Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        I jak tu nie kochać Mitry? Tylko on potrafi być taki czuły w jednej chwili, by uderzenie serca później, bardzo pewny siebie bez najmniejszego zawahania grozić wampirowi. Owszem, nie była to poważna groźba, no i Aldaren sam ją sprowokował po części, lecz mimo wszystko nie wiele osób by się na coś takiego odważyło. A już szczególnie mieszkający w Maurii, gdzie wystarczy jedno krzywe spojrzenie na nieumarłego mieszkańca, by napytać sobie biedy. Nie było jednak sensu zastanawiać się nad tym, czy gdyby sytuacja była inna i nie byliby partnerami, to czy Mitra nadal byłby tak skory do rzucania groźbami w stronę wampira. Nawet jeśli było to tylko w żartach. Byli na plaży, we dwoje, z dala od przygnębiającej atmosfery Maurii i na tym powinni się skupić. Świetnie się czuli w swoim towarzystwie i bawili, więc czemu by to niszczyć ponurymi myślami?
        Poza tym tak jak powiedziała Ama, jak i również zgodził się z jej słowami Aldaren - Mitra był silny, prawdopodobnie silniejszy, niż sam myślał, zwłaszcza, że niejednokrotnie dawał dowód na to jak groźny potrafił być. A biorąc pod uwagę to, że był nekromantą, mógł rzeczywiście być bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem w starciu z nieumarłymi. Czyli jakby się nad tym zastanowić, faktycznie był większym drapieżnikiem od wampira.

        - Już możesz zaczynać błagać mnie o litość, słodki śmiertelniku - zagroził, zaraz nurkując w wodzie by podstępem wciągnąć pod falę ukochanego, lecz tym razem się to skrzypkowi niestety nie udało. Choć może to i lepiej, bo dzięki temu mógł się po chwili zbliżyć do nekromanty i go objąć, stojąc mu za plecami. Oddać się chwili przepełnionej czułością. Kto wie czy udałoby mu się to, gdyby za pierwszym razem pociągnął Mitrę do wody. Z resztą to i tak była tylko zabawa, a obecnie było tak przyjemnie, że skrzypek mógłby tak spędzić całą wieczność.
        Gdy Mitra się odezwał po jego pytaniu - z zaczepką, bo z zaczepką - Aldaren spojrzał na niego z nieukrywanym triumfem w rozbawionych oczach.
        - Widzisz? Mówiłem, że będziesz błagać o litość - zaśmiał się wesoło, szybko jednak jego śmiech się urwał, gdy nekromanta objął jego szyję. Patrzył z miłością na ukochanego i...
        Tylko przez moment stał oszołomiony jak walnięty obuchem w głowę, bo zaraz Mitra nie używając siły, a sprytu, posłał nieumarłego do wody. Tym sposobem miarka się przebrała i Aldaren ani myślał puścić niebianinowi coś takiego płazem. Nie zamierzał się z nim już patyczkować. I chyba blondyn doskonale o tym wiedział, bo przestał się śmiać, gdy tylko skrzypek spojrzał na niego groźnie zaraz po wynurzeniu głowy z wody. Niczym rasowy drapieżnik zachęcony piskiem i chęcią ucieczki swojej ofiary, Aldaren od razu rzucił się "w pościg" i w końcu udało mu się posłać ukochanego do słonej toni. Jakież to zwycięstwo było satysfakcjonujące. Teraz to wampir stał i się śmiał, bo mina rozpaczliwie próbującego się uratować przed utratą równowagi błogosławionego była wręcz bezcenna. Gdyby nie to, że nieumarły już od jakiegoś czasu był mokry od stóp do głów, można by się zastanowić czy właśnie nie płakał ze śmiechu.
        No i się zaczęło. Wodna walka na śmierć i życie, tak pełna niewinnych dziecinnych harców, jak i zmysłowa oraz momentami nabierająca nieco niepokojącego charakteru. Żadnemu się jednak ostatecznie nic nie stało, a za to bawili się jak nigdy dotąd. O ile nie był to ich pierwszy raz takich wygłupów, to nie oddawali się im zbyt często. Zazwyczaj jak się wydurniali, starali się unikać kontaktu fizycznego. A raczej Aldaren starał się go unikać względem Mitry, by nie wywoływać w nim dyskomfortu i nieprzyjemnych wspomnień z przeszłości. I choć obecna sytuacja była naprawdę wspaniała i wampir czuł się naprawdę szczęśliwy słysząc śmiech partnera i widząc go rozbawionego, brak zbyt częstych tego typu chwil w ich związku tylko dowodził temu, że nie były one potrzebne by się kochali i byli z sobą szczęśliwi. Prawdopodobnie gdyby nie zdecydowali się na zapasy w wodzie i tak było by w ich związku dobrze, nic by się zapewne nie zmieniło.
        Po niedługim czasie zabawa dobiegła końca i to w dość widowiskowy sposób, z wygraną Aldarena w całej tej potyczce i zdezorientowanym, bezbronnym Mitrą wiszącym nad wodą w objęciach wampira w roli głównej. Skrzypek uśmiechnął się czule do partnera, nawet nie skupiając się za bardzo na tym, że wygrał i zaśmiał się krótko, rozbawiony wzmianką Mitry o wielkim, złym wampirze. Widział jednak, że blondyn niespecjalnie się odnajduje w zaistniałej sytuacji, więc też nie przedłużał celowo i postawił Mitrę na nogi, aby razem z nim wrócić na brzeg. Może skrzypek nie koniecznie był chętny do siedzenia na słońcu, ale na pewno postara się naleźć takie miejsce by być jak najbliżej swojego lubego.
        - Mówisz? - zapytał zaczepnie, rozbawiony reakcją Mitry. - Gdybym nie zaproponował ci ogrzania się na plaży, nadal byś się taplał w wodzie, nawet nie zwracając uwagi na to, że jest ci zimno - skarcił go łagodnie, jakby Mitra był małym dzieckiem, które przez zabawę w ogóle nie zwracało uwagi na wszystko co się dokoła dzieje, a już zwłaszcza na takie "drobnostki" jak to, że mogłoby mu być zimno.
        - Zaraz się ogrzejesz - obiecał i pocałował go czule w głowę, kierując się w stronę plaży, prowadząc niebianina za rękę.
        Aldaren postąpił jeszcze kilka kroków przed siebie, nim zorientował się, że Mitra puścił jego dłoń, bo się zatrzymał. Zaskoczony spojrzał zaraz na ukochanego nie rozumiejąc o co chodzi. I szczerze mówiąc zaczęły mu do głowy przychodzić same czarne myśli. A co jeśli przesadził podczas ich zapasów i wzajemnego chlapania się wodą i teraz Mitra nie chciał z nim wracać, zbliżać się do wampira? Albo właśnie rzecz w tym, że Mitra w ogóle nie chciał wracać, bo było mu w tym miejscu tak dobrze? A może to przez jakąś swoją fobię lub też nie chciał by to wampir był wygrany! Czyżby wyczuł kogoś w pobliżu, kto mógłby go zobaczyć i przez to nie chciał wyjść?
        - Słucham cię, Mitro - powiedział przejęty, zaraz po tym jak tylko został wezwany i odwrócił się do nekromanty. Widać było jak bardzo zmartwiony był, choć starał się na ten moment odepchnąć na bok wszystkie swoje czarne myśli, które z każdą chwilą były coraz silniejsze i bardziej irracjonalne. Widać było, że nie ma zielonego pojęcia o co chodzi, co się stało. Nie zarejestrował też z początku tego, jak Mitra się zaczął zasłaniać, lecz gdy tylko powiedział, że chciałby się czymś okryć, spojrzenie wampira mimowolnie przesunęło się po ciele jego ukochanego i... Aldaren w mig pojął. Zawstydzony i jednocześnie zakłopotany zrobił się na twarzy czerwony jak burak, szybko odwracając wzrok, by nie krępować nekromanty.
        - Tak, tak... W porządku... Już podaję! - wyrzucił z siebie dość bezmyślnie i szybko wyszedł z wody, by podejść do ich rzeczy i wziąć swój płaszcz, bo był na Mitrę za duży, ale dzięki temu nekromanta będzie mógł się nim komfortowo okryć, niczym szlafrokiem. A poza tym, gdy będą mieli już wracać, on bez problemu przeżyje bez zakładania płaszcza, gdy ten jeszcze będzie mokry, niebianin natomiast musiałby czekać, aż jego ubrania wyschną, gdyby skrzypek przyniósł mu coś z jego garderoby. Błogosławiony, przecież nie zgodziłby się na powrót bez swojego płaszcza. A co dopiero bluzy. Płaszcz wampira wiec wydawał się być najlepszym pomysłem.
        - Proszę - powiedział, okrywając ramiona ukochanego swoim płaszczem, nie przejmując się tym, ze jego końce były po chwili mokre przez fale.
        Cały czas usilnie starał się nie patrzeć na niego, a już szczególnie, gdy się jeszcze w pełni nie zakrył, ale było to trudniejsze, niż się wydawało. Kilka razy Aldarenowi uciekło spojrzenie, ale szybko starał się spojrzeć, gdzieś indziej i udawać, że w ogóle nie patrzył. Był okropny. Strasznie karcił się za to w myślach, choć to i tak nic nie pomagało, bo nadal zerkał, ale jak tu się oprzeć patrzeniu na tak piękne ciało swojego ukochanego... Udało mu się to opanować dopiero jak Mitra się już zakrył i nie prowokowała wampira przeklęta, mokra bielizna niebianina, widziana kątem oka. Choć i tak ten widok miał na długo pozostać w pamięci skrzypka. Już teraz wiedział, że dzisiejsza noc nie będzie należała dla niego do najprzyjemniejszych. Nawet nie był pewien czy lepiej będzie jak zaśnie czy jednak jeśli aż do rana nie zmruży oka.
        Westchnął ciężko, gdy wyszli już z wody i powstrzymał się od zdjęcia swoich spodni by wypłukać z nich piach, który powoli zaczynał drażnić wampira, a którego się nazbierało pod jego ubraniem przez to, że stanowczo zbyt wiele razy szorował tyłkiem po dnie. Chyba przestawał lubić morze i następnym razem lepiej będzie jak udadzą się na jakiś spacer do lasu albo w góry, a nie nad wodę. Będzie musiał jakoś wytrzymać do powrotu do chatki, będzie mógł się porządnie wykąpać w Diablim Kotle.
        Nadal był lekko zakłopotany zaistniałą sytuacją i miał do siebie żal, że nie był w stanie się powstrzymać od patrzenia, choć teraz prawie w ogóle nie podnosił wzroku na partnera. Przeczesał jedynie dłonią swoje ociekające wodą włosy, zgarniając je do tyłu i usiadł w nieco zacienionym miejscu jakiś sążeń od nekromanty. Nie chciał milczeć, miał nadzieję, że uda mu się jakoś zapomnieć o tej sprawie, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. "Trochę ci się zmarzło co?" - odpadało na przed biegach, bo nawet głupi zamiast zapomnieć o zaistniałym incydencie, jeszcze bardziej by spalił buraka. "Przyjemnie ci było? Ja się świetnie bawiłem" - chyba zażenowany swoim własnym pytaniem poderżnąłby sobie gardło srebrnym sztyletem i rzucił się z klifu na pożarcie rekinom, gdyby coś takiego powiedział. "Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć..."
        - Dobrze, że pogoda dopisała. Głodny? - zapytał jak ostatni imbecyl, zaraz się karcąc w myślach za tak drętwy sposób na uniknięcie tematu. Bo oczywiście nie ma to jak uniknąć wstydliwej rozmowy, rozpoczęciem gadki o pogodzie i jedzeniu. Aż miał ochotę zażenowany pacnąć się w czoło, a po tym zapaść się pod ziemię. Choć z drugiej strony i tak był to chyba najlepszy z możliwych tematów, jaki mógł podjąć.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra może wiedział, że swoim zachowaniem prowokuje “drapieżnika”, ale przecież o to w tej zabawie chodziło, więc nic go nie powstrzymywało przed głośnym śmianiem się, krzykami i docinkami. Dawno, bardzo dawno nie był tak swobodny jak w trakcie tej zabawy. I pewnie bawiłby się tak aż by nie padł, gdyby nagle Aldaren nie porwał go na ręce, kończąc tym samym grę. Ale i tak nadal było bardzo miło - błogosławiony, mimo że w trochę niekomfortowej dla niego sytuacji, nadal był skory do żartów i nie uciekał. Z wdzięcznością przyjął jednak to, że został odstawiony. Jednak na trafną docinkę ukochanego parsknął cicho, obracając przy tym wzrok, choć nadal widać było, że się uśmiecha.
        - No masz rację – przyznał. – Już tak mam, że gdy coś mnie pochłonie to bez reszty – wyznał, spoglądając z czułością na Aldarena, jakby on był jedną z tych rzeczy, które go pochłonęły. Ścisnął jego dłoń, by bez słów przekazać mu jak bardzo się cieszy z tego, że byli razem – tu jak i na całe życie. Wkrótce jednak to błogosławiony sabotował ich szczęśliwe chwile.
        Nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo wystraszy ukochanego tylko tym, że puści jego rękę, nie wspominając o całej reszcie swojego zachowania. Choć i tak nie byłby w stanie nic z tym zrobić – dyskomfort, który go ogarnął, był zbyt silny, nie potrafił nad nim zapanować. Dotarło jednak do niego, że wprawił Aldarena w zmartwienie – przecież to było widoczne nie tylko w wyrazie jego twarzy, ale w całej sylwetce, w jego słowach, gestach. Niech to, niezręczność tej chwili postępowała wręcz lawinowo. I jeszcze ten rumieniec! Mitra pewnie uznałby go za zabójczo uroczy, gdyby powodem tych pąsów nie był jego prawie nagi tyłek. Docenił jednak w duchu to, że choć skrzypek spojrzał, szybko odwrócił wzrok. Wiedział, że tak to działa – gdy ktoś mówi „nie patrz”, odruchowo zerkasz. Sam był sobie winien, nie mógł mieć pretensji do ukochanego, a wręcz przeciwnie – tylko czuć wdzięczność, że gdy dotarło do niego o co się rozchodzi, tak szybko zareagował.
        - Dziękuję – bąknął nekromanta w odpowiedzi na gorączkowe zapewnienia, że Aldaren już mu coś przyniesie. Patrzył na niego nieśmiało i w sumie to miał zaprotestować, by skrzypek jednak podał mu jakieś jego ubranie, ale nie miało to w sumie większego sensu. Poza tym skrzypek był zwyczajnie za szybki i już po chwili był znowu przy nim.
        - Dziękuję – powtórzył Mitra, przyjmując od niego płaszcz. Zaciągnął na siebie jego poły i z czułością dotknął dłoni ukochanego, gdy ten już puścił okrycie. Zerknął na niego i starał się uśmiechnąć tak by go uspokoić, ale chyba nie do końca wyszło, bo nadal przemawiało przez niego skrępowanie. Szybko więc skończył się ubierać – wsunął ręce w rękawy i poprawił poły płaszcza, nie zapinając się, a tylko otulając się nimi jak szlafrokiem. Gdzieś tam jednym okiem zarejestrował, że Aldaren na niego zerka, ale nie odebrał tego jako podglądactwa – był pewny, że ukochany tylko upewniał się czy wszystko w porządku i gdyby sam kategorycznie kazał mu się odwrócić albo nie gapić, to ten by to zrobił. Nie spodziewał się jak wielką burzę emocji przeżywał w tym momencie skrzypek i że jego widok w mokrej bieliźnie może spowodować tyle kłopotów. Gdyby był tego świadomy, może inaczej zachowałby się na początku ich zabawy… Choć to mogłoby prowadzić do tego, że w ogóle by do wody nie wszedł. To byłaby chyba największa dla nich strata tego dnia, bo przecież bawili się cudownie.
        - Już – mruknął błogosławiony, gdy uporał się z ubieraniem. Wyciągnął do skrzypka rękę, jakby chciał, by ten go znowu prowadził, a wolną dłonią przytrzymywał poły jego płaszcza, by się nie rozchylały. Widać było, że powoli się uspokajał i coraz łatwiej przychodziło mu podniesienie wzroku i chociażby spoglądanie na Aldarena. Dostrzegł przez to, że ten był wyraźnie skrępowany tym co przed chwilą zaszło. Wiedział, że to jego wina i ani przez moment nie winił swojego ukochanego. Zastanawiał się tylko jak to teraz rozwiązać – jak go przeprosić i uspokoić. Czy w ogóle powinien się odzywać? To mogłoby doprowadzić tylko do tego, że sytuacja stałaby się jeszcze bardziej niezręczna. Szybko doszedł jednak do wniosku, że nie może tego tak zostawić – z takich niedomówień wcześniej rodziły się tylko problemy, a poza tym poprzedniego dnia coś sobie obiecali, czyż nie?
        Już na plaży, blisko miejsca, gdzie zostawili swoje rzeczy, Mitra puścił skrzypka. Patrzył na niego przez moment, gdy ten siadał. Widział, że on nadal unika jego spojrzenia… Nadal myślał jak ma się odezwać i stał tak na granicy światła i cienia aż to jego ukochany pierwszy się odezwał.
        - Tak, mamy szczęście – przytaknął mu. – Głodny może nie… Ale bardzo chce mi się pić.
        W sumie to w swojej torbie miał butelkę cienkiego wina, ale nie zamierzał podcinać Aldarenowi skrzydeł – wiedział jak bardzo zależy mu na pomaganiu. Podszedł do niego i kucając sięgnął po butelkę. Upił z gwinta sześć solidnych łyków, po czym odjął ją od ust i westchnął, ocierając wargi wierzchem dłoni.
        - Ależ byłem spragniony – skomentował. Odgarnął z czoła kosmyki włosów, z których zaczęła mu kapać woda na rzęsy.
        - Ren… - zagaił. – Mógłbyś się na chwilę obrócić? Proszę?
        Mitra mówił zaskakująco lekko, jakby nie miał nic poważnego na myśli – chyba nie chciał drażnić swojego partnera. Gdy jednak ten spełnił jego prośbę, zaraz szybko wstał i podszedł do swoich rzeczy. Stojąc plecami do skrzypka – tak na wszelki wypadek – rozejrzał się po okolicy, sięgnął wokół swoim zmysłem magicznym i gdy przekonał się, że jest bezpiecznie, rozchylił poły płaszcza i szybko zdjął swoją mokrą bieliznę. Później równie szybko, trochę wręcz nerwowo, wciągnął na siebie spodnie. Noszenie spodni na gołe ciało nie było co prawda specjalnie komfortowe, ale wolał to, niż psychiczny dyskomfort z noszenia mokrej, białej bielizny.
        - Już – zwrócił się do Aldarena, obracając się w jego stronę. Zdjął z siebie jego płaszcz i w samych spodniach podszedł, by znowu przy nim przykucnąć, a wilgotne okrycie wierzchnie zwinął w kulkę na swoich kolanach.
        - Przepraszam za to przed chwilą – usprawiedliwił się. Nie myślał teraz i nie planował co powie tylko po prostu to z siebie wylewał, starając się skrępowanie schować za fasadą uśmiechu. – Trochę… głupio wyszło. Tak bardzo chciałem dołączyć do ciebie tam w wodzie, że… trochę tego nie przemyślałem. Wybaczysz mi?
        Mitra spojrzał na Aldarena tak niewinnie, że trudno byłoby się na niego dalej gniewać, nie wiedział tylko, że skrzypek głównie sobie zarzuca różne nieczyste myśli.
        - Wiesz… To było cudowne - zagaił, gdy uznał, że już atmosfera powinna być trochę lepsza. Bardzo chciał się podzielić swoim szczęściem, choć przecież mówił do kogoś, kto miał w tym swój spory udział i w sumie mógłby odpowiedzieć “wiem, też tam przecież byłem”. Mitra jednak na to nie zważał: oczy mu błyszczały i był strasznie przejęty.
        - Dawno się tak dobrze nie bawiłem! - oświadczył. - Po raz pierwszy jestem nad morzem i po raz pierwszy do niego wszedłem, ale gdyby się dało, chciałbym tu przychodzić codziennie! Ale tylko z tobą - dodał z czułością, głaszcząc skrzypka po policzku. - Bez ciebie nie byłoby tu nawet w połowie tak pięknie jak teraz. W końcu to ty rozświetlasz moje dni, bez ciebie byłyby wszystkie bure.
        Nadal uradowany Mitra nachylił się do skrzypka i z czułością pocałował go najpierw w policzek, później w kącik ust, a potem w usta - trochę dłużej i trochę bardziej zmysłowo, niż przy dwóch wcześniejszych razach. Jego wargi były chłodne i słone, zresztą tak samo jak wampira, ale jemu na pewno nie robiło to różnicy. Był w swoim prywatnym niebie.
        - Może rozwieszę twój płaszcz by trochę wysechł - zaproponował po chwili, prostując się i rozwijając okrycie, które tak zmiął sobie na kolanach. Strzepnął je i znalazłszy jakiś dogodnie umiejscowiony głaz, rozłożył na nim płaszcz ukochanego, by trochę wysechł nim będą wracać. Stał akurat w słońcu i gdy poczuł ciepło promieni na swojej skórze, z lubością nadstawił do niego twarz. Odetchnął pełną piersią, po czym przeniósł wzrok na Aldarena. Uśmiechnął się do niego promiennie, po czym zbliżył się, lecz zamiast siadać w cieniu, uklęknął na jego granicy, a później położył się na brzuchu tak, by prawie w całości leżeć w słońcu i tylko rękę wyciągnął do skrzypka, aby móc go dotknąć. Uśmiechnął się do niego sennie, z rozmarzeniem w oczach.
        - Kocham cię - szepnął z czułością.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Wychodzi więc, że jesteśmy tacy sami - powiedział, łagodnie się do ukochanego uśmiechając, gdy prowadził go na plażę. - Jestem tak tobą pochłonięty, że nawet grę na skrzypcach dla ciebie bym przerwał - zapewnił czule, ani trochę nie spodziewając się, że ta miła chwila miała się nagle zakończyć.
        I to w tak nieoczekiwany sposób, bo kto by w takiej chwili myślał o tym, że przez mokrą bieliznę... Że mogłaby prześwitywać... Znaczy, rozumiał Mirę. Znali się już wystarczająco długo i Aldaren wiedział, że to najpewniej pierwszy raz od dłuższego czasu, gdy się rozebrał przy kimś pomimo swoich fobii. Jednakże naprawdę się nie spodziewał czegoś takiego i to w takiej chwili. Gdyby nic nie powiedział, nie zrobił się taki zawstydzony, wampir nic by nie powiedział i o ile w ogóle zwróciłby na to uwagę. Nie patrzył przecież na krocze swojego partnera, bo choć niejednokrotnie myślał o stosunku z nim, to i tak dużo ważniejszy od tego był sam niebianin, w którego oczach praktycznie cały czas tonął. Był pochłonięty głównie nimi i jego cudownym uśmiechem, uroczymi wypiekami na twarzy, które sprawiały, że wyglądał bardziej jak słodki cherubinek, niż poważny nekromanta.
        Żałował, że spojrzał, ale po części było to niezbędne, by zrozumieć o co chodziło Mitrze z jego prośbą, jakie były jej powody. Czasu jednak nie cofnie i jedyne co mógł zrobić w tej niezręcznej sytuacji to odwrócić wzrok i spełnić prośbę ukochanego, przynosząc mu coś czym mógłby się okryć. Żeby tylko Mitra wiedział jak bardzo wstyd było skrzypkowi. Może też po części przez to, Aldaren postanowił przynieść blondynowi swój płaszcz, by niebianin nie musiał moczyć swoich ubrań. No i też na niego w ogóle nie zerkał. Raczej marny sposób na odkupienie win sprzed chwili, ale to jedyne co przyszło mu obecnie do głowy i mógł dla Mitry zrobić. Szkoda tylko, że nie mógł wymyślić na ten moment nic więcej.
        Gdy znaleźli się na plaży i skrzypek umiejscowił się pod ścianą klifu, chwilę milczał, zastanawiając się nad tym co mógłby powiedzieć i czy w ogóle się odzywać. Już prawie podjął decyzję by w ogóle nic nie mówić przez to, że same głupoty przychodziły mu na myśl. Jednakże w końcu zdecydował się odezwać - zagaić najbardziej drętwą i kiczowatą rozmowę na świecie. O pogodzie! Phi, też coś! Choć z drugiej strony zawsze to lepsze, niż siedzieć cicho.
        Aldaren już chciał lekko przygaszony poprosić, aby Mitra w razie potrzeby dał mu znać, że był głodny, ale gdy dotarła do niego reszta wypowiedzi nekromanty, zerknął niepewnie na niego z iskierką nadziei w niebieskich oczach. Błogosławiony chciał pić, więc skrzypek miał swoją szansę by coś dla niego zrobić. Blondyn nie musiał dwa razy powtarzać, czego sobie w tej chwili życzył. Wampir szybko się zerwał na równe nogi i pobiegł czym prędzej po butelkę z wodą dla Mitry.
        - Jest ciepło i świeci słońce, dość długi czas byłeś ubrany od stóp do głów, wraz z kapturem no i jeszcze chwilę siedzieliśmy w słonej wodzie. Nie dziwię się, że mogłeś się nieco odwodnić - wyjaśnił Mitrze, choć bez wątpienia ten doskonale o tym wiedział. W końcu sam był medykiem i swoje wiedział na temat funkcjonowania organizmu nie tylko żywego, ale najprawdopodobniej również martwego, skoro był nekromantą.
        - Tak, aniele? - zapytał, gdy został wezwany przez niebianina. Odruchowo spojrzał na niego, ale gdy przypomniał sobie, że blondyn czuł się nie komfortowo w mokrej bieliźnie pod płaszczem...wampira, od razu z powrotem spuścił zakłopotane spojrzenie. Nie był jednak w stanie w żaden sposób ukryć delikatnego, rumieńca jaki na nowo pojawił się na jego policzkach. Z wdzięcznością więc zgodził się odwrócić plecami do partnera i natychmiast to zrobił.
        Było mu strasznie wstyd przez tę całą sytuację i reakcje własnego ciała. Że też wcześniej nie pomyślał o konsekwencjach, może... Może wtedy udałoby mu się jakoś przekonać Mitrę do tego by się nie rozbierał aż tak bardzo. Nie. To nie była wina Mitry. To on przecież wlazł do wody i zaczął chlapać Mitrę, prowokować go do wejścia do niej. Co on głupi sobie w ogóle myślał?! Przecież to do przewidzenia było, że w pewnym momencie jego ukochany przypomni sobie o tym co tu i teraz i poczuje się bardzo mocno nie komfortowo. Co z niego w ogóle był za partner?! Mitra gorzej już chyba trafić nie mógł. A... co jeśli przez to wszystko znów Mitra go znienawidzi i nie będzie się do niego odzywał? Zadrżał lekko, przerażony tą myślą, gdy kawałek od niego Mitra zakładał swoje spodnie. Nie mógł udawać, że nic się nie stało, ostatnim razem chciał tak właśnie to rozegrać i w żadnym stopniu nie wyszło z tego nic dobrego. Wypadałoby przecież powiedzieć choćby głupie przepraszam.
        Gdy tylko usłyszał pozwolenie Mitry na ponowne odwrócenie się, odetchnął głęboko i zwrócił się w stronę ukochanego z miną pełną poczucia winy.
        - Przepraszam za to przed chwilą - powiedział jednocześnie z Mitrą, mając spuszczoną głowę, lecz gdy tylko dotarło do niego, że powiedzieli to samo w tym samym czasie, spojrzał zaskoczony na partnera. Jego oczy znów nabierały czerwonego odcienia przez to jak sobie nawrzucał w tej krótkiej chwili i jak potwornie się czuł. Widać w nich jednak było, że kompletnie nie rozumiał, za co nekromanta w ogóle przepraszał. Pokręcił jednak głową, by się otrząsnąć i kiwnął na Mitrę by ten mógł się pierwszy wysłowić.
        - Nie... Nic się przecież nie stało, nie mam ci czego wybaczać - odpowiedział zaskoczony, uciekł zaraz spojrzeniem nieco w bok i podrapał się zakłopotany po karku. Nie umiał w spokoju słuchać i przyjmować przeprosin ukochanego. Ba! Nie rozumiał nawet jak do tego doszło, że to Mitra przepraszał, przecież nie miał za co, bo to wampir doprowadził do tej niezręcznej sytuacji.
        Nabrał powietrza i już chciał wyjaśnić, że gdyby wampir nie wlazł do wody, nie byłoby tej sytuacji, ale... słowa uwięzły mu w gardle, kiedy niebianin wyznał, że bardzo mu się podobało. Zamiast więc wcinać mu się w słowo, słuchał uważnie wypowiedzi ukochanego, rezygnując z powiedzenia tego, co właśnie planował. To byłoby zbyt okrutne wobec błogosławionego, który przecież sam właśnie powiedział jak bardzo się cieszył z pierwszego w swoim życiu wejścia do wody. I samego przebywania nad morzem.
        Poruszony tym oświadczeniem Aldaren kilka razy otwierał i zamykał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił. Przymknął oczy i odetchnął głęboko, gdy został pogładzony po policzku.
        - Jeśli pogoda dopisze i będziesz miał ochotę to jeszcze tu przyjdziemy - obiecał łagodnie, bo nie miał serca odmówić ukochanemu. Zwłaszcza, gdy ten wydawał się być taki szczęśliwy. Choć następnym razem postara się być bardziej ostrożny i może nie wchodzić w ogóle do wody, szczególnie, jak będzie w niej Mitra.
        - Umm... Przepraszam, że nie pomyślałem o wzięciu żadnego ręcznika dla ciebie - rzekł nagle, jakby to miało być tym, co wcześniej chciał powiedzieć. Oczywiście wcześniej chodziło o coś innego, ale to najlepiej było zachować dla siebie, aby nie robić Mitrze przykrości. Uśmiechnął się lekko do partnera, jakby chciał mu udowodnić, że i ten bardzo się cieszy, że mogli tu wspólnie siedzieć.
        Nie czuł żeby choć w najmniejszym stopniu zasłużył na czułości ukochanego i ten pocałunek, jednak nie wzbraniał się przed nim i delikatnie go nawet odwzajemnił, choć może bez takiego żaru jak Mitra. Ujął delikatnie jego policzek i przesunął stopniowo, powoli dłonią w dół do jego szyi, na ramię i jeszcze niżej, zatrzymując dłoń na jego dłoni. Chciał po części w ten sposób odwrócić uwagę od swojego raczej ostrożnego kontr-pocałunku.
        Nie zatrzymywał Mitry, gdy ten zdecydował się pójść powiesić w końcu wilgotny płaszcz skrzypka i podążył za nim spojrzeniem. Nie było to co prawda potrzebne, bo Aldaren mógłby go sobie wysuszyć za pomocą zaklęcia, ale nic nie mówił. Po co miał podcinać skrzydła ukochanego, gdy ten sam wyszedł z inicjatywą by coś zrobić.
        Obserwował uważnie także powrót partnera i uśmiechnął się czule do niego, gdy błogosławiony zaraz się położył na piasku w słońcu. Ujął jego dłoń, patrząc na niego z czułością.
        - Wiem to najdroższy. Również bardzo cię kocham - mruknął czule, gładząc kciukiem jego dłoń. - Odpoczywaj spokojnie, będę miał tu na wszystko oko i nigdzie się bez ciebie nie ruszę - obiecał szczerze, zabierając dłoń by otrzepać ją z piasku i zaraz delikatnie pogładzić po głowie swój najcenniejszy na świecie skarb.
        Z rozmarzeniem obserwował swojego ukochanego, to jak promienie słońca tańczyły na jego wyrysowanych na plecach skrzydłach. Wyobrażał sobie jak przyjemne musiało być takie leżenie na słońcu. Wyciągnął po jakiejś chwili dłoń w stronę pleców niebianina, ale zaraz ją cofnął.
        - Mitro... - odezwał się cicho, niepewnie, bo nie chciał w sumie przerywać mu relaksu, ale musiał zapytać. Najwyżej Mitra nie odpowie i nie będzie tematu, jeśli usnął. - Czy... mógłbym dotknąć twoich pleców? - zapytał.
        Jeśli wyrażona została zgoda, Aldaren przez jakiś czas gładził delikatnie Mitrę po jego plecach, a to wyrysowując opuszkami palców na powierzchni jego skóry kontury skrzydeł, a to całkiem ich unikając i zwiedzając każdy skrawek, który nie był naznaczony czarnym konturem. Nie miał jednak pretensji, gdy Mitra się nie zgodził i w pełni rozumiał jego decyzję, nie próbując jej w żaden sposób zmienić. Tak czy tak cieszył się z obecności ukochanego, nawet jeśli wampir czuł w głębi duszy, że znów zawalił i że pobyt na plaży nie był do końca tak przyjemny i idealny dla Mitry jak powinien.

        Powoli pobyt nad morzem zaczął dobiegać końca. Słońce jeszcze nie zaszło, ale i tak zaczęło już się robić chłodno i ciemno. Znad bezkresnych wód nadchodziły ołowiane chmury, które nie wróżyły niczego dobrego. A wraz z nimi zrywał się coraz bardziej porywisty wiatr. Niestety wszystko co dobre, musiało się w końcu skończyć. Nie zmuszał jednak Mitry do natychmiastowego powrotu, jeśli ten chciałby jeszcze nieco dłużej posiedzieć na plaży.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra w duchu dyskretnie sobie pogratulował - widział te iskierki w oczach Aldarena, gdy poprosił go o coś do picia. Naprawdę chciał jak najszybciej zatrzeć ten niesmak, który sam wywołał, dlatego tak szukał czegoś, co sprawi jego ukochanemu chociaż odrobinę przyjemności, a jego komentarz z powodami, dla których męczyło go pragnienie, przyjął z uśmiechem, kiwając głową. Szybko też zdecydował się przebrać, by nie kusić dłużej losu i by obaj mogli odetchnąć od jego fobii, aż w końcu zebrał się na przeprosiny i co więcej, zrobił to dokładnie w tym samym momencie i tymi samymi słowami, co Aldaren. Przez moment był tym wyraźnie skonsternowany - zresztą tak jak jego ukochany - a potem zachichotał jakby chciał udawać, że nic się nie stało i skrzypek może kontynuować, ale on znacznie bardziej przekonująco udzielił mu głosu, więc to nekromanta pierwszy wyjaśnił za co przeprasza. I od razu podziękował, nie mogąc tego w sobie dłużej trzymać - trochę go zaskoczyło to jak patrzył na niego w tym momencie jego partner, ale pomyślał, że chyba w ostatecznym rozrachunku wyszło dobrze i że Ren się na niego nie gniewał.
        - Nic się nie stało, wyschnę, jest ciepło - zapewnił, gdy został przeproszony za brak ręcznika i powiedział to takim tonem, jakby naprawdę był to drobiazg. I po chwili zabrał się za “schnięcie”, układając się na piasku w pełnym słońcu.

        - Hmm? - Mitra lekko podniósł głowę, gdy po chwili opalania się został wezwany przez Aldarena. Spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby niedawno się obudził, choć gdy usłyszał pytanie jego spojrzenie momentalnie zbystrzało. A po chwili złagodniało, nekromanta zaś z uśmiechem ponownie złożył głowę na swoim przedramieniu.
        - Nie krępuj się - zachęcił go. - Przysunąć ci się? - upewnił się jeszcze, bo przecież leżał w pełnym słońcu, a nie chciał by jego ukochany się sparzył. Nawet już zaczął się przemieszczać, ale jeśli Aldaren zaprotestował to został tam, gdzie był. I leżąc swobodnie pozwolił się dotykać. W pierwszej chwili, gdy poczuł na swojej skórze palce skrzypka, odetchnął jakby wcześniej wstrzymywał powietrze. Nawet się jednak nie poruszył, leżał spokojnie, nie napinając mięśni. Z uwagą śledził to jak wampir wodził opuszkami po jego skórze, jakie miejsca wybierał, czy to była powierzchnia skrzydeł czy nie. Czasami - gdy ukochany trafił na jakieś jego wrażliwe miejsce, jak to pod wystającym kręgiem szyjnym chociażby - wzdychał albo wręcz dyskretnie mruczał. Raz cicho zachichotał, bo akurat wampir strącił palcem kilka kropel wody, które spływając po żebrach zaczęły go łaskotać, zaraz jednak zachęcił, by ten kontynuował. Widać było, że jego początkowe skupienie - ale nie napięcie - powoli ustępowało zwykłemu uczuciu przyjemności. Leżał całkowicie zrelaksowany i sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie cierpiał na żadne lęki.
        - Ren… - mruknął po dłuższej chwili takich pieszczot sennym głosem. - Możesz całą dłonią, o ile masz ochotę - zachęcił. I nawet otworzył jedno oko, by upewnić się jak jego ukochany zareaguje. Jemu było tak błogo…
        - Jeśli to sen to mogę się nie budzić? - zapytał po chwili. - Jest mi tak dobrze tu, z tobą, teraz…
        Mitra dawał się głaskać tak długo jak tylko Al miał na to ochotę, a gdy ten przestał, błogosławiony podniósł na niego wzrok i sapnął w niemym “no niech ci będzie”. Jeśli wcześniej jego ukochany miał jakieś wątpliwości czy dobrze robi, teraz mógł się ich pozbyć. Wygłaskany niebianin był w siódmym niebie. Chwilę jeszcze leżał w tej samej pozycji, hołubiąc ślad dotyku na swoich plecach, a gdy i to zniknęło, obrócił się na plecy, by wygrzać sobie też brzuch. Niedbałym gestem strzepnął piasek, który przyczepił mu się do skóry, a pod głowę wsunął sobie swoją złożoną bluzę, by było mu wygodniej. Dłonie swobodnie splótł na brzuchu, choć po chwili jedną zabrał i wsunął sobie pod głowę. Obrócił twarz w bok, by móc jednym okiem patrzeć na Aldarena. Uśmiechnął się do niego i tak leżał, ciesząc się jego widokiem i szumem fal. Po chwili zapytał czy jego ukochany ma może jakieś przekąski, bo troszkę zgłodniał, a nie chce jeszcze wracać. Wiedział, że skrzypek na pewno coś ze sobą zabrał i choć sam również coś miał w torbie to chciał mu dać możliwość, by się wykazał, bo widział jak ważne to dla niego było. Usiadł by zjeść, znowu strzepując z siebie piasek, który przykleił mu się do skóry, a gdy już zaspokoił pierwszy głód, wstał. Wyciągnął rękę do Aldarena.
        - Może jeszcze się przespacerujemy? - zaproponował. - Wyciągają się chmury, to pewnie zaraz będziemy musieli i tak wracać - westchnął z lekkim smutkiem, bo naprawdę mógłby spędzić na tej plaży jeszcze wiele czasu.
        Jeśli Aldaren wziął go za rękę, Mitra go nie puścił tylko trzymając się za dłonie poszedł z nim na sam skraj plaży i ruszył wzdłuż niej wolnym, spacerowym krokiem. Przytulał się do ramienia skrzypka, a innym razem nadstawiał twarz na wiatr wiejący od morza. Raz z cichym okrzykiem zaskoczenia uskoczył przed falą, która omyła mu stopy. Roześmiany spojrzał pod nogi i wyraźnie czymś się zainteresował. Schylił się i wyjął coś z mokrego piachu. Oczyścił to palcami i kilkoma dmuchnięciami, a gdy pochwalił się Aldarenowi swoim znaleziskiem, okazało się, że była to po prostu muszelka w typowym kształcie pękatej łezki - z zewnątrz biała i karbowana, a od środka gładka, różowa.
        - Proszę - odezwał się Mitra z powagą, wkładając muszelkę w dłoń ukochanego. - Na pamiątkę tego cudownego dnia.
        Mitra przez moment patrzył Aldarenowi w oczy z powagą, ale nie był w stanie długo utrzymać tej miny - wkrótce przegrał walkę z samym sobą i promiennie się uśmiechnął, a po wszystkim rzucił się ukochanemu na szyję z takim rozmachem, że prawie by go przewrócił. Po odzyskaniu równowagi - co pewnie było w głównej mierze zasługą skrzypka, a nie błogosławionego - nastąpił pełen czułości pocałunek.
        - Chciałbym tu spędzić z tobą jeszcze kilka godzin, ale chyba niestety musimy wracać, nim nas deszcz przegoni - westchnął po chwili Mitra, nadal uwieszony szyi swojego ukochanego i głaszcząc go po włosach. - Chodźmy, najdroższy.
        I złapawszy Aldarena za dłonie, pociągnął go z powrotem w miejsce, gdzie zostawili swoje rzeczy. Tam obaj w końcu porządnie się ubrali i pozbierali swoje rzeczy i mogli wracać już do siebie - ścigani przez ciężkie ołowiane chmury, które i tak były dość łaskawe, by wyciągnąć się dopiero późnym popołudniem.
        Wspinaczka po wąskiej ścieżce była trudniejsza niż zejście, więc nie było nawet okazji, by w trakcie niej rozmawiać, a później też przez chwilę szli w milczeniu - Mitra uspokajał oddech.
        - Pójdziemy jutro rano do Tartos? - upewnił się, gdy już kawałek uszli. - Sprawdzimy co u Rosic, a potem będziemy mieli cały dzień dla siebie - dodał, jakby była to jakaś miła obietnica.
        Nie za długo jednak nacieszyli się spokojnym spacerem - wkrótce deszczowe chmury ich dogoniły, a z nieba zaczęły spadać pierwsze solidne krople deszczu. Mitra wyciągnął przed siebie dłoń, lecz zaraz ją schował, gdy przekonał się, że naprawdę pada. Spojrzał na Aldarena znacząco… I był pewny, że pomyśleli w tym momencie o tym samym.
        - Biegniemy? - upewnił się.
        To pobiegli - jak dzieciaki uciekające przed ulewą, choć i tak nie mieli najmniejszych szans. Najpierw biegli trzymając się za ręce, a później, gdy już zaczęło naprawdę rzęsiście padać, Aldaren zdjął z siebie płaszcz i spróbował osłonić nim ich oboje. Mitra chętnie schował się z nim pod tym okryciem, śmiejąc się jak dziecko za każdym razem, gdy potykali się podczas tej ucieczki przed deszczem.
        - Ren! - zawołał by przekrzyczeć deszcz, gdy byli już blisko celu. - Zapomniałem ci rano mówić, Ama chciała nas widzieć jak wrócimy! Idziemy od razu?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdy tylko Mitra spojrzał na niego tym sennym spojrzeniem, Aldaren zaraz zaczął się zastanawiać czy nie machnąć po prostu ręką i zapomnieć o temacie. Zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że zamiast siedzieć cicho, postanowił zaczepić ukochanego i zawracać mu głowę, gdy ten się relaksował. Kto jak kto, ale Mitrze akurat porządny wypoczynek i relaks się należał. Po tym wszystkim co go spotkało, co miało miejsce w Thulle i jaką drogę przez mękę miał z wampirem... po prostu zasługiwał na chociażby chwilę prawdziwego spokoju. "A ty durniu zamiast milczeć musiałeś się odezwać!" - skarcił zaraz sam siebie w myślach. Może nie było jeszcze za późno by udawać, że nic w ogóle nie mówił? Ale to przeczyłoby temu, co obiecali sobie wczorajszego dnia - że zawsze będą sobie o wszystkim mówić, a już w szczególności o tym co leżało im na wątrobie. Co prawda w tym przypadku chodziło o błahostkę, bez której obaj by przeżyli, ale mimo wszystko Aldaren miał poważny dylemat. I w sumie już drugi raz w ciągu godziny okłamałby swojego partnera, gdyby i tym razem spróbował się jakoś wymigać od odpowiedzi tego co miał na myśli. Tak, jak miało to miejsce chwilę temu, gdy w jednym czasie obaj się przeprosili nawzajem.
        - Nie, nie kłopocz się. Nie trzeba - powiedział łagodnie i się czule uśmiechnął do nekromanty, by ten się nie przysuwał. Nie byłby sobą gdyby pozwolił Mitrze przerwać jego kąpiel słoneczną. Zwłaszcza, że jak wrócą do Maurii, raczej długo niebianin nie będzie mógł się znów nacieszyć słońcem. Poza tym skrzypek tak się chronił przed słońcem, a przecież w popiół się nie zmieni, gdy tylko ciepłe promienie dotkną jego skóry. Nic więc strasznego stać się nie powinno. Najwyżej będzie bardziej marudny albo dłużej będzie spał, ale to i tak tragedii przecież nie oznaczało.
        Kiedy dostał pozwolenie od nekromanty, ponownie wyciągnął nieśmiało dłoń w jego stronę i przesunął ostrożnie palcami po rozgrzanej skórze ukochanego. Nie było w tym ukrytego przekazu, ani drugiego dna. Nie było to spowodowane ekscytacją jego skrzydłami. Chciał po prostu dotknąć swojego lubego, poczuć jego ciepło i bliskość. Choć może starał się również w ten sposób po części sprawdzić czy wszystko między nimi w porządku, czy Mitra nie ma już czasem dość towarzystwa wampira tego dnia. Jakby nie patrzeć i tak sporo dzisiaj przeżył i ile granic przy tym przesunął.
        - Wybacz - powiedział cicho, zabierając zaraz dłoń, gdy tylko Mitra zaśmiał się pod nosem i poinformował, że go to łaskotało. Nie to, że nie chciałby się tak z nekromantą podroczyć, ale coś mu podpowiadało, że Mitrze raczej by się to nie podobało i byłoby to ich ostatnim fizycznym kontaktem tego dnia, a nie o to przecież chodziło. Błogosławiony miał się zrelaksować i odpocząć, może nawet spróbować zapomnieć o wszelkich swoich troskach. A przy tym i dla wampira takie głaskanie ukochanego i wsłuchiwanie się w jego westchnięcia oraz spokojne bicie serca, było niezwykle odprężające. Wręcz nie mógł oderwać czułego spojrzenia od swojego lubego.
        - Już przestaję - odparł, gdy tylko został wezwany, choć zaraz zamarł na moment, nim zdążył oderwać dłoń od skóry niebianina, jak ten nakłaniał wampira, by go śmielej dotknął. Przez moment skrzypek nie wiedział co o tym myśleć. Nie był pewien czy nie przesadzi jeśli skorzysta z tej propozycji. Ale z drugiej strony skoro Mitra sam to proponował, jak wampir się nawet słowem nie odezwał to może... Poza tym patrząc na niebianina ciężko było nie zauważyć tego jak przyjemnie musiało mu być. Aldaren musiałby być niedorozwinięty umysłowo by pokusić się na stwierdzenie, że to tylko przez leżenie na słońcu było błogosławionemu tak błogo. Z lekką obawą w sercu zdecydował się w końcu położyć całą dłoń na plecach ukochanego i przesunąć nią od łopatek do mniej więcej połowy pleców.
        - Widzę właśnie, że jest ci stanowczo za dobrze - stwierdził łagodnie, po tym jak cicho parsknął z rozbawieniem pod nosem. Nadal powoli i delikatnie gładził dłonią swojego partnera. - Zatęskniłbym się za tobą na śmierć, gdybym miał cię tu zostawić śniącego swój przyjemny sen.
        Westchnął w końcu cicho i na znak, że to już koniec tego dobrego, pogłaskał Mitrę po głowie.
        - Oj nie marudź, bo przecież widzę, że powoli usypiasz - skarcił go łagodnie, gdy usłyszał to niezadowolone westchnięcie. Nie spodziewał się jednak, że Mitra zaraz obróci się na plecy, choć w sumie było to przewidzenia.
        Aldarenowi zabrało dech, po tym jak nekromanta się obrócił na drugą stronę, choć przecież już wcześniej widział jego nago tors, to mimo wszystko dopiero teraz wampir tak naprawdę skupił się w pełni na jego drobnej, ale nie chorobliwie wychudzonej, szczupłej sylwetce. Te jego smukłe ramiona i szyja... Lekko się zarumienił i odwrócił spojrzenie od partnera, utkwił je w szumiących falach i nadciągających powoli ciemnych chmurach. Splótł również ze sobą swoje dłonie, co by go nic nie korciło. Nie mogło go korcić, bo przecież to był Mitra, a nie zamierzał przez taką głupotę psuć mu tego cudownego wyjścia.
        - Zabrałem suszone mięso, której nie zjedliśmy podczas podróży - poinformował niebianina, celowo używając liczby mnogiej, że jedzenie zostało zabrane dla nich, choć on przez ograniczenia swojej rasy nie mógł sobie pozwolić na tę przyjemność przyjmowania normalnych, stałych posiłków.
        Wstał z miejsca i zaraz podszedł do ich rzeczy, by wyciągnąć ze swojej torby kilka sztuk suszonej wołowiny, zawiniętej i zawiązanej w papier. Zastanawiał się przez moment czy może nie powiedzieć Mitrze o tym, że sam jest strasznie głodny i czy nie mógłby... Szybko jednak wyrzucił z głowy ten pomysł, będąc przekonanym, że jeszcze jakiś czas wytrzyma. Przecież zdarzały mu się kiedyś momenty, że potrafił przez półtorej miesiąca, jak nie dłużej, nie pić krwi. Wytrzyma jeszcze trochę, może ten dzień nie był idealny, ale na pewno nie będzie go jeszcze bardziej psuł takimi odpychającymi propozycjami.
        Po powrocie do Mitry, od razu wręczył mu paczkę suszonego mięsa i z powrotem usiadł obok niego na swoim poprzednim miejscu. Życzył mu smacznego ze szczerym uśmiechem i zapatrzył się w morze, aby mu nie przeszkadzać w posiłku.
        - Twoje życzenie jest dla mniej rozkazem mój kochany - odparł spokojnie, ujmując dłoń partnera. Podniósł się z miejsca i poszedł razem z Mitrą na niewielki spacer po plaży.
        Szedł spokojnie za rękę ze swoim ukochanym, któremu praktycznie niczego nie był w stanie odmówić i cieszył się razem z nim tymi ostatnimi chwilami na plaży dzisiejszego dnia. Był naprawdę bardzo szczęśliwy, gdy Mitra szedł praktycznie cały czas wtulony w jego ramię. A kiedy blondyn upajał się targającym jego włosami, morskim wiatrem, skrzypek był wręcz urzeczony tym wspaniałym widokiem. Jak wielkie szczęście musiał mieć, by móc się cieszyć miłością tak cudownego mężczyzny, jakim był Mitra. Może powinien pomyśleć nad złożeniem jakiejś ofiary dla Prasmoka, że błogosławionego dla niego wyśnił?
        - Uważaj, bo mi jeszcze morze ciebie porwie - zaśmiał się wampir, gdy Mitra tak gwałtownie uciekł przed falą.
        Aldaren w ogóle się przy tym nie spodziewał, na jaki pomysł wpadnie jego partner. Przystanął i przyglądał się z boku temu, jak niebianin wpatruje się w mokry piasek pod swoimi stopami i zaraz się po coś schyla. Przekrzywił lekko głowę i zmrużył czerwone oczy, chcąc dostrzec co takiego Mitra podniósł, choć nie było to w sumie potrzebne, bo nekromanta zaraz sam się pochwalił cóż to takiego znalazł.
        - Ale... - powiedział zaskoczony, gdy muszelka została włożona mu w dłonie. - Jesteś pewien, że chcesz mi ją oddać? Ja... dziękuję, nie wiem co powiedzieć najdroższy - dodał naprawdę poruszony tym romantycznym gestem. Przyglądał się chwilę temu podarkowi i już nawet miał pomysł co zrobić, by móc ją zawsze nosić przy sobie i by się nie zniszczyła.
        I tym razem jednak został zaskoczony przez nekromantę, gdy blondyn wręcz rzucił się nieumarłemu na szyję, omal nie przewracając ich obu. Oczywiście Aldaren się z początku zachwiał niebezpiecznie, ale wystarczyło, że zrobił krok do tyłu i się lekko zaparł, aby zagrożenie przewróceniem się minęło. I... Mitra musiał po prostu wybaczyć wampirowi w tej chwili, gdyż skrzypek dla zachowania równowagi, a i również instynktownie by asekurować niebianina, podświadomie objął go delikatnie w pasie. Kiedy jeszcze w tym wszystkim został namiętnie pocałowany, nie był w stanie powstrzymać nieco zdziwionego, ale i pełnego rozkoszy mruknięcia. Miał wrażenie, jakby się zaczął właśnie rozpływać na słońcu w objęciach nekromanty, pod jego pocałunkiem.
        - Wiem, mój kochany, ale ktoś ma już chyba dość nas tutaj, skoro grożą nam burzą - powiedział łagodnie, ujmując policzek ukochanego i go delikatnie po nim głaszcząc. - Ale obiecuję, że jak tylko pogoda się poprawi, będziemy tu przychodzić codziennie - obiecał i pocałował czule Mitrę w czoło.
        Chwilę po tym dał mu się pociągnąć w stronę ich ubrań i razem z nim zaczął się ubierać. Po zarzuceniu płaszcza na swoje ramiona, od razu wrzucił muszelkę do wewnętrznej kieszeni po lewej stronie, by mieć podarek od niebianina póki co cały czas przy swoim sercu.
        Podczas opuszczania tej niewielkiej plaży ukrytej między klifami, pomagał Mitrze wdrapać się po stromym, osuwającym się wejściu i pilnował, by nekromanta się przy tym nie zabił. Co prawda raczej nic poważnego by mu się nie stało, jedynie pobrudziłby się nieco i lekko zsunął w dół po urwisku, ale nie skręciłby sobie karku czy kostki jak podczas schodzenia na przykład. Na szczęście martwił się wyłącznie na zapas, bo do żadnego osunięcia się stopy nekromanty nie doszło.
        - Powinienem się zacząć bać? - zapytał, lekko się drocząc z niebianinem. Nie komentował tego, że wcześniej Mitra mówił, że sam pójdzie do Tartos następnego dnia. Wampir i tak nie zamierzał się kłócić. Dostosuje się do Mitry, a ten zrobi co sam będzie chciał.
        Sielanka i spokojny spacer nie trwały jednak długo, bo nie minęła chwila jak dogoniły ich deszczowe chmury i zaczynało powoli padać. Pochwycił spojrzenie partnera i wyszczerzył się nieco łobuzersko przez przypadek, odsłaniając jednego ze swoich kłów. Wyglądał przez to tak, jakby właśnie znalazł swoją ofiarę i rozważał tylko to czy rzucić się na nią od razu, czy pobawić się nieco w kotka i myszkę dla własnej przyjemności.
        - Kto ostatni w domu ten Ama! - zarządził ze śmiechem, choć wcale nie wyrwał się przodem. Wystartował razem z Mitrą i cały czas trzymał go za rękę, ani go za sobą nie ciągnąc, ani też się nie wlekąc. Swoje tempo dostosował do jego i tak razem biegli, starając się naiwnie zdążyć przed nadciągającą ulewą.
        Nie udało im się to co prawda, ale jakoś też strasznie tego nie przeżywali. Obaj byli roześmiani i chyba czerpali tę samą przyjemność ze wspólnego biegu podczas deszczu. Aldaren puścił jego dłoń dopiero jak się naprawdę mocno rozpadało, tylko po to by zdjąć z siebie swój płaszcz i trzymać go rozłożonego nad ich głowami, by choć trochę mniej zmoknąć. Biegli dalej wspólnie w stronę domu starej wiedźmy. Aldaren cały czas przy tym asekurował niebianina, by ten się nie przewrócił, gdy się potykał na mokrej trawie, albo o własne nogi zmęczone zapewne już biegiem.
        Skrzypek doskonale słyszał co powiedział blondyn, mimo ulewy i szalejącego wokół wiatru, zapowiadającego silny sztorm i burzę, tego wieczora. Nie odpowiedział jednak od razu i przez chwilę milczał zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie miał ochoty widzieć się z Amą. Nie dzisiaj.
        - W porządku! - odkrzyknął, gdy ucichło echo po grzmocie, który właśnie się rozległ. Nie było sensu najpierw biec do ich chatki by się przebrać w coś suchego, bo i tak byliby cali mokrzy po dotarciu do domu Amy.
        Ledwo przekroczyli próg, a skarlała staruszka wyłoniła się zza rogu i szła w ich stronę z dwoma wielkimi ręcznikami. Z miejsca prosząc, aby zdjęli buty i powiesili swoje płaszcze na wieszakach, aby nieco podeschły. Spojrzała przy tym surowo na wampira, który lekko zażenowany, spuścił głowę.
        - "Proszę nic nie mów. Daję radę, nic mi nie będzie" - powiedział do niej od razu w myślach na co tylko prychnęła cicho i lekko pokręciła głową. Wręczając im ręczniki by się mogli nimi okryć i nieco osuszyć.
        - "Jak chcesz, jesteś już w końcu dorosły, ale wierz mi, że będziesz tego mocno żałował" - burknęła i westchnęła ciężko, stanowczo spuszczając z tonu. Spojrzała na Mitrę.
        - Chodź, zjesz coś ciepłego - powiedziała, jak na nią to nawet łagodnie, oddalając się do kuchni, by nalać tam gorącego rosołu dla blondyna. Postawiła miskę z zupą na stole i już brała się za nakładanie mu lekko przypieczonych ziemniaków i ugotowanych na parze warzyw z kawałkami kurczaka.
        Aldaren... był w szoku, gdy to zobaczył. Miał wrażenie jakby dopiero się obudził po kilkutygodniowym śnie i w ogóle nie rozumiał co się stało. Ama uszanowała jego prośbę o nie komentowanie jego obecnego stanu spowodowanego głodem, a do tego pofatygowała się, by ugotować Mitrze obiad. Upadła na głowę, jak jej nie było czy Mitra jej coś zrobił? Spojrzał zaskoczony na partnera z niemym pytaniem w oczach.
        - Jak rozumiem w Tartos nie poszło tak gładko jak byście chcieli. Renadiel to kretyn, który nie zna prawdziwej wartości jaką ma życie i śmierć. Nie musicie się nim przejmować - powiedziała, odwrócona do nich plecami, zmywając sobie spokojnie po przygotowanym obiedzie. - Ale co ja wam truć będę. Jedzenie nie jest zatrute, ani w żaden sposób podejrzanie przyprawione, mam nadzieję, że będzie ci smakować, kochanieńki. Przypilnuj go Aldarenie, by się najadł i na litość Prasmoka, rozpalcie w kominku jak wrócicie do swojej chaty i powieście przy nim swoje ubrania. Przeziębienie wam nie groźne, ale ubrania wam zaśmierdną jak ich porządnie nie wysuszycie - poradziła, wycierając dłonie, gdy skończyła zmywać. Po czym się oddaliła, by nie przeszkadzać im dłużej swoją obecnością.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrze było tak zabójczo dobrze. Nie doszukiwał się w zachowaniu Aldarena żadnych podtekstów – jedynie pragnienie bliskości. Skrzydła nie miały w tym momencie żadnego znaczenia – ani dla jednego, ani dla drugiego. Błogosławiony był tak zrelaksowany i szczęśliwy, w ogóle nie myślał o swojej traumatycznej przeszłości, cieszył się tylko tym jak wielkie szczęście go spotkało, że trafił na tak czułego i wrażliwego partnera, który ma do niego tyle szacunku. Skrzypek był tak dobrą osobą, że chyba nie istniała druga taka na całej Łusce. I był tak delikatny… Mitra ani przez moment nie czuł się zagrożony przez jego dotyk.
        - Nie przestawaj – zaprotestował błogosławiony. Dość stanowczo, ale bez ekscytacji, jakby naprawdę prawie spał. Zerknął na Aldarena. Fakt, że z reguły w takich chwilach prosił o zakończenie pieszczot, więc ciekawe co pomyśli skrzypek na wieść, że zamiast tego dostaje pozwolenie na troszkę więcej? Dostrzegł na jego obliczu konsternację i wahanie – w sumie nie mógł mu się dziwić, bo to naprawdę nowość w ich związku. Tym bardziej cieszył się, że jednak uległ tej prośbie.
        - Jesteś taki delikatny – skomentował z prawdziwym zachwytem. Prychnął rozbawiony, gdy Aldaren uczynił mu ten żartobliwy wyrzut, jakoby było mu za dobrze. Uśmiechnął się delikatnie.
        - Ale nie mógłbyś mnie tu zostawić – zaprotestował. – Bez ciebie nie byłoby sensu tu zostawać, bo najlepiej mi jest zawsze przy twoim boku.
        Mitra mówił szczerą prawdę: gdyby miał do wyboru takie beztroskie życie z wylegiwaniem się na plaży gdzieś w spokojnej wiosce wśród gór a ich życie w Maurii, nie tak sielankowe i nawet momentami stresujące, nie wahałby się ani chwili, tylko wybrał to drugie, bo tam byłby Aldaren – jego szczęście. Nieważne co myślałby sobie o tym skrzypek – o tych wszystkich kłótniach i nieporozumieniach – dla Mitry to była tylko kwestia dogadania się, bo najważniejsze było to, że on go szanował i liczył się z jego zdaniem, że nawet gdy coś było między nimi nie tak, mogli wylać swoje żale i jakoś się dogadać. Że nie był dla niego tylko pięknym przedmiotem.

        - Pewny jak niczego innego – odpowiedział później Mitra, gdy podczas spaceru Aldaren był tak zaskoczony jego prezentem w postaci muszelki. Cieszył się, bo widział, że chyba skrzypek był z tego zadowolony, a to było dla niego najcenniejsze. Sam wiedział, że na zawsze zapamięta ten cudowny dzień, bez względu na to czy będzie miał tego pamiątkę czy nie. A chciał sprawić przyjemność ukochanemu. Chyba mu się udało zważywszy jak mruczał podczas pocałunku. Mitra zresztą był równie zadowolony. Choć tylko cicho wzdychał, był w siódmym niebie i nawet te objęcia, z których nie byłoby tak łatwo uciec, nie były źródłem dyskomfortu, a wręcz przeciwnie – poczucia bezpieczeństwa i radości, bo w ramionach Aldarena czuł się najlepiej jak tylko mógł.
        W końcu jednak musieli opuścić plażę – nieważne jak przyjemnie im tu było, burza nie zamierzała dać im żadnych forów. I tak nie mieli szans uciec przed deszczem, ale chyba teraz żaden z nich na to nie zważał – to były po prostu kolejne ich wygłupy.
        - Ej, nie ma tak! – obruszył się Mitra, gdy dotarło do niego jakie wyzwanie rzucił mu Aldaren, gdy zdecydowali się na bieg. „Kto ostatni ten Ama”, bezczelny! Błogosławiony nie miał zamiaru dać się przegonić, choć zaraz zaczął biec równo z ukochanym – pewnie bardziej przez to, że wampir zwalniał, niż że mieli podobną kondycję. Spuścił w końcu z tonu, a jego początkowa emocjonalna reakcja brała się z tego, że się zagapił – na ten cudowny uśmiech skrzypka, na to jak pokazywał kły… Ych, do tej pory jak sobie przypominał ten uśmiech to miał dreszcze. Uwielbiał go.

        Mitra również niespecjalnie miał ochotę widzieć się z Amą, ale nie mógłby tak złośliwie, z premedytacją do niej nie pójść. Przecież to nie był dla nich wielki wysiłek – może pewna niedogodność, bo obcowanie z jej ciężkim charakterem łatwe nie było, ale z drugiej strony była ich gospodarzem, mogli jej poświęcić chwilę. Lepiej załatwić to od razu i później spędzić we dwoje miły wieczór – tak rozumował błogosławiony i chyba jego ukochany podzielał tę myśl. Poszli więc do leża smoczycy.
        Już w jej chatce Mitrę ogarnęło przyjemne ciepło ogrzanego, suchego wnętrza. I zapach – poczuł woń obiadu, jakiejś zupy i czegoś jeszcze, czego nie umiał rozpoznać. Trochę poczuł się przez to głodny, ale było to uczucie, które zignorował w natłoku innych bodźców. I zaskoczenia, w jakie wprawiła go gospodyni, pogłębiając je z każdym kolejnym gestem w ich kierunku.
        Zaczęło się w sumie niepozornie – kazała im się wytrzeć i zdjąć mokre rzeczy, co było oczywiście sensowne zważywszy, że porządnie zmokli. Mitra odebrał to raczej jako dbałość o czystość w domu, niż troskę o ich zdrowie, bo jak sama później zauważyła – żaden z nich nie mógł się rozchorować. Błogosławiony przyjął więc od niej ręcznik i wytarł nim dłonie i maskę – może śmiesznie to wyglądało, ale dla niego nie było niczym dziwnym, w końcu z rzadka ją zdejmował, a krople wody kapiące później z niej na ubranie irytowały. Później, cofając się na próg chatki, zdjął płaszcz i strzepnął z niego krople deszczu, by nie tworzyły kałuży tam, gdzie go odwiesi. Buty zzuł zahaczając palcami o pięty, jednocześnie ręcznikiem starając się dosuszyć włosy.
        Lekka konsternacja wywołana zaproszeniem na kolację sprawiła, że ruchy błogosławionego straciły na dynamice. Zerknął na Amę by upewnić się, czy aby się nie przesłyszał. Myślał – cały dzień był o tym przekonany – że mieli przyjść na jakąś rozmowę, być może w sprawie ich zachowania, być może w kwestii wydarzeń w Tartos, a być może chcąc w końcu pomówić o tym, w jakiej sprawie tu przybyli, bo wiedziała przecież, że to nie były tylko wakacje (o czym Mitra tego dnia w sumie zapomniał).
        Nekromanta zerknął na swojego ukochanego – oboje mieli skonsternowaną minę. Blondyn samym wyrazem oczu i zdawkowymi gestami próbował przekazać, że on nic nie wie i niczemu nie jest winny, choć wcale nie był tego taki pewny.
        Staruszka tymczasem zagaiła rozmowę. Mitra słuchał jej, kończąc się wycierać i powoli zmierzając w stronę stołu. Pozwolił sobie na prychnięcie wzgardy, słysząc o Renadielu.
        - Lepiej bym tego nie ujął – skomentował, ale na tyle cicho, by nie przerywać jej monologu. Ciekawe skąd wiedziała? No tak – pewnie wyciągnęła to sobie z ich głów.
        Za to jej komentarz o truciźnie wywołał rozbawione prychnięcie błogosławionego. Cóż, faktycznie brał to pod uwagę, choć nie spodziewał się, by miała to być trucizna zabójcza – raczej taka uprzykrzająca życie. Pachniało jednak bardzo dobrze i Mitra nie zamierzał ociągać się z jedzeniem… Dostrzegł jednak jeden poważny problem – nie miał maski, w której mógłby jeść. Zaczął się trochę kręcić w miejscu, kombinując jak sobie z tym poradzić i czy przypadkiem nie skoczyć do ich chatki, aby wziąć tę odpowiednią maskę albo czy tej nie dałoby się tak tylko trochę odchylić… Ale Ama zdecydowała się zostawić ich samych.
        - Dziękuję – odezwał się do jej pleców Mitra, mając na myśli w sumie całokształt, a nie coś konkretnego. A gdy zostali już sami, zsunął maskę na czubek głowy i spojrzał na Aldarena, w pełni okazując jaki był zszokowany tym co zaszło.
        - Nie mam pojęcia o co chodzi – wyznał szeptem. – Powiedziała mi rano, byśmy zaszli do niej po powrocie, słowo, tylko tyle. Myślałem, że chce o czymś z nami porozmawiać. Nie wiem czemu jest taka… miła – wyznał. – Chyba wręcz jak taka prawdziwa babcia – pozwolił sobie skomentować. Ani on ani Aldaren babci nie mieli, ale przecież wszyscy znali te stereotypy o staruszkach kochających swoje wnuki, karmiących je bez przyzwoitości i obsypujących miłością i drobnymi upominkami. Naprawdę… Ama tego wieczoru trochę tak się zachowywała.
        - Zachodzę w głowę co się stało, że jest taka… miła – wyznał, po czym w końcu spróbował zupy. Była przyjemnie gorąca, esencjonalna i bardzo smaczna. Stara wiedźma potrafiła gotować. W sumie… w sumie przecież już dała tego dowód, gdy razem z Aldarenem przygotowała dla niego tamtą kaczkę z ryżem. Mitra wachlując łyżką zaczął analizować te wszystkie sytuacje.
        - Chyba… - zaczął z pewnym wahaniem. – Źle ją z początku oceniłem.
        Nie był co do tego tak bezgranicznie przekonany, ale coraz bardziej przekonywał się, że może Ama nie była takim potworem, za jakiego ją uważał. Nadal jednak był święcie przekonany, że ona grzebała im w głowach bez skrępowania… Choć może powinien z nią o tym po prostu porozmawiać – teraz nie wydawała się taka zła i groźna. I to nie była tylko kwestia tego, że przekupiła go jedzeniem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nawet gdyby Aldaren chciał, ciężko byłoby mu w obecnej chwili ukryć swoje zaskoczenie, po tym jak Mitra zaprotestował. To było... coś nowego w przypadku Mitry. Nie to by miał do ukochanego jakieś pretensje o to, ale naprawdę nie spodziewał się usłyszeć od niego kiedykolwiek coś takiego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego fobie i dyskomfort spowodowany czyimś dotykiem. Dziś jednak pozwolił wampirowi na tak wiele, nawet domagał się nieco więcej i prosił by skrzypek nie przestawał go głaskać. Czy to naprawdę nadal był jego kochany nekromanta? A może po prostu zaszkodziło mu zbyt długie przebywanie na słońcu?
        Mimo wszystko usłuchał partnera i choć nie był do końca przekonany, nadal go ostrożnie i powoli głaskał po rozgrzanych plecach. Może i to trochę dziwne, ale dla Aldarena było to nawet całkiem odprężające, choć on był głaskającym, nie głaskanym.
        - Jestem pewien, że gdyby było inaczej, nawet byśmy z sobą nie rozmawiali, a co dopiero mówić o wspólnym mieszkaniu - odparł na dość miłą uwagę Mitry. Naprawdę miło było słyszeć, że mimo swojej drapieżnej natury, był dla kogoś delikatny. Znaczy po części nie powinno to nikogo dziwić, bo przecież kochał niebianina i chciał mu sprawić przyjemność, a nie go skrzywdzić. Jakby się tak zastanowić, to w sumie tylko dla niego był delikatny. W jego związku z Faustem ciężko było mówić o jakiejkolwiek delikatności i romantyczności, a z Nihimą do ostatniej wizyty łączyła go jedynie zwykła znajomość i możliwość zaspokojenia głodu dzięki jej krwi.
        - Masz mnie - zaśmiał się łagodnie. - Za bardzo bym się o ciebie martwił, by cię tu samego zostawić. Poza tym chyba bym oszalał, gdyby zbyt długo nie było cię przy mnie - powiedział z czułością, mając w pamięci jak nie mógł sobie znaleźć miejsca w domu Mitry, gdy ten musiał wyjść na miasto za swoimi sprawunkami. Co prawda prawdopodobnie dzięki temu nie zapomni tych oświadczyn nigdy w życiu, ale ciężko nie przyznać, że Aldarenowi trudno było się odnaleźć, gdy nie było obok niego nekromanty. Ale czy było się czemu dziwić, skoro praktycznie spędzali z sobą całą dobę i rzadko kiedy, któryś z nich znikał gdzieś bez tego drugiego na kilka godzin?

        Prezent otrzymany od Mitry, choć niewielki i skromny, przed chwilą co podniesiony z ziemi, był naprawdę wspaniały. Bo w takich prezentach najważniejsze było to, że dawany był prosto z serca, a nie to jaką mógł mieć materialną wartość. Aldaren był naprawdę zachwycony tym podarkiem. I wcale nie myślał tak, aby nie sprawić Mitrze przykrości, bo wszystkie prezenty od niego były dla wampira bardzo cenne, choć nie najcenniejsze. Najcenniejszym skarbem skrzypka był błogosławiony i póki wampir "żył", to się nigdy nie zmieni.
        - Kocham cię, Mitro. Mój słodki aniele - mruknął z miłością bardzo wzruszony całym prezentem nekromanty - ta muszelką i tym jak gwałtownie niebianin rzucił się skrzypkowi na szyję i go pocałował. Aldaren pocałował go najpierw w głowę, a po tym krótko w usta, dłonią gładząc go czule po policzku. Zastanawiał się, jak mógłby się Mitrze za to odwdzięczyć. Za ten dzień. Za to, że się wzajemnie kochali. Za wszystko.
        Nie mogli sobie niestety pozwolić na odrobinę dłuższą chwilę romantyczności, gdyż nadchodzące znad morza chmury nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Bez wątpienia nie byłoby możliwości wytargowania u nich, aby mężczyźni mogli nieco dużej nacieszyć się sobą na plaży. I tak trzeba było przyznać, że pogoda była wyjątkowo dla nich łaskawa. Raz, że prawie cały dzień było ładnie, a dwa - deszcz zaczął padać jak byli już ubrani i w połowie drogi do domu Amy. Co prawda nie było opcji by nie przemokli niemalże do suchej nitki, ale nie żadnemu z nich to raczej nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że zamiast jak najszybciej się gdzieś skryć, oni zaczęli się znów zachowywać jak dzieci.
        Aldaren zaśmiał się głośno, mocno rozbawiony tym protestem ukochanego, na którego spojrzał przez ramię i zwolnił bieg, by Mitra mógł się z nim zrównać i by nie padł wampirowi, gdy tylko dotrą do chaty wiedźmy. Z resztą przed samym domem i tak musiał jeszcze nieco zwolnić, aby bez większych problemów móc trzymać swój płaszcz rozłożony nad ich głowami. I to wcale nie chodziło o to, by praktycznie obejmować Mitrę na drodze, gdzie mógł ich ktoś zobaczyć. Choćby Ama. W tym momencie akurat Aldaren zamiast o psotach i czułościach wobec nekromanty, myślał tylko o tym, by go jakość chociaż trochę osłonić przed deszczem. Mokre ubrania nie były zbyt komfortowe, gdy miało się je założone na sobie. A już tym bardziej kiedy z lepiącym się do ciała materiałem trzeba było do kogoś pójść.

        Po wejściu do domu Amy, skrzypek mimowolnie się lekko spiął i zadrżał z powodu znaczącej różnicy temperatur. A to że był cały mokry wcale nie pomagało w szybkim rozgrzaniu się. Normalnie mógłby użyć magii ognia i w mig osuszyć swoje i Mitry ubrania, ale wymagało to ogromnych pokładów energii i skupienia, by wytworzyć tylko ciepło, a nie ogień, który mógłby podpalić dom albo co gorsze poparzyć przez przypadek błogosławionego. W obecnym momencie Aldaren raczej nie nadawał się do czarowania, oczywiście jeśli nie chciał narobić niezamierzonych szkód. Wolał więc nie ryzykować i cierpliwie dać wyschnąć swoim ubraniom. Jedynie użył odrobinę swojej energii, by poprosić Amę o nie nawiązywanie w rozmowie do jego obecnego stanu. Naprawdę nie chciał sobie i Mitrze psuć tego wspaniałego dnia, bo dobrze wiedział, że raczej nie wyglądał najlepiej. Był głodny i osłabiony, więc ciężko żeby nie wiedział jak mizernie musiał dla innych wyglądać.
        Z ulgą przyjął zgodę Amy i w ogóle nie przejął się jej ostrzeżeniem. Zaraz jednak sam był zdziwiony, gdy zarejestrował, że kobieta przyniosła im ręczniki do wytarcia się i... była miła. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę to jaka była do tej pory. Widząc równie zaskoczone, co jego własne, spojrzenie Mitry, pokręcił jedynie lekko głową i nieznacznie uniósł ramiona w niemym: "nie mam pojęcia co jej się stało".
        Zdjął buty praktycznie przy samym wejściu i wycierając ręcznikiem mokre włosy, poszedł za Mitrą i Amą do kuchni, gdzie usiadł przy stole dla towarzystwa w posiłku swojego ukochanego.
        - Jestem pewna, że wasza wizyta czegoś go nauczyła - mruknęła krzątając się chwilę po kuchni, gdy nakładała dla nekromanty posiłek. - Przed pójściem spać, wysmaruj sobie dłoń maścią. Sądząc po tym jaki z ciebie chuderlak, raczej nie często używasz siły podczas wymiany zdań, więc jutro możesz poczuć konsekwencje swojego czynu - powiedziała wiedźma, zwracając swoje słowa do Mitry i kończąc powoli zmywanie.
        - Amo... - obruszył się skrzypek, patrząc czujnie na kobietę, może nawet wręcz surowo.
        - Nie "Amuj" mi tu, tylko jedno oko mam ślepe, drugie doskonale wszystko widzi, a widzi lekko zdartą skórę na pięści Mitry i żadnego dowodu na to, by przemodelował ci tę krwiopijczą facjatę. Choć muszę przyznać, że zabawnie jest obserwować wasze miny, gdy myślicie, że grzebię wam w głowach. Pocieszni jesteście. Nie, przynajmniej od półtora dnia nie grzebałam żadnemu z was w głowie. Za stara jestem na to o czym myślicie zbereźniki, a chciałabym jeszcze przynajmniej spać spokojnie. Z resztą, dość gadania. Smacznego Mitra - życzyła spokojnie nekromancie i odeszła z kuchni. Co prawda się doczepiła i zaczęła amować, ale... raczej i tak się nie unosiła i mówiła bez większych pretensji. Po prostu wyjaśniła prosto z mostu całą sprawę i odeszła do swoich zajęć, by niebianin nie musiał dłużej kombinować, jak to zrobić z maską, by mógł w spokoju zjeść ciepły posiłek.
        Jego podziękowań zdawała się jakby nie słyszeć albo je zignorować, bo co niby miałaby odpowiedzieć? Z resztą i tak doskonale wiedziała, że obaj niezbyt przychylnie o niej myśleli przez jej trudny charakter, ale gdyby nie miała powodu do ochrzanu, to by przecież głów im nie suszyła. A że przez ostatnich kilka dni sobie na to zasłużyli...
        - Wiem, że sam ci mówiłem, że ona nie jest wcale taka zła na jaką się wydaje, ale... sam jestem zaskoczony jej zachowaniem. Jeśli coś zrobiłem, chciałbym wiedzieć co, żeby robić to ciągle, aby Ama była taka jak obecnie jest - odparł mu wampir, konspiracyjnym szeptem, lekko nachylając się nad stołem, by być bliżej ukochanego i móc mówić ciszej. Co prawda nie był pewien czy Ama przez swoje obecne zachowanie podchodziła pod stereotypową babcię, ale niewątpliwie jak na siebie, tak się prezentowała. Poza tym na wejściu kazała im mówić sobie "babciu" i nieraz o tym przypominała. Może... rzeczywiście chciała być po prostu uważana za prawdziwą babcię, bo swoich wnuków nigdy nie miała?
        - Może to wina pogody albo odpowiedni układ gwiazd? - podsunął Aldaren raczej bez większego namysłu, choć, gdy Mitra o tym wspomniał, sam zaczął się zastanawiać nad powodem łagodniejszego zachowania wiedźmy.
        - A może, no wiesz - zagaił ponownie po chwili, po tym jak nekromanta stwierdził, że źle kobietę ocenił. - Może mimo wszystkich swoich zmarszczek ona ma właśnie TE dni - zdradził w końcu na jakiż to niedorzeczny pomysł wpadł i wyszczerzył się z rozbawieniem, dając dowód na to, że nie myślał poważnie o takiej ewentualności.
        I tym popełnił chyba największy w swoim życiu błąd, gdyż Ama niczym za pociągnięciem niewidzialnych sznurków, jak jakaś opętana lalka obróciła się powoli w stronę wampira z morderczym spojrzeniem i nim Aldaren zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, oberwał celnie grubym tomiszczem w głowę, tak mocno, że omal nie spadł ze swojego krzesła.
        - Być miłym dla kogoś, to jeszcze będą narzekać i obrażać. Taka mi wdzięczność funta kłaków nie warta, tfu - wymamrotała urażona pod nosem i zaraz rzuciła dodatkowo solidnym, drewnianym pojemniczkiem w Mitrę. - A ty się nie śmiej, mądrzejszy byś był od tego kretyna. Banda młokosów, na co mi to przyszło? - zamarudziła jeszcze i obrażona pokazała w ich stronę język po czym udała się po schodach na górę.
        Aldaren, gdy tylko zamachnęła się drugi raz, myśląc, że znów w niego chce rzucić, osłonił się tą książką, którą dostał w głowę i teraz tylko zerkał zza niej ostrożnie czy zagrożenie minęło. Spojrzał niepewnie na Mitrę i zaraz parsknął rozbawiony całą tą sytuacją. Właśnie zrugała ich i pobiła staruszka, która ledwo miała cztery stopy wysokości. Ama była niesamowita, gdy się złościła. W sumie po części tak samo jak pewien blondwłosy nekromanta, który skradł nieumarłe serce wampira. Gdy skrzypek opanował rozbawienie, uśmiechnął się pogodnie do ukochanego i wstał od stołu by odłożyć trzymaną w dłoniach książkę na regał, lecz nawet nie wyszedł z kuchni. Zapatrzył się mocno skupiony na okładce i aż z zaskoczenia szerzej otworzył oczy i lekko rozwarł usta. Ama rzuciła w niego książką, w której zawarta była wiedza z zaawansowanej demonologii. Tak jak staruszka przerażała swoją błyskotliwością, tak była naprawdę niezwykłą i kochaną kobietą, której po prostu nikt nie rozumiał, a już szczególnie jej raczej szorstkiego sposobu bycia. Nie miał wątpliwości, że to czym rzuciła w Mitrę, również miało mu się w jakiś sposób przydać. Może była tam ta maść na jego obitą dłoń, o której wcześniej wspomniała?
        - Chyba nigdy nie zrozumiem tej wspaniałej kobiety - powiedział skrzypek, w końcu wracając z powrotem na miejsce przy stole. Razem z książką, która nabiła mu guza.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra uśmiechnął się, przypominając sobie dokładnie ten sam moment, o którym pomyślał Aldaren - dzień, gdy zostawił go na kilka godzin samego, a ten wtedy wpadł na swój szalony pomysł z niekonwencjonalnymi oświadczynami. W sumie… w tym kontekście mógłby go zostawić samego, bo efekt był dobry dla nich obu, ale gdy pomyślał jak bardzo musiał nudzić się wtedy skrzypek to chyba nie miałby serca. No i jeszcze przypomniały mu się te wszystkie razy, gdy zabawił dłużej w pracowni, a jego ukochany czekał na niego pod drzwiami albo gdzieś w salonie i reagował z taką radością na jego wyjście z piwnicy, jakby nie widzieli się miesiącami.
        - Nie dam ci zwariować bardziej niż już jesteś - zażartował, wyciągając do Aldarena rękę, by go pogłaskać na znak, że to była taka czuła uwaga, a nie jakiś zarzut. Teraz miał głowę pełną tylko miłych rzeczy, na pewno nie złośliwości. I taki nastrój trzymał go aż do powrotu do domu domu Amy.

        Mitra nie obraził się o to, że został nazwany „chuderlakiem” – taka była w końcu prawda, nie był osobą wybitnej postury. Nie przeszkadzało mu to jednak, bo w swoim fachu siły nie potrzebował ani nie zamierzał nikogo zastraszać swoim wyglądem. Jeśli chciał komuś zrobić fizyczną krzywdę, nasyłał na niego swojego ożywieńca albo ożywiał jakiś najbliższy przedmiot i to nim się posługiwał. To drugie w sumie nawet częściej – łatwiej było kogoś udusić jego własnym szalikiem, niż szukać w okolicy wolnych zwłok. Więc… w sumie to wiedźma po prostu miała rację. Nie lubił jej, ale nie miał powodów, aby obrażać się za prawdę.
        Aldaren był jednak chyba innego zdania, skoro tak się wtrącił. Mitra zerknął na niego, pod stołem dyskretnie dotknął jego dłoni w niemym „w porządku, odpuść”, choć mleko i tak już się rozlało, a staruszka zaczęła swoją tyradę. Nekromanta aż się spiął i wyprostował, gdy wspomniała o czytaniu myśli – zaraz też spojrzał na nią nieprzychylnie. Już na końcu języka miał ripostę, że skoro nie czyta im w myślach to dlaczego wspomniała o tym teraz, gdy on przed chwilą o tym pomyślał. Nie wierzył jej – w to akurat nie był w stanie, skoro wcześniej nie wspomniałaby o tym, gdyby nie została na tym nakryta. Uznał jednak, że nie warto kopać się z koniem.
        W milczeniu zjadł kilka łyżek zupy, nim podzielił się swoimi przypuszczeniami i ponownie zamilkł, dając tym samym skrzypkowi okazję do wypowiedzenia swojego zdania. Kiwał głową, przyjmując wszystkie jego przypuszczenia, choć żadne nie wydawało mu się bardziej prawdopodobne niż reszta. Tak, mogli nieświadomie zrobić coś miłego. Tak, to mogła być kwestia układu gwiazd albo innego magicznego aspektu. Tak… O nie, z ostatnim pomysłem Aldaren przegiął! Mitra spojrzał na niego jakby nie dowierzał, jakby prosił go, by powtórzył albo wyjaśnił, że się przejęzyczył. Ama i TE dni? Nekromanta nie miał aż tak bujnej wyobraźni, a gdy jednak próbował to ze sobą połączyć, czuł niesmak i konsternację. Przecież o ile dobrze wiedział w TE dni kobiety były raczej wredne i histeryczne, a nie do rany przyłóż. Nie mieściło mu się to w głowie.
        Reakcję wiedźmy Mitra bardziej wyczuł niż spostrzegł, nauczony już czujności w chwilach, gdy ktoś mógł na niego spojrzeć. Gdy odwróciła się w ich stronę, odruchowo obrócił się do niej bokiem i ramieniem osłonił głowę – wyglądał, jakby krył się przed ciosem, ale on tylko ukrywał swoją twarz. Wolną ręką zaraz ponownie nałożył maskę, ale nim to zrobił, ona już rzuciła książką w Aldarena. Zszokowany parsknął z niedowierzaniem, co wiedźma uznała chyba za śmiech, dlatego i jemu się oberwało – poczuł ostry ból w ramieniu i po chwili coś stuknęło o ziemię przy jego nodze. Zerknął – jakiś słoik. W sumie dobrze, że drewniany to się nie stłukł…
        Mitra w końcu opuścił ręce – miał maskę to mógł się wyprostować. W jego oczach widoczna była głęboka uraza, ale milczał tak długo, aż ona nie odeszła pod same schody. Wtedy dopiero usiadł normalnie, przodem do stołu.
        - A jednak się nie myliłem – mruknął pod nosem.
        Mitra zerknął pod stół z irytacją kopnął leżący tam słoiczek. Nie tak, by naczynie przeleciało przez cały pokój, bo ledwo przetoczyło się pod przeciwległą nogę stołu, ale po prostu wyładowywał na nim swoją irytację płynącą z urażonej dumy i pewnego podprogowego strachu. Spojrzał jeszcze raz z niechęcią w stronę schodów, po czym przysunął się do stołu. Z wyraźnym oporem podniósł odrobinę maskę, ale nie od razu zabrał się do jedzenia – grzebał przez pewien czas w talerzu z wyraźnym brakiem entuzjazmu, jeszcze rozważając czy odsłonić twarzy i jeść, czy zasłonić i się uspokoić. Gdy jednak usłyszał komentarz Aldarena, spojrzał na niego z niedowierzaniem. Tylko na moment spuścił wzrok na trzymaną przez niego księgę, ale nie dostrzegł tytułu – skrzypek trzymał ją w tym momencie okładką do siebie. Znowu więc utkwił wzrok w jego twarzy.
        - Powtórz proszę, bo się chyba przesłyszałem – poprosił. – Powiedziałeś, że ona jest wspaniała? Wydawało mi się, że rzuciła w ciebie książką.
        W jego głosie słychać było pewną dozę sarkazmu – totalnie nie rozumiał toku rozumowania Aldarena. Jego zdaniem Ama po prostu pokazała, że jednak to bycie miłą było tylko pozą, a tak naprawdę była wredna jak do tej pory. I nadal nie wierzył jej w to, że nie grzebie im w głowach. I przestał też trochę wierzyć w to, że niczego nie dosypała mu do jedzenia, dlatego tak sceptycznie podchodził do powrotu do przerwanego posiłku. W końcu jednak się przełamał, a gdy to się stało to dziarsko wiosłował łyżką, chcąc jak najszybciej skończyć i mieć z głowy przebywanie w tym domu. Nie komentował już dań, choć widać było, że całkiem mu smakowało - w przeciwnym razie pewnie odsunąłby od siebie talerz, a nie wsunął prawie wszystko co dostał, zostawiając tylko kilka niedojedzonych ziemniaków z drugiego dania.
        - Skończyłem - oświadczył, odsuwając od siebie talerz. Wstał od stołu jeszcze wycierając usta po posiłku. - Idziemy do siebie? - upewnił się, choć sam nie widział powodu, dla którego mieliby zostać w chatce wiedźmy. Zamierzał chociaż odnieść talerze do zlewu, ale ukochany go ubiegł i jak to on, zaraz wszystko posprzątał. Mitra podziękował mu za to i pozwolił sobie na szybkiego całusa w policzek, nim ponownie nasunął na twarz maskę. Korzystając z chwili, gdy nie miał nic do roboty, kucnął i sięgnął pod stół po pudełko, którym rzuciła w niego Ama - starą pewnie by w krzyżu połamało, gdyby miała tam sięgnąć, więc wolał oszczędzić jej i poniekąd sobie. Już odstawiał przedmiot na miejsce, gdzie stał wcześniej, ale wtedy Aldaren wyjaśnił mu, że powinien to ze sobą zabrać. Nekromanta nie rozumiał o co chodzi, a tłumaczenie, że ona nie rzuciła tym bez powodu nie do końca go przekonywało. Jednak nie dyskutował tylko zabrał ze sobą to pudełko.
        Na dworze nadal padało, ale wydawało się, jakby deszcz powoli ustępował - może do rana się rozpogodzi. Mimo to Mitra wolał nie przebywać za długo na zewnątrz i razem ze skrzypkiem szybko czmychnęli do swojej chatki. Tam błogosławiony zaraz zrzucił z siebie przemoczony płaszcz i sięgnął do swojego plecaka, by się przebrać w coś suchego. Zamarł jednak, wyjrzał przez okno i syknął.
        - Zostawiłem pranie na dworze - wyjaśnił, ruchem głowy wskazując na przemoczone szmaty na sznurku. - No trudno… Ty masz jeszcze coś czystego, prawda? Ja się przebiorę od razu w ubrania do snu - zadecydował, szybko rozwiązując swój problem.
        Chwilę im zajęło ogarnięcie się po powrocie - musieli rozpalić w niewielkiej kozie, przy której całe szczęście czekał zapas drewna, przebrać się w coś suchego, jakoś rozwiesić ubrania do suszenia się. Mitra jak zapowiedział, przebrał się w swoją piżamę, która i tak zakrywała więcej, niż już tego dnia odsłonił przed Aldarenem, więc nie było powodu do skrępowania. W końcu, gdy wszystko było już ogarnięte, nekromanta usiadł na ich posłaniu, przyglądając się z czułością swojemu ukochanemu.
        - Jak się czujesz? - zagaił. - Bardzo jesteś zmęczony?
        Błogosławiony wyglądał na przejętego. Nie jak matka kwoka, ale widział przecież, że Aldaren miał coraz dłużej czerwone oczy i wyraźnie się męczył.
        - Ren… Martwię się o ciebie - wyznał błogosławiony. - Słabo wyglądasz. Wiem, co sądzisz o piciu krwi i wszystko, ale… Nie chciałbyś się napić mojej krwi? Zanim od razu odmówisz, pomyśl. Mogę jej sobie upuścić do butelki, jak do tej pory. Albo możesz spróbować pić z mojego nadgarstka. Nie będziesz musiał się wtedy martwić, że przeholujesz, bo jakby co ja to przerwę. Proszę, przemyśl to, nie chciałbym, by coś ci się stało z głodu. Uszanuję każdą twoją odpowiedź - zapewnił z czułością, by wampir nie czuł presji, choć oboje pewnie zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Pomimo tego jak okropnie głodny był i ile stresowych sytuacji było tego dnia, Aldaren był bardzo szczęśliwy i zadowolony z życia. Pobyt na plaży i wspólne wygłupy z Mitrą w wodzie dobrze mu zrobiły, choć przecież i tam przez moment był lekko przygaszony i się tylko niepotrzebnie zamartwiał. Na szczęście, gdy opuszczali zatoczkę już aż tak się nie przejmował i czerpał po prostu jak najwięcej radości oraz przyjemności z towarzystwa ukochanego. Przez co w bardzo dobrym humorze wszedł do domu Amy, choć radość skończyła się wraz z pojawieniem się staruszki. Z początku zastąpiona została obawą i niemą prośbą, by złośliwa babcia nie mówiła nic na temat obecnego stanu w jakim znajdował się poszczący wampir, a po tym był już tylko zaskoczony tym jak miła starała się być Ama. W ogóle nie rozumiał co w nią wstąpiło i prawdopodobnie tak samo oszołomiony tym faktem co Mitra, poszedł usiąść przy stole w kuchni, aby towarzyszyć niebianinowi podczas jego posiłku.
        Co prawda Ama starała się być miła jak najlepiej tylko potrafiła, jednakże mimo tego i tak nie dała zapomnieć o tym, że była tylko dziwną, nieokrzesaną staruszką, której sprawiło przyjemność mówienie wszystkiego wprost, a najbardziej niewygodnej dla innych prawdy. Aldaren nie chciał żadnych awantur tego dnia i gdy tylko staruszka zaczęła mówić o pobiciu Renadiela przez takiego "chuderlaka" - jak to sama powiedziała - chciał poprosić ją,, by przestała obrażać Mitrę i może najlepiej, by dała im odpocząć w ciszy i spokoju. Ledwo jednak się odezwał i od razu został nie tylko uciszony przez Mitrę, który dyskretnie go dotknął pod stołem, ale również przez samą wiedźmę, która uniosła się dumą i była wielce urażona tym co obaj od samego początku o niej myśleli. Ostatecznie była również zła na samą siebie, że w ogóle próbowała się wytłumaczyć takim dwóm ograniczonym umysłowo imbecylom, choć tylko niepotrzebnie strzępiła język. Koto by pomyślał, że dobre chęci Aldarena na zażegnanie nieprzyjemnej konwersacji przyniesie raczej odwrotny skutek do zamierzonego.
        Nie najlepiej wyszło i skrzypek bardzo chciał poprawić nieco nastrój przy stole, zwłaszcza, że Ama się oddaliła i mogli się nacieszyć sobą. Niestety i tym razem raczej niepotrzebnie palnął głupotę, żartując sobie z "dobrego" humoru wiedźmy, choć według niego i tak wyszło zabawnie, nawet gdy oberwał książką w głowę. Mniej wesoło się zrobiło, gdy i Mitra dostał w jego przypadku za niewinność, co tylko spowodowało, że atmosfera stała się jeszcze bardziej ciężka i trudna do naprawienia. Chyba faktycznie przesadził, to było bezczelne z jego strony. Powinien pójść i przeprosić staruszkę, choć odgłos z całej siły zatrzaskiwanych drzwi raczej odbierał ochotę na rozmowę w cztery oczy z czarownicą. I to jeszcze w zamkniętym pomieszczeniu.
        - Nie, to ja się głupio odezwałem. Niepotrzebnie z resztą - powiedział zakłopotany skrzypek, drapiąc się po karku i patrząc gdzieś w bok. Miał straszne wyrzuty sumienia, że doprowadził do takiej sytuacji, choć z jakiegoś powodu czuł też po części lekką satysfakcję z tego, że udało mu się po części zemścić na Amie. Chyba ze zmęczenia zaczynał być złośliwy innego wyjaśnienia nie widział, bo może i Ama była jaka była, ale to przecież tylko stara kobiecina. Z powodu zwykłej przyzwoitości nie powinien się z niej naśmiewać.
        - Przeproszę ją jutro z samego rana, gdy już nie będzie miała zamiaru zrobić ze mnie budyniu - powiedział i wstał w końcu od stołu, by odłożyć książkę na jej miejsce. Zrobił ostatecznie tego, a jedynie przekartkował książkę, by się upewnić, czy nie był to jakiś "amowy" psikus i uśmiechnął się ostatecznie pod nosem.
        - Ano rzuciła - zgodził się pogodnie z Mitrą, na którego zaraz spojrzał błyszczącymi z radości oczami, jak u dziecka, które właśnie dostało słodką bułkę albo wymarzoną zabawkę. - Ale jaką książkę - dodał wręcz zachwycony, odwracając tomiszcze w swoich dłoniach tak by Mitra mógł dostrzec jej tytuł. Co prawda był zapisany pismem demonów, ale paskudna, podobizna bliżej nieokreślonej, rogatej maszkary raczej rozwiewała wszelkie wątpliwości co mogło być zawarte w tej książce. Choć i tak Aldaren nie zamierzał zmuszać Mitry do zabawy w zgadywanki.
        - To książka o demonologii, może dzięki niej znajdę sposób by pokonać Zabora i z nim nie walczyć, tak jak mówiłeś - wyjaśnił z prawdziwym entuzjazmem, widać po nim było, że nie mógł się doczekać aż zacznie szukać skutecznego sposobu na pozbycie się demona raz na zawsze.
        W sumie to już zaczął powoli kartkować książkę i ją czytać, korzystając z tego, że Mitra zajęty był jedzeniem i własnymi myślami. Kiedy jednak padło słowo-klucz, Aldaren w moment przerwał lekturę i zostawił książkę na stole, by z czułym uśmiechem odebrać od Mitry naczynia i je umyć. Uśmiechnął się nawet jeszcze promienniej, gdy dostał niewinnego buziaka w policzek. No tak, niezaprzeczalnie bardziej wspaniały od Amy był Mitra. Prawdziwy z niego anioł.
        Kilka minut później, Aldaren się uporał z naczyniami po obiedzie i obaj mogli wracać do ich chatki, lecz wtedy wampir dostrzegł, jak jego ukochany wychodzi spod stołu z jakimś pudełeczkiem. Chciał naturalnie zapytać co to takiego było, lecz się powstrzymał, przypominając sobie, że tym właśnie staruszka cisnęła w nekromantę. Co prawda nie wiedział co to tak dokładnie było i co znajdowało się w środku, wiedział jedynie, że to małe, drewniane pudełko. Może była to ta maść na jego stłuczoną dłon, o której Ama wspominała?
        - Wszystko co robi i mówi Ama ma jakieś znaczenie. A już w szczególności nie rzuca w ludzi co pierwsze znajdzie jej się pod ręką. Ja dostałem książką o demonologii - wyjaśnił niemalże z rozbrajającą, dziecięca ekscytacją, raz jeszcze chwaląc się kiczowata okładką tomiszcza. - Kto wie, kiedy może ci się to przydać.
        Kiedy byli już przed swoją chatką, rozległ się niski przeciągły pomruk. Aldaren przystanął i spojrzał w ciemne niebo. Niby przestawało powoli padać, ale wątpił by burza szybko minęła. Najprawdopodobniej będzie jeszcze jakiś czas krążyć dokoła i grozić wszystkim wszem i wobec. Ciekawiło wampira czy do rana przejdzie i czy następnego dnia będzie ładnie, by mogli znów pójść na plaże jeśli Mitra będzie miał ochotę.
        - Hm? - zapytał wyrwany nagle z rozmyślań i spojrzał w tym samym kierunku co Mitra - Oh... Wejdź do środka, zaraz je zdejmę i powiesimy przy piecu - zaproponował, wchodząc do środka za nekromantą tylko po to, by wziąć kosz na pranie i odłożyć książkę na komodzie. Skoro i tak był mokry, to co mu szkodziło jeszcze chwilę postać w deszczu? Ktoś te ubrania musiał zdjąć, bo one już dłużej się moczyć nie powinny. Jeszcze by spleśniały i nadawałyby się co najwyżej do wyrzucenia.
        - W porządku - odpowiedział nim wyszedł, gdy Mitra zakomunikował, że się przebierze w piżamę. - I mną się nie przejmuj, coś tam jeszcze mam. Jak byś potrzebował jutro coś założyć czystego, nie krępuj się i wybierz sobie coś ode mnie - powiedział i zaraz wyszedł z koszem by pościągać, jeszcze bardziej mokre, niż po wypraniu, ubrania, dając tym samym Mitrze czas na komfortowe przebranie się bez zbędnych świadków.
        Aldaren sam również się przebrał w czyste i suche ubrania, zaraz po tym jak rozwiesił wszystkie mokre na sznurkach przy kozie, belkach pod sufitem, krzesłach i drzwiach od szafy czy też na parawanie. W sumie to i tak o tej porze i w taką pogodę tylko szaleniec wychodziłby z domu, a w przypadku Aldarena była jeszcze kwestia tego, że bez Mitry nie zamierzał się nigdzie ruszać. Przez to zdecydował się również samemu przebrać w piżamę i to tę od Mitry - bardzo ciepłą i bardzo miękką. Kiedy ją wygrzebał ze swoich tobołów od razu udał się za parawan gdzie się rozebrał, ubrał w suche ubranie i w jakimś wolnym miejscu rozwiesił to mokre, które miał na sobie jeszcze chwilę temu.
        - W sumie to dobrze - odpowiedział bez większego namysłu, jeszcze się krzątając po pokoju, w miarę uprzątając ich rzeczy. - A coś planujesz? - spytał zaczepnie, zaraz odwracając się do nekromanty i zmierzając w jego stronę. Nawet się nie domyślał, w którą stronę zmierzała ta rozmowa, co było widać po jego beztrosce. Ta jednak w moment ustąpiła miejsca powadze i lekkiemu skrępowaniu.
        - Jest dobrze, daję radę - powiedział łagodnie i pocałował Mitrę w głowę by zakończyć ten temat.
        Był spięty, choć nadal mówił spokojnie i starał się być delikatny. Przez cały dzień udawało mu się jakoś zapomnieć o głodzie, powstrzymywać się przed dłuższym myśleniem o tym, a teraz... Mitra mu o tym po prostu przypomniał. Domyślał się, że lekko puszczone zapewnienia skrzypka nie wystarczą jego ukochanemu, a przynajmniej czuł, że mogłoby to być niewystarczające. Usiadł przy niebianinie i pogładził go ostrożnie po policzku patrząc na niego z miłością, choć również lekko przygaszony. Ciężko mu było utrzymać kontakt wzrokowy, gdy widział jak bardzo zmartwiony był blondyn. Westchnął głęboko i uśmiechnął się pokrzepiająco.
        - Dziękuję, że się o mnie tak martwisz, ale naprawdę daję radę, najdroższy. Gdy nie będę miał już siły walczyć z głodem, wierz mi, że będziesz pierwszy, który się o tym dowie. Na razie póki nie jest jeszcze aż tak źle, chciałbym spróbować wytrzymać jeszcze nieco dłużej - wyjaśnił łagodnie, patrząc na niego z miłością w czerwonych oczach.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra z początku nie był specjalnie zaskoczony zachowaniem Aldarena - to, że skrzypek chciał przeprosić Amę bardzo do niego pasowało. Lecz to, że był taki podekscytowany tym, że oberwał od niej książką, już się Mitrze w głowie nie mieściło. Patrzył na niego skonsternowany i samym spojrzeniem prosił go, by wytłumaczył, bo dla niego to była zbyt daleko idąca abstrakcja. Zamiast odpowiedzi wprost dostał zgadywankę, ale nie zamierzał się o to boczyć. Nawet z pewnym zainteresowaniem przytrzymał sobie książkę od Aldarena, by przyjrzeć się okładce i być może odcyfrować jakieś znaki. Nim jednak dotarło do niego, że nie ma na to najmniejszych szans, skrzypek udzielił mu już konkretnej odpowiedzi. Błyskawicznie domyślił się jak ważne to było dla jego ukochanego i nawet uśmiechnął się do niego z czułością.
        - Faktycznie ci się pod tym względem poszczęściło - ocenił. I dla siebie zachował to, że jego zdaniem wybór książki był przypadkowy.
        Jednak chwilę później - gdy zbierali się do wyjścia - Aldaren wrócił do tego tematu i przekonywał go, że ten pojemniczek, którym on oberwał, również ma jakieś znaczenie. Mitra był sceptyczny, ale nie zamierzał się kłócić - zabrał pudełko ze sobą, gdy opuszczali dom Amy.

        Na wieść, że Aldaren chce iść zebrać to przemoknięte pranie, Mitra próbował protestować - wydawało mu się, że skoro było mokre, to już kolejne strugi deszczu nie zaszkodzą, zbiorą je rano, gdy już przestanie padać. Skrzypek jednak wyciągnął argument o pleśnieniu, który tak zaskoczył nekromantę, że ustąpił, choć cały czas nie był przekonany czy to możliwe. Ale w sumie i tak wszyscy i wszystko już było mokre, a tak to może chociaż na jutro będą mieli coś suchego i czystego do ubrania… Ta odrobina konformizmu przeważyła ostatecznie, choć Mitra jeszcze proponował, że pójdzie z wampirem. Zrezygnował jednak, a gdy Aldaren wyszedł, skonsternowany stał chwilę i gapił się w drzwi. Miał założyć jego ubrania? Niby to takie proste i oczywiste, ale… Jakoś to zadziałało na jego wyobraźnię. I to w dość niespotykany sposób, bo odczuł ogromną satysfakcję na myśl, że będzie mógł chodzić w koszuli swojego ukochanego. I choć prawdopodobnie będzie to jeszcze większy worek niż nosił na co dzień, wydawało mu się, że będzie w tym wyglądał ładnie – tak ładnie, jak chciałby, aby ukochany go widział.
        Nie podzielił się jednak tą myślą ze skrzypkiem – zostawił ją sobie i uznał, że może zrobi mu w ten sposób niespodziankę. Trochę jeszcze nad tym rozmyślając przebrał się w swoją piżamę i wytarł włosy na tyle, na ile było to możliwe. Gdy wrócił Aldaren, on był już względnie suchy i zwolnił mu miejsce za parawanem. Próbował pomagać z wieszaniem zmoczonego deszczem prania, ale nie chcąc się znowu zamoczyć, robił to dość wolno, pomoc była więc symboliczna. Całe szczęście i tak szybko się z tym uporali i wkrótce wszystko było już ogarnięte. Mitra nie ukrywał, że widok ukochanego w piżamie od niego sprawiał mu przyjemność – nie tylko przez to, że był to dowód na to, że prezent mu się podobał, ale też przez to, że wyglądał w tym zwyczajnie ładnie. Kolor jego skóry i oczu był pięknie podkreślony przez materiał piżamy i te koraliki, które zdobiły troczki. Jednak teraz Aldaren nie wyglądał tak pięknie jak mógł – nadal był wspaniałym mężczyzną, ale widać było, że coś go dręczyło. I te czerwone oczy… Dlatego błogosławiony zdecydował się z nim porozmawiać na ten temat, ale zagaił raczej ostrożnie, by go nie przestraszyć ani nie urazić. Zrobiło mu się trochę głupio, gdy skrzypek zareagował takim zaczepnym tonem na jego pytanie o samopoczucie – wydawało mu się, że jego partner oczekiwał czegoś zupełnie innego. I nekromanta nawet przez moment rozważał czy nie pójść tym torem, ale zdecydował, że nie może rezygnować z tego tematu, bo zdrowie jego ukochanego było dla niego naprawdę bardzo ważne. Nawet, jeśli ma mu przez to popsuć trochę humor. Obiecał sobie tylko, że bez względu na odpowiedź postara się, by reszta wieczoru była dla nich obu jak najprzyjemniejsza.
        W sumie to spodziewał się odpowiedzi, którą otrzymał – tak bardzo, że nawet nie wyglądał na specjalnie zawiedzionego. Nadal jednak w jego oczach widoczna była troska. Nie spuszczał oka z Aldarena, choć widział, że go to trochę krępuje. Obiecał, że przyjmie każdą odpowiedź, ale jednak spodziewał się, że będzie ona bardziej rozbudowana… Dał swojemu partnerowi czas by ten spokojnie usiadł, nawet z chęcią przyjął pieszczoty od niego, przytulając do twarzy jego dłoń. Nie puścił jego ręki nawet jeśli on chciał przestać go głaskać – wtedy po prostu trzymał go za rękę. Poznał, że to jego westchnienie było sygnałem, że zbierała odwagę i zaraz powie coś więcej – po jego spojrzeniu widać było jak bardzo czeka na ten moment. Wysłuchał go z uwagą, a na koniec ciepło się uśmiechnął.
        - Dobrze, Ren – odpowiedział mu łagodnie. - Ale trzymam za słowo, że powiesz mi, gdy będzie źle - zastrzegł karykaturalnie poważnym tonem, patrząc Aldarenowi w oczy. A na znak, że naprawdę nie zamierza już drążyć, położył dłoń na policzku ukochanego i pocałował go z czułością. Kilkakrotnie pogłaskał go po włosach, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.
        - No dobrze - odezwał się po wszystkim odrobinę rezolutnym tonem. - To skoro ten sposób nie zadziałał, musimy wrócić do konwencjonalnej medycyny. Zdejmij koszulkę, nasmaruję cię.
        Mowa ciała Mitry jak i ton jego głosu jasno świadczyły, że zgodnie z zapowiedzią temat picia krwi przeszedł już do przeszłości. Mitra nadal trochę się martwił o Aldarena i był pewny, że czuje się on znacznie gorzej niż twierdzi, ale obiecał mu, że nie będzie nalegał. W duchu liczył na to, że jego ukochany naprawdę zwróci się do niego o pomoc gdy będzie źle... Choć sam zamierzał na niego bardziej uważać. I może jeszcze wróci do tego tematu za jakiś czas.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Szczerze powiedziawszy Aldaren wolał już więcej nie moknąć tego dnia i wrócić jak najszybciej do ciepłego pomieszczenia, w którym był jego ukochany, przebrać się w suche ubrania i zaszyć się pod kocem, gdzie siedziałby aż do białego rana. Już nawet odpuścił sobie marzenia o gorącej kąpieli, bo w chacie nie mieli możliwości sobie na takie wygody pozwolić (balię jedynie dałoby radę postawić na środku pokoju, a to raczej szybko spowodowałoby, że Mitra zamknąłby się w sobie i czułby się zgorszony, gdyby skrzypek zaczął paradować z gołym tyłkiem), a przez to jak zimno było na dworze i padało, nie było najmniejszego sensu iść do Kotła. Mimo wszystko jednak zdecydował się ściągnąć pranie, bo raz - mogło się zaśmierdnąć i zniszczyć, a dwa - potrzebował się psychicznie nastawić na rozmowę z Mitrą, był całkowicie pewien - jak tego, że obecnie padało - że nekromanta kolejny już raz tego dnia zdecyduje się poruszyć temat... niewłaściwego odżywiania się nieumarłego. A raczej jego braku.
        Nie miał oczywiście o to żadnych pretensji do swojego lubego, bo przecież niebianin robił to ze zwykłej troski, a nie przez złośliwość. Nie mniej jednak powoli zaczynało być to dla wampira męczące, bo nie dość, że głód mu się dawał mocno we znaki, to jeszcze przypominanie o tym na okrągło przez wszystkich dokoła, wcale nie pomagało się z nim uporać.
        Nie to, że skrzypek w ogóle nie chciał pić krwi, co po prostu się tego bał. Bał się skrzywdzić najbliższą swojemu sercu osobę, w sumie po raz kolejny. I nie myślał w tej chwili w ogóle o Thulle, a o tym jak się niemal rozstali, gdy wyszło na jaw, że Aldaren stołował się na szyi Nihimy. Choć równie dobrze mógł nabawić się tej blokady przez wszystko inne, co się wydarzyło w jego życiu po śmierci Fausta i poznaniu Mitry. Będzie musiał szybko znaleźć jakiś sposób jak się pozbyć swojego problemu, bo czuł, że dłużej już nie wytrzyma.
        Wrócił do chatki z czułym uśmiechem na twarzy, po czym zabrał się za rozwieszanie mokrego prania przy piecu z pomocą Mitry, a po tym poszedł się przebrać za parawan. Zamyślił się tam przez moment, zastanawiając się jak mógłby się pozbyć tego palącego w gardle i powodującego ból kłów głodu. Tak bardzo pragnął je zatopić w miękkim, ciepłym ciele, poczuć gorącą krew swojego ukochanego spływającą mu do gardła, przyjemnie odżywiając jego wyposzczone, nieumarłe ciało...
        Skrzywił się i zacisnął z gniewem pięści, zaraz pozbywając się tych okropnych myśli ze swojej głowy. Otworzył szeroko swoje usta i uniósł dłoń, przez moment zastanawiając się czy tym sposobem raz na zawsze nie pozbyłby się wszystkich swoich problemów, ale zaraz westchnął ciężko i odpuścił. Mitra już kiedyś mu mówił, co sądzi o tym sposobie rozwiązania problemu związanego z wampirzym głodem. I nie był wtedy zbyt zadowolony z tego, że skrzypek w ogóle wpadł na taki pomysł.
        Szybko dokończył się przebierać w piżamę i gdy wyszedł zza parawanu, rozwiesił swoje mokre ubrania w wolnym miejscu na jakiejś belce pod sufitem. Niedługo po tym był już cały wyłącznie nekromanty, na którego pełne troski pytanie odnośnie tego, jak bardzo był zmęczony, postanowił nieco zażartować. Domyślał się, że mogło to nie być zbyt miłe dla błogosławionego, ale przez swoje lekkie poddenerwowanie, skrzypek odpowiedział praktycznie bez namysłu. Zaraz jednak miał nadzieję dać dowód na to, że nie miał nic złego na myśli, swoimi skromnymi czułościami.
        Pogładził delikatnie jego policzek, a gdy Mitra przytrzymał dłoń wampira przy sobie, by jej nie zabierał, Aldaren uśmiechnął się do niego łagodnie, raz jeszcze zapewniając blondyna o tym, że nie jest jeszcze tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać i gdyby jednak nie dał dłużej rady, to od razu powie o tym ukochanemu.
        - A ja cię trzymam za policzek, że tak będzie - zażartował lekko dla rozluźnienia atmosfery, gdy widział jak poważny jest błogosławiony. Zamruczał cicho z czystą rozkoszą, gdy został pocałowany i z zadowoleniem dał się partnerowi pogłaskać po włosach. Uwielbiał to.
        - Kocham twoją niekonwencjonalną medycynę - zaśmiał się nieco rozbawiony. - Choć najbardziej to i tak kocham ciebie, doktorze Mitro - mruknął trochę czule, trochę zaczepnie.
        Wydawał się bardziej rozluźniony, niż chwilę temu, gdy poruszony został temat jego głodu. Mimo to nadal z tyłu jego głowy czaił się niemalże bolesny doprowadzający do szaleństwa głód, który nie dawał o sobie zapomnieć. Gdyby tylko nekromanta wiedział jak bardzo skrzypek pragnął jego krwi. Spojrzał na niego intensywnie czerwonymi oczami i pocałował partnera łagodnie w głowę.
        Odsunął się od niego kawałek i zdjął górną cześć swojej piżamy odsłaniając nagi tors z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Oprócz tego, że skóra Aldarena była bledsza, niż zwykle i bardzo zimna oraz sucha, nic więcej mu raczej nie było. No może z wyjątkiem tego, że stłuczony, zsiniaczony bark nie wyglądał zbyt zachęcająco, ale przez to, że wampir był bledszy, siniak naturalnie wydawał się ciemniejszy i większy. Praktycznie nic się się nie polepszyło w tej kwestii.
        - Jestem gotowy do zabiegu, panie doktorze - zapewnił z rozbawieniem, patrząc łagodnie na ukochanego, choć jednocześnie trochę drapieżnie przez jarzące się czerwienią tęczówki.
        Odetchnął głęboko i skupił swoje spojrzenie na bliżej nieokreślonym punkcie, gdzieś na wprost siebie, gdy Mitra go smarował. Dłonie przesuwające po jego skórze, wcierające ze zdecydowaniem maść w każde widoczne stłuczenie, sprawiały, że skrzypkowi było niezwykle przyjemnie, choć zamiast się zrelaksować i odprężyć, był mocno skupiony na tym, by nie stracić nad sobą kontroli i nie zrobić niczego głupiego. Starał się przy tym myśleć o mało przyjemnych rzeczach, a raczej przykrych powinnościach, jak choćby umowa z Turillim albo to, jak mogliby pomóc Rosic, aby szybciej wróciła do zdrowia.
        - Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć z ust wampira, ale... - odezwał się w pewnym momencie, gdy miał Mitrę za plecami - ... nie rozumiem dlaczego tak bardzo chcesz bym pił z cie... cię ukąsił, przecież to boli.
        Zerknął przez ramię, by spojrzeć na ukochanego. Nie miał nic złego na myśli z tym pytaniem, po prostu chciał wiedzieć, czemu Mitrze tak bardzo zależało na tym, aby Aldaren pił krew choćby z jego nadgarstka. Mitra niejednokrotnie przecież ofiarował skrzypkowi w tym celu swoją dłoń. Po części Aldaren to rozumiał, bo dla wampirów było to coś więcej, niż tylko ugryzienie i bycie ugryzionym, ale... w ogóle nie rozumiał dlaczego ludzie tak bardzo tego chcieli, dlaczego jego ukochany tak bardzo chciał, tego bólu spowodowanego przez wbijające się w ciało kły.
        Pokręcił lekko głową i westchnął ciężko, sprawiając wrażenie jakby zeszło z niego powietrze, jasno dając swoim zachowaniem do zrozumienia, że wycofuje się z tego tematu, choć przecież sam go właśnie zaczął.
        - J... - mruknął, walcząc z sobą czy w ogóle mówić to, co właśnie zamierzał. - Myślę... że jutro mógłbym... - odetchnął głęboko, odrywając się od smarującego go nekromanty, by usiąść do niego bokiem i łatwiej móc na niego spojrzeć, choć widać było, że wolałby raczej uniknąć kontaktu wzrokowego.
        - Myślę, że jutro mógłbym się nieco posilić, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko. Głód doprowadza mnie do szału i czuję się jak cień samego siebie, wiem że mógłbym przez to zrobić coś czego bardzo bym nie chciał, ale mimo to nie chcę dzisiaj pić krwi. Nie chcę zniszczyć tego wspaniałego dnia, bo chcę żebyś chociaż przez jeden dzień był naprawdę szczęśliwy. Dlatego... jutro się napiję - powiedział szczerze i z ogromnymi wyrzutami sumienia, jakby to, że się napije krwi Mitry miało raz na zawsze zakończyć ich związek. W sumie to z takiego założenia wychodził, że tym sposobem zniszczy wszystko co między nimi było, co wspólnie udało im się stworzyć. Bardzo się tego obawiał i nie chciał do tego dopuścić, ale nie mógł już dłużej ze sobą walczyć. Nie miał na to siły. Umierał z głodu.
        Przez moment się też zastanawiał czy nie pójść może do Tartos, nie znaleźć tam kogoś, kto chciałby umrzeć i po kogo stracie nikt by nie cierpiał. Ale… nie mógłby spojrzeć sobie wtedy w twarz i bałby się na oczy pokazywać ukochanemu. Podejrzewał, że ten byłby z tego powodu bardziej wampirem zawiedziony, niż gdyby skrzypek rzeczywiście połamał sobie i wyrwał z ust własne kły.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie spodziewałby się, że jest tak łatwy do przejrzenia i że Aldaren spodziewał się rozmowy, którą błogosławiony zdecydował się z nim przeprowadzić. Nie planował tego – to po prostu tak wyszło, gdy jego głowa nie była już taka pełna szczęścia i zachwytu, gdy myślami wrócił na ziemię. Może w chacie Amy, może trochę wcześniej albo później – ale po tym jak rano obiecał sobie, że do tego wróci, przez cały dzień o tym nie myślał. A gdy przyszło do realizacji, starał się być jak najdelikatniejszy – nie chodziło o robienie skrzypkowi wykładu, on miał się poczuć pewnie i w końcu się napić. Ale skoro jeszcze nie miał takiej potrzeby to dobrze. Mitra nie znał jego metabolizmu, mógł jedynie zakładać jaki był stan Aldarena – czy ten jeden dzień zrobi różnicę czy nie? Wampir był blady i rany przestały się na nim samodzielnie goić, ale skoro mówił, że to jeszcze nie jest najgorsze… Cóż, błogosławiony nie zamierzał się kłócić – w końcu obiecał, że nie będzie. Między innymi przez to, że nie chciał dokumentnie zepsuć tego pięknego dnia, gdyby zagonionemu w kozi róg skrzypkowi zrobiło się przykro.
        - Mmm, mój grzeczny, dzielny pacjent – zażartował, gdy sam został nazwany doktorem. – Ja ciebie też kocham – dodał po chwili, nim niestety musieli się rozdzielić, by Aldaren mógł się rozebrać, a Mitra przygotować maść. Tak jak poprzedniego wieczoru, nabrał specyfiku na ręce i roztarł go w dłoniach, by zrobił się ciepły. Zerknął na rozbierającego się skrzypka. Pomyślał, że faktycznie wyglądał coraz gorzej. Tak bardzo mu się podobał bez względu na wszystko, że nie zwrócił uwagi na kondycję jego skóry, ale teraz… Wyglądał nadal pięknie, ale nie tak jak wtedy w Maurii. Mitra nie zamierzał mu jednak tego wypominać.
        - No to zaczynamy – przytaknął błogosławiony, wyciągając ręce do Aldarena, gdy ten zapewnił, że jest gotów. – Mam jeszcze trochę zimne palce, ale mam nadzieję, że nie będzie to bardzo nieprzyjemne. Mam nadzieję, że wytrzymasz – dodał, po czym położył dłonie na jego barku. Tak po prawdzie miał cieplejszą skórę niż skrzypek, więc nie powinno być mu nieprzyjemnie. Tym bardziej, że Mitra wkładał w całe to nacieranie dużo uczucia. Relaksowało go to – lubił opiekować się ukochanym i go dotykać. Tego dnia było mu też łatwiej panować nad emocjami, choć nadal skłamałby, gdyby powiedział, że widok półnagiego wampira na niego nie działa. Atmosfera nie była jednak ta sama co poprzedniego wieczoru, skrzypek wydawał się nieobecny i spięty, a Mitra nie chciał mu się narzucać. Mimo to gdy przeszedł do nacierania mu pleców – tym razem na siedząco – znowu naszła go ochota, by pocałować Aldarena w kark, w szyję… Nim zapędził się w tych myślach, ukochany przerwał ciszę między nimi, a gdy później na niego spojrzał, mógł dostrzec na twarzy niebianina wyraz lekkiego zaskoczenia, ale i czułości. Ruchy rąk Mitry nieco się zmieniły, zamiast skupiać się na wsmarowywaniu maści w jego siniaki, przesunęły się na ramiona, by je lekko głaskać i masować. Poczuł, że jego ukochany jest bardzo przejęty i zależało mu na tym, by go uspokoić wszelkimi dostępnymi sposobami.
        - To… trochę trudno wytłumaczyć – odpowiedział, choć wiedział, że to niezbyt satysfakcjonujące słowa. – Dla mnie to jest bardzo intymne… To… Nie wiem, może się mylę, ale to jest dla mnie prawie jak fizyczna miłość. Też z pewnością czasami boli, ale ufam ci i z twoich rąk chętnie to przyjmę, w dowód swojego uczucia, bo chcę, bardzo chcę ci się ofiarować, chcę o ciebie w ten sposób zadbać i dla mnie to jest jak wyniesienie naszego związku na zupełnie nowy poziom. Poza tym… Taka rana boli tylko przez chwilę, to jest ból do zniesienia. Jak zastrzyk bardzo dużą igłą. I… jeśli konkretnie chodzi ci o ukąszenie a nie o picie krwi tak ogólnie to wolę ten sposób, bo i tak muszę się drasnąć by jej sobie upuścić, a gdy robię to nożem to jest to takie… Trochę bezduszne. Gdybyś to ty mnie ukąsił byłoby to znacznie bliższe, takie wyjątkowe dla mnie. Bo to nie tylko kły, ale również twoje usta, język, twoje ręce… po prostu wtedy czuję, że jesteś przy mnie blisko. Choć chwilę boli, to jest dla mnie przyjemne, bo wiąże się z bardzo intymną bliskością między tobą a mną.
        Mitra lekko zacisnął wargi, niepewny czy aby na pewno dobrze opisał swoje motywacje. Tak naprawdę trudno było mu to opisać i ubrać w słowa, chyba łatwiej byłoby mu, gdyby Aldaren wszedł do jego głowy i to odczytał, ale nie śmiał tego proponować. W sumie mógłby mu to zaproponować albo jeszcze jakoś spróbować uargumentować swoją propozycję, ale westchnienie skrzypka było dla niego jak sygnał, że nie powinien kontynuować tego tematu. Wrócił więc do smarowania jego pleców. Nie trwało to jednak długo – Aldaren już po chwili udaremnił mu dalsze zabiegi, siadając bokiem i zaczynając kolejny, pokrewny temat. Mitra nie zamierzał go jednak za to rugać – był pod wielkim wrażeniem tego co słyszał. Nie naciskał na kontakt wzrokowy, choć gdy skrzypek tak uciekał wzrokiem nie wyglądał wcale na przekonanego do swojego pomysłu, a raczej jak winny, który się tłumaczy. Błogosławiony słuchał go jednak z cierpliwością, nie poganiając, nie przerywając.
        - Och, Ren… - westchnął dopiero na koniec bardzo przejętym tonem. Zanim jednak powiedział cokolwiek więcej, przysunął się do skrzypka i przygarnął go do siebie, by go przytulić w czuły, pocieszający sposób. Chwilę w milczeniu obejmował go i głaskał po głowie.
        - Ten dzień jest i będzie cudowny, najwspanialszy w całym moim życiu i to czy byś się dziś zdecydował by tego nie zmieniło, może wręcz sprawiłoby, że byłby jeszcze wspanialszy… Ale dobrze – jutro. To ma być komfortowe dla nas obu, nie będę cię poganiał. Dziękuję ci, że się zgodziłeś, że podzieliłeś się ze mną swoimi lękami, to dla mnie bardzo wiele znaczy. Bardzo cię kocham. Będzie dobrze, Ren – dodał na koniec, mówiąc już szeptem. Delikatnie pocałował skrzypka w skroń, po czym odsunął się, by spojrzeć na niego z ciepłym uśmiechem, oczywiście o ile on się na to zgodzi, bo mógł nadal unikać jego wzroku. A potem przytulał go i głaskał tyle, ile tylko jego ukochany potrzebował albo chciał. Do smarowania go maścią od Amy już nie wrócił – i tak zostało mu już tylko kilka tych najdrobniejszych siniaków. Co najwyżej po pewnym czasie mógł zaproponować, by Aldaren się ubrał, choć w chatce było już przyjemnie ciepło dzięki kozie, która szybko nagrzała to małe pomieszczenie.
        - Chodźmy już spać, kochany - szepnął po dłuższym czasie, kładąc się już i nakrywając kołdrą. Poczekał aż jego ukochany również wejdzie pod kołdrę i przytulił się do jego ramienia.
        - Dobranoc, Ren - szepnął, po czym dał mu buziaka. - To był najwspanialszy dzień w moim życiu… choć przy tobie każdy wydaje się wspanialszy od poprzedniego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren uśmiechnął się rozbawiony odpowiedzią Mitry. Prawdę mówiąc nie spodziewał się, że nekromanta tak żywo zażartuje w obecnej sytuacji i pomimo tego, że wampir odmówił kolejny raz spożywania jego krwi. Nie mniej odpowiedź ukochanego sprawiła mu naprawdę dużą przyjemność. Aż miał ochotę się łasić i przytulić do niebianina, ale prawdopodobnie według błogosławionego mieli ważniejsze rzeczy na głowie, niż wzajemne czułości (choć akurat Aldaren mógłby się na ten temat kłócić) i skrzypek wątpił, by dało się to jakoś ominąć. Aczkolwiek z drugiej strony już nie mógł się doczekać aż Mitra zacznie go smarować maścią, dlatego bez zbędnego przedłużania, odsunął się nieco od ukochanego i rozebrał się do połowy, odsłaniając swój tors i plecy. Uwielbiał być masowany przez błogosławionego i ogólnie przez niego dotykany, czego niestety zbyt często nie doświadczał przez lęki swojego partnera spowodowane jego traumatyczną przeszłością. Właśnie dlatego starał się jak najwięcej tym rozkoszować, bo nie wiadomo było, kiedy znów będzie miał okazję zakosztować tej przyjemności.
        - W porządku, nie przejmuj się tym. Gdy jesteś przy mnie przetrwałbym wszystko, nawet pobyt w Czeluściach - zapewnił z miłością, gdy Mitra zaczął się martwić o to, że miał zimne dłonie, które i tak ostatecznie okazały się być cieplejsze od skóry wampira.
        Niebianin przystąpił w końcu do smarowania posiniaczonego barku, a Aldaren odetchnął głęboko i próbował się odprężyć. Niestety, choć dotyk błogosławionego był niezwykle przyjemny, skrzypek nie był w stanie oddać się rozkoszy i w pełni się zrelaksować. Przez swój narastający głód obawiał się, że gdyby, choć na moment stracił czujność i opuścił gardę, jego krwiopijcza natura od razu wykorzystałaby ten moment i nad nim zapanowała, a wtedy mógłby zrobić przez przypadek coś złego swojemu ukochanemu. Poza tym... po części czuł się winny, że tak zbył pytanie Mitry i jego troskę o skrzypka.
        Nie był z siebie dumny, zwłaszcza, że swoją odpowiedzią mocno przekłamywał to, tak naprawdę poważny był jego obecny stan. Był pewien, że Mitra o tym wiedział, przecież miał oczy i bez problemu mógł dostrzec w jak kiepskiej formie był wampir. Przez to miał jeszcze większe wyrzuty sumienia i czuł się w obowiązku wyjaśnienia Mitrze tej sprawy. Szczerego wyznania ukochanemu, że wcale nie było dobrze, a bagatelizowanie swojego stanu i rezygnowanie z posiłku spowodowane było wyłącznie obawą o życie i zdrowie Mitry oraz o przyszłość ich związku.
        Najpierw jednak chciał wiedzieć, czemu Mitra tak bardzo chce, by Aldaren go ugryzł, by sprawił mu ten ból. W prawdzie nie był do końca pewny czy dobrze robił zadając to pytanie, jednakże nie zakończył tego tematu na swoim pytaniu i dał się Mitrze wypowiedzieć do końca, gdy ten zaczął. Po części przez to, że poczuł się trochę pewniej, kiedy niebianin zaczął go gładzić po ramieniu. Nieco spokojniejszy, słuchał uważnie ukochanego, patrząc na niego z wdzięcznością w szkarłatnych oczach.
        Aldaren doskonale wiedział, że takie ugryzienie może być uznawane za bardzo intymny rodzaj kontaktu wampira z drugą osobą. Gdy Faust jeszcze żył, było to dla nich obu właśnie ty, o czym mówił Mitra. I właśnie dlatego skrzypek był tak bardzo zaskoczony jego odpowiedzią. Cały czas przecież unikali bardziej intymnych kontaktów i to od samego początku ich związku, by nie powodować dyskomfortu u nekromanty przez jego fobie. Teraz jednak słyszał, że właśnie z tego powodu Mitra tak bardzo tego pragnął. Chciał w ten sposób posunąć ich relację o krok dalej. Chciał tego bardziej intymnego kontaktu, jakim było - jak się okazało dla nich obu - picie krwi przez ukąszenie. Kiedy słuchał jak bardzo ważne było to dla Mitry i jak okropnie się czuł, gdy musiał sobie krwi upuszczać do butelki, Aldarenowi było strasznie wstyd, że zmusił ukochanego do tego.
        Przez wypowiedź Mitry, skrzypek już aż tak bardzo nie żałował tego, że w ogóle zaczął ten temat, choć i tak go zakończył. Mimo miłej atmosfery i ogromnej wyrozumiałości ze strony partnera, nadal nie czuł się zbyt komfortowo mówiąc o tym wszystkim. Był to dla niego temat tabu, tak jak dla Mitry sprawa intymnego zbliżenia. Choć przez to, co powiedział jego ukochany, przez to jak ważne to dla niego i dla ich związku było, Aldaren postanowił spróbować się przemóc. Nadal się bał, że mógłby przez to stracić panowanie nad sobą i zrobić Mitrze krzywdę, ale tak jak niebianin ufał wampirowi, że nic złego się nie stanie, tak skrzypek musiał zaufać w końcu błogosławionemu, że ten go w razie potrzeby powstrzyma. Bo cóż to za związek, bez wzajemnego zaufania?
        Aldaren odetchnął głęboko, biorąc się w garść i w końcu postanowił zwierzyć się Mitrze z tego, że go trochę okłamał, gdy mówił, że wszystko jest w porządku. Od razu też wyjaśnił, dlaczego cały czas w tej sprawie "bagatelizował" swój stan, gdy był o to pytany. Po części właśnie też przez to było mu wstyd spojrzeć ukochanemu w oczy, jednakże i tym razem Mitra okazał swoje zrozumienie i wsparcie. Był naprawdę poruszony tym, jak nekromanta go objął i przytulił do siebie. Nawet lekko mu się oczy zeszkliły ze wzruszenia i gdyby tylko nie istniała obawa, że połamałby blondynowi kości, uściskałby go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Będzie musiał się naprawdę mocno postarać by odpowiednio Mitrze się odwdzięczyć za wszystko, a już w szczególności za to, że Mitra przy nim był i Aldaren zawsze mógł na niego liczyć, nawet w najbardziej trudnych chwilach.
        Wtulił się w ukochanego i przymknął oczy, poddając się jego czułościom. W prawdzie nadal się mocno pilnował, ale już nie był taki spięty i zmartwiony, jak jeszcze chwilę temu. Już nawet nie uciekał od niego wzrokiem i sam się lekko uśmiechnął, gdy Mitra na niego spojrzał.
        - To ja ci dziękuję, że przy mnie jesteś i że jesteś taki wyrozumiały, nawet gdy popełniam głupoty. Kocham cię jak nikogo innego i gdybym się nie bał, że cię połamię i że będziesz krzyczał, że nadwyrężam swój bark, uściskałbym cię z całej siły - powiedział, odzyskując powoli dobry humor i przytulił się na powrót do nekromanty.
        Już nie był taki przybity i spięty, a na jego twarzy widniał wyraz prawdziwego szczęścia i rozkoszy. Było mu tak miło, że z czystą przyjemnością mógłby w tej chwili usnąć w jego objęciach, lecz wiedział, że nie byłoby to zbyt komfortowe i wygodne dla Mitry. Dla niego samego byłoby, owszem, gdyby to w jego objęciach Mitra usnął, prawdopodobnie omal by się nie posiał ze szczęścia, ale nekromanta był lżejszy od skrzypka, a wampir do tego był silniejszy, więc zrozumiałym było, że Aldaren nie miałby z czymś takim większego problemu. Swojego ukochanego jednak nie chciał aż tak męczyć.
        Na propozycję położenia się już do spania, nic nie odpowiedział, ale ochoczo przystąpił do jej realizacji, ubierając przed tym górę od piżamy. Jak wcześniej myślał o poczytaniu przed snem, tak teraz nie marzył o niczym innym, jak zaśnięciu wraz z Mitrą. Przytulenie się nekromanty do jego ramienia od razu po położeniu się, utwierdziło Aldarena w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję. Był bardzo szczęśliwy z tego powodu. Pocałował błogosławionego z czułością w głowę. Naprawdę wiele mu zawdzięczał i nie wyobrażał sobie życia bez blondyna u boku.
        - Bo nie przeżyłbym bym dnia bez ciebie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Słodkich snów mój najdroższy - powiedział czule, wtulając swój policzek w jego włosy. Wolną rękę, do której Mitra się nie przytulał położył sobie w połowie na klatce piersiowej, by jego dłoń mogła spocząć na ramieniu ukochanego i go delikatnie po nim gładzić. Zamknął oczy i zaczął powili usypiać, wtulony w przytulającego się do jego ręki nekromantę.
        Wymęczony psychicznie i fizycznie minionym dniem, a najbardziej swoim głodem, Aldaren bardzo szybko usnął. Nie spał jednak za dobrze, po kilku godzinach spokojnego snu, zaczął się kręcić i lekko drżeć.
        Z początku jednak miał bez wątpienia przyjemny sen. Znów byli z Mitrą na plaży w zatoczce, świetnie bawili się w wodzie, a jak tylko Aldaren zaczął uciekać w stronę plaży, nekromanta powalił go na pieniącą się wodę i piach, gdy został popchnięty i wytrącony z równowagi przez jedną z fal. Wyglądał tak rozkosznie, gdy się zarumienił zawstydzony tym wypadkiem, że skrzypek nie mógł oprzeć się pokusie i ujmując policzek ukochanego złączył z nim usta w namiętnym pocałunku. Oczywiście nie trzymał nekromanty na siłę i ten mógł w każdej chwili zejść z nieumarłego, na którym praktycznie leżał. Mitra jednak się nie odsunął i w żaden sposób nie zakończył tej chwili namiętności, a raczej ją jeszcze przedłużył i pozwolił żeby reszta działa się sama.
        W pewny momencie zamienili się pozycjami i to wampir górował nad nekromantą, obsypując jego ciało delikatnymi pocałunkami. Byli sami. Żadnych ludzi w zasięgu wzroku, żadnych wrednych, starych wiedźm, żadnych złośliwych sił natury czy niekontrolowanych wampirzych odruchów. Mogli się bez skrępowania i bez żadnych obaw, że zostanie im w jakiś sposób przerwane, w pełni nacieszyć sobą i pchnąć ich związek o krok dalej, skonsumować w pełni ich związek.
        Mitra do niego coś powiedział, ale skrzypek oprócz tego, że dostosował się do słów partnera, nie był w stanie zrozumieć i zapamiętać jego słów. Zbliżył swoje usta do szyi ukochanego i zatopił w jego skórze kły.
        Wtedy wszystko się zmieniło i cała sielanka dobiegła końca.
        I problemem wcale nie było to, że zatracił się w swoim głodzie i pił i pił, czując jak ciało niebianina pod nim z każdym łykiem coraz bardziej marnieje i zanika. Uświadamiając sobie, że stracił kontrolę i przegiął, chciał się cofnąć, zostawić Mitrę w spokoju i oddalić się na bezpieczną odległość, z której nie mógłby mu zrobić krzywdy, przepraszając za to, co zrobił. Nie mógł jednak. Mitra obejmował go niczym ograniczające ruchy łańcuchy w lochach i w ogóle nie chciał pozwolić skrzypkowi, aby ten przerwał posilanie się jego krwią, nawet gdy nekromanta był już praktycznie wysuszoną, pozbawioną życia skorupą.
        Zaraz jednak Mitra jakby ożył. Jego oczy były czarne z krwistoczerwonymi tęczówkami, a włosy mu ściemniały. Zmienił się w dziką krwiożerczą bestię z rysami twarzy skrzypka i nadal go więżąc w swoim uścisku, zaatakował, rozdziawiając szeroko swoją okropną paszczę, jak jakiś wąż, który właśnie zamierzał żywcem połknąć w całości swoją ofiarę.
        W tym momencie Aldaren ocknął się cały oblany potem. Jedną dłoń trzymał Mitrę za żuchwę, maksymalnie jak tylko mógł odwracając jego głowę w bok i pochylał się nad nim kłami, praktycznie przebijając lekko jego skórę na szyi. Opierał się na kolanach i drugiej dłoni nad nekromantą, mając go pod sobą, a kiedy zorientował się w sytuacji, odskoczył gwałtownie do tyłu uderzając się i przewracając stojący w pokoju stół albo krzesło.
        - Mitra… ja… - starał się coś z siebie wydukać, ale zamiast powiedzieć coś sensownego skrzywił się i złapał za gardło, jakby go boleśnie paliło. Kiedy znów spojrzał na ukochanego, miał świecące w ciemności intensywną czerwienią oczy, w których nie widać było nic, poza wręcz pełną obłędu żądzą krwi.
        Zaczął się drapieżnie zbliżać do nekromanty, w ogóle nie panując nad sobą, nim jednak zbliżył się na tyle by dopaść go jednym susem, na głowę spadł mu płaszcz nekromanty, z którym zaraz zaczął się szamotać tak bardzo, że z kieszeni wypadło drewniane pudełeczko od Amy. Tym razem nie wytrzymało upadku z wysokości i brutalnego obchodzenia się z nim i pękło, uwalniając na podłogę okruchy gęstej maści i bardzo silną, intensywną woń czosnku. Aldarena od razu zgięło w pół, jakby nagle zrobiło mu się niedobrze i zaczęło mu się zbierać na wymioty. Odrzucił w końcu od siebie odzienie nekromanty, które go zaatakowało i rzucił się do ucieczki z domu, jak najdalej od tego okropnego, niemalże wypalającego mu nos smrodu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra widział, że sytuacja nie jest wcale tak jasna, jak mogłoby się wydawać osobie postronnej – widział, że Aldarena dalej coś męczyło, mimo iż starali się rozmawiać ze sobą jak najbardziej szczerze. Był przekonany, że zna przyczyny tego stanu ukochanego i je rozumie – wiedział co z głową potrafi zrobić strach. A że skrzypek się bał, tego był pewny. Przecież nie dość, że sam się do tego przyznał, to jeszcze podprogowo cały czas to pokazywał. Tym bardziej błogosławiony nie zamierzał za mocno naciskać. Trochę musiał, bo inaczej nigdy by nie zrobili postępu, ale nie chciał przypierać go do ściany. Zamiast tego starał się być jak największym wsparciem – okazywać mu czułość i jak najpełniej odpowiadać na zadawane pytania. Sam zresztą dzięki temu porządkował sobie pewne kwestie i wydawało mu się, że mimo wszystko coś zyskują na tej rozmowie. Żywił wielkie nadzieje, że naprawdę następnego dnia Aldaren napije się jego krwi – choćby z butelki. Poza tym liczył, że gdy skrzypek opanuje pierwszy głód, łatwiej przyjdzie mu panowanie nad sobą przy kolejnych próbach. Mitra bardzo liczył na to, że uda im się opanować to pragnienie krwi, jeśli tylko jego ukochany będzie miał stały do niej dostęp. A przecież miał jego – on z prawdziwą radością i dumą stałby się jedynym żywicielem swojego partnera i był pewny, że fizycznie to udźwignie.
        Na razie jednak poprzestali na rozmowie i obietnicy, że wrócą do tego następnego dnia – na ten moment Mitra skupił się na tym, by trochę uspokoić Aldarena i poprawić jego psychiczne samopoczucie. Choć nie widział wyrazu jego twarzy, wydawało mu się, że efekt osiągnął chociaż częściowo – skrzypek w jego ramionach zdawał się być rozluźniony. Błogosławiony nie przyspieszał niczego – nie przerwał tego kontaktu fizycznego przez długi czas i nawet gdy lekko się odsunął, cały czas obejmował ukochanego, bo chodziło mu tylko o to, aby móc na niego spojrzeć. Bardzo go cieszył uśmiech skrzypka – widział, że był szczery, choć zmęczony.
        - Oj bardzo bym krzyczał, gdybyś miał zrobić sobie krzywdę – zgodził się z nim, ale mimo to przytulił go trochę mocniej, bez słów pozwalając mu zrobić to samo, z podobną siłą, choć wiedział przy tym, że Aldaren bez trudu mógłby mu połamać żebra, gdyby miał ku temu powód. Czy istniał jednak na Łusce ktoś, kto byłby dla Mitry delikatniejszy niż skrzypek? Sam Mitra szczerze w to wątpił.
        Czułości wyraźnie poprawiły nastrój wampira, a przez to również błogosławionego - nie chciał, by ten dzień skończył się dla nich źle, było wszak tak miło, wręcz cudownie. Szkoda, by mieli się kłaść spać pokłóceni albo przygnębieni. Wnioskował jednak po ruchach Aldarena, że ten już pozbył się negatywnych emocji i nawet wzięło go na czułości. Mitra z prawdziwą rozkoszą przyjął jego buziaka na dobranoc.
        - Mam już ciebie, to jest dla mnie najlepsze - oświadczył, po czym umościł się wygodniej i po chwili zasnął.

        Mitra również śnił przyjemny sen, który chyba nawiązywał tak jak sen jego ukochanego do wydarzeń z plaży, ale tylko bardzo luźno – głównie przez to, że z Aldarenem byli mokrzy i w mokrych ubraniach. Byli jednak w jakimś pomieszczeniu, gdzie było ciepło, sucho, bardzo intymnie. Mitra nie umiał dostrzec szczegółów, ale nawet na to nie zważał, bo.... Z Aldarenem byli bardzo zajęci sobą. To był typowy erotyczny sen, to nie ulegało wątpliwości, nawet jeśli wyobraźnia błogosławionego nie przekroczyła pewnej psychicznej bariery i w jego śnie obaj nadal byli w spodniach. Obejmowali się jednak, pieścili, całowali. Leżeli koło siebie, a jeśli zmieniali pozycję to zawsze Mitra był na górze. I to nie przez to, że jakoś to ustalali - tak zawsze wychodziło. Albo to on kładł się na Aldarenie, albo to on wciągał go na siebie. Pod koniec tego snu Mitra leżał na plecach, a Aldaren obsypywał go pocałunkami. Delikatnie ujął go za brodę i zaczął całować go po szyi. Z tą częścią snu było coś nie tak. Błogosławiony nie wiedział jeszcze, że jego sen właśnie zmywa się z rzeczywistością, jednak ocknął się, gdy tylko poczuł, że ktoś nad nim jest. Otworzył oczy, przestraszony, jakby obudził się z koszmaru... Albo właśnie do niego wpadł.
        Naprawdę ktoś nad nim klęczał. Trzymał go. Mitra miał wolne ręce, choć z przerażenia nie umiał z tego dobrze skorzystać. Złapał za rękę, która trzymała go za twarz, drugą próbował odepchnąć napastnika. W końcu poznał, że napastnikiem był Aldaren. Nie przez to, że dojrzał jego twarz, bo tej nie widział, ale ten dotyk, zapach, wszystkie bodźce nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Nekromanta szarpnął się i zakwilił ze strachu, gdy poczuł jego zęby na swojej szyi. Hipokryzja? Nie. On tego chciał, bardzo, ale nie tak, nie z zaskoczenia, nie siłą...
        Aldaren odskoczył, a Mitra jak oparzony zerwał się do pozycji siedzącej i cofnął pod przeciwległą ścianę. Nie spuszczał wzroku ze swojego ukochanego. Widząc, że ten stara się wytłumaczyć, trochę się rozluźnił, ale ponownie nabrał czujności, gdy ten złapał się za gardło. Widział co się dzieje i wiedział co to jest. Nie myślał jednak teraz nad tym kto jest winny, a tylko nad tym, jak się obronić i unieszkodliwić Aldarena, może wyrwać go z jego amoku…
        - Ren, przestań… - powiedział drżącym od emocji głosem błogosławiony, cofając się w sam kąt pokoju. Widząc jednak, że ten w ogóle nie słucha i nie jest sobą, nie czekał aż będzie za późno. Ożywił pierwszą rzecz, jaka mu się nawinęła. Chwilę, gdy skrzypek miotał się z jego płaszczem, wykorzystał by wstać i poszukać innych przedmiotów, którymi mógłby się bronić… Okazało się to jednak zbędne.
        Mitra nie od razu zorientował się co zaszło – Aldaren nagle zaczął się krztusić i kaszleć, jakby targały nim torsje. Dopiero po chwili do błogosławionego dotarła woń czosnku i skojarzył rozbite na ziemi pudełeczko. Ama…
        Wampir uciekł z chatki. Mitry to jednak wcale nie pocieszyło – nie mógł go przecież tak zostawić. Zawołał, ale chyba nie był słyszany. Nie myśląc jednak wiele złapał za swój płaszcz, za połowę rozbitego pojemniczka z czosnkową maścią Amy i ruszył za nim na dwór, nie zważając na to, że pada, że płaszcz zamiast ubrać trzyma w garści, że w ogóle ktoś go może zobaczyć, a przecież nie miał maski… Nie mógł pozwolić, by Aldaren gdzieś uciekł i napytał sobie biedy. Ale co zamierzał zrobić? Jeszcze nie wiedział – nie miał pojęcia co zastanie na zewnątrz. Jednak jeśli będzie trzeba, będzie nawet walczył ze swoim ukochanym, byle nie pozwolić mu zrobić sobie i innym krzywdy. Wyklinał sobie w duchu jaki był głupi, że nie naciskał bardziej, że temu nie zapobiegł. Teraz jedynie mógł naprawić to, co zaniedbał.
        - Ren! - wezwał go, gdy tylko przekroczył próg chatki.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdyby tylko Aldaren wiedział, że tej nocy nieświadomie skrzywdzi swojego ukochanego i jego życie zmieni się w koszmar na jawie, w ogóle nie pozwoliłby sobie na sen. Owszem położyłby się z Mitrą, by ten mógł usnąć wtulony w niego, ale gdy tylko miałby pewność, że nekromanta zapadł w głęboki sen i tak łatwo się nie obudzi, wstałby i zająłby się czymś bardziej... czymś. Po prostu. Może schowałby się ze świecą za parawanem, aby światłem nie przeszkadzać błogosławionemu w odpoczynku i skupiłby się na lekturze książki od Amy. Może poprosiłby staruszkę o jakąś miksturę energetyczną, by bez trudu przetrwać całą noc bez zasypiania. Niestety zamiast tego postanowił położyć się razem z ukochanym i usnąć przy jego boku, co omal nie skończyło się tragedią.
        Jeszcze przez krótki moment, po zakończeniu przeżywanego koszmaru, Aldaren nie był świadomy tego, że śnił na jawie i że trzymał ukochanego w żelaznym uścisku, o mały włos nie zatapiając swoich kłów w jego szyi. Na szczęście (i po części nieszczęście Aldarena) skrzypek ocknął się nim doszło do tragedii i w przypływie świadomości po prostu odskoczył od błogosławionego najdalej jak tylko mógł. Był jednak tak okropnie głodny... A gdy jeszcze pomyślał, że tak niewiele brakowało do zatopienia swoich kłów w szyi błogosławionego i zaspokojenia swojego głodu... Może Mitra nawet by nic nie poczuł, nie musiałby o tym przecież wiedzieć. Przeklęty nekromanta, że też musiał się obudzić!
        Z drugiej strony może i dobrze wyszło, bo przecież posiłek zawsze lepiej smakował, gdy trzeba się było namęczyć, aby go zdobyć. Poza tym byli sami, zamknięci w czterech ścianach i z tego, co wampir zauważył, błogosławiony nie miał już dokąd uciec. Grzechem byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Niczym wygłodniałe zwierzę zaczął się odważnie zbliżać do swojego partnera z wyraźnym zamiarem zrobienia mu krzywdy, aby tylko ugasić swoje pragnienie. Choćby w najmniejszym stopniu Aldaren nie był obecnie sobą, a słowa jego ukochanego w ogóle do niego nie docierały, zagłuszone pierwotną żądzą krwi, która w tej chwili całkowicie zawładnęła wampirem.
        Kto wie jak cała sytuacja mogłaby się zakończyć, gdyby Mitra mimo wszystko nie postanowił się w żaden sposób bronić. A tak, gdy skrzypek w swym amoku zaplątał się w płaszcz nekromanty i nie mógł się go pozbyć, błogosławiony zyskał sporo na czasie, mógł więc dokładnie zaplanować co dalej lub jak wyjść cało z tej sytuacji. Żaden z nich chyba nie spodziewał się, że pośrednio Ama mogłaby przybyć z pomocą niebianinowi.
        "Podarowane" mu tajemnicze pudełeczko, połamało się na ziemi, a z uszkodzonej części, zaraz zaczęła się po zamkniętym pomieszczeniu rozprzestrzeniać intensywna, trudna do zniesienia przez wampira, woń czosnku. Ciało nieumarłego od razu zareagowało na toksyczną dla siebie substancję, przez co skrzypek w jednej chwili zaniechał próby pożywienia się niebianinem i szybko wybiegł z chaty, w której spali.
        Ledwo jednak zdołał oddalić się na kilka sążni, gdy znów targnęły nim silne torsje, których tym razem nie był w stanie w żadnym stopniu opanować. Raz po raz wyrzucał zawartość swojego żołądka i się nią niemalże krztusił, choć przecież nie spożywał żadnych stałych posiłków, nie mówiąc już o tym, że krew pił dobrych kilka dni temu. Nigdy nie był tak osłabiony jak był obecnie z powodu głody i skutków zatrucia czosnkiem. Chwila minęła nim Aldaren zdołał się w końcu podnieść na nogi i chwiejnym krokiem kontynuował swoją ucieczkę z tego miejsca.
        Przystanął na moment, gdy usłyszał za sobą nekromantę i wygłodniały przygotował się by ruszyć w jego stronę, lecz wraz z podmuchem wiatru od tamtej strony, dotarła do niego ohydna woń czosnku z pojemniczka, który Mitra zabrał ze sobą. Zatoczył się i widać było, że znów zbiera mu się na wymioty, lecz zdołał je opanować i utrzymać równowagę, po czym na pięcie odwrócił się i puścił się biegiem w stronę Tartos.
        Nie zdołał jednak przekroczyć ogrodzenia, otaczającego całą posesję Amu, niskim płotem z powieszonymi tu i ówdzie kościami drobnych zwierząt, które stukały o siebie i o płot przy każdym podmuchu wiatru, zyskującym co chwila na sile. W pewnym momencie zerwała się taka wichura, że utworzyło się małe tornado, które uwięziło w swoim wnętrzu wampira.
        - Widzisz do czego doprowadził twój upór i arogancja? - rozległ się nagle głos Amy, niesiony podmuchami wiatru i rozbrzmiewający niemalże z każdej strony. Staruszki jednak nigdzie nie było widać. - Spójrz na siebie, bliżej ci do krwiożerczej bestii, niż do człowieka, a nie zostałeś przecież świeżo co przemieniony. Obudź się w końcu! - nakazała stanowczo. Po całej okolicy rozległ się donośny ryk, przy czym wichura otaczająca skrzypka i uniemożliwiająca mu ucieczkę zmieniła się w ogon pokryty lśniącą własnym światłem łuską. Zaraz też między nieumarłym i domem staruszki pojawił się biały, świecący w mroku smok, wielki jak chata za nim. Wyglądał jak wąż z gęstą białą grzywą dokoła głowy i krótkimi łapami. To do tego jaszczura należał ten ogon, który trzymał mocno szamoczącego się Aldarena.
        Widząc jednak, że do wampira w ogóle nic nie dociera, gadzina westchnęła i spojrzała w stronę Mitry.
        - Wejdź do mojego domu i po prawej stronie pod ścianą na stole z aparaturą alchemiczną stoi butelka o pojemności kwaterki z ciemnoczerwonym, gęstym płynem. Przynieś mi ja proszę, Mitro - powiedziała spokojnie smoczyca, zaraz na powrót skupiając całą swoją uwagę na wampirze, który za wszelką cenę chciał się wydostać.
        Skupiła się i weszła mu do głowy, by zaraz zostać zaatakowana przez jego krwiożercze instynkty i wypchnięta ze świadomości skrzypka. Nie spodobało się to Amie, oj bardzo jej się to nie spodobało. Widać to było, bo zmarszczyła swój łuskowaty pysk, a kącik jej paszczy się uniósł, groźnie obnażając ostre zęby. Nabrała głęboko powietrza i po chwili je spokojnie wypuściła, a wraz z tym między budynkami na jej posesji przemknął kolejny silny powiew wiatru, kradnąc z dłoni Mitry jego płaszcz, a zwłaszcza pojemniczek z wyciągiem z czosnku, który zaraz upadł niemalże u stóp wampira.
        - Opamiętaj się Van der Leeuw! Tak cały czas arogancko bawiłeś się w zwykłego człowieka i co? Ledwo się possało w żołądku i już postradałeś rozum. Nawet nie próbuj mi się zrzygać na łuski, bo wepchnę ci ten czosnek do gardła! Słyszysz co do ciebie mówię?! - warknęła i potrząsnęła lekko skrzypkiem, który w akcie desperacji ugryzł pradawną w ściskający go ogon. Ama zawarczała groźnie i już chciała schwytać ponownie nieumarłego, gdy kątem oka dostrzegła powrót Mitry. Przekrzywiła lekko głowę i zmrużyła oczy, zastanawiając się nad czymś.
        - Widzę Aldarenie, że niestety nie dajesz mi wyboru - westchnęła, gdy skrzypek nie czując najmniejszego zagrożenia od swojej jedynej ofiary w zasięgu wzroku, kolejny raz rzucił się do ataku w stronę nekromanty. - Stój jak stoisz! - nakazała niebianinowi, a gdyby nie chciał posłuchać, już ona by go do tego zmusiła czy to magią powietrza zatrzymałaby go w miejscu, czy magią umysłu. - Odkorkuj tę butelkę i rzuć nią w niego! - dodała przyglądając się całej sytuacji z miejsca, w którym się pierwszy raz pojawiła i cały czas stała. Miała tylko nadzieję, że Mitra nie będzie nic kombinował na własną rękę i jej chociaż raz zaufa.
        Opętany przez swój głód Aldaren pobiegł w stronę Mitry i skoczył na niego, niczym jakieś dzikie zwierzę na swoją zdobycz. Obaj upadli na ziemię, a Ama w ogóle nie zainterweniowała. Jedynie przypilnowała, by upadający na plecy nekromanta nie walnął w nic głową i by nie miał twardego lądowania. Jeszcze tego by brakowało, żeby musiała się zajmować niebianinem ze wstrząśnieniem mózgu. Skrzypek, częściowo na twarzy i piżamie brudny od zawartości buteleczki, klęczał nad Mitrą, trzymając go za ręce i przyciskając do ziemi. I tym razem Ama pozwoliła sobie nieco pomóc szczęściu, gdy nieumarły pochylił się nad nekromantą, obnażając swoje kły i już był gotów go ugryźć, gdy nagle się zawahał i cofnął.
        - Mi...Mitra... - mruknął Aldaren dużo przytomniej i zaraz jego lazurowe oczy wypełniły się łzami. Czuł na sobie i w swoich ustach krew (którą został oblany), a do tego przytrzymywał swojego ukochanego, praktycznie na nim leżał. Do tego jeszcze przez moment (za sprawą amowego mącenia w głowie) wydawało mu się, że powtórzyła się sytuacja z Lorelin - że z powodu swojego głodu zabił Mitrę. Na szczęście okazało się to jednak nieprawdą. W przypływie emocji chciał przytulić ukochanego, ale domyślał się, że to mógłby nie być najlepszy pomysł w obecnej sytuacji. Zamiast tego puścił go i ukląkł obok, spuszczając głowę. - Tak bardzo cię przepraszam... - powiedział podłamany, a na ziemię wraz z deszczem i kroplami wody z jego włosów, spadały również jego łzy.
        - Nie chciałabym wam przerywać tej uroczej sceny, ale dużo rozsądniejsze byłoby, gdybyście sobie wszystko wyjaśnili w domu, a nie na deszczu - upomniała ich staruszka w swojej dużo mniejszej i bardziej przerażającej postaci. Okrywając i jednego i drugiego grubymi kocami, które musiała przynieść, gdy pozwoliła sprawom się po prostu dziać.
        - Ja... nie mogę. Może lepiej... - zaczął Aldaren przepełniony rozpaczą i ogromnym poczuciem winy.
        - Ty kochanieńki przede wszystkim nie powinieneś się nigdzie ruszać póki nie poukłada ci się wszystko w głowie - powiedziała surowo i nie dała chłopakom innego wyjścia, jak tylko jej posłuchać.
        Gdy tam weszli, Aldaren starał się trzymać jak najdalej od wszystkich. Ama natomiast poszła zrobić Mitrze coś rozgrzewającego i uspokajającego do picia.
        - Na tym stole, z którego wcześniej brałeś tamtą butelkę powinna stać jeszcze jedna. Daj ją Aldarenowi i dopilnuj by wszystko wypił, nim znowu postrada zmysły. To mu powinno pomóc - poleciła niebianinowi. - Ehh, dzieciaki - mruknęła do siebie pod nosem, stawiając czajnik z wodą na napar. - Same z wami utrapienia - westchnęła i zerknęła na załamanego wampira, który nawet nie myślał o tym, żeby się zbliżyć do swojego partnera i wszystko sobie wyjaśnić.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        To nie był Aldaren. To było to ciało, to była ta osoba… Ale to nie był on. To był głód w jego ciele. Nie działały emocje, nie działał umysł tylko sam brutalny instynkt. Mitra to wiedział, a mimo to wzbraniał się, by nie zrobić ukochanemu krzywdy. Wiedział, że musi walczyć, bo inaczej zginie, ale… Przecież to była jego druga połowa, jego ukochany, najdroższy. Gdyby to był obcy, błogosławiony by się nie wahał - w chatce nastałaby prawdziwa rzeźnia i na pewno nie byłoby czasu na próby pokojowego dotarcia do osobowości wampira. Ale… przez to, że to jednak był Aldaren, Mitra próbował. Widział jednak, że nie jest nawet słyszany - jak popiskująca mysz. Mimo to zaczął skromnie, od tego wymyku z płaszczem. Okazało się, że to wystarczyło… Póki co. Tylko na tyle, by odegnać pierwsze zagrożenie, lecz najgorsze dopiero było przed nimi.

        Na zewnątrz Mitra poślizgnął się na mokrej trawie, ale niespecjalnie na to zważał - zaraz odzyskał równowagę i parł przed siebie, mrugając by pozbyć się deszczu padającego do oczu.
        - Ren! - wezwał po raz wtóry swojego ukochanego, gdy widział, że ten klęczy i wymiotuje, choć przecież nie miał czym. Myślał, że może to go otrzeźwiło, było jak cios w brzuch… Ale nie. Gdy skrzypek się do niego odwrócił, Mitra już wiedział, że to nie koniec. Zatrzymał się, spiął mięśnie i puścił płaszcz, który zaraz ustawił się obok niego jak żywa osoba, z rozłożonymi rękami, jakby częściowo osłaniał swojego pana. Cóż za marna osłona - kawałek materiału. Całe szczęście nie było okazji, by ją przetestować - pomyślny powiew wiatru odpędził wampira od błogosławionego. Ten jednak jak ostatni dureń zaraz pognał za Aldarenem w stronę drogi, dochodząc do przerażającego wniosku, że jego ukochany biegnie do miasta, by tam się posilić… Nie mógł do tego dopuścić.
        Nagle jednak stanął jak wryty. Czuł potężną magię, która zebrała się na podwórku starej wiedźmy - aż włoski na przedramionach stanęły mu od tego dęba, jak po uderzeniu pioruna. To ta… Nie, to nie tylko ta trąba powietrzna, to całe podwórze było nasycone magią. Mitra wiedział kto za tym stoi nim jeszcze Ama się odezwała i rozwiała wszelkie wątpliwości. Rozejrzał się za nią, ale nikogo nie dostrzegł. A gdy już dostrzegł… Aż cofnął się o pół kroku, zszokowany i urzeczony tym co widział. Ama w swej prawdziwej postaci była… niezwykła. Kolana same się uginały, by przed nią uklęknąć, lecz błogosławiony temu nie uległ. Stał cały czas, napięty i gotowy do działania, choć nie wiedział co robić i nawet za dobrze nie wiedział co się dzieje. Czy miał Aldarena bronić, czy pozwolić Amie działać? Bał się, że ona przeholuje, że zmiażdży ciało skrzypka jak papierową zabawkę, bo w tym ciele sprawiała wrażenie, jakby nie był to dla niej wielki wyczyn…
        Nim podjął decyzję, Ama wydała mu rozkaz, z którym nawet nie zamierzał dyskutować. Pobiegł do jej domu i zaraz znalazł stół i stojącą na nim butelkę. Choć stało ich tam kilka, od razu wiedział po którą sięgnąć - stała bliżej brzegu, tak jakby ktoś ją tam przed chwilą odstawił z zamiarem zabrania jej w drodze powrotnej. Nie zdziwiłby się, gdyby na szkle czuć jeszcze było ciepło czyjejś dłoni, ale nie skupiał się nad tym, by je wyczuć. Z butelką w ręce wrócił na zewnątrz. Nim na nowo zorientował się sytuacji, Ama (bo był pewny, że to ona władała tym wiatrem) wyrwała mu płaszcz z ręki. Wyglądało jednak na to, że to wszystko nadaremno - wampir jej nie słuchał.
        Gdy starucha pod postacią smoka ponownie zwróciłą się do błogosławionego, ten spojrzał na nią zaraz w skupieniu. Przestępował z nogi na nogę, ale tak jak mu nakazała, pozostał w miejscu. Kiwnął głową na znak, że rozumie. Odkorkował butelkę zgodnie z poleceniem. Był pewny, że ona ma plan, ufał jej, że wie co robi. Rzucił w Aldarena… I po chwili został ciśnięty na ziemię. Nim dotarło do niego co się stało, był przygwożdżony do mokrej trawy… I wtedy nagle znowu był w koszarach. Znowu miał szesnaście lat. I znowu nie miał najmniejszych szans, by walczyć o siebie, znowu czuł na sobie cudzy ciężar, którego nie potrafił zrzucić, znowu unieruchamiały go czyjeś ręce. Tylko dwie, ale zaraz dołączą kolejne. Na twarzy czuł pełen pragnienia drżący oddech. Nie miał żadnych szans…
        Nie. Tym razem miał szansę - w jego głowie zaświtała jedna paniczna myśl na granicy świadomości, której jednak kurczowo się uchwycił. Aldaren mógł poczuć, jak nagle troczki przy dekolcie jego koszulki zaciskają się z całej siły, aż materiał zaczął trzeszczeć, jak całe jego ubranie próbowało stawiać mu opór… Jak… Jego ciało…
        W jednej chwili Mitra krzyknął z przerażenia, zaklęcie zostało przerwane, a w oczach skrzypka pojawiła się świadomość. Był sobą. Błogosławiony patrzył na niego przez zalane łzami oczy i gdy tylko poczuł, że uścisk na jego nadgarstkach słabnie, wyrwał ręce i wysunął się spod Aldarena. zasłonił sobie usta dłońmi, kolana przyciągnął do brzucha. Słyszał głos ukochanego i patrzył na niego, ale był jak sparaliżowany. Nie potrafił się ruszyć, nie potrafił odpowiedzieć. Gardło tak miał ściśnięte, że ledwo oddychał. Wszystko działo się obok niego, aż znowu nie poczuł na sobie dotyku, wtedy wzdrygnął się i wierzgnął, gdy próbując się zaprzeć i cofnąć jedynie przejechał stopą po mokrej trawie.
        Jakoś wstał. Poszedł razem z Aldarenem i Amą do jej chatki, w dziwnym pochodzie, gdzie jedno stroniło od drugiego. W środku również krążyli jakby się wzajemnie odpychali. Mitra nie usiadł, nawet gdy wiedźma mu kazała. Stał gdzieś w pobliżu pieca, by się ogrzać, kulił się jak zmokły ptak na gałęzi. Wyglądał na nieprzytomnego z emocji i zmęczenia, ale gdy Ama się do niego odezwała, jego spojrzenie natychmiast zbystrzało. Kiwnął głową.
        - Dziękuję - mruknął, spuszczając przy tym wzrok i po chwili podnosząc go na rzeczone butelki na stole. Podszedł i wziął jedną, po czym powoli zaczął zbliżać się do Aldarena.
        - Ren… - wezwał go, by ten na niego spojrzał. Zorientował się, że on nie chce być za blisko i po części to rozumiał. Sam też najchętniej zaszyłby się gdzieś w kącie i wył, ale to nie była pora by się nad sobą użalać. Teraz ważniejszy był jego ukochany, dlatego Mitra wziął się w garść i jednak podszedł.
        - Zostanę tu jeśli spojrzysz mi w oczy - postawił w końcu warunek, by nie podchodzić bliżej. Jeśli Aldaren faktycznie podniósł na niego wzrok, usiadł na drugim końcu stołu, a jeśli nie, nie wahał się by jednak podejść i nawet podnieść mu głowę, by mogli na siebie patrzeć. W jego oczach widać było zmęczenie i ojcowski zawód - nie surowy, a płynący z głębi serca. Chwilę milczał, po czym odetchnął i odezwał się łagodnym tonem.
        - Nie chcę ci suszyć bezsensownie głowy - zaczął spokojnie. - Oboje wiemy co się stało… I oboje wiemy, jaka była tego przyczyna. Wiem, że chciałeś wytrzymać jak najdłużej bez krwi, wiem, jak bardzo się boisz ją pić… Ale widzisz, do czego to doprowadziło? Ren, widzę jak bardzo cierpisz. I widzę, że jest ci wstyd. Ale pomyśl o tym, co do tego doprowadziło. Zupełnie nad sobą nie panowałeś. Robisz sobie w ten sposób krzywdę… Sobie i innym. Proszę, daj sobie pomóc. Nie chcę, byś znów był w takim stanie. Ren… - Mitra postawił na stole odkorkowaną butelkę od Amy i przesunął ją w stronę skrzypka. - Mogę cię prosić, byś to wypił? Zdaję sobie sprawę, że to niewiele przy tym jak wielki jest twój głód, ale może chociaż trochę zrobi ci się od tego lepiej… A później pomyślimy co dalej. Dobrze?
        Mitra dał Aldarenowi czas na przetrawienie swoich słów i na ewentualne napicie się. Był przy tym jednak czujny i gdyby skrzypek w złości próbował strącić butelkę, próbowałby ją złapać. Nie spodziewał się przy tym, by ten próbował się ponownie na niego rzucić… Szok po poprzednim razie dla obu był chyba zbyt silny.
        - Przepraszam cię - kontynuował po chwili błogosławiony. - Byłem chyba zbyt pobłażliwy i za bardzo beztroski. Zbagatelizowałem twój problem. Gdybym był bardziej stanowczy… Może bym do tego nie doprowadził. Przepraszam, że nie zdawałem sobie sprawy ze skali twojego problemu… Myślałem, że jeszcze nie jest tak źle…
        Głos Mitry był naprawdę skruszony i chociaż nie był na tyle głupi, by bezmyślnie wziąć na siebie całą odpowiedzialność za ten incydent, brał chociaż połowę. Wiedział, że schrzanił - był najbliższą Aldarenowi osobą, a tak łatwo pozwolił, aby jego problemy się rozwinęły zamiast odejść w zapomnienie…
        - Ren - odezwał się po kolejnej dłuższej chwili milczenia. - Kocham cię. Bez względu na to co zaszło… I nadal chcę ci pomóc. Czy… Mogę podejść? - upewnił się, by nie naruszać jego strefy komfortu, ale jeśli otrzymał zgodę, chciał chociaż pogłaskać go po policzku. Albo wziąć za rękę. Wiedział, że to najlepszy sposób, by okazać mu wsparcie.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości