Równiny Theryjskie[Miasto Kalenport] Pięć artefaktów.

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Finua
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 132
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Artysta , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Finua »

Finua, jak to miała w zwyczaju, sama wpakowała się w kłopoty a potem uparcie brnęła w nie jeszcze głębiej. Ale też zwyczajowo jakiś drobny szczegół, często nieprzyjemny, rozjaśniał całą sytuację. W tym przypadku uparta próba okradzenia jednego konkretnego jegomościa była początkiem kłopotów. Ugryzienie niosącego ją chłopaka było kopniakiem wymierzonym samej sobie. A szczęśliwym zbiegiem okoliczności okazał się upadek na kość ogonową.
Po prawdzie bolało jak diabli i kuglarka nie mogła się przez chwilę ruszyć. Gdyby nie to, byłaby już w trakcie ucieczki. Ale dzięki temu została zmuszona na spojrzenie na sytuację z innej perspektywy. Mężczyźni nie próbowali wykręcić jej rąk, utrzymać na ziemi kopniakiem, ani niczym takim. Nie chcieli jej łapać. Ani nawet osaczać, na dobrą sprawę. Od jej niedoszłej ofiary śmierdziało alkoholem z całkiem sporego dystansu. A wiadomo, jak patrzy się na słowa pijanego. Chwilowo Iskra zapomniała nawet o nieprzyjemnym incydencie z obrazami, które pojawiły się w jej myślach. Tą sytuację można było wykorzystać.
- Wystraszyłam się i nie myślałam, co robię. - Rzuciła z możliwie niewinną, zbolałą miną, przyjmując wyciągniętą dłoń. Gdy już stała na nogach wykonała dość niekonwencjonalną wersję dygnięcia połączonego z lekkim ukłonem, jakiego używała podczas występów. Podpatrzone kiedyś u dawnego towarzysza zachowania podczas kłopotów na coś się przydały. Chociaż i tak do ugłaskiwania stróżów prawa było złodziejce daleko. A nawet bardzo daleko. Machnęła ręką w stronę czerwonowłosego, kuląc się leciutko. - Znalazłam... tego jegomościa zupełnie pijanego i próbowałam pomóc, ale chyba nie do końca się dogadaliśmy...
Akurat udawanie niewinnej i pokrzywdzonej nie było dla dziewczyny takie trudne. Dodatkowym atutem była drobna budowa. Łypała więc nieśmiało na otaczających ją mężczyzn i starała się wyglądać uroczo.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Obok miejsca, gdzie rozgrywał się turniej i aktualnie drugi pojedynek, znajdował się sporej wielkości namiot, w którym uczestnicy turnieju mogli się przygotować. Namiot był o tyle szczególny, że w środku był podzielony na sekcję, przez co każdy rycerz miał odrobinę prywatności.
W jednej z tych sekcji, jakby na siłę, próbowano posadzić na konia upitego w trupa rycerza, odzianego w karmazynową zbroję ze złotymi ozdobieniami.
Przynajmniej wszyscy obecni sądzili, że to był rycerz.

Nehlon zgadzał się na wszystko tak naprawdę dla świętego spokoju. Na obudzenie ze snu, darmowy transport, a najbardziej ucieszył się z łyka dobrego wina, gdy już dotarli na miejsce. Mniej natomiast ucieszył się ze zmiany odzienia. O ile jego skórzana zbroja nie ograniczała mu ruchów ani nie była za ciężka, teraz musiał się przyzwyczaić do niekomfortowej, w cholerę ciężką i utrudniającą ruch, zbroi płytowej.
O dziwo, zbroja pasowała prawie jak ulał.
Jednak najgorszy etap dopiero nastąpił. Smokołak kilka razy dosiadał konia ale nigdy nie skończyło się to dobrze ani dla niego, ani dla wierzchowca. Cóż,może dzięki tej zbroi nie zleci tak łatwo z siodła.

Całego "przedstawienia" przyglądała się zupełnie przypadkowa i niczego nie świadoma drobna złodziejka. Po tym, jak kandydaci na giermków potraktowali ją jak damę, chętnie przyłączyła się do swojej niedoszłej ofiary.
Jak widać, opłaciło się. Od razu przygotowali dla niej stolik z przygotowanym jedzeniem dobrej jakości i trunkiem, też niezgorszym.
Zupełnym zaskoczeniem dla Finui jednak było, jak jeden z przyszłych giermków zdał sobie sprawę ze stroju "towarzyszki" rycerza i pobiegł do miasta po odpowiednią suknię.

W międzyczasie do sekcji wszedł jeden z organizatorów turnieju.
-Za chwilę rozpocznie się trzeci pojedynek. Czy sir Goruldo...
Bah! Odziany w karmazynową zbroje płytową Nehlon (albo Goruldo, jak kto woli), zleciał z konia prosto na dwóch młodzieńców, którzy podtrzymywali go z jednej strony. Reszta ferajny poszła pomóc rycerzowi, jak i swoim towarzyszom.
-Obecny. - wymruczał pod nosem organizator z rezygnacją w głosie i wstawił pierwszy w świecie "X" przy nazwisku niesławnego rycerza z Czerwonych Wzgórz.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Niski i krępy, odziany w bogato zdobioną zbroję płytową, której ornamenty błyszczały srebrem i złotem nawet pomimo grubej warstwy kurzu i pyłu naniesionej przez dni ciągłej wędrówki, Krasnolud nienaturalnie nieruchowym wzrokiem spoglądał na odległe zabudowania.
Jego kroki były pewne, szybkie i płynne. Skomplikowany rytm narzucony przez cicho nuconą pradawną pieśń trwał i falował w tempie leniwie unoszących się na magmie płyt tektonicznych.
Potężny pancerz był idealnie dopasowany, tak jakby wyrósł on wraz z samym jego właścicielem. W trakcie ruchu nawet najbardziej wyczulone uszy nie usłyszały by jednego, najcichszego chociażby zawodzenia stali o stal - być może po części przez donośne łupnięcia rozrywające ciszę raz za razem, gdy obute stalą krasnoludzkie buty zderzały się z ziemią.

Kryos nie czuł zmęczenia pomimo, że od powrotu do świata minęły tygodnie powoli przemieniające się w miesiące, a on przez większość tego czasu maszerował tam gdzie wiódł go instynkt.
Gdzieś tu znajduje się Ignea, gdzieś tuż obok... Coraz bliżej. Krasnoludzka natura, którą wyrobił sobie, gdy żył wśród nich wiele, wiele wieków temu, dominowała swoją bezpośredniością i finezją porównywalną do obucha młota przewieszonego za jego plecami tłumiąc bardziej wyrafinowane odczucia. Był problem, którego nie mógł ignorować. Istniała osoba, która mogła mu pomóc. To, że z tą samą osobą rozstał się w dość burzliwej scenerii, urażając jej uczucia, było to kwestią dość istotną, które krasnolud zauważył i świadomie zignorował. Ich społeczeństwo było zdrowsze, bardziej pragmatyczne. Smocza natura było o wiele bardziej skomplikowana a gdy dodać, iż ów smok był kobietą całość komplikowała się ponad poziomem empatycznej percepcji większości konserwatywnych brodaczy.

Budynki otoczyły go, tłum wypełniał ulice powoli przelewając się z miejsca w miejsce. Gdzieś niedaleko powietrze rozdarły mrożące krew w żyłach krzyki, podniósł się gwar, gapie ruszyli w kierunku zamieszania.
Krasnolud którego droga wypadła prosto przez zbiegowisko nie robiąc sobie nic z tłumu przebrnął przez niego roztrącając na boki niczym uczciwy i zdeterminowany lodołamacz.
W końcu wydostał się na wolną przestrzeń, tłum za nim zamarł próbując się wycofać i jednocześnie będąc popychanym przez osoby z tyłu nieświadome zagrożenia zamarł w formie niestabilnego zawieszenia bez jakiejkolwiek rezerwy przestrzeni.
Na środku ulicy biegało kilka płonących nienaturalnym, magicznym ogniem istot w większości ludzi. Na oczach krasnala jedna z nich, oślepiona straszliwym żarem ofiara gwałtownie zakręciła i wpadła na ludzką ścianę tamujących ruch po drugiej stronie ulicy. Ci zamarli w bezruchu po czym w ostatniej chwili próbowali odskoczyć. Nieszczęśnik wpadł na jednego z nich, oboje ogarnęła gwałtownie rozszerzająca się kula ognia która podpaliła kolejne osoby. Straszliwy żar żarłocznych płomieni buchnął wraz z wzmacniającą się wonią palonego ludzkiego mięsa.

Wtem zawiał wiatr, lodowany wicher rodem z odległych wierzchołków świata, gór - ojczyzny ludu jego postaci. Krasnolud parł cały czas przed siebie, jego zbroje pokrywał szron powoli rozwijający się w nieziemsko skomplikowane fraktale.
Temperatura gwałtownie spadała, szron zaczął pokrywać również ściany i bruk ulicy. Krasnolud pochylił się nad jedną z dogasających ofiar. Zwęglone ciało leżące na wznak było całkowicie nieruchome. W dłoni kurczowo trzymała broń.
-Ciekawe - Mruknął do siebie a jego oddech utworzył błyskawicznie zamarzającą chmurkę pary
-Ktoś tutaj przesadził... - Dodał marszcząc brwi i spoglądając na ogarnięty płomieniami tłum.
Dotknął złożoną pięścią środka napierśnika, na wysokości serca. Wszystko ogarnął lód.
Pojawił się z znikąd, materializując i otaczając płonących tak szczelnie, jakby stanowił ich nową skórę po czym gwałtownie zmienił się w mglę. W większości.
Wśród nagłej, dudniącej ciszy dało się usłyszeć brzdęk i lodowych kulek powoli turlających się ku stopą Kryos'a. Ten pochylił się, i podniósł malutkie, idealnie okrągłe i przezroczyste twory wypełnione czystym ogniem po czym wsunął większość do kieszeni a jedną uniósł na wysokość oczy jednocześnie je zamykając. Aura... Była słaba, ulotna i wypaczona. Wśród niej wyczuł woń alkoholu, starego, dobrego, mocnego krasnoludzkiego spirytusu z domieszką jakiegoś słabego narkotyku. Osoba, która to uczyniła, nie była w pełni świadoma. Po części smocza... Smokołak. Nic więcej nie był w stanie wyciągnąć z tej próbki, aczkolwiek najprawdopodobniej będzie w stanie wykryć tą osobę gdy ją zobaczy.
Ciała podpalonych powoli osuwały się na ziemię, większość z nich żyła ale była w szoku. Kryos nie mógł im już bardziej pomóc, pozostawił całą sprawę wdzierającym się na teren medykom pod osłoną straży.
Sam przedarł się przez tłum kierując się ku centrum miasta i głównemu wydarzeniu - turniejowi. Gdzieś tam, gdzieś tam właśnie musiał się udać.
A pasma mgły unosiły się ku niebu, rozpraszając w promieniach ciepłego południowego słońca pozostawiając za sobą poruszony tłum, rannych i ratowników. Zanikając tańczyły w podmuchach chłodnego wiatru.
Awatar użytkownika
Trenaas
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Trenaas »

Czy już wspominałem o zepsutym dniu ? Miał się stać jeszcze gorszy...
- Ehkem... Mistrzu Trenaasie, mamy problem. - W glosie ducha pobrzękiwała nutka rozbawienia. - Nasz kochany Gorul... yyy... znaczy Nehlon jest zalany jak świnia i do tego zaczęli sadzać go na konia...
- CO?! - Mag był tak zdenerwowany, że zamiast odpowiedzieć w myślach to dosłownie wykrzykną swoją wypowiedź. Spojrzał na Igneę, która przyglądała się starcowi. Cóż kto normalny gada do siebie ?
- No pięknie ku*wa... pięknie... - Tym razem mag nad sobą zapanował i odpowiadał Arderianowi w myślach. - Weź zabierz stamtąd tego idiotę, bo zaraz mnie szlag jasny trafi...

Mag chwycił Igneę za rękaw i po prostu zaczął za sobą ciągnąć.
- Choć jeśli już nasz Goruldo bierze udział w tym turnieju to przynajmniej zobaczmy jak sobie radzi. - Rzekł najzupełniej poważnie mag, choć miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
Trenaas na chwile się zatrzymał.
- Tobie też się zdaje że zrobiło się chłodniej ?

A tym czasem u naszego zalanego w trzy dupy Nehlona zaczęły już się objawiać pierwsze stadia delirium. Co prawda nie były to białe myszki, ale sylwetki poszczególnych ludzi stawały się raz wąskie, raz nienaturalnie szerokie. Dość śmieszny widok. Mimo swojego położenia Nehlonowi jakoś poprawił się humor.
- Nehlonie, czy to jest najlepsze wyjście ? Może lepiej się jakoś wycofać... - Arderian starał się jakoś nakłonić smokołaka do odwrotu. Cóż, nie miał wystarczających argumentów dla człowieka w nieco odmiennym stanie świadomości. Co robić, co robić ? Arderianowi wpadło tylko jedno do głowy. Opuścił ciało Nehlona. Mężczyznę znów przeszedł ten nieprzyjemny dreszcz. Duch skierował się w stronę trybun, w stronę lorda który przewodniczył temu turniejowi.

Kyros wyczuł jeszcze jedno. Aura tego smokołaka była dziwnie chaotyczna, nieprzejrzysta. Jakby inne aury ją zakłócały. Jakby ten człowiek posiadał kilka aur na raz. I jeszcze coś... Ignea była naprawdę blisko, jakby krok od niego. Nigdzie jej jednak nie widział w tym tłumie.

I nagle ze strony miasta dobiegł do nich wszystkich ogromny huk. Jakby olbrzymi piorun uderzyl w jakiś budynek i spowodował jego zawalenie.
Awatar użytkownika
Finua
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 132
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Artysta , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Finua »

Finua szczebiotała co jakiś czas na temat turnieju, okolicy i każdego innego niewinnego tematu, jaki ślina jej na język przyniosła. Przynajmniej podczas drogi do namiotu. Wolała udawać słodką idiotkę, niż zwracać na siebie uwagę nadmierną powagą i milczeniem. Właściwie nie było w tym aż tak wiele kłamstwa i udawania. Gdy przechodzili do sekcji wyznaczonej dla Czerwonego, jak w myślach dziewczyna nazywała swoją niedoszłą ofiarę, zaczęła mieć pewne wątpliwości co do swojego planu. Zaraz jednak oczy Iskry zabłyszczały na myśl o wszelkich dobrach, jakie rycerze ze świtą musieli trzymać w okolicy. Dłonie świerzbiły ją od chęci przeszukania paru sakw, choćby dla zaspokojenia ciekawości. Ale pamiętała, że nie mogła się wychylać.
Zaraz po zaprowadzeniu jej do zastawionego stołu, kuglarka zaniemówiła. Tyle jedzenia w jednym miejscu wdziała chyba tylko na straganach. Wielu potraw w ogóle nie potrafiła nazwać, całe życie jadała prosto i nie zawsze do syta. Właściwie podstawą jej diety był chleb i owoce podkradane na targach, rzadziej jadała mięso. Na szczęście nie była wybitnie łakoma, chociaż ostatni raz jadła rano, posilała się więc spokojnie, przeżuwając niewielkie kęsy. Dopiero gdy spróbowała wina, omal się nie zakrztusiła. Przywykła do przyjemnie rozgrzewającej gorzałki i palącego przełyk spirytusu, choć tego drugiego próbowała rzadziej. Okazyjnie piła piwo, jeśli poszczęściło jej się i mogła nocować w karczmie. To było zupełnie inne doświadczenie. Z resztą nie do końca tak wspaniałe, jak sobie wyobrażała. Zdaniem kuglarki napój był zwyczajnie kwaśny, ale nie takie rzeczy się w końcu pijało. Drugi łyk smakował nieco lepiej, gdy zastosowała sztuczkę używaną do mocniejszych trunków i wstrzymała oddech.
Zmagania Czerwonego z koniem oglądała z wyraźnym rozbawieniem. Cała sytuacja zaczęła wyglądać naprawdę ciekawie. Gdy jeden z mężczyzn z bliżej nieznanych przyczyn pojawił się z suknią, Finua zbaraniała. Protestowała tylko przez chwilę. Podnoszony właśnie z ziemi rycerz był przecież pijany w sztok, gdy próbowała go okraść. Mógł więc pamiętać co najwyżej, że kieszenie przetrząsał mu ktoś w męskim stroju. Zmiana ubrania powinna pozwolić mu wmówić wszystko. Wyglądało na to, że kuglarka miała szansę wydusić z tego wieczoru coś ponad suty posiłek. Może nawet jakaś drobną zapłatę za pomoc? Gdy przebierała się za parawanem, zdała sobie sprawę, że oprócz dzieciństwa nigdy nie miała na sobie nawet spódnicy, nie mówiąc o czymś pokroju obecnego ubioru. Suknia na szczęście była stosunkowo prosta i czerwona, z czarnymi akcentami, jak jej codzienny strój. Jednak i tak sprawiła dziewczynie sporo problemów podczas ubierania. Drażniły ją koronki przy dekolcie i rękawach sięgających łokcia. Co to za rękaw, który nie sięga dłoni? Albo bezrękawnik z rękawami, zależy jak na to spojrzeć. Wiązanie też nie było takie proste, ale skoro potrafiła rozpracować nawet dość skomplikowane zamki w drzwiach i kufrach, to czemu miałaby nie poradzić sobie z tym? Wreszcie wyszła zza parawanu, starając się nie zabić przy okazji o skraj sukni, idealnie, aby dojrzeć, jak sir Goruldo zwany przez Finuę sir Jakmutam miał podejść do kolejnej próby posadzenia opancerzonego tyłka w siodle.
W momencie, gdy od strony miasta rozległ się huk, kuglarka odruchowo przycisnęła dłonie do bioder, w poszukiwaniu swoich sztyletów i zaklęła pod nosem, gdy przypomniała sobie, że włożyła je do torby leżącej teraz przy jej nogach.
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

W końcu dziewczyna pozbyła się niechcianego towarzystwa i została z Trenaasem wśród rozkrzyczanego tłumu. Zerknęła na mężczyznę, któy na zadowolonego nie wyglądał... Z uwagą wysłuchała tego co miał jej do powiedzenia i resztą woli powstrzymała się przed zrobieniem jakże oczywistego gestu. Jedyne na co sobie pozwoliła to przewrócenie bursztynowymi oczami i westchnięcie.
- Zawsze miałam wrażenie, że to ja pakuję się w największe kłopoty, jakie tylko mogą być. - skomentowała całą historię, która opowiedział jej mag. Dziewczyna nawet nie zdążyła zapytać czy Tren ma jakiś plan żeby dorwać Nehlona, ponieważ człowiek od razu zaczął wprowadzać go w życie.
- Zwooolnij, nie tak szybko! - dziewczyna zaprotestowała, bo Mag nie zwracał uwagi na tych wszystkich gapiów stojących im na drodze, a przez których Ignea musiała się przedzierać. Czy mężczyźni zawsze są tacy delikatni?
Trenaas zatrzymał się nagle, a Ignea prawie wpadła na niego.
- Co do...- już chciała powiedzieć coś bardzo miłego z czystej sympatii do tego człowieka, kiedy coś wywołało w niej uczucie szczęścia, potem zaskoczenia, złości... A skończyło się na czystej furii...
- Nie wierze, że ten .. ten... ten Idiota śmiał się tu zjawić! - dziewczyna warknęła zdenerwowana nie na żarty, a jej medalion zaczął błyszczeć bardziej niż zawsze. Jej wzrok był skierowany w stronę źródła chłodu oraz aury, którą ledwo wyczuła.
- Nie wierzę... - warknęła znowu, a Trenaas mógł być świadkiem naprawdę ogromnej dozy złości w tym delikatnym ,elfim wyglądzie.
Ignea ledwo panowała nad magią, która zaczęła opuszczać jej ciało, ale na szczęście lub też nie, całą tą sytuację przerwał wybuch, dochodzący od strony miasta. Smoczyca od razu potrząsnęła głową, odrzucając wszelkie mordercze wizje względem tego, który śmiał powrócić.
- Musimy iść. - powiedziała do maga rozkazującym i ruszyła w stronę miejsca, z którego dobiegł odgłos wybuchu.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

-Gotowi?
-Jasne, na trzy!
Pełni młodzieńczej energii i wiary przyszli giermkowie próbowali jeszcze raz usadowić rycerza w czerwonej zbroi na koniu.
Na "trzy" dwaj młodzieńcy unieśli i usadowili rycerza z prawej strony, dwaj pozostali przytrzymywali go z lewej, by nie spadł. Szybko wsadzili opancerzone stopy do trzemieni, ustabilizowali chwiejącego się rycerza i wszyscy wstrzymali oddech.
Przez kilka uderzeń serca karmazynowy rycerz siedział w bezruchu, po czym poruszył głową, rozgladając się. Powiercił się trochę na siodle, poruszył ramionami... i nie spadł!
Uradowani pomocnicy zaczęli gratulować sobie, jakby sami zostali już rycerzami. Sir Goruldo również wyglądał na uradowanego.

Nehlon rzeczywiście był uradowany, jednak nie wiedział, dlaczego. Przyglądał sie z rozbawieniem na młodzieńców, którzy wiwatowali bez powodu.
Po raz kolejny Nehlon sie zastanawiał, po cholere mu ta ciężka zbroja i za jakie grzechy siedzi na koniu. Swoją drogą, niezła była ta zbroja, w jego ulubionym kolorze.
Jak przez lekką mgłę, smokołak zauwarzył, jak jeden kolorowy młodzieniec niesie w jego stronę jakąś dziwną, wąską i piekielnie długą czapkę, taką, jakie noszą zwykle damy na królewskim dworze. Tylko czemu nosi ją na jakimś patyku?

-Dobra, zaraz mu dam kopie, ty leć po tarcze. - powiedział rudzielec do jednego ze swoich towarzyszy, nosząc turniejowy oręż. Do końca drugiego pojedynku zostało troche czasu, jednak przyszli giermkowie woleli dmuchać na zimne. Nie wiadomo, jak długo utrzyma się pijany rycerz i ile im zajmie "przyczepienie" kopii i tarczy do Goruldo.
Wszystko szło dobrze, dopóki nie rozległ się z daleka huk, który wstrzasnął wszystkim.
Koń rycerza z Czerwonych Wzgórz spłoszyl sie i zaczcął wierzgać, z dosiadającym go pijanym jezdźcem.
Ferajna rzuciła się w stronę wierchwoca, by go jak najszybciej uspokoić.

Nehlon zaś próbował utrzymać równowagę. Nie dość, że dzwoniło mu w uszach, to na dodatek osioł (albo koń, choroba wie), na którym siedział, zaczał podskakiwać.
W normalnych okolicznościach (a były takie kiedyś?!) złapałby się szyi konia, jednak ta piekielna zbroja nie dość, że go spowalniała, to jeszcze ograniczała jego ruchy.
Smokołak czuł, że za kilka uderzeń serca znowu będzie miał bliskie spotkanie z ziemią. Niebezpiecznie odchylił się do tyłu...

Wyciagnął szybko prawą ręke i chwycił za końską grzywę. Uderzył piętami konia i wykorzystując grzywę konia, podciagnął się i ustabilizował. Uderzyl lekko kilka razy otwartą dłonią szyję konia i krzyknął kilka groźnych słów.
Wierchowiec uspokoił się, on zaś zaczął teraz głaskać uspokajająco konia.


Gdy Nehlon otworzył oczy, znowu siedział na koniu. W mig przypomniał sobie, co się stało, począwszy od picia z krasnoludami, byciem uprowadzonym przez złodziejkę i spotkanie z...
-Cholera. - tylko tyle zdołał powiedzieć oszołomiony smokołak. Zerknął na chłopaków, którzy wzieli go za rycerza.
Zaskoczyło go ich zdziwione miny i otwarte usta, jakby zobaczyli na własne oczy smoczy skarb.
-Ha! Widzisz, to na pewno on!
-Dokładnie! Tylko prawdziwy rycerz tak potrafi!
-Lece po oręż! Już nie mogę się doczekać pojedynku!
Osłupiały Nehlon zupełnie nie rozumiał, czym ci młodziency się tak zachwycili.
Moment! Wybuch, wierzgający koń, on miał zaraz spaść... i znowu spokojnie siedział na wierzchowcu. Smokołak nie mógł przypomnieć sobie, co się działo między spadnięciem a ponownym, spokojnym siedzeniem.
Czerwonowłosy szybko przerwał rozmyślanie. Nie był w stanie skupić myśli, świat znowu zaczął dziwnie wirować.
-Ostatni raz piłem. - pomyślał sarkastycznie smokołak, zanim postacie stojace obok niego nie zaczęły zmieniać swoich rozmiarów.

W oddali Kryos miał niezły orzech do zgryzienia. Odgłos z oddali nie wróżył nic dobrego. Wyczuł też, że Ignea i osoba towarzysząca smoczycy, najprawdopodobniej czarodziej, poszli w kierunku wybuchu. Z drugiej strony, aura smokołaka, którego szukał, po wybuchu na którką chwilę ustabilizowała się. Ta aura pochodziła od kogos innego, być może elfa. To trwało tylko kilka uderzeń serca, zakrótko, by ustalic coś więcej. Aura smokołaka znowu stała się zmienna i niestała.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Chaotyczna, rozmyta i płynna aura smokołaka zbiła go z tropu. Wiedział teraz mniej więcej gdzie on się znajduje, głównie dzięki nagłemu jej ustabilizowaniu w formę odpowiadającą elfiej aczkolwiek sama, owa istota wymykała się jakiejkolwiek próbie klasyfikacji na podstawie gromadzonej przez milenia wiedzy. Obszar turnieju gdzie wyczuł smokołaka był wypełniony ludźmi i przedstawicielami innych rozumnych ras których aury stanowiły słaby szum tła dla jego wyostrzonego zmysłu.
Krasnolud zamarł zatrzymując się gwałtownie na środku brukowanej ulicy gdy fale jego aury obmyły w końcu tą której poszukiwał. Stała i rozmawiała z kimś, jakimś magiem zdolnym do manipulacji siłami witalnymi.
Przez jego umysł przemknęły setki powitań o jakim jego smocza natura myślała w trakcie drogi ku temu miejscu. Wszystkie wydawały się tak błahe, tak niewłaściwe gdy Jej bliskość została udowodniona jego zmysłom. Chwilowa niepewność została niemal natychmiast wyparta przez krasnoludzkie zdeterminowanie objawione mentalnych samokarcącym prychnięciem za wahanie i niepewność po tych koniecznych poszukiwaniach które najwyraźniej właśnie zmierzały ku swemu finałowi.

Wtem rosnący gwar zza jego plecami został gwałtownie zagłuszony i ucięty przez potężny, gromki odgłos bardzo bliskiej eksplozji która zatrzęsła tłumem przewracając co słabszych.
Kryos zignorował wybuch jako taki, jednak gdy wyczuł iż Ignea zbliża się do jego źródła wyruszył w drogę tak aby przeciąć jej trasę. Jego ruchom zabrakło dawnej płynności, jednak żelazna determinacja wyzierająca z jego sylwetki w całości wypełniała powstałą w ten sposób lukę.

To miało miejsce na malutkim placyku, ludzie rozeszli się na nim luźniej zadzierając głowy i wskazując w kierunku epicentrum eksplozji. Tam Kryos w krasnoludzkiej formie pewnym krokiem przebrnął przez zgromadzonych stając na drodze wyczutej wcześniej dwójce. Przez ułamek sekundy stał bokiem do nich, po czym odwrócił się przodem do Ignei i maga przykładając prawą pięść do napierśnika na wysokości serca i kłaniając się smoczycy.
- M'lady - Powiedział tylko głębokim, tubalnym głosem wśród którego niemal dało się wyczuć tony potężnej, górskiej lawiny.

A słowa te otworzyły przed jego umysłem dostęp do istnej kaskady wspomnień.

Już raz w tej formie, tymi słowami przywitał rozgniewaną Igneę. Miało to miejsce po około trzystuletniej rozłące zapoczątkowanej przez jedną z pierwszych kłótni która wybuchła ze względu na zachowanie pewnego zbyt oderwanego od rzeczywistości i już wtedy przytłoczonego ciężarem lat i bezlat smoka.
W owym okresie zdobył i wypracował postać którą obecnie przyjął. Wraz z nią stworzył wciąż żywą wśród górskiego ludu legendę o potężnym, prawym dzierżycielu zaklętego młota którego siła i odwaga przechylały szale bitew, rozpraw i narad. Którego głos zawsze wołał o sprawiedliwość, a młot owe wołania czynem popierał. Ów krasnolud zawsze w pierwszym szeregu stawał, ciałem swym własnym królów ochraniał gdy Ci ludowi swemu służyli godnie. Niejeden jednak z tych koronę noszących upadł pod ciosem jego, gdyż głos sprawiedliwości kresu ni granic nie widział. Sam na tronie koniec końców zasiadł, lecz znikł wkrótce po tym na wieki, niczym kamień wpuszczony do rzeki.
Miało to miejsce niemalże dokładnie po 300 latach, chwilę przed spotkaniem z Ingeą. Po którym to po dziś dzień wierzchołki odległych gór noszą ślady gdy lód zetknął się z ogniem.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nagle Finue poczuła się niezmiernie senna. Jej oczy zaczęły się kleić, aż wtem zasnęła. Śnił jej się las, potem miasto i ekscytująca podróż. Instynktownie podążała ścieżką, którą wyznaczyła jej podświadomość. To był tylko sen, a w rzeczywistości dziewczyna obrała podobny kierunek. Jednocześnie to była ona, jak i inna osoba. Wizja - jakże realna - nie była zwyczajnym snem. Finue szła w stronę, z której niewiele śmiertelników wraca. Acz kobieta ta wciąż spała, jej ciało wybrało tę ścieżkę samo i bez jej udziału. Dziewczyna lunatykowała. Nawet nie wiedziała jak się znalazła tak daleko od ostatniego miejsca pobytu.


Ciąg dalszy: Finue
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

         Elfka szła dość szybkim krokiem w kierunku, z którego dobiegł odgłos wybuchu. Przez cały czas nawet nie spojrzała na Trenaasa, nie wyjaśniła mu swojego wzburzenia, które nie miało nic wspólnego z tym co działo się niedaleko nich. Pomimo tłoku rozbieganego tłumu, dziewczyna nie miała problemu by dojść do celu, wszyscy po prostu schodzili jej z drogi widząc czystą furię w jej spojrzeniu.
Dziewczyna przystanęła nagle, a mag, zapewne zupełnie zaskoczony zachowaniem dziewczyny, przystanął obok niej. Ignea doskonale wiedziała, że Kryos jest gdzieś w pobliżu, a sama myśl o tym wywoływała kolejne fale zdenerwowania i niepohamowanej złości. Elfka była gorzej niż wściekła, ktokolwiek odezwałby się do niej, mógłby przypłacić to zdrowiem i to nie tylko tym psychicznym. W jej myślach znowu pojawiły się te same pytania, co w dniu kiedy jej ukochany po prostu nie wrócił.. znowu. Jak mógł zostawić ją kolejny raz, wiedząc co do niego czuje? Złamał jej serce, a teraz znowu wraca...Fakt, że nie miał łatwego charakteru, ale to co robił jej za każdym razem, kiedy postępował w ten sposób, było zupełną przesadą. Dziewczyna obiecała sobie, że więcej mu na to nie pozwoli, choćby na kolanach błagał ją by przyjęła go tak jak było to w zwyczaju.

Wtedy zobaczyła kto przed nią stoi. Krasnolud pokłonił się i przywitał, a ona patrzyła na niego wściekłym spojrzeniem.
- Widzę, że życie ci niemiłe...- warknęła złowrogo, by zagłuszyć uczucie tęsknoty za nim, które dawno uśpione, przebudziło się kiedy usłyszała jego głos.
- Skąd wziąłeś odwagę, by znowu zaszczycić mnie swoją obecnością? - jeżeli przypuszczał, że Ignea przywita go z otwartymi ramionami, to grubo się mylił. Starała się nie wpuszczać do swojego umysłu wspomnień związanych z powrotami Kryosa, tymi chwilami kiedy znowu byli razem, na przekór wszystkiemu skupiała się na tym ile musiała przez niego cierpieć i na co skazywał ją z każdym swoim odejściem.
Wtem jej medalion zaczął świecić mocniej niż zawsze i przeszły przez niego delikatne wibracje. Elfka zamknęła oczy by uspokoić emocje, które wdarły się do jej serca i umysłu.
- Żegnaj Trenaasie. Miło było spotkać cię na swojej drodze. - zwróciła się do maga, który zapewne nie przypuszczał co się dzieje. Głos dziewczyny był nieco inny niż zazwyczaj, brzmiała w nim nuta czegoś, co mogło sprawić, że niejeden dzielny mąż padłby jej do stóp i błagał o litość.
- Nie chcę cie znać. - zwróciła się do Kryosa. - Nigdy więcej. - odwróciła się od nich i poszła szybkim krokiem w stronę bram miasta, by jak najszybciej opuścić to miejsce. Łzy złości i tęsknoty zebrały się w jej oczach, lecz elfka uparcie nie chciała uwolnić swoich emocji, tak jak robiła to dawniej.
Jak największy tchórz, Ignea zaczęła biec, kiedy znalazła się poza miastem. Uciekała od tego co czuła, od Kryosa i od wszystkiego co przypomniało jej o przeszłości i złamanym sercu. W końcu elfka była na tyle bezpieczna, że mogła przybrać swoją naturalną, smoczą postać. Smoczyca leciała przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od Kryosa. Dotarła do wzniesienia, które znajdowało się poza lasem, była już w tym miejscu zanim wróciła do swoich towarzyszy. Smok wylądował lekko na wzgórzu, by zebrać myśli i uspokoić się przed dalszą podróżą. Tym razem nie chciała by było jak zawsze, a ta ucieczka dała jej możliwość by zacząć wszystko od nowa
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

-Ale syf - tak tylko mógł skomentować całokształt sytuacji Mantus w jakiej pogrążone było jego otoczenie. Kiedy w tłum wstąpiły paniczne instynkty kuglarz zmuszany był schować piłeczki którymi żonglował, grosiwo z drewnianej miski przesypać do mieszka, zaklną na niedoszłego kieszonkowca i ostatecznie, w myślach, zamknąć tabelę dochodową dzisiejszego dnia. W zasadzie to uzbierał już całkiem miłą sumę przez ostatnie tygodnie. Zamieszanie, ludzie jak to ludzie – coś się stało, ci biegają wszędzie. Turniej, nie turniej, natura ludzka jest zawsze tak samo skłonna do chaosu.
Jeszcze chwilę stał na środku drogi. Już nie placyk, trochę przestrzeni i ludzie wrzucający monety – to przeszłość. Teraz tłum, dzicz pędząca w jedną, w drugą stronę, przeciskający się, śmierdzący, nawet parę dam w asyście straży. Doprawdy nie rozumiał czemu tak wiele szlachcianek miast umyć się sięga po egzotyczne pachnidła. Zmieszaj perfum z szambem, nie wyjdzie woń przecudna, a raczej zacznie cuchnięć kał. Dłonie opierał na zwieńczeniu kija, oczy mrużył. Gdyby miał ucznia zapewne w tym momencie powiedziałby mu, iż przeznaczenie najlepiej widzi się w mroku. Nie ma go, trzeba zamknąć oczu. Ciemność nas oświeca. Niestety, Mantus nie miał ucznia więc po paru uderzeniach serca i zyskaniu wewnętrznego przekonania odnośnie dalszych poczynań ruszył przed siebie ginąc w tłumie.

Nie potrzebował wiele czasu aby zakręcić się wokół Nehlona i świty przygotowującej owego pseudo-rycerza na turniej. Prawdę mówiąc kuglarz nie miał prawa wiedzieć jak ów mężczyzna się nazywa i tym samym nie wiedział. Lecz czuł fałsz, potężna dawkę fałszu, aż piekącą w skórę i skręcająca jelita gdy spoglądał na zachwyconą służbę i pijanego w sztok rycerza. Prawdę mówiąc, szkoda tylko, że prawdy Mantus nie mówił, był tu ze względu na konieczność. Poczuł, iż powinien tu być. Nie sprzeciwił się. Sam Nehlon ochrzczony na potrzeby myśli chmielnym wojownikiem wydawał się w jakiś sposób intrygujący, ważny czy jakkolwiek to nazwać. Mag od zawsze miał problemy z nazywaniem takich osób, miejsc, zdarzeń. Określenia na przemian wydawały się mu zbyt wulgarne oraz zbytecznie górnolotne.
Więc sztukmistrz stał w tłumie służby ukrawając, że również pracuje tak jak oni pracują. Słuchał, patrzał, wąchać wolał nie wąchać, oczekiwał. Nikt go nie wywali. Wszechobecny chaos działaś jak peleryna. No i był zabawny jak jeden z pachołków niosący z obrzydzoną miną wiadro z niezidentyfikowanym fekaliami. Mina, nie fekalia była zabawna, rzecz jasna. Czekał.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Zdezorientowany tłum szybko zapomniał o wybuchu, kiedy herold, wykonując rozkazy organizatorów, przemówił donośnym głosem:
-A teraz czas na trzeci pojedynek! Sir Turmank vi Matsnatder i sir Goruldo z Czerwonych Wzgórz!
Ludzie zaczęli wiwatować. Jakże łatwo kontrolować prostych ludzi...

...Gorzej natomiast upartego konia, będąc zupełnie pijanym i nie mając zielonego pojęcia, jak się na nim jeździ.
Sir Goruldo... albo Nehlon, z wielkim trudem dotarł na arenę. Nawet nie był w pełni świadom, że na niej jest. Bardziej był świadom kopii w swojej dłoni i tarczy. No i konia, którego dosiadał.
Mimo wszelkich niedogodności znalazł się na torze. Miejsce pojedynku wydawało się naprawdę długie w oczach smokołaka. Bawiły go natomiast kolorowe barierki, które falowały, niczym fale na morzu. A może on własnie żegluje? To by wyjaśniało ten długi kij, który trzymał. Tylko gdzie on ma żagiel?

Na polu chwały znaleźli się dwaj rycerze. Jeden, ubrany w karmazynową zbroję, lekko chwiejący się na koniu - Goruldo, drugi zaś bardzo szeroki w barach, ubrany w czarną niczym noc zbroję, niosący hełm przypominający głowę demona - Turmank.
Obaj zajęli wyznaczone pozycje, choć jednemu sprawiło to trochę trudności.
Czarny rycerz przyjrzał sie swojemu przeciwnikowi. Wiele słyszał o tym niekonwencjonalnym rycerzy z Czerwonych Wzgórz, jednak nie wiedział, czy to były plotki, czy nie. Nigdy nie wystąpił w żadnym turnieju, nikt nie widział, jak walczy ani jaki styl preferuje.
Choć, swoja drogą, czego Wielki Turmank, miał się obawiać? Był faworytem tego turnieju, jego czarna zbroja nie raz była czerwona od krwi przeciwników. Owszem, trafiał na silniejszych od siebie, ale tym razem, będzie inaczej!
Wygra główną nagrodę i zdobędzie Chwałę!. Nie przeszkodzi mu w tym pijany rycerz!

-Sam jesteś pijany! – nakrzyczał w myślach na małego, czarnego rycerzyka z oddali.
-Chcesz w zęby, proszę bardzo! Tylko wyciągnę miecz…
Nehlon spojrzał na kopię trzymana w prawej ręce. Kiwnął głową, stwierdzając, że się nada.

Wszyscy czekali na znak sędziego, który da sygnał do rozpoczęcia pojedynku. Ludzie zaczęli wiwatować i obstawiać zakłady.
Sam Turmank z niecierpliwością czekał, aż zgniecie swojego przeciwnika. Zaś jego przeciwnik… robił ósemki swoja kopią.
W końcu sędzia, człek niskiego wzrostu o poczciwej twarzy, zajął swoje stanowisko i przygotował flagę.

W oddali, w miejscu, gdzie budynek rozpadł się na kawałki, wyczołgał się z gruzów czerwonowłosy człowiek. Nie wiedział, co się dzieje, ani jak znalazł się w tych zgliszczach. Alkohol krążący w jego żyłach udaremnił mu prawidłową ocenę sytuacji.
Nad plecami nieszczęśnika pojawiła się druga postać – ubrana w czarny płaszcz z kapturem zakrywającym głowę. Chwycił za włosy pijanego mężczyznę i spojrzał mu w oczy.
Przeklął od nosem. To nie on!
Zostawił nieszczęśnika i pomyślał przez chwilę.
-Turniej? Nie, nie byłby chyba… chociaż ten tutaj musi być tym rycerzem.
Skupił swoją wolę i wykorzystując swoją moc, skoczył na najbliższy budynek.
Czas naprawić swój błąd

Tymczasem głęboko w ukrytej części jaźni Nehlona jeden z umysłów śnił sen o swym dawnym istnieniu. Sen ów mógłby zostać nazwany koszmarem, gdyby ów uwięziony umysł zdolny był do odczuwania takich uczuć jak strach czy przerażenie. Raz za razem, pojawiał się w nim ten sam niepasujący motyw. Ciągle narastający w swoim wydźwięku. Zew. Przyzywający zew. Krwawe runy. Nieznany język który wydawał się w jakiś sposób związany z samą istotą owej jaźni.

Smokołak poczuł pod czaszką potężne łupnięcie.
-Cholera. Tylko nie to…
Odczucie powtórzyło się. Znów. I jeszcze raz. Wówczas lekko otrzeźwiony tym smokoła skierował swój wewnętrzny wzrok na skrzynię w której zamknął jaźnie. Jej wieko pokryte krwawymi runami było lekko uchylone. Kłódka była rozluźniona, jakby ktoś łomem próbował ją poszerzyć.
-Co do…
Następne uderzenie, silniejsze. Nie wiedzieć czemu, coś podpowiadało smokołakowi, żeby ową skrzynie otworzyć, zanim zupełnie się rozpadnie.
Kolejne uderzenie, ostatnie. Siłą woli smokołak otworzył skrzynie w tej samej chwili, co nadeszło uderzenie. W górę wystrzelił kłąb sił o krwistym zabarwieniu który przemknął przez przestrzeń umysłu błyskawicznie nim smokołak zdążył zareagować. I znikł.
Natomiast Nehlon powrócił do rzeczywistego świata a wraz z tym uciekła, chyba wraz z jedną świadomością, trzeźwość.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Krasnolud spoglądał z czułością niemożliwą do okazania przez tak surową twarz na tą którą tak straszliwie potraktował. Już miał upaść na kolana i błagać o przebaczenie gdy jej ton, słowa i wzrok zamroziły go w miejscu sprawiając, że jeszcze bardziej upodobnił się do tak lubianego przez tą rasę kamienia.
-Igne... - Zaczął wołać za nią gdy ta odwróciła się i zaczęła od niego uciekać co wreszcie przełamało straszliwy urok miażdżący jego serce i paraliżujący mięśnie. Wyciągnął za nią dłoń której nie widziała w błagalnym geście.
Lecz los nie chciał pozwolić mu jej zatrzymać. Nagle jego niezwykle wyczulone magiczne zmysły wyczuły niesamowity wzrost magicznego potencjału ognia zebranego z płonących mieszczan. Demoniczna aura o niespotykanej złożoności na chwilę nałożyła się na tą smokołaka zagłuszając ją a magiczna energia w niej związana rozerwała lód na strzępy czyniąc z jego odłamków straszliwe sharpele. Ból, straszliwy ból ogarnął całe jego ciało zmysły zaś zostały zaatakowane przez odór palonego ciała. Ogień ogarnął go całego błyskawicznie, Kryos ledwie zdążył zamknąć oczy lecz niestety do jego płuc wraz z za późno zahamowanym oddechem wlała się część straszliwego żaru.
Przez otchłań straszliwego bólu, wbrew temu cierpieniu smok zmaterializował w sobie i dookoła siebie lód natychmiast gaszący magiczne płomienie. Zatoczył się i upadł na twarz roztrzaskując woal wykonany z zamarzniętej wody. Wypluwając i wykasłując rozpływające się odłamki tego co uratowało go od spłonięcia żywcem.
Jego zbroja była poluzowana, naramienniki odpadły rozsadzone lodem a wszystkie spoidła rozszerzyły się sprawiając, że do tej pory idealnie dopasowana zbroja stała się uwierającą puszką w której ledwie dało się wykonać jakikolwiek ruch przy akompaniamencie ciągłego skrzypienia.
To było jednak najmniejszym z jego zmartwień.
Mimo szybkiej reakcji całe jego ciało pokryte było bolesnymi, uciskanymi przez pancerz bąblami. Płuca paliły żywym ogniem sprawiając, że każdy oddech był istną katuszą. Niewiele istot przeżyło by tak piekielnie gorący ogień jakim stał się ów magiczny po zetknięciu z demoniczną magią. Na całe szczęście dla Kryosa smoki i krasnoludy znajdowały się dość wysoko, wręcz na czele tej listy.

Kryos rozejrzał się dookoła, wiele osób zostało trafionych lodowymi odłamkami. On jednak, z niewiadomych przyczyn nie został nimi nawet draśnięty. Pośród grupy zwijajacych się z bólu i jęczących w agonii mieszczan Kryos zamknął oczy. Skupił się głęboko, sięgając ku swej smoczej naturze. Mijały minuty, zaczęto pomagać rannym gdy nagle nad placykiem pojawiło się widmo białego smoka które jednak błyskawicznie zapadło w krasnoluda. W dopasowanej, lśniącej zbroi który podniósł się, powoli i chwiejnie na nogi. Transformacja naprawiła zbroje, lecz ciała nie zdołała. Ledwie złagodziła objawy.
Zbroje pokrył szron, temperatura dookoła Kryosa spadła aby ulżyć jego raną. Ignea uciekła. Nie wyczuwał jej aury. Żadnej więzi. Nic. Znikła.

Nie pozostało mu nic poza udzieleniem pewnej dyscyplinującej połajanki. Co niniejszym postanowił uczynić.

Ruszył zdecydowanym krokiem ku turniejowi. Gdy dotarł tam tłum właśnie wiwatował wykrzykując imię ostatniego zwycięscy. Tęgi krasnolud pewnym krokiem przepchnął się przez tłum dochodząc do samej barierki.
Ciężkie spojrzenie Kryosa spoczęło na ognistowłosnym rycerzu który wyczuwając je, tak jakby jego lodowate szpile przebiły się poprzez chmurę alkoholu skrywającą jego myśli odwrócił ku niemu głowę.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Tym razem uwagę Mantusa pochłonęła wyjątkowo urodziwa służka. Kątem oka zerkał oczywiści na arenę, o dziwo – nie stało się nic co by go zaskoczyło. Zaśmiał się tu do siebie, tu do niewiasty. Niewiasta jak to niewiasta, służka jednej z dam, zdążył się już wywiedzieć iż dostarczała pozdrowienia faworytowi pewnej szlachcianki. Cóż, kobieta jak to kobieta. Ta należała do urodziwszych, równe, drobne żeby, gładka cera, jasne, trochę spłowiałe od słońca włosy oraz przeuroczy uśmiech. Tylko głos zgrzytał, nie pasował to tak drobnej istoty. Kolnął w duchu. W innych okolicznościach, w innych okolicznościach szykowałaby się miłe chwile w karczmie czy nawet tutaj, pod koniec dnia. Dziewczyna była już jego, widział to w każdym geście i ruchu. Lecz... Konieczność.
-Panna razy wybaczyć... - chciał ją ucałować i... Dostał w twarz. Tego kompletnie się nie spodziewał. Dyby nie broda oraz ogólnie ciemnie karnacja czerwone odbicie ręki krasawicy byłoby jeszcze widoczniejsze. Parsknął, odwrócił się i przeszedł kilka kroków aby obserwować walki turniejowe czy raczej oczekując na start pojedynku Goruldo i Turmanka. Wynik był raczej przesądzony. Chyba, że...
...zyska na czasie. Więc w okamgnieniu pobiegł gdzieś, szczęśliwy trafem trafiwszy zrazu na pożądane obiekty. Sztukmistrz wrócił i bez ceregieli wypuścił na tor z klatek trzy kury. Gdakały, próbowały latać, za nic mając majestat turnieju również zanieczyszczały. Sam Mantus natychmiast zniknął w tłumie , a po paru chwilach pojawił się u boku Turmanka jako jeden z trzech służących. Rycerz zmierzył go spojrzeniem jakby chciał powiedzieć - nie znam cię. Mantus pomagał dopiąć siodło które rzekomo się poluzowało. Wcześniej dolał trochę wywaru z grzybów do wiadra niesionego przez pryszczatego pazia. Z wiadra pił wdzięczny koń. Grzyby jak to grzyby, albo zabijają albo niosą omamy. Te zabiłby by człowieka, konia. Cóż, Mantus nawet nie wiedział czy konie mogą mieć zwidy.
Odsunął się wraz zresztą służby. Kury połapano. Gawiedź wciąż zanosiła się śmiechem, kapitan straży kolnął na czym świat stoi, psy szczekały, sygnał do startu dany. Kuglarz wyczekiwał. Koń już się pocił. Dzisiaj turniej będzie niespodzianką.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Machnięcie flagi oficjalnie rozpoczęło pojedynek.
Wielki Turmank kopnął piętami swojego konia, by ruszyć na swojego przeciwnika. Goruldo natomiast... nie zrobił nic.
Ku zaskoczeniu widzów, sędziego i Czarnego Rycerza, żaden koń nie ruszył się z miejsca. Zawodnicy jak zajęli swoje pozycje, tak na nich pozostali.
Widzowie wybuchnęli śmiechem, czyniąc się do zmiany koloru twarzy Turmanka z trupiobladej na czerwony. Goruldo zaś wyglądał, jakby go to nie ruszało.
Sędzia, lekko zirytowany, jeszcze raz machnął flagą.
Tym razem Turmank mocniej kopnął konia, by się z nim nie cackać, Karmazynowy Rycerz zaś skopiował jego ruch, tylko łagodniej.

Rycerze zaszarżowali na siebie, szybko pokonując dzielący ich dystans. Obaj jednak wyglądali, jakby nie potrafili kontrolować swoich wierzchowców. O ile Goruldo jechał jako tako w linii prostej, tak Turmank kilka razy o mało nie wyjechał z toru.
-Prosto, ty cholero jedna! – ryknął na swego wierzchowca wściekły Turmank, szarpiąc go i kopiąc.
Obaj buli coraz bliżej siebie. Pięć prętów, trzy pręty, jeden pręt.
Czarny Rycerz wycelował kopią w przeciwnika, jednak jego Kon znowu zszedł lekko z kursu. Karmazynowy Rycerz zaś machnął kopią niczym mieczem i uderzył nim w głowę oponenta.
Kopia zgięła się dziwnie, natomiast Turmank zleciał z konia.

Niezwykła cisza ogarnęła stadion, by po chwili przerodziła się w śmiechy, gwizdy i wiwatowania.
Sędzia wyglądał, jakby go ktoś uderzył mokrą szmatą, machnął inną, żółtą flagą i krzyknął głosem zupełnie nie dopasowanym do jego wyglądu:
-Sir Goruldo z Czerwonych Wzgórz dostaje ostrzeżenie za… niesportowe zachowanie! Wznawiamy pojedynek!

-O co mu chodzi?- pomyślał smokołak, spoglądając na swoja kopie. W takim razie jak go ma uderzyć, skoro nie tak? I jak się zawraca tego osiołka?
Koń, nie chcąc zderzyć się ze ścianą, zatrzymał się i zawrócił, kierując się na wyznaczone miejsce. Lata ciągłego tresowania zrobiły swoje.
Turmank zaś, przeklinając i złorzecząc, wstał i podszedł do swojego wierzchowca, który aktualnie wcinał trawę pokrywającą pole turnieju.
-Przeklęta kobyło! – dosiadł konia i po chwili znalazł się na wyznaczonym stanowisku.
-Co za wstyd. Porachuje kości temu pijakowi! – przeklinał w myślach rycerz, przygotowując się do kolejnej szarży.

Wśród tłumu oglądającego turniej znalazł się, nie wiadomo skąd, ubrany w szary płaszcz człowiek. Śledził dokładnie ruchy rycerza ubranego w karmazynową zbroję.
Tym razem nie było wątpliwości, że to on, aura, choć dziwnie chaotyczna, pasowała do zmiennokształtnego.
Rycerze znowu ruszyli na siebie, najemnik zaś wpadł na pewien pomysł. Skupił swoją wolę, skumulował ogromną ilość mocy w małym punkcie i i ukształtował ją na kształt kuli. Poczekał, aż rycerze zbliżą się do siebie i wystrzelił niewidzialny dla zwykłych ludzi, magiczny pocisk, celując w rycerza w karmazynowej zbroi.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Kryos ciężko oparł się o barierkę przez co kolejna partia bąbli pękła boleśnie a reszta pod naciskiem dodała swój głos do całego huru udręki smoka. Krasnolud oddychał wolno, z wyraźnym trudem lekko charcząc. Wymiana spojrzeń dla smokołaka nic nie znaczyła, najprawdopodobniej nawet nie zauważył jej zza mgiełki oparów alkoholowych. A sam Kryos nie miał sił aby zmusić się do kolejnego znaczącego karcącego spojrzenia.
Zasklepione przez przemianę, ledwie na chwile rany otwierały się teraz w jeszcze straszliwszych formach. Ropa pomieszana z krwią płynęła po jego skórze a chłód od którego wzdrygali się okoliczni uczestnicy turnieju niewiele pomagał.
Krasnolud zamknął oczy, i osunął się lekko po barierce. W jego uszach rozbrzmiała nieznana mu melodia w nuty której wkradały się coraz to dziwniejsze kombinacje niemal asynchronicznych tworów. Instrument... Smoczy róg, wojenny róg jego razy z czasów pierwszej wojny. Czy to naprawdę on? Wygrywał tak spokojną melodię, nim ta zaczęła mutować. Czyżby w owe odgłosy wkradały się nutki bitewnego zgiełku?
Czyżby przeznaczenie, w końcu po tylu tysiącleciach miało dopaść mnie właśnie tutaj? Zabitego przez pomyłkę, przez nieznana osobę która o tym nawet nie widziała. Jeśli tak miało być... Jeśli taki los mi pisano.

Melodia zmieniła się nie do rozpoznania, nie pozostało nic z jej pierwotnego kształtu. Kryos otworzył oczy oglądając się wzdłuż trybun. Czemu właśnie tutaj? Co było w tym miejscu?
On sam niemal dosłownie czuł siły entropii które po tylu latach w końcu zaczęły go osaczać niczym banda dzikich psów szarpiących jego ciało.
Wtem jego wzrok padł na pewną osobę, spoglądającą akurat w jego stronę. Ich spojrzenia się zetknęły, a Kryos niezdolny był do rozpoznania koloru oczu owej istoty. Pojął, że sensacje związane są w jakiś sposób z jej dziwną aurą.

Niemy kontakt trwał dobrą chwilę nim nagłe, okoliczne wyładowanie magii zwróciło uwagę obu. Ich wyczulony magiczny zmysł zarejestrował nagłe pojawienie się ładunku który przybrawszy formę strzały pomknął ku ognistowłosemu.
Kryos zareagował intuicyjnie, w powietrzy na drodze pocisku zamigotała lodowa konstrukcja powoli skraplająca się z pary wodnej która wchłonęła znaczną część impetu ciosu. Jednakże ten, w formie niemal niegroźnego pchnięcia przedarł się dalej docierając do Nehlona i uderzając go od boku w chwili gdy kopia opadała.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość