleciałeś?! -zwróciła się w stronę Darshes'a ostrym krokiem, a ręce sztywno ułożyły się wzdłuż ciała-Bo nawciskałeś mi kitu, prawda? -zamruczała bardzo niemile i agresywnie.
Nie rozumiała dlaczego ciągłe, te same problemy, wciąż nawracają i ją prześladują. Poczynając od niezwykle często produkujących się ran na nogach i dłoniach, poprzez ostatnio niezbyt udane walki, traceniem przytomności kończące się przebudzeniem i niepewnością, że ktoś rzeczywiście mógł uczynić sobie z niej seksualną zabawkę.
Frigg nie była nazbyt skomplikowaną osobą pod pewnymi względami. Gromadziła w sobie uczucia, w zwyczaju negatywne. Łatwo się zdenerwowała i rzeczą niezbyt trudną jest wyprowadzenie jej z równowagi, także zgromadzenie tego typu emocji nie było wielkim wyzwaniem. Niczym beczka wypełniona prochem, który aż się wysypywał, czekała na jedną iskierkę, impuls wywołującą wybuch.
Pochodnia oświetliła brzegi rudo-brązowych posklejanych włosów, które mimo brudu nasycone były wciąż intensywnością.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Ależ ja wcale nie skłamałem... - odparł niewinnie, ale jego uśmieszek mówił zupełnie coś innego. Wyraźnie czerpał przyjemność z zakłopotania, w jakie tamta fraza wprowadziła we Frigg. - ... bo też nic takiego nie powiedziałem.
Wyminął driadę i z wesołym chlupotem ruszył za szczurem. Ściek był tu płytszy i łatwiej było przejść, choć na zapach nic nie mogło pomóc. Miał tylko nadzieje, że w najbliższym czasie nie będzie musiał się zmieniać w żadną ze zwierzęcych form.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, stwierdziłem, że już wystarczająco nacieszyłem się twoim ciałem... - klasnął w dłonie i wydał zbyt teatralne "ahhh", by mogło być prawdziwe. Jeszcze w pół kroku, zakręcił się dookoła osi i pochylił tak by być oczami na wysokości twarzy driady. To że zrobił to w ułamku sekundy mogłoby zadziwić niejednego wojownika, zwłaszcza, że dokonał tego mag, jednak uwagę bardziej przykuwał wyraz jego twarzy. Malowała się na nim radość aniżeli skrucha. - To stąd te wszystkie dąsy. Przepraszam, źle to ująłem w słowa.
Przymknął oczy, a jego usta rozciągnęły się w głupkowatym uśmiechu. Mógł sobie wyobrazić, że Frigg w tym momencie miała ochotę go rozszarpać na strzępy. Wykonał zgrabny półobrót(który kompletnie nie pasował do jakiegokolwiek mężczyzny) i umykając poza zasięg dziewczyny, ruszył za gryzoniem.
- Chciałem tylko powiedzieć, że większość pacjentów z równie poważnymi obrażeniami jak twoje, jest zwykle nagich podczas leczenia. - nie było to do końca prawdą. Maie nie musiał rozbierać nikogo, by go wyleczyć. Jednak diagnoza obrażeń to już całkiem inna bajka. - Widzisz, wśród praktykantów magii życia, krąży ironiczne powiedzonko o nacieszeniu się widokiem pacjentów. Zwłaszcza, że zazwyczaj mamy nie jednego, a wielu w takim stanie jak ty. Stąd to nieporozumienie. - Była to totalna bujda, jednak głos maie nie zadrżał ani na moment. Frigg pewnie w to nie uwierzy - Darshes sam by tego nie zrobił - jednak dla niej alternatywa oznaczałaby coś mniej przyjemnego. - Zresztą, jeśli jesteś dziewicą, sama możesz potwierdzić prawdziwość moich słów.
Było to sprytne zagranie. Jeśli była, był to miażdżący dowód na jego niewinność. Jeśli nie, a tego się druid spodziewał, nie mogła mu nic udowodnić. Cóż, była trzecia opcja, jednak sama myśl o tym sprawiała, że duchowi lasu resztki ze skromnego poczęstunku wiedźmy niemal wróciły do gardła. Dopiero potem przypomniał sobie, że nie miał ich w żołądku, bo zmieniał postać i stwierdził, że żółć wcale nie byłaby lepszą alternatywą na pawia.
Tymczasem usłyszał za sobą chlupot. Być może driady potrafiły poruszać się bezszelestnie po niemal każdym podłożu, widocznie jednak ścieki były zbyt dużym wyzwaniem. Co jakiś czas, popiskiwania szczura prowadziły ich wśród labiryntu tuneli.
- I nie wściekałbym się na twoim miejscu na to małe, biedne zwierzątko. - powiedział wskazując przed siebie. Miał wyostrzony zmysł wzroku, jednak wśród cieni postać szczura była dla niego tylko plamą. - Jakby na to nie patrzeć jesteśmy gośćmi w jego królestwie, a na dokładkę on oprowadza nas po swoim domu. Tym, że wyrządziłaś mu krzywdę, zasłużyłaś sobie na kilka szorstkich słów... choć mógł oszczędzić twój ród, do prababki wstecz. - dodał niedbale, jakby mówił o pogodzie.
Druid przez chwilę zastanawiał się ile powiedzieć Frigg. Nie na temat szczura, ale owych owianych tajemnicą czarnych. Chyba nie było sensu wspominać o kotach. to przecież nie był interes driady.
- Dowiedziałem się również o kilku przyjemnych jegomościach. - powiedział, nieco z niechęcią. Chyba nienawiść szczura w jakiś sposób przeszła na niego. - Dobrą stroną jest to, że zostawiają kwiatki. Złą... że wrzucają również pełno ciał do kanalizacji. Obawiam się, że to jakaś organizacja. Może pod "Złotym Groszem" się czegoś więcej dowiemy...
- Wyjście! - zapiszczał szczur, skacząc radośnie wokół ciemnego kształtu.
Dopiero po zbliżeniu maie odkrył, iż była to drabina i prowadziła do zamkniętej płyty, paręnaście stóp nad ich głowami. Darshes wysłał macki mocy, które przeniknęły przez cieką, metalową pokrywę i wypłynęły na zewnątrz. Zbadał nimi teren dookoła wyjścia, po czym uwolnił zaklęcie.
- Nad nami rozciąga się zaułek. W promieniu kilku sążni znajduje się jedna osoba. Jednak jest równie pijana, co my śmierdzący. Dodatkowo chyba śpi...
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Nie mogła uwierzyć w to co słyszy ani w to co widzi. Ten suczisyn najnormalniej w życiu robił sobie z tego wszystkiego zabawę! Była marionetką w jego słowach, którą lubił się bawić. Jej wybuchowy charakter był idealny do tego typu gier i sama Frigg o tym wiedziała, ale nie miała zamiaru się za to znienawidzić czy karcić. Wprost przeciwnie. Wzrosła w niej ochota by rzucić się z pięściami na swoją nowo nabytą ofiarę i rozszarpać na strzępy.
Niech se w rzyć wsadzi te swoje przeprosiny!
I, niestety, wybrał idealny moment na ucieczkę. Zdołała złapać w swoje dłonie jedynie powietrze. Spojrzała nienawistnie w jego stronę po czym ruszyła biegiem za zwierzęciem i łajzą.Kroki driady były zadziwiająco głośne, ale nie mogła zapanować nad swoją złością. Cała sytuacja, może i poszłaby w zapomnienie, ale ten jednak nie mógł się powstrzymać od kolejnych bzdurnych wyjaśnień. Wzmianka o jej obecnym stanie dziewictwa aż nakazała jej na moment gwałtownie przystanąć.
Jak on w ogóle śmie coś takiego wypowiadać w tak swobodny sposób?! We Frigg wzbudził się głos etykiety. Jego bezczelne zagrywki przekraczały poza granice jakiejkolwiek przyzwoitości. Rozumiała tego typu rozmowy między kobietą a kobietą czy też mężczyzną a mężczyzną, ale nie między przeciwnymi płciami! Jeszcze w ten sposób! Gdyby nie szczur i jedyna możliwość wyjścia z tego bagna to już by nie żył. pomyślała przelotnie.
Biegła za Darshesem zastanawiając się w jaki sposób go zabić. Mogła go sięgnąć sztyletem, strzałą, ale najbardziej chciała go dorwać we własne ręce i ukatrupić. Niech no tylko wyjdą na powierzchnię...
Sama nawet do końca nie wiedziała jak to jest być dziewicą. No bo czy coś się zmienia po pierwszym stosunku? Kształt twarzy, co miesięczne dolegliwości, zachowanie, czy cokolwiek ulegało zmianom? Jedynie błona dziewicza, ale czy coś poza tym? Dopiero po stracie dziewictwa tak na prawdę można się dowiedzieć, jak to było być dziewicą. Nie ufała druidowi więc nie była tak do końca przekonana co do jego niewinności. Jedynym sposobem żeby odkryć prawdę byłoby pójście do łóżka z mężczyzną i przekonać się czy obyty stosunek będzie bolał pozostawiając po sobie plamy krwi. W tym całym szaleństwie, racjonalne myślenie driady sprowadziło ją na ziemie. Na łóżku nie było żadnych plam, a ten łajdak lubił ją wprowadzać w błąd. Mogła być spokojna o swoje dziewictwo, ale kto wie czy nie dotykał jej w jakiś inny, dwuznaczny sposób...
-Ja zasłużyłam?! -uniosła się głosem.
Do jej świadomości wciąż nie docierał fakt, że szczur bardziej polubił.....GO niż ją. Przecież to zwykły....i tutaj zaczęła wymieniać najgorsze przekleństwa świata we wszystkich możliwych językach jakie dane było jej poznać.
-Zostawiają kwiatki? -spytała zdumiona- Ale po co?
Wreszcie dotarli do jednego z małych celów ich podróży. Wyjście ze ścieków.
Ukłoniła się delikatnie przed szczurem w geście podziękowania.
-Możesz mu powiedzieć, że go przepraszam i że nie chciałam go zdeptać.-burknęła, aczkolwiek w głosie było można usłyszeć skruchę.
Nie miała zamiaru puszczać druida przodem. Wierzyła we własne siły, które ją już opuszczały, oraz możliwości. Wspięła się po drabinie, których pręgi obrośnięte były czymś lepkim i obślizgłym zarazem. Uniosła płytę do góry, delikatnie. Rozejrzała się po okolicy. Było ciemno i głucho. Wyłącznie pojedyńcze chrapnięcia pijaczyny roznosiły się po okolicy.
"Karczma "Złoty grosz". Trzy ulice dalej od sławnego krawca Boliego, na obrzeżach miasta, ze złotą zwisającą lampą nad drzwiami"
Opuściła klapę. Już nawet ręce powoli stawały się niczym z waty. Nabrała powietrza i resztkami sił uniosła klapę posuwając ją w bok. Z chęcią wciągnęła w nozdrza falę świeżego powietrza, chociaż gryzł się on ze smrodem jakim sama obecnie wydzielała. Zgrabnie wyszła na czworaka. Czekoladowe oczy uważnie przyjrzały się miejscu. Wiatr wędrował między budynkami nie niosąc żadnych niebezpiecznych wieści. Zwróciła się w stronę wejścia do ścieków. Gestem dała znać Darshesowi, że mają wolną drogę.
Nie czekała jednak aż towarzysz wyjdzie. Od razu stawiała bezgłośne kroki wzdłuż budynku. Ominęła bez problemu leżącą pijaczynę. Żółte światło padało na uliczkę, tuż przed nią. Wyjrzała zza rogu.
Złoty grosz.
Taki oto napis wisiał na okrągłej platformie o wypalonej, ciemniej otoczce. Solidnie przymocowany do ganku z jasnego drewna. Tuż pod jego spadzistym dachem skrzypiała złota lampa będąca źródłem żółtego światła.
Drgnęła wystraszona, gdy dwa lub trzy koty, przemknęły jej prawie że między nogami. Miauknęły marudnie na przeszkodę i zatopiły się w głąb kolejnych uliczek. Głupie kociska.
Wyszła na ulicę. Wokół panowała aż nieprzyjemna cisza. Stanęła tuż na przeciw wejścia do budynku. Dwa okna, jedno po każdej stronie dwuskrzydłowych drzwi, również przyozdobione były żółtymi światełkami. W ciemnościach, które panowały w Maurii trzeba było przyznać, że to miejsce błyszczało w złocie. Na swój sposób było imponujące. Gdyby nie smród brązowej brei, którą wymazana była driada, z pewnością poczułaby zapach starego drewna.
Miejsce jednak wydawało się mało spokojne. Frigg poczuła dziwny niepokój, podobny do tego samego, który wywołał kwiat wilca.
Z wejściem do środka czekała na druida. Gdy tylko dołączył do niej na ganek, od razu wsunęła dłoń i uchyliła jedną połowę latających drzwiczek. Weszła niepewnym krokiem.
W środku było... zachwycająco! Ciemnobrązowa lada, kryła za sobą ogromny regały alkoholi! Większość butelek ozdobiona była wstążeczkami lub czerwonymi pieczęciami zapewniających doskonałą jakość. Długość mebli przerywały schody prowadzące na górę, których ramy był zgrabnie wyrzeźbione. Na każdym schodku leżał zielony dywanik. Po prawej stronie zaś lady zwisał porządny kawał skóry, który prowadził do kolejnych pomieszczeń. Najprawdopodobniej do domu właścicieli. Przy okrągłych stolikach stały niskie krzesła i chociaż w karczmie znajdowało się dwóch-trzech klientów, samo pomieszczenie jakby samo z siebie tętniło życiem!
-Halve!-rzuciła żywo driada. Miejsce pozytywnie na nią zadziało.
Miała właśnie otworzyć usta i coś dopowiedzieć, ale...zapomniała regułki! Spojrzała bezradnie swoimi wielkimi oczami na druida, a jej mina mówiła jedno "Zapomniałam...".
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Twoja samica? - pytanie szczura zaskoczyło maie tak bardzo, że w pierwszej chwili go zatkało.
Przyglądał się właśnie sylwetce driady znikającej w górze, więc zwierzak pomyślał, że patrzył na nią z lubieżnością. Cóż, widok nie był zły, jednak daleko było mu do uczuć, o których myślał gryzoń. Maie uśmiechnął się przekornie i spojrzał w dół, na właściciela głosiku.
"Prędzej by mnie zagryzła niż dopuściła do siebie...." - szczur zapiszczał ze współczuciem. Nie mógł wiedzieć, jak złośliwy był maie w stosunku do dziewczyny. Właściwie to Darshes wątpił czy poza podstawowymi emocjami, szczur w jakikolwiek sposób rozumie ludzi. - "W każdym razie dziękujemy za przewodnictwo. Zielona również prosi o wybaczenie. Jest po prostu niezdar..."
- Dorwijcie sukinsynów, a nie będzie czego wybaczać. - odparł futrzak i umknął w ciemność.
Z góry dobiegł dźwięk odsuwanej płyty. Maie po raz ostatni odetchnął stęchłym powietrzem i ruszył na górę.

Powietrze było rześkie i odświeżające. Aż trudno było uwierzyć, że znajdowali się w środku miasta rozkładu i śmierci, gdzie za każdym rogiem mógł czekać odziany w czarną kapotę nekromanta. Po smrodzie ścieków, każdy zapach był witany z błogim uśmiechem. Zwłaszcza gdy niósł ze sobą obietnice ciepłej kolacji i czegoś mocniejszego do picia, by na chwilę oddalić się od nękających człowieka problemów. To właśnie oferowała karczma "Złoty gorsz". Pięknie wytapiana lampa, nawet jeśli w rzeczywistości nie była ze złota, dawała wrażenia luksusu, a wszechobecne światełka jeszcze poprawiały mroczne otoczenie karczmy. Jednak gdyby nie to, że Frigg wparowała do środka jak księżna na bal, druid nie wszedłby tam z jednego, prostego powodu. Nie chciał dawać zamykać się w kolejnej dziurze, ulepionej ludzkimi rękoma.
"Chyba zaczynam mieć jakąś fobię, czy coś..." - stwierdził ruszając w stronę wejścia. Ledwie przekroczył prób, a już powitał go donośny okrzyk driady.
-Halve! - rozdarła się na całe gardło, mimo że w środku było zaledwie paru klientów.
W środku było jeszcze przytulniej niż na zewnątrz. Długa, hebanowa lada w niezłym stanie jak na karczmę. Regały wypełnione butelkami, prezentowały się nie tylko pokaźnie ale również elegancko. Klientela siedząca przy pięknie rzeźbionych stolikach wyglądała na osoby z nieco wyższej klasy, niż pijaczyna trawiąca swoje ostatnie procenty w niedawno opuszczonym zaułku. Krzesła, choć wydawały się nowe, nosiły w pewnych miejscach ślady zużycia, nie były to jednak pozaklejane pęknięcia po wieczornej bijatyce. Dodatkowo ściany obwieszone obrazami... ktoś tu chyba był naprawdę pewny swojej klienteli.
Osobą tą mógł być oberżysta, wycierający szklanki zadziwiająco czystą szmatą. Wyglądem przypominał wojownika, którego lata świetności już dawno minęły. Kiedyś potężnej postury, dziś jawił się jako dwumetrowy olbrzym z lekko zastałymi mięśniami i zaczynającym się dorobkiem osiadłego trybu życia. Łysa głowa mogła być pozostałością po najemniczej karierze, choć czasami oznaczała jedynie problemy z wyrastaniem kłaków. Tych jednak facetowi nie brakowało. Zawadiacki wąs, co jakiś czas poruszał się pod kontrastująco małym nosem. Usta okalał zgrabnie przystrzyżony zarost, który na pierwszy rzut oka mógł wydawać się naturalny. Jednak najgorsze ze wszystkiego były te małe, świńskie oczka. Nadawały mu wygląd chama i prostaka, co często szło w parze z osobowością. Całość potężnej sylwetki przykrywał skórzany kaftan, którego grubość mogła konkurować z łuskami Agaresa. Darshes pomyślał, że jakiekolwiek zwierze zostało wykorzystane do zrobienia tego typu ubioru, musiało to być spore bydle.
Jednak nawet w porównaniu z nim, umoczone w gnojówie buty maie jak i jego peleryna, która śmierdziała gorzej niżeli świeżo zebrany obornik, jasno wskazywały gdzie jego miejsce. Cóż, na pewno nie tutaj. Dało mu o tym znać kilka zgorszonych spojrzeń. Jedno jednak, należące do osoby równie brudnej i równie śmierdzącej jak on, zdawało się mówić co innego. Wielkie, brązowe, niemal sarnie oczy zdawały się błagać o pomoc. Darshes uświadomił sobie, że nie tylko nie usłyszał jak Frigg wymawia hasło, ale też nie słyszał już wcale jej głosu.
Nie ufał wiedźmie i najchętniej zapomniałby hasło, gdy tylko opuścił jej chatkę. Jednak słodki wygląd i ta nieporadność na chwile stopiły lód z jego serca. Miał nadzieje, że się nie zaczerwienił, albo że driada chociaż tego nie zauważyła. Podrapał się po krótkiej czuprynie i starając się nie patrzeć na Frigg, rzekł głośno i z wyraźnym zakłopotaniem.
- Oczy... oczy widzą wszystko, jakie więc wieści niosą ze sobą niedosłyszące uszy?
Goście popatrzyli się na nich jak na debili. Albo pijaków w stanie niezłego upojenia. Jedynie oberżysta przestał polerować szklanki i teraz przyglądał im się spod zmrużonych powiek.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg, w przeciwieństwie do Darshes'a, nie czuła się jak skończona idiotka. Nigdy nie ruszało ją to, co myśli o niej cały tłum. Raczej skupiała się na swojej własnej opinii bądź tych, których sobie ceniła. Driada obdarowała druida uśmiechem. Zdarzyło się jej to pierwszy raz, nie wliczając przywitania w karczmie i tym razem wyrażał wdzięczność. Na prawdę cieszyła się z tego powodu. Być może dla niego była to błahostka, dla niej pierwszy krok, który zbliżał ich do kupca. Wiedźma przecież wspominała, że czegoś się tutaj dowiedzą na temat zaginionego. Miała też minimalną nadzieję, że to właśnie uniesione kąciki blado-różowych ust wyprowadzą go z zakłopotania, które dojrzała bystrym okiem.
Nie tylko karczmarz zaprzestał swej czynności. Frigg odnosiła wrażenie, że był ktoś jeszcze. Barman kompletnie nie pasował do tak złocistego otoczenia, wypełnionego po brzegi skrawkiem kultury i wrażliwości. Był wielki, wręcz ogromny. Pierwszy raz w życiu ujrzała tak wielkiego człowieka, nie tylko pod względem wzrostu ale i masy, która nie była ubita wyłącznie z tłuszczu. Jeżeli druid czuł się przy nim drobny, ona porównywała siebie do robaka, karalucha albo nawet pchły przy tym gigantycznym oberżyście.
Oberżysta spojrzał na nich groźnie swoimi świńskimi oczami, które trudno było dostrzec pod krzaczastymi, brązowymi brwiami. Mimo to łatwo było odczytać jego wzrok, a raczej to uczucie obserwacji. Cisza trwała przez dłuższy moment. Wszyscy jakby stanęli w czasie, jak w zegarku, żadna zębatka nie ruszyła się na moment. Ani z jednej ani z drugiej strony.
-Ohohohohoho! -zaśmiał się wesoło oberżysta, przez co Frigg została zbita z tropu- Ach witam, witam! -barowy, ciężki, ale męski głos rozległ się po pomieszczeniu - Mile widziani są tu przyjaciele moich przyjaciół!-był też ochrypnięty.
Gigant, bo tak nazwała go w myślach Frigg, odstawił szklankę i serdecznym ruchem ręki zaprosił gości bliżej.
-No dalej, dalej! Nie bójcie się!-zapewniał, ale w jego głosie nie było słychać ironii czy sarkazmu. Zwykła szczerość i uprzejmość.
Spojrzała pytająco na druida. Mimo, że oberżysta wypowiedział zaledwie kilka słów, driada nie rozumiała już większości. Czyżby wielkolud miał wiedźmie za przyjaciółkę? Jego głos, mimo tak niskiego tonu i porządnej chrypy, zdawał się być prawdziwy. Podeszła bliżej, tuż do lady. Czuła na sobie wzrok klientów. Trudno jej było ocenić jaki jest, groźny, odpychający?
-No, no, no! Proszę, zapraszam! Co jak takie dwa wystraszone cielęta stoicie?-zażartował. Driada spojrzała w małe, szare oczka- Nazywam się Borum Zorgri -skłonił się wobec driady, a skinieniem głowy przywitał i mężczyznę- Serdecznie witam i zapraszam Was w moich skromnych progach... a raczej i powitam! Proszę przejdźcie...-chciał swoją wielką łapę delikatnie oprzeć o ramię zielono-skórnej i wskazać drogę, ale...zrezygnował- ...ekhem..-odkaszlnął dość znacząco, nie chciał jednak urazić żadnego z podróżników-...tutaj, no! Zapraszam!- odsłonił delikatnie wiszącą skórę prowadzącą do domostwa. -Zamykamy lokal! -rzekł ciężko, a klienci bez większego sprzeciwu uczynili to co im nakazano. Była w końcu już późno, a wręcz prawie wcześnie.
Frigg spoglądała to na oberżystę, to na skórę, to na giganta, to na lekko uchylone materiał. Nie była pewna czy dobrze robi, w tym jednak momencie było jej wszystko jedno. Znajdowali się w karczmie. Karczma równała się z łóżkiem i noclegiem, z odpoczynkiem, którego tak potrzebowała. Spojrzała jeszcze raz niepewnie na druida, jakby czekała na jego pozwolenie, które i tak zignorowała. Zbliżyła się do skóry. Odkryła przejście i dość mały, bardziej prostokątny niżeli kwadratowy pokój. I kobietę.
-Och! Zorgri, co to za odór?!-rozległ się cienki, aczkolwiek kobiecy głosik.
Piękną istotę.
Dojrzała nowo przybyłych dopiero teraz. Piękna. To słowo było wystarczające i idealne do określenia tej dziewczyny. Zimny odcień blondu idealnie współgrał z intensywnym, niebieskim kolorem oczu. Włosy upięte miała bardzo starannie, w skomplikowany sposób. Frigg nie zdołałaby odkryć zagadki tej fryzury. Mnóstwo ozdób, wsuwek, koralików. Dzięki temu odsłonięta została gładka, długa szyja nieznajomej, której skóra była niemalże równie biała co korale u jej włosów. Ciemne, długie rzęsy. Perfekcyjnie umalowane oczy, perfekcyjnie upudrowane poliki, perfekcyjnie błyszczące usta od pomadki. Nie można było tego określić w inny sposób. Makijaż był po prostu perfekcją w dokładnym tego słowa znaczeniu. Nie za dużo, ale podkreślało to i owo. Driada nawet nie sądziła by druid w jakikolwiek większy sposób zwrócił na to uwagę. Faceci nie interesowali się tego typu sprawami, ale w jakiś sposób perfekcyjny makijaż pozytywnie na nich działał. Odziana była w kremową, niemalże białą suknie. Góra ozdobiona była w koronce i odsłaniała delikatne ramiona. Frigg zastanawiała się czy Darshes zwrócił na nie uwagę. Nawet ona sama zapragnęła ich dotknąć, poczuć ich delikatność. Była po prostu piękna.
-Och! Przepraszam!-nieznajoma zasłoniła usteczka drobną dłonią- Nie chciałam urazić!
Wstała momentalnie. Przecież nie wypada w ten sposób witać gości. Delikatnie się ukłoniła unosząc przy tym nieznacznie suknie.
-Nazywam się Inellitte-jej głos był delikatny niczym płatki róż, pełen niewinności i bardzo cichy.
Frigg nie za bardzo wiedziała jak się zachować. Z jednej strony stał gigant, z którym można by gadać po świńsku, do czego adekwatne są jego oczy, z drugiej, dziewczyna średniego wzrostu, pełna niewinności i ufności do ludzi.
-Frigg...Frigg Lysberg.-powiedziała równie cicho, z nutką niepewności, której w sobie nie poznawała.
Driada czuła się tu...dziwnie. Władała nią jakaś nieokreślona mieszanka uczuć. Nie było tu źle, nieprzyjemnie, a jednak nie potrafiła się tutaj "poczuć". Jakby nieznajome moce, próbowały w niej wzbudzić to zżera ją od środka, ale tym razem nie była to nienawiść czy lęk, jak przy wilcach. Wszystko jakby dopiero do niej wchodziło. To była dziwaczność. Nie potrafiła tego inaczej ująć. Nie chodziło także o jej mieszkańców, ale o samo miejsce.
Frigg zastanawiała się czy Darshes odczuwa coś podobnego. A może w ogóle nic nie czuł? Tak samo jak jego oczy. Pełne pustej zieleni. Przypuszczała także, że to jej zwykła, kobieca, ale jakże bogata, wyobraźnia kieruje jej stanem emocjonalnym. Albo to te dni się zbliżały? Dziwaczność. Drugie słowo jakie jej tu pasowało to niepewność.
-No więc... Bez urazy, ale walicie gorzej niż obora ze zgniłymi jajami! Gorzej niż mauriańskie ścieki! -zaśmiał się potężnie. Driada jedynie uśmiechnęła się głupkowato. Nie wiedziała czy przyznać się do ściekowej podróży. Niepewność zżerała ją od środka, przez co nie pozwoliła sobie mówić. Polegała na maie, ale nawet nie wiedziała czemu. Miała nadzieje, że nim akurat ta dziwaczność nie zawładnęła.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Mężczyzna zrobił na nim dobre wrażenie. Mimo swego niechlujnego wyglądu, wydawał się być - jak to określali ludzie - równym gościem. Im dłużej maie go słuchał, tym większą pewność miał, że mężczyzna w swej młodości musiał być najemnikiem. Potrafił się zachować w towarzystwie kobiet, czego druidowi jednak brakowało. Trudno było powiedzieć czy grzeczność wynikała z pierwotnego wychowania, zajmowanego "stanowiska" czy obycia w doborowym towarzystwie. Mimo to, Darshes niemal od razu poczuł do niego sympatie. Tak, ten człowiek mieścił się w granicach tolerancji, jaką duch lasu posiadał dla cielesnych istot.
Odwdzięczył się skąpym kiwnięciem głowy i przeszedł za gospodarzem do sąsiedniego pomieszczenia. Przechodząc przez płachtę, kątem oka dojrzał ciekawe spojrzenia rzucane przez wychodzących klientów. Klasa średnia widać nie była tak głupia, jak chłopi małorolni. Widać wyczuli, że zamknięcie ich miejsca przesiadywania jest raczej powiązane z przybyszami niżeli z godziną. Ich wzrok nie był jednak wścibski, a jedynie ciekawy.
"Dzieje się tu coś, o czym nie wiem..." - pomyślał, opuszczając za sobą płachtę. - "I bardzo bym się chciał dowiedzieć co...."
Kolejne pomieszczenie niezbyt wiele różniło się od poprzedniego. Również było urządzone w "dobrym" stylu i całkowicie kontrastowało z postacią oberżysty. Pasowało jednak całkowicie do nowo poznanej istoty. Podchodziła pod kategorię tego co mężczyźni nazywają pięknem. Blond włosy, upięte w wymyślną fryzurę wydawały się maie dziwaczne, ale dal niego większość "ostatnich" krzyków mody była dziwaczna. Podkreślały jednak jej kobiece zalety. Mleczno-białą szyję o skórze tak jasnej i delikatnej, że wydawała się płatkiem kwiatu. Jej oczy w kolorze ciemnego, letniego nieba, spoglądały na nich z ciekawością. Marszczyła mały nosek, widać nieprzyzwyczajona do ich jakże "wykwintnych" perfum, rodem z Maurii.
Maie nigdy nie był fanem sukni. Dla niego kobiety wyglądały o wiele bardziej pociągająco w obcisłych spodniach i białej koszuli, ten strój jednak pasował do kobiety. Biała kreacja odsłaniała dekolt i ramiona, przyozdabiając je również misternie wykonanymi koronkami. Dobra jakość wykonania jak i przepiękny materiał powiedziałyby maie, że mimo prostoty, suknia nie była tania. Ale oczywiście taka wiedza nie wchodziła w zakres zainteresowań druida. Tak samo było z makijażem. Jej twarz wydawała się piękna dzięki staranności i prawdziwego talentu w upiększaniu kobiet, jednak Darshes nieprzyzwyczajony do makijażów u kobiet - driady z Ash Falath'neh rzadko nakładały na siebie coś więcej, niż barwy maskujące - uniósł jedynie brwi w zdumieniu. W jego odczuciu, dziewczyna zrobiła to wyjątkowo niepotrzebnie.
A jednak, z jakiegoś powodu, kobieta nie budziła jego zaufania. Kogoś mu przypinała. Kogoś leżącego w aksamitnej pościeli z zamkniętymi oczami. Kogoś, kto pochrapywał lekko w spokojnym śnie, zadowolony z dobrze wykonanej pracy. Kogoś...
Złote źrenice zwęziły się.
- Alister Iriadel... - szepnął cicho, jakby do siebie.
Jego głos choć niewiele głośniejszy od lekkiego podmuchu wiatru i dla niewprawnych uszu mógł dokładnie tak brzmieć, wypełniony był po brzegi nienawiścią. Czuł jak krew gotuje mu się w żyłach na jej niewinne przeprosiny. jej przepełniony gracją ukłon wydał mu się sztuczny i niemal obraźliwy. To nie tak, że tej kobiecie nie ufał. jej po prostu nie mógł zaufać. Pochodziła z "rasy" która zawsze dostaje to czego chce, nie licząc się z innymi. Z rasy, którą Darshes zmiótłby z powierzchni ziemi, by ich plugastwo już nigdy jej nie skalało. Z rasy, powszechnie znanej jako arystokracja.
Musiał na chwilę przymknąć oczy, by obecni nie zauważyli jak te zaczynają jarzyć się zielonkawą poświatą, a także by zdusić wyrywającą się na wierzch magię. Nie raczył się również przedstawić. Jego zielone oczy lodowato spojrzały na Inellitte, jakby ta była robakiem, choć w jego punktacji klasyfikowała się o kilka miejsc niżej. Jego wzrok przeniósł się na Boruma i z lekkim westchnieniem ulgi odpowiedział na pytanie, wyręczając tym driadę.
- Nasze przybycie do miasta było nieco... - poszukał w myślach właściwego słowa. - ...burzliwe. Toteż i nasza droga nie była najprzyjemniejsza i wiele się z prawdą nie rozminąłeś.
Uśmiechnął się krzywo. Chciał to zrobić nieco przyjaźniej, ale ani myśl o ściekach, ani obecność członka domniemanej szlachty mu na to nie pozwalała. Zaczął się nawet zastanawiać, kogo bardziej nienawidzić: wiedźmy czy Inellitte, choć ta ostatnia niewiele sobie zasłużyła na jego "gorące" uczucia.
- Nasza przyjaciółka mówiła, że w tym miejscu będziemy mogli uzyskać kilka informacji, których są nam niezbędne. - aż się sam zdziwił, że ton jego głosu nie wyrażał obrzydzenia, gdy wspominał czarownicę. - Nie pogardzilibyśmy również możliwością zmycia tego świństwa, a tej oto damie przydałby się porządny wypoczynek. - dodał wskazując na Frigg.
Faktycznie, dziewczyna wyglądała na wykończoną. Jasne światło wnętrza uwydatniało zmęczenie na jej twarzy. Dodatkowo takie rany znacząco osłabiły jej ciało, a ostatnim razem Darshes nie miał dość sił by je wzmocnić. Martwił go również stan psychiczny driady. Dzisiejszy dzień dał się im we znaki, a w przeciwieństwie do niego, ona nie mogła się zresetować. Odświeżona i wypoczęta będzie z pewnością lepszym towarzyszem i może nie będzie go chciała zabić przy pierwszej możliwej okazji.
Na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. Musi się zresztą dowiedzieć od driady paru rzeczy, ale wszystko w swoim czasie.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

"Alister Iriadel" powtórzyła mechanicznie driada i dopiero po chwili wszystko do niej dotarło. Ten jad, ta nienawiść. I znowu poczuła to nieprzyjemne uczucie, to które biło od Darshes'a w tych dziwnym stanie emocjonalnym. Nie miała jednak siły się nad tym wybitniej zastanawiać. Była zmęczona i jedyne słowo jakie rozumiała to "łóżko".
"Alister Iriadel" pomyślała nachalnie po raz kolejny.
W przeciwieństwie do wilgotnych ścieków w domostwie panowało ciepło i na swój sposób było przytulnie. Frigg odnosiła wrażenie, że zaraz padnie na ziemie niczym kołek. Nawet podłoga wydawała się w jej oczach wygodna.
-Ohohohoho!-śmiech giganta sprawił ból w głowie Frigg-Myślałeś, że wpuszczę Was, takich śmierdzieli, do łóżek?! Ahahaha!-zaśmiał się mocno, aż brzuch delikatnie zafalował.
Inellitte uśmiechnęła się szeroko i przyjaźnie, nieco zakłopotana potęgą śmiechu Boruma.
Nawet jej uśmiech wydawał się idealny.
Chwyciła delikatnie dłoń driady, po czym poprowadziła ją dalej. Zielono-skórna dziewczyna zaskoczona była tym gestem. Przecież nawet gigantowi ze świńskimi oczami było nieprzyjemnie ją dotknąć, tak kompletnie brudną i śmierdzącą. Blondynka się odważyła.
-Chodź, zaprowadzę Cię do naszej małej łaźni-zachęciła driadę, a ta niczym baranek podążyła za nią.
-Ech...-westchnął ciężko mężczyzna gdy te zniknęły im z oczu pozostawiając po sobie jedynie skrzypnięcia drewna po swoich krokach. Do kolejnego pomieszczenia również przechodziło się przez obwisły materiał- A myślałem, że chociaż dziś się wykąpie!-zaśmiał się serdecznie. Ruszył w stronę baru-No to...czego się napijesz?! Zanim te baby się wykąpią to gorzołkę zdołamy obalić! -zaczął wyczytać najróżniejsze nazwy trunków, jeden z nich był nawet znany wśród druidów-Ah w sumie...jeden pies!-chwycił dwie butelki, dwa różne trunki, na wszelki, gdyby pierwszy nie zasmakował nieznajomemu.
Wrócił do pokoju po czym zaprowadził druida dalej, za drugą skórę. Za nią kryło się niewielkie, aczkolwiek wysokie sufitem, pomieszczenie. Schody, umieszczone tuż przed nimi, prowadził do reszty drzwi, które widać było z dołu. Jedna z nich od razu wstawione były po prawo od schodków. Pod nimi również znajdowało się wejście. Dolna część budynku obejmowała także kuchnię, a na bocznej ścianie kolejne zamknięte pomieszczenie. I prostokątny stół wykonany z dębowego drzewa. Mocny solidny, który świetnie komponował się ze starannie dobranymi krzesłami przyodzianymi bordowymi poduszkami. Całe pomieszczenie delikatnie oświetlała żółć płynąca ze świec wetkniętych w starodawny żyrandol. Borum usiadł wygodnie stawiając butelki.
-No...-zakręcił wąs na ogromnym palcu-...wybieraj!

Tymczasem Frigg stała niewinnie przyglądając się ich małej łaźni. Po lewej stronie znajdowała się drewniana wanna, kształtem przypominała wielką beczkę. Z drugiej strony, przy ścianie, leżały kamienie, które blondynka podlewała gorącą wodą wypełniając pomieszczenie parą. Dziewczyna podeszła do driady i śmiałym gestem odpięła lisi płaszcz. Frigg chciała się zbuntować, ale jakoś nie potrafiła. Ujęła tylko swój płaszcz w dłonie.
-Musisz się rozebrać żeby się umyć-stwierdziła rzecz oczywistą- Czemu się tak boisz? Jeśli w ogóle boisz...-zamyśliła się na chwilę- Wypiorę Ci te rzeczy. Wiesz dokładnie, że one...nieładnie pachną. Będą wisieć tutaj, o, na sznurku!
Piękna dziewczyna wysunęła w jej stronę wiaderko, a ta w odpowiedzi włożyła lisa do środka. Gotowało się w niej dziwne uczucie, tym razem skrępowania.
-A może...-zaczęła piękna-...Ty się wstydzisz?-odgadła momentalnie. Frigg tylko obróciła głowę, a na jej twarzy wymalowała się irytacja i pogarda, ale niestety jasnowłosa miała rację.-Nie masz się czego wstydzić... przecież driady, są piękne.-te słowa w dziwaczny sposób poruszyły Frigg. Głos Inellitte był tak miękki, przyjemny i prawdziwy.
Piękna dziewczyna zaśmiała się wesoło po czym napadła plecy Frigg.
-Ej!-wreszcie jakby wróciła na moment do siebie- Co ty robisz?!-jeden zwinny ruch dłonią bladej dziewuszki sprawił, że piersi driady zostały odsłonięte. Frigg byłą zawstydzona, ale w końcu miał to samo.
-Oj już się tak nie dąsaj! Przecież nic Ci nie zrobię!-zapewniła, a jej zapewnienie okazało się prawdziwe.
***
Został jedynie naszyjnik na zielonej skórze. Blondynka chciała go zdjąć, ale driada gwałtownie obróciła się do niej twarzą w twarz. Jej wzrok był groźny i niebezpieczny, a zarazem wypełniony strachem, że ktoś go chce odebrać. Inellitte spojrzała na nią zdziwiona, ale po chwili w jej oczach zagościło ciepło.
-Ach...rozumiem...
Co niby rozumiesz? pomyślała buntowniczo driada.
-To coś ważnego...-jasnowłosa zwróciła się w stronę lustra. Starła z niego wilgoć-Ja też coś takiego mam.-chciała poprawić swóje upięcie, ale przypomniała sobie, że ma brudne palce-Pokaże Ci, jak wypiorę Twoje rzeczy!
Driada jedynie spojrzała na nią pytającycm wzrokiem, ale nie miała zamiaru wchodzić w głębszą dyskusję. Blada dziewczyna wystawiła przed Frigg naczynie, pachniało specyficznym balsamem, które poprawiało jakość srebra i złota. Niepewnie odpięła swój naszyjnik i zatopiła go w specyfiku. Nowo poznana postawiła misę tak by czekoladowe oko nie puściło go ani na moment.
Szorowała się długo, próbowała zmyć z siebie całe świństwo chociaż już po samym pierwszym wejściu musiały zmieniać wodę.
***
Leśna istotka wreszcie mogła przejść do właściwej kąpieli. Jasnowłosa kilkoma ruchami rozpuściła długie, bo sięgające aż za pośladki, włosy.
-Widzisz?-w dłoniach dziewczyny widniała złota wsuwka, z kręconą, ślimaczą muszlą. Złote ogniki odbijał się w brązowych oczach-Dostałam ją.-pochwaliła się. Była wypełniona dumą. Odstawiła ozdobę tuż przy misce z balsamem.
-Od kogo?
-Na imię mu Ravarden Volg-zachichotała tak jak to dziewczęta miały w zwyczaju myśląc o swoich ukochanym. Rozebrała się także z pięknej sukni, po czym przyłączyła do kąpieli, czym była zaskoczona Frigg. Wanna musiała pomieścić tego giganta więc co to tam dwie dziewczyny-Może jutro przyjdzie.-uśmiechnęła się rozmarzona.
Inellitte okazało się niezwykle rozgadaną osobą. Driada jakoś sama z siebie dała się wciągnąć w dyskusję, ale także uważnie słuchała typowo kobiecych wywodów. Na temat makijażu, włosów, jednak Frigg omijała zgrabnie tematy mężczyzn. Jasnowłosa jedynie wychwalała ów Ravardena Volga. Wydawało się, że obdarzyła go kobiecą, młodą miłością. Niektóre rozmowy kończyły się bójką w wannie. Ich śmiechy, a także czasem dwuznaczne odgłosy, roznosiły się po mieszkaniu. Zorgri kilka razy musiał unieść swój potężny głos aby nie hałasowały nazbyt, nie o tej porze nocy.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie zarzucił pelerynę na oparcie krzesła i dosiadł się do stołu.
- Ten ciemny - wskazał na pękatą butelkę, koloru ciemnobrunatnego.
- Feywine? - odparł zaskoczony mężczyzna. - W sumie masz coś z elfa.
Zerwał woskową pieczęć i odkorkował butelkę. W powietrzu rozniósł się silny, wrzosowy zapach. Feywine, miód dzikich elfów. Wytwarzany i sprzedawany tylko przez nich. Według standardów ludzkich trudno dostępny i niezwykle wykwintny, choć bardziej cywilizowani kuzyni wytwórców, nazywają go czarcim pomiotem. Długouche z Kryształowego królestwa rozpuściły nawet plotki, że dzikie klany używają go przed bitwą, by wpaść w morderczy szał, co oczywiście było brednią. Darshes miał okazję poznać kilku kupców z klanuów i dowiedział się, że sekret tkwi w ziołach, a te wprawiające w szał były prawdziwym rarytasem.
Olbrzym podał mu butelkę. Maie spodziewał się, że gospodarz zaraz ruszy po szklanki albo coś, ale ten rozsiadł się w najlepsze i szarpnięciem otworzył drugą butlę. Ta śmierdziała jak typowa gorzała, co całkowicie pokrywało się z wizerunkiem ex-najemnika. Wznosząc oczy ku niebu, druid pociągnął z gwinta... i niemal od razu się zakrztusił. Płyn był gęsty i gorzkawy, a jednak niezwykle szczypał w język. Palił również gardło, ciężko jednak powiedzieć, czy była to zasługa trunku, miodu czy ziół do niego dodanych.
W powietrzu rozległ się pogodny śmiech.
- Pierwszy raz to pijesz?
- Nie... - odparł, ocierając rękawem usta. Ubranie śmierdziało niemiłosiernie, jednak na razie nie miał ochoty z tym nic zrobić. - Dawno jednak nie kosztowałem czegoś równie mocnego...
Pociągnął kolejny łyk, tym razem przygotowany. Gęsty trunek spłynął mu po gardle, a w oczach zapaliły się świeczki. Zniósł to znacznie lepiej niż za pierwszym razem. Udało mu się wyczuć aromat różnych ziół, miał jednak nadzieje, że właściciel wie co robi i nie podał mu doprawionego specyfiku.
- Jak ci się udało go zdobyć? - zapytał, odkładając butelkę na stół. - Nie jest to coś, czym kupcy handlują na co dzień.
- A no. - odparł zadowolony z siebie oberżysta. - Właściwie to miałem szczęście. Wracałem kilka dni temu do miasta z wozem pełnym trunków i co widzę? Bramę zamkniętą na cztery spusty. - tu uderzył butelką o stół. - Dodatkowo przy bramie stał jakiś kmieć. Podejrzany to gość, mówię ci. I źle mu z oczu patrzyło.
Sięgnął po stojący z boku pogrzebacz i zamachnął się nim nad stołem.
- Ściągnął to swoje mieczysko z pleców i kazał mi się wynosić. Mnie!
Maie uniósł brwi i pociągnął kolejnego łyka. Najwyraźniej ich gospodarz był znany, albo tak tylko o sobie myślał. Tak czy siak, fakt, że nie chcieli go wpuścić do miasta mocno go wkurzył. Czerwony na twarzy, jedną ręką wymachiwał prętem, drugą trzymał gorzałę.
- To ja mu na to, by se wsadził to żelastwo do dupy - tu wykonał jednoznaczny gest kawałkiem metalu. - i czym prędzej ją ruszył by otworzyć tę piekielną bramę, bo mi się klientela do karczmy zwali przed zmrokiem. - odłożył pogrzebacz i pociągnął długiego łyka. - Mądrala jeszcze trochę popsioczył i wysłał po jednego z tych czarnych, sukinkoty jedne.
Druid spojrzał z zainteresowaniem na Zorgri'ego. Czyżby chodziło o tych samych, o których wspominał szczur?
- Opowiedz mi o nich coś więcej. - poprosił grzecznie.
- Czarnych? - zapytał zatrzymując flaszkę w pół drogi między stolikiem a ustami. - Czort ich wie, kim oni są. - odparł drapiąc się po łepetynie. - Ludzie nazywają ich Czarnym Bractwem, a to dlatego że wszyscy, co do jednego, noszą się na czarno. Ni cholibka żem nie widział jakiejkolwiek kobiety wśród nich. Są brutalni i morderczy w działaniu. Raz wpadli mi do lokalu i zrobili burdę. Wywlekli stąd młodego półelfa i kazali pilnować swoich spraw. - walnął pięścią w stół. - Cholera, toż przecież moja sprawa, gdy wywlekają mi klienta!
Nieco jednak ochłonął i pociągnął kolejnego łyka. Maie poszedł w jego ślady, cały czas go słuchając.
- Na tym się jednak nie skończyło. - stwierdził, zakręcając wąsika.
Za ściany dobiegły ich gromkie śmiechy, piski i wrzaski. Pobudzona wyobraźnia maie skoczyła na inny tor, a wspomagany alkoholem umysł zaczął produkować sugestywne obrazy do tego, co mogło się dziać za ścianą. Gdyby to działo się jeszcze parę miesięcy temu, druid zaczerwieniłby się po uszy. Teraz jednak, tylko nieznacznie uniósł kąciki ust.
- Cisza tam baby! - wrzasnął mężczyzna, choć jego twarz miała łagodny wyraz. - Hałasujecie tak, że co rusz nam się czarni zlecą! - wydarł się w stronę ściany. - O czym to ja...? - zapytał wracając wzrokiem na towarzysza.
- O Czarnym Bractwie. - odparł maie. Jego głos brzmiał tak dziwnie, jednak teraz to nie miało większego znaczenia. Pociągnął kolejnego łyka i z prawdziwą przykrością stwierdził, że ubyła już jedna czwarta butelki.
- Ahhhh... tak. - przypomniał sobie gospodarz, a twarz mu poszarzała. - Nie dość, że mi klientów wystraszyli to jeszcze lokal zdemolowali. Zadawali pytania, o kupca, co to się tu kręcił parę tygodni temu i o ludzi co to o niego wypytywali. Na koniec, każdy rzucił po róży i wyszedł. - widać stało się to całkiem niedawno, bo oberżysta wciąż jeszcze się dąsał. - Zdemolowali mi lokal, wystraszyli klientów i jeszcze za nic nie zapłacili! Sukinkoty!
- Trupy? - Zorgri spojrzał na niego mrużąc brwi i Darshes dopiero po chwili zrozumiał, że musi lepiej artykułować swoje myśli. - Czy to były trupy? No wiesz, czy byli nieumarłymi...
- Czort ich wie! - przerwał mu olbrzym. - Niektórzy powiadają, że to synowie Upiornej Dziewicy.
"Znowu ta dziewica..." - pomyślał maie. - "Może jednak coś w tym jest..."
- A ty co sądzisz? - zapytał, starając się nie patrzeć mężczyźnie w twarz.
- Że mają skórę i kości. - odparł twardo, pociągając łyk trunku. - I że, jeśli ktoś spuści im solidny łomot, zyska przychylność przynajmniej jednego z miejskich oberżystów.
Pociągnął kolejnego łyka, a druid zastanowił się nad kolejnym pytaniem. Coraz trudniej mu się myślało. Jego głowa stała się ciężka, jednak senność nie nadchodziła. Oparł więc łokieć o blat i podparł brodę dłonią. Powinien pytać o kupca? Nie, zbyt duże ryzyko. No i ściągnąłby niepożądaną uwagę. Postanowił więc wrócić do planu pierwotnego, który razem z Frigg ustalili w Thenderionie. Miał tylko nadzieje, że driada nie spali ich przykrywki.
- Ciekawe. - powiedział, gdy mężczyzna zamilkł na chwile. - Ale jest jeszcze coś, co nas interesuje. Widzisz, ostatnio udało nam się uzyskać parę nasion kwiecia Galwanu. Frigg, ja i nasz trzeci przyjaciel. - mówił monotonnie, teraz jednak musiał spróbować udać zażenowanie. Jego umysł pracował powoli, więc chwile czasu mu zajęło, nim przypomniał sobie najbardziej wstydliwy moment ze swojego życia. Nawet teraz, gdy o tym pomyślał, na jego twarzy pojawiały się gorące rumieńce. - Jak się jednak okazało, nasz wspólnik postanowił zarobić bez nas. Dał dyla z niemal całą partia materiału i zostawił naszą dwójkę na lodzie.
Wolną ręką sięgnął po butelkę. Jego dłoń niemal rozminęła się z szyjką flaszki. Zmarszczył brwi i ponownie sięgnął. Tym razem, długie palce zacisnęły się na szklanej szyjce. By ukryć nieporadność, szybko pociągnął łyk i wbił wzrok w stół.
- Musimy go odnaleźć. - powiedział cicho. - Jeśli nie odzyskamy towaru i nie sprzedamy go za godziwą sumę, ten palant pociągnie nas na dno.
Dla podkreślenia efektu, spojrzał na swoje brudne, śmierdzące ubranie.
- Wiesz coś może o nim? Nazywał się Etrom, Etrom Keane.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości