Turmalia[ Centrum ] Rebelia w Turmalii

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

W końcu mroki nocy rozpierzchły się, odsłaniając blade słońce o poranku, skryte za woalką szarych obłoków. Ulice Turmalii zaścielały kałuże po deszczu i ślady krwi, która częściowo mieszała się z wodą.
Odkąd sytuacja trochę się uspokoiła, zaczęto usuwać ciała, aby nie zalegały na bruku i gnijąc nie sprowadzały na miasto śmiertelnych chorób.

Leannán Sí miał mnóstwo szczęścia, że udało mu się przeżyć noc. Wraz z nowym dniem odzyskiwał siły po wczorajszej walce.
Czuł na sobie ciężar ciała, które zdążyło już stężeć. Gdyby nie ten trup, pewnie odniósłby o wiele poważniejsze obrażenia niż tylko zranione czoło z którego wciąż lekko sączyła się krew. Przetarł twarz z posoki, od której cała się lepiła. Ledwo widział na oczy. Potrzebował się chociaż opłukać.

Mężczyzna z trudem wygrzebał się spod przygniatającego go nieboszczyka i zabierając swój miecz, który strzepnięciem oczyścił pobieżnie z wody, na chwiejnych nogach doszedł do jednej z bocznych uliczek, by nie rzucać się w oczy ludzkiej rasie, która teraz zajęta gdzieś w oddali wrzucaniem ciał na wozy, nie dostrzegła jak przemyka ulicą.

Doszedłszy do muru, ciągnącego się przez całą uliczkę, Lana zgiął się w pół, opierając o niego ramieniem przy czym zwiesił głowę. Chciał chwilę odpocząć. Rude kosmyki włosów wymknęły się z rzemienia którym wcześniej były związane, przez co niektóre pasma opadały na twarz i ramiona.
- "Najgorsze chyba za mną... Nie poszło tak źle. Zawsze mogło być gorzej." - pomyślał, czując narastające pragnienie. - "Trochę wody... Chociaż zmoczyć usta."
Niedaleko z dachu skapywała deszczówka, więc podchodząc bliżej, nałapał trochę w dłonie i ugasił pragnienie, jednocześnie przemywając twarz z zakrzepniętej krwi.
Zastanawiał się jak mógłby wymknąć się z miasta, skoro bramy były zamknięte. Wciąż poszukiwano mordercy...
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Jorge od samego początku miał złe przeczucia co do wyjazdu do Turmalii i, niestety, z każdą kolejną godziną jedynie potwierdzał swoje obawy. Z początku chodziło tylko o zadanie, które mu powierzono: sekundowanie w pojedynku jakiś dwóch podstarzałych arystokratów, banał i nuda, w takich starciach ani razu nie podnosi się ręki, która dzierży broń. Nie było jednak drogi ucieczki, Jorge został poproszony z imienia, polecony przez jakąś lady Sybille, dla której swego czasu skrzyżował z kimś szable. Carax do tej pory nie przypomniał sobie, kim była ta cała lady Sybille.
Do Turmalii Jorge wjechał na krótko przed nastaniem południa, miał dość czasu, aby przygotować się do pojedynku, który zaplanowano na wieczór tego samego dnia. Nie zdążył jednak nawet ulokować się w jakiejś karczmie i pchnąć gońca z zapowiedzią, gdy nagle wszystko stanęło na głowie - w mieście wybuchły zamieszki, w biały dzień zamordowano pieniacza, który żądał usunięcia z Turmalii wszystkich nieludzi. Cóż za bezsensowny postulat. Niestety, właśnie przez takie głupoty zamknięto bramy wjazdowe do miasta, a na ulicach zaczęła się regularna rzeź. Nim Carax zdołał przedrzeć się do bardziej cywilizowanej części Turmalii i znaleźć bezpieczne miejsce na nocleg, dwukrotnie musiał krzyżować broń z jakąś łachudrą, która nie rozumiała, że Jorge ma serdecznie w poważaniu jej fizjonomię. Zirytowany szermierz zaczął w końcu kluczyć i omijać miejsca, gdzie mógłby się na kogokolwiek naciąć: nie po to jechał taki kawał drogi, aby teraz dać sobie wbić kosę między żebra. Z karczmy, gdzie wynajął pokój, nie zamierzał się ruszać: zapłacił chłopakowi na posyłki jakąś absurdalnie wysoką kwotę, aby ten przekazał liścik do zleceniodawcy z informacją, że fechtmistrz jest już w mieście.
Ostatecznie pojedynek się nie odbył: obaj zainteresowani uznali, że w obliczu tragicznego rozwoju wydarzeń w mieście, lepiej troszczyć się o własne bezpieczeństwo i zdrowie, niż walczyć w imię tak niewymiernej wartości, jaką był honor. Taki stan rzeczy odpowiadał Caraxowi: spędził całą noc w karczmie, starając się ignorować to, co działo się na ulicy. Z okien raz czy dwa razy widział straszne sceny rozgrywające się przed nią, nie leciał jednak nikogo ratować. Nie pomoże wszystkim, a wtrącanie się do nieswoich spraw nigdy nie kończy się dobrze, nawet dla tych, którzy mieli dobre zamiary.
Rano Jorge musiał i tak opuścić karczmę: nawet jeśli pojedynek się nie odbył, on musiał to dostać na piśmie, z podpisem najmującej go osoby, takie były biurokratyczne reguły szkoły. Dlatego też Carax dzień wcześniej wstrzymał się od picia, ogolił się i przygotował szaty, aby wyglądać stosownie do sprawowanej funkcji. Odpuścił sobie falbany i żaboty, ubrał białą koszulę, czarne spodnie i czarną półpelerynę z niebieską podszewką, nic ekstrawaganckiego. Wyglądał na tyle godnie, aby wpuszczono go do posiadłości arystokraty, ale również na tyle prosto, by nikt go z takowym nie pomylił. Zrezygnował z jazdy konnej, wolał się przejść, nawet jeśli wiązało się to z bieganiem zygzakiem po mieście.

Poranek był rześki, Carax zaś dziękował opatrzności za to, że wiele lat temu stracił węch i nie musi teraz doświadczać typowo portowej mieszaniny zapachów, wzmocnionej wonią przelanej przez noc krwi. Na moment przystanął, wystawiając twarz na chłodny, wilgotny powiew od morza, nie sterczał jednak długo: zaraz ruszył, rozglądając się dyskretnie, aby co najwyżej przechodzić obok tych spokojnych grup, pakujących zwłoki na wozy, a nie tych, którzy jeszcze wściekle miotali się po mieście. Co za czasy, żeby tyle osób musiało zginąć za inny kolor skóry bądź kształt uszu.
Carax dwukrotnie umykał w boczną uliczkę, aby nikomu nie musieć udowadniać, że tutejsze problemy nic go nie obchodzą. Za trzecim razem przez chwilę się wahał: naprzeciw niego szła grupa ludzi, oni nie powinni mieć do niego żadnych pretensji, wyglądali jednak na mocno pobudzonych i skorych do bójki. Nie zaryzykował, skręcił po raz kolejny. ”Nie, nie tak na widoku…”, jęknął w duchu, widząc elfkę pijącą wodę z kapiącej rynny. Obrócił się przez ramię ku wylotowi uliczki: tamci na pewno tu zajrzą, wtedy zrobi się naprawdę niebezpiecznie i tak, jak Carax nie zamierzał biegać i szukać nikogo do uratowania, tak nie chciał, by ktokolwiek zginął pod jego nosem. Przyspieszył kroku.
- Chodź tu - rozkazał, łapiąc elfkę za kołnierz. Albo elfa, teraz w sumie nie był tego pewien, zmyliły go te długie włosy i drobna figura. Nie biorąc pod uwagę możliwości sprzeciwu, ale postępując przy tym na tyle delikatnie, by rudzielec utrzymał równowagę, wciągnął go w najbliższą bramę, aby zejść z oczu wściekłym ludziom na głównej ulicy. Nie pomyślał o tym, że sam może w ten sposób stracić życie: jakie w końcu mogło być prawdopodobieństwo, że pomaga mordercy?
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

Lana na krótką chwilę zupełnie stracił czujność, co było ogromnym błędem w zaistniałych okolicznościach. Mógł przecież trafić na każdego. Wojna jeszcze się nie skończyła.
Elf wciąż nie odzyskał pełni sił, jego reakcje były nieco bardziej spowolnione, dlatego nim poczuł jak czyjaś dłoń łapie go za kołnierz lnianej koszuli, już został ciągnięty w stronę najbliższej bramy.
Dobrze, że była to jedynie dłoń, a nie nóż podrzynający gardło.

W ułamku sekundy odwrócił się, wyszarpując jego dłoni i przykładając chłodną, ostrą jak brzytwa klingę do jego ciepłej, pulsującej szyi. Milimetry dzieliły go od ukrytej pod skórą tętnicy.

Dopiero teraz mógł zauważyć z kim właściwie miał do czynienia: stał przed nim wysoki, zadbany, ludzki mężczyzna. Najpierw elf pomyślał, że ten wygląda mu na panicza, ale po chwili jednak stwierdził, że był zbyt prosto jak na niego ubrany.
Wystarczyło, że na niego spojrzał, a już wiedział, że nie brał on udziału w walkach. Był nazbyt wypachniony w przeciwieństwie do Leannán, który cuchniał krwią, potem i ziemią na kilometr. Tylko czego w takim razie chciał?

- Naah skhavi daar?! - syknął pytająco w języku elfów, jakby w tamtej chwili nie zastanawiał się nad tym czy zostanie przez niego zrozumiany. Gdy to do niego dotarło, szybko się poprawił: - Czego chcesz?
Jego brwi ściągnęły się jeszcze bardziej co sprawiało, że twarz przybrała groźniejszy wyraz. Miecz lekko drżał przy wypachnionej szyi, a czujny wzrok żądał natychmiastowej odpowiedzi.
Po jego jasnym czole spłynęła stróżka świeżej krwi do której przylepiły się kosmyki włosów, które wymknęły mu się z uczesania, gdy tylko zawiał mocniejszy wiatr.
Ostatnio edytowane przez Lana 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Po zakończeniu – z jakże męczącą końcówką – przygody w Maurii, Setian długo zastanawiał się dokąd pójść. Nie mógł pozostawać w jednym miejscu, bowiem w każdej chwili mogli zjawić się gotlandzcy wojownicy. Alarania to wielka kraina, wielka i niezbadana, o wiele bardziej nieprzewidywalna, niż jego rodzima. Ogólnie rzecz biorąc, rozdział mrocznego miasteczka zakończył się dla szatyna dobrze. No… może poza jednym szczegółem, otóż stracił swój gotlandzki sztylet, co go zasmuciło.
Postanowił w końcu wybrać się do Turmalii, portowego miasta. Dlaczego? Melmaro nie kierował się niczym konkretnym. Może z tego powodu, że miejsce to znacząco różniło się od dotychczasowego, było bardziej zaludnione, żywe i łatwiejsze do ukrycia się. Mężczyzna nie miał za dużo pieniędzy, a droga nie była krótka, więc postanowił po prostu ukraść przypadkowego konia, który stał przy jednym z domostw. Zwierzę najwyraźniej wyuczone było posłuszeństwa, gdyż nawet nie stawiało oporu.
Czas w którym Setian dotarł do miasta, wyniósł kilka dni, jednak już z daleka było widać, że coś jest nie tak. Na murach było znacznie więcej strażników, niż być powinno, bramy były przymknięte, a w wejściu stało dwóch żołdaków, którzy sprawdzali każdego wchodzącego do miasta. „Lepiej wkroczę pieszo, nie mam zamiaru zajmować się później tym zwierzęciem.” Melmaro zsiadł z konia i mocno klepnął go w zad, przez co ten popędził przed siebie, w nieznanym dla człowieka kierunku. „Być może spróbuje wrócić do domu?
Szatyn przekroczył mury miasta i przystanął. Na uliczkach pełno było trupów, gdzieniegdzie stały wozy, po brzegi zapełnione ciałami, a strażnicy ciągle znosili nowych truposzy. „Na srebrny księżyc, co tutaj się stało?” Mężczyzna zaciągnął bardziej kaptur i wezwany przez strażników, zbliżył się do nich.
- Jak się zwiesz i po co przybywasz do Turmalii? – Zapytał bezpardonowo jeden z ludzi, drugi z kolei bardzo uważnie ilustrował zachowanie gotlandczyka, mowę jego ciała i twarzy, jakby szukał niewiadomo czego.
- Setian, przybywam zatrzymać się na kilka dni, w celu odpoczynku. Co tutaj się stało? Była jakaś wojna?
Brodaty woj nawet nie zwrócił uwagi na jego słowa. – Zdejmij kaptur i pokaż uszy.
- Co? – Wyrwało się melmaro w odpowiedzi, jednak nie wykonał polecenia, na co drugi człowiek po prostu mu go ściągnął. Ręka szatyna odruchowo powędrowała ku mieczowi, a w jego serce wdarł się gniew, jednak się opamiętał. „Spokojnie. Niech te debile zrobią co mają zrobić.” Kontrola trwała jeszcze chwilę. Żołnierze po dokładnym zapoznaniu się z uszami rozmówcy, w końcu go puścili, przestrzegając przed zadawaniem się z podejrzanymi typkami.
Melmaro ruszył w poszukiwaniu karczmy, jednak bardzo szybko został zaczepiony przez jakąś grupkę ludzi, pytających się czy nie widział gdzieś jakiegoś nieczłowieka, bluzgając przy tym siarczyście i wymachując mieczami. Z kontekstu tego wszystkiego, szatyn wyczytał, że w mieście panuje bardzo napięta atmosfera, oraz, że niedawno miała miejsce rebelia, walki między gatunkami. W tym wszystkim zapomniał zapytać o miejsce domniemanej karczmy, więc po prostu ruszył przed siebie, z tymże teraz za każdym razem unikając uzbrojonych grupek. Idąc, rozmyślał nad sytuacją w której się znalazł. „Chyba znowu wybrałem złe miasto. Najpierw wampiry, teraz międzygatunkowa batalia… Eh…
Mijając jedną z uliczek, wpadł wprost na grupkę uzbrojonych i najwyraźniej podchmielonych ludzi.
- Ej, uważaj jak chodzisz, ty psi synu! – Zaklął potrącony. – Bo ci obetnę nogi, jak nie umiesz właściwie ich używać!
Setian parsknął. Ten wybuch agresji go zdziwił, jednak nie miał zamiaru darować obszczymurowi obrazy. Dobył Kaxua’y i uśmiechnął się. „Eh… I znowu, ledwo gdzieś przybywam, a już trzeba posłużyć się klanową szermierką…
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Carax nie wyglądał na wystraszonego, co najwyżej trochę zaskoczonego. Nie zdążył sięgnąć po szablę, gdy elf nagle wyrwał się z jego chwytu i wyciągnął broń. Szybki był, skubany. Jorge uniósł ręce, aby zaprezentować, że jest bezbronny, zadarł też lekko podbródek, prowokująco odsłaniając szyję - nie taki miał zamiar, ale już trudno. Nie ryzykując poruszania się, zerknął w bok. Nie dostrzegł wiele, wiedział jednak, że nie są już widoczni z głównej ulicy - zarazem dobrze i źle. Dobrze, gdyż w końcu to chciał osiągnąć, zejść z oczu grupie wściekłych pobratymców. Źle, bo teraz sam miał kłopoty. ”Ach, Turmalio, Turmalio, sprawiasz, że z każdym krokiem nienawidzę cię coraz bardziej”.
Carax lekko zmarszczył brwi, gdy nagle elf odezwał się w swoim języku, gdy zaś powtórzyłpytanie we wspólnym, szermierz zwlekał chwilę z odpowiedzią.
- Zabierz broń - powiedział w końcu. W jego głosie nie było strachu ani ostrej nuty rozkazu, to była raczej uprzejma sugestia, może prośba. Mimo wszystko mówił trochę cicho, ostrze przy szyi nie sprzyjało poprawnej artykulacji. - Nie zamierzam z tobą walczyć. Przed chwilą uratowałem ci skórę, gdybyś dalej tam stał, dopadłaby cię grupa szukających zaczepki ludzi.
Carax spróbował przełknąć ślinę, choć miał zupełnie sucho w ustach, dzięki temu jednak zachował dla siebie bezczelne “nie musisz mi dziękować”. Dopiero teraz, zdany na łaskę i niełaskę elfa, mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Bardzo źle go z początku ocenił. Niski i drobnej budowy nadrabiał szybkością, po wnikliwszej obserwacji widać też było, że nie jest aż tak chudy, za jakiego brał go Carax. W jego oczach widać było determinację z niewielką domieszką agresji, wzrok typowy dla zabójcy. Na dodatek ta krew i brud: elf z pewnością miał za sobą pracowitą noc. Nie ma co, Jorge wpakował się po same uszy.
- Krwawisz - mruknął Carax, wskazując na swoim czole miejsce, z którego płynęła krew. Nie przesunął przy tym dłoni nawet odrobinę, poruszył jedynie palcami. Z początku planował w ten sposób odwrócić uwagę elfa od swojej osoby, dobyć broni i tym samym wyrównać szanse, powstrzymał się jednak - miecz przeciwnika był za blisko jego szyi, jeden fałszywy ruch wysłałby go na tamten świat. Lepiej poczekać, jak to się rozwinie. A mogło rozwinąć się ciekawie: Carax zarejestrował wzburzone okrzyki dobiegające od strony wylotu uliczki.
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

Ludzki mężczyzna sprawiał wrażenie niegroźnego. Mimo, iż miał przy sobie broń, wyglądało na to, że nie zamierzał jej użyć. Jego głos był spokojny, opanowany i nie drżał. Wyglądało na to, że mówił prawdę. Rzeczywiście nie chciał go skrzywdzić.
Lana rozważając w myślach jego słowa, wytężył słuch. Faktycznie z niedaleka dobiegały odgłosy rozmów, które stawały się coraz głośniejsze.
Ostatni raz rzucił okiem na twarz tego, który zaciągnął go w bramę. Uważnym wzrokiem pragnął odnaleźć na niej wszelkie oznaki kłamstwa czy strachu. Koniec końców nie znalazł ich więc odwróciwszy wzrok, opuścił swój miecz. Wciąż kapała z niego woda.

Słysząc uwagę na temat krwi, która wciąż leniwie sączyła się z rany na czole, odruchowo dotknął tamtego miejsca, tym samym lekko ją rozmazując.
Nagle do jego uszu dotarły okrzyki ludzi, którzy zbliżali się do nich coraz bardziej. Leannán Sí jeszcze nie był gotowy na walkę.

Złapał ludzkiego mężczyznę za ramię, nie dbając o to, że pobrudził jego ubrania krwią i ziemią. Pociągnięciem w dół zasugerował, by ten przykucnął. Dzięki temu nie będzie tak bardzo rzucał się w oczy ze swoim ogromnym wzrostem. Sam także zaczaił się pod ścianą, wciąż nie chowając swojego miecza, w razie, gdyby był mu za chwilę potrzebny.

Obserwował wyczekująco uliczkę prześwitującą za żeliwną bramą, czekając aż pojawią się w niej ludzie i albo ich dostrzegą i rozpocznie się walka, albo nie zauważą i przejdą dalej...
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Dopiero po wyciągnięciu miecza, Setian przyjrzał się dokładniej owej grupce. Ten który przemówił, okazał się być brodaczem z dużym brzuchem i czerwonym od trunków nosem, podobnie zresztą jak pozostała dwójka, z wyjątkiem jego nadwagi.
- O, tyy… Konusie ty! – Krzyknął wzburzony, nic nie robiąc sobie z tego, że był o głowę niższy od melmaro. Wyciągnął broń – wystarczył rzut oka, by dostrzec rdzę – i nakazał towarzyszom zrobić to samo. – Pokażemy temu jaśnie panu, gdzie jego miejsce!
Gotlandczyk uśmiechnął się w środku, ilustrując dokładnie przeciwników. „Zardzewiała broń, zapijaczone mordy, arogancja i amatorszczyzna. Oj, chyba dzisiaj kilka przybłęd zginie.” Szatyn doskonale wiedział, że trójka wieśniaków nie ma z nim żadnych szans, ale postanowił w końcu wyładować osadzony w nim gniew. Bez litości, bez przebaczenia. „Jednak to nie będzie mi potrzebne.” Pomyślał, chowając z powrotem broń. W klanie był jednym z najlepszych, jeśli chodziło o walkę wręcz, pora przypomnieć sobie stare czasy.
- Co jest, tchórzysz? Chłopaki, patrzcie, ten zasraniec już tchórzy! – Grubas zaśmiał się głośno, a pobratymcy poszli w jego ślady.
- Nie, po prostu nie chcę, by moja klinka pokryła się twoim tłuszczem, wieprzu. Poradzę sobie gołymi rękoma. – Zakpił Setian, czym skutecznie rozwścieczył brodacza, osiągając przy tym swój cel.
Mężczyzna rycząc ruszył do przodu i zamachnął się mieczem, atakując z góry. Melmaro położony nisko na nogach, odbił się po prostu w prawo. Postanowił, że się zabawi, ale bez zbędnego przeciągania. Grubas chciał zaatakować ponownie, jednak jego nadgarstek znalazł się w uchwycie wojownika. Ciche jęknięcie towarzyszyło wykręceniu ręki, czego dopełnieniem był dźwięk miecza uderzającego o ziemię. Prostym ciosem czarnowłosy rozkwasił rywalowi nos i cofnął się. Pozostała dwójka jakby dopiero teraz odnalazła się w sytuacji i ruszyła dziko do ataku. „Ich uderzenia są takie przewidywalne…” Pierwsze znów nadchodziło z góry, jednak tym razem melmaro po prostu wygiął ciało w bok. Następny napastnik chcąc zaatakować potknął się i wylądował na kolanach, jednak z tej pozycji spróbował ciąć nogi rywala. Setian wybił się w powietrze i opadając, przygwoździł miecz do ziemi, automatycznie wyrywając go właścicielowi. Kolanem posłał delikwenta na ziemię.
Z trzecim człowiekiem cackał się najmniej. Po prostu przeturlał się pod ostrzem, podciął awanturnikowi nogi, dosiadł go, złapał mocno za włosy i rozwalił mu czaszkę o bruk.
- Ty… zabiłeś go! Zabiłeś! Zabójca! Morderca jest w mieście, morderca jest w mieście! – Zaczął wydzierać się przerażony grubas. Jego towarzysz stał sparaliżowany ze strachu.
- Zamknij się! – Obryzgany krwią wojownik podniósł się szybko i ruszył ku źródłowi hałasu. Brodacz próbował się bronić, jednak na próżno. Zamachnął się mieczem, lecz gotlandczyk zdołał przytrzymać mu dłoń. Wybił się w powietrze, oplótł jego szyję nogami i posłał go na ziemię. Nie pozwalając wykonać mu najmniejszego ruchu, wykonał gwałtowny ruch dolną partią ciała, tym samym skręcając osobnikowi kark.
- Proszę, panie, błagam… Nie zabijaj mnie, obiecuję, że nikomu nic nie powiem, obiecuję, nie zabijaj mnie! – Ostatni już darował sobie walkę, upuścił miecz i padł na kolana przed człowiekiem. – Błagam…
- Było mnie nie zaczepiać. – Odpowiedział zimno Setian i ponownie nałożył na głowę kaptur, który spadł mu w ferworze walki. – Poza tym przez was spadł mi kaptur.
Nie dając wieśniakowi czasu do namysłu ani praktycznie niczego innego, kopnął go w twarz i – gdy ten wylądował już na ziemi – ponownym uderzeniem zgniótł mu szyję.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Jorge momentalnie się rozluźnił, gdy elf odsunął ostrze od jego szyi, opuścił też ręce i zniżył głowę, a z jego płuc wydobyło się ciche westchnienie. Miał szczęście, że trafił na kogoś rozsądnego, a nie zaślepionego rządzą mordu rasistę, jakimi byli mijający go ludzie. Chociaż z drugiej strony, tamci z pewnością nie potrafili walczyć i Carax rozbroiłby ich w mgnieniu oka, elf zaś już zdążył zaimponować szermierzowi szybkością. Ciekawe, jak radził sobie w starciu jeden na jeden…
Jorge nie był przygotowany na szarpnięcie za ramię i może nie poleciał jak długi na ziemię, ale na pewno dało się wyczuć pewien opór z jego strony. Szybko jednak zrozumiał intencje elfa, lekko zgiął kolana i oparł dłonie o uda, robiąc się trochę niższym od rudzielca. Naciągnął materiał rękawa, lustrując plamę w kształcie dłoni - jego mina była na tyle sugestywna, że nie musiał już wzdychać “no pięknie”. Odpuścił wszelkie werbalne uwagi i gderanie, to nie miało teraz sensu: pewnikiem zostałby ochlapany czyjąś krwią nim dotarłby do posiadłości, więc co za różnica.
Carax nie patrzył w stronę uliczki, wzrok skupił na rudzielcu. Chłopak był tak spięty, że zdawał się nie oddychać, a krwawiące rany nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Jorge dopiero po chwili zauważył, że wzór, który wziął za plątaninę włosów i stróżek krwi, był tak naprawdę znamieniem na skroni elfa, a może tatuażem. Szermierz wyciągnął dłoń, aby odgarnąć kosmyki z bladego oblicza rudzielca i zobaczyć, co to za symbol, jednak wpół ruchu cofnął rękę i złapał za szablę: od strony uliczki doszły go odgłosy walki. Powoli wysunął ostrze z pochwy, tym razem skupiając wzrok już na wylocie bramy. Cóż, tym razem chciał walczyć, chciał sprowokować tamtą grupę. Powód był prosty: chciał zobaczyć, jak do akcji wkracza stojący obok elf. Spodziewał się pokazu naprawdę dobrej szkoły.
- Zabójca! Morderca jest w mieście, morderca jest w mieście! - dało się słyszeć czyjeś przeraźliwe okrzyki. Pewnie usłyszała je również grupa, przed którą chowali się szermierz i elf - ktoś zawołał “ej, dorwiemy go, jazda!”, później zaś uliczkę wypełnił łomot buciorów uderzający o bruk. Bramę minął pierwszy chętny do bójki, później drugi, trzeci… Przez moment wydawało się, że nie dojrzą dwóch skrytych za kratą postaci, nadzieja jednak szybko zgasła. Kolejny człowiek coś zauważył, ostro wyhamował, łapiąc za pręty i stając w wąskim przejściu. Przyjrzał się obu mężczyznom oczami płonącymi agresją.
- Wy długouche ścierwa… - warknął, wywijając młynka trzymaną w dłoni pałką nabitą gwoździami. Może w bardziej sprzyjających okolicznościach Carax wykpiłby go, wytknął ślepotę, która nie pozwoliła dojrzeć oczywistych różnic między obrażanymi osobami i zaatakował dopiero zupełnie skołowanego paplaniną delikwenta, teraz jednak nie było na to czasu. Jorge nie zastanawiając się długo nad sytuacją, kopnął pałkarza w brzuch i wyskoczył za nim na ulicę, poprawiając kolejnym kopniakiem, tym razem wymierzonym w skroń. I tak ich zauważono, walka była nieunikniona, a Caraxowi jednak lepiej walczyło się na otwartej przestrzeni. Szybko ogarnął sytuację wzrokiem: jeszcze dwie osoby biegły od strony głównej ulicy, bramę zdążyła ominąć jeszcze większa grupa, ale tylko trójka zawróciła, co razem dawało pięciu oponentów, łatwizna. Na korzyść szermierza działał jego ludzki wygląd - zauważył, że część osób nie była pewna, czy należy go atakować, czy może zostawić w spokoju. Jorge nie miał takich skrupułów, zawsze wykorzystywał każdą dostępną przewagę. Doskoczył do trzyosobowej grupy i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyeliminował pierwszego przeciwnika dwoma szybkimi cięciami, jeden cios zadając w bark władającej ręki, drugi zaś w nogę. Nie zamierzał zabijać, to zawsze była ostateczność, po którą sięgał niechętnie.

Melmaro nie zdążył nawet otrzepać rąk po przelaniu pierwszej krwi, gdy z pobliskiej uliczki wypadli kolejni przeciwnicy. Nie musieli długo analizować sytuacji, zakapturzona postać otoczona trupami była oczywistym celem. Nikt nie zastanawiał się nad tym, czy atakowanie osoby, która gołymi rękami powaliła trzy inne, jest aby na pewno dobrym pomysłem, oni chcieli na kimś pokazać swoją siłę, dać upust płynącej w żyłach adrenalinie. Rzucili się na zakapturzonego obcego w niekontrolowanym ataku, nie wiedząc, że stanowią tak naprawdę łatwy cel dla doświadczonego wojownika. Setian mógł dostrzec, że za plecami atakującej czwórki, w uliczce, kolejna grupa jest związana walką. Wyglądało na to, że mieszkańcy Turmalii oszaleli i atakowali wszystko, co popadnie.
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

Lana całą swoją uwagę skupiał na odgłosach wydobywających się zza bramy. Ludzie nieuchronnie się zbliżali. I już wyglądało na to, że przejdą obok, nie zauważając ich... Niestety jeden był czujniejszy od pozostałych.
Chwilę później rozpętała się walka pomiędzy ludźmi. Elf przez moment tylko obserwował.

Wyraźnie zaskoczyły go umiejętności mężczyzny, którego kilka minut wcześniej zaatakował. Wtedy wydawał się być bezbronny, teraz walczył jak doskonały wojownik. Widać było jednak, że nie przepada za zabijaniem. Nikogo do tej pory nie pozbawił życia.

Słysząc nadbiegającą kolejną grupkę ludzi, spokojnym krokiem wszedł między wijących się po ziemi mężczyzn i bez skrupułów, wszystkich ich podobijał, nim jeden z nowo przybyłych nie zaatakował go.
Wystarczyła sekunda, by śmiercionośna klinga błysnęła w powietrzu, przecinając go całego od ramienia aż po krocze. W nozdrza wszystkich obecnych uderzył smród wnętrzności, które rozlały się po uliczce.
Inny zaatakował od tyłu, nie doceniając jego słuchu. Niewiele wysiłku kosztowało skrócenie go o głowę, która potoczyła się po bruku.

Napastników było jednak zbyt wielu. Walka wykańczała fizycznie, a gdy wrogów ciągle przybywało, w końcu mógł nastąpić moment, w którym któryś z nich podupada na siłach. Właśnie z tego powodu Lana doskoczył do pleców Jorge, stając do niego tyłem. Dzięki temu, wzajemnie się broniąc, mieli większe szanse na wygraną...
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Setian zamierzał odetchnąć spokojniej i obejrzeć swoje dzieło. Nie był typem psychola, nie zaczynał nigdy bójek, jednak kiedy już to się stało, nigdy nie okazywał litości i najczęściej właśnie dla drugiej strony kończyło się to śmiercią. Czy to dlatego nieraz zauważał, że w klanie patrzy się na niego z nutką… strachu?
Zresztą nieważne, gdyż kolejna grupka pojawiła się na horyzoncie. Tym razem czterech, w dodatku na pierwszy rzut oka bardziej trzeźwych. „Eh… W co ja się do cholery wpakowałem? Przecież przybyłem tutaj, by uciec od rozgłosu i problemów, tym czasem dopiero co zabiłem trzech wieśniaków i właśnie nadciąga czterech następnych. Przynajmniej mogę potrenować walkę wręcz… Choć to dosyć marne pocieszenie.
Melmaro zdjął kaptur, gdyż ten i tak by spadł, a na chwilę obecną był tylko przeszkodą, i ruszył biegiem w stronę nadciągającego ludu. Zauważył tym samym, że przed nimi toczyła się jakaś inna walka, konflikt w który zaangażowanych było więcej niż w ten z szatynem. Mężczyzna zauważył, że i tam walka nie była równa, gdyż dwójka stała plecami do siebie i odpierała ataki. „Dwóch na niewiadomo ilu. Jak widać w tym mieście nie zna się pojęcia równości.” Rozpędzony wojownik wybił się w powietrze, obiema stopami wbił się w tors pierwszego, od razu posyłając go na ziemię, samemu odbijając od razu do tyłu, lądując z natychmiastowym przewrotem i wstając. Dwiema dłońmi zablokował lecące na twarz kopnięcie, a zanim noga opadła, pochwycił ją, a drugą podciął, przez co kolejny runął na ziemię. „Taki wysoki kopniak? Chyba poziom trudności wzrósł. Zaraz… Czy oni aby nie mieli broni? Nagle nikt nie ma, czyżby chcą walczyć ze mną bez niej? No cóż, ciekawe…”
Melmaro zablokował kolejny cios, i już miał złamać oponentowi rękę, kiedy dostał w udo i zachwiał się. Nie zauważył, że ten który dostał od niego na początku, wstał i zaatakował. Rozwścieczony wojownik ryknął, odepchnął obecną postać, odwrócił się, uniknął następnego ciosu i z całej siły złapał go za ramiona, popychając na ścianę. Kolanem zgniótł mu krocze, a jego kciuki zagłębiły się w gałkach ocznych rolnika. Kilka sekund, i ten na zawsze pozbawiony został daru widzenia. Potężnym sierpowym wgniótł mu nos do czaszki i odwrócił się – tamten osunął się po prostu na ziemię, i już nie wstał. Wieśniacy chyba w końcu zrozumieli, że walka to nic ciekawego.
- Szaleniec! Szaleniec, opętany, demon w ludzkiej skórze! – zaczęli krzyczeć. Jeden wyciągnął miecz i rzucił się na niego, jednak atakował w panice. Setian bardzo łatwo pozbawił go oręża i skręcił kark. Pozostała dwójka rzuciła się do ucieczki, wpadając przy tym na wieśniaków z drugiej grupy i próbując ich odciągnąć, krzycząc coś w panice o demonie, niepokonanym szaleńcu, mordercy i o tym, że jeśli się stąd nie wydostaną, to za chwilę wszyscy będą martwi.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Carax nie czekał, aż napastnicy ockną się i zorientują, że mimo okrągłego zakończenia uszu nie jest po ich stronie - wykorzystał ostatnie sekundy przewagi i zaatakował kolejną osobę. Cięcie wymierzył w nogi przeciwnika, ten jednak w idiotyczny sposób spróbował się zasłonić, przez co stracił jedną rękę, drugą zaś dał sobie poważnie zranić. Zszokowany momentalnie pobladł i… zemdlał. Nim jego ciało opadło na bruk, Carax zarejestrował ruch za swoimi plecami i już składał się do kolejnego ataku, zorientował się jednak w porę, że to rudowłosy elf, który również włączył się do walki. Jorge przez moment żałował, że nie obserwował jego poczynań, ale w końcu nie miał na to czasu. Teraz też nie będzie mógł stać i podziwiać - wzajemne osłanianie sobie pleców było zbyt dobrym posunięciem, aby z niego rezygnować. Caraxowi nie pozostało więc nic innego, jak skupić się na walce. Kolejny przeciwnik… Kobieta? Z nożem? Jorge przeklął w duchu na upadek obyczajów, ale nie zamierzał pobłażać przeciwniczce tylko przez to, że ta miała biust.
- Zdrajca! - warknęła, obnażając zęby w gniewnym grymasie. - Bronisz długouchego!
- Za całusa mogę zdradzić i jego, maleńka - odpowiedział Jorge, puszczając oko do nożowniczki. Kobieta dostała szału i rzuciła się na szermierza, nie myśląc przy tym o technice i jakiejkolwiek strategii - byle szybko, byle mocno. Carax obróciłby to na swoją korzyść, uskoczyłby i wykorzystując jej własny impet, wyrżnąłby jej głową o ścianę, był tylko jeden problem - osłaniający plecy szermierza elf. Jorge musiał szybko wymyślić inną technikę, zamarkował więc cięcie od góry, a gdy kobieta schyliła się, by przesmyknąć się pod ostrzem, Carax doskoczył do niej i zdzielił ją kabłąkiem w głowę. Nożowniczkę momentalnie zamroczyło, broń wypadła jej z ręki, a ona zatoczyła się w dół uliczki.
- Szaleniec! Szaleniec, opętany, demon w ludzkiej skórze! – krzyczeli ludzie, którzy tam byli. Jorge z zaskoczeniem spostrzegł, jak niedawni agresorzy uciekają na złamanie karku, mijając jego i elfa z paniką w oczach. Jeden z mężczyzn w niespodziewanym zrywie dżentelmeństwa złapał zamroczoną kobietę i pociągnął ją za sobą. Uliczka opustoszała w mgnieniu oka, co Caraxowi odpowiadało. Do momentu, aż spostrzegł mężczyznę, przed którym umykała reszta: faktycznie mógł wyglądać jak demon w jakiejś bardziej realistycznej sztuce ulicznej, uwalany krwią do łokci i do kolan, potargany. Jorge spostrzegł wiszącą przy pasie broń, oczywisty znak, że “opętany” walczył do tej pory i zabijał wręcz, to tłumaczyło też czerwone od krwi dłonie.
Carax, niepewny co do intencji “demona”, nie opuścił broni, ustawił się do niego bokiem i odwiódł wolną rękę do tyłu, w charakterystyczny dla siebie sposób unosząc dłoń - w tej pozycji łatwiej było mu przechwycić szablę, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Ubezpieczaj tyły - zwrócił się do elfa, po czym ponownie skupił się na potencjalnym przeciwniku.
- Atakowali i ciebie i nas, jesteśmy chyba po tej samej stronie barykady - zasugerował, nadal jednak nie opuścił szabli, tak na wszelki wypadek. Caraxowi nie zależało na walce z tym człowiekiem, ale kto wie, czy on myśli tak samo? Szukający guza mieszkańcy Turmalii wystawili mu już dość niepochlebną opinię opętanego mordercy, czy słusznie, tego Jorge nie wiedział.
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

Lana nie wiedział, co robił szermierz za nim, ale był przekonany, że znakomicie sobie radzi. Pozostało mu więc ochranianie jego pleców i bronienie siebie samego.
Ludzie atakowali jeden po drugim, a czasem nawet kilkoro na raz. Jego miecz z łatwością przecinał powietrze i zabijał napastników w wyjątkowo brutalny sposób.
Gdy miał chwilę i widział, że któryś z pokonanych jeszcze się rusza, bez namysłu dobijał go i ruszał do ataku na kolejnego człowieka. Było ich tak wielu, jakby zleciało się w to miejsce całe miasto, Lana miał właśnie takie wrażenie... Że wszyscy za wszelką cenę pragnęli ich śmierci.
Śmierci długouchego i zdrajcy, który za nim stanął.

- Szaleniec! Szaleniec, opętany, demon w ludzkiej skórze! – krzyki przecięły powietrze, na co elf mocniej zacisnął dłonie na rękojeści miecza. Czyżby najgorsze dopiero miało nadejść?
Napastnicy, dotąd wykazujący się głupotą i odwagą jednocześnie, teraz uciekali jak szczury... Wydawało się, że słusznie. Lana poczuł w głębi ducha, że oni też nie powinni stać temu człowiekowi na drodze.
- Ubezpieczaj tyły - Usłyszał, na co skinął głową w milczeniu, ze skupieniem na twarzy i chłodem w spojrzeniu, przypatrywał się nowo przybyłemu mężczyźnie, jakby chciał wyczytać jego intencje.
Słońce bezlitośnie paliło ziemię, chyba pragnąc rozpętać na niej prawdziwe piekło. Znów poczuł narastające pragnienie...
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Jedyną reakcją na słowa wieśniaków i to jak szybko uciekli, dając mu – i pozostałej dwójce najwyraźniej – wreszcie spokój, był śmiech. Tak, Setian roześmiał się, zakładając na głowę kaptur i rozglądając się za jakąś wodą, w końcu wypadałoby zmyć z siebie tę krew. A trupy? Trupy niech leżą, nie jego zmartwienie. Jego oczy napomknęły na nieszczelną rynnę, z której właśnie skapywała woda. Może nie było to dużo, a nawet było to mało, lecz lepsze to niż nic. Wojownik już miał ruszyć w tamtym kierunku, kiedy jego uwagę przyciągnął jeden z dwóch obecnych. Melmaro obrzucił go wzrokiem, ilustrując ubiór i wygląd. Po stroju widać było, że mężczyzna jest bogatym mieszczaninem, lub przynajmniej kimś z takowym pokrewieństwem. Na sobie bowiem miał drogocenne ubranie, teraz co prawda obryzgane krwią, jednak wciąż olśniewające przepychem. Że dobrze walczył mieczem, tego szatyn nie musiał się domyślać, gdyby tak nie było, nie przetrwali by natarcia. A ten drugi? Setian nie miał stuprocentowej pewności czy druga osoba na pewno również jest płci męskiej, czy może jest to kobieta. No, mniejsza.
- Spokojnie, zapewniam, że nie mam zamiaru z wami walczyć. Przynajmniej jeśli mnie nie sprowokujecie. – Tak, szatyn prawie nigdy nie zaczynał awantury sam z siebie, ale nie zdarzyło się dotąd, by nie odpowiedział na zaczepkę z drugiej strony. Wolnym krokiem ruszył w ich stronę, skręcając, by minąć ich łukiem i zasygnalizować, że nie są jego celem. Zdawał sobie sprawę, że to co robi jest niebezpieczne, gdyż tak naprawdę nie znał prawdziwych zamiarów szlachcica, ani drugiej osoby, tym bardziej, że ta już od dłuższej chwili wpatrywała się w niego bardzo dokładnie, jakby oceniając swoje szanse.
Dopiero teraz melmaro mógł zobaczyć ofiary wywiązane z drugiej potyczki. O dziwo, ich stan był o wiele bardziej opłakany, niż wieśniaków melmaro. Część z nich była zabita zwykłymi ciosami, choć mało delikatnymi, jednak zdarzała się odcięta głowa, a jeden mężczyzna był nawet dosłownie rozpołowiony, i odór jego wnętrza uderzył w nozdrza szatyna. Mało co, a ten dobyłby już miecza. Nie, by ich pomścić, lecz dla ostrożności. „Ktoś kto zabija w taki sposób, ma mieć pokojowe nastawienie? No, ale dobra. Największą bronią jest spokój.
Człowiek spokojnym krokiem podszedł do rynny i nużąco powoli zaczął obmywać dłonie, przy czym – będąc odwróconym plecami do osobników – zagadał, mając na myśli rozbebeszone trupy.
- Kto z was to zrobił?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Chociaż śmiech wybitnie nie pasował do zastanej sytuacji i był dobrym pretekstem dla podważenia kondycji psychicznej nieznajomego, Jorge uznał, że można wierzyć jego słowom. Zachowując pewien margines ostrożności, Carax stanął swobodnie i opuścił broń, nadal jednak jej nie schował, tak na wszelki wypadek. Wolną ręką zaczesał włosy do tyłu, nie bacząc na to, że zostawia na czole krwawe smugi. Nie zamierzał zmywać ich wodą z rynny, kłóciło się to z jego poczuciem własnej godności. Sam chyba nie został ranny, co niespecjalnie go dziwiło - nie walczył z godnymi przeciwnikami, więc jak mieli go sięgnąć? Kobieta miała największe szanse, Jorge dopuścił ją blisko siebie i gdyby tylko wykazała się refleksem, mogła zadać mu poważną ranę, lecz najwyraźniej nie była tak dobra.
Carax w milczeniu obrócił wzrok na zasłaną ciałami uliczkę. Zamarł, a na jego twarzy pojawiło się najpierw zaskoczenie, a później gniew. Rozpoznał osoby, które osobiście ranił i był pewien, że żadnej z nich nie zabił, a tymczasem na bruku nie leżał nikt żywy. Wnioski nasuwały się same.
- Czy ty jesteś nienormalny?! - zwrócił się do elfa mocno podniesionym głosem, nie starając się ukrywać wściekłości. - Po co ich podobijałeś, nie byli już w stanie walczyć! Co, na wszelki wypadek czy kierowały tobą jakieś "wyższe pobudki"?
Carax na moment przerwał, aby nie zapędzić się w swojej tyradzie, ostatnie słowa wypowiedział już i tak w wyjątkowo zjadliwy sposób. Głośno wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. Już był nieco spokojniejszy, chociaż w jego głowie powoli zaczęły kiełkować obawy, czy przypadkiem nie miał przed sobą rasisty pokroju martwych wieśniaków, z tym wyjątkiem, że zabójczo dobrze wyszkolonego, w końcu nie dało się nie zauważyć rozciętego na pół ciała, a do takiego wyczynu potrzebna była dobra technika i równie dobra broń.
- Ja nie zabijam takich osób - oświadczył Carax, gdy dotarło do niego pytanie szatyna. - To tak jakby zabić psa, nawet nie będzie wiedział, za co ginie, a kłopoty, jakby zabiło się normalnego...
Odpowiedź szermierza w dużej mierze pokrywała się z prawdą, można było to jednak ująć prościej: Jorge nie zabijał, jeśli nie miał ku temu naprawdę dobrego powodu. Gdyby sam atak na jego skromną osobę wystarczył, miałby już kilka tuzinów trupów na koncie - ludzie, którzy myśleli, że jest im coś winien, bracia kobiet, którym obiecał więcej niż mógł, Scozza, którzy nie potrafili zrozumieć, kto kogo tak naprawdę obraził... Nazbierałoby się tego trochę, dlatego kryterium z konieczności trzeba było zaostrzyć, jeśli chciało się dalej funkcjonować w tym społeczeństwie na pozycji, jaka była mu przynależna.
Lana
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lana »

Leannán Sí uważnie obserwował nowo przybyłego mężczyznę, rozluźniając napięte mięśnie dopiero, kiedy ten ich minął. Wyglądało na to, że nie chciał wyrządzić im krzywdy.
Szybki oddech elfa powoli się uspokajał. W jego nozdrza uderzył zapach krwi i wnętrzności. Aż robiło się słodko w ustach...
Wtedy padło pytanie, zadane przez Setiana:
- Kto z was to zrobił?
Oczywiście Lana milczał, nawet nie patrząc w stronę leżących na ziemi trucheł. Wokół było spokojnie i cicho. Zdawało się, że nie mieli żadnych innych świadków, poza tym tajemniczym, zakapturzonym mężczyzną.
Wyglądało na to, że Jorge dopiero teraz zorientował się, co się stało i przeżył niemały szok. Był wściekły i wcale tego nie ukrywał.

- Oszczędzenie ich byłoby z naszej strony przejawem głupoty... - odpowiedział mu spokojnie elf, wyciągając zza pazuchy niewielki kawałek materiału, którym wprawnym ruchem oczyścił ostrą jak brzytwa klingę swojej broni z ludzkiej posoki.
Niespiesznie wsunął miecz do pochwy, a chustkę złożył na pół i położył na piersi jednego z zamordowanych.
- Nie minęłaby chwila, a mielibyśmy na barkach całe miasto.

Zerwał się mocniejszy wiatr, rozwiewając włosy na jego czole i odsłaniając znamię, które tkwiło na nim jak piętno.
Lana przymknął oczy i odetchnął, jakby chciał odgonić od siebie wyrazy twarzy poległych, w chwili śmierci. Zaskoczeni. Zawsze byli zaskoczeni...
- Nigdy byśmy stąd nie wyszli... - Słowa długouchego zmieniły się pod koniec w suchy szept, sugerujący znaczne pogorszenie jego nastroju.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Usunięcie w stopniu większym posoki z rąk i twarzy zajęło mu chwilę, jednak od razu po tym poczuł się lepiej. A przynajmniej dużo świeżej. Na zadane pytanie nie otrzymał odpowiedzi, jednak ta była zbędna po następnej wypowiedzi człowieka. „Ktoś tutaj widzę jest szlachetny i nie przepada za zabijaniem.” Kącik ust melmaro drgnął w uśmiechu, a ten w końcu postanowił się odwrócić do stojących za jego plecami osobników. Dopiero teraz szatyn zwrócił większą uwagę na drobną postać, po której głosie wyszło na jaw, że również jest mężczyzną.
Kim jest ten typ?” Setian przypatrzył mu się uważnie, zauważając jego uszy, jakże inne od tych posiadanych przez człowieka. „Elf… No tak, teraz wszystko jasne. Środek międzygatunkowej rebelii, elf i gromada niepotrzebnych trupów. Obrona własna, czy mści się sam z siebie? Swoją drogą… Jest bardzo drobny, niski, a z twarzy dziecinny wręcz. Jednak to w jaki sposób zabija świadczy jedynie o tym, że potrafi walczyć i to na naprawdę wysokim poziomie.
- Co się tak w ogóle dzieje w tym mieście? Przybywam z Maurii, gdzie miałem drobną potyczkę z wampirami. Wybrałem to miejsce, ponieważ nie mogę zostać zbyt długo w jednym, a wolałbym przebywać wśród ludzi, lecz gdzieś gdzie panuje spokój i można łatwo się ukryć. Tymczasem co zastaję? Wojnę, zwykłą wojnę. I to jeszcze między gatunkiem ludzkim, a tym nie do końca. Elfie, po ofiarach widzę, że z ludźmi się nie patyczkujesz. Ja i ten tu obok ciebie, nimi jesteśmy. Co zrobisz? Zabijesz nas? Bo jeśli taki masz zamiar, to spróbuj teraz, bo mi się spieszy. W razie gdyby nie taki był twój zamiar, to możecie mi powiedzieć w jakie spokojne miejsce mogę się udać, byle dalej od tego burdelu.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości